Rozdział 8


 Dormitorium na czwartym piętrze.

Ron jadł śniadanie w Wielkiej Sali. Nie tak wyobrażał sobie powrót do szkoły. Hermiona w Skrzydle Szpitalnym, Harry zniknął gdzieś nad ranem... Ostatnimi czasy czuł się nieswojo, jakby wszystko było nie na miejscu. Rudzielec westchnął i wepchnął sobie do ust kolejną łyżkę owsianki. Dosiadł się do niego Neville, a gdy współlokatorzy omawiali zniknięcie Pottera, McGonagall wstała i zza nauczycielskiego stołu poinformowała o późniejszym rozpoczęciu roku szkolnego. 

– Zapewniam was również, że wraz z biurem Aurorów zapewnimy wam najlepszą ochronę. Zamek jest całkowicie bezpieczny, a incydent do którego doszło w pociągu się nie powtórzy. Sprawca został natychmiast złapany i oczekuje na proces w areszcie. Jednak ze względów waszego bezpieczeństwa wprowadzam godzinę milicyjną. Po dziesiątej wszyscy uczniowie mają zakaz opuszczania sypialni i przemieszczania się po zamku, pod groźbą odjętych punktów i szlabanu. Mam nadzieję, że potraktujecie to poważenie. – Dyrektorka Hogwartu zajęła z powrotem swoje miejsce, a Ron powrócił do jedzenia owsianki. Zastanawiał się gdzie jest Harry i dlaczego Ginny też nie ma na śniadaniu. Chciał im od razu powiedzieć o nowych zasadach oraz nowej dacie rozpoczęcia roku. Pogawędził jeszcze chwilę z Neville'm, ale zniknięcie przyjaciela nie dawało mu spokoju i w końcu poszedł go szukać. 

*

Harry i Ginny wyjaśnili sobie wszystko to, co zostało przemilczane przez ostatnie miesiące i obojgu ulżyło. Panna Weasley naprawdę poczuła się lżejsza, czuła, że rozpoczyna nowy etap. Grzecznie odmówiła Potterowi wspólnego śniadania i zdecydowała odwiedzić Hermionę w Skrzydle Szpitalnym. Potrzebowała porozmawiać z przyjaciółką, choć z drugiej strony wiedziała, że Granger musi odpoczywać. Harry odszedł w stronę Wielkiej Sali, a Ginny ruszyła w zupełnie przeciwnym kierunku. W końcu dotarła na drugi koniec zamku, powitała panią Pomfrey i usiadła przy łóżku Hermiony. Starsza Gryfonka przebudziła się niedługo potem. Uśmiechnęła się, widząc Ginny obok. 

– Dobrze cię widzieć, ale nie powinnaś być na lekcjach? – zapytała panna Granger, na co Ginny pokręciła z niedowierzaniem głową. Nie mogła uwierzyć, że nawet teraz Hermiona jest w stanie myśleć tylko o zajęciach. 

– Nie na lekcjach, bo mamy porę śniadaniową. Poza tym McGonagall wstrzymała rozpoczęcie roku dopóki nie wyjaśnią sprawy tego typa z pociągu. Na śniadaniu pewnie dowiem się szczegółów. 

– Jeszcze go nie złapali? – zapytała Granger, marszcząc brwi i siadając na łóżku. Nie mogła uwierzyć, że tak długo to trwa. 

– Nie mówią nam za dużo, ale podobno typ został złapany i czeka na proces. Kręci się tu mnóstwo Autorów, aż dziwne, że ciebie jeszcze nie przesłuchiwali.

– Mnie nie, ale Pansy wypytywali już kilka raz. Raz nawet Pomfray ich wyrzuciła, bo byli dość natarczywi... 

– Nie dziwię się wcale. Cała ta sprawa jest bardzo podejrzana, Parkinson jest Ślizgonką, po co Śmierciożercy mieliby ją atakować?

– Może była przypadkową ofiarą? – podsunęła Hermiona, ale obie dziewczyny doszły do wniosku, że sprawa jest bardziej skomplikowana. 

– Właściwie... – Ginny zawahała się przez chwilę. – Właściwie to nie przyszłam plotkować o Parkinson, muszę ci coś powiedzieć... 

– C0ś się stało? – Aura przyjaciółki zaniepokoiła Hermionę. 

– Właśnie zerwałam z Harrym – przyznała Ginny. Kiedy pierwszy szok minął, panna Granger przytomnie zapytała: 

– Jak na to zareagował? – Atmosfera zrobiła się trochę niezręczna i Ginny niechętnie uciekła wzrokiem od oceniającego spojrzenia panny Granger. 

– Był trochę zszokowany, ale wyjaśniliśmy sobie wszystko. Cieszę się, że mam to już za sobą. Nie chcę, żeby teraz było jakoś dziwnie... 

– Ale będzie dziwnie – mruknęła Hermiona niezadowolona. Z jednej strony rozumiała przyjaciółkę, ale z drugiej Hermiona nie chciała zmieniać dynamiki w ich grupie. Wiedziała, że to zerwanie dużo namiesza. Poza tym, była zazdrosna. Była zazdrosna, że Ginny zdobyła się na coś, na co ona sama, nie potrafiła się zdobyć. Granger westchnęła i chwyciła przyjaciółkę za rękę. 

– Przepraszam, nie chciałam cię oceniać. Nie lubię zmian i nie chcę wybierać między tobą a Harrym. 

– Absolutnie nie musisz! – zapewniła ją Weasley. – Między mną a Harrym wszystko w porządku, wyjaśniliśmy to sobie. Wiadomo, że te kilka dni może być dziwne, ale jestem pewna, że już niedługo znów będziemy się przyjaźnić. Ja też nie chcę go stracić. 

– Będę trzymać za was kciuki – oznajmiła jedynie Hermiona. 

– A jak się czujesz, lepiej? – zagadnęła Ginny, chcąc zmienić temat. 

– Oczywiście, pad opieką pani Pomfray nie da się czuć gorzej. W każdym razie mam nadzieję, że n niedługo stąd wyjdę. 

Ginny spojrzała na swój zegarek i zerwała się z miejsca. 

– Na Merlina! Jestem spóźniona! Piętnaście minut temu skończyli śniadanie, a ja nie wiem, czy mamy dziś rozpoczęcie roku, lekcje, czy może jeszcze coś innego! Muszę biec, ale wpadnę później! – rzuciła przez ramię, wybiegając ze Skrzydła Szpitalnego. 

Gryfonka pędziła ile sił, pustki na korytarzach niepokoiły ją jeszcze bardziej, nie chciała wyjść na spóźnialską, ani opuścić pierwszych lekcji. Rozpaczliwi liczyła, że trafi na kogoś, kto wyjaśni jej co postanowiła McGonagall. Szybkim krokiem szła w stronę Wielkiej Sali, kiedy nagle zza zakrętem mignął jej czyjś cień. Szybko obróciła głowę w tamtą stronę, idąc wciąż przed siebie i wtedy dobiła go czegoś z impetem. Odbiła się i upadła na podłogę. Jęknęła. 

– Uważaj jak chodzisz.

– To ty stałeś na mojej drodze, Malfoy! – Gryfonka spojrzała na swojego przyszłego współlokatora i zaczęła podnosić się z ziemi.

– Ja stałem na drodze? Śmieszna jesteś, inteligencją to ty nie grzeszysz, podobnie jak brat.

– Odpieprz się od Rona!

– Jakoś od razu wiedziałaś, o którego brata mi chodziło – Draco uśmiechnął się szyderczo.

– Zaraz tego pożałujesz, złamasie. – Ginny wyjęła swoją różdżkę i zanim Draco zareagował jednym machnięciem patyka złamała mu nos. Malfoy wrzasnął z bólu, chwytając złamany nos lewą ręką. Spomiędzy palców ciekła mu krew. 

– Ty jesteś nawiedzona, pieprzona zdrajczyni krwi. Jeszcze gorsza niż ta szlama, Granger! 

Koniec różdżki dziewczyna błysnął niebespiecznie. Gryfonka szykowała kolejne zaklęcie, dużo dotkliwsze niż poprzednie. Panna Weasley potrafiła wiele znieść, ale na pewno nikt nie będzie bezkarnie obrażał jej rodziny i przyjaciół Nie ktoś, pokroju Malfoya. Weasley szczerze gardziła byłym Śmierciożercą. Jednak zanim użyła zaklęcia, Draco doskoczył do niej i wykrzywił jej nadgarstek. Różdżka Ginny upadła na podłogę. A Draco wykręcił jej rękę jeszcze bardziej. Dziewczyna wrzasnęła z bólu. Mimo dość patykowatej budowy Draco miał sporo siły. 

– Puszczaj mnie durniu! 

– Na twoim miejscu, uważałbym w kogo celuję różdżką, Weasley. 

– Bo co mi zrobisz? Tatusiem postraszysz? – Próbowała zażartować, a tym samym ukryć, że Ślizgon sprawia jej okropny ból. Nagle na korytarzu pojawił się Zabini, nie widział całego zajścia, ale bez trudu ocenił, że jeśli nie powstrzyma przyjaciela to młody Malfoy wyleci ze szkoły jeszcze przed rozpoczęciem roku. 

– Ej, Draco! Co ty robisz? Puść ją!

– Nie wtrącaj się Blaise, to sprawa między mną a tą Zdrajczynią Krwi – odpowiedział spokojnie blondyn i wykręcił nadgarstek Gryfonki jeszcze mocniej tak, że do oczu napłynęły jej łzy.

– Koniec zabawy, Draco. Odpuść! – powiedział Zabini, stanowczo. Dopiero teraz dostrzegł, że jego przyjaciel miał złamany nos i twarz ubrudzoną krwią. Blaise zrozumiał, że Weasley nie jest bez winy i prawdopodobnie zasłużyła na karę. 

– Dobrze wiesz, że jej tego nie odpuszczę, szmata myśli, że może robić co jej się podoba, bo jej kochaś to pieprzony Potter – Draco niemal wypluł te słowa. 

– Chyba nie chcesz mieć więcej problemów? Teraz ją zostaw i choć się napić, uspokoisz się – rzucił Blaise, świdrując Weasley wzrokiem, zaklinając, żeby się nie odzywała i nie pogarszała sytuacji. W końcu Malfoy puścił rękę Gryfonki i odszedł bez słowa. Dziewczyna miała zmiażdżony nadgarstek, ręka zaczynała sinieć i puchnąć jednocześnie. Przykucnęła, przygryzając wargę z całych sił, żeby się nie rozpłakać z bólu. Draco ruszył w stronę dormitorium trochę zły, że ustąpił, a trochę szczęśliwy, że Zabini przyszedł zanim zrobił coś naprawdę głupiego. Nie oglądał się za siebie, wiedział, że Weasley musi zniknąć mu z oczu. 

– Wszystko okej? Może powinnaś iść do Skrzydła Szpitalnego, pani Pomfrey powinna to zobaczyć – skomentował Zabini, nie chciał zostawiać Ginny w takim stanie. Widział, że Gryfonka jest w rozsypce i trochę się bał, że zgłosi wszystko do McGonagall, a ta, na pewno, usunie Draco ze szkoły. 

– Zostaw mnie, a te złote rady wsadź sobie w dupę – warknęła Ginny, była zła, że została upokorzona. Poza tym czuła, że zaraz po prostu się rozpłacze. Nie chciała, żeby Blaise był tego świadkiem. 

– Kurwa ciesz się, że w ogóle tu byłem. Nie wiesz nawet jak to się mogło skończyć. – Zabiniemu zaczęły puszczać nerwy. Wiedział, że bez niego Ginny wyszłaby dużo gorzej z tego starcia. Duma nie pozwoliła jej tego przyznać. 

– Nie potrzebuje twojej pomocy, radziłam sobie! Idź, no już, biegnij za tym popaprańcem! – krzyknęła i ostrożnie wstała, trzymając obolałą rękę. 

– Radziłaś sobie? Właśnie widziałem. – Chłopak uśmiechną się ironicznie i odszedł w stronę dormitorium na czwartym piętrze. Ginny schyliła się po swoją różdżkę. Nie była mistrzem magii leczniczej, ale kilka prostych zaklęć uśnieżyło ból. Ręka wydawała się mniej spuchnięta i sina. 

Gryfonka w końca odszukała Harry'ego i Rona. Dowiedziała się o wszystkich zmianach, wprowadzonych przez McGonagall i cała trójka ruszyła do Wieży Gryffindoru. Dziewczyna po drodze opowiedziała im o starciu z Malfoyem, co wywołało tylko żądze mordu u obu Gryfonów. 

***


Hermiona została wybudzona z płytkiego snu bardzo gwałtownie. Usłyszała przeraźliwy krzyk. Usiadła na łóżku i zobaczyła pani Pomfrey, spieszącą w jej kierunku. Jednak dopiero po chwili Gryfonka zrozumiała, że tak naprawdę pielęgniarka zmierza w kierunki Ślizgonki leżącej na sąsiednim łóżku.

– Panno Parkinson! Panno Parkinson, proszę się obudzić! – Nie pierwszy raz Pansy obudziła Hermionę swoimi krzykami. Zdarzało się to dość regularnie. Zawsze pani Pomfrey budziła Ślizgonkę, a już po chwili wszystko wracało do normy.

– Gdzie on jest?! – zapytała Pansy z przerażeniem.

– Jestem tu tylko ja i panna Granger, leż spokojnie, potrzebujesz teraz dużo snu. – Pani Pomfrey starała się ją uspokoić. Rozważała nawet podanie Ślizgonce opioidów, ale były to dość radykalne środki. Szkolna pielęgniarka miała nadzieję, że koszmary i stany lękowe miną z czasem. – Zaraz przyniosę ci eliksir uspokajający – dodała Pomfrey, zmierzając w kierunku swojego gabinetu.

– Sorry za tą pobudkę – powiedziała Parkinson do zszokowanej Gryfonki.

– Ty mnie przepraszasz?

Hermiona była w szoku, chyba wszyscy wiedzieli, że Ślizgoni nie potrafią dwóch rzeczy: przegrywać i przepraszać. Miała wrażenie, że dzieli Skrzydło Szpitalne z zupełnie inną osobą, jeszcze nie tak dawno temu Parkinson była chętna wydać Pottera Voldemortowi. W dodatku przez ostatnie lata nikomu nie ułatwiała życia w Hogwarcie. Ślizgonka w pewnym momencie stała się koszmarem młodszych roczników. Oczywiście robiła to, żeby zaimponować Malfoyowi i jego kumplom. Hermiona w tym roku jej nie poznawała i Gryfonka była przekonana, że coś nieprzyjemnego musiało wydarzyć się w życiu dziewczyny w trakcie ostatnich miesięcy. Zupełnie jakby ktoś zdjął z niej klątwę. 

– Taaa, wiem, że obie powinnyśmy odpoczywać, a budzę cię średnio trzy razy dziennie moimi wrzaskami. Łabym nad tym panować, ale... 

– Ty na poważnie? Parkinson uderzyłaś się w głowę?

– Wiem, że to dla ciebie szok, ale nie wszyscy Ślizgoni są tacy źli, na jakich wyglądają. Swoją drogą chyba przez ostatnie lata dałam się poznać od tej gorszej strony – powiedziała Pansy i mrugnęła pojednawczo do Gryfonki.

– Nie wierze, powinnam to jakoś uwiecznić. Dlaczego nagle jesteś miła? Dlaczego po tych wszystkich latach utrudniania mi życia, teraz wyciągasz do mnie rękę?

Pansy nie wiedziała co odpowiedzieć. Oczywiście doskonale pamiętała wszystkie wyzwiska, które wypowiedziała pod adresem Granger i jej znajomych. Pamiętała też, jak utrudniała życie wszystkim mugolakom w Hogwarcie. Pamiętała swoje rasistowskie żarty, którymi rzucała na lewo i prawo, żeby zaimponować Ślizgonom. Pamiętała wszystko. Ale wszystkie wepchnięte w nią wzorce i przekonania blakły, kiedy wracała myślą od wakacji we Francji. Nie chciała takiego życia. 

– Chciałabym zacząć od początku, wiesz? Bez głupich opinii na mój temat, bez nienawiści. Mogę pierwsza wyciągnąć rękę, ale wątpię, że to tak wiele zmieni. Chyba dałam się zaszufladkować. – Po tym wyznaniu Hermiona zauważyła panią Pomfrey, wracając z dwoma małymi flakonikami.

– Panno Parkinson, proszę to wypić, to eliksir uspokajający i eliksir słodkiego snu. Mam nadzieję, że te koszmary wkrótce miną. – Kobieta uśmiechnęła się ciepło, zaczekała, aż Pansy wypije eliksir i odeszła w stronę drzwi. Hermiona nie mogła zasnąć jeszcze długo, myśląc o tej niecodziennej rozmowie ze Ślizgonką. Wiedziała co powiedziałby Ron, że to wszystko tylko głupi fortel, że Parkinson coś knuła. Ale Hermiona zawsze starała się widzieć tylko dobre strony. Chciała wierzyć, że Pansy się zmieniła. Nie mogła mieć pewności i choć prawdopodobnie była naiwna – dała Ślizgonce szansę. 

*

Hermiona obudziła się w pierwszy wrześniowy piątek i z ulgą stwierdziła, że w końcu po przebudzeniu nie czuje nieprzyjemnego ścisku w klatce piersiowej. Czuła się zupełnie zdrowa. Głowa przestała ją boleć, a skurcze przestały się nasilać i były już ledwo wyczuwalne. Stwierdziła z rozkoszą, że nie ominie ani jednej lekcji, bo rozpoczęcie, według Rona, Harry'ego i Ginny będzie dopiero w poniedziałek. Gryfonka zastanawiała się, jak większość uczniów w Hogwarcie, kto będzie nowym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią. Druga sprawa, która ją dręczyła, to sprawa mężczyzny z pociągu, o którym wciąż nikt nie miał żadnych informacji. Mimo zapewnień McGonagall panna Granger na czele złotej trójcy, chciała zbadać sprawę na własną rękę. Hermiona ostatnio podsłuchała jak pani Pomfrey mówiła McGonagall, że to nie pierwszy atak na Ślizgonkę i że Parkinson ma kilka nieładnych blizn po czarnomagicznych zaklęciach. Mimo że Hermiona nie miała dobrych kontaktów ani z Pansy, ani z żadnym innym Ślizgonem, jakoś przejęła się tym wszystkim. A po odkryciu, że dla Parkinson to nie była pierwsza taka sytuacja – przeszły ją ciarki. 

– Dzień dobry, Granger. Widzę, że czujemy się lepiej. No cóż, wydaje mi się, że jeszcze dzisiaj wyjdzie pani ze Skrzydła Szpitalnego. – Gryfonka usłyszała głos pani Pomfrey. Szkolna Pielęgniarka przyniosła jej poranne lekarstwa. 

– Czuję się dużo lepiej – odpowiedziała dziewczyna i nie potrafiła ukryć uśmiechu na myśl o opuszczenia w końcu tego miejsca. 

*

Draco Malfoy obudził się w swoim dormitorium. Ziewnął i spojrzał na śpiącego jeszcze Blaise'a. Wstał i ociężale poczłapał w stronę łazienki. Po drodze kopnął w barek, który razem z Zabinim zdążyli już zaopatrzyć w ognistą whisky i zaklął siarczyście. W tym momencie usłyszał głos drugiego Ślizgona:

– Draco? Co się stało? Wzywać adwokata czy karetkę?

Ciemnowłosy Ślizgon pojawił się w drzwiach ich dormitorium. Draco udał, że nie słyszał żartu przyjaciela i siląc się na spokój, wyjaśnił:

– Nic się nie stało, po prostu kopnąłem w ten cholerny barek.

– I obudziłeś pół zamku... – mruknął Blaise tak, aby blondyn go nie usłyszał. Zabini ziewnął przeciągle i zobaczył jak Malfoy znika zza drzwiami łazienki. Ciemnowłosy Ślizgon usiadł na czerwonej kanapie w salonie ich dormitorium. Wpatrywał się w wygasły kominek i zastanawiał się jak to będzie, gdy do dormitorium wprowadzą się w końcu Gryfonki. Nie musiał długo czekać, bo nagle usłyszał przesuwający się obraz. Zerknął przez ramię w stronę portretu i zobaczył drobną dziewczynę z rudymi włosami, przechodzącą przez dziurę pod portretem rycerza z zamku Camelot.

– Chodź Hermiono! Tu jest ślicznie!

Obie Gryfonki stanęły po środku salonu. Hermiona podbiegła do biblioteczki i zbadała jej zawartość. Były tam książki tak dobrze znane jak „Historia Hogwartu", ale i dzieła, które widziała po raz pierwszy. Była zachwycona. Ginny rozejrzała się dookoła i zauważyła Ślizgona okupującego kanapę. Cofnęła się o krok i z hukiem odstawiła swój kufer.

– Blaise! – krzyknęła, wcześniej nie zauważyła chłopaka i trochę ją zaskoczył. Ślizgon wstał z kanapy, lustrując wzrokiem obie dziewczyny. 

– To moje imię, Weasley.

– Przecież wiem – rzuciła niedbale dziewczyna. Miała nadzieję, że uda jej się zignorować chłopaka. 

– Oprowadzić was? – zapytał z kpiną Zabini, widząc, że Gryfonki wciąż nieporadnie rozglądają się po salonie. 

– Nie trzeba – warknęła Ginny. Nie trawiła, gdy ktoś traktował ją lekceważąco. 

– Weź się uspokój, cały czas na mnie warczysz, a ja przecież nic nie zrobiłem...

– Wystarczy, że jesteś, poza tym... – Ginny nie dokończyła, bo Hermiona oderwała się od biblioteczki i przemówiła spokojnym tonem:

– Daj spokój Ginny, przecież nic się nie stało. 

– Jak to nie? Cały czas zachowuje się jakbym była dzieckiem. Jak jest Ślizgonem to mu się wydaje, że jest najważniejszy, a tak nie jest... Ostatnio z Malfoyem dali niezły popis swojej wyższości, do teraz nie umiem utrzymać pióra tą ręką – powiedziała Ginny, podciągając rękaw swetra i odsłaniając siny nadgarstek. Granger zrobiła wielkie oczy, ale zanim zapytała co się wydarzyło, Ginny powiedziała kilka słów za daleko. 

– Także zostałyśmy zamknięte z dwójką Śmierciożerców i nie zamierzam ich traktować jakby niczemu nie byli winni. Mają krew na rękach, może nawet... – zawahała się chwilę, bo łzy niemal napłynęły jej do oczu: – Może nawet przyczynili się do śmierci Freda, Tonks, profesora Lupina, Vane... 

– Wystarczy! Nie masz prawa mnie oskarżać, nie będę tego dłużej słuchał. 

Blaise więcej się nie odezwał i zamknął się w swojej sypialni. Jak ona może mnie oskarżać o coś takiego?! Był zły, nie... nie zły, był wściekły. Wiedział, że podjął w życiu sporo złych decyzji. Owszem, był blisko ze Śmierciożercami, ale Czarny Pan nigdy nie wypalił na jego przedramieniu mrocznego znaku. Blaise nie znał swojego ojca, a jego matka zawsze milczała, gdy pytał, toteż nie miał pewności co do swojego statusu krwi. Voldemort nie zaryzykowałby półkrwistego czarodzieja w najbliższym kręgu, toteż Zabini nigdy nie należał do najbliższego kręgu. Poza tym wciąż był bardzo młody, Voldemorta nie interesowała tak bardzo młoda krew. Starał się dotrzeć do wiekowych i wpływowych czarodziejów. Wyjątkiem był Draco. Młody Malfoy stał się osobistą maskotką Czarnego Pana, który próbował przepotwarzyć chłopaka w drugiego siebie. Blaise wiedział, że jego przyjaciel nie miał łatwo tak blisko Voldemorta. Wspomnienia z tortur, których był świadkiem wróciły, a dodatkowo oskarżenia Ginny podziałały na niego pobudzająco. Rzucił lampą w stronę okna i rozległ się huk.Odczekał chwilę wziął kilka głębokich wdechów, po czym opadł na swoje łóżko, wyciągnął różdżkę. Przypomniał sobie o technice oddechu, którą Slughorn kazał mu ćwiczyć, gdy jego skłonność do agresji dawała sobie znać. Zabini wykonał kilka ćwiczeń, a potem jednym zaklęciem naprawił rozbitą szybę i poskładał lampę.

– Chyba trochę przesadziłaś. Dobrze wiesz, że akurat Blaise nie miał z tym nic wspólnego – powiedziała Hermiona przemądrzale, krzyżując ręce na piersiach. Ginny czuła na sobie jej oskarżycielski wzrok. 

– Super, jeszcze ty na mnie naskakujesz?

– Nie naskakuje, po prostu on sobie siedział, a ty zaczęłaś go oskarżać o morderstwo. Fred, Lupin, Tonks, wszyscy byli wspaniałymi czarodziejami, z resztą nie tylko oni, to nie wina Blaise'a czy innych Ślizgonów, to wszystko przez Voldemorta i ty o tym wiesz. Mamy szansę zacząć od nowa. Nie zaostrzajmy tego konfliktu, bo nic dobrego z tego nie wyniknie. 

– Wiem, ale... Nie mogę patrzeć jak oni wszyscy paradują po zamku, kiedy jeszcze nie tak dawno próbowali nas pozabijać. Nie rozumiem dlaczego wciąż tu są. Powinni ponieść konsekwencje. 

– Wiesz, ja z Harrym i Ronem też kilka razy złamałam prawo czarodziejów. Czy nas również trzeba zamknąć? – Ginny wywróciła oczami, ale przyznała Hermionie racje. Śmierć Freda wciąż zbyt ją bolała, żeby mogła po prostu odpuścić. Miała nieprzepracowane traumy, które schowała gdzieś głęboko, ale one coraz bardziej przebijały się do świadomości Gryfonki. 

– Wiem, że masz rację. Ale nie potrafię im odpuścić. W dodatku Zabini... Oh, nie mogę go znieść! – Panna Granger pokiwała ze zrozumieniem głową. Ona również musiała zmierzyć się ze swoim koszmarem. Konfrontacja z Malfoyem była tylko kwestią czasu. 

Całej tej rozmowie przysłuchiwał się za drzwi łazienki blondwłosy Ślizgon.

– No no, kto by pomyślał, że ta szla.. znaczy Granger, będzie bronić Ślizgonów – mruknął sam do siebie. Chyba wszystkie dziewczyny w tej szkole zwariowały, najpierw Parkinson broniąca Gryfonów, teraz Granger broni Ślizgonów, a może to od tego wypadku? Zastanawiał się Draco, szczotkując zęby. W końcu usłyszał, jak Ginny proponuje, aby zeszły na śniadanie. Malfoy opuścił łazienkę i skierował się w stronę sypialni, zamierzał unikać Granger tak długo, jak tylko to będzie możliwe. 





Zostawcie trochę komentarzy! Jakie typujecie pary?? Oprócz oczywiście naszych gołąbeczków (Draco&Hermione). Ogólnie UWIELBIAM ślizwgońsko-gryfońskie duety, więc będzie ich DUŻO. 

Do następnego, xoxo Pani M. 









Komentarze

  1. Czekam na kolejny rozdział :) <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny blog. Super piszesz, ale jest trochę błędów. Nie szukasz może bety? Powinnaś się rozejrzeć za kimś kto by się zgodził. *podskakuje i wymachuje łapkami, krzycząc, że Ona by chciała*
    Nie, nic c:
    Pozdrawiam i czekam na nn
    Szczurzynka ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę fajny blog, cala historia bardzo mnie zaciekawiła i z checia będę czytac dalsze rozdziały :) zycze żeby wena nie uciekała przez okno :P
    Pozdrawiam Annelis :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyczny rozdział, fantastyczny blog, ogółem fantastyczna historia i talent! :) Lecę czytać dalej :D
    Ressa ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Super ci wychodzi ten blog.
    Sama Wiesz Kto

    OdpowiedzUsuń
  6. Nadal czytam z zapartym tchem! <3 Nie komentuję każdego rozdziału, bo zbyt mnie interesują kolejne! ;* Ale, jest na prawdę super! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzisiaj dalszy ciąg mojego czytania. :D Podobnie jak Kina czytałam to z zapartym tchem! Po prostu genialne! Tyle się dzieje i wgl wszystko składa się w logiczną całość xd świetnie ;) czytam dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział zarąbisty! Zresztą jak zwykle ;)
    Koniec psot! Idę spać!
    hermioneaan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. świetnie jak zawsze czemu ten Malfoy zawsze coś zwęszy a mówią że to Gryfoni są wścibscy :D
    Pani Smok

    OdpowiedzUsuń
  10. Wciagnela mnie akcja, mimo ze blog nie jest idealny. Wyczytalam kilka bledow,ale nie jest ich duzo, raczej nie przeszkadzaja w czytaniu. Ogolnie wg mnie masz bardzo.fajny styl pisania,szybko sie czyta. Podoba mi sie twoj pomysl na charaktery pansy i astorii, zauroczyl mnie paring as-neville:3
    Dopiero dzisiaj trafillam na twojego bloga, skusilam sie bo przeczytalam wiele pozytywnych opinii.
    Nie przejmuj sie porazkami i bledami, pracuj nad sb bo praktyka czyni mistrza! I tego ci zycze;)
    ~Nela

    OdpowiedzUsuń
  11. Ahh ten Draco... Stalker rośnie XDD Zaciekawilas mnie! Lecę czytać kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej! Jestem ciekawa czy mnie jeszcze pamiętasz. Już tak dawno mnie tu nie było, ale nie martw się kochana, wszytko powoli nadrobię. Obiecuję.

    Dobrze, no to zacznijmy od rzeczy niemiłych, ale jakże przydatnych:
    1.Kiedyś Cię uduszę za te zbędne kropki :) Już myślałam, że nie natrafię na nie w tym rozdziale, a tu nagle się pojawiają. Nie musisz się jednak martwić w nadmiarze, bo "zabijam" tylko tych, których nie lubię, a za Tobą wyjątkowo przepadam.
    2. Powtórzenia!!!

    Dzisiaj tylko dwie rzeczy, do których się doczepiam. Uważam to za sukces, nie wiem jak Ty.

    Nie mogę się doczekać wyjścia Pansy ze Skrzydła Szpitalnego, bo ostatnio bardzo spodobała mi się jej postać. Mam nadzieję, że w następnych rozdziałach będzie również jakaś relacja bezpośrednia między Hermioną i Draco. Jestem bardzo ciekawa jak potoczy się całą fabuła.

    Pozdrawiam i przepraszam za nieobecność,
    Maravillosa Sabio :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Wena to wena. Jest wredna i zazwyczaj nie przychodzi, gdy chcemy, więc tu nie ma co narzekać. Tylko brać i wyciskać z niej wszystko, gdy przyjdzie. Co do rozdziału. Wkurzyła mnie Ginny. Ta ich kłótnia z Zabinim. Dotarło to za daleko i wydaje mi się, że przez takie nagłe ataki rudej, postać staje się nieautentyczna. Przesadziła i to dużo w tym rozdziale. Ale z czego się najbardziej cieszę? Z tego, że Pansy jest na dobrej drodze do... przyjaźni (?) z Hermioną. Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  14. Super. Wreszcie Daphne nie jest przedstawiona jak niedorozwinięta suka :D

    ~Me

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty