Rozdział 48
W CELU WYJAŚNIENIA…
Okey, więc straciłam ostatnimi czasy chęci do pisania, nie..
w sumie to byłoby kłamstwo, bo ja zawsze mam chęci do pisania. Jednak
stwierdzenie: „ostatnio straciłam chęci do pisania tego bloga” jest jak
najbardziej trafne. Przez myśl mi przeszło, żeby nawet usunąć bloga, jednak coś
mnie powstrzymało, a raczej KTOŚ. (Dzięki Alicja :* ). Więc od razu miałam
zawieszać, przekładać rozdziały i inne cuda miały się dziać z tym blogiem.
Uratowała mnie pewna urocza osóbka, która doskonale wie, że o niej mowa (dzięki
za te siedem godzin w parku :*). Wysłuchała wszystkich moich pomysłów
dotyczących tej historii i dzięki niej wszystko to jakoś posklejałam do kupy. Dom
Salazara w końcu ma zarys fabuły, dzięki czemu moja historia (mam nadzieję)
przestanie być taka nudna jest teraz. Bo nie ukrywajmy, że stanęłam w martwym
punkcie. Zapraszam na rozdział, który
być może będzie pierwszym krokiem do ciekawej, zabawnej i to, co jest dla mnie
ważne mojej, lepszej historii domu Salazara, który zwariował. ~Pani M.
Rozdział 48
– W celu wyjaśnienia.
Słońce właśnie zaczęło zachodzić. Pansy przez
szybę przyglądała się pomarańczowemu niebu. Było przepiękne. Czasami trafiała
się jakaś biała chmura, przysłaniająca widok. Niebo utrzymywało swoją
pomarańczoworóżową kolorystykę tylko przez chwilę i zanim Ślizgonka się
obejrzała, słońce schowało się całkowicie zabierając ze sobą kolory. Niebo
pociemniało i oczom pasażerów białego powozu ukazał się księżyc. A właściwie
tylko jego ćwiartka, Harry’emu przypominał jeden z tych przepysznych rogalików
pani Weasley.
– Pocałunek
był świetny – powiedziała dziewczyna, przenosząc wzrok na twarz Harry’ego.
– Ale? –
zapytał, wiedząc, że wcale nie będzie tak kolorowo. Im bliżej Hogwartu się znajdowali
tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że to się nie uda. Pansy dręczyły podobne myśli, nie chciała,
aby to wszystko skończyło się tak jak z Draco. Czuła, że jej życie zaczynało przypominać
jedną z tych mugolskich telenoweli, które oglądała Miri. Mirabell - kolejna
niezałatwiona sprawa.
– Chyba
wiesz, co chce powiedzieć. – Harry doskonale wiedział, ale za nic w świecie nie
chciał mówić tego głośno. Pansy patrzała na niego wyczekująco, jednak Gryfon
nie mógł zmusić się do mówienia. W końcu zniecierpliwiona Ślizgonka zabrała
głos:
– To co
robimy jest niewłaściwie, Harry. – Trochę dziwnie zabrzmiało jego imię, wypowiadane
przez Pansy. Westchnął. Właściwie taki układ mu trochę odpowiadał. Całowali
się, kiedy mieli na to ochotę, ale nikt nie odważył się tego wpakować w
związek. Tchórz! Zabrzmiało w jego
głowie. Jestem tchórzem. Przyznał się
sam przed sobą. Chyba po raz pierwszy od dawna pomyślał o tiarze przydziału. Gdybym był ślizgonem nie byłoby problemu… Ta myśl go nie pocieszyła. Gdybyś nie był gryfonem, kto pokonałby
Voldemorta? Czuł się, jakby w środku głowy siedziały mu nargle i wszystko
mieszały.
- Już próbowaliśmy
wrócić do poprzednich kontaktów, tak tylko przypomnę, że nie wyszło – powiedział
licząc, że znajdą jakieś rozwiązanie. Nie mogli być razem z przyczyn
oczywistych. Ktoś kiedyś dokonał wyboru za nich, Gryfoni nie umawiali się ze Ślizgonami,
kropka. Nie było żadnych wyjątków. Przynajmniej tak im się wydawało. Sami
tworzyli ten mur nie do przejścia.
– Co
proponujesz? Nie chcesz naszych oschłych kontaktów, ani związku. Czego ode mnie
oczekujesz, Potter? Mamy się całować, kiedy tobie to pasuje, a przy twoich
kumplach mam rzucać ci nienawistne spojrzenia?
– Jeszcze
nic nie powiedziałem – zaczął bronić się Harry. Właśnie wybuchowość Pansy
zwróciła jego uwagę, ale też zniechęcała go do dziewczyny. Harry sam nie
wiedział jak to rozwiązać. Dziewczyna robiła dobrą minę do złej gry.
– Wiesz,
chyba nie mamy szans na związek. Przecież nic o sobie nie wiemy, ba, ty nawet
mi nie ufasz. Zresztą ja tobie też nie. Było miło, ale chyba czas to skończyć.
– Podjęła te decyzję za nich, wiedziała, że najpewniej skończy się to jak
zawsze, w końcu przypadkiem trafią do
komórki na miotły. Pocałunek , a potem „poważna” rozmowa, taka jak ta i udają,
że nic miedzy nimi nie ma. Zarówno Harry jak i Pansy byli już zmęczeni takim
układem. Jednak nie mieli pomysłu jak go zmienić.
– W celu wyjaśnienia…
– zaczął Harry, drapiąc się po głowie.
– Mhm?
– Oboje tego
chcemy? W sensie… Ty też nie chcesz tego ciągnąć?
– Tak, ja
też nie chce – mówiąc to, nie patrzała mu w oczy. Harry był zawiedziony, słysząc tą odpowiedź.
Zniżali lot, aby wylądować na błoniach. Znów byli w Hogwarcie. Znów byli tylko
Parkinson i Potterem.
***
Narcyza
Malfoy wyszła z toalety. Otrząsnęła się trochę po słowach syna i postanowiła
wrócić do salonu. Trochę się obawiała co tam zastanie po zostawieniu Hermiony z
Draconem.
– Może
jeszcze się nie pozabijali… – mruknęła bez przekonania. Zupełnie inaczej miała
wyglądać ta wizyta. Idąc do salony wezwała skrzata. Opowiastka zjawiła się
przed swoją panią, kłaniając się nisko.
– Przygotuj
obiad, coś lekkiego i niezbyt uroczystego. Zjemy w jadalni.
– Ile osób
będzie uczestniczyć w posiłku, pani? – zapytała skrzatka.
– Trzy. –
Narcyza wyminęła skrzata i zeszła po schodach do holu. Nie słyszała krzyków dobiegających z salonu,
co wzięła za dobry znak. Weszła do pomieszczenia i rozmowa ucichła. Z
nieznanych kobiecie powodów Hermiona
stała ze skrzyżowanymi rękami nad siedzącym w fotelu Malfoyem. Najwyraźniej coś mówiła, ale urwała w pół
zdania.
– Wybaczcie
moje zniknięcie – powiedziała, bardziej do Hermiony niż syna. Draco posłała
wymowne spojrzenie.
– Zostaniesz
na obiad? – zwróciła się do Gryfonki i zmusiła usta do delikatnego uśmiechu.
– Jaa… –
zaczęła z wahaniem Hermiona, wcale nie była pewna, czy chce zostać.
– Nie
zostanie – rzucił Malfoy ze swojego fotela.
– Bardzo
chętnie – powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się do Narcyzy, a potem rzuciła
Malfoyowi triumfujący uśmieszek. Draco
niezadowolony zrobił kolejny łyk ognistej whisky. Sam nie wiedział, dlaczego
tak polubił ten trunek. Może było to oznaką buntu? Tylko przeciwko komu? Nie
wiedział.
– Ja spadam
– powiedział, wstając, zawahał się chwilę i chwycił butelkę ognistej ze
stolika. – To zabieram ze sobą. – Po
tych słowach wyszedł, mijając Narcyzę w przejściu.
Kobiety
zostały same, a Draco udał się do swojej sypialni, na pierwszym piętrze.
–
Przepraszam za niego… – powiedziała Narcyza, chociaż wcale nie było jej
przykro. Stwierdzenie, że nie lubiła Hermiony było błędne, po prostu nie znała
dziewczyny. Oczywiście wolałaby, aby Gryfonka miała czystą krew, ale… czy to
było aż tak ważne? Kiedyś powiedziałaby, że tak. Teraz? Sama nie wiedziała.
Narcyza dużo przeszła w ciągu tego roku.
– Nie musi
pani przepraszać, przyzwyczaiłam się. – Kobieta kiwnęła głową. Usiadła na
kanapie.
– Czy masz
jakiś pomysł na przekonanie go? – zapytała pani Malfoy. Hermiona nerwowo
przygryzła wargę.
– Nie – odpowiedziała
zgodnie z prawdą. – Ale – kontynuowała szybko, widząc rozczarowanie w oczach
Narcyzy – Może Blaise albo Pansy by coś zdziałali? W końcu są jego
przyjaciółmi. – Kobieta westchnęła.
–
Rozmawiałam już z Blaisem. Powiedział, że jeśli Draco nie chce wracać, to on
nie będzie go zmuszał.
– A Pansy? –
podsunęła Hermiona.
– Sama nie
wiem… – Narcyza nie była przekonana co do przyjaciółki syna. Wiedziała o
trudnej sytuacji w rodzinie dziewczyny, Voldemort zabił jej ojca, a matkę
zamknięto w Azkabanie. Nie chciała obciążać Ślizgonki dodatkowymi
zmartwieniami.
– Czy mogłaby
pani opisać te ataki? – odezwała się Hermiona, cała ta sprawa ją intrygowała.
Zawsze lubiła rozwiązywać zagadki, a to co działo się z Malfoyem było jak jedna
wielka zagadka. Chciała wiedzieć więcej.
– On
zazwyczaj… – pani Malfoy zawahała się, nie wiedziała, czy jej syn życzyłby
sobie, żeby ktoś taki jak Hermiona wiedział.
- Zatrzymam
to dla siebie. – Obiecała Gryfonka, ale gdzieś w środku wiedziała, że
skonfrontuje Harry’ego i Rona z tymi informacjami, zawsze razem rozwiązują
takie problemy. Każde z nich ma swoje
własne metody i tok rozumowania. We trójkę
mogą naprawdę wiele.
– Najpierw
pojawia się ból głowy, mówił, że nie da się tego znieść. Zazwyczaj upada na
posadzkę i wrzeszczy, trzymając się za głowę. Miewa też drgawki. – Kiedy
kobieta o tym mówiła, do jej oczu napłynęły łzy. Wspomnienia syna w taki
stanie… Nie życzyła tego nawet najgorszym wrogom. Powstrzymała łzy i mówiła
dalej, starała się opanować drżenie głosu.
– Potem
dzieją się dziwne rzeczy.
– Dziwne
rzeczy? – zapytała Hermiona, marszcząc brwi.
– Czasami
rozbija szyby albo sprawia, że przedmioty lewitują. Jakby używał magii, nie
kontrolujące tego. Zdarzyło mu się nawet podpalić szafę.
– Czy po
tych atakach pamięta co robił?
– Tak. Mówi,
że wszystko pamięta. A pytała go pani o to co robił?
– Ja… –
Narcyza zmarszczyła brwi, a po chwili przecząco pokręciła głową. – Nie. Nigdy
nie pytałam. – Hermiona zmarszczyła brwi, myśląc intensywnie. Patrząc na nią
można było dostrzec trybiki obracające się coraz szybciej. Z każdą minutą w jej
głowie rodziło się więcej teorii. Była prawie pewna, że chłopak nie pamięta co robił
podczas ataku.
– Czy
mogłabym go o to zapytać?
– Myślę, że
tak. Powinien być w swojej sypialni, zaprowadzę cię. – Hermiona szybko
podniosła się z fotela. Narcyza z gracją wstała z kanapy i wolno podeszła do
łuku, który łączył salon z holem. Słychać było tylko cichy stukot obcasów na posadzce.
Kiedy Hermiona, podążając zza Narcyzą, opuściła salon, przed nimi pojawił się
skrzat.
– Pani, – Skłonił
się przed Narcyzą. – Podano przystawki. – Kobieta skinęła niezauważalnie głową.
– Dobrze,
sprowadźcie Dracona.
– Pani… – Skrzat
zadrżał. – Opowiastka była u niego już dwa razy. Powiedział, że nie będzie jadł
w takim towarzystwie.
– W takim
razie zjemy bez niego. – Narcyza przeszła przez hol i skierowała swoje kroki do
jadalni. Hermiona była zachwycona minimalistycznym wyglądem przedpokoju, ale
nie zdążyła się dokładniej rozejrzeć, kiedy Narcyza zniknęła już za kolejnym
białym łukiem prowadzącym do jadalni. Po środku pomieszczenia stał długi stół z
ciemnego drewna. Znajdował się na nim przykrótki obrus, biały w granatowe
wzory. Krzesła stały równo ułożone po obu stronach długiego stołu, były
mosiężne i Hermiona miała trudność żeby w ogóle je odsunąć. Skrzaty
przygotowały nakrycie dla trzech osób. Zwykłe, białe talerze, granatowe
serwetki, komplet sztućców. W jadalni
państwa Malfoy znajdowały się również dwa, ogromne okna. Miały czarną futrynę i
były lekko strzeliste przy górnej ramie. Gryfonka nie zauważyła żadnych,
ciężkich zasłon w tej części domu. Usiadła do stołu i dostrzegła na swoim
talerzu coś podobnego do pasztecików.
– Soku z
dyni? – Z zamyślenia wyrwał ją skrzat, był bardzo stary i pomarszczony.
Przypominał pannie Granger Stworka.
– Tak
poproszę – odpowiedziała grzecznie i przed nią pojawiła się, kryształowa
szklanka, wypełniona w ponad połowie sokiem.
– Możesz
odejść. – W salonie rozległ się głos Narcyzy. Spojrzała na Hermionę, a potem
odkroiła kawałek pasztecika. Nadziany był jagnięciną. Hermiona poszła w ślad za
gospodynią i zabrała się za swoją porcję.
– Bardzo
dobre – powiedziała, gdy tylko udało jej się przełknąć pierwszy kęs. Przystawka
bardzo jej smakowała, podobnie jak danie główne. Narcyza proponowała również
deser, ale Hermiona wymówiła się grzecznie. Nie dałaby rady wcisnąć w siebie,
choćby jeszcze jednego kęsa.
– Pójdę z
nim porozmawiać – powiedziała, wstając
od stołu, chciała spróbować raz jeszcze. Pani Malfoy nie zrozumiała i tylko
pytająco uniosła brew.
– Z
Malfoyem, w sprawie szkoły. Może uda się jeszcze coś zdziałać…
– Tak! – Z
entuzjazmem przytaknęła Narcyza. – Jego sypialnia to ostatnie drzwi na lewo,
zorientujesz się. – Hermiona uśmiechnęła się i opuściła jadalnie. Naprzeciw
drzwi wejściowych stały schody. Były bardzo szerokie i, co ze smutkiem
zauważyła Hermiona, jak wszystko w tym domu – prawie czarne. Weszła po schodach
na górę, skrzywiła się, kiedy kila ostatnich stopni zaskrzypiało. Korytarz ciągnął się w obie trony i było
wyłożony purpurowym dywanem, tłumił on odgłos kroków Hermiony. Gryfonka
skierowała się na lewo, zgodnie z instrukcją pani domu. Po lewej stronie
ciągnął się szereg tajemniczych drzwi, nie jedne były zamknięte kłódką. Hermionę kusiło, aby zajrzeć do wszystkich.
Zawsze intrygowały ją takie rzeczy, a tutaj aurę tajemniczości były czuć na
kilometr. W końcu stanęła przy ostatnich drzwiach. Sama nie wiedziała, czy jest
gotowa na tę konfrontację z
Malfoyem. Wzięła wdech i powoli
wypuściła powietrze, zapukała do drzwi. Nie otrzymała żadnej odpowiedzi,
odczekała jeszcze chwilę, a potem nacisnęła klamkę, wchodząc do środka.
Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to porządek. Tak, Draco Malfoy utrzymywał w
pokoju niebywały porządek. Jedynie błękitna koszula przewieszona przez oparcie
krzesła psuła cały efekt. Mimo wszystko Gryfonka nie mogła uwierzyć własnym
oczom. Nieraz ona miewała większy nieporządek niż Malfoy. Zaskoczył ją, ale to
było miłe zaskoczenie. Szkoda, że w
dormitorium, nie potrafiłeś posprzątać. Zachowała jednak tę uwagę, dla
siebie. Leżał wyciągnięty na łóżku i czytał. Zaraz… Czytał? To było kolejne
zdziwienie, Hermiona poznała tę książkę od razu. Był to podręcznik do
eliksirów. Kiedy zamknęła za sobą drzwi, zaszczycił ją spojrzeniem. Podniósł
się do pozycji siedzącej i odłożył książkę.
– Granger –
zaczął z ironicznym uśmiechem – co za niemiła niespodzianka… – Dziewczyna nie odpowiedziała na zaczepkę,
za to rozejrzała się po pokoju. Wielkie
łóżko, zajmowało większość powierzchni. Pościel była biała i aż raziła w oczy
kiedy porównało się ją z resztą pokoju. Teraz na łóżko była zarzucona narzuta w
kolorze butelkowej zieleni. Panele miały
odcień ciepłego brązu i bardzo ładnie pasowały do szarych ścian. Było też
solidne biurko z obrotowym krzesłem, komoda i szafa. Koło łóżka na kanciastym
stoliku leżała różdżka Ślizgona i kilka, nieotwartych jeszcze, listów. Na jednym
dostrzegła nie złamany lak z odbitym godłem Hogwartu.
– Przyszłaś
się pożegnać? – zakpił, wstając z łóżka. Hermiona zauważyła, że nie nosi już
koszuli, jak na początku jej wizyty w Malfoy Manor, miał na sobie zwykłą, szarą
koszulkę. Panna Granger miała nieodparte wrażenie, że jej pochodzenie jest
mugolskie. Nie skomentowała tego stroju, chociaż wiele złośliwych uwag cisnęło
jej się na usta.
– Przyszła
porozmawiać – oznajmiła spokojnie, krzyżując ręce na piersi.
– W mojej
sypialni? Tutaj zazwyczaj dziewczyny przychodzą w innym… – nie mógł dokończyć
aluzji.
– Dość
Malfoy. – Mimo wszystko na jej policzkach można było dostrzec rumieniec. – To
poważna sprawa, skup się na chwilę – dodała podirytowana.
– Problem w
tym, Granger – zaczął, podchodząc do biurka – że to co masz do powiedzenia, za
bardzo mnie nie interesuje… – Westchnęła, zmęczona tą ciągłą słowną
przepychanką.
– Chociaż
raz możesz mnie posłuchać? – Pokręcił przecząco głową, opierając się o oparcie
obrotowego krzesła.
– Granger,
nie męczy cię to już?
– Ty? Ty
męczysz mnie zawsze – rzuciła w jego stronę. Pokręcił głową, a blady uśmiech
błąkał się po jego twarzy.
– Nie ja. To
ciągłe robienie tego, czego inni od ciebie chcą. Kiedy ostatnio zrobiłaś coś dla
siebie? Proponuję fryzjera… – Dostrzegł jej oburzoną minę i ze śmiechem dodał:
– Ewentualnie kosmetyczkę.
– Co ty
sobie w ogóle wyobrażasz? Przychodzę tu w dobrej wierze, chcę ci pomóc,
kretynie jeden, a ty mnie tak traktujesz! Dlaczego tak bardzo mnie
nienawidzisz?! – mówiąc to, podchodziła do niego coraz bliżej, mierząc chłopaka
nienawistnym spojrzeniem.
–
Nienawidzę? Zastanów się jeszcze raz. Spójrz mi w oczy i powiedz prosto w
twarz, że cię nienawidzę.
-
Nienawidzisz mnie Malfoy – jej głos rozszedł
się po pokoju, jak echo. Wykrzywił zmęczoną twarz w cyniczny uśmiech.
Zbita z tropu, zmarszczyła brwi.
– O co znów
ci chodzi?
– Gdybym cię
naprawdę nienawidził, nie zdążyłabyś otworzyć ust, a ja spokojnie poderżnąłbym
ci gardło. Może wróć do definicji nienawiści, co Granger?
– To właśnie
był dowód – odparła spokojnie, krzyżując ręce na piesi. W głowie już
przypomniała sobie odpowiednią
definicję, ale jedynie zacisnęła mocniej usta. Uniósł pytająco brew.
– Zawsze musisz mi dopiec, zawsze musisz być
górą i zawsze – podkreśliła to dobitnie – Mówisz mi po nazwisku. – Pokręcił z
niedowierzaniem głową.
– Podobno
jesteś mądra, Granger. – Westchnął, nie dając dojść do słowa podirytowanej
dziewczynie.
– Żadne z
podanych przez ciebie przykładów nie są związane z nienawiścią. Zawsze muszę ci
dopiec, bo lubię się z tobą drażnić, jesteś godnym przeciwnikiem, jeśli chodzi
o riposty. Zawsze muszę być górą bo jestem zarozumiały, czego nie omieszkałaś
mi nie wytknąć setki razy. – Uśmiechnął się widząc jej zdziwienie. – Tak,
Granger dociera do mnie to co mówią inni, po prostu się nie przejmuje. Wiem, że
taki jestem i nie musisz mi tego przypominać setki razy dziennie.
– Jesteś
zarozumiałym dupkiem, Malfoy. – Syknęła odruchowo, na co on tylko westchnął
ciężko, spoglądając w sufit.
– Salazarze,
już wiem dlaczego nie jesteś Krukonką… – Zmrużyła gniewnie oczy, ale nic nie
powiedziała.
– Co do
zwracania się po nazwisku… to oboje dobrze wiemy, że to nie jest żaden dowód.
Raczej bardziej przemawia za tezą, że cię nie szanuję, ale nie nienawidzę. A z
tym szanowaniem to też nie do końca… – Ale nie pozwoliła mu dokończyć. Nie
wytrzymała:
– Do jasnej
cholery, Malfoy! Nie wmawiaj mi teraz, że mnie szanujesz! Bo nigdy w to nie
uwierzę, nie nienawidzisz mnie to jasne, ale nigdy więcej nie próbuj mnie
okłamać w sprawie szacunku! – Jej wrzaski nie zrobiły na Ślizgonie większego
wrażenia, ale jedno nie dało mu spokoju.
– Czemu niby
to takie jasne, że cię nie nienawidzę? – Uśmiechnęła się, próbując naśladować
jego cyniczny, wręcz firmowy uśmieszek. Nie wyszło jej to zbyt dobrze.
– Przypomnę,
cię te twoją upragnioną definicję nienawiści – zaczęła cedząc, każde słowo:
– Nienawiść
to bardzo silne uczucie niechęci wobec kogoś, połączone z pragnieniem by obiekt
nienawiści spotkało coś złego.
– I co niby
to udowadnia Granger? Że pożarłaś słownik?
– Żeby mnie
nienawidzić musiałabym cię obchodzić. Żeby żywić jakiekolwiek uczucie do danej
osoby, trzeba ją poznać, a przede wszystkim przejmować się nią. Teraz wiem, że
ty się mną nie przejmujesz. Nikim się nie przejmujesz. Właśnie, dlatego nie
możesz mnie nienawidzić. Ty po prostu masz mnie gdzieś. Jestem jak powietrze. –
Odwróciła się na pięcie kierując do drzwi.
– Z tą
drobną różnicą, Granger – zaczął cicho – że powietrze jest mi jeszcze potrzebne.
Ty nie.
Wyszła trzaskając drzwiami.
***
Blaise Zabini siedział w swojej sypialni.
Kiedy Draco odszedł z Hogwartu, chłopak został na dobre zakwaterowany u Notta.
Chociaż wcześniej i tak tam pomieszkiwał, odkąd postanowił się wyprowadzić.
Zdążył już przenieść do lochów wszystkie swoje rzeczy. Niechętnie przeglądał podręcznik od Obrony
nad Czarną Magią. Nie lubił tego przedmiotu, a denerwujący nauczyciel nie był
jedynym powodem. Kiedy omawiali jakieś czarnomagiczne zaklęcie, chłopka od razu
wracał do sceny, kiedy któryś ze śmierciożerców go używał. Często sam pojawiał
się w tych wspomnieniach z różdżką w ręku. Nagle rzucił mu się w oczy
nieprzeczytany list. Sowa jego matki dostarczyła go podczas śniadania, a on
wolał odłożyć tę prawdopodobnie, nieprzyjemną lekturę na później. Zamknął
podręcznik z hukiem i sięgnął koperty. Podejrzewał czego dotyczyła wiadomość.
Rozerwał kopertę i wyjął z niej złożoną na pół kartę. Niechętnie ją rozłożył. Jak zwykle matka Ślizgona
pisała purpurowym tuszem, na pożółkłym pergaminie.
09.10.1998r.
Za kogo ty się uważasz!
Westchnął
widząc już sam nagłówek, wolał nie czytać dalej, ale wiedział, że nie ma
wyjścia. Teraz był pewny czego dotyczy list, właściwie nie rozmawiał z Zofią na
inne tematy.
Podobno wysłałeś
Samancie list zrywający wasze zaręczy! Więc pytam ponownie, ZA KOGO TY SIĘ
UWAŻASZ! Masz się ożenić zaraz po ukończeniu szkoły, warunki były jasne. Jeśli
kogoś sobie nie znajdziesz, ożenisz się z Samantą! A z tego co wiem nie
znalazłeś. (W prawdzie masz czas do Bożego Narodzenia). Moja cierpliwość powoli
się kończy, Blaise. Liczę na odwiedziny podczas ferii i to z twoją wybranką.
Nie ciesz się na zapas i pamiętaj o warunkach. Czysta krew to podstawa! Poza
tym muszę ją polubić.
Szukaj, choć pewnie i
tak nie znajdziesz…
Zofia Zabini (matka)
Blaise
zgniótł list w kulkę i rzucił w stronę i tak już przepełnionego kosza na
śmieci. Będę musiał się pospieszyć. Ta
nieprzyjemna myśl przebiegła mu przez głowę. Wstał z łóżka i wygładził koszulę.
– Weasley,
szykuj się na odwiedziny… – szepnął do siebie, wychodząc z sypialni.
*
Ginny Weasley siedziała w bibliotece
pochylona nad pergaminem. Pisała esej na transmutację, chociaż termin oddania
prac był dopiero w środę. Stolik, który zajęła tonął w książkach. Nie lubiła
transmutacji, a każde zadanie domowe było torturą. Gryfonka sama nie wiedziała,
dlaczego zdecydowała się na kontynuację tego przedmiotu. Oczywiście mogła
poprosić Hermionę o pomoc, ale robiła to zdecydowanie za często. Wykreśliła
ostatnie dwie linijki tekstu i sięgnęła po pierwszą książkę ze stosu. Zaczęła
czytać. Kiedy w końcu mniej więcej zrozumiała o co chodzi w transmutacji
bezmagicznej, ktoś postanowił zakłócić jej spokój.
– Michael… –
powiedziała nieco zaskoczona. Krukon uśmiechnął się do dziewczyny.
– Co tam
masz? – Zerknął na jej pokreślony pergamin i skrzywił się. – Kiepsko to
wygląda…
– Nawet nie
mów – mruknęła ponoru. – Chyba nigdy nie skończę.
– Mogę ci
pomóc i tak zrobiłem swoje zadania na cały tydzień. – Znów się uśmiechnął.
Ginny nie była pewna, czy chce przyjąć pomoc Krukona. Z jednej strony kiedy
tego nie zrobi będzie tu siedzieć do środy, z drugiej nie chciała spędzać czasu
z Michaelem jeśli nie było to konieczne.
– To miło,
ale… – zaczęła, jednak ktoś rozproszył jej uwagę. Blaise Zabini stanął za
Michaelem i wyszczerzył się do Ginevry. Był o pół głowy wyższy od Krukona, przyłożył
palec do ust, nakazując Gryfonce ciszę. Nie wiedzieć czemu, Ginny przystała na
te warunki.
– Ale? –
zapytał Michael nieświadomy, że ktoś za nim stoi. Przyglądał się uważnie twarzy
swojej byłej dziewczyny. Był pewny, że znów się zejdą. Potrzebował jedynie
trochę więcej czasu. Ginny już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale teraz
odezwał się Blaise:
– Ale mamy
już inne plany. – Krukon podskoczył na dźwięk głosu Zabiniego obok swojego
ucha. Ginny zatkała usta ręką, żeby nie parsknąć śmiechem. Michael po chwili
otrząsnął się i zdziwienie przeszło w złość. Posłał Gryfonce oskarżające
spojrzenie i wyszedł bez słowa, trącając Blaise’a ramieniem, gdy go mijał.
– To było
wredne… – powiedziała Ginny, kiedy opanowała napad śmiechu.
– Jestem Ślizgonem,
skarbie.
– Nie
skarbuj mi tutaj – warknęła, mrużąc oczy. Nie przejął się jej tonem i z
uśmiechem wpakował swój tyłek na krzesło obok Ginevry. Bez pytania zabrał ze
stołu pokreślony pergamin i zaczął czytać.
– Oddawaj! –
krzyknęła Gryfonka, wstydząc się swoich wypocin.
– W
bibliotece zachowujemy ciszę!!! – wrzasnęła pani Prince i łypnęła wzrokiem
bazyliszka w stronę stolika, przy którym siedzieli Ginny i Blaise.
– Eeee… Chyba
nie zamierzasz oddać tego McGonagall? – zapytał Ślizgon, ignorując w zupełności
bibliotekarkę.
– Nie. –
Dziewczyna wyrwała mu swoje wypracowanie.
– W ogóle jak mnie tu znalazłeś?
– Wszystkie
grzeczne Gryfoneczki odrabiają swoje zadania domowe w niedziele w bibliotece. –
Zacmokał. Posłała mu spojrzenie spode łba.
– Ja nie
jestem grzeczna – dodała, unosząc sugestywnie brew. Z uśmiechem pokręcił głową.
– Zobaczymy
– dodał tajemniczo i wstał z krzesła. Ginny niepewnie zmarszczyła brwi,
próbowała rozgryźć tego Ślizgona. Wyciągnął do niej rękę.
– Idziesz? –
Kiwnęła głową, wstając bez jego pomocy. Chciała zabrać swoje wypracowanie i
odłożyć książki na półki, ale chłopka chwycił ją za nadgarstek i pociągnął w
stronę wyjścia.
– Jeszcze
się na sprzątasz.
– A moje
wypracowanie?! – krzyknęła w biegu.
– Napiszemy
nowe – odpowiedział, odwracając głowę w jej stronę.
– Napiszemy?
– zapytała zdziwiona.
– Możesz pisać
sama, jeśli nie chce zdać… – Oburzyła się trochę, ale nic nie odpowiedziała.
Miała świadomość, że Ślizgon ma rację. Przebiegli przez całe zachodnie skrzydło i
zatrzymali się dopiero w Sali Wejściowej.
Ginny raptownie tam przystanęła.
– Dokąd mnie
ciągniesz? – zapytała, trochę podejrzliwie.
– Oj no…
zawsze chcesz wszystko wiedzieć? – Uniosła jedynie pytająco brew.
– Będzie
śmiesznie, to powinno ci wystarczyć…
– Blaise? –
jej złowróżbny ton zmusił Ślizgona do wyjaśnień. Westchnął i puścił jej rękę.
– Chciałem
podłożyć łajnobombę w pokoju nauczycielskim i może ze dwie u Barkleya… –
Uśmiechnęła się, nauczyciel Obrony prze Czarną Magią naprawdę ją denerwował.
Najpierw była oczarowana, sprawiał wrażenie mądrego, młodego mężczyzny, który
wie czego uczy. Szybko czar prysł i Ginevra przekonała się, że to kolejny
Gilderoy Lockhart.
– A jak nas
złapią? – W jej głowie odezwał się głos rozsądku.
–
Tchórzysz? – Podpuszczał ją.
– Nigdy,
dawaj te bomby.
Biegła
korytarzem szóstego piętra, Zabini tuż za nią. Gonił ich Filtch i jego kotka,
Pani Norris. Śmiali się w głos, Ginny już dawno tak dobrze się nie bawiła.
– Biegnij! –
krzyczał za nią Blaise. Podłożenie łajnobomby do gabinety profesora Barkleya to
była kaszka z mleczkiem, ale kiedy przyszło im wkraść się do pokoju
nauczycielskiego, Ginny wahała się o kilka minut za długo i w efekcie Pani
Norris ich przyłapała. Szaleńczy bieg trwał i trwał. Woźny nie widział
sprawców, ale nie odpuszczał. Ginevra i Zabini nagrabili sobie jeszcze bardziej,
rzucając za siebie jedną z łajnobomb. Cały korytarz trzeciego piętra był
zanieczyszczony. Filtch będzie miał naprawdę dużo roboty i przysiągł sobie, że
nie odpuści póki nie dowie się kto z a tym stoi. Ginny już miała wbiec na
schody, kiedy te obróciły się w ostatnich chwili. Jęknęła załamana, coś tak
czuła, że za dobrze im idzie.
– Co teraz?!
– krzyknęła do nadbiegającego Blaise’a. Chłopak zatrzymał się na środku
korytarza i rozejrzał.
– Szukaj
otwartych drzwi! – krzyknął i sam złapał za najbliższą klamkę. Ginny roześmiała
się, widząc jak Ślizgon nieporadnie
mocuje się ze wszystkim drzwiami.
– Pomóż mi
Weasley! – krzyknął. Dziewczyna szybko wyjęła różdżkę zza paska jeansów.
– Alohomora
– powiedziała spokojnie, celując w drzwi z którymi szamotał się Zabini.
Spojrzał na nią zdziwiony, ale nie było czasu na rozmowy. Wbiegł do
pomieszczenia, a rudowłosa Gryfonka za nim. Zamknęli drzwi od środka i głośno
wypuścili powietrze. Każde jeszcze łapało oddech po szaleńczym biegu. Ginny z
rękami na kolanach, dyszała w podłogę. Blaise wypuścił głośno powietrze,
patrząc w sufit. Żadne nie myślało, żeby się rozejrzeć. Ich spojrzenia się spotkały i na nowo wybuchli śmiechem.
– Cicho, bo
nas znajdzie – powiedziała Ginny z uśmiechem. Blaise też zamilkł. Dawno tak
dobrze się nie bawili, jak dzieci, nie martwiąc się o nic.
– Barkley
będzie miał niespodziankę – powiedziała Gryfonka, była podekscytowana. Podeszli do drzwi i
nasłuchiwali, a kiedy długo nikt nie nadchodził rozejrzeli się po
pomieszczeniu.
– Gdzie my jesteśmy? – z gardła Ginny wyszedł
jedynie szept. Całe pomieszczenie tonęło w pozwijanych pergaminach. Od lekko
pożółkłych do tych prawie brązowawych. W pokoju było jedno okno, przez które do
środka wlewało się późno popołudniowe światło. Pod sufitem wisiała lampa z
pogaszonymi świecami. Ślizgon uniósł różdżkę i odpowiednim zaklęciem, zapalił
wszystkie świece. Od razu zrobiło się jaśniej. Na wszystkich ścianach oparte
były, wysokie aż po sufit regały. Wszystkie w całości zawalone pergaminami.
Sporą część pokrywały pajęczyny i kurz. Czasami papiery nie mieściły się na
półkach, więc leżały luzem na podłodze.
– Wygląda
jak archiwum – podsunął chłopak, podchodząc bliżej jednego z regałów. Ginny podniosła pergamin z ziemi i rozwinęła
go. Zmarszczyła brwi.
– Co tam
masz? – Zainteresował się Blaise.
– To… to
zadanie domowe na zielarstwo jakiejś Emilli Sparks.
– Praca
domowa? – zapytał zdziwiony. Ginny nie mniej zaskoczona pokiwała głową.
– Tu chyba
trzymają nasze wypracowania. – Ginny była bardzo podekscytowana odkryciem.
Widziała tyle możliwości. Ślizgon jednak był bardziej sceptyczny. Wybrał jeden
z najnowszych pergaminów i rozwinął go.
– To
wypracowanie na zaklęcia. Z 1974 roku… Nie ekscytuj się tak, to stare prace. –
Entuzjazm dziewczyny lekko przygasł. Podeszła do regału i znów zdjęła jakieś
wypracowanie. Przeglądali prace dobrych parę minut, kiedy nagle chłopaka
zatkało. Stał z szeroko otwartymi oczami, trzymając jakąś prace. Po chwili
zaczął się śmiać.
– Co tam
masz? – zapytała Ginevra, podchodząc do Ślizgona. Próbowała zajrzeć mu przez
ramię, jednak był za wysoki.
– To
wypracowanie McGonagall z transmutacji.
– I co w tym
śmiesznego?
– Dostała
„nędzny”!
– Pokaż to!
– Ginny wyrywała się po pracę nauczycielki, Blaise droczył się z nią i uniósł
pergamin nad głowę.
– No pokaż!
– Podskoczyła, ale nie udało jej się sięgnąć wypracowania. Znalazła się blisko
chłopaka, przy kolejnym podskoku jej twarz znalazła się niebezpiecznie blisko
jego twarzy. Próbowała się odsunąć, ale on złapał ją w tali wolną ręką i
przyciągnął do siebie. Zamarła na kilka sekund i wstrzymała oddech. Miała
ochotę, żeby… Nie myśl o tym! Skarciła siebie w myślach.
– Szukasz
pretekstu? – zapytał cicho, pochylając się nad Ginny. Zmarszczyła lekko brwi.
– Pretekstu
do czego?
– Żeby mnie
pocałować. – Już miała zaprzeczać, ale nie dał jej dojść do słowa:
– Oddam ci
wypracowanie McGonagall za całusa. Będziesz miała i pretekst i pergamin.
– A ty co
będziesz z tego miał? – zapytała podejrzliwie.
– Nie
dostane w twarz, jeśli to ty mnie pocałujesz, więc decyduj się Weasley, bo mam
na to cholerną ochotę… – Ostatnie słowo wymamrotał wprost do jej ust. Ginny
stając na palcach, pocałowała go. Delikatnie, nie zachłannie. Jej wargi co
chwilę muskały jego. Blaise nie ukrywał, że takie poświęcenie dla dobra jego
planu jest w stanie znieść. Co więcej mógłby je znosić częściej. Przyciągnął ją
jeszcze bliżej, tak, że stykali się ciałami. Całował ją coraz bardziej
zachłannie. W końcu oderwali się od siebie i każde wzięło porządny oddech.
Zabini z uśmiechem wręczył jej wypracowanie dyrektorki.
– Nikomu ani
słowa, jasne? – pogroziła mu palcem. Mimo wszystko nie żałowała tego, że
wyciągnął ją z biblioteki. Czuła, że ich przygoda szybko się nie skończy.
O mój bosz *-* nareszcie! Nawet nie masz pojęcia ile przyjemności mi sprawiłaś nowym postem! Twój blog to jeden z moich ulubionych, więc nawet nie próbuj go zawieszać! Całusy;*
OdpowiedzUsuńGenialne*-*
OdpowiedzUsuńJezuu <3 Super, kocham twojego bloga <3
OdpowiedzUsuńP.S Zapraszam do siebie, jutro prolog
'http://panna-wiem-wszystko-granger.blogspot.com/
Przy takiej teściowej jaką szykujesz dla Ginn .... aż mi jej szkoda
OdpowiedzUsuńnajlepszeee!! ♡♡♡ dziewczyno nie wąż się zawieszac bloga !!!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie zawieszasz bloga ;)
OdpowiedzUsuńKocham to czytać ♡♡♡
Pansy i Harry mają się znowu zejść, jasne?
No i jest też Blinny… Cudownie :)
Dramione najmniej mnie obchodzi, ale jestem ciekawa jak to rozegrasz.
No i dzięki za nominację do LBA :*
http://czterej-huncwoci-i-ruda.blogspot.com/
najlepszeee!! ♡♡♡ dziewczyno nie wąż się zawieszac bloga !!!
OdpowiedzUsuńNajlepszy rozdział EVER! <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńTyle się tu działo, zaczynając od dziwnych relacji Pansy i Harry'ego.. ciekawa jestem jak się to wszystko rozwiąże. Mam nadzieję, że w końcu dojdą do porozumienia i znajdą jakiś sposób na porozumienie *-*
Kolejny wątek przewinął się w Malfoy Manor.. to było COŚ! Kurde nie mam pojęcia co Hermiona na to poradzi ale ma niezły problem na głowie... i ten Draco kurde. Liczę, że w końcu się chłopok ogarnie :D
No i na koniec akcja Ginny i Blaise'a!!!!!!!! Kocham, kocham, kocham <3 ciekawa jestem co wymyśli nasz Diabełek i co poradzi na naciski swojej mamusi xd wierzę w niego!! Ale nie mam się co chyba martwić bo jak na razie idzie mu bardzo dobrze ;) :D i ten CAŁUS <3 hahahahahahah chcę więcej!! Kocham tego bloga <3 <3 życzę weny i pozdrawiam! :*
Urocza osóbka cieszy się iż 7h w parku z autorką tego rozdziału sprawiło że jest AKCJA.! :* :* :* Ps.: Jak wrócę z tej dziwnej miejscowości nad morzem to bd powtórka :)
UsuńZastrzeliła bym Cię Avadą jakbyś zawiesiła bloga, naprawdę. Uwielbiam go, więc się nie waż zawieszać. Rozdział fajniutki, leciutko się go czytało. Nareszcie Blinny tylko wydaję się takie pospolite, Ginny się dowie o Blaise'a planie, zerwą i znowu się zejdą, co prawda nie wiem czy tak będzie, ale na razie tak to wygląda z mojego punktu widzenia, mam nadzieję że czymś nas jeszcze zaskoczysz.
OdpowiedzUsuńDramione coś zaczyna się dziać, ciekawie jak Hermiona to rozegra :D
Hansy to jest taka historia że nie da się własnego ciągu dalszego dopisać za to czeka się z niecierpliwością jak ich losy się potoczą, takie same od czucia przynajmniej ja mam z dramione.
Czekam jak to wszystko się rozegra.
PoZdRo
P.S. Powtarzam nie waż się zawieszać bloga
Super rozdział! Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się tym, każdy miewa chwilę zwątpienia. Pamiętaj, że masz wiernych fanów Twojego opowiadania :* Ja je uwielbiam i zawsze czekam na kolejne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńNo no, ciekawie się zapowiada! Pisz szybko kolejny rozdział bo już się nie mogę doczekać!
OdpowiedzUsuńZuzia :)
Nareszcie kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńAghdvtacabxjxvdn... *.* <-- mój sposób wyrażenia euforii. XD To jest takie genialne - uwielbiam Twoje opowiadanie. :D Pochłonęłam całe w bodajże jeden dzień, bo nie mogłam się oderwać.
OdpowiedzUsuńMiło poczytać, jak Dom Salazara wariuje. :D
Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, a szczególnie czekam na więcej Draco i Hermiony. :)
Całusy xxx
Nightyy