Rozdział 48

W CELU WYJAŚNIENIA…
Okey, więc straciłam ostatnimi czasy chęci do pisania, nie.. w sumie to byłoby kłamstwo, bo ja zawsze mam chęci do pisania. Jednak stwierdzenie: „ostatnio straciłam chęci do pisania tego bloga” jest jak najbardziej trafne. Przez myśl mi przeszło, żeby nawet usunąć bloga, jednak coś mnie powstrzymało, a raczej KTOŚ. (Dzięki Alicja :* ). Więc od razu miałam zawieszać, przekładać rozdziały i inne cuda miały się dziać z tym blogiem. Uratowała mnie pewna urocza osóbka, która doskonale wie, że o niej mowa (dzięki za te siedem godzin w parku :*). Wysłuchała wszystkich moich pomysłów dotyczących tej historii i dzięki niej wszystko to jakoś posklejałam do kupy. Dom Salazara w końcu ma zarys fabuły, dzięki czemu moja historia (mam nadzieję) przestanie być taka nudna jest teraz. Bo nie ukrywajmy, że stanęłam w martwym punkcie.  Zapraszam na rozdział, który być może będzie pierwszym krokiem do ciekawej, zabawnej i to, co jest dla mnie ważne mojej, lepszej historii domu Salazara, który zwariował. ~Pani M.



Rozdział 48 – W celu wyjaśnienia.

 Słońce właśnie zaczęło zachodzić. Pansy przez szybę przyglądała się pomarańczowemu niebu. Było przepiękne. Czasami trafiała się jakaś biała chmura, przysłaniająca widok. Niebo utrzymywało swoją pomarańczoworóżową kolorystykę tylko przez chwilę i zanim Ślizgonka się obejrzała, słońce schowało się całkowicie zabierając ze sobą kolory. Niebo pociemniało i oczom pasażerów białego powozu ukazał się księżyc. A właściwie tylko jego ćwiartka, Harry’emu przypominał jeden z tych przepysznych rogalików pani Weasley.
– Pocałunek był świetny – powiedziała dziewczyna, przenosząc wzrok na twarz Harry’ego.
– Ale? – zapytał, wiedząc, że wcale nie będzie tak kolorowo. Im bliżej Hogwartu się znajdowali tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że to się nie uda.  Pansy dręczyły podobne myśli, nie chciała, aby to wszystko skończyło się tak jak z Draco. Czuła, że jej życie zaczynało przypominać jedną z tych mugolskich telenoweli, które oglądała Miri. Mirabell - kolejna niezałatwiona sprawa.
– Chyba wiesz, co chce powiedzieć. – Harry doskonale wiedział, ale za nic w świecie nie chciał mówić tego głośno. Pansy patrzała na niego wyczekująco, jednak Gryfon nie mógł zmusić się do mówienia. W końcu zniecierpliwiona Ślizgonka zabrała głos:
– To co robimy jest niewłaściwie, Harry. – Trochę dziwnie zabrzmiało jego imię, wypowiadane przez Pansy. Westchnął. Właściwie taki układ mu trochę odpowiadał. Całowali się, kiedy mieli na to ochotę, ale nikt nie odważył się tego wpakować w związek. Tchórz! Zabrzmiało w jego głowie. Jestem tchórzem. Przyznał się sam przed sobą. Chyba po raz pierwszy od dawna pomyślał o tiarze przydziału. Gdybym był ślizgonem nie byłoby problemu…  Ta myśl go nie pocieszyła. Gdybyś nie był gryfonem, kto pokonałby Voldemorta? Czuł się, jakby w środku głowy siedziały mu nargle i wszystko mieszały.
- Już próbowaliśmy wrócić do poprzednich kontaktów, tak tylko przypomnę, że nie wyszło – powiedział licząc, że znajdą jakieś rozwiązanie. Nie mogli być razem z przyczyn oczywistych. Ktoś kiedyś dokonał wyboru za nich, Gryfoni nie umawiali się ze Ślizgonami, kropka. Nie było żadnych wyjątków. Przynajmniej tak im się wydawało. Sami tworzyli ten mur nie do przejścia.
– Co proponujesz? Nie chcesz naszych oschłych kontaktów, ani związku. Czego ode mnie oczekujesz, Potter? Mamy się całować, kiedy tobie to pasuje, a przy twoich kumplach mam rzucać ci nienawistne spojrzenia?
– Jeszcze nic nie powiedziałem – zaczął bronić się Harry. Właśnie wybuchowość Pansy zwróciła jego uwagę, ale też zniechęcała go do dziewczyny. Harry sam nie wiedział jak to rozwiązać. Dziewczyna robiła dobrą minę do złej gry.
– Wiesz, chyba nie mamy szans na związek. Przecież nic o sobie nie wiemy, ba, ty nawet mi nie ufasz. Zresztą ja tobie też nie. Było miło, ale chyba czas to skończyć. – Podjęła te decyzję za nich, wiedziała, że najpewniej skończy się to jak zawsze,  w końcu przypadkiem trafią do komórki na miotły. Pocałunek , a potem „poważna” rozmowa, taka jak ta i udają, że nic miedzy nimi nie ma. Zarówno Harry jak i Pansy byli już zmęczeni takim układem. Jednak nie mieli pomysłu jak go zmienić.
– W celu wyjaśnienia… – zaczął Harry, drapiąc się po głowie.
– Mhm?
– Oboje tego chcemy? W sensie… Ty też nie chcesz tego ciągnąć?
– Tak, ja też nie chce – mówiąc to, nie patrzała mu w oczy.  Harry był zawiedziony, słysząc tą odpowiedź. Zniżali lot, aby wylądować na błoniach. Znów byli w Hogwarcie. Znów byli tylko Parkinson i Potterem.
***
Narcyza Malfoy wyszła z toalety. Otrząsnęła się trochę po słowach syna i postanowiła wrócić do salonu. Trochę się obawiała co tam zastanie po zostawieniu Hermiony z Draconem.
– Może jeszcze się nie pozabijali… – mruknęła bez przekonania. Zupełnie inaczej miała wyglądać ta wizyta. Idąc do salony wezwała skrzata. Opowiastka zjawiła się przed swoją panią,  kłaniając się nisko.
– Przygotuj obiad, coś lekkiego i niezbyt uroczystego. Zjemy w jadalni.
– Ile osób będzie uczestniczyć w posiłku, pani? – zapytała skrzatka.
– Trzy. – Narcyza wyminęła skrzata i zeszła po schodach do holu.  Nie słyszała krzyków dobiegających z salonu, co wzięła za dobry znak. Weszła do pomieszczenia i rozmowa ucichła. Z nieznanych kobiecie  powodów Hermiona stała ze skrzyżowanymi rękami nad siedzącym w fotelu Malfoyem.  Najwyraźniej coś mówiła, ale urwała w pół zdania.
– Wybaczcie moje zniknięcie – powiedziała, bardziej do Hermiony niż syna. Draco posłała wymowne spojrzenie.
– Zostaniesz na obiad? – zwróciła się do Gryfonki i zmusiła usta do delikatnego uśmiechu.
– Jaa… – zaczęła z wahaniem Hermiona, wcale nie była pewna, czy chce zostać.
– Nie zostanie – rzucił Malfoy ze swojego fotela.
– Bardzo chętnie – powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się do Narcyzy, a potem rzuciła Malfoyowi triumfujący uśmieszek.  Draco niezadowolony zrobił kolejny łyk ognistej whisky. Sam nie wiedział, dlaczego tak polubił ten trunek. Może było to oznaką buntu? Tylko przeciwko komu? Nie wiedział.
– Ja spadam – powiedział, wstając, zawahał się chwilę i chwycił butelkę ognistej ze stolika. – To zabieram ze sobą.  – Po tych słowach wyszedł, mijając Narcyzę w przejściu. 
Kobiety zostały same, a Draco udał się do swojej sypialni, na pierwszym piętrze.
– Przepraszam za niego… – powiedziała Narcyza, chociaż wcale nie było jej przykro. Stwierdzenie, że nie lubiła Hermiony było błędne, po prostu nie znała dziewczyny. Oczywiście wolałaby, aby Gryfonka miała czystą krew, ale… czy to było aż tak ważne? Kiedyś powiedziałaby, że tak. Teraz? Sama nie wiedziała. Narcyza dużo przeszła w ciągu tego roku.
– Nie musi pani przepraszać, przyzwyczaiłam się. – Kobieta kiwnęła głową. Usiadła na kanapie.
– Czy masz jakiś pomysł na przekonanie go? – zapytała pani Malfoy. Hermiona nerwowo przygryzła wargę.
– Nie – odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Ale – kontynuowała szybko, widząc rozczarowanie w oczach Narcyzy – Może Blaise albo Pansy by coś zdziałali? W końcu są jego przyjaciółmi. – Kobieta westchnęła.
– Rozmawiałam już z Blaisem. Powiedział, że jeśli Draco nie chce wracać, to on nie będzie go zmuszał.
– A Pansy? – podsunęła Hermiona.
– Sama nie wiem… – Narcyza nie była przekonana co do przyjaciółki syna. Wiedziała o trudnej sytuacji w rodzinie dziewczyny, Voldemort zabił jej ojca, a matkę zamknięto w Azkabanie. Nie chciała obciążać Ślizgonki dodatkowymi zmartwieniami.
– Czy mogłaby pani opisać te ataki? – odezwała się Hermiona, cała ta sprawa ją intrygowała. Zawsze lubiła rozwiązywać zagadki, a to co działo się z Malfoyem było jak jedna wielka zagadka. Chciała wiedzieć więcej.
– On zazwyczaj… – pani Malfoy zawahała się, nie wiedziała, czy jej syn życzyłby sobie, żeby ktoś taki jak Hermiona wiedział.
- Zatrzymam to dla siebie. – Obiecała Gryfonka, ale gdzieś w środku wiedziała, że skonfrontuje Harry’ego i Rona z tymi informacjami, zawsze razem rozwiązują takie problemy.  Każde z nich ma swoje własne metody i tok rozumowania. We trójkę  mogą naprawdę wiele.
– Najpierw pojawia się ból głowy, mówił, że nie da się tego znieść. Zazwyczaj upada na posadzkę i wrzeszczy, trzymając się za głowę. Miewa też drgawki. – Kiedy kobieta o tym mówiła, do jej oczu napłynęły łzy. Wspomnienia syna w taki stanie… Nie życzyła tego nawet najgorszym wrogom. Powstrzymała łzy i mówiła dalej, starała się opanować drżenie głosu.
– Potem dzieją się dziwne rzeczy.
– Dziwne rzeczy? – zapytała Hermiona, marszcząc brwi.
– Czasami rozbija szyby albo sprawia, że przedmioty lewitują. Jakby używał magii, nie kontrolujące tego. Zdarzyło mu się nawet podpalić szafę.
– Czy po tych atakach pamięta co robił?
– Tak. Mówi, że wszystko pamięta. A pytała go pani o to co robił?
– Ja… – Narcyza zmarszczyła brwi, a po chwili przecząco pokręciła głową. – Nie. Nigdy nie pytałam. – Hermiona zmarszczyła brwi, myśląc intensywnie. Patrząc na nią można było dostrzec trybiki obracające się coraz szybciej. Z każdą minutą w jej głowie rodziło się więcej teorii. Była prawie pewna, że chłopak nie pamięta co robił podczas ataku.
– Czy mogłabym go o to zapytać?
– Myślę, że tak. Powinien być w swojej sypialni, zaprowadzę cię. – Hermiona szybko podniosła się z fotela. Narcyza z gracją wstała z kanapy i wolno podeszła do łuku, który łączył salon z holem. Słychać było tylko cichy stukot obcasów na posadzce. Kiedy Hermiona, podążając zza Narcyzą, opuściła salon, przed nimi pojawił się skrzat.
– Pani, – Skłonił się przed Narcyzą. – Podano przystawki. – Kobieta skinęła niezauważalnie głową.
– Dobrze, sprowadźcie Dracona.
– Pani… – Skrzat zadrżał. – Opowiastka była u niego już dwa razy. Powiedział, że nie będzie jadł w takim towarzystwie.
– W takim razie zjemy bez niego. – Narcyza przeszła przez hol i skierowała swoje kroki do jadalni. Hermiona była zachwycona minimalistycznym wyglądem przedpokoju, ale nie zdążyła się dokładniej rozejrzeć, kiedy Narcyza zniknęła już za kolejnym białym łukiem prowadzącym do jadalni. Po środku pomieszczenia stał długi stół z ciemnego drewna. Znajdował się na nim przykrótki obrus, biały w granatowe wzory. Krzesła stały równo ułożone po obu stronach długiego stołu, były mosiężne i Hermiona miała trudność żeby w ogóle je odsunąć. Skrzaty przygotowały nakrycie dla trzech osób. Zwykłe, białe talerze, granatowe serwetki, komplet sztućców.  W jadalni państwa Malfoy znajdowały się również dwa, ogromne okna. Miały czarną futrynę i były lekko strzeliste przy górnej ramie. Gryfonka nie zauważyła żadnych, ciężkich zasłon w tej części domu. Usiadła do stołu i dostrzegła na swoim talerzu coś podobnego do pasztecików.
– Soku z dyni? – Z zamyślenia wyrwał ją skrzat, był bardzo stary i pomarszczony. Przypominał pannie Granger Stworka.
– Tak poproszę – odpowiedziała grzecznie i przed nią pojawiła się, kryształowa szklanka, wypełniona w ponad połowie sokiem.
– Możesz odejść. – W salonie rozległ się głos Narcyzy. Spojrzała na Hermionę, a potem odkroiła kawałek pasztecika. Nadziany był jagnięciną. Hermiona poszła w ślad za gospodynią i zabrała się za swoją porcję.
– Bardzo dobre – powiedziała, gdy tylko udało jej się przełknąć pierwszy kęs. Przystawka bardzo jej smakowała, podobnie jak danie główne. Narcyza proponowała również deser, ale Hermiona wymówiła się grzecznie. Nie dałaby rady wcisnąć w siebie, choćby jeszcze jednego kęsa.
– Pójdę z nim porozmawiać  – powiedziała, wstając od stołu, chciała spróbować raz jeszcze. Pani Malfoy nie zrozumiała i tylko pytająco uniosła brew.
– Z Malfoyem, w sprawie szkoły. Może uda się jeszcze coś zdziałać…
– Tak! – Z entuzjazmem przytaknęła Narcyza. – Jego sypialnia to ostatnie drzwi na lewo, zorientujesz się. – Hermiona uśmiechnęła się i opuściła jadalnie. Naprzeciw drzwi wejściowych stały schody. Były bardzo szerokie i, co ze smutkiem zauważyła Hermiona, jak wszystko w tym domu – prawie czarne. Weszła po schodach na górę, skrzywiła się, kiedy kila ostatnich stopni zaskrzypiało.  Korytarz ciągnął się w obie trony i było wyłożony purpurowym dywanem, tłumił on odgłos kroków Hermiony. Gryfonka skierowała się na lewo, zgodnie z instrukcją pani domu. Po lewej stronie ciągnął się szereg tajemniczych drzwi, nie jedne były zamknięte kłódką.  Hermionę kusiło, aby zajrzeć do wszystkich. Zawsze intrygowały ją takie rzeczy, a tutaj aurę tajemniczości były czuć na kilometr. W końcu stanęła przy ostatnich drzwiach. Sama nie wiedziała, czy jest gotowa na tę konfrontację z  Malfoyem.  Wzięła wdech i powoli wypuściła powietrze, zapukała do drzwi. Nie otrzymała żadnej odpowiedzi, odczekała jeszcze chwilę, a potem nacisnęła klamkę, wchodząc do środka. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to porządek. Tak, Draco Malfoy utrzymywał w pokoju niebywały porządek. Jedynie błękitna koszula przewieszona przez oparcie krzesła psuła cały efekt. Mimo wszystko Gryfonka nie mogła uwierzyć własnym oczom. Nieraz ona miewała większy nieporządek niż Malfoy. Zaskoczył ją, ale to było miłe zaskoczenie. Szkoda, że w dormitorium, nie potrafiłeś posprzątać. Zachowała jednak tę uwagę, dla siebie. Leżał wyciągnięty na łóżku i czytał. Zaraz… Czytał? To było kolejne zdziwienie, Hermiona poznała tę książkę od razu. Był to podręcznik do eliksirów. Kiedy zamknęła za sobą drzwi, zaszczycił ją spojrzeniem. Podniósł się do pozycji siedzącej i odłożył książkę.
– Granger – zaczął z ironicznym uśmiechem – co za niemiła niespodzianka…  – Dziewczyna nie odpowiedziała na zaczepkę, za to rozejrzała się po pokoju.  Wielkie łóżko, zajmowało większość powierzchni. Pościel była biała i aż raziła w oczy kiedy porównało się ją z resztą pokoju. Teraz na łóżko była zarzucona narzuta w kolorze butelkowej zieleni.  Panele miały odcień ciepłego brązu i bardzo ładnie pasowały do szarych ścian. Było też solidne biurko z obrotowym krzesłem, komoda i szafa. Koło łóżka na kanciastym stoliku leżała różdżka Ślizgona i kilka, nieotwartych jeszcze, listów. Na jednym dostrzegła nie złamany lak z odbitym godłem Hogwartu.
– Przyszłaś się pożegnać? – zakpił, wstając z łóżka. Hermiona zauważyła, że nie nosi już koszuli, jak na początku jej wizyty w Malfoy Manor, miał na sobie zwykłą, szarą koszulkę. Panna Granger miała nieodparte wrażenie, że jej pochodzenie jest mugolskie. Nie skomentowała tego stroju, chociaż wiele złośliwych uwag cisnęło jej się na usta.
– Przyszła porozmawiać – oznajmiła spokojnie, krzyżując ręce na piersi.
– W mojej sypialni? Tutaj zazwyczaj dziewczyny przychodzą w innym… – nie mógł dokończyć aluzji.
– Dość Malfoy. – Mimo wszystko na jej policzkach można było dostrzec rumieniec. – To poważna sprawa, skup się na chwilę – dodała podirytowana.
– Problem w tym, Granger – zaczął, podchodząc do biurka – że to co masz do powiedzenia, za bardzo mnie nie interesuje… – Westchnęła, zmęczona tą ciągłą słowną przepychanką.
– Chociaż raz możesz mnie posłuchać? – Pokręcił przecząco głową, opierając się o oparcie obrotowego krzesła.
– Granger, nie męczy cię to już?
– Ty? Ty męczysz mnie zawsze – rzuciła w jego stronę. Pokręcił głową, a blady uśmiech błąkał się po jego twarzy.
– Nie ja. To ciągłe robienie tego, czego inni od ciebie chcą. Kiedy ostatnio zrobiłaś coś dla siebie? Proponuję fryzjera… – Dostrzegł jej oburzoną minę i ze śmiechem dodał: – Ewentualnie kosmetyczkę.
– Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Przychodzę tu w dobrej wierze, chcę ci pomóc, kretynie jeden, a ty mnie tak traktujesz! Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz?! – mówiąc to, podchodziła do niego coraz bliżej, mierząc chłopaka nienawistnym spojrzeniem.
– Nienawidzę? Zastanów się jeszcze raz. Spójrz mi w oczy i powiedz prosto w twarz, że cię nienawidzę.
- Nienawidzisz mnie Malfoy – jej głos rozszedł  się po pokoju, jak echo. Wykrzywił zmęczoną twarz w cyniczny uśmiech. Zbita z tropu, zmarszczyła brwi.
– O co znów ci chodzi?
– Gdybym cię naprawdę nienawidził, nie zdążyłabyś otworzyć ust, a ja spokojnie poderżnąłbym ci gardło. Może wróć do definicji nienawiści, co Granger?
– To właśnie był dowód – odparła spokojnie, krzyżując ręce na piesi. W głowie już przypomniała sobie odpowiednią  definicję, ale jedynie zacisnęła mocniej usta. Uniósł pytająco brew.
  – Zawsze musisz mi dopiec, zawsze musisz być górą i zawsze – podkreśliła to dobitnie – Mówisz mi po nazwisku. – Pokręcił z niedowierzaniem głową.
– Podobno jesteś mądra, Granger. – Westchnął, nie dając dojść do słowa podirytowanej dziewczynie.
– Żadne z podanych przez ciebie przykładów nie są związane z nienawiścią. Zawsze muszę ci dopiec, bo lubię się z tobą drażnić, jesteś godnym przeciwnikiem, jeśli chodzi o riposty. Zawsze muszę być górą bo jestem zarozumiały, czego nie omieszkałaś mi nie wytknąć setki razy. – Uśmiechnął się widząc jej zdziwienie. – Tak, Granger dociera do mnie to co mówią inni, po prostu się nie przejmuje. Wiem, że taki jestem i nie musisz mi tego przypominać setki razy dziennie.
– Jesteś zarozumiałym dupkiem, Malfoy. – Syknęła odruchowo, na co on tylko westchnął ciężko, spoglądając w sufit.
– Salazarze, już wiem dlaczego nie jesteś Krukonką… – Zmrużyła gniewnie oczy, ale nic nie powiedziała.
– Co do zwracania się po nazwisku… to oboje dobrze wiemy, że to nie jest żaden dowód. Raczej bardziej przemawia za tezą, że cię nie szanuję, ale nie nienawidzę. A z tym szanowaniem to też nie do końca… – Ale nie pozwoliła mu dokończyć. Nie wytrzymała:
– Do jasnej cholery, Malfoy! Nie wmawiaj mi teraz, że mnie szanujesz! Bo nigdy w to nie uwierzę, nie nienawidzisz mnie to jasne, ale nigdy więcej nie próbuj mnie okłamać w sprawie szacunku! – Jej wrzaski nie zrobiły na Ślizgonie większego wrażenia, ale jedno nie dało mu spokoju.
– Czemu niby to takie jasne, że cię nie nienawidzę? – Uśmiechnęła się, próbując naśladować jego cyniczny, wręcz firmowy uśmieszek. Nie wyszło jej to zbyt dobrze.
– Przypomnę, cię te twoją upragnioną definicję nienawiści – zaczęła cedząc, każde słowo:
– Nienawiść to bardzo silne uczucie niechęci wobec kogoś, połączone z pragnieniem by obiekt nienawiści spotkało coś złego. 
– I co niby to udowadnia Granger? Że pożarłaś słownik?
– Żeby mnie nienawidzić musiałabym cię obchodzić. Żeby żywić jakiekolwiek uczucie do danej osoby, trzeba ją poznać, a przede wszystkim przejmować się nią. Teraz wiem, że ty się mną nie przejmujesz. Nikim się nie przejmujesz. Właśnie, dlatego nie możesz mnie nienawidzić. Ty po prostu masz mnie gdzieś. Jestem jak powietrze. – Odwróciła się na pięcie kierując do drzwi. 
– Z tą drobną różnicą, Granger – zaczął cicho – że powietrze jest mi jeszcze potrzebne. Ty nie.
 Wyszła trzaskając drzwiami.
***
  Blaise Zabini siedział w swojej sypialni. Kiedy Draco odszedł z Hogwartu, chłopak został na dobre zakwaterowany u Notta. Chociaż wcześniej i tak tam pomieszkiwał, odkąd postanowił się wyprowadzić. Zdążył już przenieść do lochów wszystkie swoje rzeczy.  Niechętnie przeglądał podręcznik od Obrony nad Czarną Magią. Nie lubił tego przedmiotu, a denerwujący nauczyciel nie był jedynym powodem. Kiedy omawiali jakieś czarnomagiczne zaklęcie, chłopka od razu wracał do sceny, kiedy któryś ze śmierciożerców go używał. Często sam pojawiał się w tych wspomnieniach z różdżką w ręku. Nagle rzucił mu się w oczy nieprzeczytany list. Sowa jego matki dostarczyła go podczas śniadania, a on wolał odłożyć tę prawdopodobnie, nieprzyjemną lekturę na później. Zamknął podręcznik z hukiem i sięgnął koperty. Podejrzewał czego dotyczyła wiadomość. Rozerwał kopertę i wyjął z niej złożoną na pół kartę.  Niechętnie ją rozłożył. Jak zwykle matka Ślizgona pisała purpurowym tuszem, na pożółkłym pergaminie.
09.10.1998r.
Za kogo ty się uważasz!
Westchnął widząc już sam nagłówek, wolał nie czytać dalej, ale wiedział, że nie ma wyjścia. Teraz był pewny czego dotyczy list, właściwie nie rozmawiał z Zofią na inne tematy.
Podobno wysłałeś Samancie list zrywający wasze zaręczy! Więc pytam ponownie, ZA KOGO TY SIĘ UWAŻASZ! Masz się ożenić zaraz po ukończeniu szkoły, warunki były jasne. Jeśli kogoś sobie nie znajdziesz, ożenisz się z Samantą! A z tego co wiem nie znalazłeś. (W prawdzie masz czas do Bożego Narodzenia). Moja cierpliwość powoli się kończy, Blaise. Liczę na odwiedziny podczas ferii i to z twoją wybranką. Nie ciesz się na zapas i pamiętaj o warunkach. Czysta krew to podstawa! Poza tym muszę ją polubić.
Szukaj, choć pewnie i tak nie znajdziesz…
Zofia Zabini (matka)
Blaise zgniótł list w kulkę i rzucił w stronę i tak już przepełnionego kosza na śmieci. Będę musiał się pospieszyć. Ta nieprzyjemna myśl przebiegła mu przez głowę. Wstał z łóżka i wygładził koszulę.
– Weasley, szykuj się na odwiedziny… – szepnął do siebie, wychodząc z sypialni.

*
  Ginny Weasley siedziała w bibliotece pochylona nad pergaminem. Pisała esej na transmutację, chociaż termin oddania prac był dopiero w środę. Stolik, który zajęła tonął w książkach. Nie lubiła transmutacji, a każde zadanie domowe było torturą. Gryfonka sama nie wiedziała, dlaczego zdecydowała się na kontynuację tego przedmiotu. Oczywiście mogła poprosić Hermionę o pomoc, ale robiła to zdecydowanie za często. Wykreśliła ostatnie dwie linijki tekstu i sięgnęła po pierwszą książkę ze stosu. Zaczęła czytać. Kiedy w końcu mniej więcej zrozumiała o co chodzi w transmutacji bezmagicznej, ktoś postanowił zakłócić jej spokój.
– Michael… – powiedziała nieco zaskoczona. Krukon uśmiechnął się do dziewczyny.
– Co tam masz? – Zerknął na jej pokreślony pergamin i skrzywił się. – Kiepsko to wygląda…
– Nawet nie mów – mruknęła ponoru. – Chyba nigdy nie skończę.
– Mogę ci pomóc i tak zrobiłem swoje zadania na cały tydzień. – Znów się uśmiechnął. Ginny nie była pewna, czy chce przyjąć pomoc Krukona. Z jednej strony kiedy tego nie zrobi będzie tu siedzieć do środy, z drugiej nie chciała spędzać czasu z Michaelem jeśli nie było to konieczne.
– To miło, ale… – zaczęła, jednak ktoś rozproszył jej uwagę. Blaise Zabini stanął za Michaelem i wyszczerzył się do Ginevry. Był o pół głowy wyższy od Krukona, przyłożył palec do ust, nakazując Gryfonce ciszę. Nie wiedzieć czemu, Ginny przystała na te warunki.
– Ale? – zapytał Michael nieświadomy, że ktoś za nim stoi. Przyglądał się uważnie twarzy swojej byłej dziewczyny. Był pewny, że znów się zejdą. Potrzebował jedynie trochę więcej czasu. Ginny już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale teraz odezwał się Blaise:
– Ale mamy już inne plany. – Krukon podskoczył na dźwięk głosu Zabiniego obok swojego ucha. Ginny zatkała usta ręką, żeby nie parsknąć śmiechem. Michael po chwili otrząsnął się i zdziwienie przeszło w złość. Posłał Gryfonce oskarżające spojrzenie i wyszedł bez słowa, trącając Blaise’a ramieniem, gdy go mijał.
– To było wredne… – powiedziała Ginny, kiedy opanowała napad śmiechu.
– Jestem Ślizgonem, skarbie.
– Nie skarbuj mi tutaj – warknęła, mrużąc oczy. Nie przejął się jej tonem i z uśmiechem wpakował swój tyłek na krzesło obok Ginevry. Bez pytania zabrał ze stołu pokreślony pergamin i zaczął czytać.
– Oddawaj! – krzyknęła Gryfonka, wstydząc się swoich wypocin.
– W bibliotece zachowujemy ciszę!!! – wrzasnęła pani Prince i łypnęła wzrokiem bazyliszka w stronę stolika, przy którym siedzieli Ginny i Blaise.
– Eeee… Chyba nie zamierzasz oddać tego McGonagall? – zapytał Ślizgon, ignorując w zupełności bibliotekarkę.
– Nie. – Dziewczyna wyrwała mu swoje wypracowanie.  – W ogóle jak mnie tu znalazłeś?
– Wszystkie grzeczne Gryfoneczki odrabiają swoje zadania domowe w niedziele w bibliotece. – Zacmokał. Posłała mu spojrzenie spode łba.
– Ja nie jestem grzeczna – dodała, unosząc sugestywnie brew. Z uśmiechem pokręcił głową.
– Zobaczymy – dodał tajemniczo i wstał z krzesła. Ginny niepewnie zmarszczyła brwi, próbowała rozgryźć tego Ślizgona. Wyciągnął do niej rękę.
– Idziesz? – Kiwnęła głową, wstając bez jego pomocy. Chciała zabrać swoje wypracowanie i odłożyć książki na półki, ale chłopka chwycił ją za nadgarstek i pociągnął w stronę wyjścia.
– Jeszcze się na sprzątasz.
– A moje wypracowanie?! – krzyknęła w biegu.
– Napiszemy nowe – odpowiedział, odwracając głowę w jej stronę.
– Napiszemy? – zapytała zdziwiona.
– Możesz pisać sama, jeśli nie chce zdać… – Oburzyła się trochę, ale nic nie odpowiedziała. Miała świadomość, że Ślizgon ma rację.  Przebiegli przez całe zachodnie skrzydło i zatrzymali się dopiero w Sali Wejściowej.  Ginny raptownie tam przystanęła.
– Dokąd mnie ciągniesz? – zapytała, trochę podejrzliwie.
– Oj no… zawsze chcesz wszystko wiedzieć? – Uniosła jedynie pytająco brew.
– Będzie śmiesznie, to powinno ci wystarczyć…
– Blaise? – jej złowróżbny ton zmusił Ślizgona do wyjaśnień. Westchnął i puścił jej rękę.
– Chciałem podłożyć łajnobombę w pokoju nauczycielskim i może ze dwie u Barkleya… – Uśmiechnęła się, nauczyciel Obrony prze Czarną Magią naprawdę ją denerwował. Najpierw była oczarowana, sprawiał wrażenie mądrego, młodego mężczyzny, który wie czego uczy. Szybko czar prysł i Ginevra przekonała się, że to kolejny Gilderoy Lockhart.
– A jak nas złapią? – W jej głowie odezwał się głos rozsądku.
– Tchórzysz?  – Podpuszczał ją.
– Nigdy, dawaj te bomby.

Biegła korytarzem szóstego piętra, Zabini tuż za nią. Gonił ich Filtch i jego kotka, Pani Norris. Śmiali się w głos, Ginny już dawno tak dobrze się nie bawiła.
– Biegnij! – krzyczał za nią Blaise. Podłożenie łajnobomby do gabinety profesora Barkleya to była kaszka z mleczkiem, ale kiedy przyszło im wkraść się do pokoju nauczycielskiego, Ginny wahała się o kilka minut za długo i w efekcie Pani Norris ich przyłapała. Szaleńczy bieg trwał i trwał. Woźny nie widział sprawców, ale nie odpuszczał. Ginevra i Zabini nagrabili sobie jeszcze bardziej, rzucając za siebie jedną z łajnobomb. Cały korytarz trzeciego piętra był zanieczyszczony. Filtch będzie miał naprawdę dużo roboty i przysiągł sobie, że nie odpuści póki nie dowie się kto z a tym stoi. Ginny już miała wbiec na schody, kiedy te obróciły się w ostatnich chwili. Jęknęła załamana, coś tak czuła, że za dobrze im idzie.
– Co teraz?! – krzyknęła do nadbiegającego Blaise’a. Chłopak zatrzymał się na środku korytarza i rozejrzał.
– Szukaj otwartych drzwi! – krzyknął i sam złapał za najbliższą klamkę. Ginny roześmiała się, widząc jak  Ślizgon nieporadnie mocuje się ze wszystkim drzwiami.
– Pomóż mi Weasley! – krzyknął. Dziewczyna szybko wyjęła różdżkę zza paska jeansów.
– Alohomora – powiedziała spokojnie, celując w drzwi z którymi szamotał się Zabini. Spojrzał na nią zdziwiony, ale nie było czasu na rozmowy. Wbiegł do pomieszczenia, a rudowłosa Gryfonka za nim. Zamknęli drzwi od środka i głośno wypuścili powietrze. Każde jeszcze łapało oddech po szaleńczym biegu. Ginny z rękami na kolanach, dyszała w podłogę. Blaise wypuścił głośno powietrze, patrząc w sufit. Żadne nie myślało, żeby się rozejrzeć.  Ich spojrzenia się spotkały i na nowo  wybuchli śmiechem.
– Cicho, bo nas znajdzie – powiedziała Ginny z uśmiechem. Blaise też zamilkł. Dawno tak dobrze się nie bawili, jak dzieci, nie martwiąc się o nic.
– Barkley będzie miał niespodziankę – powiedziała Gryfonka, była  podekscytowana. Podeszli do drzwi i nasłuchiwali, a kiedy długo nikt nie nadchodził rozejrzeli się po pomieszczeniu.
–  Gdzie my jesteśmy? – z gardła Ginny wyszedł jedynie szept. Całe pomieszczenie tonęło w pozwijanych pergaminach. Od lekko pożółkłych do tych prawie brązowawych. W pokoju było jedno okno, przez które do środka wlewało się późno popołudniowe światło. Pod sufitem wisiała lampa z pogaszonymi świecami. Ślizgon uniósł różdżkę i odpowiednim zaklęciem, zapalił wszystkie świece. Od razu zrobiło się jaśniej. Na wszystkich ścianach oparte były, wysokie aż po sufit regały. Wszystkie w całości zawalone pergaminami. Sporą część pokrywały pajęczyny i kurz. Czasami papiery nie mieściły się na półkach, więc leżały luzem na podłodze.
– Wygląda jak archiwum – podsunął chłopak, podchodząc bliżej jednego z regałów.  Ginny podniosła pergamin z ziemi i rozwinęła go.  Zmarszczyła brwi.
– Co tam masz? – Zainteresował się Blaise.
– To… to zadanie domowe na zielarstwo jakiejś Emilli Sparks.
– Praca domowa? – zapytał zdziwiony. Ginny nie mniej zaskoczona pokiwała głową.
– Tu chyba trzymają nasze wypracowania. – Ginny była bardzo podekscytowana odkryciem. Widziała tyle możliwości. Ślizgon jednak był bardziej sceptyczny. Wybrał jeden z najnowszych pergaminów i rozwinął go.
– To wypracowanie na zaklęcia. Z 1974 roku… Nie ekscytuj się tak, to stare prace. – Entuzjazm dziewczyny lekko przygasł. Podeszła do regału i znów zdjęła jakieś wypracowanie. Przeglądali prace dobrych parę minut, kiedy nagle chłopaka zatkało. Stał z szeroko otwartymi oczami, trzymając jakąś prace. Po chwili zaczął się śmiać.
– Co tam masz? – zapytała Ginevra, podchodząc do Ślizgona. Próbowała zajrzeć mu przez ramię, jednak był za wysoki.
– To wypracowanie McGonagall z transmutacji.
– I co w tym śmiesznego?
– Dostała „nędzny”!
– Pokaż to! – Ginny wyrywała się po pracę nauczycielki, Blaise droczył się z nią i uniósł pergamin nad głowę.
– No pokaż! – Podskoczyła, ale nie udało jej się sięgnąć wypracowania. Znalazła się blisko chłopaka, przy kolejnym podskoku jej twarz znalazła się niebezpiecznie blisko jego twarzy. Próbowała się odsunąć, ale on złapał ją w tali wolną ręką i przyciągnął do siebie. Zamarła na kilka sekund i wstrzymała oddech. Miała ochotę, żeby… Nie myśl o tym!  Skarciła siebie w myślach.
– Szukasz pretekstu? – zapytał cicho, pochylając się nad Ginny. Zmarszczyła lekko brwi.
– Pretekstu do czego?
– Żeby mnie pocałować. – Już miała zaprzeczać, ale nie dał jej dojść do słowa:
– Oddam ci wypracowanie McGonagall za całusa. Będziesz miała i pretekst i pergamin.
– A ty co będziesz z tego miał? – zapytała podejrzliwie.
– Nie dostane w twarz, jeśli to ty mnie pocałujesz, więc decyduj się Weasley, bo mam na to cholerną ochotę… – Ostatnie słowo wymamrotał wprost do jej ust. Ginny stając na palcach, pocałowała go. Delikatnie, nie zachłannie. Jej wargi co chwilę muskały jego. Blaise nie ukrywał, że takie poświęcenie dla dobra jego planu jest w stanie znieść. Co więcej mógłby je znosić częściej. Przyciągnął ją jeszcze bliżej, tak, że stykali się ciałami. Całował ją coraz bardziej zachłannie. W końcu oderwali się od siebie i każde wzięło porządny oddech. Zabini z uśmiechem wręczył jej wypracowanie dyrektorki.

– Nikomu ani słowa, jasne? – pogroziła mu palcem. Mimo wszystko nie żałowała tego, że wyciągnął ją z biblioteki. Czuła, że ich przygoda szybko się nie skończy.











Urodziny Harry'ego i Pani Rowling! STO LAT ! 

(i może jeszcze komentarz zostawisz...?)

Komentarze

  1. O mój bosz *-* nareszcie! Nawet nie masz pojęcia ile przyjemności mi sprawiłaś nowym postem! Twój blog to jeden z moich ulubionych, więc nawet nie próbuj go zawieszać! Całusy;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezuu <3 Super, kocham twojego bloga <3
    P.S Zapraszam do siebie, jutro prolog
    'http://panna-wiem-wszystko-granger.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Przy takiej teściowej jaką szykujesz dla Ginn .... aż mi jej szkoda

    OdpowiedzUsuń
  4. najlepszeee!! ♡♡♡ dziewczyno nie wąż się zawieszac bloga !!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że nie zawieszasz bloga ;)
    Kocham to czytać ♡♡♡
    Pansy i Harry mają się znowu zejść, jasne?
    No i jest też Blinny… Cudownie :)
    Dramione najmniej mnie obchodzi, ale jestem ciekawa jak to rozegrasz.
    No i dzięki za nominację do LBA :*
    http://czterej-huncwoci-i-ruda.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. najlepszeee!! ♡♡♡ dziewczyno nie wąż się zawieszac bloga !!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Najlepszy rozdział EVER! <3 <3 <3
    Tyle się tu działo, zaczynając od dziwnych relacji Pansy i Harry'ego.. ciekawa jestem jak się to wszystko rozwiąże. Mam nadzieję, że w końcu dojdą do porozumienia i znajdą jakiś sposób na porozumienie *-*
    Kolejny wątek przewinął się w Malfoy Manor.. to było COŚ! Kurde nie mam pojęcia co Hermiona na to poradzi ale ma niezły problem na głowie... i ten Draco kurde. Liczę, że w końcu się chłopok ogarnie :D
    No i na koniec akcja Ginny i Blaise'a!!!!!!!! Kocham, kocham, kocham <3 ciekawa jestem co wymyśli nasz Diabełek i co poradzi na naciski swojej mamusi xd wierzę w niego!! Ale nie mam się co chyba martwić bo jak na razie idzie mu bardzo dobrze ;) :D i ten CAŁUS <3 hahahahahahah chcę więcej!! Kocham tego bloga <3 <3 życzę weny i pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Urocza osóbka cieszy się iż 7h w parku z autorką tego rozdziału sprawiło że jest AKCJA.! :* :* :* Ps.: Jak wrócę z tej dziwnej miejscowości nad morzem to bd powtórka :)

      Usuń
  8. Zastrzeliła bym Cię Avadą jakbyś zawiesiła bloga, naprawdę. Uwielbiam go, więc się nie waż zawieszać. Rozdział fajniutki, leciutko się go czytało. Nareszcie Blinny tylko wydaję się takie pospolite, Ginny się dowie o Blaise'a planie, zerwą i znowu się zejdą, co prawda nie wiem czy tak będzie, ale na razie tak to wygląda z mojego punktu widzenia, mam nadzieję że czymś nas jeszcze zaskoczysz.
    Dramione coś zaczyna się dziać, ciekawie jak Hermiona to rozegra :D
    Hansy to jest taka historia że nie da się własnego ciągu dalszego dopisać za to czeka się z niecierpliwością jak ich losy się potoczą, takie same od czucia przynajmniej ja mam z dramione.
    Czekam jak to wszystko się rozegra.
    PoZdRo
    P.S. Powtarzam nie waż się zawieszać bloga

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział! Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie przejmuj się tym, każdy miewa chwilę zwątpienia. Pamiętaj, że masz wiernych fanów Twojego opowiadania :* Ja je uwielbiam i zawsze czekam na kolejne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  11. No no, ciekawie się zapowiada! Pisz szybko kolejny rozdział bo już się nie mogę doczekać!
    Zuzia :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nareszcie kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  13. Aghdvtacabxjxvdn... *.* <-- mój sposób wyrażenia euforii. XD To jest takie genialne - uwielbiam Twoje opowiadanie. :D Pochłonęłam całe w bodajże jeden dzień, bo nie mogłam się oderwać.
    Miło poczytać, jak Dom Salazara wariuje. :D
    Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, a szczególnie czekam na więcej Draco i Hermiony. :)
    Całusy xxx
    Nightyy

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty