Rozdział 13




Szlabany i sekrety. 

– Nie chcę być niegrzeczny, ale kim pan jest? – padło pytanie z ust Pottera. Pansy podniosła wzrok na ciemnowłosego mężczyznę. Był umięśniony, a jego brązowe oczy hipnotyzowały. Uśmiechnął się do Pansy i oczom dziewczyny ukazał się rząd śnieżnobiałych zębów. Ślizgonka kątem oka spojrzała na Gryfona, i dostrzegła jak przewraca oczami. Mężczyzna odpowiedział:

– Jestem nowym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią. Nazywam się Robin Barkley*. – Harry burknął:

– Znów nie chcę był niegrzeczny, ale nie jest pan za młody na nauczyciela? – Robin uśmiechnął się, nonszalancko odgarniając włosy.

– No jasne, ty jesteś pewnie Harry Potter? Mam rację?– Harry przytaknął, a mężczyzna kontynuował:

– Proponowali ci posadę Aurora, prawda?

– Tak, ale co to ma do rzeczy? – zapytał podirytowany Harry.

– Nie chcę być niegrzeczny, ale nie jesteś za młody na Aurora? – Barkley roześmiał się z tego, niskich lotów żartu, a Pansy zawtórowała mu. Harry uśmiechnął się sztucznie. Dziewczyna usłyszała za sobą kroki, odwróciła się i zobaczyła zbliżającą się profesor McGonagall.

– Pan Barkley, dobrze wiedzieć, że w końcu pan do nas dotarł, wprawdzie spodziewaliśmy się pana jutro rano, ale w tych okolicznościach, no cóż... Potter, Parkinson! Poczekajcie tutaj, to nie powinno długo zająć – powiedziała profesorka. Pansy kiwnęła głową. Stali z Harrym w milczeniu, czekając na dyrektorkę. 

Po niecałych dwudziestu minutach posąg odsunął się, ukazując nauczyciela Obrony przed Czarną Magią. Znów uśmiechnął się do Pansy i powiedział:

– Profesor McGonagall chce was widzieć. – Wyminął ich i sprężystym krokiem udał się w tylko sobie znanym kierunku. Harry, już chciał zacząć wchodzić na schody, kiedy przypomniał sobie, że jest z nim Pansy. Mimo wszystko, przepuścił Ślizgonkę pierwszą, i podążył za nią. Stanęli przed uchylonymi drzwiami gabinetu dyrektorki. Gryfon zapukał i rozległ się głos McGonagall:

– Wejdźcie!

Usiedli na dwóch, wcześniej przygotowanych, krzesłach, naprzeciwko mosiężnego biurka. Minerwa podniosła na nich wzrok i odłożyła pióro.

– Dobrze, jak wiecie jesteście tutaj, ponieważ złamaliście mój zakaz, aby nie opuszczać dormitorium. Jednakże pomogliście odnaleźć pannę Weasley i pana Zabiniego. Wezmę to pod uwagę, ale kara was nie ominie. Rozmawiałam z profesorem Slughornem. – Pansy westchnęła, dyrektorka nie zwróciwszy na to uwagi, kontynuowała:

– Horacy powiedział mi, że u niego również zarobiliście szlaban, ustaliliśmy, że skoro tak lubicie włóczyć się po zamku, zastąpicie profesora Flicficka w jego patrolach. Będą się odbywać trzy razy w tygodniu.

– Przez cały rok?! Nie uważa pani, że to za ostra kara? – Harry wrzasnął, gwałtownie wstając z krzesła. Nie miał najmniejszej ochoty włóczyć się z Parkinson po korytarzach do końca roku. McGonagall spojrzała na niego surowo spod okularów.

– Opanuj swój entuzjazm Potter. Patrolować korytarze od czwartego do siódmego piętra, będziecie tylko we wrześniu. 

Harry usiadł i uspokoił się nieco. Wtedy do gabinetu wbiegł zdyszany Hagrid. Harry ucieszył się na widok olbrzyma, ale Rubeus miał nietęgą minę. Sapał i wzdychał, zupełnie jakby przebiegł całą drogę od swojej chaty do zamku. W końcu, czując na sobie surowe spojrzenie Minerwy, wysapał:

– Pani psor... Dwóch pirszorocznych wpadło... do jeziora! 

Dyrektorka poderwała się z krzesła i błyskawicznie znalazła się przy drzwiach. Harry nie mógł się nadziwić jak szybko przemieszała się leciwa kobieta. McGonagall rzuciła, opuszczając swój gabinet:

– Nie wychodźcie stąd! Zrozumiano? – Posłała nastolatkom ostrzegawcze spojrzenie i już jej nie było. Za nią potruchtał Hagrid, który ledwo co złapał oddech. Pansy odprowadziła ich wzrokiem, a gdy tylko upewniła się, że prędko nie wrócą, rzuciła się na stertę papierów na biurku dyrektorki.

– Co ty robisz Parkinson? – krzyknął zaskoczony Harry. Ślizgonka tylko rzuciła:

– Zamknij się i jak nie pomagasz to siedź cicho.

– Dobra, czego szukamy?

– Każdy nauczyciel jak zostaje przyjęty do Hogwartu, musi wypełnić formularz, na pewno jest gdzieś na wierzchu...

– Dobra – mruknął Potter. Przerzucili stos papierów, ale dopiero przy końcu, gdy już byli przekonani, że nic z tego, dziewczyna pochwyciła kawałek pergaminu i wykrzyknęła:

– Mam!

– To czytaj, a nie zdjęcie oglądasz...

– Przymknij się i słuchaj:

Robin Barkley, lat 28. Urodzony w Bułgarii. Ukończył Dumstrang i przez 2 lata nauczał tam Obrony przed Czarną Magią. Czarodziej czystej krwi. Najbliższa rodzina: nieznane. Różdżka: heban, pióro z ogona feniksa, 14 i ¼ cala, twarda.

– Dobra, życiorys pominę – powiedziała Pansy, przyglądając się zdjęciu nauczyciela.

– Jest tam jeszcze coś ciekawego? – zapytał Harry, próbując zajrzeć dziewczynie przez ramię.

– Nie, raczej nie. Ooo... Dostał aż osiem wybitnych.

– Hermionie by się spodobał... – mruknął Harry.

– Spodobałby się każdemu... – dopowiedziała Pansy, odkładając kartkę na miejsce. Nie dosłyszała tylko „Nie sadzę" padającego z ust chłopaka. Usiedli na swoje miejsca. Potter uświadomił sobie, że zmarnował okazję do odszukania raportów Ministerstwa. Z pewnością informacje o zdarzeniu w pociągu były gdzieś w gabinecie wśród sterty papierów. Oczywiście nigdy wcześniej nie przyszło mu nawet do głowy, żeby przeszukać biurko McGonagall, ale w tych okolicznościach... 

– Słuchaj Parkinson, jak już tu siedzimy to pomóż mi znaleźć raporty Aurorów, muszę się dowiedzieć... 

– Czegoś o Śmierciożorcy z pociągu? – wpadła mi w słowo Ślizgonka. Pansy wcale nie chciała, żeby ktokolwiek zajmował się tą sprawą. Liczyła, że święty Potter również odpuścił temat, ale widocznie się pomyliła. Była zła, że przysporzyła znajomym problemów. Wiedziała, że część ostatniego rocznika była przesłuchiwania w związku z napaścią, a część Ślizgonów, w tym Malfoya, potraktowano Veritaserum. Samej Parkinson nikt nie łączył ze sprawą, choć to ona łatwo mogłaby odpowiedzieć na wszystkie pytania Aurorów. Jednak dziewczyna nie zamierzała się zdradzać, bolesne wspomnienia z wakacji wciąż kotłowały się w jej głowie.

Udawała, że pomogą Potterowi szukać, choć tak na prawdę liczyła, że znajdzie raporty przed nim i zdoła je ukryć przed ciekawskim wzrokiem chłopaka. Harry był zupełnie pochłonięty szukaniem, toteż nie dosłyszał kroków. Jednak Parkinson nie straciła czujności. 

– Wraca – syknęła, zajmując wyznaczone wcześniej miejsce. Potter gorączkowo chował papiery do szuflady. Usiadł koło Pansy w momencie, w którym McGonagall wróciła do gabinetu. 

*

 Gdy dyrektorka opuściła Wielką Salę, Hermioną targały mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyła się, że Blaise dostał szlaban, a z drugiej, szkoda jej było Ginny. Wstała od stołu i wyszła. Nawet nie wiedziała kiedy z oczu pociekły jej łzy. Była wściekła na Malfoya, Blaise, McGonagall, na wszystkich. Weszła do pustej łazienki i stanęła przed lustrem. Była zła na siebie, że Malfoy potrafi wywołać w niej takie emocje. Usłyszała szczęk zamka przy drzwiach. Zobaczyła rudą czuprynę i niebieskie oczy swojego chłopaka. Ron powoli zbliżył się do Hermiony. Otarł kciukiem łzę spływającą po jej policzku.

– Nie przejmuj się tym. Nienawidzę patrzeć jak przez niego płaczesz. – Hermiona wtuliła się w pierś rudowłosego chłopaka, a on pogładził ją po włosach. Dziewczyna uspokoiła się nieco. Zawsze czuła się bezpiecznie w ramionach Rona. 

– Kocham cię – szepnął jej chłopak na ucho. Hermiona powstrzymała szloch, czuła, że nie zasługiwała na takiego chłopaka. Ronald dawał jej wszystko - poczucie bezpieczeństwa, troskę, zrozumienie, przestrzeń i bezwarunkowe uczucie, ale Granger nie zawsze potrafiła to docenić. Nie była w stanie odpowiedzieć na jego „kocham cię", otarła resztki łez i zadarła głowę, żeby spojrzeć na niego. Ron uśmiechał się do niej, choć widziała w jego oczach troskę i złość. Była pewna, że rudzielec był zły na Malfoya i Zabiniego. Pocałował ją w czoło, odgarniając brązowe loki z twarzy. Gryfonka odwróciła głowę, delikatnie odpychając Rona ręką. Chłopak zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział, westchnął. Hermiona czuła, że włożył w ten gest całą swoją gorycz. 

– Przepraszam Ron – powiedziała cicho, nie będąc w stanie spojrzeć mu w oczy. 

– Czemu wciąż trzymasz mnie na dystans? – zapytał bez złości, bez wyrzutów. Granger jedynie pokręciła głową. 

– Zależy mi na tobie, zawsze zależało – dodał zaraz nastolatek, łapiąc jej rękę. 

– Mnie też zależy, tylko... – Granger próbowała znaleźć odpowiednie słowa, choć zazwyczaj przychodziło jej to bardzo naturalnie. 

– Nie rozumiem cię Hermiono – przyznał cicho Ron, patrząc w oczy dziewczyny. 

– Ja... Ja nie wiem co się ze mną dzieje – powiedziała słabo dziewczyna, a łzy znów napłynęły jej do oczu. Gryfon pokręcił głową. 

– Zawsze staram się być tuż obok, wspierać cię, ale nie mogę, kiedy wciąż mnie odsuwasz. 

– Ron to nie tak, po prostu czasem... Czasem nie czuję tego... Tego czegoś– powiedziała Gryfonka niezgrabnie. Chłopak nic z tego nie rozumiał, a i sama Hermiona czuła, że wszystko się jej miesza. 

– Jeśli nic do mnie nie czujesz to... – zaczął ostrożnie Ron, ale Gryfonka natychmiast mu przerwała: 

– To zupełnie nie tak. Zależy mi na tobie, zależy mi na tym, co mamy... 

– Na przyjaźni? 

– Poniekąd – odparła, ale widząc zawiedzioną minę nastolatka, kontynuowała: – Ron, to co nas łączy jest wyjątkowe. Absolutnie wyjątkowe, ale ja potrzebuję czasu... 

– A ja potrzebuję, żeby moja dziewczyna nie brzydziła się mnie całować – odparł. Ronald był rozgoryczony. Zupełnie inaczej wyobrażał sobie związek z Hermioną. Nie czuł z jej strony żadnego zaangażowania, żadnego ciepła, kiedy on naprawdę ją kochał. Na samą myśl poczuł ścisk w klatce piersiowej. Hermiona zamilkła. 

– To wcale nie tak, dobrze o tym wiesz! 

– W takim razie o co naprawdę chodzi Hermiono? 

Jednak pani Prefekt nie zdołała wydusić z siebie ani słowa, znów czuła słone łzy pod powiekami. Ron w końcu odpuścił, zwiesił głowę i bez słowa wyszedł z toalety. Kiedy Hermiona została sama rozpłakała się na dobre.

*

 Ginny wściekła jak osa opuściła Wielką Salę, wiedziała, że powinna odszukać Hermionę, ale targały nią tak skrajne emocje, że nie byłaby teraz zbyt dobrą przyjaciółką. Miała ochotę coś uderzyć. Nie mogła uwierzyć, że tak szybko wpakowała się w kłopoty. Jej oczy ciskały gromy, kiedy sunęła przez korytarz. Chciała zabarykadować się w sypialni do póki nie minie jej cała złość. Przez przypadek wpadła na Neville'a, ale nawet ni zatrzymała się, żeby zamienić z nim słowo. Ginny miała wrażenie, że jej kontakt z chłopakiem się pogorszył odkąd Łuną zniknęła, ale nic nie mogła na to poradzić. Zaraz potem na jej drodze wyrósł Blaise Zabini. Wysoka sylwetka majaczyła w końcu korytarza. Kiedy Ślizgon dostrzegł dziewczynę chciał jak najszybciej zejść jej z drogi, ale było już za późno. 

– PRZEZ CIEBIE DOSTAŁAM SZLABAN! – wydarła się Weasley. Miała taką minę, że Blaise naprawdę żałował, że nie udał się prosto do lochów. 

– Hej, to ty zaczęłaś się na mnie wydzierać – skwitował Ślizgon. Ginny skrzyżowała ręce na piersiach i wbiła w niego jadowite spojrzenie. 

– Ja tylko przekazywałem informację od Draco – tłumaczył dalej Zabini, ciesząc się, że blondyna z nimi nie ma. 

– Oh, daruj sobie. To było żałosne i wątpię, że ktokolwiek ci uwierzył. 

– To już ich problem, poza tym... – chłopak się zawahał, nie chciał rozzłościć Gryfonki jeszcze bardziej. 

– Nie mam najmniejszej ochoty tego słuchać – wpadła mu w słowo. – Oboje z Malfoyem jesteście tylko zadufanymi w sobie pajacami, którzy nie liczą się z nikim i z niczym. A to, co odegrałeś w Wielkiej Sali było żałosnym i podłym posunięciem. I tu wcale nie chodzi o Hermionę, oboje wiemy, że spłynie to po niej prędzej lub później, ale wszyscy inni? 

– Chyba przesadzasz Weasley – mruknął Blaise lekceważąco. Wcale nie uważał, że w jakikolwiek sposób przekroczył granice. Ot, kolejny świetny żart. Ślizgon w ogóle nie rozumiał o czym mówiła Ginevra. 

– Okej, może przesadzam. Ale wszyscy ci, którym Malfoy uprzykrzał życie nie potrzebują waszej łaski. Cały problem w tym, że nadal myślisz, że kogoś obchodzicie, kiedy tak na prawdę cały Hogwart ma was gdzieś. Już nie jesteście na piedestale, ale widocznie nie potraficie się z tym pogodzić.

– Super, coś jeszcze? 

– Tak, odpieprzcie się wszyscy od Hermiony. 

 Ginny wyminęła zdziwionego Blaise'a i ruszyła w stronę sypialni, gratulowała sobie opanowania, bo naprawdę miała ochotę mu po prostu przyłożyć. Panna Weasley naprawdę uważała, że Zabini przesadził, wygłaszając swoje pseudo przeprosiny. Ginevra próbowała wczuć się w sytuację osób, którym owe przeprosiny naprawdę się należały, ale za każdym razem denerwowała się na Ślizgonów coraz bardziej. Przede wszystkim czuła, że nie powinno się żartować z takich rzeczy. Jakkolwiek uwielbiała dobry humor, w końcu wychowało ją dwóch założycieli Dowcipów Weasleyów, tak wiedziała, że Blaise przekroczył granicę dobrego smaku. Ginny po prostu była pewna, że nikt nie potrzebuje łaski i litości Malfoya, a już na pewni nie osoby, którym Ślizgon przez tyle lat uprzykrzał życie. Zaszyła się w sypialni, a kiedy minęła jej cała złość, postanowiła porozmawiać z Hermioną. 

*

 Draco i Blaise rozsiedli się w pokoju wspólnym Slytherinu. Blondyn nie był zachwycony towarzystwem Zabiniego, wciąż jeszcze złościł się o szopkę przy śniadaniu w Wielkiej Sali. Malfoy nie uważał tego za dobry żart, od początku roku starał się nie zwracać na siebie uwagi innych uczniów, a Blaise właśnie pokrzyżował wszystkie jego plany. Przemówienie Zabiniego będzie na językach hogwardzkiej młodzieży jeszcze długo, w końcu nie codziennie były Śmierciożerca publicznie przeprasza szlamy i zdrajców krwi. Co prawda Draco nikogo osobiście nie przeprosił, ale czuł, że Blaise zwyczajnie zniszczył mu opinię. 

– Przesadziłeś – wycedził Malfoy, kiedy brunet rozłożył się obok niego na kanapie. Blaise jedynie uśmiechnął się lekceważąco. 

– Ja? To po co oblałeś mnie tą wodą rano?

– Bo tak.

– Pokłóciłeś się z Hermioną, słyszałem.

– I co z tego? – prychnął Malfoy, bo nie widział zupełnie żadnego związku miedzy jednym a drugim. 

– Zależy ci na neutralnych kontaktach z nią, to się wściekłeś, kiedy cały twój plan spalił na panewce, ot co. 

– Mhmm, to na pewno to. Moim celem jest od teraz przyjaźń z tą szlamą... Merlinie, jak ty coś czasem... 

– Mam też kilka innych teorii – wpadł mu w słowo Zabini. Malfoy tylko westchnął. 

– Nie wątpię – mruknął. Oboje zamilkli, rozmyślając o ich współlokatorkach. Draco przez chwilę zastanawiał się, czy pseudo przeprosiny wywarły na Granger jakiekolwiek wrażenie, natomiast Zabini, biorąc sobie do serca słowa Weasley, zastanawiał się czy nie przesadził. Jednak oboje doszli do wniosku, że tak na prawdę wcale ich to nie interesuje. 

– Skoro już utknął tu z tobą, to przynajmniej pochwal się co robiłeś wczoraj wieczorem, gdy wszyscy cię szukali – zaczął ostrożnie Malfoy, chcąc wybadać teren. Udawał mniej zainteresowanego, niż był w rzeczywistości. 

– To nie twoja sprawa – burknął Zabini. 

– Daj spokój Blaise, wiem, że byłeś z tą Weasley.

– Nawet jeśli, to co cię to obchodzi? – zapytał Zabini, leniwie przeciągając sylaby. Mimo niezobowiązującego formatu ich rozmowy, brunet czuł dziwne napięcie. 

– Nic, po prostu, mówiłeś, że nigdy nie dotknąłbyś takiej zdrajczyni krwi, a tu proszę... – Draco prychnął. Zazwyczaj Blaise mówił mu o wszystkim, a o tak błahej sprawie nie chciał nic powiedzieć, co niesamowicie go irytowało. Poza tym uważał, że uganianie się za dziewczyną Pottera to koszmary pomysł. Osobiście Draco nie mógł znaleźć w niej żadnych pozytywów. Może poza wyglądem. Jednak z charakteru, według Malfoya, była paskudna. Wygadana, pewna siebie, zaradna, odważana... Chłopak aż się skrzywił. 

– Sytuacja nieco się zmieniła... – mruknął Zabini, uśmiechając się pod nosem. Brunet wciąż dopracowywał swój genialny plan, dzięki któremu mógłby wymigać się od aranżowanego małżeństwa, a Weasley miała odegrać w nim sporą rolę. Jednak Zabini nie zamierzał ujawniać swoich intencji wobec Ginny. Nawet przed Draco, a przynajmniej jeszcze nie teraz. 

– Co masz na myśli? – drążył dalej Malfoy. Czuł, że może wcale nie będzie musił współpracować z Granger, aby uzyskać interesujące go informacje. 

– Odkąd Potter wygrał z Czarnym Panem trochę się zmieniło, mogę się spotykać z kim chce – zaczął ostrożnie Blaise, mówiąc to na głos, uświadomił sobie, że faktycznie poczuł swego rodzaju ulgę. Tyle pięknych Zdrajczyń Krwi, tyle Szlam czekało, aby Blaise złamał im serce... Chłopak się rozmarzył. 

– A więc przyznajesz, że spotykasz, się z Weasley?! – niemal wykrzyknął uradowany blondyn. Miał nadzieję, że naprawdę nie będzie musiał znosić Hermiony dłużej, niż to konieczne podczas lekcji i patroli, jednak Zabini wciąż wszystko mu utrudniał. Malfoy niechętnie musiał się pogodzić z faktem, że jednak będzie zmuszony do wprowadzenia swojego... i Hermiony, planu w życie. 

– Nie powiedziałem, że spotykam się z Weasley – odparł ze śmiechem Zabini, widział irytację Draco a to, dawało mu dziką satysfakcję. Brunet nie rozumiał dlaczego to takie ważne, ale dobrze się bawił, drocząc się z Malfoyem. 

– Ale nie zaprzeczasz, że byś chciał się z nią spotykać? 

– Wiesz, każdy by chciał... – mruknął Blaise, niby do Draco, ale uciekł wzrokiem w stroną kominka. Jego plan był nieco bardziej skomplikowany.

– Ja nie – skomentował od razu Malfoy, robiąc wyniosłą minę. 

– Bo to nie twój typ.

– A jaki jest mój typ? – Draco parsknął śmiechem. Nie mógł się nadziwić, że Blaise wciąż wymyślał coraz to lepsze rewelacje. 

– Sądząc po twoim przelotnym romansie z Astorią i tym czymś między tobą a Pansy... To trochę trudno stwierdzić. 

– Ale z całą pewnością wiesz, że Weasley nie jest w moim typie, tak? 

– Sam to przyznałeś! – żachnął się Blaise. – Ale jeśli już musisz wiedzieć, to myślę, że wolisz spokoje laski, takie wiesz... Niezbyt rozrywkowe.

– I wnioskujesz na podstawie moich dotychczasowych wyborów? – Draco uniósł pytająco brew. Ani Pansy, ani Astoria zdecydowanie nie mogły uchodzić za mało rozrywkowe. 

– Żebyś wiedział, koniec końców z żadną z nich nie wytrzymałeś zbyt długo. Myślę, że Ginny i Pansy mają dużo wspólnego... 

– Że co?! – żachnął się Draco. Zabini tylko wzruszył ramionami. 

– Po prostu myślę, że są do siebie podobne. Pewnie lubią podobnych facetów. 

– To zacznij umawiać się z Parkinson – warknął Draco, ta rozmowa zaczęła go drażnić. Blaise uśmiechnął się. 

– Uwierz, że bym chciał, ale ona mnie za dobrze zna. Wie, że nie warto się w to pakować. – Malfoy tylko machnął na przyjaciela ręką, wstał z kanapy. 

– Nie wierzę, że muszę wytrzymać z tobą cały rok... Na Merlina już wolałbym... – Draco zatrzymał się w pół zdania, już miał powiedzieć „Granger", ale nie dał Zabiniemu tej satysfakcji. Sam pomysł, że przyszła mu do głowy, trochę go przeraził. Blaise spojrzał na przyjaciela w roztargnieniu. 

– Kogo byś wolał? Nie słuchałem, myślałem o tych jej malinowych ustach... – Draco udał, że zwraca śniadanie. 

– Astorię, mówiłem, że wolałbym Astorię... – Blondyn wybrnął z tego, chociaż podejrzewał, że nawet jeśli powiedziałby, że woli Granger, jego przyjaciel by tego nie zarejestrował. Wiedział, że będą musieli wrócić do tej rozmowy i wiedział również, że będzie musiał wybić Ginny Weasley Zabiniemu z głowy. 

*

 Harry siedział przed biurkiem McGonagall. Myślał o dziewczynie siedzącej obok. Zastanawiał się, dlaczego tak dużo czasu z nią spędzał. Uznał to za naprawdę dziwne, Ślizgonkę, którą do tej pory unikał szerokim łukiem - i vice versa - ostatnio widywał częściej niż przyjaciół. Potter uznał to za niefortunny zbieg okoliczności. Wcale nie cieszyło go towarzystwo Parkinson. Co prawda nie usiłowali się pozabijać, ale wciąż dzieliła ich przepaść i Harry czuł, że próba przekroczenia te wyrwy skończyłaby się fiaskiem. Harry uważał, że dziewczyna jest zbyt złośliwa, uparta i egocentryczna, żeby mógł ją polubić. Poza tym wcale o to nie dbał. Jednak, wciąż, zastanwailł się dlaczego spędzają razem tyle czasu. 

 Dyrektorka wróciła. McGonagall miała potargane włosy, które zwyczajowo czesała w ciasny kok, w dodatku jej szata parowała, co mogło oznaczać, że starsza kobieta zastosowała zaklęcie osuszające. Minerva miała podły nastój. 

– Mamy zmianę planów w sprawie waszego patrolu – oznajmiła, siadając za biurkiem. Poprawiła okulary, które zjechały jej na czubek nosa. Pansy i Potter wpatrywali się w nią wyczekująco. – Najwidoczniej każde następne pokolenie jest gorsze od poprzedniego, choć wciąż, żaden pierwszoroczny nie przebije historii z Kamieniem Filozoficznym – dyrektorka znacząco zerknęła na Harry'ego. Gryfon parsknął śmiechem, ale zamaskował to kaszlnięciem, co dało osobliwy efekt. Jednak obie kobiety go zignorowały. 

– Co do szlabanu – McGonagall odchrząknęła, poprawiając się w fotelu – Będziecie patrolować teren wokół jeziora, aż do momentu, gdy spadnie śnieg i tafla jeziora pokryje się lodem. – Harry już chciał protestować, ale McGonagall uciszyła go ruchem dłoni, kontynuowała:

– Patrole od poniedziałku do piątku. Od godziny ósmej wieczorem do ciszy nocnej, to jest do dziesiątej. Niestety wasi przyjaciele z młodszych klas mają coraz to nowsze pomysły na zabawę, a ja nie mam wystarczających środków, aby pilnować każdego kąta w tym zamku. Poza tym nie uważam, żeby to była zbyt surowa kara – zamilkła, czekając na ich protesty, ale chociaż nastolatkowie mieli nietęgie miny, nic nie powiedzieli. Pansy dusiła w sobie klątwy i przekleństwa pod adresem pierwszego rocznika i samej McGonagall, natomiast Harry usilnie wierzył, że przyjaciele jakoś zapobiegną całej sytuacji. Dłuższą chwilę milczeli. 

– Teraz to wszystko, możecie już iść – dodała dyrektorka, widząc ich miny. Przez ułamek sekundy nawet żałowała swojej decyzji, ale szybko doszła do wniosku, że porządny szlaban jeszcze nikomu nie zaszkodził. Odruchowo zerknęła na portret Dumbledore'a, ale staruszek akurat opuścił bramę obrazu. Minerva czuła, że nie pochwaliłby jej decyzji. 

Harry i Pansy opuścili gabinet dyrektorki w milczeniu. Gdy znaleźli się na korytarzu i już mieli się rozejść, Pansy wzniosła ręce do nieba i zniechęcona powiedziała:

– Nie do wiary! A ja narzekałam na patrole we wrześniu! Kto wie, kiedy jezioro zamarznie, to jakiś koszmar...

– Weź, nie jestem, aż TAK zły – powiedział Harry, błędnie myśląc, że to jego towarzystwo tak zniechęca PArkinson. Ślizgonka prychnęła. 

– Przyjmij do wiadomości, że nie zawsze chodzi o ciebie, Potter.

– To może mnie oświeć nowa Hermiono – powiedział z przekąsem.

– Akurat tak się składa, że niektórzy, w przeciwieństwie do ciebie, nie mają załatwionej wymarzonej pracy i muszą zdać Owumenty. Muszę się uczyć! A przez te szlabany nie będzie na to czasu! – Ta perspektywa naprawdę przerażała Ślizgonkę. Pansy wiedziała, że ma mnóstwo zaległości, a jednocześnie niczego nie pragnęła tak bardzo, jak dostania się na MagMedycynę. 

– Przesadzasz, będziesz miała dość czasu na naukę, zdążysz wyrzygać ten podręcznik z zielarstwa, zanim spadnie śnieg.

– Mhm, już to widzę. Zmarnuję sobie przyszłość dla szlabanu u boku Wybrańca. Nie mogę się doczekać – mruknęła posępnie dziewczyna i nie czekając na odpowiedź, oddaliła się korytarzem w stronę lochów. Potter westchnął, odwracając się na pięcie. Zastanawiał się, czy wytrzyma tyle czasu z Parkinson, jednocześnie wywęszył niezłą okazję do zapytania jej o ich rozmowę w Skrzydle Szpitalnym. To, co mówiła dziewczyna cały czas chodziło Potterowi po głowie. Koniec końców, udał się na kolację. 

*

 Ginny został sama w Wielkiej Sali. Nie udało jej się porozmawiać z Hermioną, bo dziewczyna wciąż rozpamiętywała kłótnie z Ronem. Nastolatka dziwiła się im obojgu, nie tylko ona widziała, że ostatnio mają ciężki czas. Ich związek wisiał na włosku, ale rudowłosa nie chciała nic mówić. Wiedziała, że Granger będzie unikać tematu. Nie widziała się też z Harrym od śniadania, choć przeczuwała, że spotkanie z McGongall nie poszło po jego myśli. Ale przede wszystkim jej głowę zaprzątał Zabini. Bała się, że Blaise wygada to, co zdarzyło się na skraju Zakazanego Lasu. Chociaż ona nic nie zrobiła. Przecież nie oddała pocałunku, a nawet jeśli, to od środy nie miała chłopak i teoretycznie mogłaby całować kogo chciała. Problem w tym, że Ginevra nie miała ochoty nikogo całować, a już na pewno nie kogoś pokroju Zabiniego. Z zamyślenia wyrwał ją głos Neville'a:

– Cześć Ginny. Już nie mogę się doczekać rozpoczęcia roku, a ty? Strasznie się cieszę, że babcia pozwoliła mi iść na zielarstwo i zaklęcia – podniecał się chłopak. Longbottom emanował dobrym humorem, z zapałem nakładając sobie olbrzymią porcję zapiekanki na talerz. Ginny przyjrzała mu się uważnie. Nie uszło jej uwadze, że chłopak wyprzystojniał przez ostatni rok, ale przede wszystkim zniknęło jego roztargnienie i niepewność siebie. Ginny bała się, że po zniknięciu Luny chłopak się załamie. Nie od dziś było wiadomo, że owa dwójka miała się ku sobie, jednak brak ich przyjaciółki wcale mu nie doskwierał. Panna Wealsey czuła, że to nieodpowiedni moment, aby poruszać temat Lovegood, chociaż widziała, że czeka ją ta rozmowa z Neville'm. 

– Też się cieszę – skłamała gładko – Jednak najbardziej zależy mi na Quiddichu, sam wiesz... – przyznała nieśmiało. Oczywiście wiedziała, że od wyników Owutemów zależy jej dalsza kariera, mimo to to właśnie mecze Quiddicha wzmagały w niej najcieplejsze uczucia. Neville uśmiechnął się. Wymienili jeszcze kilka zdań, gdy dziewczyna dostrzegła, że Zabini opuszcza Wielką Salę. Nie myśląc wiele, wybiegła za nim, zostawiając zdezorientowanego Neville'a. 

– Wrócę zaraz! – krzyknęła jeszcze, kierując się do wyjścia. Oczywiście Blaise'owi towarzyszył Malfoy. Ginny przeklnęła go w myślach, wcale nie potrzebowała świadków. 

– Zabini rusz się, musimy porozmawiać – powiedziała, zrównując z nimi krok. Draco uśmiechnął się pod nosem i poruszył brwiami, jakby chciał powiedzieć „ja nic nie sugeruje". 

– Dobra gołąbeczki, to ja was zostawię – Ginny puściła tę uwagę mimo uszu, a kiedy Malfoy oddalił się na tyle, aby ich nie słyszeć, Zabini w końcu się odezwał:

– Czego ci potrzeba skarbie? – Dziewczyna skrzywiła się teatralnie, ale tę uwagę również puściła mimo uszu. Nie miała czasu na gierki. 

– Porozmawiać o tym... No wiesz... – odpowiedziała, plączą się. Dostrzegła,, że jakaś ciekawska trzecioklasistka nadstawia uszu. Blaise uniósł wyżej brwi, jakby nie wiedział o co chodzi dziewczynie, wolał usłyszeć to z jej ust.

– Nie do końca wiem, co masz na myśli, więc może mi wyjaśnisz? – powiedział ze ślizgońskim uśmieszkiem. Ginny przewróciła oczami:

– Nie tutaj, wszyscy podsłuchują. 

– Czy ty zapomniałaś, że jesteś czarownicą? – zanim odpowiedziała, Zabini rzucił „Muffliato". – O czym chciałaś porozmawiać? 

– Dobrze wiesz o czym, o tym, co się stało na błoniach. 

– Chcesz to powtórzyć? – Zabini ożywił się, a Ginny znów spuściła wzrok na swoje buty. Zacisnęła ręce w pięści i powiedziała, cedząc każde słowo:

– Posłuchaj Zabini, rozmawiamy niecały tydzień, wcześniej nawet na mnie nie spojrzałeś, więc nie myśl sobie, że rzucę się teraz na ciebie jak w jakiejś telenoweli!

– Wiem o tym, Weasley. Takie jak ty, potrzebują czasu. 

– Takie jak ja? – zapytała ostro. Chłopak uniósł ręce w obronnym geście. 

– Mówię tylko, że rozumiem twoje wahanie. 

– Wahanie? Nieee, to nie nie jest wahanie, to po prostu brak jakiejkolwiek możliwości, że kiedykolwiek to się powtórzy. Chyba, że znów zrobisz to wbrew mojej woli – dodała, nie spuszczając z niego wzroku. 

– Już przeprosiłem – mruknął jedynie Zabini. – Wiem, że nie szalejesz na moim punkcie. 

– Dokładnie, więc dlaczego zachowujesz się tak, jakbyś pozjadał wszystkie rozumy i coś do mnie miał?!

– Bo może mi się podobasz? 

– Daj spokój, oboje wiemy, że to nieprawda. – Wzruszył ramionami i włożył ręce do kieszeni. –No właśnie, to po co to robisz? – ponowiła pytanie. Jednak panna Weasley nie doczekała się odpowiedzi. Stali w milczeniu przez chwilę. Blaise zagadnął:

– O czym chciałaś ze mną gadać? No wiesz, przed tym.

– Ah, tak. Chciałam się upewnić, że nikomu nie wypaplasz co się stało wtedy na błoniach.

– Akurat o to możesz być spokojna – zapewnił ją.

– To dobrze. Pamiętaj, nikomu! – Po tych słowach Ginny wróciła do Wielkiej Sali, zostawiając Blaise'a samego. Szybko odnalazła Neville'a, który w najlepsze zajadał się zapiekanką, widząc to, Ginny również zgłodniała. 

– Dlaczego tak nagle zniknęłaś? – zagadnął ją chłopak. 

– Musiała zamienić słówko z Zabinim, wiesz, po tej szopce przy śniadaniu... 

– Mam tylko nadzieję, że nie wpakowałaś się w większe kłopoty... 

– Oh daj spokój, gorzej już być nie może – westchnęła Gryfonka. 

– Co nie może być gorsze? – zagadnął Ron, dosiadając się do nich. Ginevra wywróciła oczami. 

– Nic nie będzie gorsze, niż mój szlaban, który dostałam przez tego imbecyla. 

– To troszkę też twoja wina – dodała nieśmiało Hermiona, pojawiając się niewiadomo skąd u boku Ronalda. Ginny posłała jej niedowierzające spojrzenie. 

– Ja tylko chciała stanąć w twojej obronie! 

– I bardzo to doceniam, ale było to zupełnie niepotrzebne, przez to zarobiłaś szlaban – tłumaczyła spokojnie Hermiona, ale Ginny już kręciła głową. 

– Szlaban to wina, tylko i wyłącznie, tego zarozumiałego palanta. 

– Jak raz się z tobą zgadzam – dodał Ron. Hermiona skarciła go spojrzeniem. 

– Nie zachęcaj jej – mruknęła w stronę rudzielca. 

– Ja tu nadal jestem! – oburzyła się Ginny, ale Neville rozładował napięcie, obracając wszystko w żart. Teraz cała czwórka pomstowała na Ślizgonów. 

– Eh, pomyślcie o Harrym i Parkinson, oni zarobili już dwa szlabany – zauważył przytomnie Ron. 

– Ale to Harry, na pewno załatwi wszystko z McGonagall i jak zwykle się wymiga – mruknęła ponuro Ginny, dolewając sobie soku. Właśnie wtedy nadszedł Potter i ciężko opadł na ławę obok Rona. Promieniował złą energią, ewidentnie był zły, a nawet wściekły. Hermiona odważyła się zapytać:

– Harry wszystko okej? Wyglądasz na zdenerwowanego.

– Też byś tak wyglądała, gdyby McGonagall kazała ci przez całą jesień chodzić z Parkinson dookoła jeziora, bo jakieś pajace wpadły do wody – burknął chłopak. Ginny i jej przyjaciółka wymieniły zdziwione spojrzenia, ale nic nie powiedziały. Ron niezdarnie poklepał kumpla po ramieniu. Cała piątka zajęła się kolacją, oddając się ulubionej rozrywce - narzekaniu na dom Salazara.

 W końcu z pełnym brzuchami i w dużo lepszych humorach, opuścili Wielką Salę. Ginny powlokła się pod gabinet dyrektorki, aby omówić szczegóły szlabanu. Chłopcy namawiali Hermionę na partyjkę eksplodującego durnia albo chociaż jakąś karciankę, ale panna Granger była nieprzejednana. Zaplanowała już wieczór z nową książką, którą znalazła w bibliotece. Koniec końców panowie odpuścili i głośno rozmawiając, udali się w stronę wieży Gryffindoru. Hermiona zadowolona z takiego obrotu spraw zaszyła się w dormitorium na czwartym piętrze, z lubością rozpoczynając lekturę. Wcale nie żałowała, że nie spędza wieczoru z przyjaciółmi. Lubiła mieć czas dla siebie. Naszły ją wątpliwości, czy aby na pewno nie zaniedbuje Rona, jednak po dzisiejszej kłótni wciąż panowała między nimi nieprzyjemna atmosfera. Hermiona wyrzuciła Ronalda z głowy i zajęła się nowym nabytkiem. Zapach pergaminu zawsze wprawił ją w dobry nastrój. Machnięciem różdżki napaliła w kominku i oddała się lekturze. 

*

 Daphne Greengrass spacerowała po błoniach w towarzystwie Neville'a. Trzymali się za ręce. Ślizgonka była owinięta złoto-czerwonym szalem. Czuła się bezpiecznie w towarzystwie chłopaka, czuła się zaopiekowana, ale przede wszystkim czuła się kochana. Ze zdziwieniem odkryła jak łatwo to określenie przyszło jej do głowy. Panna Greengrass właśnie przeżywała swoje pierwsze zauroczenie. Choć z Longbottomem było jej cudownie to wciąż czuła, że nie jest idealnie. Okropnie męczyło ją utrzymywanie wszystkiego w tajemnicy. Nie raz i nie dwa chciała porozmawiać o wszystkim z Astorią, jednak Neville zawsze odwodził ją od tego. Daphne czuła, że jej starsza siostra z pewnością nie pochwaliłaby jej za ten gryfońsko-ślizgoński związek, ale wciąż, Daphne potrzebowała kobiecej rady. Było tyle spraw, o które chciała zapytać, tyle drobnostek, o których marzyła komuś opowiedzieć... Jednak młodsza z sióstr Greengrass musiała milczeć. Mimo że jej romans trwał niespełna dwa miesiące to Daphne czuła, że tworzą z Neville'm coś wyjątkowego. Dobrze czuli się w swoim towarzystwie, rozmowy nie miały końca, a w dodatku Neville był zupełnym przeciwieństwiem chłopców, przed którymi przestrzegała ją Astoria. Daphne od zawsze nie pochwalała wyborów starszej siostry, a Astoria raz za razem pakowała się w ramiona jakiegoś egocentrycznego buca. Szatynka wtuliła się w ramię swojego chłopaka. Nie mogła uwierzyć we własne szczęście.

Na dworze zaczęło robić się szaro, w dodatku od strony lasu zaczęło wiać i oboje zadecydowali powrót do zamku. Jednak im bliżej szkoły się znajdowali, tym bardziej Neville się od niej odsuwał. Ślizgonka rzuciła mu niezadowolone spojrzenia, ale nic nie mówiła. W końcu Nevillle sam zaczął niewygodny dla obojga temat: 

– Słońce sama widziałaś ten teatrzyk w Wielkiej Sali rano i jestem przekonany, że nie możemy się ujawnić. Dobrze o tym wiesz. 

– Dlaczego nie? Mam gdzieś co wszyscy myślą. Dlaczego nie możemy po prostu im powiedzieć? 

– Dobrze wiesz „dlaczego", może po Puchonach i Krukonach spłynie to jak woda po kaczce, ale Ślizgoni i Gryfoni urządzą nam piekło. Nie chcę, żebyś stała się wyrzutkiem. Wiem jak to jest i nie życzę tego nikomu, a już na pewno nie tobie. Zależy mi na tobie. – To ostatnie wyznanie Daphne puściła mimo uszu, była rozgoryczona. 

– Czyli nie zamierzasz nigdy się ujawnić, tak? Zamierzasz ukrywać się z tym do końca życia? – Zależało jej na Neville'u, nawet jeśli miałaby spotkać się z odrzuceniem ze strony jej własnego domu, wiedziała, że chłopak jest tego wart. Nie przykładała tak dużej wagi do opinii innych, nie zależało jej na popularności (w przeciwieństwie do jej siostry). Naprawdę wierzyła, że dałaby radę przeżyć resztę szkoły, mając tylko Longbottoma u boku. 

– Nie Daphne, po prostu czekam na odpowiedni moment.

– "Odpowiedni" czyli kiedy? Na łożu śmierci? – zapytała z ironią, krzyżując ręce na piersiach. 

Nic nie odpowiedział. Chłopak był zmieszany. Uwielbiał Daphne, ale nie wyobrażał sobie, jak Ślizgoni dokuczają jej tak, jak jemu. Czuł, że by tego nie zniósł. Nie chciał dla niej takiego życia. Neville nie rozumiał jak bardzo ją ranił. Dziewczyna twierdziła, że nie będzie się tym przejmować, ale Gryfon, jak mało kto, wiedział, że czasami słowa są gorsze niż czyny. Westchnął. Przytulił ją do siebie i pocałował w czubek głowy.

– Już niedługo. – Obiecał. 

Przed wejściem do zamku Ślizgonka oddała mu szal w barwach Gryffindoru i bez słowa weszła do przestronnego holu. Neville odczekał dobre dziesięć minut zanim podążył za nią. Nie widział łez, spływających po twarzy dziewczyny, kiedy na pamięć szła w stronę lochów.

*

Ginny wróciła na czwarte piętro grubo po ciszy nocnej, miała dobry humor po wieczorze spędzonym w towarzystwie Ron i Harry'ego. Panna Weasley z ulgą zauważyła, że miedzy nią a Potterem wcale nie jest niezręcznie mimo że rozstali się stosunkowo niedawno. Później dołączył do nich Neville, który zniknął gdzieś po kolacji, a także Parvati i Seamus. Ginny nie pamietała kiedy ostatnio siedzieli tak beztrosko w wieży Gryffindoru. Z głowy wyleciał jej nawet ten przeklęty szlaban, który zarobiła przy śniadaniu. Wróciła do sypialni podchmielona, bo ostatni rocznik nie omieszkał napić się goździkowej nalewki, którą przywiozła ze sobą Parvati. Ginny zastała Hermionę w salonie, szatynka siedział w fotelu okryta kocem i zaczytywała się w opasłym tomie. Ginevra nawet nie pytała o tytuł książki. 

– Padam na twarz, idę zaraz spać – oznajmiła rudowłosa, dopiero wtedy Granger zdała sobie sprawę z jej obecności. Uśmiechnęła się znad lektury. 

– Oh, w porządku, ja jeszcze trochę poczytam i też się zbiorę. – Weasley pokiwała tylko głową, a potem weszła do sypialni. Dziewczyny wiedziały, że jest kilka spraw, które powinny obgadać, ale obie zdecydowały wrócić do tego jutro. Dziś już żadna nie miała siły roztrząsać tego dnia. Granger wróciła do ukochanej książki, chłonąc szybko kolejne strony. 

 W końcu zegar wybił pierwszą w nocy, Gryfonka przeciągła się w fotelu. Szkoda jej było odkładać książkę, zostało jej raptem sto pięćdziesiąt stron... Hermiona podjęła szybką decyzję o zarwaniu nocki, kosztem cudownej historii. Wstała, żeby rozprostować kości, przeszła się kilka razy po salonie, żeby z zaskoczeniem odkryć, że barek po ślizgońskiej stronie dormitorium, kryje jej ulubione grzane wino. Dziewczyna wahała się tylko chwilę. Otworzyła wino przy użyciu różki, a potem nalała do kubka po herbacie trochę parującego napoju. Czarodziejskie grzane wino pozostawało ciepłe dopóki nie opróżniono butelki. Hermiona uświadomiła sobie, że wprost kocha bycie czarownicą. Zasiadła w fotelu, przykrywając się kocem. Kubek z winem lewitował w okolicy jej głowy tak, aby zawsze łatwo mogła po niego sięgnąć. Dziewczyna przestała obserwować upływ czasu na wielkim zegarze powieszonym w salonie. Straciła poczucie czasu. Z przyjemnego zamyślenia wyrwał ją dopiero głos Malfoya: 

– Musimy pogadać, Granger. 




*Alishia wymyślała imię i nazwisko ;)

Czekam na wasze komentarze! 

xoxo Pani M.





 

Komentarze

  1. O jestem pierwsza :D
    Na wstępie mówię, że komentuje po raz pierwszy i dzisiaj pierwszy raz weszłam na Twojego bloga :*
    Rozdział świetny , jednak czekam aż Dramione bardziej się rozwinie xD :)
    Niestety szkoła zbliża się wielkimi krokami, ale mam nadzieje, że jak najszybciej dodasz kolejny rozdział.

    Doo następnego rozdziału <3 całusy Meg :* :)
    '

    OdpowiedzUsuń
  2. No to ja skomentuję jako pierwsza :)
    Rozdział jak zwykle wspaniały, i czekam na kolejny
    Pozdrawiam
    http://takie-tam-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaaaa! Dafne i Neville?! omójboże.
    Fabuła - zajebista. W sensie, że super :). Ładny język i tak dalej. "Dialog" przez pół Wielkiej Sali (Gin i Blaise) - świetny, moja najulubieńsza scena :). I zasadniczo - jaram się.
    Czekam na więcej :).

    (Ps. Zwracaj uwagę na formatowanie tekstu - akapity z wcięciem, wyjustowany tekst, myślniki/półpauzy zamiast łączników/dywizów - i poprawność językową - znaki interpunkcyjne, poprawną odmianę obcych nazw własnych, polskie znaki , niwelowanie powtórzeń - dzięki temu o wiele łatwiej będzie się czytało. Jakby co - wezwij mnie na pomoc :).)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jak się ma dysleksję to trochę ciężko nad tym zapanować :)

      Usuń
  4. Idzie ci coraz lepiej ten rozdział jest świetny i czekam na 14
    Całuski Sama Wiesz Kto ♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Czeeeść <3
    Tutaj będzie komentarz, bo właśnie zaczęłam czytać :3
    Zgredzio :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny blog, masz naprawdę świetne pomysły! Czekam na następny rozdział!! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałem prolog i 1 rozdział i resztę pobrałem na telefon bo wiem że to świetny blog ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. No dawać, jeszcze 3 komentarze ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeszcze 2 komentarze. ;D
    Fajny rozdział. Trochę mnie zdziwiła scena w łazience z Ronem. I ten nowy nauczyciel... Hm nie wiem co o nim myśleć, jakoś mu nie ufam :D Neville i Dafne - super motyw, fajnie że możemy dowiedzieć sie o zwiazku dalszych bohaterow ;d czekam na ciąg dalszy<3

    OdpowiedzUsuń
  10. Super rozdział
    :-*

    OdpowiedzUsuń
  11. Jej 10 komentarz czekam na 14 rozdział
    ;-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Okej, okej ! Rozdział już wkrótce :)
    ~pisząca Pani M.

    OdpowiedzUsuń
  13. Mam nadzieję że niedługo będzie następny :P Przeczytałem już wszystkie i rewelacyjnie się czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  14. O! Jestem czternasta - mój numerek w dzienniku :D
    Cóż, na początek dziękuje za ten dłuższy rozdział i poinformowanie kiedy bd ukazywać się nowe rozdziały. Sama chodzę na zajęcia, więc wiem jak to jest, kiedy nie ma się za dużo czasu. Gratuluje pomysłów i ogółem SUPER rozdział ;) - Smile

    OdpowiedzUsuń
  15. Piętnasta! ;D
    Rozdział jak zwykle świetny, nie podoba mi się ten nowy nauczyciel - nigdy nie mam zaufania do nowych postaci xD tak wiem, głupie :)
    W każdym razie trzymasz fason i poziom, oby tak dalej :)
    Ressa ♥
    ps.: możesz wyłączyć weryfikację obrazkową w komentarzach?? To strasznie denerwuje...

    OdpowiedzUsuń
  16. Tyle komentarzy! :) Postaramy się (PANI M, RUSZ DUPSKO) żeby rozdział był jak najszybciej, jednak wiecie, szkoła :/
    Ressa, ten nauczyciel będzie wyjątkowy :D Weryfikację obrazkową wyłączę ja, bo Kamila chwilowo nie ma internetu :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten blog jest zajebisty
    Ten swager

    OdpowiedzUsuń
  18. Kocham Blaise'a jest cudowny i rozbawia mnie do lez <3

    OdpowiedzUsuń
  19. ale duzo akcji :D super, super, super! :* na dzisiaj z czytaniem kończe, ale jak znajdę czas to znowu zajrze na dalsze rozdziały ;) pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  20. Ale się porobiło! Łuhuhu!
    Lecę czytać dalej ;)
    hermioneaan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  21. no i czemu znów tak przerywasz noo ? :)

    Pani Smok

    OdpowiedzUsuń
  22. Postanowiłam, że będę komentować każdy twój rozdział, chociaż zwykle komentuje tylko ostatni.
    Jest świetnie, Harry ma trochę beznadziejną sytuacje ale podejrzewam, że już niedługo przestanie rozpaczać/Wiki

    OdpowiedzUsuń
  23. Nareszcie kłótnia pomiędzy Ronem a Hermioną! Nie mam pojęcia czemu tak sie cieszę XDD Współczuje Ginny, Blaise'owi, Pansy i Harry'emu. Zarobić tyle szlabanów... Przekichane xd Ciekawe o czym Draco będzie chciał gadać z Mioną?
    Pozdrawiam
    Pure

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie rozpisuję się, bo próbuję po trochu nadrabiać rozdziały. Pod kolejnymi będę tylko zaznaczać, że przeczytałam. Jeżeli nie napiszę uwag to znaczy, że mi się podoba.

    Pozdrawiam,
    Mar :*

    OdpowiedzUsuń
  25. Rozdział bardzo fajny, ale taka mała uwaga: nigdzie nie ma napisane, że Lavender nie żyje. W książce jest tylko napisane, że zaatakował ją Greyback i spadła z balkonu, nic poza tym. W praktycznie wszystkich ff żyje, ale jej ciało jest pokryte bliznami, jak u Billa.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty