Rozdział 43

Hej! Jak zwykle spóźniona...  Kolejny rozdział sobota/niedziela, a jeśli nie, to macie pełne prawo użyć Avady! Trochę kiepsko mi idzie to dotrzymywanie terminów, no nie? Ale cóż poradzę, że jestem takim strasznym leniem! Ale, jak to ja, mam coś na swoją obronę :) Otóż zauważyłam, że na innych blogach posty dodawane są co miesiąc, nieco rzadziej co dwa tygodnie... Może też trzeba się nad tym zastanowić? Jeśli chcecie abym zawsze dotrzymywała terminu właśnie tak musiałyby się pojawiać rozdziały. Co miesiąc/dwa tygodnie, wątpię, że to przyniesie korzyść komukolwiek, ale decyzja należy do was... Rozdział raz w tygodniu i niedotrzymanie czasami terminu (ostatnio nie "czasami" wiem), czy rozdział raz na miesiąc, ale w terminie?
Piszcie w komentarzach. (osobiście jestem za pierwszą opcją).
~Pani M.

Rozdział 43 – Podróż i Quidditch.

  Podróż zapowiadała się całkiem przyjemnie i w sumie, właśnie taka była. W zaledwie sześć godzin biały powóz znalazł się na terenie Francji. Pansy była pogrążona w pół śnie, kiedy, nie wiadomo skąd, do jej uszu dobiegł słodki, melodyjny, kobiecy głos. Leniwie otworzyła oczy i skupiła się na przekazywanej treści:
– Mam nadzieję, że podróż przebiegła pomyślnie, za chwilę wylądujemy w stolicy. Pegazy muszą odpocząć przed przeprawą przez góry. Oznacza to, że możecie przez dwie godziny zwiedzać miasto, radzimy nie oddalać się za bardzo od powozu, ponieważ nie będziemy na was czekać. Za wszystkie utrudnienia przepraszamy i życzymy miłej podróży. – Kobiecy głos ucichł, a Ślizgonka ziewnęła, po czym spojrzała na Harry'ego. Ciemnowłosy chłopak bawił się różdżką, wyczarowując różnokolorowe obłoczki. Przeniósł spojrzenie swoich zielonych oczu na dziewczynę:
– Jak się spało? – mruknął. Ślizgonkę zaskoczyło to proste pytanie. Brzmiało dziwnie i nienaturalnie w ustach Gryfona.
– Dobrze – odpowiedziała po chwili z nutką zawahania w głosie.
– Masz jakieś konkretne miejsce, gdzie chcesz iść?
– Co? – Nie zrozumiała o co ją pyta, jej mózg z jakiś powodów działał na wolniejszych obrotach. Nie wiedziała, czy było to spowodowane niewyspaniem, czy tym, że Francja tak źle jej się kojarzy. Nagle przed oczami stanął jej obraz Mirabell. Roześmianej, szczęśliwej, żywej i to uderzyło w nią najbardziej. Miri nie żyje, pogódź się z tym, głupia jesteś, nie rozpamiętuj! Zbeształa siebie w myślach. Nie pomogło, Pansy wiedziała, że zaraz się rozpłacze. Nie przy nim! Wołała do siebie w myślach.
– Wszystko okej? – Dobiegł do jej uszu głos Gryfona. Zamrugała kilka razy, aby powstrzymać łzy.
– Tak, po prostu to była długa podróż... – Chłopak zmarszczył brwi, nie wierzył Ślizgonce, ale koniec końcu, nic nie powiedział. Uznał, że to nie jego sprawa.
– Zaraz lądujemy – odezwał się po chwili. Pansy kiwnęła głową. Ze wszystkich sił starała się nie myśleć o kuzynce i rodzinie, którą zostawiła we Francji.
  Wyjrzała przez okno i zauważyła, że budynki na dole zaczęły się przybliżać, poczuła, że powóz zwalnia i zniża lot. Przy następnym nagłym szarpnięciu wylądowali. Pansy przez okno dostrzegła brukowany plac, a Harry w tym samym momencie wstał i podszedł do drzwi. Chwycił złotą, zdobioną klamkę i otworzył je. Wyszedł na zewnątrz przytrzymując drzwi, aby Pansy również mogła opuścić powóz. Ich oczom ukazał się niewielki budynek ze strzelistym dachem i ścianami z czerwonej cegły. Zaraz drzwi domu otworzyły się i wyszedł przez nie niewysoki, brodaty mężczyzna. Miał około pięćdziesięciu lat i całkowicie łysą głowę, co w zestawianiu z długą brodą efekt dało przekomiczny. Gdy jegomość podszedł bliżej, okazał się pół głowy niższy od Harry'ego.
– Słyszeliście komunikat, co tu jeszcze robicie? – zaskrzeczał, marszcząc brwi. Wyraz twarzy miał nieprzyjemny, Harry'emu przypominał w tamtej chwili wuja Vernona.
– Eee... przepraszam? Niby co mamy robić? – zapytała Pansy, krzyżując ręce na piersiach. Mężczyzna podrapał się po łysej głowie i mruknął coś pod nosem.
– Możecie iść zwiedzać miasto – powiedział po chwili z niesmakiem.
– Którędy do miasta? – zapytał Harry, Ślizgonka już chciała coś powiedzieć, ale Gryfon dał jej znak, aby jeszcze chwilę milczała.
– Dwa kilometry w tamtą stronę – warknął brodaty mężczyzna i wskazał grubym paluchem ścieżkę, biegnącą pod górę. Harry zerknął przez ramię na wydeptany szlak.
– Dziękujemy – odpowiedział grzecznie, a potem, ciągnąc Pansy za sobą, oddalił się od powozu i mieszkańca domu z czerwonej cegły. Gdy byli wystarczająco daleko Ślizgonka wyrwała swoją rękę z jego uścisku.
– Nie zamierzam nigdzie iść – warknęła.
– Chyba nie chcesz tu z zostać? Z nim. – Spojrzał jej w oczy, jakby chciał coś powiedzieć bez słów.
– O co ci chodzi? To zwykły, zrzędliwy starszy pan. – Pansy wzruszył ramionami.
– Jak na Francuza to dobrze mówi po angielsku, w dodatku nie ma akcentu... Raczej nie mieszka tu całe życie.
– Czepiasz się szczegółów – dziewczyna wywróciła oczami – nie każdy jest twoim potencjalnym wrogiem.
– Ale ten typ mi się nie podoba, coś z nim jest nie tak – upierał się Gryfon.
– To, że ktoś na ciebie krzywo spojrzy, nie oznacza jeszcze...
– Dobra, nie ważne, chodźmy już – przerwał jej i ruszył przed siebie.
– Już mówiłam, że nie chce nigdzie iść.
– A ja chce zobaczyć Paryż.
– Brudno, głośno i pełno turystów, nic nie tracisz – prychnęła pogardliwie Ślizgonka. Harry lekko uniósł brew.
– Daj spokój – syknęła, widząc jego spojrzenie.
– Myślałem... – Zawahał się. – Byłaś tu?
– Masz na myśli...?
– Czy byłaś w Paryżu? – zapytał, ponaglając.
– Tak. – Padła krótka odpowiedź dziewczyny.
– Dawno? – zapytał, podchodząc bliżej. Pansy poczuła się nieswojo. Jakby chłopak domyślał się czegoś o Mirabell, jakby wiedział... Zrobiła krok w tył.
– Nie twój interes – warknęła. Harry nic nie rozumiał z zachowania dziewczyny.
– Czemu jesteś taka cięta? Tylko pytałem o... – Wzruszył ramionami.
– Jak pójdziemy, przestaniesz gadać?! – wrzasnęła. Nie chciała z nikim rozmawiać na temat rodziny. Draco, Blaise, Daphnie... coś tam wiedzieli, a każde mniej, niż poprzednie. Pansy nauczyła się trzymać język za zębami, jeśli ktoś pytał o rodzinę - milczała. Sama nie wiedziała dlaczego pytania Gryfona tak ją zdenerwowały. Bo jest osobą, której mogłabyś powiedzieć. Ta niechciana myśl pojawiła się nagle i równie szybko zostało odrzucona przez dziewczynę.
  Ruszyła ścieżką w stronę wzgórza. Nie było wysokie, za to w całości porośnięte trawą. Zerknęła przez ramię, aby się upewnić, że Harry idzie za nią. Z jego miny wywnioskowała, że był zły. Wolała teraz się nie odzywać. Po niespełna dziesięciu minutach mogli podziwiać ruchliwe miasto gdzieś w dole. Staruszek miał rację, daleko nie było. Pansy nigdy nie widziała Paryża od takiej strony. Oczywiście była tu parę razy, ale widok zaparł jej dech w piersiach. Strzeliste dachy domów górujące ponad ledwo widoczne stragany, zielone parki i krzyżujące się uliczki. W dodatku samochody. Pojazdy sprawiały, że miasto żyło. A nad tym wszystkim górowała wieża Eiffla. Jakby była patronem miasta i miała oko na wszystko i wszystkich. Pomimo wycieczek do Francji, Pansy nigdy nie była na szczycie wieży, ale też nigdy nie chciała wejść na szczyt tak bardzo jak teraz. Kiedy jeszcze przyjeżdżała z rodzicami, zawsze słyszała, że nie mają czasu na takie bzdury. Gdy odwiedzała wujostwo była z dala od stolicy. Ich dom leży nad morzem, a przez Paryż przejeżdżała tylko kilka razy. Zatrzymała się, podziwiając widok, w tym czasie Harry trzymający się dotychczas z tyłu dogonił ją i wyprzedził. Ślizgonka obserwowała jak schodzi w dół wzgórza, ostrożnie stawiając każdy krok. Już chciała dogonić Gryfona i zacząć rozmowę, kiedy przypomniała sobie o niedawnej kłótni. Nic nie mówiąc, ruszyła za nim.
*

 Po jakiś dwudziestu minutach stanęli, ramię w ramię, na skraju miasta. Hałas, gwar, zamęt. To uderzyło w nich najpierw, było tak różne od ciszy podczas podróży, czy rozmowy ze starcem.
– Gdzie idziemy? – zapytała Pansy przyjaźnie. Chciała jakoś załagodzić atmosferę po ich kłótni. Jednak Harry tym razem nie zamierzał odpuścić tak łatwo.
– JA – podkreślił dobitnie – idę kupić jakąś mapę, a TY rób co chcesz, mam to gdzieś... – dodał może niepotrzebnie, w końcu wcale  tak nie myślał i gdzieś w środku chciał, aby Ślizgonka mu towarzyszyła. Pansy wzięła głęboki wdech, ale "przepraszam" żadnym sposobem nie mogło jej przejść przez usta. Zacisnęła je w wąską linie. Harry posłał jej pytające spojrzenie, ale kiedy nadal milczała odpuścił. Ruszył przed siebie, nie zwracając uwagi na poczynania Ślizgonki. No może raz zerknął czy idzie za nim. A kiedy okazało się, że tak, kącik jego ust samowolnie uniósł się ku górze. Zwolnił kroku i czekał, aż dziewczyna go dogoni. Nie bez satysfakcji stwierdził, że nadal za nim idzie. W końcu Pansy zrównała krok z chłopakiem.
– Gdzie chcesz iść po tę TWOJĄ mapę? – zapytała, wlepiając wzrok w brukowaną uliczkę, którą szli. Mijali ich różni ludzi, niektórzy nawet trącali ramieniem. Im dalej szli tym tłum się powiększał, po chwili zrobił się prawdziwy zator. Pansy nie przypominała sobie takich tłumów wcześniej, znaczy oczywiście, w stolicy zawsze było tłoczno, ale teraz nie dało się praktycznie przejść. Posunęli się na przód kolejne parę metrów i w końcu odkryli przyczynę tego zamieszania. W miejscu, gdzie krzyżowały się dwie alejki, na środku skrzyżowania wywrócił się stragan z owocami, całkowicie blokując przejście. Harry odwrócił się do Pansy, aby poinformować ją o zaistniałej sytuacji, ale kiedy zerknął przez ramię dziewczyny nie było. Otaczał go tłum ludzi, istna zbieranina narodowości, ale jego ciemnowłosej towarzyszki nigdzie nie było. Przekleństwo cisnęło mu się na usta. Rozejrzał się, ale nigdzie jej nie było. W końcu przeklinając ją w duchu, krzyknął:
– Pansy! – Nie dało to większego rezultatu, zwrócił jedynie na siebie uwagę kilu turystów stojących najbliżej. Przepchnął się kawałek dalej i znów wrzasnął:
– PARKINSON!!! – Nagle dziewczyna wyrosła tuż przed nim.
– I czego się drzesz? – zapytała, zniżając głos.
– Myślałem, że się zgubiłaś – warknął w jej stronę. Teraz sam nie wiedział, czy jest bardziej zły na siebie czy na nią. Harry zauważył, że Ślizgonka trzyma coś w ręce. Zerknął na ową, podłużną, poskładaną kartkę. Wyciągnęła rękę, w której trzymała pergamin w jego stronę.
– Masz – rzuciła krótko, niby od niechcenia.
– Co to?
– TWOJA – specjalnie podkreśliła ten przymiotnik – mapa. – Harry podejrzliwie chwycił pergamin.
– Nie gryzie. – Musiała dodać z przekąsem dziewczyna. Spojrzał na nią spode łba, ale nic nie powiedział. Rozłożył mapę i przyjrzał się dokładnie. Była na niej zaznaczona tylko jedna atrakcja, wieża. Oprócz tego były pokazane różne drogi jak tam dojść.
– Rozumiem, że chcesz iść... – Nie dała mu dokończyć:
– Tak – odpowiedziała krótko, ale stanowczo.
– Dobra. – Harry wzruszył ramionami, wiedział, że zostało im około półtorej godziny, z czego trzydzieści minut poświęcą na powrót do powozu. Więcej niż jedną atrakcję będzie im trudno zobaczyć, teraz było mu wszystko jedno. Pansy pochwyciła mapę i marszcząc brwi, próbowała coś z niej odczytać. Harry był święcie przekonany, że dziewczyna nie wie, gdzie są i odebrał jej kawałek pergaminu. Ślizgonka nie przejęła się za nadto. Odwróciła się na pięcie i nienagannym francuskim zapytała młodzieńca parę lat starszego niż ona sama:
– Comment se rendre à la Tour Eiffel? – Ten tylko uśmiechnął się i zaczął objaśniać, jak dość do wieży. Harry osłupiał. Dziewczyna nigdy nie wspomniała, że zna francuski. W końcu podziękowała francuzowi i uśmiechając się promiennie, zwróciła do Harry'ego:
 – Idziemy? – Chłopak tylko mruknął coś niepocieszony i ruszył za Ślizgonką. Okazało się, że muszą się wrócić i skręcić w przecznice wcześniej. Tak też zrobili.
*
Hogwart
 Ginny Weasley na pewno nie była na to gotowa. Razem z Michaelem poszła na ten głupi stadion, wsiadła na tę głupią miotłę i udawała, że dobrze się czuje w jego towarzystwie. Chwilę się pogonili, a potem Ginny zaproponowała, aby Corner zagrał jako obrońca, podczas gdy ona będzie rzucać. Chłopak zgodził się z wielkim entuzjazmem. Tylko raz udało mu się obronić i tylko dlatego, że Gryfonka rzuciła prosto w niego. Obrońcą był raczej marnym. W końcu znudzona dziewczyna wylądowała na boisku. Michale trochę krzywo wylądował obok.
– Już zmęczona? – zapytał, posyłając dziewczynie jeden ze swoich uśmieszków.
– Tak jakby – mruknęła Ginny, schodząc z miotły. – Zaniosę je do szatni. – Wyciągnęła rękę po miotłę Krukona. Corner chętnie podał jej magiczny środek lokomocji.
– Poczekam na ciebie.
– Nie musisz, spotkamy się w dormitorium. – Próbowała jakoś delikatnie dać mu do zrozumienia, że nie ma ochoty na jego towarzystwo. Michael jakoś tego nie zauważał albo nie chciał zauważyć.
– Poczekam – zapewnił, nadal się uśmiechając. Ginny pomyślała, że z tym uśmiechem trochę ją przeraża.  Szybkim krokiem oddaliła się od chłopaka i zniknęła w szatni Gryfonów. Niby nie była już w drużynie, ale nadal mogła wchodzić do szatni. Miała klucz, który dorobił jej Harry. Odstawiła miotły na miejsce i wyszła, zamykając szatnię. Wracała do Michaela zupełnie nieświadoma, że ktoś ją obserwuje. Nie tylko ją, ale również i towarzyszącego jej Krukona.
– Wracamy do zamku? – zapytał po jej powrocie. Dziewczyna bez entuzjazmu przytaknęła. Ruszyli w stronę Hogwartu. Ginny zbywała chłopaka pomrukami, nie miała ochoty z nim rozmawiać. Naprawdę ją skrzywdził. Ginny być może nie była pamiętliwą osobą, ale wtedy przeżyła taki szok, że złe wspomnienia zostały na zawsze. Zazwyczaj pamiętamy tylko te najgorsze chwile.
– Słyszałaś o balu Bożonarodzeniowym w tym roku? – Michael ponownie zaczął rozmowę, ale tym razem Gryfonka nie zbyła go pomrukami. Przejęta postanowiła wypytać Krukona o szczegóły:
– Nie słyszałam... Na prawdę się odbędzie?
– Oficjalnie jeszcze nic nie wiadomo, chociaż McGonagall coś wspominała na spotkaniu prefektów. – Dziewczyna zmarszczyła brwi.
– Hermiona nic nie wspominała...
– Może zapomniała? – podsunął Corner, jednak Gryfonce trudno było w to uwierzyć.
– Taa... Pewnie tak. – Kolejne parę metrów pokonali w ciszy.
– Masz z kim iść? – wypalił w końcu Krukon. To pytanie zupełnie zbiło dziewczynę z tropu.
– Jeszcze... – odgarnęła kosmyk włosów za ucho – jeszcze się nie zastanawiałam. – Michale kiwnął głową, a po chwili znów zapytał:
– Chcesz iść ze mną? – Dziewczyna aż przystanęła, na pewno nie była zainteresowana towarzystwem chłopaka na balu, z drugiej strony nie wiedziała z kim miałaby pójść odkąd zerwała z Harrym. Już otwierała usta, aby coś powiedzieć, gdy Michael zbliżył się niebezpiecznie i przytrzymując jej talię złączył ich usta w pocałunku. Ginny przeżywała deja vu. W końcu odepchnęła do siebie natrętnego Krukona.
– CO TY SOBIE MYŚLISZ?!
– Ja... – zaczął zmieszany, poniosło go. – Przepraszam, to było niewłaściwe.
– Przestańcie mnie wszyscy tak traktować! Nie jestem kukłą, na której możecie sobie ćwiczyć całowanie!
– Ja przepraszam, poniosło mnie i... Zaraz, ktoś jeszcze cię pocałował wbrew woli? – Dziewczyna zaniemówiła, znów zbił ją z tropu. Zapomniała, że powinna się wściekać na Krukona.
– Tak – odpowiedziała. Zadziwiła samą siebie, że mu to mówi.
– Kto? Jeśli nie chcesz to nie mów, ale... – Przerwała mu:
– Zabini i nie chce o tym gadać – dodała naburmuszona. Znów ruszyła przed siebie.
– Zrobił ci coś? Ja mu pokażę... Tak nie można traktować... – Ginny wybuchnęła śmiechem.
– No przepraszam, ale właśnie zrobiłeś to samo! Może zastanów się nad swoim zachowaniem, a potem oceniaj innych?
– Wydawało mi się... – Chwilę zastanowił się, jak odpowiednio dobrać słowa. – Odniosłem wrażenie, że również chcesz tego pocałunku... – Brwi dziewczyny podjechały do góry.
– A wnioskowałeś po...? – Wzruszył ramionami.
– Sam nie wiem, tak jakoś... Wiesz magia chwili. Nieważne... – Speszył się trochę, a jego pewność siebie podupadła.
– Może zapomnijmy o tym – powiedziała w końcu Gryfonka. Michael niechętnie kiwnął głową. Ginny znów zaczęła mu się podobać, w tamtej chwili uświadomił sobie, że tak na prawdę nigdy nie przestała. W końcu dotarli na czwarte piętro.  Ginny skierowała się w stronę swojej sypialni, kiedy zatrzymał ją głos Michaela:
– Co z tym balem? – Cofnęła się kilka kroków, stając przed Krukonem. Pomyślała o Blaisie, który również ją pocałował na błoniach i wpadła na pewien pomysł. Może szalony, może trochę podły.
– Co do balu to się zastanowię – odpowiedziała z uśmiechem. Corner również się uśmiechnął, a potem Ginny złożyła na jego policzku delikatny pocałunek i pobiegła do swojego pokoju. Na szczęście zastała tam Hermionę. Musiała z nią porozmawiać, chociaż wiedziała co usłyszy.
*

Francja, Paryż

– No rusz się, marudo! – zawołała wesoło Pansy. Zbliżali się do wieży Eiffla, a dzień robił się coraz piękniejszy. Szli przez jakiś park, co chwilę mijali ławki ustawione przy głównym deptaku. Pansy jakimś cudem odzyskała dobry humor. Harry natomiast jakby przygasł. Wlókł się za Ślizgonką z niepocieszoną miną. Dziewczyna nagle przystanęła przy jednej z ławek.
– Ale gorąco! – oznajmiła, jakby Harry'emu pot nie spływał po twarzy. Odłożyła swoją podręczną torbę na ławkę, resztę bagaży zostawili w powozie. Harry miał swoją różdżkę w tylnej kieszeni spodni. Ślizgonka zaczęła rozpinać swój szary sweter z zielonym paskiem przy kołnierzu. Był to sweter od szkolnego mundurka. McGonagall chciała, aby reprezentowali Hogwart w pełnym umundurowaniu. Jednak szaty razem z innymi bagażami zostały w karocy. W końcu odłożyła sweter obok torby.
– Od razu lepiej – westchnęła. Harry poszedł za jej przykładem i zdjął swój sweter przez głowę, przez co jego fryzura była w jeszcze większym nieładzie. Poprawił okulary i nie mógł uwierzyć w to co widzi. Pansy usiadła na ławce i zabierała się do ściągania butów.
– Co ty wyprawiasz?! – zapytał podirytowany, zauważył, że kilku ludzi przygląda im się ciekawie. Pansy zignorowała pytanie chłopaka. Po zrzuceniu obuwia wstała i stając tyłem do chłopaka, zaczęła zdejmować czarne na wpół przeźroczyste rajstopy. Harry chwycił się za głowę.
– Ludzie się patrzą! Ubierz się z powrotem! – Ślizgonka zerknęła na niego przez ramię. Faktycznie kilkoro mieszkańców Paryża dość dziwnie na nią patrzała. Reszta nie zwracała uwagi albo uśmiechała się pod nosem.
– Nikt mnie tu nie zna, nie będę się gotować cały dzień w tych ciuchach – odpowiedziała, zsuwając rajstopy na wysokość kolan. Myślała o szukaniu toalety, w której mogłaby się przebrać, ale zwyczajnie szkoda jej było na to czasu. Usiadła z powrotem na ławce i poczęła dalej zdejmować rajstopy. Harry zaczerwienił się nieznacznie, kiedy mignął mu kawałek różowej bielizny Ślizgonki. W końcu Pansy założyła buty i upchnęła sweter razem z rajstopami do torby.
– Możemy już iść? – zapytał Harry, po czym z przekąsem dodał: – Czy bluzkę i spódniczkę też zdejmiesz? – Dziewczyna uśmiechnęła się lekceważąco.

– Wiem, że bardzo byś chciał, ALE – kontynuowała zanim zdążył coś wtrącić – chyba poczekam z tym do wieczora. – Harry  tylko pytająco uniósł brew. Nic już nie mówiąc, ruszyli w dalszą drogę.





Komentarze

  1. IDealne!!! HArry i Pansy na sto procent beda razem, musza! CZekam niecierpliwie na spotknie Hermiony, rozdzial boski,kocham cie
    UUu jestem pierwszaaa
    KIedy następny?
    A i mam prosbe mala o dodawanie w terminach bo wchodze codziennie a tu takie bum,nie ma;(
    W kazdym razis jak juz napisesz to zawsze jest bosko
    -Sama wiesz kto

    OdpowiedzUsuń
  2. Bosko, boski i jeszcze raz bosko, oczywiście jak zwykle. :D Jestem bardzo ciekawa szatańskiego (mam nadzieję) planu Ginny! I co ten Michael sobie wyobraża.. Zrobił jej coś takiego i teraz sie do niej przywala.. Co na to Blaise? XD Czekam na jakieś wątki z Hermioną i Malfoy'em. A Pansy i Harry.. hahaha! Fajna akcja na końcu! xD Swoja drogą, nie podejrzewałam Pansy o znajomość francuskiego, super to wyszło. Bardzo chciałabym, żeby ona powiedziała Harry'emu o swojej dawnej przyjaciółce. A i czekam na ich bal! Wolałabym oczywiście opcję pierwsza odnośnie pojawiania się rozdziałów. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie pierwsza opcja! :D
    Rozdział boski, zresztą jak wszystkie! ;) Harry i Pansy tacy kochani! *O* A ostatnia scena jak się zaczęła rozbierać... hahahah :D Rozwaliło mnie to! ;)
    Nie lubię Michaela... nie chcę go tu! :/ Plan Ginny, którym zapewne było wywołanie zazdrości, zdecydowanie nie przypadł mi do gustu... :( Mam nadzieję, że Mionka jej to jakoś wyperswaduje! :D

    Pozdrawiam cieplutko i życzę duuuużo weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. No, no, no Pansy szaleje! Wyobraziłam sobie tę scenę... hahahaha mega :-D Mam nadzieje, że Ginny nie wykombinuje nic głupiego, bo zaczyna mnie drażnić... Ja chcę Draco! Ot co xD Ale Pansy i Harry też są super, lubię sceny z nimi ^^ Co do dodawania rozdziałów całym sercem jestem za opcją pierwszą, walić terminy, grunt, że rozdziały są mniej więcej co tydzień! <3
    Pozdrawiam serdecznie i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział powala na kolana. Pansy i Harry to naprawdę udana para. Zazwyczaj gdy mam zły humor albo nie chce mi się nic robić z chęcią wracam do twojego opowiadania. Dzisiaj było tak samo gdy przeczytał ten rozdział mój humor był sto razy lepszy. Co do rozdziału a niech będą nie w terminie ważne że szybko :D
    Życzę Ci dużo weny :D
    PoZdRo

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajny rozdział :D
    Trochę krótki...
    A co do wyboru, to zdecydowanie pierwsza opcja :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam Ginny swietny rozdział, bardzo mi sie podoba, kocham tego bloga, zycze duzo weny, dziekuje ze jestes, jeszvze raz duzo weny
    A i 1 opcja!!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Powiem tak co do opcji to wole żebyś dodawała 4 razy dłuższ rozdziały ale co miesiąc tak jak na innych blogach, niż co tydzień żebys dodawała mało treściwy post z przymusu. Takie moje zdanie , Co do rodziału to super ale niesty którciuuutki ;C

    Mam nadzieje że mnie uwzględnisz kiedy będziesz podejmowała decyzje , czekam na Melfoya w opowiadaniu , pozdarwiam i życze weny ;)

    M.S

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekam na Blinny...*-* ...wciąż czekam...

    OdpowiedzUsuń
  10. No nie! Gdzie jest moje kochane Blinny :(, a gdzie Dramione :'(. Michael raczej nie ma szans z Zabinim. Ciekawe ile czasu będą udawać, że nic do siebie nie czują. Zagadka życia normalnie. Harry i Pansy? Czemu nie. Zaintrygowała mnie odpowiedź Parkinson. No nic. Czekam na następny rozdział, pozdrawiam i życzę weny:*
    Krukonka

    OdpowiedzUsuń
  11. Hahahahahahahahahahahahahah :D kocham ich, no po prostu KOCHAM!!!! <3 aż brak mi słów na to by wyrazić jakie to jest cudowne! Nie wiem jak ty to robisz, ale z każdym rozdziałem ta historia coraz bardziej mnie wciąga tak bardzo, że zapominam o Bożym świecie :* zaraz po przeczytaniu za każdym razem ciągle główkuje o co może chodzić lub po głowie chodzą mi różne scenki xd normalnie nie mogę się tego opowiadania wyzbyć z głowy! <3 ta sytuacja z Harrym i Pansy w tym Paryżu, szczególnie pod koniec doprowadziła mnie nieomal do łez :D hihihih :* no i oczywiście zaciekawiło mnie też co tam ta Ginny nasza kombinuje ;> Ohh ile się tu dzieje! Szczerze mówiąc wolałabym rozdziały co tydzień, z małym opóźnieniem! :D czekam na kolejny! Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Super! JeStem strasznie,ciekawa planu Ginnny ale ina zawsze zaskakuje za co dziekuje, zdziwilo mnie strasznie ze pocalowala w policzek cronera ale zobaczymu co wyjdzie, kurcze dziekuje za wspanialy rodzial, oby nastepny dluzszy, duzo weny i nie poddawajcie sie bo szkoda zmarnowac to co juz zrobilyscie, a zrobillyscie mega duzo, super roboty, blog ogolnoe najlepszy za co,dziekuje, jeszcze raz duzo weny <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Jejku, ja naprawdę UWIELBIAM Pansy w tej opowieści, pokochałam ją całym sercem.
    Strasznie brakuje mi Draco, miło byłoby wiedzieć, co się z nim dzieje, jednak mam nadzieję, że niedługo przeczytam o jego spotkaniu z Hermioną.
    Natomiast co do Ginny... Nadal mnie irytuje. Nie jestem w stanie wyjaśnić dlaczego, ale mnie drażni.
    A, no i świetny szablon! :)
    Pozdrawiam i życzę weny
    Lexie Barton [ www.w-rekach-losu.blogspot.com ]

    OdpowiedzUsuń
  14. Ślicznie piszesz! Mało mi Hermiony i Draco, ale myślę, że w następnych rozdziałach się pojawią. Nie mogę się wprost doczekać... Uzależniłam się od Twojego opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny rozdział ale Ginny musi być z Zambinim. A co do Francji też było super już chcę następny XD
    Sama Wiesz Kto

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten szablon jest śliczny! I jestem za tą opcją,że dodajesz rozdział co tydzień.A co do rozdziału to przyjemnie się Go czytało.Ale nadal czekam za Dramione! I Pansy i Harry oni są tacy słodcy! Nie mogę się doczekać jak Pansy mu powie prawdę! :))
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  17. Pięknie,pięknie,pięknie ... ten rozdział jak cały blog jest przewspaniały <3 życzę weny na następne świetne rozdziały *-*

    OdpowiedzUsuń
  18. Jeju kocha Cie, świetny rozdział, uwielbiam Ginny i jestem niecamowicie cidekawa jej plany, ktory tak mi sie wydaje bezie związany z Zabinim , czekam nie niecierpliwie na spotkanie Hermiony z Draco ktory jak mam nadzieje pojawi sie w następnym rozdziale ? Którego niesamowicie nie moge sie doczekać ;)))
    Życze duzo weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kocham* niesamowicie*ciekawa* planu* będzie*
      jeju z tego wrażenia tak szybko pisalam, zeby tyle błędów ;(
      Ale jak mi sie regułka juz do komentarza ułozy to potem szybko zapomniam ;)

      Usuń
  19. O Merlinie!!
    Ginny w swoim planie zawrze zapewne apokalipsę, na miejscu Zabiniego tobym się chyba schowała albo uciekła do Meksyku pod innym nazwiskiem. A Pansy i ta jjej akcja w Paryżu? Bezcenne! Wyobraziłam sobie minę Harry'ego! Jery, zleciałam z łóżka!
    Mogłabyś mnie informować o nowych notkach na twoich obydwóch blogach? Z góry dziękuję i jeśli mogę to się nie śmiało zareklamuję; http://corkimerlina-dramione.blogspot.com/
    Nie mogę się doczekać next!! Weny życzę!
    Vipera

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty