Rozdział 73


Rozdział jest trochę krótszy, ale za to pełen tego, co tygryski lubią najbardziej, czyli dużo ślizgońsko-gryfońskich duetów. Szczerze mówiąc UWIELBIAM, gdy cała ta ekipa działa razem, ale piszcie mi co wy o tym sądzicie! Info o rozdziałach zawsze wam wrzucam na FB, więc możecie polubić fanpage https://www.facebook.com/Domsalazarablog 

Dodatkowo na moim profilu wrzuciłam starą bloggerową miniaturkę GinnyxBlaise, więc wpadajcie i czytajcie! https://www.wattpad.com/story/258948659-mam-cię-na-własność-weasley-ginny-weasley-x-blaise

Z całą miłością: Pani M.




Rozdział 73 – Ślizgońsko-gryfoński spisek. 


Harry Potter nad ranem cicho wszedł do swojej sypialni. Odetchnął z ulgą, widząc, że jego współlokatorzy wciąż śpią. Chwiejnym krokiem dotarł do swojego łóżka i opadł na nie ciężko, żeby po chwili zdjąć buty i gruby sweter, który pani Weasley wydziergała dla niego na drutach. Obok siebie na łóżku położył różdżkę, z której końca wydobywało się blade światło. Był wykończony, już drugą noc z rzędu nie dane mu było spać. Kiedy w końcu Gryfon ubrał piżamę i ułożył się wygodnie w łóżku za oknem zaczęło świtać. 

– Nox – mruknął pod nosem, a później odłożył różdżkę na stolik nocny. 

– Powiesz mi gdzie się szlajasz po nocy? – Usłyszał głos Rona. Rudzielec odwrócił się w jego stronę, w ręku trzymał różdżkę, oświetlając twarz Pottera nienaturalnie jasnym światłem. 

– Nie chciałem cię budzić – mruknął Harry. Czuł się trochę zakłopotany. Ron tylko wywrócił oczami, zerkając w stronę śpiącego Neville’a. 

– Jestem rozczarowany, że po tym wszystkim wciąż mi nie ufasz. – Harry westchnął. 

– Byłem u Parkinson, okej? Nie ma czym się chwalić. – Ron uśmiechnął się pod nosem. 

– Trzecią noc z rzędu? – Potter jedynie przytaknął, a Ron gwizdnął cicho. Nie dowierzał, że owa dwójka jest tak bardzo nierozłączna, z drugiej strony miał poczucie, że to niezdrowe. 

– Pansy nalegała, ostatnio… Ostatnio nie potrafię się od niej opędzić. Cały czas chce uprawiać ze mną seks. – Ronald roześmiał się w głos, ale zaraz zatkał usta ręką, mając z tyłu głowy śpiącego Neville’a. 

– Doprawdy tragedia, ładna dziewczyna chce się z tobą pieprzyć – ironizował rudzielec, zupełnie rozbudzony. Harry może i by się zawstydził, ale znał Rona od tył lat, że nie było między nimi tematów tabu. No może oprócz Ginny – gdy Harry się z nią spotykał zupełnie omijali jej temat. 

– Nie miałem nic przeciwko przez pierwszy tydzień, ale teraz? Wiem, że na początku trudno się od siebie oderwać, ale to… Jestem wykończony. – Ronald znów parsknął śmiechem, choć starał się zrozumieć przyjaciela. 

– Jak wiesz, z Hermioną nie mieliśmy takiego problemu, jednak… Do tej pory Parkinson wydawała się całkiem spoko, może coś jest nie tak, przecież spotykacie się już dłużej. 

– Nie mam pojęcia, Ron. Nie chcę jej skrzywdzić, a jednocześnie potrzebuje od niej odpocząć. 

– Przymknijcie się i idźcie spać – mruknął Neville, przykrywając głowę poduszką. Pozostała dwójka popatrzała po sobie znacząco, ale posłusznie położyli się do łóżek, żeby złapać te kilka godzin snu przed lekcjami. Ronald jeszcze chwilę zastanawiał się nad dziwnym zachowaniem Parkinson, ale w końcu też zasnął. 


***

Hermiona weszła do Wielkiej Sali w znakomitym humorze, sama nie wiedziała, co było powodem jej dobrego samopoczucia, ale wcale tego nie analizowała. Cieszyła się, że wszystko jest na swoim miejscu, że na dobre wróciła do Hogwartu, było jak dawniej. Nie licząc Malfoya podążającego za nią jak cień, rozstali się dopiero wchodząc na śniadanie, bo każde zajęło miejsce przy innym stole. Panna Granger usiadła obok zaspanej Ginny, natomiast Malfoy dosiadł się do rozgadanego Blaise’a i Pansy. Gryfonki pogrążone w rozmowie, nawet nie zauważyły Rona i Harry’ego wchodzących do pomieszczenia. Natomiast zauważyła ich Pansy Parkinson i już miała się zerwać od stołu Ślizgonów, żeby podbiec do Pottera, ale w ostatniej chwili Draco przytrzymał jej rękę. Zmusił ją, żeby z powrotem usiadła na miejscu. 

– Nie popełniał dwa razy tych samych błędów – mruknął w jej stronę, ale na twarzy Ślizgonki pojawiło się niezrozumienie. Blondyn westchnął. 

– Odwalą ci znowu, daj mu żyć. Nie musisz spędzać z nim każdej minuty. – Parkinson uchyliła usta, chcąc się odgryźć, ale szybko je zamknęła, uświadamiając sobie, że jej przyjaciel pewnie ma racje. Zerknęła na Blaise’a szukając jakiegoś wsparcia, ale on tylko podrapał się po głowie. 

– Draco ma trochę racji, ostatnio przesadzasz, przypominasz trochę starą Pansy 

– A co w niej było takiego złego? – warknęła dziewczyna, wyszarpując rękę z uścisku Draco. Chłopcy westchnęli. 

– Była nieznośna – mruknął Malfoy, jak zwykle ignorując resztki empatii, które kazałyby mu się zamknąć. 

– Nie o to chodzi, Pansy. Jesteś cudowna, ale każdy czasami potrzebuje odpocząć – próbował załagodzić sytuację Blaise, patrząc z wyrzutem na młodego Malfoya. Dziewczyna tylko prychnęła. 

– Odpocząć ode mnie? 

– Dokładnie tak – oparł Draco, na co Zabini tylko walnął się ręką w czoło. Parkinson wstała od stołu. 

– To krzyżyk na drogę – warknęła, zbierając swoje rzeczy. Dziewczyna opuściła Wielką Salą, zmierzając prosto w stronę toalet. Ostatnio była w rozsypce i nie miała nikogo kto pomógłby jej się pozbierać. Mimo wszystko była sama. 



– Więc zrobimy trening dziś wieczorem, boisko zawsze jest dobrze oświetlone, a śnieg przestał padać – gorączkował się Harry. Ginny tylko pokręciła głową. 

– Nie zbierzesz całej drużyny tak nagle, ludzie mają swoje plany. 

– Quidditch powinien być w tym miesiącu ich priorytetem, poza tym… Ślizgoni trenują kilka razy w tygodniu, nie możemy się ograniczyć tylko do sobót, poza tym w ten weekend jest wyjście do Hogsmeade, na pewną nie przyjdą na trening. – Ginevra westchnęła, ale w końcu zgodziła się z Harrym. Spekulacje na temat Quidditcha trwałyby w najlepsze, ale przyleciała sowia poczta. Harry jak zwykle dostała kilka liścików od fanklubu, ale zupełnie nie zwracał już na nie uwagi, właściwie nawet ich nie otwierał. Hermiona pobieżnie przejrzała Proroka Codziennego, a Ginny ze skwaszoną miną otworzyła list od Pani Wealsey. Molly na całą stronę rozpisała się o jej okropnych stopniach z transmutacji. Jedynie Ron był zafascynowany grubą bordową kopertą, którą otrzymał. Nie był to zwykły list, koperta była na to za dużo i zbyt ciężka. Poza tym ozdobiono ją złotymi literami. Cała czwórka z ciekawością przyglądała się chłopakowi, gdy otwierał list. 

– Co to może być? – mruknęła bardziej do siebie Ginny, bo nie przychodziło jej nic konkretnego do głowy. Ron tylko pokręcił głowa, otwierając kopertę. Ze środka wypadły dwa bilety, wypisane na pozłacanym papierze i osobny list. Ron i Harry nachyleni nad pergaminem przebiegli wzrokiem kilka linijek tekstu. 

– To zaproszenie na lot zaczarowanym dywanem i bilet dla mnie i Astorii – wyjaśnił rudzielec, nie wiedząc co myśleć. Miał mieszane uczucia, nie tyle do samej atrakcji, ile względem Ślizgonki. Wciąż bolało go, że zwróciła na niego uwagę tylko, aby dostać się do Harry’ego. Ron miał kompleks na tym punkcie, wciąż podświadomie czuł się gorszy od Pottera, a Astoria tylko utwierdziła go w tym przekonaniu, posługując się nim jak narzędziem. Weasley westchnął i włożył bilety i list do koperty. 

– I co z tym zrobisz? – zapytała Ginny, dolewając sobie kawy. Jej brat tylko wzruszył ramionami, niechętny, żeby w ogóle się tym zajmować. 

– Jeszcze nie wiem, sam lot byłby niezły, ale jeśli muszę zabrać Greengrass to średnio mi się to uśmiecha. 

– Właściwie wcale nie musi z tobą lecieć – powiedziała cicho Hermiona, unikając wzroku Rona. Ginny szturchnęła ją ramieniem. Nie była ślepa, doskonale widziała, że jej brat czuje coś do Ślizgonki. Na balu nie dało się tego nie zauważyć, Ginevra nie zamierzała im niczego ułatwiać, ale też nie chciała, żeby Hermiona mieszała Ronaldowi w głowie. 

– Dobra, chodźcie na zajęcia, Ron masz czas, żeby to przemyśleć – powiedział Potter, mrugając do Ginny. Gryfoni pozbierali się ze swoich miejsc i rozeszli po Hogwarcie. Harry i Hermiona ruszyli na eliksiry, a Ginny powlokła się na przeklętą transmutację z McGonagall. 



Astoria Greengress wyszła właśnie z toalety na drugim piętrze, musiała upewnić się, że Puchon, który na nią wpadł nie rozmazał jej makijażu, ani nie zniszczył fryzury. Czarownica dbała o swój wygląd może nazbyt przesadnie, ale od małego była uczona, że to jej najlepsza broń. Lepsza niż zaklęcia czy uroki. Rozejrzała się po korytarzu, próbując wyłowić w tłumie Daphne, ale jej siostry nigdzie nie było. Chcąc nie chcąc samotnie powlokła się do lochów na lekcje eliksirów. Już miała zejść po schodach, kiedy ktoś pociągnął ją za rękaw szaty. Blondynka odwróciła się z prędkością światła, wpadając na Rona. Ich twarze dzieliły milimetry, a właściwie koniec jego brody od jej czoła, bo Weasley był nieprzeciętnie wysoki. Odskoczyli od siebie jak oparzeni. Ronald musiał przyznać, że Astoria przepięknie pachniała. Pociągnął ją za sobą w jeden z korytarzy, aby zapewnić sobie trochę prywatności. W końcu przystanął i puścił jej ramię. Dziewczyna syknęła, rozmasowując obolały nadgarstek. 

– Przepraszam – mruknął Ron, widząc to. Ślizgonka rzuciła mu lodowate spojrzenie, ale zanim zdążyła coś powiedzieć Gryfon wcisnął jej dużą kopertę.  

– Otwórz – polecił, chowając ręce do kieszeni. Był ciekaw jak zareaguje. Astoria przeczytała krótką notkę i wyjęła z koperty złote bilety. Oba były imienie wypisane. 

– Co chcesz z tym zrobić? – zapytała, podnosząc wzrok. Gryfon wyjął ręce z kieszeni, obserwując blondynkę, nie mógł uwierzyć, że można być tak pięknym. Ślizgonka przywodziła na myśl podopieczne Madame Maximie, jednak był w niej coś wyjątkowego. 

– Pytanie brzmi, co MY zamierzamy z tym zrobić – odpowiedział. Astoria jeszcze raz przyjrzała się biletom. 

– Fajnie by było lecieć, to znaczy… Niektórzy przez całe życie nie mają okazji polecieć dywanem. Na świecie jest tylko kilka sztuk i może… – zawahała się, przyglądając się Ronowi, ale nie mogła odgadnąć co mu chodzi po głowie. – Wiem, że moje towarzystwo nie jest tym wymarzonym, ale…

– Oh, zamknij się – przerwał jej Gryfon, wywracając oczami. – Ja też chcę lecieć, pytanie tylko jak wymkniemy się z Zamku. To już w tą sobotę. – Dziewczyna zerknęła na daty, faktycznie, mieli się stawić przed luksusowym sklepem z magicznymi środkami transportu o czwartej popołudniu w nadchodząca sobotę. 

– Będziemy potrzebować czyjejś pomocy – powiedziała Ślizgonka, oddając mu bilety. Ron przytaknął. – Pogadam z Pansy i Baisem, może się zgodzą nas kryć. 

– Jeśli ktoś ma nam pomóc to prędzej Harry i Hermiona. 

– Jakoś wątpię, żeby byli chętni do pomocy Ślizgonce… 

– Tak samo Zabini nie będzie chętny, żeby kryć mnie. 

– Więc pogadajmy z nimi wszystkimi i zobaczymy kto miał rację. – Blondynka skrzyżowała ręce na piersiach. 

– Dobra – powiedział Ron, powtarzając jej ruchu. 

– DOBRA – Mierzyli się wzrokiem jeszcze przez chwilę, ale później oboje ruszyli do klasy. Chcąc nie chcąc, szli w tym samym kierunku. 

***

Tego samego dnia wieczorem, Harry Potter zebrał prawie całą gryfońską drużynę na boisku. Pogoda wcale ich nie rozpieszczała, ale kapitan miał to gdzieś. Od nowego roku był skupiony na treningach jak nigdy. Powiódł wzrokiem po zgromadzonych i z przerażaniem odkrył, że nigdzie nie ma jego najlepszej ścigającej. Ginny Weasley była nieobecna. Harry zapytał o to Rona, który wciąż pomagał przy treningach, ale jego przyjaciel tylko bezradnie rozłożył ręce. Nie miał pojęcia gdzie podziewała się jego siostra. W pierwszej chwili Potter był wściekły, ale z czasem skupił się na treningu. Z aprobatom odkrył, że bez Ginny wcale nie są tacy fatalni, choć wiedział, że bez niej nie pokonają Ślizgonów. Na myśl o domie Salazara, Harry obejrzał się na trybuny, skąd obserwowała go Pansy Parkinson. Właściwie bardziej była skupiona na podręczniku do zielarstwa niż na ich treningu, ale lubiła wspierać Harry’ego we wszystkim co robił. Pomachała mu, widząc, że zwrócił na nią uwagę. Kiedy podleciał na miotle bliżej trybun, tłuczek uderzył go w ramię. Jeden z pałkarzy wyszczerzył się do niego i nie był to przyjazny uśmiech. 

– Ej, co to, do kurwy, było, Wricke?! – wydarł się Ron, zostawiając pętle bez obrońcy. Harry’emu nic się nie stało, ale oberwanie tłuczkiem zawsze było nieprzyjemne. Pałkarz podfrunął do jednego ze ścigających, żeby zbić piątkę. Harry wiedział co się święci, już na wcześniejszych treningach Wricke i Hopkins  sprawiali problemy. Potter nie przeczył, że byli dobrymi graczami, ale brakowało im pokory i doświadczenia. Mimo to Andrew Hopkins podważał jego decyzje na niemal każdym treningu, a nowy pałkarz wtórował mu na każdym kroku. 

– Ta wiedźma spiskuje z Potterem, chcą pozbawić nas wygranej – wydarł się z odpowiedzi Wrickle, wskazując na Parkinson. 

– Wszyscy na dół – wrzasnął Harry. Jego drużyna posłusznie wylądowała na boisku, konflikt był nieunikniony. Hopkins wylądował tuż przez Harrym, rzucając mu wściekłe spojrzenia. 

– Jeśli masz jakiś problem Hopkins, to powiedz mi to teraz, bo nie mamy czasu na taką dziecinadę – warknął Wybraniec, zaciskając rękę na trzonku miotły. Andrew parsknął. 

– Nie jesteś naszym kapitanem – powiedział, stojący za Hopkinsem pałkarz - James Wricke. Ron trzepnął go otwartą ręką w głowę. 

– Zamknij się – rzucił rudzielec. 

– Nie, w porządku Ron, pozwól im mówić. – Harry skrzyżował ręce na piersiach. Pierwszy raz ktoś podważył jego pozycję, czuł się dziwnie, ale jednocześnie wiedział, że każdy konflikt należy przedyskutować. Hopkins podjął przerwany przez Wrickle’a wątek: 

– Nie jesteś naszym kapitanem, spiskujesz ze Ślizgonimi i przyprowadzasz na treningi tę żmiję, żeby przekazała wszystko Zabiniemu. Nie ufamy ci Potter odkąd się z nią spotykasz. 

– Posłuchaj no, Hopkins… – zaczął Ron, ale Harry uciszył go gestem dłoni. 

– Rozumiem wasz punk widzenia, nie rozumiem waszych wątpliwości, ale obgadajmy to. Pansy jest moją dziewczyna i czym wam to się podoba czy nie, będę spędzał z nią czas, natomiast to nie znaczy, że sprzedam wszystko na co tak ciężko pracowaliśmy. Nie wiem, czy zauważyliście, ale robię wszystko, żebyśmy byli gotowi na mecz ze Slytherinem, a ten puchar jest dla mnie tak samo ważny jak dla was. Nie sądziłem, że muszę udowadniać wam moją lojalność wobec tej drużyny. 

– Dlaczego przyprowadzasz ją na treningi? – wyrwało się jednej ze ścigających. Harry zaczynał rozumieć, że Hopkins przekonał do swoich racji całą drużynę. 

– Wszyscy macie partnerów spoza swoich domów Jasmine, nie rozumiem dlaczego do Harry’ego macie problem. On trzyma tą drużynę, jeśli chcecie zmiany kapitana dwa tygodnie przed naważniejszym meczem sezonu to wszyscy zwariowaliście! – powiedział Ronald. 

***



W Hogwarcie zawsze tyle się działo, że sytuacje, takie jak ta stawały się codziennością. I choć rozłożona na części pierwsze wywoływała by obłęd i zaszokowanie, to ukryta pomiędzy wszystkie inne anomalia i szkolne dramaty, przechodziła prawie bez echa. Nauczyciele oczywiście przyglądali się temu wszystkiemu z dozą zainteresowania, ale jednocześni mieszanki dumy i rozbawienia. Hermiona, Ron i Ginny opuścili Wielką Salę, zmierzając ku Wieży Gryffindoru, w końcu mogli odetchnąć po skończonych lekcjach, tydzień powoli dobiegał końca i młodzież coraz częściej myślała o nadchodzącym weekendzie. Dodatkową atrakcją umilająca całą wizję, było wyjście do Hogsmesade. Nic więc dziwnego, że cały zamek wyczekiwał upragnionej soboty. Do trójki Gryfonów nagle podbiegła Pansy Parkinson, a za nią ja cień podążał Zabini. Uśmiechnęła się do Hermiony i ją zatrzymała, więc chcąc nie chcąc Ginny i Ron też przystanęli. 

– Cześć wam, zastanawiałam się, czy nie widzieliście Harry’ego? – padło z ust Ślizgonki. Blaise skinął tylko Ginny zamiast przywitania, zupełnie ignorując paplaninę Pansy. Hermiona zmarszczyła brwi. 

– Myślałam, że jest z tobą, nie mam pojęcia gdzie się podziewa – powiedziała Hermiona. Ron wyjął ręce z kieszeni. 

– Wiecie co, jestem prawie pewny, że mówił coś o bibliotece – wtrącił rudzielec. 

– Nieee, to Hermiona mówiła o bibliotece, przecież Harry nawet nie jadł z nami obiadu – dodała Ginny.

– Bo jadł z nami – dopowiedział Blaise, zerkając sugestywnie na Pansy. Ślizgonka szturchnęła go ramieniem rozbawiona. Cała piątka stała po środku korytarza, torując wyjście ze wschodniego skrzydła. Wyglądali dość osobliwie, gdy nie skakali sobie do gardeł. 

– Wydaje mi się, że i tak wróci niedługo do pokoju wspólnego – powiedział w końcu Ron. Pansy westchnęła. 

– Liczyłam, że jeszcze go złapię zanim na dobre zniknie po drugiej stronie zamku. 

– Jeśli chcesz to chodź z nami, poczekasz chwilkę – zaproponowała Hermiona, nie widząc lepszego rozwiązania. Oczywiście mogliby posłużyć się mapą Huncwotów, tylko to właśnie Harry nosił ją zazwyczaj przy sobie. 

– Albo zostaw mu notatkę, Granger na pewno mu przekaże – rzucił Blaise, krzyżując ręce na piersi. Hermiona przytaknęła. 

– Chyba po prostu przejdę się do biblioteki – powiedziała Pansy trochę zawiedziona. – Dzięki – rzuciła jeszcze, zanim wyminęła Gryfonów. 

– Poczekaj, pójdę z tobą, bo i tak mam zadane z transmutacji – zatrzymała ją Ginny. Zabini nie mógł przepuścić okazji, aby nie pobyć trochę z Weasley. 

– To ja też idę, może wpadniemy na Draco. 

– Nie szedł do dormitorium? Właściwie to ma moje notatki, a chciałam podrzucić je Ginny – odezwała się Hermiona. Miała z Malfoyem jeszcze kilka spraw do obgadania. Cała czwórka stała teraz niezręcznie w jednej lini na przeciwko Ronalda. Rudzielec tylko wywrócił oczami, nie kryjąc rozbawienia.  

– To ja wracam do pokoju wspólnego, spotkamy się później Miona. Ginny jak znowu zawalisz transmutację to matka mnie ukatrupi, weź te notatki Malfoya i przepisz ze dwa razy. 

– Ja w sumie już prawie skończyłem ten esej to mogę dać ci spisać – wzruszył ramionami Zabini, mając z tyłu głowy, że nawet nie zaczął. 

– Nie rozleniwiaj mi siostry – mruknął nadal rozbawiony Ron, na co Zabini parsknął. 

– Przepraszam bardzo, ale to chyba nie wasza sprawa jak zrobię swoje zadanie, a nawet jeśli miałabym je od kogoś spisać, to prędzej od Neville’a. McGonagall nie uwierzy, że napisałabym coś na więcej niż zadowalający. 

– To zacznij spisywać ode mnie, bo ostatnio się na mnie uwzięła – mruknęła posępnie Parkinson. 

– Słyszałeś Ron? Tyle opcji, a ty przez sześć lat zrzynałeś ode mnie – udała oburzenie Hermiona. Ginny parsknęła śmiechem, wdzięczna przyjaciółce za zmianę tematu. Transmutacja była jej piętą Achillesa i choć to nie było dla nikogo tajemnicą, Ginny nie lubiła tego tematu. 

– Oh wcale nie, to Harry od ciebie spisywał, a ja od niego dopiero podczas lekcji – odgryzł się Ron i teraz to Pansy parsknęła śmiechem. – W każdym razie, złapiemy się później – dokończył Rudzielec i już chciał odwrócić się na pięcie, kiedy to Astoria złapała jego przegub i pociągła go znów w stronę odchodzących Hermiony, Ginny, Pansy i Zabiniego. Co dziwniejsze tuż za Astorią podążali Potter i Malfoy. Oboje z niezbyt zadowolonymi minami. Teraz, całą siódemką robili z siebie jeszcze większe widowisko. Astoria uśmiechnęła się do zatrzymanej czwórki. 

– Mamy małą prośbę z Ronem, tamta dwójka – obejrzała się w stronę Harry’ego i Draco – już wiedzą i chcąc nie chcąc, chyba się zgodzili. 

– Na nic się nie godziłem Greengrass – powiedział marudnie Malfoy, na co blondynka tylko machnęła ręką. 

– To rozumiem, że Harry, ty się zgodziłeś? – Ciemnowłosa Ślizgonka uniosła jedną brew, krzyżując ręce na piersi. 

– Spokojnie Pansy, ty też się zgodzisz, albo przynajmniej powinnaś jako moja przyjaciółka… 

– Od kiedy się przyjaźnimy?? 

– Od ósmego roku życia, frajerko. Dobra, sprawa jest błacha, ale w sumie co wam zależy – zwróciła się też do Blaise’a i Hermiony. 

– Pamiętacie te wspaniałą imprezę w sylwestra? – zaczęła tłumaczyć blondynka, ale Ron jej przerwał:

– Będziemy o tym gadać tutaj? – Dziewczyny rozejrzały się po przepełnionym korytarzu, który i tak już za długo blokowali. 

– To gdzie? – zapytała go Astoria. 

– I tak mieliśmy iść do biblioteki – przypomniała Ginny, ale Ron pokręcił głową. 

– Prince od razu nas wywali, nie ma sensu nawet się fatygować. 

– No to pokój wspólny – rzuciła Hermiona. 

– Taaa, bo trójka Ślizgonów w wieży Gryffindoru na pewno nie będzie obiektem zainteresowań, i na pewno zapewni trochę prywatności – prychnął Draco. 

– My w lochach, to też średni pomysł – zgodził się Potter, zanim zorientował się co robi. Hermiona zrobiła tą charakterystyczną minę i już wszyscy wiedzieli, że ciężko nad czymś myśli. 

– Wiecie co, chodźmy po prostu do mnie, nawet jeśli Michael będzie u siebie to spokojnie możemy wyrzucić go do biblioteki – zaproponował w końcu Ronald i wszyscy na to przystanęli. Byli zaciekawieni, co takiego mogli razem wymyślić Ron z Astorią, a poza tym chcieli jeszcze chwilę odpocząć zanim znów wrócą do podręczników. Ruszyli w stronę czwartego piętra, przekomarzając się między sobą. Gdy McGonagall zobaczyła ten pochód to dosłownie wpadła w jednego z zamkowych duchów, a tuż za nią zatrzymał się profesor Slughorn. Wymienili tylko zdziwione spojrzenia, ale zostawili to bez komentarza. Oboje byli zadowoleni, że w kontaktach między uczniami nastała pewna odwilż, jeśli z drugiej bitwy o Hogwart wyniknęło coś dobrego to zdecydowanie solidarność i poczucie jedności w uczniach zamku. Oczywiście wciąż jeszcze podtrzymywano stare konflikty, jednak nie na taką jak wcześniej skalę. 


Ron wypowiedział hasło, a portret rycerza odsłonił przejście do pokoju prefektów naczelnych. Postać z obrazu była odrobinę zdziwiona, widząc ten mały tłum, ale jednocześnie szybko się zorientowała, że widzi twarze, które już dobrze znała. Rycerz podkręcił sobie wąsa, puszczając oczko do Hermiony. Młodzież rozsiadła się w salonie, Ron upewnił się, że Michaela nie ma w jego sypialni, a później podszedł do barku, otwierając go na oścież. 

– Słuchajcie niewiele się ostało, ale mamy po piwie kremowym i jakieś słodkie wino pigwowe – zwrócił się do pozostałych, a Pansy od razu wstała, żeby przynieść jakieś kieliszki. Postawiła szkło na stole, tuż obok napojów, które Ron przelewitował z barku na stół. Zabini odczarował dotąd zamknięte wino i zaczął nalewać do kieliszków. Pierwszy z nich podał Parkinson, zanim nalał kolejny zerknął na Ginny i Hermione. Nie wyglądały na przekonane. 

– Pigwowe jest bardzo słabe, to praktycznie sam sok, nie panikuj Granger – rzucił Draco, wywracając oczami. Blaise rozlał napój do pozostałych kieliszków, podając je dziewczynom. W tym czasie panowie otworzyli sobie po piwie. 

– Więc co to za ważna sprawa? – ponagliła Givera, bo gdy wszyscy na dobre się rozsiedli to trudno było z powrotem skierować rozmowę na właściwie tory. Astoria, siedząca na oparciu fotela Rona, popatrzała po zebranych. Naprawdę wyglądali dziwacznie. Szczególnie Potter z Pansy, którzy trzymali się za ręce i Draco stojący tuż za siedzącą na kanapie Hermioną, opierający się na przedramionach o kanapę. Blondynka była pewna, że przez chwilę nawet trzymał rękę na ramieniu Granger. 

– Wracając do sylwestra, wiem, że wszyscy byliście dość zajęci sobą na wzajem – sugestywnie spojrzała na Malfoya i Granger. – Ale w międzyczasie Ron wygrał konkurs zaklęć i fajnie by było, gdybyśmy mogli skorzystać z wygranej – pokrótce wprowadziła panna Greengrass. 

– Wygraliśmy ten lot czarodziejskim dywanem, sami wiecie jak dobrze to brzmi, tylko wiadomo McGonagall nas nie wypuści od tak z zamku. 

– Czyli co? Mamy was kryć? – zapytał Blaise, zerkając na znudzonego Malfoya. Nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciel zgodził się na coś takiego. Nie będą mieli z tego nic dla siebie, a Astoria, no cóż, technicznie się nie przyjaźnili, i Zabini nie rozumiał dlaczego miałby chcieć jej pomóc. 

– Jesteście naszymi przyjaciółmi, poza tym przy opuszczeniu zamku wtedy poszło nam świetnie. Nie powinno być trudno tym razem – kontynuowała Astoria, ale trochę mniej pewnie, bo wcale nie spotkała się z przychylnymi minami. Pierwsza zreflektowała się Ginny. 

– Jeśli wam zależy to czemu nie, to nie powinno wymagać niewiadomo jakich czarów. 

– Dokładnie – podchwyciła Hermiona – wymyślimy coś razem. 

– No nie wiem – mruknął Zabini, świdrując wzrokiem Malfoya. Liczył, że jego przyjaciel zareaguje i wyplącze ich jakoś z tej sytuacji. Nie uśmiechało mu się spędzanie całego popołudnia w takim towarzystwie, miał ważniejsze rzeczy do roboty, jak choćby podrywanie piątoklasistek. Malfoy wyczuł spojrzenie przyjaciela, było mu w właściwie obojętne jak spędzi popołudnie, byle by Granger była zadowolona, toteż nie powiedział nic. 

– Daj spokój Blaise, nie masz nic lepszego do roboty – powiedziała Pansy, widząc niezadowolenie Ślizgona. 

– Poza tym pomysł z sylwestrem był twój, i nie wmawiaj nam, że nie bawiłeś się świetnie – rzuciła Ginny, odwracając się w stronę nieprzekonanego chłopaka. Blaise tylko wywrócił oczami. 

– Nie tak świetnie jak ty, gdy zniknęłaś z tym gitarzystą – odgryzł się Zabini. Ginny policzki poczerwieniały. 

– Z kim?! – Ronowi zapaliła się czerwona lampka, jak bardzo Ginny by nie była dorosła, on wciąż pozostawał jej starszym bratem, a co za tym idzie - reagował nadopiekuńczo, gdy w grę wchodziły kontakty z płcią przeciwną. 

– Och nie teraz Ron – Ginevra wywróciła oczami. Do tej pory nawet nie pomyślała o gitarzyście, rozumiała, że Zabinim kieruje zwykła zazdrość, poza tym uwielbiał jej dokuczać. 

– Kochani, odbiegacie od tematu – zaświergotała Astoria. 

– Racja, ustalmy jakieś szczegóły – dodał Harry, chętny aby pomóc przyjacielowi. Relacja Rona ze Ślizgonką była bardzo niejasna, ale z doświadczenia Potter wiedział, że może wyniknąć z tego coś dobrego. Nawet jeśli Ronald zaklinał się, że szczerze nią gardzi po tym, co zrobiła. 

– Lot dywanem pokrywa się z wyjściem do Hodsmeade, tylko wszyscy muszą być w Zamku przed szóstą, a my z Astorią wrócimy pewnie koło północy – wyjaśnił Ron. 

– Więc wydostanie się z zamku nie jest problemem – podsumowała Pansy – A gdzie musicie się stawić? 

– Centrum Londynu, ale to też nie problem, bo złapiemy z Hogsmeade świstoklik – wyjaśnił rudzielec. 

– To czego od nas oczekujecie? – zapytał w końcu Malfoy. 

– Ktoś musi nas kryć dopóki nie wrócimy – wyjaśniła Astoria. Przez chwilę wszyscy zastanawiali się jak oszukać McGonagall, która z listą w ręku będzie sprawdzać czy wrócili wszyscy opuszczający zamek. Ginny już chciała coś powiedzieć, ale od pomieszenia wszedł Michael Corner. Krukon zaniemówił, widząc mieszankę Ślizgonów i Gryfonów spiskujących w salonie. Chłopak zmrużył podejrzliwie oczy. 

– Widzę, że przeszkodziłem – powiedział w końcu, krzyżując ręce na piersiach. Miał wrażenie, że przerwał coś ważnego, ale w głowie Michael miał tylko nadchodzący mecz Quidditcha. Powiódł wzrokiem po zgromadzonych i od razu dostrzegł kapitana Gryfnów, który trzymał za rękę tą paskudną Parkinson. Dodatkowo Blaise Zabini - naczelny pałkarz Slytherinu i Malfoy - szukający, również byli obecni. Krukonowi cała sprawa zaczynała śmierdzieć, tym bardziej, że już wcześniej doszły go słuchy, że Potter pozwala Parkinson obserwować treningi Gryfonów. 

– Nie przeszkodziłeś i tak się już zbieraliśmy – powiedział leniwie Ron, podnosząc się z fotela. Za jego przykładem reszta zrobiła to samo. Michael tylko pytająco uniósł brew, ale nic już więcej nie powiedział, znikając za drzwiami swojej sypialni. 

– Słuchajcie spotkajmy się jutro podczas długiej przerwy, wszyscy będą w Wielkiej Sali wtedy – zaproponowała Pansy, na co reszta przystanęła. 

– W sali od eliksirów – dodał jedynie Potter, a potem wszyscy rozeszli się po zamku, opuszczając czwarte piętro. 

***

Michael Corner wiedział, że nie może działać w pojedynkę. Dostał już swoją nauczkę zadzierając z Zabinim i nie uśmiechało mu się wracać do Świętego Munga na kolejne kilka tygodni. Jednak tym razem był mądrzejszy i zanim postanowił zdemaskować ten paskudny gryfońsko-ślizgoński spisek, zebrał odpowiednie wsparcie. Dwóch potężnie zbudowanych Krukonów podążało za nim niczym prywatni ochroniarze. Poza tym Corner wezwał dodatkowe posiłki, z którymi miał spotkać się pod salą od eliksirów. Andrew Hopkins już na nich czekał wraz z resztą gryfińskiej drożyny Qudditcha. Wszyscy byli zdeterminowani, aby przyłapać spiskowców na gorącym uczynku. W końcu Michael dotarł pod salę Slughorna, gdzie w niedalekiej odległości czekał jeden z gryfińskich ścigających. Hopkins nie był zdziwiony, gdy dziś rano usłyszał o spisku, Corner tylko potwierdził jego przypuszczenia. Potterowi nie można było ufać odkąd spotykał się z Parkinson, poza tym Andrew szczerze liczył na tytuł kapitana. Uważał, że Harry to stara szkoła a ich drużynie potrzeba nowego, świeżego spojrzenia. 

– Widziałem jak wchodzili do środka, cała ósemka. Jestem rozczarowany, że nawet Grager w tym uczestniczy, myślałem, że przynajmniej ona ma jakiś kręgosłup moralny – powiedział na przywitanie Hopkins, gdy Corner pojawił się w zasięgu jego głosu. 

– Ciszej, mogą nas usłyszeć – syknął Krukon. Od dawna szukał okazji, żeby się odegrać na Zabinim i teraz dostrzegł swoją szansę. Poza tym uważał, że to nie fair. Potter zamierzał sprzedać wygraną i to w imię czego? Michael miał wiele wad, ale z pewnością był praworządny. 

– Jak chcesz to rozegrać Hopkins? – zwrócił się w końcu do ścigającego. Reszta Gryfonów czekała w napięciu. Część z nich miała wątpliwości, co do domniemań Hopkinsa, ale za chwilę na własne oczy mieli zobaczyć ich kapitana spiskującego ze Ślizgonami.  

– Po prostu wkroczymy tam, mając różki w pogotowiu, jak wiadomo Ślizgani są nieobliczalni, a Potterowi to już chyba sodówka uderzyła do głowy – wyjaśnił Hopkins, a koniec jego różdżki wypuścił kilka złotawych iskier. Michael skinął. Oboje podeszli pod drzwi sali eliksirów. 

– Przydałoby się gumowe ucho Weasleyów… – mruknął Krukon, niezdolny do usłyszenia czegokolwiek przez grubę drewno. Hopkins pokręcił głową. 

– To na nic, musimy po prostu wziąć ich z zaskoczenia. 

Wszyscy zgodnie na to przystanęli i w końcu, z rozmachem ścigający Gryfonów z rozmachem otworzył drzwi wejściowe, wpadając z impetem do pomieszczenia. Za nim podążyła cała gryfońska drużyna i trójka Krukonów. Rozejrzeli się zdezorientowani. W sali znajdowali się co prawda Potter, Zabini i Malfoy, ale nigdzie nie było widać Parkinson czy Hermiony. Pod oknem stał Ron mierząc Hopkinsa morderczym spojrzeniem. Michael Corner roześmiał się widząc zaskoczenie na twarzy Harry’ego i Blaise’a. 

– Naprawdę myśleliście, że nikt się nie dowie? – zapytał z politowaniem Andrew Hopkins. Cała gryfońska drużyna mierzyła Pottera oskarżyciesbimi spojrzeniami. 

– Nie dowie się o czym? – zapytał znudzony Draco. – Poza tym nie celuj we mnie, jeśli nie chcesz stracić sprawności w rękach przed meczem. 

– O waszym spisku, Potter sprzedał własną drużynę – rozległ się głos pałkarza. 

– Że co zrobiłem?? – Harry wybauszył oczy. Spotkali się dziś z Malfoyem i Zabinim, aby omówić kwestie związane z Ronem i Astorią, nikt słowem się nie zająknął o Quidditchu. 

– Nie udawaj Potter, wszyscy wiemy, że nas sprzedałeś tym szumowinom! 

– Uważaj na słowa, Hopkins – odgryzł się Ronald. Wiedział, że to nie wygląda za dobrze. Już wcześniej Gryfoni mieli problem z Pansy, a teraz, przyłapując ich własnego kapitana podczas tajnego spotkania z członkami ślizgońskiej drużyny, no cóż, mogli wyciągnąć pewne wnioski. 

– To nie ma nic wspólnego z Quidditchem – powiedział Harry, starając się zachować spokój. 

– To niby z czym? Nie wmawiaj nam, że postanowiłeś się z nimi zakumplować przed najważniejszym meczem sezonu! 

– Wy macie coś z głową – Zabini parsknął śmiechem, nie mógł uwierzyć w to, co działo się na jego oczach. 

– Żądamy usunięcia cię jako kapitana – powiedział rzeczowo Hopkins, zwracając się bezpośrednio do Pottera.

– Zwariowaliście do reszty – mruknął Ron. – Jak możecie dokonywać takich zmian tuż przed meczem? Poza tym kto niby miałby zastąpić Harry’ego? Tylko nie mów, że ty, Hopkins, bo wezmę to za niesmaczny żart. 

– Przynajmniej nie sprzedałem własnej drużyny – odgryzł się szóstoklasista. I Ron i Harry widzieli, że reszta drużyny jest mu przychylna. 

– A właściwie to co ty tu robisz, Corner? – zapytał podejrzliwie Blaise. O ile rozumiał obawy Gryfonów, o tyle nie widział, żadnego logicznego wytłumaczenia dla obecności Krukonów. 

– Od następnego meczu zależy kto zagra z nami w finale, nie chcę żadnych przekrętów i ustawionych meczy – wyjaśnił Corner, nie patrząc na Zabiniego. 

– Wiecie co, wydaje mi się, że nic tu po mnie, załatwcie to między sobą – odezwał się Malfoy, kierując się do wyjścia. – Powodzenia Potter – rzucił wychodząc, konflikt Gryfonów zupełnie go nie interesował. Miał lepsze rzeczy do roboty, Blaise dołączył do niego. Chcieli znaleźć Pansy i Astorię, żeby powiedzieć im o odwołanym spotkaniu. Malfoy z tyłu głowy miał też Granger, która powinna o wszystkim wiedzieć. 

– Poszukaj Pansy i blondyny, a ja powiem o wszystkim Granger – rzucił Draco do przyjaciela i po chwili się rozdzielili. 



Kiedy Ślizgoni opuścili klasę Slughorna, Gryfoni niemal otoczyli Harry’ego czekając na wyjaśnienia. A właściwie nawet nie wyjaśnienia, bo nie chcieli wierzyć w ani jedno słowo swojego kapitana. Oni chcieli krwi, chcieli przyznania się do winy i chcieli, żeby Potter natychmiast oddał tytuł. 

– Czego od nas chcecie? – odezwał się w końcu Ron, mierząc wzrokiem Hopkinsa. Rudzielec wiedział, że to właśnie ścigający podburzał drużynę przeciwko Harry’emu. I może ich ostanie kontakty ze Slytherinem mogły wydać się niecodzienne to nikt w tej drużynie nie wpadłby samodzielenie na tą bajkę, którą rozpowiedział wszystkim Andrew. A Corner i reszta Krukonów tylko podsycali konflikt. 

– Chcemy natychmiastowej zmiany kapitana, a także zawieszenia Pottera. McGonagall powinna o tym usłyszeć, to wbrew wszystkim zasadom Gryffindoru. Ale wy – tu Hopkins spojrzał wymownie również na Rona – chyba zapomnieliście co to znaczy być Gryfonem. 

– Ubzdurałeś coś sobie, a co gorsza wszyscy w to uwierzyli. Nie zamieniłem ani z Malfoyem ani z Zabinim ani jednego słowa w sprawie Quidditcha – powiedział Harry. Gryfoni zaczęli szeptać między sobą, trudno im było uwierzyć w zdradę Pottera, ale wydawało im się, że mają niezbite dowody. 

– Oh, nie z Malfoyem?  To może Pansy Parkinson została powierniczką twoich sekretów – rzucił kpiąco jeden z pałkarzy. 

– Nie, Pansy jest ostatnią osobą, którą interesowałby Quidditch. Nie wierzę, że tak po prostu uwierzyliście we wszystko, co mówi Andrew. 

– Twoje kontakty ze Slytherinem są podejrzane, Harry – odezwała się nieśmiała szukająca, Jasmine. Potter pokręcił głową. 

– Zapewniam was, że to nie ma nic wspólnego z Quidditchem. 

– Jak mamy ci wierzyć? Spędzasz z nimi naprawdę dużo czasu, wczoraj Michael przyłapał was na wspólnym spiskowaniu – odezwał się obrońca. 

– Jeśli nie Quidditch, to o czym tak zawzięcie dyskutowaliście? – dopytywała Jasmine. Ron i Harry wymienili znaczące spojrzenia. Byli postawieni pod ścianą. 

– Nie musimy wam się spowiadać ze wszystkiego, co robimy w wolnym czasie – powiedział Weasley, jednak nie podziałało to zbyt dobrze. Hopkins szybko odbił piłeczkę: 

– Jeśli nie potraficie się wytłumaczyć to nie widzę innego wyjścia, musimy usunąć was z drużyny. 

– To niesprawiedliwe, nie macie żadnych dowodów. A nie macie ich, bo nie robiliśmy nic złego – podjął Harry, ale czuł, że jest na przegranej pozycji. 

– W takim razie zaprzestańcie jakichkolwiek kontaktów ze Ślizgonami aż do nadchodzącego meczu – rzuciła Jasmine, a część drużyny jej zawtórowała. To nie do końca pokrywało się z planem Andrew, ale Potter dostrzegł swoją szansę. 

– Na czym by to miało polegać? – zapytał podejrzliwie Ron. 

– Aż do dnia meczu, to jest przez kolejne dwa tygodnie, oboje macie zakaz rozmawiania i kontaktowania się w jakikolwiek sposób ze Slyherinem. Jeśli choćby się do nich odezwiecie wylatujecie z drużyny i powiemy o wszystkim McGonagall, będziemy też chcieli waszego zawieszenia. – Harry i Ron znów wymienili spojrzenia, to nie brzmiało dobrze, ale wydawało się, że to ich jedyna szansa. Choć byli zupełnie niewinni nie sposób było udowodnić ich racji. 

– Podajcie nam Verita Serum i zapytajcie o mecz, o Ślizgonów, bez całej tej szopki – rzucił odważnie Ronald. Po sali przeszedł szmer, ale Hopkins już kręcił głową. 

– I co nam po tym? Nawet jeśli dotychczas nie przekazaliście najważniejszych informacji, możecie to zrobić zaraz po tym, jak użyjemy serum. Poza tym niby skąd mielibyśmy je wziąć? Osobiście wywaliłbym was od razu, ale jeśli reszta drużyny przystanie po pomysł Jasmine to dlaczego nie. 

– Skąd będziecie mieć pewność, że nie skontaktujemy się ze Ślizgonami? – zapytał Potter. 

– Proste, oboje złożycie wieczystą przysięgę. 


W sali zapanowała kompletna cisza po słowach Cornera. Gryfoni nie sądzili, że sprawa zrobi się tak poważna. Takiej przysięgi nie dało się cofnąć, a kto ją złamał, natychmiast umierał. Harry nigdy nie przypuszczał, że będzie zmuszony do takiej przysięgi w tak błahej sprawie. Ron nerwowo przełknął ślinę. 

– To przesada, taka przysięga to nie byle co, wymyślimy coś lepszego – odezwała się Jasmine, nie tylko ją pomysł przerastał. Michael tylko wzruszył ramionami, chciał dodać trochę dramaturgi, ale jak zwykle nikt nie docenił jego fantastycznego pomysłu. Hopkins również pokręcił głową. 

– Trochę cię poniosło Corner, nikt nie będzie umierał za mecz Quidditcha. 

– Więc co proponujecie? – odezwał się Krukon – Ta dwójka to najwięksi kombinatorzy i z pewnością będą mieli Granger do pomocy, czego byście nie zrobili to was oszukają. 

– Nie jeśli nie odstąpimy ich na krok, cały czas ktoś z drużyny będzie was obserwował, dzień i noc, zrobimy grafik. Jakakolwiek próba kontaktu ze Ślizgonami skończy się konsekwencjami, o których mówił Andrew. 

– Stoi – powiedział Harry. Nie było już odwrotu. 

– Od teraz zero spotkań z Parkinson – powiedział Hopkins. 

– Mogę jej chociaż wyjaśnić co się dzieje? 

– Nie, z e r o kontaktu. Przegracie szybciej niż myślicie.

– Zobaczymy – odgryzł się Ron. Wiedział, że teraz jego lot dywanem z Astorią stanął pod wielkim znakiem zapytania. Wyjście z nią z zamku będzie niemal niemożliwe. Ani Potter ani Weasley nie spodziewali się konsekwencji, które ich spotkają. 







Komentarze

Popularne posty