Rozdział 23

Rzut za trzy punkty


Hermionę obudził potworny jazgot. Zerwała się z łóżka i owinęła szczelnie szlafrokiem w zgniłym zielonym kolorze. Chwyciła różdżkę i wpadła do salonu. Słyszała, że całe to zamieszenia obudziło również jej współlokatorkę, ale zaspana Ginny wcale się nie śpieszyła. Panna Granger zamarła w progu, próbując ogarnąć wzrokiem dantejskie sceny mające miejsce we wspólnym salonie. Malfoy z Zabinim przetrząsali jej biblioteczkę, a kolejne książki z hukiem lądowały na podłodze. Hermiona wpadła w szał. Nie mogła zdecydować nawet jakim zaklęciem powinna potraktować obu Ślizgonów. Draco dojrzał ją w drzwiach i zawahał się na ułamek sekundy, żeby zaraz potem upuścić kolejną książkę na podłogę. Zabini, pochłonięty poszukiwaniami, nawet nie zauważył wściekłej dziewczyny. Dopiero Wrzak podziałał na niego jak kubeł zimno wody. I mulat oderwał się od przetrząsania regałów. – CO WY WYPRAWIACIE?! – wydarła się Granger. – Szukamy czegoś ważnego – wyjaśnił pospiesznie Zabini, ale zrezygnował z rzucania. – PODNIEŚCIE WSZYSTKIE KSIĄŻKI! W TEJ CHWILI! – Spokojnie Granger – powiedział Malfoy z kpiącym uśmieszkiem, ale on również zaprzestał plądrowania biblioteczki. – ZAMKNIJ SIĘ I POZBIERAJ KSIĄŻKI! Ginny stanęła w drzwiach salonu, przecierając oczy ze zdumienia. – Co się dzieje? – zapytała, stłumiwszy ziewnięcie. Gdy tylko dostrzegła książki na podłodze, zaczęła współczuć Ślizgonom. – Co się dzieje? Co się dzieje?! Oni niszczą moje książki! – zawodziła Hermiona, a jej głos stał się wyższy o oktawę. – Dlaczego tak nagle rwiecie się do książek? – zapytała Ginny, przechodząc w głąb salonu. Usiadła w jednym foteli i znów ziewnęła. Nie była przyzwyczajona do wstawania tak wcześnie. – Szukamy czegoś – rzucił Zabini w jej stronę. Chłopak najchętniej wróciłby do poszukiwań, jednak furia Hermiony odrobin go przerażała. Nie chciał narazić się jej bardziej, toteż nerwowo przestąpił z nogi na nogę, wyczekująco patrząc w stronę regału, który wciąż w jednej trzeciej zapełniony był książkami. Zapadła nieprzyjemna cisza, Granger zupełnie nie wiedziała, co im powiedzieć, toteż panowie wrócili do przerzucania książek na półce, jednak robili to jakby ostrożniej i co ważniejsze, nie zrzucali ich na podłogę. – Przestańcie! – krzyknęła znów Hermiona, nie mogła patrzeć na to co robią. Blaise westchnął, odkładając trzymaną książkę. – Słuchaj Granger, odłożyłem tutaj jedną ze swoich książek, a teraz nie mogę jej znaleźć. Jest mi potrzebna. – Próbowaliście użyć „Accio” pajace? – wtrąciła się Ginny, unosząc pytająco brew. Ślizgoni wymienili zdziwione spojrzenia. – Książka jest zaczarowana, nie działa na nią taka magia – wyjaśnił z wyższością Zabini, mierząc Gryfonkę podejrzliwym spojrzeniem. Blaise mógłby przysiąc, że Weasley wiedziała coś o jego zgubie. Ginny nagle wstała i zniknęła za drzwiami sypialni. Hermiona już zaczęła swój wykład o szanowaniu cudzej własności, kiedy jej przyjaciółka znów pojawiła się w drzwiach. W rękach trzymała podniszczoną książkę i uśmiechała się triumfująco. – Tego szukacie? – zapytała kpiąco, machając Zabiniemu jego książką przed twarzą. Ślizgon wyrwał się do przodu, chcąc pochwycić swoją własność, ale Ginny cofnęła się z prędkością złotego znicza, chowając książkę za plecami. – Oddawaj to – rzucił wściekle Blaise. Mógł się domyślić, że Weasley ma z tym coś wspólnego. Miał tylko nadzieję, że nie odnalazła schowanych w książce listów, choć na razie starał się o tym nie myśleć. Chciał zwyczajnie odzyskać swoją własność. – A co z tego będę mieć? – droczyła się dziewczyna, najwyraźniej świetnie się bawiąc. Hermiona szybciej niż Malfoy połączyła fakty, wiedziała, że jej przyjaciółka nie odpuści. Nie po tym, jak wczoraj wieczorem przeżywała treść tych nieszczęsnych listów. Panna Granger westchnęła, siadając na kanapie. Chciała mieć oko na swoją biblioteczkę, jednocześnie nie miała ochoty na kolejną kłótnię między Ginny a Blaisem. Została ze względu na swoją drogocenną kolekcję. Podczas gdy wspomniana dwójka się kłóciła, Malfoy przy użyciu różdżki odstawiał porozrzucane po podłodze książki. Hermiona posłała mu pytając spojrzenie, ale Draco jedynie machnął ręką. Widział, że Zabiniego czekała prawdziwa przeprawa z Weasley i nie zamierzał dolewać oliwy do ognia, kłócąc się z Granger. Gdy skończył, usiadł obok Pani Prefekt i oboje śledzili kłótnie przyjaciół. – Oddawaj, to moja własność! – Raczej nie zamierzam! Bardzo ciekawa lektura –wysyczała przez zęby ostatnie zdanie. Ginny liczyła, że utrze nosa Blaise’owi wykorzystując treść listów, ale teraz gdy wszystko wyszło na jaw i mogła go skonfrontować z korespondencją, cała wściekłość z poprzedniego wieczoru wróciła. – Nie miałaś prawa tego czytać! Draco nachylił się do Hermiony. – Salazarze, ile to potrwa… – mruknął, a panna Granger zdusiła parsknięcie. – Ja nie miałam prawa tego czytać?! Ty nie miałeś prawa wchodzić w takie układy! Tym bardziej, jeśli dotyczyły mnie! – Skąd pewność, że dotyczyły ciebie? Nie schlebiaj sobie – rzucił Zabini wyniosłym tonem, co na chwilę zbiło Ginny z pantałyku. Jednak dziewczyna szybko się zreflektowała, uderzając w ten sam zarozumiały ton: – To dlaczego od miesiąca zawracasz mi dupę? Po co za mną łazisz jak pies? Długo się zastanawiałam, ale teraz wszystko jest jasne. – Łaziłem za tobą? Nadal sobie schlebiasz, Weasley. – W takim razie proszę bardzo! Nic mi po tej książce! – Życie przeleciało Blaise’owi przed oczami, gdy gruba książka w twardej oprawie minęła jego głowę zaledwie o parę centymetrów. Książka pacnęła o ścianę za ciemnowłosym Ślizgonem, osunęła się trochę i opadła na podłogę z głośnym plaskiem. Hermiona poderwała się z kanapy, a Ginny w tym samym czasie zatrzasnęła za sobą drzwi sypiani z takim hukiem, że wszystkim zadźwięczało w uszach. Draco też się podniósł. – Przedstawienie skończone – mruknął blondyn gdzieś ponad głową Hermiony. Gryfonka uśmiechnęła się pod nosem. – Bardziej jak pierwszy akt – odparła, nie mogąc się powstrzymać. Tym razem Malfoy nie mógł ukryć parsknięcia. Zabini posłał mu mordercze spojrzenie. – Nic nie powiesz? – rzucił do przyjaciela zdenerwowany. Malfoy przyłożył dłonie do ust i wrzasnął: – Ładny rzut, Weasley! – Dzięki, ale celowałam w głowę! – Usłyszeli zza zamkniętych drzwi. * Hermiona przebudziła się w środku nocy. Na czwarta piętrze atmosfera była napięta od porannej awantury, toteż Gryfonka większość dnia przesiedziała w bibliotece. Nie licząc obowiązkowego patrolu, nic nie zdołało oderwać ją od nauki. Jednak teraz nie mogła spać, jej malutki zegarek pokazywał drugą w nocy. Granger zerknęła na śpiącą przyjaciółkę i po cichu wyślizgnęła się z ciepłej kołdry. Na palcach przeszła sypialnie, wiedząc, że Ginny miała lekki sen. Zamarzyła o ciepłym mleku, które jej mama przygotowywała dla niej, gdy dziewczyna miewała za dziecka złe sny. Gryfonka postanowiła przejść się do hogwardzkiej kuchni. Nawet do głowy jej nie przyszło, że złamie przy tym regulamin. Myślała tylko o całej szklance mleka, którym z pewnością poczęstują ją Skrzaty. Nie chciała przyzwać któregoś z nich na czwarte piętro. Wszyscy wiedzieli jaka jest Hermiona, wolałaby sama wyhodować krowę niż posłużyć się jakimkolwiek magicznym stworzeniem. Już miała przejść przez salon, gdy uświadomiła sobie, że jest w samej piżamie. Cofnęła się do sypialni po szlafrok i różdżkę, a kiedy z powrotem weszła do salonu, blondwłosa czupryna zniknęła za przejściem pod portretem rycerza. Granger aż wstrzymała oddech, mrugając pośpiesznie. Nie mogła się przewidzieć, Malfoy zdecydowanie opuścił dormitorium w środku nocy. Coś ścisnęło ją w dołku. Przypomniała sobie ich ostatnią rozmowę i jego poszukiwania wywaru. – Ale byłam głupia – powiedziała sobie pod nosem. Malfoy perfidnie ją oszukał, wcale nie zamierzał porzucić poszukiwań, a jego prośba o jej pomoc była tylko blefem. Zasłoną dymną, która miała uśpić czujność Hermiony. Draco wiedział, że dziewczyna nie zgodzi się mu pomóc, ale tym pytaniem, tymi kilkoma słowami sprawił, że uwierzyła, że nie ma nic do ukrycia. Z sercem na dłoni, Hermiona podążyła za Malfoyem, rzuciwszy uprzednio na siebie zaklęcie kameleona. Zeszła za nim do lochów. Draco zniknął za drzwiami klasy eliksirów, niestety Hermiona nie miała szansy wślizgnąć się do środka, toteż czekała na korytarzu, zachodząc w głowę co takiego knuje blondyn. W końcu znudzona zaczęła przechadzać się wzdłuż chropowatej ściany z ciemnego granitowego kamienia. Lochy były dużo słabiej oświetlone niż pozostała cześć zamku, toteż mosiężne świeczniki zawieszone pod półokrągłym sufitem nie dawały wiele światła. Hermionie przyszło na myśl, że nie potrafiłaby przesiadywać w lochach na co dzień. W końcu, z braku lepszych opcji postanowiła podsłuchiwać pod drzwiami. Teraz mogłaby oddać całe swoje złoto za parę gumowych uszu Weasleyów. Drzwi nie przepuszczały wielu dźwięków, ale w końcu Hermiona usłyszała jak Malfoy kilka razy powtarza to samo zaklęcie, coraz głośniej i głośniej. Najwidoczniej chciał coś zapieczętować, ale bezskutecznie. Nagle drzwi się otworzyły, niemal przygniatając nastolatkę do ściany. Draco wyraźnie był czymś zdenerwowany. Wziął kilka głębszych wdechów i ostrożnie zamknął za sobą drzwi, które do tej pory stałe otwarte na oścież. Wydało się Hermionie dziwne, że ich nie zamknął, ale to tylko ułatwiło jej misję. Gdy tylko sylwetka Ślizgona zniknęła za rogiem korytarza, panna Granger niewiele myśląc weszła do klasy eliksirów. Pomieszczenie, choć nieoświetlone, wydało jej się mile znajome. Dwanaście stanowisk przy których ustawiono kociołki i odważniki, a także długie biurko nauczyciela, zastawione przyborami do warzenia eliksirów i zaschniętymi w moździerzach resztkami składników. Całe pomieszczenie przesiąkło przez lata taką ilością zapachów, że w pierwszym odruchu każdy kto wchodził, miał ochotę zatkać nos, jednak po chwili dało się przywyknąć do stęchlizny, piżma, cynamonu i cyjanku, których zapachy złowróżbnie unosiły się w klasie. Hermiona przeszła rząd stanowisk z kociołkami, upewniając się, że wszystko jest na swoim miejscu. – Lumos – mruknęła, chcąc oświetlić choć część pomieszczenia i wtedy dostrzegła kociołek na końcu klasy, z którego unosiła delikatna niebieskawa para. Dziewczyna otwarła szeroko oczy i od razu podeszła bliżej. Kociołek był przykryty, ale Granger nie wahała się ani chwili. Podniosła pokrywę, a kwiatowy słodki odór wdarł się do jej nozdrzy. Rozkaszlała się, mając jednocześnie wrażenie, że para oblepia jej płuca niczym miód. Chwilę jej zajęło zanim doszła do siebie. Nie potrafiła rozpoznać wywaru, ale niebieski intensywny kolor i odór zgniłych kwiatów pozwolił jej przypuszczać, że właśnie ma przed sobą wywar z niezapominajek, który Draco czymś podrasował. Zaczęła rozglądać się za jakąś pustą fiolką, do której mogłaby przelać trochę wywaru i zbadać go na spokojnie jutro. Przeszukała szafki na tyłach klasy, wśród sterty podręczników dotyczących eliksirów dostrzegła znajomą książkę o Teleportacji Łącznej. Przejrzała ją pobieżnie, upewniając się, że jest to egzemplarz, z którego Draco wyrwał strony. W końcu znalazła w szufladzie puste fiolki, więc pochwyciła ich pół tuzina i niewiele myśląc, zabrała się do przelewania eliksiru. Jednak coś było nie tak, za każdym razem, kiedy Granger za pomocą pipety próbowała przelać odrobinę wywaru do fiolki, niedoszły eliksir tracił niebieski kolor, stając się przeźroczysty i bezzapachowy. Sfrustrowana dziewczyna spróbowała jeszcze kilka raz, ale jedyne co otrzymała to sześć fiolek z wodą. Nigdy w życiu nie spotkała niczego o takich właściwościach. Myślała gorączkowo, próbując sobie przypomnieć wszystko, co przeczytała w książkach Malfoya. Jednak bezskutecznie. W końcu podjęła spontaniczną decyzję, aby zabrać ze sobą cały kocioł i zwyczajnie pokazać go McGonagall. Ostrożnie go podniosła, ku jej zaskoczeniu nieduży kociołek był cięższy niż się spodziewała, niezdarnie go objęła, uprzednio zamknąwszy pokrywką. Kiedy odwracała się w stronę drzwi, ktoś ugodził ją zaklęciem demaskującym. Podskoczyła zaskoczona, upuszczając kociołek z wywarem. Resztki zaklęcia kameleona spłynęły po jej plecach, a w tym samym czasie tajemniczy wywar płynął po kamiennej posadzce. – Coś ty narobiła?! – krzyknął wściekle Malfoy, a potem rzucił się rozpaczliwie w stronę niebieskiej substancji, która stopniowo traciła kolor i zapach. Hermiona nie był zdolna wykrztusić słowa. Patrzała jak zahipnotyzowana na resztki eliksiru znikającego w kratce ściekowej. Jej włochate kapcie oblepione były resztkami wywaru. Draco upadł u jej stóp, gorączkowo starając się zebrać jak najwięcej eliksiru do kociołka, jednak na nic to się zdało. Parzył sobie ręce, ale substancja nieubłaganie się przez nie przelewała. Widząc w jakiej jest rozpaczy, Granger cofnęła się o krok. Kurczowo tulił do ciała pusty cynowy kociołek, który teraz nie różnił się niczym od pozostałych dwunastu. Powoli podniósł na nią wzrok, dostrzegła świeże łzy w kącikach jego stalowych oczu. – Coś ty zrobiła?! – wrzasnął ponownie z wymalowaną na twarz rządzą mordu. Hermiona nadal była w ciężkim szoku i znów cofnęła się o krok. – Ja… ja… – zaczęła się jąkać, ale nie znalazła żadnych słów. Widziała jak Ślizgon ciężko oddycha, nie podnosząc się z klęczek. Uparcie wpatrywał się w mokrą podłogę. – Draco, ja prze… – zaczęła, a słysząc jej ton, natychmiast podniósł na nią wzrok. – Głupia szlama – powiedział z taką pogardą, że Hermionie aż odebrało mowę. Zamrugała prędko, mając wrażenie, że wciąż jeszcze śni. – Na co czekasz?! Zejdź mi z oczu – dodał, widząc, że dziewczyna zamarła bez ruchu. Jej pełne bólu spojrzenie nie zrobiło na nim większego wrażenia. Teraz wszystko zostało już powiedziane. Hermiona bez słowa opuściła salę eliksirów, niczym w transie dotarła na czwarte piętro. Nie dbała o to, czy obudzi Ginevrę, ukryła twarz w poduszce, zanim rozszlochała się na dobre. * Draco został sam w pustej, ciemnej klasie. Po jego drogocennym wywarze nie pozostał żaden ślad. Uderzył pięścią w posadzkę z taką siłą, że poobijał sobie knykcie. I jeszcze raz i jeszcze, aż w końcu zaczął krwawić. Zamroczony bólem poczuł ulgę. Odetchnął głęboko, ocierając krew o materiał białej koszuli. Niepokaleczoną ręką chwycił różdżkę i zaczął sprzątać salę. Nie wybaczyłby sobie, gdyby teraz ktoś go przyłapał. Został już bez eliksiru, który spędzał mu sen z powiek przez ostatnie miesiące. Malfoy do tej pory doskonale się ukrywał, przenosząc wywar w coraz to nowe miejsca, jednak ze względu na duszący zapach, najbezpieczniej było dopracowywać eliksir w klasie eliksirów. Nie wyobrażał sobie, że musiałby zacząć od początku. Zdusił przekleństwo, choć w myślach przeklinał Granger na wszystkie możliwe sposoby. Nie mógł pogodzić się z tym, co zrobiła. Sala została doprowadzona do porządku, a Malfoy doszedł do wniosku, że pora się zmywać, zanim naprawdę ktoś go nakryję. Swoją drogą był zaskoczony, że hałas, którego narobili z Granger, nie ściągnął do sali Slughorna. Kwatery Mistrza Eliksirów mieściły się najbliżej. Chłopak wlókł się korytarzami w stronę czwartego piętra, rozmyślając ile zostało mu czasu. Choć odkąd wrócił do szkoły, jego ataki ustały, Malfoy wiedział, że ich nawrót to tylko kwestia czasu. Zaczynał się bać o własne życie, a zresztą nie tylko własne, bał się o jego najbliższych przyjaciół. Tak bardzo chciał przyznać się do wszystkiego! Jednak nie mógł się na to zdobyć, teraz dowoli mógł wypierać to wszystko co się z nim działo, a jeśli zdecydowałby się zwierzyć Pansy i Blaise’owi jego problemy stałyby się rzeczywiste i namacalne. Póki co dobrze mu było udawać, że nic złego się nie dzieje. Gdy dotarł pod portret rycerza i wymruczał hasło, na myśl znów przyszła mu Granger. Malfoy był pewny, że zwariował, jednak czuł, że podjęcie z nią współpracy rozwiązałoby jego problem. *** Gryfońska drużyna Quidditcha trenowała ciężej niż zazwyczaj. Zbliżając się mecz z Krukonami, spędzał Harry’emu sen z powiek. Wybraniec czuł, że jego zespół wciąż jeszcze nie gra tak dobrze jak powinien, toteż każdą wolną chwilę wypełniał treningami. W sobotę miało się okazać jak sprawdzi się nowy obrońca, a także młodziutka Evelyn, którą przyjęto do drużyny na pozycję ścigającej. Jedyną osobą, która na boisku przechodziła samą siebie była Ginny Weasley. Dodatkowe trening wcale jej nie przeszkadzały, przynajmniej trzymały ją z dala od czwartego pięta i jego mieszkańców. Harry był pod wrażeniem jej wyników na boisku, choć starał się nie chwalić jej nadmiernie aby reszta drużyny nie poczuła się zbyt pewnie z wygraną. Ron z trybun obserwował większość treningów, za co Potter był mu dozgonnie wdzięczny. Zawsze, gdy schodzili z boiska Wybraniec wraz z najlepszym przyjacielem omawiali wszystkie szczegóły treningu, taktykę, słabe i mocne punkty poszczególnych członków zespołu. Harry czuł, że Ron naprawdę ich wspiera. Rudzielec nie omieszkał też udzielić kilku rad nowemu obrońcy. Wszystko wydawało się być na swoim miejscu, a gdy zmęczeni wracali do wieży Gryffindoru, Hermiona zazwyczaj witała ciepło całą trójkę quidditchowych maniaków. Czwartkowy wieczór nie różnił się wiele od wielu poprzednich, w trakcie których grupa przyjaciół rozsiadała się w pokoju wspólnym. Dołączył do nich też Neville, Seamus i Parvati. Ginny już tasowała karty do gry, Ron i Seamus zabrali się do partii szachów, a Hermiona i Parvati pogrążyły się w dyskusji na temat wróżbiarstwa. Harry powiódł wzrokiem po całej grupie przyjaciół i uśmiechnął się pod nosem. Naprawdę czuł się w Hogwarcie jak w domu. – Harry, zagrasz z nami? – wyrwał go z zamyślenia głos Ginny. Przytaknął, siadając bliżej niskiego stoliczka kawowego, na którym zwykli wykładać karty. Ron na chwilę oderwał się od szachów, żeby spojrzeć na zegarek, a potem posłał przyjacielowi przepraszające spojrzenie. – Twój szlaban… Parkinson czeka od kwadransa – powiedział rudzielec markotnie. Potter zarwał się z podłogi. – Cholera – rzucił tylko, rozglądając się za swoją różdżką. Parvati podała mu ją, uśmiechając się współczująco. Wszyscy teraz wyglądali jakby Harry miał już nigdy nie wrócić. – Dajcie spokój, dwie godziny i jestem, z Parkinson szybko zleci – rzucił zachęcająco, zmierzając ku drzwiom. Nawet nie analizował tego, co powiedział. Mimo wszystko wszyscy pozostali popatrzeli po sobie zdziwieni. – Czy on właśnie powiedział, że czas mu szybciej leci przy Pansy Parkinson? – zapytała Parvati, choć wszystkim to pytanie cisnęło się na usta. – Może spadł z miotły na treningu – dodał Neville, czym wywołał kilka rozbawionych spojrzeń i szczerych uśmiechów. – Podejrzewam, że po takim czasie musiał nauczyć się z nią rozmawiać. W końcu nie wiemy jak długo jeszcze będą mieli ten szlaban – wtrącił Ronald, wzruszając ramionami. Już jakiś czas temu zauważył, że Harry’emu wcale owe szlabany nie wadzą. Nigdy też nie słyszał, żeby jego przyjaciel uskarżał się na Pansy. Gdy Ron zastanowił się dłużej, odkrył, że tak na prawdę Harry nigdy nie mówił o Parkinson. Jeszcze na początku pomstował na nią na każdym kroku, ale od jakiegoś czasu - cisza. Hermiona i Ginny wymieniły znaczące spojrzenia, obie na własne oczy widziały, że owa dwójka ma się ku sobie. Podczas imprezy w towarzystwie Ślizgonów, wiele wyszło na jaw. – Ciekawe czy wyjaśnili sobie tą sprawę z wydawaniem Harry’ego w ręce Śmierciożerców… – zastanawiał się na głos Seamus, ale Neville od razu spiorunował go wzrokiem. – Za daleko? – zapytał Finnigan, a gdy Parvati pokiwała głową, chłopak zamilkł na dobre. Zmienili temat. Ginny ograła wszystkich w karty, a Ron, co nikogo nie zdziwiło, pokonał i Seamusa i Neville’a w szachy. Wieczór upłynął im w cudownej atmosferze i nawet się nie obejrzeli, kiedy Potter wrócił ze szlabanu. Wybraniec wydawał się przygaszony, ale szybko zaraził się od pozostałych dobrym humorem. * Blaise wkroczył do pokoju wspólnego Slytherinu, posyłając każdemu na swojej drodze nienawistne spojrzenia. Opadł ciężko na kanapę obok Parkinson i wyjął z torby butelkowane bzowe piwo. Opróżnił je do połowy, zanim Pansy oderwała się od sudoku. – Nienajlepszy dzień? - zagadnęła Ślizgonka, obserwując przyjaciela kątem oka. Blaise posłał jej mrożące krew w żyłach spojrzenie, jednak nie zrobiło to na dziewczynie większego znaczenia. – Weasley znalazła listy od mojej matki, także mój plan możemy spuścić w kiblu - warknął niezadowolny Zabini, ale Pansy tylko się roześmiała. – Chyba nie spodziewałeś się, że to na prawdę się uda? Błagam cię, wybrałeś najgorsza możliwą dziewczynę do tej roboty. Weasley stąpa twardo po ziemi, wychowało ją stado braci, nie tak łatwo ją oszukać. – Była idealna do tej roboty, ot co! – Przyznaj Blaise, że po prostu ci się podoba i wcale nie chodziło o to śmieszne ultimatum, które postawiła ci Zofia. – Chłopak prychnął niezadowolony. – Oczywiście, że chodziło o ultimatum. To czysty biznes, ale teraz… – Na miłość Merilna, przestań się oszukiwać. Twój plan nigdy by się nie udał, a jeśli szukasz usprawiedliwienia dla swojego biegania za Weasley to na prawdę wszyscy mają to gdzieś. Umów się z nią i tyle. – Nie szukam usprawiedliwienia i wcale za nią nie biegam, to tylko… – zawahał się chwile – To tylko rozwiązanie moich problemów z matką. – Sam powinieneś je rozwiązać i zostawiać tą dziewczynę w spokoju. – Zamilkli, Pansy na dobre porzuciła sudoku, napiła się piwa, które otworzył dla siebie Zabini. Blaise poluzował zielony krawat, próbując pozbierać myśli. Wydawało mu się, że utknął w sytuacji bez wyjścia. Chciał zatrzymać pokaźny majątek Zabinich, a jednocześnie nie zamierzał się żenić. Im dłużej o tym myślał, tym częściej łapał się na tym, że małżeństwo nie jest dla niego opcją ani na teraz, ani na potem. Zwyczajnie nie chciał dusić się w jakimś konstrukcie społecznym, było mu to do niczego niepotrzebne. Chciał zostać mecenasem sztuki, otaczać się pięknymi kobietami i obrazami, chciał wspierać artystów i wyprawiać wystawne bankiety. W jego wizji nie było miejsca na żonę. Oczami wyobraźni widział siebie w wieku trzydziestu lat, wciąż przystojnego, trwoniącego rodzinny majątek. Widział Draco, który robił karierę w Ministerstwie i Parkinson, która po całym dniu pracy w Świętym Mungu, odwiedzałaby go w jeden z posiadłości. Widział to wszystko, a jednocześnie cały ten obrazek deptała jego matka, żądając synowej. Skrzywił się. – Zrozum, ja nie mogę się ożenić. – Pansy posłała mu znaczące spojrzenie. – Może mógłbyś z odpowiednią osobą… Posłuchaj, wiele dziewczyn wyszłoby za ciebie dla pieniędzy. Może faktycznie potraktuj to jak czysty biznes. Znajdź kogoś, kogo od razu zaznajomisz z wymaganiami matki, obiecaj, że będziesz ją utrzymywał z fortuny, która ci przypadnie, a małżeństwem będziecie tylko na papierze – Ślizgonka zamilkła, próbując odszyfrować myśli przyjaciela. Blaise zamyślił się na chwilę. – To nie jest taki zły pomysł – zaczął ostrożnie, a Pansy słysząc to, szeroko się uśmiechnęła. – Ale raczej Weasley nie kupię. – A ty znowu o niej! – Ślizgonka z niedowierzaniem pokręciła głową. – Ona jest ideal… – Idealna do tej roboty, już słyszałam. Nie rozumiem tylko, dlaczego się tak oszukujesz. – Zamilkli, Blaise nie zamierzał się kłócić. Wkrótce odnalazł ich Malfoy, a pani usiadł w fotelu, dopił piwo, które przyniósł dla siebie Zabini. – Wyglądasz jakbyś nie spał całą noc i nie było cię na śniadaniu – zagadnęła Parkinson, obserwując prawie przezroczystą cerę blondyna i kontrastujące, siwe podkrążone oczy. Draco zbył ją, machnięciem ręki. – Dlaczego zniknąłeś w środku nocy? – drążył Zabini, bo zniknięcie Draco nie uszło jego uwadze. – Zmieńcie temat, albo wychodzę – warknął jedynie blondyn, wcale nie żartował. Utrata eliksiru wiele go kosztowała, w kratce ściekowej spłynął nie tylko wywar, ale również jego szansa na normalne życie. Malfoy czuł się coraz gorzej, odliczył dni do kolejnego ataku. W dodatku gdzieś z tyłu głowy miał Granger, która była jego przekleństwem. Albo zbawieniem. Nie był jeszcze pewien. Wkrótce potem siódmy rocznik zaczął pić. Nikomu nie przeszkadzało, że jest czwartek, a jutro o dziewiątej zaczynają od lekcji z McGonagall. Theodore Nott przyniósł koniak, który przeszmuglował do zamku z Hogsmeade, wkrótce potem dosiadły się do nich siostry Greengrass i część ślizgońskiej drużyny Quidditcha. Draco z ulgą zauważył, że Astorii nie poświęca mu tyle uwagi, co wcześniej. Z drugiej strony, wiedział, że Pansy i jej blond współlokatorka prowadzą zimną wojnę. Nie potrafił jednak połączyć wszystkich wątków, ale nie chciał pytać. Podskórnie czuł, że stoi za tym jakiś chłopak. Blaise, jak zwykle, szybko został duszą towarzystwa, opowiadając dziwne anegdotki i rzucając żartami na lewo i prawo. Znakomicie odnajdywał się w takiej roli. Draco z kolei trzymał się na uboczu, pochłaniając niezdrowe ilości alkoholu. W końcu wieczór dobiegł końca i wszyscy, chwiejnym krokiem zaczęli się rozchodzić. Draco i Zabini ledwo już trzymali się na nogach. Widząc, że oboje się podnieśli z kanapy, Pansy również wstała. Z całego towarzystwa wypiła chyba najmniej. – Odprowadzę was – mruknęła w stronę przyjaciół. Malfoy jedynie kiwnął głową, bo dobrze wiedział, że z lochów na czwarte piętro jest spory kawałek. Udało im się dotrzeć pod portret rycerza, a Parkinson cicho wypowiedziała hasło. Bardzo nie chciała spotkać woźnego lub któregokolwiek z nauczycieli. Włóczenie się o tej porze po zamku, było zabronione. Niemniej, większość uczniów za nic sobie miała dyrektorski zakaz. Portret odskoczył od ściany, ukazując przytulny salon prefektów naczelnych. Pansy zmarszczyła brwi, słysząc podniecone głosy. Gdy Draco i Blaise wtoczyli się do pomieszczenie, ciekawie, rozejrzała się po salonie. Przy kominku, na stercie poduszek dostrzegła Pottera. Coś ścisnęło ją w dołku. Cała złota trójca odwróciła się w stronę pijanych Ślizgonów. Pansy wciąż stała w przejściu, nie chcąc uczestniczyć w nieuniknionej konfrontacji. Ku jej zdziwieniu jednak, zarówno Draco i Blaise, całkowicie zignorowali Gryfonów i zniknęli we wspólnej sypialni. Malfoy nie zaszczycił Granger ani jednanym spojrzeniem, mimo, że Hermiona świdrowała go wzrokiem. Parkinson już miała się wycofać z salonu i umknąć do lochów, kiedy usłyszała podniesiony głos Pottera. – Będziemy się zbierać, prawda Ron? – Wybraniec spojrzał prosto na nią, choć Ślizgonka myślała, że dobrze ukryła się w przejściu. Nie czekała na odpowiedź rudzielca, zwyczajnie wycofała się na korytarz i ruszyła prosto do lochów. Jednak Gryfoni ją dogonili. – Nie powinnaś wracać sama – odezwał się Ron, zrównując z nią krok. Pansy popatrzała na niego zdziwiona, ale nie skomentowała tego, co powiedział. Przeszli już spory kawałek i nadal nikt się nie odzywał. – Wy zawsze tyle ze sobą gadacie, na tym szlabanie? – mruknął pod nosem Ronald, zerkając to na Pottera to na Parkinson. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. – Daj spokój, Harry, myślałem, że to twoja ulubiona Ślizgonka… – drążył rudzielec, świetnie się bawiąc. Wybraniec posłał mu mordercze spojrzenie, a Pansy niemal się potknęła, słysząc Rona. – Myślę, że Potter ma teraz inną ulubioną Ślizgonkę… – rzuciła niby od niechcenia, mając z tyłu głowy Astorię Greengrass. Ron nagle zapragnął zniknąć, niechcący wywołał wilka z lasu. – A to niby co miało znaczyć? – rzucił nagle Harry i aż przystanął, aby spojrzeć w twarz dziewczyny. Parkinson również się zatrzymała. Ron wyprzedził oboje o kilka długich kroków, zanim obejrzał się za siebie. – Zostawiam was – rzucił jeszcze, zanim czym prędzej zniknął na schodach. Harry chciał go zatrzymać, ale nie mógł się oderwać od wściekłego spojrzenia Parkinson. Nie rozumiał o co jej chodzi, już podczas patrolów przestała się do niego odzywać, zupełnie jakby go unikała. – Jeśli chcesz mi coś powiedzieć to zrób to teraz – ponaglił Potter, krzyżując ręce. Dziewczyna prychnęła. – Nie mam ci nic do powiedzenia, Potter. – Czyżby? Przed chwilą robiłaś jakieś dziwne aluzje, chodzisz wściekła jak osa, co się zmieniło? Gdzie jest Parkinson z lasu, którą całowałem tak, że… – Zamknij się Potter! Jeszcze słowo i… – Zamilkła, urywając w pół zdania, ale Harry nie zamierzał jej tego ułatwiać. Uniósł pytająco brew. – I? – ponaglił. Dziewczyna odwróciła się od niego, chcąc odejść, ale nie pozwolił jej na to, łapiąc jej rękę. – O co chodzi, Pansy? – powiedział dużo łagodniej, widząc, że dziewczyna zamierza się poddać. Ślizgonka jedynie wyrwała rękę z jego ciepłej dłoni. – Co my robimy, Potter? Co to jest za chora gra? – Gra? – Dokładnie, przestań się mną bawić do cholery! – Ja?! Teraz jesteś bardzo nie fair. Całujesz mnie, a potem się nie odzywasz, flirtujesz, a potem patrzę ci w oczy i widzę tylko pogardę. To ty w coś ze mną grasz, Parkinson. – Dobrze, nie zamierzam cię znosić ani minuty dłużej, niech będzie tak, jakbyśmy się nie znali Potter. Jak przed dwóch laty. Może Astoria wytrzyma twój emocjonalny rollercoaster, ale ja nie mam na to czasu. – A więc chodzi o Astorię? – Teraz na ustach Gryfona pojawił się triumfujący uśmiech, zrozumiał, że Pansy jest zazdrosna. Zazdrosna!! To wydało mu się tak nierzeczywiste, że nie mógł przestać się uśmiechać. Ślizgonka milczała, a widząc jego zadowoloną minę, miała ochotę dać mu w twarz. Nienawidziała siebie i jego za to, jak się czuła. Nie chciała przyznać, że jest zazdrosna, bo to by znaczyło, że w jakiś sposób jej zależy. Zacisnęła ręce w pięści, wbijając paznokcie we wewnętrzną część dłoni. – Proszę bardzo, śmiej się do woli Potter, mam to gdzieś. – Było coś jeszcze, z czym Pansy nie mogła się pogodzić. Cała ta sprawa z Harrym przypominała jej Draco, wtedy też przegrała z Astorią i choć jej blond współlokatorka dostała wtedy przelotny romans, a Pansy cenną przyjaźń to wciąż… Gdzieś tam w środku, czuła, że znów zajmie drugie miejsce. Nie była wystarczająco dobra dla Draco, a teraz nie jest dla Pottera, znów zajmując drugie miejsce za Greengrass. Nagle zły napłynęły jej do oczu i nie chciała już ani minuty dłużej zostać z Harrym. Zanim zdążył ją zatrzymać, pobiegła do lochów, nie oglądając się za siebie. *** Nadeszła kolejna sobota, pogoda była wprost wyśmienita, nawet jak na październik, Harry właśnie pochłaniał późne śniadanie, kiedy dosiadła się do niego Ginny. Dziewczyna miała na sobie pełny strój do Quidditcha, miotłę niedbale oparła o ławę zanim usiadła nawprost swojego kapitana. Harry wyszczerzył się na powitanie i nalał jej kawy. – Bardziej gotowi już nie będziemy – powiedziała dziewczyna, nakładając sobie owsiankę. Polała ją miodem i dorzuciła świeże owoce. – Pokonamy Krukonów w pół godziny, jestem pewien, że tak długo jak będziemy grać na prawym skrzydle i osłaniać Evelyn na lewym, wygraną mamy w kieszeni. – No, ktoś jeszcze musi złapać znicz – dodała uszczypliwie Ginny, a potem zajęli się pochłanianiem śniadania. Zaraz potem pojawił się Ron ze swoją dziewczyną, a także Neville i Seamus. – Trzymamy za was kciuki, Ginny skop im tyłki – Seamus poklepał dziewczynę po plecach, zanim zbił piątkę z Potterem. – Idziemy już zająć miejsca, także zobaczycie nas na trybunach – dodał Neville, a potem jeszcze raz życzył wszystkim powodzenia. – Czekają już na was w szatni – dodał Ron, porywając ze stołu tosta. Hermiona uściskała Ginny i Harry’ego zanim odeszli w stronę boiska. Żadne nie dojadło swojego śniadania. Quidditch zawsze był wielkim wydarzeniem w Hogwarcie, każdy mecz urastał do rangi widowiska. Od kilku dni cwani Puchoni przyjmowali zakłady, a młodzież chętnie obstawiała wyniki meczu. Harry wyciskał ze swojej drożyny siódme poty przez ostatni miesiąc, ale dzięki temu teraz wszyscy czuli, że są absolutnie gotowi do gry. Ginny udzielała ostatnich wskazówek pozostałym ścigającym, a Ron, czając się przy szatni, zagrzewał do boju nowego obrońcę. W końcu obie drożyny weszły na murawę. Pani Hooch poleciła kapitanom podać sobie ręce, a potem Gryfoni i Krukoni dosiedli mioteł. W tym roku mecz komentował nikomu nieznany Puchon z piątek klasy, ale radził sobie naprawdę wyśmienicie. Harry łapał się na tym, że momentami mylił go z dobrze znajomym głosem Lee Jordana. Hadrian był stworzony do tej roli, a jego radiowy głos nadawał całemu widowisku podniosłości. Jak zwykle Slytherin kibicował Krukonom, od zawsze dom Salazara dopingował każdego, kto grał przeciwko Gryffindorowi. Jednak Gryfoni za nic mieli złośliwe hasła wykrzykiwane z trybun. Ginny zdążyła nabić pokaźną pulę punktów, a wszystko to w ciągu pierwszego kwadransa. Była nie do zatrzymania i, jak zdążył zauważyć komentator, powinna pomyśleć o karierze związanej z Quidditchem. Harry próbował skupić całą uwagę na zniczu, ale jednocześnie, wciąż z obawą obserwował młodziutką Evelyn, grającą na lewym skrzydle. Była największą słabością jego drużyny i choć czwartoklasistka grała dobrze to wciąż narażona była na wzmożone ataki przeciwnika. Na szczęście Ginny latała za nie dwie. – Kolejne dziesięć punktów dla Gryffindoru! Weasley jest dziś nie do zatrzymania, znów przejmuje kafel, grając długie podanie do McLagena, Cormack traci kafla, pięknie wymierzony tłuczek! Krukoni mogą gratulować sobie pałkarzy!… Potter wciąż nie potrafił namierzyć złotego znicza, mecz rozpoczął się dobre trzy kwadranse temu, Ginny zdobyła właśnie dwusetny punkt dla Gryffindoru, zostawiając w tyle Ravenclaw z wynikiem zaledwie osiemdziesięciu punktów. Szukający przeciwnej drużyny kręcił się w pobliżu trybun, toteż Harry, biorąc to za dobrą monetę, obniżył lot, trzymając się blisko widowni. Jednak po złotym zniczu nie było śladu. Nagle Potter dostrzegł coś niespodziewanego, zahamował tak gwałtownie, że ledwo utrzymał się na miotle. Zawrócił i pognał w stronę ostatnich, przerzedzonych rzędów. Gdy leciał nad Gryfonam, tłumy wiwatowały, ale Harry zupełnie ich ignorował. Coś ścisnęło go w dołku, gdy dostrzegł w ostatniej ławce, niemal przyciśniętą do ściany Pansy Parkinson. Zawisnął na miotle kilka metrów nad dziewczyną, uporczywie wpatrując się w jej plecy. Ślizgonka jakby wyczuła na sobie to natarczywe spojrzenie i odwróciła się, zadzierając głowę do góry. Tłum skandował, bo Gryfoni zdobyli kolejny punkt. Potter podleciał bliżej. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, nie rozumiał dlaczego Parkinson kibicuje Gryffindorowi, kibicowała jego drużynie…! Gapił się, jakby była czymś nierzeczywistym. – Chyba jesteś w trakcie meczu, Potter! – wydarła się w końcu w jego stronę, czym ściągnęła na siebie niechciane spojrzenia. Harry nagle się otrząsnął i szybko omiótł wzrokiem boisko. Tłuczki latały z jednej strony na drugą, kafel podawano i przejmowano raz za razem, a obrońcy czekali w gotowości na kolejny atak na ich pętle. – Niesamowite! Paul uprzedzając Pottera, pierwszy dostrzegł złoty znicz! Teraz ścigający Ravenclawu zanurkował ostro w środek boiska, aby złapać znicz! – głos komentatora podziałał na Harry’ego jak kubeł zimnej wody. Gryfon na oślep poleciał w stronę boiska, już teraz widział znicz. Widział też, że Paul już prawie zaciska palce wokół złotej piłeczki. Harry przyśpieszył, jeszcze bardziej pochylając się nad trzonkiem miotły. Ginny widziała co się dzieje, w rozpaczy rzuciła się z kaflem w stronę pętli, jej dwa kolejne gole zapewniłyby im remis, nawet gdyby Ravenclaw złapał znicz. Jednak była nieostrożna, oberwała tłuczkiem w plecy, a kafel wypadł jej z rąk. Przejął go ścigający wrogiej drużyny. Hadrian nie nadążał z komentowaniem, a Harry w ostatniej chwili wyhamował przed rozbiciem się o murawę. Na trybunach wybuchła euforia. Paul złapał złotego znicza przed Potterem. Wybraniec cisnął wściekle miotłą. Nie mógł uwierzyć, że wszystkie ich przygotowania poszły na marne, porażka była jego winą. Wynik 210 do 240 dla Ravenclawu dźwięczał mu w uszach, cała drużyna zbiegła się wokół niego. Harry nie był w stanie patrzeć w oczy Ginny, jej spojrzenie ciskało gromy. Dziewczyna niosła drużynę na barkach przez cały mecz, a Harry… Harry miał tylko jedno zadanie, złapać znicz. – Co tam się wydarzyło, Potter?! – naskoczył na niego McLagen, ale ku zdziwieniu Harry’ego, odezwała się Weasley: – Morda w kubeł, Cormack. Wyciągnij z tego lekcję, twoje mierne podania kosztowały nas punkty, które zapewniłyby wygraną. Nie liczcie, że Harry za każdym razem złapie znicz i odwali za nas całą robotę! – Nikt nie zamierzał dyskutować z Ginevrą, nie kiedy zawdzięczali jej taką ilość punktów. Mecz oficjalnie się zakończył, Potter niechętnie podał jeszcze raz dłoń kapitanowi Ravenclawu. Hooch pogratulowała wszystkim dobrej gry, a wrzawa na trybunach nie ucichła ani na moment. Niepocieszona drużyna powlokła się do szatni. Podczas gdy Krukoni pławili się w blasku triumfu, Harry Potter brał najdłuższy prysznic w życiu, mając w głowie tylko smukłą sylwetkę Parkinson, wciśniętą między kibiców Gryffindoru.

Komentarze

  1. Świetny rozdział! Mam nadzieję, zę Ginny i Blaise będą w następnym rozdziale. Czyli co, teraz Astoria dostawia się do Harry'ego? xD A i ciekawe co Malfoy chciał powiedzieć na końcu Hemrionie i co go wzięło na komplementy? Czekam na ciąg dalszy i miniaturkę! :D Weny!! ;p P.S. Dzisiejszej nocy jak najwięcej fajerwerków i żeby Nowy Rok był jeszcze lepszy od tego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiedziałam, ze Hermiona jest dobra w łóżku :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej mój pierwszy komentarz w 2015 roku :-) . Rozdział super.
    Powodzenia w tym nowym roku.
    Sama Wiesz Kto ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. No nieźle! Astoria i Harry? Jakoś tego nie widzę... XD
    Nie rozumiem co Malfoy miał na myśli w końcówce. Ogarniam, że ją komplementował, ale do czego zmierzał? Wyczekuję odpowiedzi w następnym rozdziale!
    Wszystkiego na najlepsze w nowym roku!
    /AM

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebiste , kiedy następne?

    OdpowiedzUsuń
  6. ,,-I jestem dobra w łóżku jak Ślizgoni, dobranoc Malfoy."
    Rozwaliło mnie to xD
    Czekam na następny i pozdrawiam ;)
    ~Sara

    OdpowiedzUsuń
  7. Zostałaś nominowana do Libester Blog Award!
    Szczegóły na
    www.ferro-igni-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuje za nominację. Wszystkie nominację są dla mnie bardzo ważne, jednak nie będę mogła odpowiedzieć :( Mój laptop delikatnie mówiąc się zepsuł (muszę wymienić cały system :/ ) nie mam na czym pisać rozdziałów, a co dopiero jakiś dodatkowych rzeczy. Jeszcze raz bardzo dziękuje za pamięć o dom Salazara zwariował :)

      Usuń
  8. Od nie dawna czytanm twojego bloga i baardzo mi się spodobał bo bardzo lubie DraMione <3 masz superowy styl pisania

    OdpowiedzUsuń
  9. Z tego co wyliczyłam i widze... rozdział powinien być dzisiaj. Czekam z niecierpliwością i umieraam.... :D
    ~N

    OdpowiedzUsuń
  10. Hahaha. :D dobre z tym niedzwiadkiem no i Astoria do Pottera? :D hahahahahahahahhaahah. Ubaw na całego xd no ciekawe co na to zazdrosna Pansy :* do 24!

    OdpowiedzUsuń
  11. haha boże kocham Hermione <3 :D

    Pani Smok

    OdpowiedzUsuń
  12. Agahahahhaha Herma, uwielbiam. Ciekawa tylko jestem kiedy kłamstwo wyjdzie na jaw/Wiki

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo spodobała mi się końcówka rozdziału. Naprawdę świetny pomysł.

    Mar :*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty