Rozdział 68 część 2
Wpadłam tylko powiedzieć, że to rozdział dla
Marcelki, Kate Avicii oraz Susannah Hermiony Malfoy.
Miłej lektury :)
~Pani M.
~Pani M.
Rozdział 68 część 2 - O północy w Paryżu Londynie?!
Zrezygnowana czwórka nastolatków w wyjściowych szatach
siedziała na kanapie w pomieszczeniu, które miało przypominać salon. Milczeli przez większość czasu, nie widząc
potrzeby, aby ze sobą porozmawiać. Byli gotowi niespełna po dwudziestu minutach
od zniknięcia dziewczyn.
– Jak tak dalej pójdzie, to będziemy opijać szampanem
Wielkanoc – mruknął Zabini i wstał z kanapy, aby rozprostować kości. Jego żarty
przestały bawić pozostałą trójkę jakąś godzinę temu, więc nikt się nie zaśmiał.
– Ile może trwać zakładanie sukienki? – retorycznie zapytał
Ronald, załamując ręce. Harry westchnął, spuszczając głowę. Właściwie był
trochę ciekaw, co założy Pansy, bo na balu w Beauxbatons wyglądała zjawiskowo.
Okularnik wrócił myślami do tamtej chwili. Pamiętał to dziwne uczucie w
brzuchu, gdy ją zobaczył.
– Chyba coś słyszałem – oświadczył nagle Zabini, prostując
się jak struna. Pozostała trójka poderwała się z kanapy i ustawili się w linii,
obok Blaise’a. Cztery pary oczu uważnie obserwowały korytarz, na końcu którego
ktoś otworzył drzwi. Zamarli w oczekiwaniu, a w powietrzu dało się wyczuć
słodką mieszankę różnych rodzajów perfum.
Pochód otwierały siostry Greengrass. Astoria w czerwonej,
długiej do ziemi sukni, a zaraz za nią Daphne. Ubrana w bardzo dziewczęcą,
łososiową sukienkę. Wszyscy milczeli, ale słowa były zbędę. Odebrało im mowę.
Blondynka posłała wyzywające spojrzenie Ronaldowi, któremu nagle zaschło w
ustach. Zaraz za nimi pojawiła się Ginny, nerwowo wygładzając sukienkę. Nie
była świadoma wymierzonych w nią spojrzeń, dopóki nie podniosła głowy.
Zostawiła w spokoju kryształowy pas, który odcinał ją w tali. Niemal wrosła w
ziemię, gdy napotkała spojrzenie Zabiniego. Gwałtownie wciągnęła powietrze
nosem i odwróciła wzrok. Nie była na to gotowa, jeszcze nie. Zerknęła przez
ramię, upewniając się, że Hermiona i Pansy idą za nią. W końcu się pojawiły,
idąc pod ramię. Zapewne Parkinson ratowała Hermionę przed upadkiem. Panna
Granger miała problem nawet z niewysokimi obcasami. Harry natychmiastowo
znalazł się u boku swojej dziewczyny. Astoria z ulgą przyjęła fakt, że jej
koleżanka mimo wysokich butów, wciąż jest niższa od Pottera. Wszyscy stali,
gapiąc się na siebie w osłupieniu, bo męska część towarzystwa w wyjściowych
szatach również prezentowała się znakomicie. Starsza z sióstr Greengrass
odchrząknęła, a gdy nikt nie zareagował, postanowiła przejąć inicjatywę.
Zwróciła się do Blaise’a, który bez skrępowania chłonął wzrokiem odsłonięty
dekolt panny Weaslay.
– Skoro już wszyscy są wystrojeni jak Stróż w Boże Ciało, to
może w końcu się dowiemy, gdzie nas zabierasz, Blaise?
– Hmm? – Ciemnowłosy Ślizgon przeniósł swój wzrok na twarz
Astorii.
– Pytałam, dokąd nas zabierasz, bo przecież ty zaplanowałeś
całą imprezę. – Zapadła chwilowa cisza, a coraz więcej spojrzeń skupiało się na
osobie Blaise’a. – Coś zaplanowałeś,
prawda? – Z ust Astorii, pokrytych czerwoną pomadką, zniknął uśmiech. Zaczęła
się obawiać, czy aby na pewno Ślizgon „zadbał o wszystko” tak, jak zapewniała
ją w liście Pansy. Chłopak uśmiechnął się nonszalancko i sięgnął po torbę, w
której przyniósł swoją szatę wyjściową. Wyjął z niej dziesięć czarnych kopert.
Na każdej srebrnymi literami wypisano jeden wyraz: zaproszenie. Pierwszą
kopertę podał Astorii, dokładnie obserwując jej reakcje. Wstrzymał się z
rozdawaniem, nie chcąc przegapić tego, co miało zaraz nastąpić. Blondynka
sprawnie otworzyła kopertę i wysunęła z niej zaproszenie. Wypisano je na
kredowym papierze. Przebiegła wzrokiem dwie pierwsze linijki tekstu, a z jej
ust wydobyło się coś na kształt euforycznego pisku. Zatkała sobie usta dłonią,
podała zaproszenie Daphne i zaczęła wachlować się wolną dłonią.
– Nie wierzę! – wykrztusiła w końcu. – To jest niemożliwe,
jak, na wielkiego Salazara, zdobyłeś te zaproszenia?! – Daphne wpatrywała się w
tekst oczami wielkości spodków, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
– Powiedz, że nas tam zabierasz, że to nie jest żart! –
zażądała Astoria. Zabini roześmiał się tylko.
– To nie jest żart, As. To się dzieje naprawdę. – Ślizgonka
znów zapiszczała i rzuciła się na szyję Blaise’owi. Chłopak objął ją jedną
ręką, uśmiechając się do Ginny, ponad ramieniem blondynki. Rudowłosa nastolatka
podeszła do Daphne.
– Mogę? – zapytała, wyciągając rękę po zaproszenie.
Ślizgonka szybko przekazała je dalej. Ginevra zaczęła czytać.
„Oto jednorazowy bilet wstępu na najlepszą zabawę w twoim,
czarodziejskim życiu. Z „Cadmen
Assembly” nie wyjdziesz o własnych nogach. Mamy nadzieję, że to będzie
niezapomniany wieczór.
Zaproszenie na: Noc
sylwestrowa (31. XII. 1998) godzina 20:00”
Ginny doszła do wniosku, że organizatorzy całej zabawy byli
dość oszczędzeni w słowach, ale nie skomentowała tego, podając zaproszenie
Pansy i Harry’emu. Głupio było jej się przyznać, że nigdy nie słyszała o tym
całym „Cadmen Assembly”, choć wiedziała o istnieniu takiej dzielnicy w
Północnym Londynie jak „Cadmen”. Tyle, że to była mugolska dzielnica.
Odetchnęła z ulgą, widząc, że na Harrym zaproszenie również nie zrobiło
wielkiego wrażenia, choć Parkinson była wyraźnie podekscytowana. W końcu
koperta trafiła w ręce Rona, a Zabini przystąpił do rozdawania pozostałych
zaproszeń. Rudzielec również nie
kojarzył nazwy „Cadmen Assembly”, ale na ten jeden wieczór postanowił zaufać
Ślizgonom. Chwilę później Blaise stał z trzema dodatkowymi kopertami i
kompletnym zdezorientowaniem na twarzy. Powoli rozejrzał się po pomieszczeniu i
w końcu zapytał:
– Gdzie, na Salazara, jest Draco i Hermiona?!
*
Kilka minut wcześniej
Nie miał pojęcia, czego powinien się spodziewać. Siostry
Greengrass i nawet Weaslay wyglądały naprawdę dobrze w wyjściowych sukniach,
obwieszone biżuterią, ale czekał tylko na nią. Zerknął na Pottera, wiedząc, że
okularnik czuł to samo, może względem innej dziewczyny, ale zdecydowanie to
samo. Wszystko działo się w ułamkach sekund, choć Draco miał wrażenie, że czas
zwolnił. Spójrz na mnie. Prosił w
myślach, a kiedy najpierw zerknęła na Rona – poczuł zawód. Autentyczne ukłucie
w klatce piersiowej. Złość? Zazdrość? To ostatnie na pewno. Był następny, ale
kiedy Hermiona, w końcu, skrzyżowała z nim spojrzenia, z jej ust zniknął
uśmiech. Zmarszczyła delikatnie brwi i puściła ramię Pansy, którego była
uczepiona do tej pory. Podeszła do niego, ostrożnie stawiając każdy krok. Nie
potrafił wykrztusić słowa, a nawet jeśli – nie wiedział, co powinien
powiedzieć. Nie rozumiał, dlaczego miała tak zatroskaną minę. Chciał o to
zapytać, ale głos ugrzązł mu w gardle.
– Wszystko w porządku? – powiedziała cicho, nachylając się
do niego jeszcze bardziej. Wciągnął gwałtownie powietrze, nadal nie potrafił
się ruszyć. Widział w jej oczach strach i zupełnie tego nie rozumiał. Nagle
poczuł, jak jej drobna dłoń zaciska się na jego nadgarstku. Otworzył usta, żeby
coś powiedzieć, ale jego starania poszły na marne.
– Powiedz coś – niemal poprosiła, głos jej się łamał. Nie
rozumiał tego, nie rozumiał jej reakcji. Przez sekundę pomyślał o Blaisie,
Pansy i reszcie, ale chyba nikt nie zwracał na nich uwagi. Skupił wzrok na jej
bursztynowych tęczówkach. Chciał powiedzieć, że wygląda pięknie, ale w porę
ugryzł się w język. Nadal martwiła go jej zatroskana mina. Chwilę później
ciągnęła go w stronę pierwszego, pustego pomieszczenia. Chyba coś mówiła, ale
podziwiał jej odsłoniętą szyję, obojczyk, dekolt…
Otrzeźwił go dźwięk zamykanych drzwi. Pomachała mu ręką
przed twarzą, chwycił jej dłoń. Panna Granger odetchnęła z ulgą.
– Draco, słyszysz mnie? Możesz coś powiedzieć? To już się
zaczęło? – Wszystkie zadawane przez nią pytania uderzyły w niego niczym tajfun.
Zrozumiał. W końcu zrozumiał i się roześmiał. Ochryple, gardłowo. Wyrwała rękę
z jego uścisku i zrobiła krok w tył. Widział, że chyba była zła i wciąż trochę
wystraszona.
– Powiedz coś w końcu! – Podniosła głos, a na ustach Malfoya
pojawił się krzywy uśmiech.
– Ładnie wyglądasz, Granger. – Dziewczyna zaniemówiła, w
prawdzie już otwierała usta, żeby… Zamilkła. Przymknęła na chwilę oczy, żeby
pozbierać myśli. Nie rozumiała tego, co właśnie się stało. Dziwne zachowanie
Ślizgona wzięła za początek ataku, bała się, że każdy kolejny może być tym, po
którym Draco się nie obudzi. Otworzyła oczy, żeby zobaczyć, jak stał rozbawiony
niedaleko drzwi z rękami w kieszeniach. Wściekła się.
– Ty dupku, jak możesz udawać – Jej pięść spotkała się z ramieniem
blondyna. – Jak możesz udawać takie rzeczy. To nie jest zabawne! – Kolejny
cios, a potem nastąpiłby jeszcze jeden, ale Draco przytrzymał jej nadgarstki.
Zaczęła się szarpać, więc ją puścił. Popchnęła go jeszcze, a raczej próbowała,
bo chłopak nie drgnął i odeszła kilka kroków. Nerwowo gładziła złotą sukienkę.
– Co ty sobie pomyślałaś, Granger? – zapytał, a dobry humor
go nie opuszczał. Odwróciła się gwałtownie i znów podeszła do Ślizgona.
– Że to kolejny atak, że zaraz możesz zrobić sobie krzywdę,
że nie wytłumaczę tego przed McGonagall, że to będzie moja wina, bo cię nie
przypilnowałam, bo… – Przerwał jej:
– Nie jestem dzieckiem – warknął, poważniejąc. Zamilkli na
moment.
– Jeśli źle się poczujesz, powiesz mi, prawda? – zapytała,
przyglądając mu się uważnie. Nie odpowiedział, nie chciał kłamać. Choć raz nie
chciał jej okłamać.
– Jeśli coś jest nie tak, możemy wrócić do zamku, wiesz, że
od początku nie byłam za tą imprezą. Jeśli tylko coś… – Podszedł do zatroskanej dziewczyny i złapał
jej ręce.
– Wszystko jest w porządku, Granger. Naprawdę – zapewnił,
ale Hermiona wciąż przyglądała mu się badawczo. Mimo wszystko nigdy nie
wiedziała, kiedy kłamał.
– Powiedzmy, że ci wierzę, ale nigdy więcej tak nie żartuj –
powiedziała w końcu, puszczając jego ręce. Wciąż myślała o wszystkim, co stało
się w ciągu tych kilkunastu minut. Minęła Malfoya, kierując się do drzwi. Draco
nie mógł uwierzyć, że wzięła jego zachowanie za początek kolejnego ataku.
Parsknął cicho śmiechem, rozumiejąc, jak musiał wyglądać, kiedy ją zobaczył.
Odwróciła się gwałtownie, będąc tuż przy drzwiach.
– Tak cię to bawi? – zapytała, gniewnie mrużąc oczy. – Och
tak, wielce zabawna, naiwna idiotka, martwi się o twoje zdrowie! Boki zrywać!
– Uspokój się, Granger – powiedział, wywracając oczami. Ona zawsze wszystko wyolbrzymia.
Pomyślał. Gryfonka poczerwieniała i
wyszła z zaciemnionego pomieszczenia bez słowa. Malfoy ruszył za nią. Gdy tylko
pojawili się w korytarzu, zasypano ich pytaniami, na które żadne nie znało
odpowiedzi.
*
– Jeszcze raz, tylko wooolniej… – poprosił Blaise, drapiąc
się w okolicach potylicy. Malfoy westchnął po raz enty, on nie musiał się
nikomu tłumaczyć, natomiast Granger… No cóż, próbowała wyjaśnić, dlaczego
znikła na chwilę z Draco i wróciła cała czerwona na twarzy. Ślizgon wyglądał na
zadowolonego z siebie, a dodatkowo usatysfakcjonowały go mordercze spojrzenia
Rona, rzucane w jego kierunku.
– Ty nic nie powiesz? – zapytała go Pansy, dając na chwilę
spokój Hermionie. Blondyn z uśmiechem pokręcił głową.
– Nie. – Ciemnowłosa
nastolatka westchnęła i podeszła do grupki, która szczelnie otaczała pannę
Granger. Szepnęła coś na ucho Harry’emu, a ten kiwną głową.
– Właściwie, dlaczego zarzucamy Hermionę pytaniami, zamiast
być w drodze na najlepszą, jeśli wierzyć reakcji Astorii, sylwestrową imprezę?
– Siostry Greengrass odstąpiły od Granger, podobnie Ginny.
– Em, może dlatego, że Malfoy ich gdzieś zamknął i nie
wiemy, co się stało? – odpowiedział pytaniem Ronald, wciąż stojąc u boku byłej
dziewczyny. Harry pokiwał głową, nie wiedząc jak się zachować.
– Kiedy próbuję wam wytłumaczyć, że nic się nie s…
– Daj już spokój, Granger – nagle przerwał jej Draco,
podnosząc się z oparcia kanapy. – Oni i tak mają swoją wersję tego, co się tam
stało, a ani moje, ani twoje tłumaczenie niczego nie zmieni. – Po słowach
arystokraty zapanowała niezręczna cisza, więc chłopak zwrócił się do
przyjaciela:
– Mam rację, Blaise? – Wysoki Ślizgon niechętnie pokiwał
głową w odpowiedzi. – Świetnie, więc czy możemy już iść? – Zabini
przekalkulował wszystko i stwierdził, że nie było potrzeby drążenia tematu.
– Chodźmy – powiedział, nie tracąc entuzjazmu. Harry z Pansy
u boku ruszyli do wyjścia z Wrzeszczącej Chaty.
– Halo? Zamierzacie to tak zostawić? – zapytał z
niedowierzaniem Ronald, podejrzliwe patrząc na Malfoya.
– Tak! – odkrzyknął mu Harry, będąc już w połowie drogi do
wyjścia. Rudzielec westchnął, ale nic już więcej nie powiedział. Hermiona czuła
się niesamowicie głupio, wywołała kolejne spięcie w ich grupie. Spuściła wzrok
na swoje buty, a rozpuszczone loki przysłoniły część jej twarzy.
– Idziemy? – Usłyszała łagodny głos Rona. Wyprostowała się i
kiwnęła głową w odpowiedzi. Miała gulę w gardle i bała się, że gdy otworzy
usta, nie będzie w stanie nic powiedzieć. Zauważyła, że wszyscy już ruszyli do
wyjścia. Nawet Malfoy. Ronald podał jej ramię, przyjęła je i poszli za resztą.
Draco zerknął przez ramię, a widząc Hermionę uczepioną ramienia Rona, odwrócił
się szybko. Panna Granger miała wrażenie, że zaciska ręce w pięści, ale mogło
jej się tylko wydawać. Było ciemno.
*
Cała dziewiątka dotarła na skraj Hogsmeade, gdzie czekał na
nich świstoklik. Ostrożnie zbliżyli się do starego gramofonu. Wszędzie dookoła
był śnieg i gdyby nie kilka użytecznych zaklęć, które rzuciła Astoria,
dziewczyny zamarzłyby na kość. Po drodze Hermiona przekonała się, że buty,
które wybrała dla niej blondynka, były naprawdę wygodne i już pewniej się w
nich czuła. Mimo to nie puściła ramienia Rona, dopóki nie dotarli do
świstoklika. Blaise zerknął na srebrny zegarek.
– Jesteśmy dwie minuty przed czasem – oświadczył, a oczy mu
błyszczały. Nie mógł doczekać się tej imprezy.
– Właściwie, gdzie my idziemy? – zapytała Hermiona,
uświadamiając sobie, że jak dotąd nie dowiedziała się, gdzie zorganizowano
zabawę.
– Do „Cadmen Assembly” – odpowiedziała natychmiast Astoria,
nie kryjąc swojej ekscytacji. Malfoy gwizdnął cicho.
– Postarałeś się – mruknął do Zabiniego i poklepał go po
ramieniu. Gryfonka zmarszczyła brwi, bo wcześniej nie słyszała tej nazwy.
Posłała pytające spojrzenie Ginevrze, ale rudowłosa nastolatka pokręciła tylko
głową.
– Cadmen to dzielnica Londynu, w dodatku mugolska dzielnica
lub miasto w Stanach Zjednoczonych na wschód od Filadelfii, nie rozumiem, co to
ma wspólnego z…
– Granger czegoś nie rozumie, prawdziwy fenomen – zakpił
Draco, wywołując oburzenie u Rona, Harry’ego, ale nawet Daphne i Pansy. Jednak
Hermiona tylko wywróciła oczami i parsknęła.
– Moja osoba chyba nigdy nie przestanie cię fascynować, co
Malfoy? – odgryzła się, na co Ginny z uznaniem pokiwała głową. Malfoy prychnął,
ale nic już nie powiedział.
– Szybko, bo nie zdążymy! – powiedział nagle Zabini,
obserwując wskazówki zegara. Wszyscy doskoczyli do starego gramofonu.
– Zaraz! Nadal nie wiem, gdzie się przenosimy – zorientowała
się Hermiona, ale zanim ktoś jej odpowiedział, poczuła znajomy ścisk w brzuchu.
Chwilę potem wszystko zaczęło wirować, twarze przyjaciół stały się rozmyte, aż
do momentu, w którym pojawili się w jakimś zaułku, niedaleko koszy na śmieci.
Wszyscy wylądowali w miarę zgrabnie i zaczęli się otrzepywać z niewidzialnego
gołym okiem kurzu. Astoria wyciągnęła
różdżkę, którą miała ukrytą, wśród warstw sukienki.
– Stójcie spokojnie i pozwólcie mi na ostatnie poprawki –
poinformowała i nie czekając na odpowiedź, zaczęła rzucać zaklęcia. Ginny
poczuła, jak jej włosy same się prostują i wracają do nienagannego ułożenia
sprzed podróży świstoklikiem. Delikatnie rozmazany tusz do rzęs zniknął spod
lewego oka Pansy. Astoria rzuciła jeszcze kilka zaklęć i byli gotowi. Blaise
podał dwie dodatkowe koperty, które wciąż trzymał, Draco i Hermionie.
Wyszli z ciemnego zaułka, prosto na ulicę. To bez dwóch zdań
był Londyn. Hermiona odetchnęła z ulgą, że nie wybrali się nigdzie dalej,
jednak coś jej nie pasowało. Na ulicach pełno było ludzi w długich szatach, a i
witryny sklepów oferowały niespotykane towary. Blaise uśmiechnął się szeroko.
– Witam w magicznej części Cadmen! – powiedział, mrugając do
panny Granger. Była pani prefekt musiała przyznać, że mugolskie Cadmen nijak
się miało do tego, co oferowała czarodziejska część. Z uwagą obserwowała
przechodniów i witryny, w większości zamkniętych sklepów.
– Wyglądamy jak cudaki w tych wyjściowych ubraniach na
mrozie – oświadczyła Ginny, gdy po raz trzeci, jakiś przechodzień zaczął
wskazywać ich palcami.
– To tuż za rogiem – odpowiedział Blaise, nie oglądając się
nawet na rudowłosą nastolatkę. Panna Weaslay zamilkła, obejmując się rękoma.
Nie było jej zimno dzięki zaklęciom Astorii, jednak czuła, że jest obserwowana.
Po drugiej stronie ulicy ktoś gwizdnął, gdy przechodzili. W końcu skręcili w
róg następnej ulicy i wtedy to zobaczyli. Wysoki budynek, który od każdej
strony otoczony był przez morze czarodziejów. Wszyscy liczyli dziś na
fantastyczną noc. Ludzi było tak wielu, że ulica w pewnym miejscu była nie do
przejścia. Osiem par oczu pytająco przyglądało się Blaise’owi Zabiniemu, jakby
Ślizgon miał jakikolwiek wpływ na tłum, tarasujący wejście do lokalu. Hermiona
przyjrzała się fasadzie potężnego budynku. Stylizowano go dość współcześnie, choć
złote ornamenty przywodziły na myśl starożytność. Podobnie kolumny,
podtrzymujące ogromny balkon. Panna Granger podejrzewała, że właśnie tam
odbywać się będzie spora część imprezy. Głos, wzmocniony zaklęciem,
zapowiedział pokaz fajerwerków, rozpoczynający się o dwunastej. Tłum zwariował,
czarodzieje zaczęli wiwatować, a z końców różdżek w powietrze wystrzeliwano
kolorowe iskry. Wszędzie czuć było magię.
– Spokojnie – odezwał się w końcu Blaise. – Mamy coś, czego
oni nie mają, a mianowicie zaproszenia.
– Ciekawe komu je pokażesz, bo od wejścia dzieli nas jakeś
dwieście osób – przytomnie zauważyła Ginevra, zerkając w stronę tłumu. Zabini
wywrócił oczami.
– To jest wejście, dla tych, którym nie udało się kupić
biletów, a co dwie godziny wpuszczają kilku szczęściarzy za free. My idziemy
tam – Wskazał tyły budynku, gdzie Astoria dostrzegła kilka osób. Wszyscy
ruszyli za siostrami Greengrass. Zegarek Zabiniego wskazywał dwadzieścia po
ósmej. Byli w samą porę.
*
Astoria Greengrass zawsze uchodziła za ładną dziewczynę.
Jednak dzisiejszej nocy zwracała uwagę wszystkich czarodziejów i mugoli w
promieniu kilometra. Ustawiła się w kolejce jako pierwsza, od wejścia do
budynku dzieliło ją może dziesięciu czarodziejów. Kolejka posuwała się dość
szybko. Upewniła się, że krwiście czerwona sukienka leży na niej idealnie, a
potem podeszła do ochroniarza, sprawdzającego bilety wstępu. Podała mu kopertę,
dokładając do tego jeden ze swoich zniewalających uśmiechów. Mężczyzna był
wysoki, jednak nie wyższy niż Zabini czy Ron. Za to na pewno był lepiej
zbudowany niż wszyscy towarzyszący Astorii mężczyźni. Ma ładne oczy. Zauważyła panna Greengrass. Ochroniarz dokładnie
obejrzał jej zaproszenie, a potem gestem dłoni wskazał, że dziewczyna może
przejść. Już chciał jej oddać kopertę, ale blondynka szybko odpowiedziała:
– Lepiej ją zatrzymaj. – Mrugnęła do niego niepostrzeżenie i
oddaliła się z zagadkowym uśmiechem. James pracował w „Cadmen Assembly” już
trzeci sezon i jedno musiał przyznać – takiej piękności jeszcze nie widział.
Odwrócił kopertę i ze zdziwieniem stwierdził, że ktoś ze schludnym charakterem
pisma zostawił mu krótką wiadomość „Jeśli skończysz dziś wcześniej – będę o
dwunastej przy tym wyjściu”. Odwrócił się jeszcze za blond pięknością, ale już
jej nie było. Potrzebował chwili, żeby zebrać się do dalszego sprawdzania
biletów. Chwilę potem trafił na najbardziej nieprzyjemnego klienta w swojej
trzyletniej, ochroniarskiej karierze. Odetchnął z ulgą, kiedy rudowłosy
młodzieniec zniknął w lokalu, bo James czuł, że wystarczyłyby dwie kolejne
minuty i porażony jego spojrzeniem leżałby martwy na ziemi. Przeszły go ciarki.
Reszta wieczoru minęła mu bez większych niespodzianek, wyczekiwał
dwunastej i spotkania z dziewczyną,
która w jego mniemaniu, z pewnością zostanie dzisiaj Królową Nocy.
*
Ginevra Weaslay nie była typem imprezowiczki, wolała
posiedzieć z przyjaciółmi przy kominku i pograć w karty, może wypić przy tym
trochę alkoholu. Jednak przychodził taki czas, w którym była po prostu
spragniona zabawy. Miała ochotę tańczyć całą noc, do białego rana. Bez
opamiętania, bez konsekwencji. Całe zamieszanie, związane z sylwestrową
imprezą, te mozolne przygotowania, spojrzenia, które obserwowały każdy jej
ruch - wszystko to sprawiło, że panna
Weaslay desperacko potrzebowała dziś zedrzeć obcasy na parkiecie. Dopiero, gdy
pokonała szerokie schody, które z holu prowadziły na salę główną, w pełni
zrozumiała, dlaczego Astoria zareagowała w ten, a nie inny sposób,
dowiedziawszy się, gdzie odbędzie się impreza. Schody ogrodzono złotymi
barierkami tak, aby żaden z tańczących nie wypadł. Dokładnie przy wejściu na
schody znajdował się długi bar, gdzie spragnionych czarodziejów obsługiwało aż
pięciu zręcznych miksologów. Po przeciwnej stronie całą szerokość sali
zajmowali bawiący się czarodzieje, a gdy przeszło się przez parkiet, można było
zaczerpnąć świeżego powietrza, wychodząc na przestronny balkon, który Ginny
widziała już z zewnątrz. Po lewej stronie od schodów, na sporym podwyższeniu
swoje miejsce miała aktualnie grająca kapela. Od razu wpadali w ucho, a młodszy
z gitarzystów, był naprawdę przystojny. Nie różnił się za wiele od mugolskich
gwiazd rock’a, których poczynania śledziła z Hermioną na piątym roku. Miał na
sobie skórzaną, rozpiętą kamizelkę, a pod nią rysował się tors, wyrzeźbiony jak
u greckiego boga. Ginny wcale się nie
dziwiła, że pod sceną zebrał się rozwrzeszczany tłum czarodziejek. Rozejrzała
się uważnie, zdając sobie sprawę, że jej
przyjaciele zniknęli gdzieś w tłumie. Westchnęła ciężko i starała się
przypomnieć strzępki rozmów, które zarejestrowała. Zabini chyba mówił coś o jakiejś loży… Przypomniała sobie, jeszcze
raz dokładnie obserwując całą salę. W końcu dostrzegła sporą wnękę w ścianie,
którą w dużej mierze zasłaniali roztańczeni goście. Właśnie tam, na purpurowych
kanapach rozsiadło się kilku czarodziejów. Szybko ruszyła w ich kierunku, a
kiedy podeszła wystarczająco blisko, odetchnęła z ulgą. Bez problemu odszukała
wzrokiem Hermionę i Harry’ego. Zaraz potem wypatrzyła w tłumie Pansy i Daphne,
które trzymały się trochę z boku. Wszyscy stali przy jednej z purpurowych
kanap. Dopiero gdy Ginevra podeszła naprawdę blisko, zobaczyła, że w loży
siedziało dwóch mężczyzn w towarzystwie trzech czarodziejek. Nie wyglądali na
wiele starszych od niej, czy Blaise’a. Właśnie Zabini krzyczał najgłośniej,
gestykulując przy tym energicznie. Zaraz obok niego stała zdenerwowana Astoria.
Ginny podeszła do Hermiony i zapytała, nachylając się nad uchem starszej
koleżanki:
– O co chodzi? Dlaczego Blaise tak krzyczy?
– To rzekomo nasza loża, ale oni twierdzą, że również robili
tu rezerwację. – Granger wskazała podbródkiem piątkę czarodziejów, zajmujących
siedzące miejsca. Rudowłosa nastolatka kiwnęła głową, a potem podeszła do
Zabiniego, uważając, żeby nie dostać łokciem w głowę.
– Dlaczego się z nimi kłócisz? Przecież wszyscy się
zmieszczą, zamiast się awanturować, moglibyśmy już dawno szaleć na parkiecie. –
Szukała pomocy u Astorii, która uważnie przysłuchiwała się temu, co mówiła
panna Weaslay. Z uznaniem pokiwała głową.
– Ona ma rację, Blaise. Odpuścimy i bawmy się razem.
–Blondynka mrugnęła do jednego z czarodziejów w loży. Byli dość podobni i panna
Greengrass obstawiała, że to bracia lub kuzyni. Mężczyzna wyprostował się,
poprawiając muchę.
– Czy mielibyście coś przeciwko, gdybyśmy wszyscy razem
zajęli tę loże? Prawdopodobnie ktoś z personelu się pomylił i… – zaczęła
Astoria, ale zanim skończyła swoje tłumaczenia, czarodziej, któremu puściła
oczko, zrobił jej miejsce i wskazał, aby usiadła.
– Nie będziemy mieli nic przeciwko, jestem Andrew. –
Przedstawił się. Chwilę potem wszyscy siedzieli razem przy drewnianym barowym
stole.
– Więc to jest Matthew, mój brat i jego dziewczyna Pagie.
Dalej siedzi Nathalie i Wendy.
– Miło wszystkich poznać – powiedziała Daphne, uśmiechając
się przyjaźnie. Na chwilę zapadła niezręczna cisza, potem Zabini poczuł się
zobowiązany przedstawić dziewiątkę Hogwartczyków, a gdy wszyscy wymienili
uprzejmości, Harry i Pansy postanowili zniknąć wśród tłumu na parkiecie. Blaise
z Astorią oraz Andrew ze swoją dziewczyną – Pagie, udali się do baru, w celu zamówienia dla
wszystkich alkoholu. Jednak przy barze Astorię zagadnął wysoki szatyn i już nie
wróciła do stolika. Gdy Blaise, Andrew i Pagie przynieśli zimne napoje, okazało
się, że również Ronald Weaslay gdzieś przepadł. Zabawa dopiero się zaczynała.
*
Harry Potter nigdy nie był dobrym tancerzem i nie starał się
tego ukryć. Nie lubił tańczyć i nie robił tego, gdy nie było takiej
konieczności. Gdy zapytał Pansy, czy pójdą na parkiet – Ślizgonka bez
zastanowienia się zgodziła. Wiedziała, że drugiej takiej okazji może po prostu
nie mieć. Tańczyli. Dziewczyna położyła sobie ręce Pottera na biodrach, sama
zaś objęła jego kart. Zmysłowo kołysała biodrami w rytm szybkiej melodii.
Odgarnęła długie, ciemne włosy na plecy i uśmiechnęła się do Harry’ego. Jej
ruchy i gesty można było opisać jako wulgarne, jednak taka po prostu była. Była
Ślizgonką. Harry uwielbiał jej pewność siebie, a po drugiej piosence doszedł do
wniosku, że uwielbia również sukienkę Parkinson, której górę wykonano z
prześwitującej koronki. Przy trzecim kawałku, czuł, że dłużej nie wytrzyma.
Mocniej chwycił brunetkę i przyciągnął do siebie, dziewczyna oparła dłonie o
jego klatkę piersiową. Harry pochylił głowę tak, że ich czoła się stykały.
Oboje mieli przyśpieszony oddech. W
tamtej chwili nic się nie liczyło. Pansy nerwowo oblizała wargi, wiedząc, co
zaraz nastąpi. Potter wpatrywał się zachłannie w jej usta.
– Ekhm? Przepraszam? – Gryfon zmarszczył brwi, a potem
odwrócił głowę w bok. Nie pomylił się, drobnej budowy szatynka mówiła do niego.
– Nie chce przeszkadzać, ale…
– Już przeszkodziłaś, złotko – mruknęła Pansy, lustrując
dziewczynę wzrokiem. Młoda czarownica puściła jej komentarz mimo uszu.
– Czy możemy sobie zrobić zdjęcie? – zapytała, wpatrując się
w Pottera jak w obrazek. Zdezorientowany Gryfon posłał zdziwione spojrzenie
swojej dziewczynie.
– Na mnie nie patrz, nie ja uratowałam świat… – powiedziała
z przekąsem Parkinosn, krzyżując ręce na piersiach.
– Em, jasne – odparł po dłuższej chwili Harry. Na ustach
szatynki pojawił się szeroki uśmiech, a potem odwróciła się, żeby kogoś
zawołać. Minęło kilka następnych minut, zanim pojawiły się kolejne dwie
czarodziejki, jedna niosła dość sporą, prostokątną kostkę. Harry widział taki
aparat po raz pierwszy. W końcu ustawił się do zdjęcia z dwoma kobietami,
trzecia robiła zdjęcie, a potem się zmieniły. Pansy prychnęła, widząc, jak
Harry delikatnie kładzie jednej z kobiet rękę na ramieniu. Zdążyły minąć
kolejne dwie piosenki, zanim szatynka i jej koleżanki sobie poszły. W końcu
Potter odwrócił się do swojej dziewczyny z rozbrajającym uśmiechem na ustach.
– Co to było? – zapytał, chcąc rozładować napięcie.
Ślizgonka wywróciła oczami.
– Sława to kapryśna przyjaciółka. – Harry posłał jej
pytające spojrzenie, pamiętając, że dawno temu to samo usłyszał od Lockharta.
Pansy zignorowała jego wzrok. – Tańczmy – powiedziała po prostu, zarzucając mu
ręce na szyję.
*
Ronald Weaslay usiadł na wysokim, barowym krześle i zamówił
pierwszego drinka. Zręczny barman szybko go obsłużył, a rudzielec położył na
ladę dwa galeony. Mężczyzna błyskawicznie je zabrał. Zanim Ron dopił pierwszego
drinka, zamówił kolejnego. Ustąpił siedzącego miejsca, jakiejś czarownicy w
purpurowej sukni, która postanowiła wyżalić się zdezorientowanemu barmanowi.
Ron oparł się plecami o ladę i powoli dopijał swój alkohol. Niby od niechcenia
przyglądał się tańczącym, gdzieś w tłumie mignęła mu czerwona sukienka.
Wyprostował się, odszukując wzrokiem twarz jej właścicielki. To nie ona. To nie
była Astoria. Odstawił pustą szklankę na ladę. Rozważał przez chwilę zamówienie
kolejnej porcji alkoholu. W końcu pragnienie wygrało, jednak zanim otworzył
usta, poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwrócił się i zamarł. Stała przed
nim blondwłosa czarodziejka, odziana w czarną, długą do ziemi suknię. Ron
doszedł do wniosku, że materiał rozkosznie opinał się na ciele jego
rozmówczyni.
– Tak? – zwrócił się do kobiety, nie mogła mieć więcej niż
dwadzieścia jeden lat.
– To pewnie głupie, ale… – Dziewczyna zawahała się,
spuszczając wzrok. Uniósł jej podbródek i uśmiechnął się.
– Jak się nazywasz? – zapytał, nie spuszczając wzroku z jej
twarzy.
– Amanda – pewnie odpowiedziała czarodziejka, zakładając
niesforny kosmyk włosów za ucho. Resztę ciemnych blond loków miała upięte w
fikuśny sposób.
– O co chciałaś zapytać, Amando? – Widział, że chwilę się
wahała, ale w końcu powiedziała na jednym tchu:
– Czy naprawdę potrafisz mówić w języku węży tak jak Harry
Potter? Podobno nauczył tego swojego przyjaciela, to znaczy ciebie. W końcu
jesteś Ronem Weaslayem i, tak jakby uratowałeś świat u boku Wybrańca. – Zapadła
między nimi chwilowa cisza. – Oh, przepraszam, że jestem tak nachalna, już
sobie idę – dodała zaraz speszona Amanda, widząc zdziwienie i rozbawienie na
twarz rudzielca.
– Zaczekaj. – Chwycił jej dłoń, nie pozwoliwszy zrobić kroku.
Na policzkach Amandy pojawiły się rumieńce.
– Z tą mową węży nie do końca tak było… Chcesz, opowiem ci.
– Blondyna pokiwała głową, a jej małe usta wykrzywiły się w uśmiechu.
– Właściwie znam jeszcze kilka osób, które chętnie
posłuchają. Chodź, przedstawię cię moim koleżankom. – Amanda splotła ich palce,
prowadząc Rona w stronę swoje loży, którą wynajęła wraz z sześcioma
przyjaciółkami.
– Dziewczyny, to jest Ron Weaslay – przedstawiła go, choć to
było zbędne. Sześć par oczu maślanym wzrokiem wpatrywało się w rudowłosego
mężczyznę. Gryfon przyjrzał się koleżankom Amandy i w duchu zawył ze szczęścia.
Czuł, że to będzie wieczór, którego długo nie zapomni.
Astoria Greengrass świetnie się bawiła. Uwielbiała czuć na
sobie pożądliwe spojrzenia mężczyzn i zabójczy wzrok ich towarzyszek. Zmysłowo
wirowała na parkiecie w objęciach szatyna, którego poznała przy barze. Nadal
nie poznała jego imienia, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało. Kilka drinków
przełamało lody. Z każdą piosenką coraz bardziej oddalali się od baru,
zbliżając do wnęki w ścianie, gdzie mieściły się loże. Wysoki szatyn już dwa
razy próbował ją pocałować, jednak Astoria nie pozwoliła mu na to, tylko po to,
by za chwilę znów kusić spojrzeniem. Wylądowali na wysokości loży i blondynka
na chwilę zamarła, powodując tym samym, że ktoś ją potrącił. Zamrugała
kilkukrotnie, upewniając się, że wzrok ją nie mylił. Na bordowej kanapie
siedział Ron, otoczony z każdej strony zapatrzonymi w niego kobietami.
Obejmował ramieniem jakąś blondynkę. Ma
krzywy nos i niesymetryczne brwi. Zauważyła Astoria, aby odrobinę się
uspokoić. Wtedy on również ją dostrzegł. Wyzywające spojrzenie panny Greengrass
skrzyżowało się ze wzrokiem Ronalda Waesleya, tuż ponad ramieniem jej
ciemnowłosego towarzysza. Gryfon posłał jej zadowolony z siebie uśmiech i
Astoria wiedziała, że nie może tego, tak zostawić. Odwróciła się bokiem do
rudowłosego mężczyzny, a potem spojrzała mu głęboko w oczy, tylko po to, aby
namiętnie pocałować szatyna, którego poznała przy barze. Całowała go długo i namiętnie,
wiedząc, że Ron ich obserwuje. Poczuła, jak ręce jej partnera zjeżdżają coraz
niżej, żeby w końcu chwycić ją za tyłek. Świnia.
Pomyślała Ślizgonka, ale nie przerwała pocałunku. Czuła, że Ron nadal patrzy na
jej przedstawienie. Gdy piosenka dobiegła końca, oderwała się od szatyna. Z
satysfakcją zauważyła, że mężczyzna ma opuchniętą wargę. Gratulowała sobie
pomysłowości, bo zaklęcia, powodujące, że szminka się nie rozmazuje, nie
należały do łatwo dostępnych. Z ulgą stwierdziła, że ręce szatyna wróciły w
dolne okolice jej pleców. Zerknęła w stronę loży, aby posłać Ronaldowi
triumfujący uśmieszek. Gryfon wyraźnie poczerwieniał ze złości.
Wraz z następną piosenką oddaliła się od loży, a potem, gdy
Ronald nie mógł ich już widzieć, bezceremonialnie zostawiła swojego
ciemnowłosego towarzysza. Nie zdążyła dojść do baru, gdy niebieskooki blondyn
poprosił ją do tańca. Mówił z irlandzkim akcentem.
*
Alkohol, który przyniósł Blaise Zabini do stolika,
podejrzanie szybko się skończył, a Ślizgon wiedział, że na trzeźwo nie wytrzyma
napięcia, panującego w ich loży. Najwyraźniej Matthew myślał tak samo, bo
chwycił swoją dziewczynę za rękę i zniknęli wśród tańczących. Cudownie. Pomyślał ciemnowłosy Ślizgon,
łapiąc się na tym, że wciąż wraca wzrokiem do odsłoniętego dekoltu panny
Weaslay. Nie moja wina, że siedzi
naprzeciw mnie… Usprawiedliwił się sam przed sobą. Już chciał zamienić
słowo z Draco, ale machnął na to ręką, widząc, jak przyjaciel zawzięcie szepcze
z Granger w kącie.
– Panie wybaczą – uśmiechnął się do Daphne i Nathalie, które
siedziały po lego lewej. Opuścił lożę, idąc w stronę baru. Trochę inaczej
planował rozegrać dzisiejszy wieczór, ale Ginny skutecznie mu to utrudniała.
Zachowywała się jak nie ona. Po pierwsze wydawała się miła, zwyczajnie miła,
jego chamskie odzywki puszczała mimo uszu, ignorowała dwuznaczne komentarze.
Zdawkowo odpowiadała na jego pytania, a poza tym – nie zwracała na Blaise’a
większej uwagi. Westchnął, zajmując miejsce przy barze. Skinął na barmana i
zamówił wódkę z sokiem żurawinowym. Podwójną. Dość szybko wypił zawartość
szklanki i zamówił jeszcze raz to samo.
– W takim tempie zezgonujesz przed dwunastą – usłyszał czyjś
głos. Odwrócił się rozbawiony, do kobiety, która siedziała po jego lewej.
Zauważył, że piła margaritę.
– Oh, to dla wszystkich byłaby wielka strata – odpowiedział,
a dobry humor go nie opuszczał. Czarownica wyciągnęła do niego smukłą dłoń,
obwieszoną złotymi bransoletkami.
– Jestem Virginia – przedstawiła się rudowłosa piękność.
*
Ginny z zazdrością spoglądała na bawiące się pary.
Najchętniej poszłaby zatańczyć, ale nie chciała robić tego w pojedynkę. Jednym
uchem słuchała rozmowy Daphne z Wendy i Nathalie, ale ich głosy ginęły wśród
rockowego kawałka, który postanowiła odegrać kapela. Ginny stwierdziła, że są
nieźli. W sumie ciekawiło ją, jak się nazywają. Jak na zawołanie dziewczyny
przy stoliku zmieniły temat.
– Uwielbiam ich, odkąd wydali pierwszy album, przysięgam –
entuzjastycznie zapewniła wszystkich Wendy, przykładając ręce do policzków.
Nathalie pokiwała głową i włączyła się do ożywionej dyskusji:
– Są cudowni, choć na scenie międzynarodowej pojawili się
niedawno. – Daphne wyzerowała swojego drinka i zmarszczyła brwi, zdziwiona, że
alkohol tak szybko się skończył.
– Hmm... – zamyśliła się na chwilę panna Greengrass. – Nigdy
o nich nie słyszałam, a wydawało mi się, że uważnie śledzę angielską scenę
muzyczną… – Wendy skrzywiła się nieznacznie.
– Bo oni wcale nie są z stąd, to norweski zespół. – Ginny
nagle zrozumiała akcent wokalisty. Choć piosenki śpiewał po angielsku, dało się
wyczuć specyfikę w wypowiadaniu niektórych słów.
– Jak się nazywają? – zagadnęła rudowłosa Gryfonka.
– Verdens mirakler – odparła Nathalie, a potem piosenka
dobiegła końca. Daphne znów zmarszczyła brwi.
– A co to właściwie znaczy? – Nathalie nie zdążyła
odpowiedzieć, bo w pomieszczeniu rozbrzmiało kilka pierwszych akordów
następnego utworu, towarzyszył temu pisk Wendy.
– O Merlinie, kocham ten kawałek! Może iść pod scenę?! –
Właściwie na dała innym wyjścia i nie czekając na odpowiedź, pognała w stronę
podwyższenia. Nathalie podniosła się ze swojego miejsca i ruszyła za
ciemnowłosą koleżanką. Daphne i Ginny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, a
potem dołączyły do nowopoznanych dziewczyn.
Nikt nie zwracał najmniejszej uwagi na Draco i Hermionę, którzy wciąż
prowadzili burzliwą dyskusję.
Przez następne kilka piosenek Ginevra zdzierała gardło,
skacząc pod sceną i wykrzykując chwytliwe refreny coraz to lepszych piosenek.
Świetnie się bawiła, choć głośniki ustawione przy scenie, sprawiały, że
zaczynała się martwić o swój słuch. Zespół składał się z czterech członów –
perkusisty, wokalisty i dwóch gitarzystów. Co ciekawsze, Ginny zauważyła, że
otaczające ją czarownice wdzięczyły się do jednego z gitarzystów o wiele
częściej niż do wokalisty. Zawsze myślała, że to gość od mikrofonu ma
największe powodzenie. Przestała się nad tym zastanawiać, bo kolejna piosenka
pochłonęła ją bez reszty, a potem nastała cisza. Cały tłum zebrany pod sceną
zamarł. Panna Wealsay odszukała wzrokiem Daphne i czym prędzej ruszyła w jej
kierunku. Ślizgonka razem z Nathalie i Wendy wepchały się tuż pod scenę. Buty
blondwłosego wokalisty Ginny miała na wyciągnięcie ręki. Na scenie pojawił się
starszy czarodziej, ubrany bardzo oficjalnie, czego nie można było powiedzieć o
członkach zespoły.
– Mam nadzieję, że bawicie się naprawdę fantastycznie! –
powiedział mężczyzna w wyjściowej szacie. Odpowiedziały mu wrzaski i wiwaty.
Uspokoił gości gestem dłoni.
– Ale to dopiero początek! – Tłum znów zaczął wiwatować. –
Tak, tak! Na wstępie pragnę wam przypomnieć o głosowaniu na Króla i Królową
Nocy! Przy schodach znajdziecie magiczny pergamin, na którym należy umieścić
numer waszego kandydata. Każdy otrzymał taki numer w chwili sprawdzania waszego
biletu. Chcąc dowiedzieć się, jaki numer ma wasz kandydat, wystarczy pomyśleć o
nim i wypowiedzieć odpowiednią formułkę, a nad jego głową pojawi się numerek.
Zresztą, nie będę was zanudzać, instrukcję są na odwrocie magicznego pergaminu.
Także powtarzam – głosujemy! – Kolejne oklaski, które prowadzący przyjął ze
spokojem. – Odbędzie się również konkurs na zaklęcia, ale o tym trochę później!
Dajmy jeszcze minutę wytchnienia „Verdens mirakler”, bo będą dla was grali do
jedenastej! – Kolejne wiwaty i brawa. Mężczyzna zszedł ze sceny, znikając
gdzieś między ścianą a kurtyną. Nagle Wendy wydała z siebie dziwny dźwięk, na
kształt duszonego pisku. Ginny rozejrzała się gwałtownie, nie wiedząc, co się
działo. Muzycy nadal nie zaczęli grać, ale mimo tego w pomieszczeniu panował
gwar. Nathalie wskazała na scenę i wtedy rudowłosa zrozumiała, co wywołało
reakcję Wendy. Zespół uzupełniał płyny, opróżniając już drugą zgrzewkę wody w
ciągu tego wieczoru. Jednak jeden z gitarzystów bezceremonialnie postanowił
wylać na swoją głową połowę zawartości butelki, zmoczył sobie nie tylko włosy,
ale również skórzaną kamizelkę i nagi tors. Potem podszedł bliżej krawędzi
sceny, aby podpiąć swoją gitarę do wzmacniacza. Gdy się pochylał, kilka kropel
wody z jego włosów dotarło aż do twarzy Ginny. Gryfonka wytarła je wierzchem
dłoni, miała wrażenie, że straszna musiała być primadonna z tego gitarzysty.
Wyprostował się, puszczając Wendy oczko, w konsekwencji czego czarownica prawie
zemdlała. Panna Weasley prychnęła na tyle głośno, że kilka par oczy zwróciło
się w jej stronę. Daphne również się odwróciła.
– Zaschło mi w gardle, więc chyba pójdę się napić –
powiedziała do Ślizgonki, wskazując ręką bar. Szatynka kiwnęła głową. Ginny już
miała się odwrócić od sceny i zacząć torować sobie drogę przez tłum, kiedy
zatrzymał ją czyjś głos:
– Hej! – Odwróciła się, żeby zobaczyć, jak przemoczony
gitarzysta kuca przy krawędzi sceny. Wyciągnął do niej dłoń z do połowy
opróżnioną butelką wody. Rudowłosa nastolatka zaniemówiła na chwilę, odruchowo
wyciągając rękę. Wszyscy dookoła wbijali w jej plecy nienawistne spojrzenia.
Stała przy samej scenie. Po chwili odzyskała głos:
– Dzięki, ale mówiąc o piciu, miałam na myśli coś
mocniejszego – uśmiechnęła się znacząco, patrząc prosto w oczy muzyka. Ten
pokiwał głową odrobinę zbity z tropu i wstał, żeby zaraz przewiesić sobie
gitarę przez ramię. Podszedł do wokalisty zespołu i zamienili ze sobą kilka
słów, zanim zaczęli grać. Ginny odszukała wzrokiem Wendy i podała jej butelkę.
Czarownica wzięła ją drżącymi dłońmi, nie mogąc wykrztusić słowa.
– Nie ma sprawy. – Uśmiechnęła się panna Weaslay. – Będziemy
z Daphne przy barze –poinformowała Nathalie, oddalając się od sceny.
*
Zostali sami, a to mogło bardzo źle się skończyć. Hermiona
niepewnie rozejrzała się po opustoszałej loży. Zajęta rozmową z blondynem,
zupełnie nie zauważyła zniknięcia swojej rudowłosej przyjaciółki. Na
drewnianym, okrągłym stoliku, wokół którego w półksiężyc formowała się bordowa
kanapa, stało już kilkanaście pustych szklanek. Dwie butelki alkoholu, które
przyniósł Blaise i Andrew, szybko się skończyły. Jedynie szklanka Hermiony
stała nietknięta. Kątem oka zauważyła, jak Malfoy dopija swój alkohol.
– Szampana też się o północy nie napijesz? – zapytał z kpiną
w głosie. Panna Granger zmrużyła gniewnie oczy, ale nie odpowiedziała. Chwyciła
drinka, którego przygotował dla niej Zabini i się napiła. Alkohol palił w
gardle, a przyjemne ciepło rozlało się po jej wnętrznościach. Drink miał słodki
posmak ananasa.
– Nie zmieniaj tematu – syknęła dziewczyna. Draco jedynie
wywrócił oczami, miał serdecznie dość jej nieustającego potoku słów. Rysy
Hermiony złagodniały.
– Gdyby coś się działo, powiesz mi, prawda? – zapytała,
uważnie mu się przyglądając.
– Ile razy mam powtórzyć, że nic się nie dzieje?!
– Na pewno dobrze się czujesz? – znów zadała pytanie, ignorując
jego wcześniejszą odpowiedź.
– Na miłość Merlina, Granger! Czy możesz przestać?! –
Resztkami sił powstrzymał się od wulgaryzmów i obelg. Odkąd opuścili
Wrzeszczącą Chatę, Gryfonka dopytywała o jego samopoczucie. Miał jej serdecznie
dość.
– Widzę, że źle się czujesz. Może wyjdziemy na zewnątrz? –
Malfoy zaklął pod nosem i gwałtownie wstał.
– Dokąd idziesz?
– Jak najdalej od ciebie, Granger. – Zniknął między
tańczącymi, a Hermiona została sama. Westchnęła cicho. To nie była jej wina, że
zwyczajnie się o niego bała.
Draco w końcu dotarł do baru, kątem oka dostrzegł, jak
Blaise flirtuje z rudowłosą dziewczyną, stawiając jej kolejnego drinka.
Zmarszczył brwi i wytężył wzrok. To
wcale nie była Weasley, kobieta miała dużo krótsze włosy i wyglądała na
starszą. Malfoy odnotował w myślach, że powinien pogratulować przyjacielowi,
jeśli faktycznie coś by z tego wyszło. Odwrócił wzrok od Zabiniego i jego nowej
zdobyczy. Zamówił klasyczne mohito i gin z tonikiem. Chwycił napoje i odwrócił
się, prawie wpadając na niziutką brunetkę. Kobieta uśmiechnęła się do niego
przepraszająco, a potem przelotnie spojrzała na drinki, które trzymał.
– Sam wszystkiego nie wypijesz – powiedziała, robiąc
znaczącą minę. Nie była brzydka i w innych okolicznościach Malfoy pewnie by
przystał na jej niewypowiedzianą propozycję.
– Przykro mi, ale jestem tu z kimś – mruknął. Kobieta
zrobiła zawiedzioną minę, ale nic nie powiedziała. Minęła go bez słowa,
siadając przy barze. Dlaczego to
powiedziałem? Zastanawiał się młody arystokrata, przeciskając się przez
tłum na parkiecie. Uważał, żeby nie wylać alkoholu. Cudem dotarł do loży, nie
uroniwszy kropli ze szklanek, które niósł. Uniósł wysoko brew, widząc, jak
jakiś blondyn zaleca się do Hermiony. Podszedł bliżej.
– Więc, dlaczego siedzisz tu sama? – zagadnął Gryfonkę
mężczyzna ubrany w granatową szatę. Do pytania dołożył popisowy uśmiech. Steve
uchodził za przystojnego mężczyznę, choć pannie Granger za bardzo przypominał
McLaggena, aby mogła zachwycić się jego przystojną buźką. Zmusiła się, aby
odwzajemnić uśmiech, a potem nad ramieniem Steve’a dostrzegła Malfoya.
Wyprostowała się, przerzucając kasztanowe loki na jedno ramię. Już otwierała
usta, aby odpowiedzieć, ale wtrącił się Draco:
– Nie jest tu sama, lepiej spadaj – zwrócił się do Steve’a,
kładąc na stoliku przyniesiony alkohol. Mężczyzna trochę się speszył, mruknął
coś do Hermiony i odszedł. Draco usiadł naprzeciw oburzonej Gryfonki.
– Nie ma za co – mruknął, podsuwając jej mohito. Panna
Granger nie wytrzymała:
– Nie ma za co?! Nie ma… Co ty sobie myślisz, Malfoy?
– Pomyślałem, że spławię za ciebie tamtego frajera, bo
najwidoczniej nie umiałaś się wysłowić. – Wzruszył ramionami.
– A może naprawdę chciałam poznać tamtego „frajera”?! –
żachnęła się Hermiona, mrużąc gniewnie oczy. – Dlaczego ty możesz się bawić z
kim ci się podoba, a ja…
– A więc tu cię boli – przerwał jej, z triumfującym
uśmiechem. Dziewczyna prychnęła, krzyżując ręce na piersiach.
– Jesteś o mnie zazdrosna? – droczył się dalej, widząc jak
policzki panny Granger ciemnieją.
– Oh, proszę – powiedziała z politowaniem. – Mówisz, jakbyś
przed chwilą sam nie odstawił szopki. – Zapadła między nimi cisza, a kolejna
piosenka dobiegła końca.
– Dobrze – Wzruszył ramionami. – Jesteśmy o siebie
zazdrośni, nic osobistego – skwitował Malfoy. Hermiona z niedowierzaniem
pokręciła głową, ale nic nie powiedziała.
*
Pansy poczuła za plecami ścianę, więc oparła się o nią
gwałtownie, ciągnąć Pottera za sobą. Czuła jak jego ręce przesuwają się po
całym jej ciele, mimo że stali tuż obok wyjścia na balkon, było jej gorąco.
Wplotła jedną rękę w jego włosy, a drugą przytrzymywała kark. Nagle usta
Gryfona znalazły się na jej szyi, a z ust dziewczyny wyrwał się cichy jęk.
Przymknęła oczy.
– Ekhem? – Usłyszała obok swojego ucha i natychmiast się
wyprostowała, poprawiając odrobinę podciągniętą sukienkę. Harry niechętnie
oderwał się od swojej dziewczyny, poprawiając przekrzywione okulary. Para
ujrzała przed sobą dwie czarownice. Litości!
Pomyślała Ślizgonka, wznosząc oczy ku niebu. Jednak z nich trzymała w rękach
aparat.
– Nie przeszkadzamy? – zapytała ta, ubrana w liliową
sukienkę. Pansy przyłożyła rękę do czoła, zastanawiając się, czy te kobiety
były aż tak głupie, czy po prostu udawały.
– Właściwie… – zaczął Potter, wracając wzrokiem do
odsłoniętej szyi Parkinson.
– Możemy tylko sobie zrobić zdjęcie, Harry? Nie zajmiemy ci
wiele czasu – obiecała ta z aparatem. Gryfon niechętnie się zgodził, a
kilkanaście minut później znów mógł zająć się Pansy.
– Na czym skończyliśmy – mruknął, nachylając się nad jej uchem,
ręką gładził nagie ramię Ślizgonki. Dziewczyna położyła mu rękę na klatce
piersiowej i delikatnie odepchnęła.
Przestała liczyć, który raz z kolei przerwano im zabawę na rzecz
zdjęcia, podpisu, uścisku dłoni. Miała dość, bo dzisiejszej nocy Harry miał należeć
tylko do niej.
– Hej, o co chodzi? – Potter zmarszczył brwi, przyglądając
się jej uważnie.
– Naprawdę nie wiesz? – rzuciła Pansy, strącając jego rękę
ze swojego ramienia. Chłopak westchnął, posłusznie odsuwając się od Ślizgonki.
– Wiesz, że to nie jest moja wina. Nie mam na to wpływu,
musisz się liczyć z tym, że…
– Że co? Że nigdy nie będziemy mieli chwili dla siebie? Że
za każdym, pieprzonym razem, gdy już wszystko zmierza w dobrą stronę, ktoś musi
się do nas przypierdolić?!
– Tylko nie klnij – poprosił łagodnie, wiedząc, że była już
naprawdę zła. Pansy prychnęła, odwracając się do niego plecami. Nie chciała
sobie psuć zabawy, jednak te wszystkie czarownice gapiące się na jej chłopaka
doprowadzały ją do szewskiej pasji.
Poczuła ręce Pottera w okolicy bioder, a potem jego głos tuż, przy swoim
uchu:
– Wiesz, że gdy jesteś wkurzona i zazdrosna, to…
– Wiem – wtrąciła, nie pozwalając mu dokończyć. Odwróciła
się szybko, przywierając ustami do jego ust. Kontynuowali.
*
Ronald Weaslay w końcu był w centrum uwagi. Towarzystwo
siedmiu pięknych kobiet wcale go nie peszyło. Zdążył już rozwiać wątpliwości
czarodziejek w kwestii mowy węży i zaczął opowiadać o drugiej bitwie o Hogwart.
Amanda przywarła do jego ramienia i tak już została. Ron nie był w stanie
zapamiętać wszystkich imion, jednak chyba, żadnej z jego towarzyszek to nie
przeszkadzało. W końcu tylko on mówił. Muzyka nagle ustała, toteż rudowłosy
mężczyzna przerwał swoją opowieść. Wszyscy w oczekiwaniu wpatrywali się w
elegancko ubranego czarodzieja, który już wcześniej przerwał tańce.
– Jak mnie słychać? – zapytał, przykładając różdżkę do
gardła. Używał zaklęcia wzmacniającego. W odpowiedzi podniósł się gwar.
– Ponieważ już prawię dziesiąta, a za dwie godziny powitamy nowy
rok – Kolejna fala wiwatów. – Przyszła pora ogłosić nasz konkurs! Tak, tak! Nie
przesłyszeliście się, dzisiejszego wieczoru odbędzie się konkurs na zaklęcia!
Kto pierwszy, używając werbalnego zaklęcia, osiągnie efekt najbardziej zbliżony
do tego ustalonego przez nasze jury, przechodzi do następnej rundy! Zapisywać
się można bezpośrednio u mnie, a na zwycięzcę czekają atrakcyjne nagrody! –
Tłum zaczął wiwatować i mężczyzna zszedł ze sceny w towarzystwie burzy
oklasków. Verdens mirakler zaczął grać kolejny rockowy kawałek. Ron chciał
powrócić do swojej opowieści, ale siedem kobiet uśmiechało się do niego
znacząco. Nie wiedział, o co może im chodzić. Amanda zaczęła wodzić palcem po
klatce piersiowej Gryfona. Ronald prawie udusił się własną śliną, ale w dalszym
ciągu się nie odezwał.
– Ron… – zwróciła się do niego blondynka, nie zdejmując ręki
z jego torsu. – A może ty byś spróbował?
– Spróbował, czego? – Rudowłosy mężczyzna zmarszczył brwi.
Pozostałe sześć dziewczyn zachichotało.
– Wygrać konkurs, głuptasie – odezwała się brunetka po jego
lewej. Spojrzał na nią zdziwiony. Był pewien, że dziewczyna żartuje, ale
wszystkie wyglądały śmiertelnie poważnie.
– No co wy, ja nie nadaję się do takich… – Przerwała mu
Amanda:
– Oh, nie opowiadaj głupot. Jesteś jednym z najbardziej
utalentowanych czarodziejów, taki konkurs to dla ciebie pestka.
– A w dodatku jednym z najprzystojniejszych – kokietowała
dalej brunetka, siedząc po jego lewej stronie.
– Sam nie wiem, ten konkurs to pewnie…
– Nie daj się prosić – przerwała mu kolejna dziewczyna,
wlepiając w niego wzrok. Amanda wydęła usta, a po chwili szepnęła mu na ucho:
– Wygraj dla mnie. – Rona przebiegł dreszcz podniecenia.
Słodka woń perfum Amandy dotarła do jego nozdrzy. Zakręciło mu się w głowie, a
ręka dziewczyna cały czas sunęła po jego torsie. Czasem za bardzo w dół…
– Właściwie mogę spróbować – powiedział wreszcie rudzielec,
pod presją wyczekujących spojrzeń. Dziewczyny wydały z siebie coś na kształt
radosnych pisków, kilka zaklaskało.
– To gdzie te zapisy? – zapytał chłopak i zaczął się
podnosić z miejsca. Amanda wstała równie szybko.
– Chodź – powiedziała – Ja cię zaprowadzę. – Odchodząc od
loży i swoich przyjaciółek z Ronaldem u boku, odwróciła się przez ramię, żeby
puścić im oczko.
Amanda bez problemu torowała sobie drogę wśród tańczących,
ciągnąc Ronalda za sobą. Gryfon nie wiedział, dlaczego zgodził się na udział w
jakimś konkursie, ale teraz, gdy o tym myślał, było już za późno. Westchnął
cicho, wpatrując się w profil blondynki, którą trzymał za rękę. Zastanawiał się,
ile kobieta mogła mieć lat i czy wiedziała, w jakim wieku jest Ron. Musiała wiedzieć. Pomyślał rudzielec.
Miał wrażenie, że siódemka dziewczyn, z którymi spędził połowę wieczoru,
prowadziła jakieś szczegółowe zapiski oparte o jego życiorys. Wiedziały niemal
wszystko. Nagle w tłumie tańczących Gryfon dostrzegł Zabiniego z… jego
siostrą?! Momentalnie poczerwieniał i zacisnął mocniej szczękę. Nie mógł
zrozumieć, dlaczego Ginny nadal zadawała się z Blaisem. Po wszystkim, co
Ślizgon jej zrobił. Amanda pociągnęła go w lewo, szli prosto w stronę bawiącej
się dwójki. Ronald zmrużył gniewnie oczy, a gdy podeszli bliżej… zorientował
się, że rudowłosa czarownica to nie Ginny. Kobieta była wyższa i szczuplejsza
niż jego siostra, a włosy sięgały jej ledwie za uszy. Ron rozluźnił się trochę,
a gdy mijał Blaise’a, złapali kontakt wzrokowy. Ślizgon zlustrował wzrokiem
Amandę, która nadal próbowała przedostać się przez tłum, a potem pokazał
Ronaldowi uniesiony w górę kciuk. Rudzielec parsknął śmiechem i minęli bawiącą się
parę. Dłoń Zabiniego powróciła na tyłek rudowłosej czarodziejki.
*
Draco i Hermiona
wylądowali na parkiecie. Razem. Co dziwniejsze oboje byli bardzo zadowoleni z
takiego obrotu spraw. Panna Granger w końcu miała okazję, żeby trochę
potańczyć. Nie robiła tego od ślubu Billa i Fleur, więc bardzo uważała, żeby
nie podeptać Malfoya. Jednak ku zdziwieniu obojga, taniec wychodził jej bardzo
dobrze. Draco cieszył się, że w końcu znalazł sposób na uciszenie Gryfonki. Nareszcie się zamknęła. Pomyślał z ulgą,
zmuszając dziewczynę do obrotu. Z drugiej strony musiał przyznać, że po prostu
dobrze się bawił. Ostatnimi czasy nie miał ku temu wielu okazji. Przytrzymał
ją, gdy zachwiała się przy obrotach. Skinęła mu głową z wdzięcznością.
– Lubisz tańczyć, co Granger? – powiedział, gdy akurat
znaleźli się na tyle blisko, że Gryfonka bez trudu mogła go usłyszeć. Hermiona
pokiwała głową.
– To dzięki Wiktorowi, on nauczył mnie tańczyć na balu w
czwartej klasie – odpowiedziała, próbując przekrzyczeć muzykę. Draco
przyciągnął ją bliżej siebie.
– Marny był z niego nauczyciel – powiedział, nachylając się
nad nią. Nadal droczenie się z Hermioną było bardzo wysoko na liście jego
ulubionych zajęć. Gryfonka pokręciła z niedowierzaniem głową, ale widział, że
nie była zła. Wciąż się uśmiechała.
– Myślisz, że będziesz lepszy? – Prowokująco uniosła jedną
brew. Malfoy pokiwał energicznie głową.
– Oczywiście, że tak – zapewnił, a potem znów zmusił
Hermionę do obrotu. Na parkiecie to on rozdawał karty. Przy następnej piosence
położył rękę na tali dziewczyny, a potem odtańczyli coś na kształt jive’a.
Hermiona wylądowała w jego objęciach dokładnie w momencie, w którym zespół
skończył grać. Oboje mieli przyśpieszone oddechy. Powoli odsunęła się od
Ślizgona, odszukując wzrokiem mężczyznę, który wszedł na scenę.
– A więc konkurs dobiegł końca! Jury podlicza wszystkie
punkty i za piętnaście minut, gdy wybije jedenasta, poznamy zwycięzcę! Mam
również nadzieję, że nacieszyliście się muzyką „Verdens mirakler”! Po nich
zagrają „Bad news”, z którymi będziecie się bawić do białego rana! – Hermiona
odwróciła się do Malfoya.
– Przegapiliśmy konkurs – powiedziała, a jej uśmiech gdzieś
zniknął. Draco wzruszył ramionami.
– Nie wiem jak ty, ale ja mimo wszystko świetnie się
bawiłem… – Gryfonka zaniemówiła, orientując
się, że zabrzmiało to tak, jakby żałowała tych czterdziestu minut na parkiecie.
– Nie miałam na myśli… – zaczęła, ale rozbawiony Draco jej
przerwał:
– Już się nie tłumacz, chodźmy lepiej się czegoś napić, bo
zaraz uschnę. – Panna Granger zgodziła się bez wahania, czując suchość w
ustach.
Chwilę później stali przy barze, wybierając napoje. Gryfonka
w końcu pogodziła się z faktem, że nie dostanie czegoś bez alkoholu. Mimo jej
protestów Malfoy zapłacił za nich oboje, a potem odeszli kawałek, aby w spokoju
dopić drinki.
– Chyba muszę częściej zgadzać się na pomysły Blaise’a –
powiedział Draco, obserwując Hermionę kątem oka. Dziewczyna, dotychczas
wpatrzona w parkiet, odwróciła się do niego.
– Co za dużo to niezdrowo – powiedziała z udawaną powagą,
żeby za chwilę uroczo się uśmiechnąć. Draco spuścił głowę, ale również
uśmiechnął się pod nosem. Hermiona znów zaczęła obserwować parkiet, bo miała
wrażenie, że gdzieś tam widziała Ginny z Blaisem. Mogło jej się tylko wydawać.
Milczeli, nie śpiesząc się z dopiciem alkoholu. Każde pogrążone w rozważaniach,
choć tak naprawdę myśleli o tym samym. O tym, jak cudownie się razem bawili i o
tym, jak będą mieli się wobec siebie zachowywać, gdy wszystko się skończy.
– Wypijmy za ten wieczór, Granger – powiedział nagle Malfoy,
wznosząc toast resztą ognistej whisky. Hermiona bez wahania uniosła swoją
szklankę, żeby mogli się nimi stuknąć.
– Oby trwał jak najdłużej – dodała Gryfonka.
Wypili resztę alkoholu.
*
Astoria od piętnastu minut pozwalała jakiemuś brunetowi
bardzo dokładnie badać jej usta. Musiała przyznać, że całował dobrze, ale był
przy tym okropnie nachalny. Wróciła myślami do ochroniarza sprzed klubu.
Zastanawiała się, czy naprawdę będzie na nią czekał. Oczywiście, że tak. Odpowiedziała sobie od razu, a potem chwyciła
rękę bruneta i podciągnęła ją na swoje plecy. Oderwała się w końcu od jego
warg, a gdy mężczyzna znów próbował ją pocałować, zatrzymała go, delikatnie odpychając.
– Napiłabym się czegoś – oświadczyła, zmuszając usta do
jeszcze jednego fałszywego uśmiechu. Brunet westchnął ciężko.
– Zaczekaj tutaj, zaraz coś przyniosę – powiedział, a potem
odszedł w stronę baru. Astoria nie rozumiała, o co im wszystkim chodziło. Wokół
mniej urodziwych dziewczyn skakali na jednej nodze, a gdy jej trzeba było
przynieść wódkę, chodzenie stawało się trudne. Nienawidziła tego, że mężczyźni
zawsze chcieli tylko się z nią przespać. Odpędziła od siebie ponure wspomnienia,
upominając się w myślach. Wiele razy obiecała sobie, że nie będzie roztrząsać
tego tematu. Zack zdążył przynieść jej wódkę z sokiem pomarańczowym.
Nienawidziła soku pomarańczowego. Uśmiechnęła się do mężczyzny, upijając trochę
alkoholu. Zack w ekspresowym tempie opróżnił swoją szklankę. Widziała, ja się
do niej przybliża, ale w ostatniej chwili zdążyła obrócić głowę i jego
zachłanne usta trafiły na policzek Ślizgonki. Muzyka ustała i zespół zaczął
schodzić ze sceny, w towarzystwie gromkich braw, wiwatów i okrzyków z prośbą o
bis.
– Tak proszę państwa, to byli fantastyczni „Verdens
mirakler”, a już za chwilę, specjalnie dla was, na naszej scenie… „Bad news”! –
Kolejne okrzyki i piski. – Przyszedł czas, żeby ogłosić zwycięzcę naszego
konkursu na zaklęcia. Jury nie miało łatwo z podjęciem decyzji. – Astoria
wzięła kolejnego łyka swojego drinka. Smakował ohydnie. – Zwycięzcą został
RONALD WEASLAY!!! – Blondynka wypluła to, co miała w ustach na
zdezorientowanego Zacka. Mężczyzna skrzywił się, próbując zetrzeć resztki soku
z szaty wyjściowej. Posłał Astorii mordercze spojrzenie, ale Ślizonka wcisnęła
mu do wolnej ręki swojego ledwie tkniętego drinka i ruszyła pod scenę. Serce
waliło jej jak oszalałe. Nie mogła się przesłyszeć, to był on. To naprawdę był
on. Jakoś utorowała sobie drogę, znajdując miejsce w pierwszym rzędzie pod
sceną. Kątem oka zauważyła, że kawałek dalej stała Hermiona. Gryfonka zawzięcie
biła brawo, a z jej ust nie schodził uśmiech. Astoria obserwowała, jak
poddenerwowany Ron wchodzi na scenę, żeby uściskać dłoń prowadzącego. Był
wyższy od mężczyzny o głowę, pomimo że trochę się garbił.
– Oto on! Tegoroczny zwycięzca naszego konkursu – Ronald
Weaslay! – Cała sala znów zaczęła bić brawo. Jakaś blondynka w czarnej sukni
robiła to tak zawzięcie, że uderzyła Astorię łokciem. Ślizgonka zgromiła ją
spojrzeniem. Gdy oklaski ucichły, prowadzący kontynuował:
– Pewnie się zastanawiacie, co wygrał nasz utalentowany
zwycięzca! – Wtedy w rękach mężczyzny pojawił się sporych rozmiarów,
prostokątny bon. – To nagroda jedyna w swoim rodzaju! Kolacja w chmurach! –
Wszyscy zaczęli gorączkowo szeptać, a na twarzy Rona zdziwienie mieszało się ze
zdezorientowaniem. – Nasz zwycięzca wygrał kolację, którą zje z osobą
towarzyszącą podczas lotu zaczarowanym dywanem! – Kolejne wiwaty, brawa i okrzyki.
Astoria była pod wrażeniem nagrody. Nie wszyscy mieli to szczęście, żeby
kiedykolwiek wsiąść na latający dywan. Przez chwilę wyobraziła sobie, jak…
Odepchnęła od siebie te myśli. Znów
spojrzała na Hermionę, już dobrze wiedziała, kto będzie towarzyszył rudzielcowi
podczas kolacji. Spojrzała na scenę, gdzie prowadzący wręczał bon Ronaldowi.
– Zdradź nam, proszę, kto będzie ci towarzyszył podczas
kolacji? – mężczyzna zwrócił się do Gryfona. Astoria widziała, jak spojrzenie
Rona odnajduję w tłumie twarz panny Granger. Westchnęła niemal niezauważalnie.
Chyba nie chciała tego dalej oglądać. Ronald zszedł ze sceny, żeby wręczyć bon
Hermionie, a panna Greengrass, odwróciła się, aby utorować sobie drogę wśród
tłumu i jak najprędzej dostać się do baru. Nagle ktoś chwycił jej nadgarstek,
sprawiając, że przez ułamek sekundy zachwiała się na wysokich obcasach.
Odwróciła się, a oczy niemal wyszył jej na wierzch, widząc kto trzyma jej rękę.
Ron pociągnął ją za sobą i wyszli przed szereg, który uformował tłum gapiów.
Astoria nerwowo przełknęła ślinę. Rudowłosy mężczyzna wciąż się do niej
uśmiechał, co wprawiło ją w jeszcze większe zakłopotanie. Prędko odnalazła w
tłumie twarz Hermiony. Ku wielkiemu zdziwieniu Ślizgonki dziewczyna wciąż się
uśmiechała. Ponad jej ramieniem dostrzegła Draco. Już wiedziała.
– Czy zgodzisz się
zjeść ze mną tę kolację? – Usłyszała jego pytanie i miała wrażenie, że osoby
stojące najbliżej wstrzymały oddech. Rozejrzała się ukradkiem. Obserwowała ich
cała sala. Skupiła wzrok na twarzy Rona, a potem się zgodziła. Jej „tak”
zostało nagrodzone brawami i tylko blondynka w czarnej sukni, która uderzyła ją
łokciem, próbowała zamordować pannę Greengrass spojrzeniem. Wtedy Astoria
zrozumiała, że to właśnie z nią widziała Rona. Przytuliła Gryfona na oczach
całe sali, śmiejąc się Amandzie prosto w twarz.
*
– Jesteś zawiedziona? – usłyszała głos Malfoya obok swojego
ucha. Odwróciła wzrok od Rona i Astorii, aby spojrzeć w oczy Draco. Uśmiechnęła
się do niego i pokręciła głową.
– Nie – powiedziała szczerze, a potem zerknęła przez ramię w
stronę sceny. Astoria przytulała Ronalda, oplatając szczupłymi ramionami jego
szyję. Hermiona nie czuła zawiści czy żalu i sama była tym zdziwiona. Gdy
usłyszała imię i nazwisko zwycięzcy, pognała pod scenę, chcąc cieszyć się
szczęściem przyjaciela, ale nie potrzebowała nagrody. Doskonale wiedziała, że
nawet jeśli kiedyś miałaby zjeść kolację, podczas lotu dywanem… Nie Rona
chciałaby za towarzysza. Z powrotem odwróciła się do Malfoya, żeby choć przez
chwilę móc z bliska przyjrzeć się jego twarzy.
– Nie z nim chciałabym lecieć dywanem – powiedziała, nie
tracąc kontaktu wzrokowego. Draco odchrząknął. Miał wrażenie, że się
przesłyszał.
– Co takiego?
– To, co słyszałeś. – Panna Granger wzruszyła ramionami.
Miała wrażenie, że wypity alkohol dodał jej odwagi. Draco podrapał się w tył
głowy, nie wiedząc, co ma jej odpowiedzieć. Że
kupi jej ten pieprzony dywan, jeśli będzie chciała? To byłoby głupie,
skarcił się w myślach. Ponad głową Gryfonki widział, że Weaslay i Astoria szli
za prowadzącym, a na scenie rozstawiał się kolejny zespół.
– Wiesz, chyba widzę Harry’ego i Pansy, dołączymy do nich? –
Jej głos wyrwał go z rozmyślań.
– Chodźmy – powiedział jedynie, obejmując ją ramieniem.
*
Wendy i Nathalie wydały się Ginevrze najwierniejszymi
fankami na świecie. Nie opuściły miejsc przy scenie aż do ostatniej piosenki
„Verdens mirakler”. W tym czasie Gryfonka w towarzystwie Daphne, z którą
złapała bliższy kontakt, zdążyły trzy razy odwiedzić bar. Udało im się wrócić
na dwie ostatnie piosenki, których tekst gorliwie wykrzykiwała Wendy. Ginny
czuła na sobie spojrzenie gitarzysty, który wcześniej podał jej butelkę wody,
ale mogło jej się tylko wydawać. W końcu na scenie pojawił się prowadzący, a
„Verdens mirakler”, po ostatnim bisie, zaczęli schodzić ze sceny. Wendy uparła
się, że muszą iść za nimi za kulisy, ale nawet Nathalie nie poparła tego
pomysłu. Chwilę potem nastąpił moment, w którym elegancki mężczyzna miał
ogłosić zwycięzcę konkursu na zaklęcia. Ginny nie była za bardzo zainteresowana,
a poza tym razem z dziewczynami musiały odsunąć się od sceny. Wendy natychmiast
ruszyła w kierunku bocznych schodów, którymi muzycy schodzili ze sceny. Jednak
zatrzymał ją ochroniarz, więc zadowoliła się podziwianiem idoli z oddali.
– Kocham cię Kristoffer! – wydarła się czarownica, kiedy
gitarzysta w kamizelce jako ostatni schodził ze sceny. Muzyk odwrócił się,
łapiąc spojrzenie Ginevry, która stała za Wendy. Uśmiechnął się, co wywołało u
dziewczyn gęsią skórkę. Przynajmniej
wiem, jak ma na imię. Pomyślała Ginny, obserwując, jak mężczyzna szepcze
coś na ucho koledze z zespołu. Wokalista skinął mu głową i z pozostałą dwójką
zniknął za sceną. Kris ruszył prosto w stronę ochroniarza, który stał między
nim a Wendy. Zamienił z nim kilka słów po norwesku. Wendy zmiękły kolana. Po
raz pierwszy mogła zobaczyć swojego idola z takiego bliska. Kristoffer był na
wyciągnięcie ręki. Jak wielkie było jej rozczarowanie, gdy ochroniarz przesunął
się z przejścia, tylko po to, by Kris wyciągnął rękę do tej rudowłosej zołzy. Mój Kris. Pomyślała Wendy, a jej serce
rozpadło się na małe kawałeczki, gdy zdezorientowana Ginny chwyciła jego dłoń.
– Pokażę ci to wszystko zza kulis – rzucił jedynie i
pociągnął Gryfonkę za sobą, jakby to była najzwyklejsza rzecz pod słońcem.
Rudowłosa odwróciła się do Daphne, posyłając jej przerażone spojrzenie.
Ślizgonka roześmiała się tylko i pokazała jej kciuk uniesiony w górę. Gdy
zniknęli za sceną, szatynka odszukała wzrokiem zrozpaczoną Wendy.
– To miałam być ja – szlochała dziewczyna. Daphne
uśmiechnęła się przepraszająco do Nathalie, a potem usłyszała, że konkurs na
zaklęcia wygrał Ronald Weaslay. Wcięła się w szok, tym bardziej kiedy Gryfon z
tłumu wyłowił jej siostrę i właśnie z nią postanowił podzielić się nagrodą. To zdecydowanie jeden z dziwniejszych
wieczorów. Pomyślała młodsza z sióstr Greengrass, obserwując swoją siostrę
w objęciach Weaslaya. Gdzieś z tyłu głowy miała wykład Astorii o cudownych
zielonych oczach słynnego Harry’ego Pottera. Zastanawiała się, czy jej siostra
już się domyśliła, że Harry i Pansy to coś poważniejszego… Jeśli nie, ten
związek mógł wywołać prawdziwą burzę w lochach. Westchnęła, wiedząc, że to
nieuniknione. Zaraz potem dołączyła do Nathalie, która ciągnęła swoją
zrozpaczoną przyjaciółkę w stronę baru.
Kristoffer zaprowadził dziewczynę do swojej garderoby.
Spodobała mu się, od zawsze miał słabość do rudych włosów. Odstawił swoją
gitarę w kąt słabo oświetlonego pomieszczenia. Naprzeciw drzwi mieściło się
lustro i coś na kształt toaletki z dosuniętym taboretem. Obok drzwi stała długa
kanapa, a przy niej stolik. Przez środek ciągnął się stojak z ubraniami.
Wszystko było czarne i skórzane.
– Nic specjalnego, ale możesz się rozejrzeć . Skoczę po coś
do picia. – zawahał się, ale w końcu dodał: – Coś mocniejszego. – Puścił jej
oczko i wyszedł, zamykając za sobą drzwi garderoby. Ginny nadal stała na środku
pokoju, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nie rozumiała, co poszło nie tak. To Wendy powinna tu być, nie ja. Wmawiała
sobie, przeglądając sceniczne stroje Kirsa. Gitarzysta bez dwóch zdań był
przystojny. Nawet jeśli Ginevra nie lubiła zarostu u mężczyzn, musiała
przyznać, że Kris z nieogolonymi policzkami jest cholernie pociągający.
Nieświadomie oblizała usta. Wśród jego scenicznych kreacji zauważyła kamizelkę
z długimi frędzlami i nie wiedząc czemu, zapragnęła ją przymierzyć. Ostrożnie
zdjęła ubranie z wieszaka i podeszła do wielkiego lustra, przytwierdzonego do
ściany naprzeciw drzwi. Narzuciła skórzaną kamizelkę na odsłonięte ramiona,
oczywiście była na nią za duża, a frędzle sięgały jej za tyłek. Kistoffer był
dość wysoki, choć podświadomie Ginevra porównała go do Blaise’a i nie mogła
stwierdzić, czy Norweg jest od niego wyższy. Odwróciła się bokiem do lustra,
chcąc obejrzeć jak kamizelka prezentuje się z tyłu i wtedy drzwi się otworzyły.
Zamarła i momentalnie zrobiło jej się gorąco.
– Przepraszam, nie powinnam… – zaczęła się pośpiesznie
tłumaczyć i zdejmować kamizelkę, ale Kristoffer tylko się uśmiechnął i przerwał
jej od razu:
– Nie szkodzi. Lubię, gdy dziewczyna ubiera się w skórę –
Znów puścił jej oczko, a potem kopniakiem zamknął drzwi. W rękach trzymał dwie
wysokie szklanki, pełne alkoholu. Gryfonka zdjęła kamizelkę i odwiesiła ją na
miejsce. Wciąż stała na środku pomierzenia, ręce splotła za sobą. Kristoffer
odstawił szklanki na okrągły stolik.
– Usiądź sobie – polecił dziewczynie, wskazując podbródkiem
kanapę. – Jeśli nie będzie ci przeszkadzać, to przebiorę się w coś
wygodniejszego. – Ginny nerwowo przełknęła ślinę, ale nie powiedziała słowa
sprzeciwu. Kris miał na sobie jedynie skórzaną kamizelkę i czarne spodnie. W
dodatku bardzo szybko pozbył się górnej części odzienia, całkowicie odsłaniając
klatkę piersiową i umięśniony brzuch. Ginny starała się nie zwracać na to
uwagi. Wlepiła wzrok w swoje buty. Muzyk się roześmiał, co spowodowało, że
rudowłosa nastolatka natychmiast podniosła wzrok.
– Co cię tak bawi? – zapytała, próbując zapanować nad
drżeniem głosu.
– Nie wiedziałem, że peszą cię mężczyźni rozebrani od pasa w
górę… – powiedział rozbawiony. Gryfonka nie była w stanie mu odpowiedzieć.
Nadal nie rozumiała, dlaczego, na Godryka, siedziała w prywatnej garderobie
jakiegoś nad wyraz pewnego siebie muzyka. Kris przeciągnął przez głowę zwykły
t-shirt.
– Lepiej? – zapytał z uśmiechem, na co Ginny tylko parsknęła
śmiechem. Chwycił jeden z przyniesionych drinków i napił się łapczywie.
– Zawsze mnie suszy po koncertach – wyjaśnił. Zauważył, że
dziewczyna nie tknęła swojego alkoholu. –Oh kochanie, gdybym chciał cię
wykorzystać, to nie siliłbym się na dolewanie ci czegoś do drinka.
– Wcale nie pomyślałam, że… – Przerwał jej:
– Proszę, weź mój, już się napiłem, więc na pewno jest
czysty. – Podał jej swoją szklankę. Dziewczyna przyjęła ją bez słowa.
Kristoffer usiadł obok niej na kanapie.
– Więc zakładam, że jest coś, co chciałabyś o mnie wiedzieć,
hm? – zagadnął. Rudowłosa odwróciła głowę, przyglądając mu się z bliska. Teraz
wyglądał na starszego, niż początkowo sądziła.
– Cała masa rzeczy, praktycznie wcale cię nie znam. Wiem
tylko, że jesteś Kris i grasz na gitarze. Oh, no i jesteś Norwegiem.
– A także w czołówce najbardziej rozchwytywanych
czarodziejów…
– I skromny, jak każda gwiazda rocka – zaśmiała się Ginny.
Na szczęście udało jej się rozluźnić. Napiła się odrobinę alkoholu. Drink był
cholernie mocny. Zmarszczyła brwi.
– Właściwie ile masz lat? – zapytała, biorąc kolejnego łyka.
Kristoffer oblizał górną wargę, zanim odpowiedział:
– Dwadzieścia osiem. – Dziewczyna zakrztusiła się alkoholem
i natychmiast odłożyła szklankę.
– Naprawdę? – upewniła się, mimo że gitarzysta brzmiał
całkowicie poważnie. Kris kiwnął głową, nie rozumiejąc zdziwienia Ginny. Zaraz
potem zmarszczył brwi i zapytał:
– Czy to jakiś problem? Właściwie ile ty masz lat? Jesteś
niepełnoletnia? Bo jeśli tak, to mogą mnie za to zamknąć. – Ginevra roześmiała
się, słysząc panikę w jego głosie.
– Skończyłam siedemnaście lat w tym roku – powiedziała,
posyłając mu jeden ze swoich najładniejszych uśmiechów.
– Okej, teraz to ja jestem zaskoczony. Właściwie to okropnie
chamskie z mojej strony, bo nawet nie zapytałem jak się nazywasz…
– Ginny – sprostowała szybko. Kristoffer pokiwał głową, a
potem wstał i przeszedł się parę razy po pokoju. Usiadł w końcu na taborecie,
za plecami miał wielkie lustro.
Następne pół godziny spędzili na rozmowie o wszystkim i o niczym.
Kris opowiadał, jak w wieku szesnastu lat założył zespół z najlepszym
przyjacielem Williamem i jak potem zagrali swój pierwszy koncert dla większej
publiczności. Ginny spodobał się norweski akcent i coraz przyjemniej słuchało
się jego głosu. Zdążyła też dopić swojego drinka. Kristoffer znów wstał i
usiadł obok niej na kanapie.
– Fajnie się z tobą rozmawia – wyznała dziewczyna, patrząc
mu w oczy.
– A całuje jeszcze lepiej – odparł od razu Kris, a potem
przytrzymał dłońmi twarz Ginevry i pocałował ją. Miał gdzieś jej wiek. Ginny
usiadła mu na kolanach i z zapałem oddawała pocałunki. Miała gdzieś, że znają
się niecałą godzinę.
*
Blaise po raz kolejny pogratulował sobie w myślach.
Namówienie pozostałych Ślizgonów i Gryfonów na tę imprezę było genialnym
pomysłem. Sam spędził cały wieczór w towarzystwie Virginii, którą poznał przy
barze. Właściwie w planie na ten wieczór miał Ginny Weaslay, ale doszedł do
wniosku, że Gryfonka poczeka, poza tym Virginia była dużo łatwiejszą opcją.
Kapela, która zastąpiła „Verdens mirakler”, grała dużo spokojniejsze kawałki,
toteż Blaise bez przeszkód mógł dokładniej poznać swoją partnerkę. Dwunasta zbliżała
się nieuchronnie, ale Ślizgon miał nadzieję, że Virginia zostanie z nim do
wczesnych godzin porannych. Najlepiej w pokoju hotelowym, po przeciwnej stronie
ulicy. Na jego ustach pojawił się uśmiech. Przez chwilę zastanawiał się, czy
reszta bawiła się równie dobrze, co on. Jednak szybko doszedł do wniosku, że
właściwie to było mu obojętne. Kolejna wolna ballada dobiegła końca, a na
scenie pojawił się, już dobrze wszystkim znany prowadzący. Większość par
przestała się bujać, jednak znaleźli się i tacy, którym brak muzyki wcale nie
przeszkadzał.
– Za piętnaście minut przywitamy nowy rok, ale zanim to
nastąpi pora wyłonić spośród tłumu tegorocznych Króla i Królową nocy! –
Standardowo wybuchła wrzawa, a podniecone szepty nie miały końca. Każda chciała
zostać królową. Blaise przyciągnął do siebie Virginię i złożył na jej ustach
szybki pocałunek. Liczył się z tym, że zaraz wejdzie na scenę, a nad jego głową
pojawi się holograficzna, złota korona. Pociągnął rudowłosą kobietę za sobą,
podchodząc bliżej sceny. W ręce prowadzącego pojawiła się granatowa koperta,
którą szybko otworzył.
– Już za chwilę poznamy tegorocznych zwycięzców, czy
jesteście gotowi?! – Tłum odpowiedział, krzycząc i piszcząc. – Nie słyszę was,
jesteście gotowi?! – Jeszcze potężniejszy krzyk wydobył się z tysiąca gardeł.
Blaise poprawił swój krawat i mankiety koszuli.
– Przed wami – prowadzący zrobił dramatyczną pauzę, a
napięcie sięgnęło zenitu. Zabini stawał się coraz bardziej niespokojny z każdym
kolejnym słowem. – Po raz drugi na tej scenie – Ślizgon zmarszczył brwi. –
RONALD WEASLAY!!! – Tłum zaczął skandować imię rudzielca, co Blaise skwitował
dobitnym:
– Że jak, kurwa? – Rozejrzał się dookoła i to z pewnością
nie był żart. Ron został Królem Nocy. Świat
się skończył. Pomyślał Zabini, musiał zaczerpnąć świeżego powietrza.
Zostawiając Virginię i całe to nieporozumienie, skierował się w stronę wyjścia
na balkon.
Ronald oniemiał po raz drugi tego wieczoru, naprawdę
zastanawiał się, czy to nie jest jakiś głupi żart. Wygranie konkursu nie było
trudne, tym bardziej że pozostali uczestnicy byli nieźle podchmieleni, jednak
tytuł Króla Nocy? Jak w transie wszedł po bocznych schodach, żeby po raz drugi
tego wieczoru uścisnąć dłoń prowadzącego. Nad jego głową pojawiła się złota
korona, będąca jedynie błyszczącą poświatą. Odwrócił się do tłumu, który wciąż
skandował jego imię. Uniósł zaciśniętą w pięść dłoń nad głowę w geście
zwycięstwa. Rozległy się oklaski. Odszukał w tłumie Harry’ego i Pansy.
Przyjaciel głośno zawołał jego imię, a po chwili dołączył do niego chór
pozostałych głosów i nawet Parkinson biła brawo. Zarejestrował również, że
gdzieś przy scenie stoi Amanda ze swoimi przyjaciółkami. Chyba nadal była na
niego zła o nagrodę, którą wręczył Astorii. Właściwie sam nie wiedział, czemu
to zrobił. Z podwyższenia widział również Hermionę. Jego Hermionę, którą
ramieniem obejmował Draco Malfoy.
Ślizgoni powariowali, przysięgam. Pomyślał Ron i odwrócił wzrok. Prowadzący
znów zabrał głos:
– A teraz pora wyłonić tą jedyną. Najpiękniejszą z pięknych!
– Zapadła grobowa cisza, a w powietrzu dało się wręcz wyczuć frustrację kobiet
na sali. – Powitajcie ją oklaskami, bo
oto wasza Królowa Nocy – ASTORIA GREENGRASS! – Snop światła padł na postać w
długiej czerwonej sukni i rozległy się brawa oraz męskie okrzyki. Ślizgonka
była odrobinę zaskoczona wygraną, bo nie robił absolutnie nic, aby otrzymać
koronę. Powoli sunęła po parkiecie, a tłum się przed nią rozstępował. Znów
czuła na sobie pożądliwe i nienawistne spojrzenia. Uśmiechnęła się do Amandy,
gdy wchodziła na scenę, w towarzystwie burzy oklasków. Ronad Weaslay doszedł do
wniosku, że Harry dolał mu do drinka Felix Felicis. Nie wierzył w potrójny
zbieg okoliczności. Nie dość, że wygrał konkurs, został królem, to na dodatek
jego królową okazała się być dziewczyna, która mieszała mu w głowie od kilku
miesięcy.
– A teraz zróbcie miejsce, bo nasza królewska para niebawem
pojawi się na parkiecie! – Tłum posłusznie się rozstąpił. formując coś na
kształt półkola pod sceną. Ron szybko przetworzył nowe informację i zaoferował
Astorii swoje ramię. Zeszli ze sceny. Oboje czuli się niekomfortowo, gdy
obserwowało ich tylu ludzi. W dodatku większość nie życzyła im dobrze.
Szczególnie Astorii.
– Błagam, powiedz, że potrafisz coś zatańczyć – szepnęła mu
na ucho dziewczyna, gdy szli w stronę środka sali. Zatrzymali się w połowie
odległości między sceną a tłumem gapiów. W pomieszczeniu panowała bezwzględna
cisza.
– Tylko to, czego uczyła nas McGonagall na czwartym roku –
odparł Ron, konspiracyjnym szeptem. Ślizgonka westchnęła.
– Masz szczęście, bo to walc i chyba się nada. – Rudowłosy
mężczyzna nic nie powiedział, a gdy rozbrzmiały pierwsze akordy, położył rękę
na talię Astorii. Trzymali ramę, stojąc od siebie na wyciągnięcie ręki, a gdy
już mieli zacząć taniec, ostatni raz tego wieczoru odezwał się prowadzący:
– Oh, kochani… To nie takie tańce, musicie zauważyć, że tępo
zwlniłoooo… – Uśmiechnął się do Rona i zszedł ze sceny, pozostawiając wszystko
w rękach muzyków. Astoria momentalnie zarzuciła mu ręce na szyję.
– Zacznij się kołysać – syknęła. Nie chciała zrobić sobie
wstydu. Ronald uśmiechnął się do niej znacząco, a potem przyciągnął dziewczynę
do siebie. Drugą rękę położył jej poniżej łopatek.
– Czekałem na tę chwilę cały wieczór, nie mów mi co mam
robić – szepnął jej na ucho. Chwilę potem coraz więcej par zaczęło się kołysać,
idąc w ślad za królewską parą. Astoria nic nie odpowiedziała. Oparła głowę o
obojczyk Rona i kołysała się w jego ramionach, czekając aż wybije północ.
*
Ginny Weaslay stała oparta o balustradę balkonu, czekając na
pokaz magicznych fajerwerków. Pożegnała Krisa za dwadzieścia dwunasta, chcąc
odszukać przyjaciół. Zamieniła z Hermioną kilka słów i złożyły sobie zawczasu
życzenia, gdyby później nie odnalazły się w tłumie. Widziała się również z
Harrym i Pansy, życząc im udanego nowego roku. W końcu wylądowała tutaj, myśląc
o Kistofferze. Wiedziała, co mogłoby się stać, gdyby została z nim do
dwunastej. Nie chciała tego i cieszyła się, że mężczyzna nie nalegał. Mimo
wszystko dobrze się z nim bawiła. Przy kolejnym podmuchu wiatru, zrobiło jej
się zimno, ale widząc coraz więcej tłoczących się na balkonie ludzi postanowiła
nie opuszczać swojego miejsca. Wpatrywała się w rozgwieżdżone niebo i tarczę
księżyca, a dookoła niej ludzie już zaczynali składać sobie noworoczne życzenia.
– Dziesięć! – Zaczęło się odliczanie, a w Ginny narastał
coraz większy niepokój. A może ekscytacja?
– Dziewięć! – Czuła, że jest obserwowana.
– Osiem! – Ktoś do niej podszedł.
– Siedem! – Znajoma dłoń podała jej lampkę szampana.
– Sześć! – Odwróciła się, żeby móc spojrzeć mu w oczy.
– Pięć! Cztery! Trzy! – Wpatrywali się w siebie, bez słowa.
– Dwa! – Mężczyzna uniósł swój kieliszek do toastu.
– Oby ten rok był lepszy, niż poprzedni, Weaslay –
powiedział spokojnie, a w niebo poszybowały fajerwerki. Ludzie wokół zaczęli
krzyczeć, głośno deklarować postanowienia noworoczne i zwyczajnie cieszyć się
nadejściem następnego roku. Ginny uśmiechnęła się do niego i stuknęła jego
kieliszek swoim.
– Za nowy, lepszy rok, Blaise – powiedziała, a potem razem
wypili szampana.
*
Hermiona tańczyła z
Draco, do jakiegoś wolnego kawałka. Kapela się zmieniła nieco po jedenastej, a
obecny zespół preferował spokojniejszą muzykę. Gryfonka pomyślała, że to bardzo
sprytny zabieg. Dwunasta zbliżała się nieuchronnie, ale byli prefekci stracili
poczucie czasu. Panna Granger wiedziała, że alkohol, który wypiła dzisiejszego
wieczoru, powoli zaczynał mieszać jej w głowie. Nagle Malfoy obrócił ją o sto
osiemdziesiąt stopni tak, że stała do niego plecami. Objął ją w pasie,
układając swoje duże dłonie na brzuchu Gryfonki. Czuła się taka drobna przy
postawnej sylwetce blondyna, schowana w jego ramionach. Mimo wyższych butów
nadal sięgała mu do ledwie do linii ust. Kołysali się w rytm spokojnej melodii,
w pewnym momencie Draco oparł brodę o głowę panny Granger. Nie myślał o tym, co
robił, po prostu chciał być przy niej do samego rana. Denerwowała go cały
wieczór, ale dla tej chwili, mógłby znieść to jeszcze raz. Zastanawiał się, czy
naprawdę aż tyle się zmieniło, że spokojnie kołysze się na parkiecie z przemądrzałą
Granger, podczas gdy mógłby mieć każdą dziewczynę na tej Sali. Tylko nie chciał
każdej, dzisiejszego wieczora chciał tylko tej upartej Gryfonki.
– Draco? – Usłyszał jej głos.
– Mhm?
– Wszyscy wychodzą na balkon obejrzeć fajerwerki. Zaraz dwunasta
– powiedziała głośno, żeby mógł ją usłyszeć. Cicho westchnął, bo wcale nie
chciał jej teraz puścić. Mocniej przyciągnął Gryfonkę do siebie i nachylił się
nad uchem szatynki. Nosem musnął płatek jej ucha.
– Mamy jeszcze trochę czasu – szepnął, a panna Granger
przymknęła oczy, czuła jego gorący oddech przy swoim uchu. Przeszedł ją
dreszcz, niosąc za sobą gęsią skórkę. Włoski na karku stanęły jej dęba. Gdzieś
w tle słyszała odliczanie, ale zupełnie nie mogła się na niczym skupić.
Zadrżała, gdy złożył pocałunek na odsłoniętej skórze, trochę poniżej jej ucha.
Następny na linii żuchwy, a potem kolejne. Przywarł w końcu ustami do jej
rozpalonego policzka. Hermiona cieszyła się, że Malfoy wciąż trzyma ją w
objęciach, bo z pewnością osunęłaby się na podłogę. Nogi miała jak z waty. Nie
wiedziała, kiedy przestali się kołysać. Cichutko westchnęła, gdy kolejnym
pocałunkiem obdarował kącik jej ust.
Chciała się odwrócić, aby spojrzeć mu w oczy, ale przytrzymał ją
mocniej, więc mogła jedynie odrobinę przekręcić głowę w jego stronę i wtedy
znów ją pocałował. Przywarł swoimi wargami do jej umalowanych czerwoną szminką
ust. Musiał się bardzo nachylić nad dziewczyną, aby móc pogłębić pocałunek.
Nagle podniosła się straszna wrzawa. Zaczęto wiwatować, a
ułamek sekundy później rozległy się brawa. Prawdziwa burza oklasków.
Zdezorientowana Hermiona oderwała się od ust Malfoya. Rozejrzała się po prawie
opustoszałej sali, wszyscy tłoczyli się przy wejściu na balkon. Miała ochotę
się roześmiać, bo przez krótką chwilę myślała, że to im bito brawo.
Wyswobodziła się z jego objęć i ruszyła w stronę tłumu czarodziejów. Zdążyła
jeszcze odnaleźć dłonią jego nadgarstek. Draco posłusznie podążył za Gryfonką.
Znaleźli sobie miejsce przy zewnętrznej ścianie, obserwując wzbijające się w
niebo kolorowe petardy. Chłodne powietrze muskało twarz rozpalonej dziewczyny,
wciąż czuła usta Malfoya na swoich wargach. Czy
kiedykolwiek mogłabym przypuszczać, że powitam nowy rok, całując się ze
Ślizgonem? Pomyślała i znów miała ochotę się roześmiać. W powietrze wzbiła
się kolejna fala fajerwerków. Złote i srebrne iskry rozlały się po ciemnym
niebie.
– Szczęśliwego nowego roku – usłyszała tuż nad swoim uchem.
Odwróciła się do Draco, który obserwował niebo, uśmiechając się pod nosem.
Przyłożyła drżące dłonie do jego gładko ogolonych policzków. To spowodowało, że
automatycznie pochylił głowę, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Hermiona
zachłannie przywarła do jego ust. Przez krótki moment stał jak sparaliżowany,
nie wiedząc, co się działo. Chwilę potem objął dziewczynę, przyciągając jej
ciało bliżej siebie. Powoli zaczął oddawać pocałunki. Był rozbawiony tym, jak
bardzo jest niecierpliwa. Po chwili czuł, jak Granger wplata jedną dłoń w jego
blond włosy, drugą położyła mu na karku, zmuszając, aby pochylił się jeszcze
trochę. Gdy zaczął chętniej oddawać pocałunki, cofnęła się odrobinę.
– Szczęśliwego nowego roku, Draco – powiedziała, drżącym z
podniecenia głosem.
A o to i jest! Zanim zacznę, dziękuję kochana za wymienienie mnie na początku! Zrobiło mi się bardzo miło 💖
OdpowiedzUsuńA przechodząc do rozdziału! Miazga! Te opisy, kochana, te opisy R-E-W-E-L-A-C-J-A Ten Kris to taki typowy gwiazdor, który zwrócił uwagę na piękną dziewczynę, bo go zignorowała :D Virginia, kojarzy mi się troszeczkę z Ginny, brzmi podobnie (nie brzmi? dla mnie brzmi xD), no i ta ruda i ta ruda haha Ah ten Blaise, ma słabość do rudych... A jak przy rudych jesteśmy... (ten fragment pokaże jaką moc ma w sobie ten rozdział), tak się zaczytałam i utożsamiłam z bohaterami, że zareagowałam dokładnie tak samo jak Blasie na wieść że to Weasley został Królem... Że kto? Że on? Że jakim cudem? xD Liczyłam na Draco xD A w ogóle, to już bym się prędzej spodziewała naszego sławnego, dręczonego pół nocy przez fanki, Pottera jako króla, ale nie Rona :D Dobra... przyznam, że tekst z tym Felix Felicis wyjaśnił sprawę i rozumiem zabieg, w końcu jakoś trzeba ruszyć tę parkę :D Niemniej jednak moje serce rwało do fragmentów z naszą główną parą. Oni są tacy prawdziwi! Jestem Ci za to tak bardzo wdzięczna! Śmiechłam (dobra, wiem, nie ma takiego słowa, ale kto mi zabroni? :D ) jak Hermiona myślała przez chwilę, że to im bito brawo. Gdyby nie to, że chwilę wcześniej czytałam o Ginny na balkonie i ludziach odliczających do północy też pomyślałabym, że to dla nich :D Ogólnie pisząc już na koniec (przepraszam, że dzisiaj ten komentarz taki słaby, wybaczysz?) należą Ci się gromkie brawa za ten rozdział! Jest tak dopieszczony i tak idealny, że bardziej nie może! Widać ile pracy na niego poświęciłaś! Ja to doceniam! I jestem bardzo wdzięczna za niego 💖 Czuję się spełniona :D
Jeszcze raz gratuluję świetnego rozdziału i pozdrawiam ciepło!
Ps. Przy najbliższym spotkaniu stawiam Ci szklaneczkę Ognistej! :D
Zawsze z niecierpliwością czekam na twój komentarz! Zawsze zwrócisz uwagę i napiszesz ze dwa słowa o scenach i postaciach, o które/których najbardziej się stresowałam. Bardzo się cieszę, że rozdział się podobał, bo napracowałyśmy się z Ali$hią nie mało <3
UsuńRównież pozdrawiam i do Ognistej proponuję po piwie kremowym :D
Jejku, wreszcie! Rozdział starsznie mi się podoba. Ahh, moje najkochańsze Hansy, wreszcie ❤ Po prostu uwielbiam Rona i Astorie tutaj. Moje słoneczka. Nie mogę doczekać się kolejnego! Buziaki :*
OdpowiedzUsuńO Merlinie! o.o Impreza zdecydowanie nie wypadła tak, jak sobie to wyobrażałam, ale to nie znaczy, że wyszło źle. Wręcz przeciwnie! Jest moc! XD <3
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to, że w tym rozdziale Ginny i Ron spędzili tego Sylwestra po swojemu, a przynajmniej po części, nie wiążąc się z jakimś Ślizgonem lub Ślizgonką. :') *If you know, what I mean.*
Jestem mega ciekawa tej kolacji na latającym dywanie Rona i Astorii. Niczym Alladyn i Jasmine. *-* Mogą wydarzyć się całkiem dziwne rzeczy, a znając ich, wszystko jest możliwe.
Harry i Pansy. Hmmm... Ciężko mi cokolwiek mi powiedzieć na ich temat, bo w tym rozdziale było ich stosunkowo mało. W każdym razie, ja też byłam wkurzona tym, że fanki Pottera non stop go dręczą. No ileż można! :'D Dajcie im chwilę, nosz kurczaki!
Dziwne było to, kiedy Ginny dała pocałować się Krisowi. Ale taka jest Gin, nic nie poradzisz. :p Te ich życzenia Noworoczne! Cuuute! <3 "Za nowy, lepszy rok." - to zdecydowanie dobry nowy początek ich relacji. Od tego powinno się zacząć. ;)
Na koniec nasze ukochane i najlepsze w tym fanfiction, czyli Dramione. (oczywiście wedle uznania) Jestem w nich zakochana po uszy. *-* I ten pocałunek! Jejuuuu... Żyć, nie umierać normalnie. XD Strasznie podoba mi się ich przekomarzanie, bo koniec końców zawsze wychodzi tak, jak miało wyjść. No a wiadomo, co się wtedy dzieje. ;P Oni są tak o siebie zazdrośni, że masakra. Jestem ciekawa, co z tej zazdrości wyniknie w przyszłości. (nie czuję, że rymuję) Mam na myśli; co kiedyś może zrobić Draco z czyhającą konkurencją? Poczekamy, zobaczymy.
Dziękuję ci kochana za to, że po raz kolejny mnie wyróżniłaś. Mam nadzieję, że nasze komentarze dodają ci otuchy, a dobre i szczere słowa motywują do dalszego działania. <3
Pozdrawiam,
Kate Avicii.
P.S. Jeśli jeszcze uczęszczacie do szkoły (mam na myśli autorki "Domu Salazara", ale również wiernych czytelników), to życzę wam, jak najlepszego rozpoczęcia roku! Niech szóstki i piątki wam sprzyjają, czy coś. XD (mi też się przyda ;D)
Ehhh... Uroki pisania na telefonie długich komentarzy. Zdarzyło się tam pewne powtórzenie. Przepraszam, bo wiem, że niektórych razi w oczy. ;)
UsuńWprost uwielbiam czytać twoje komentarze *.* Zawsze bardzo mnie motywujesz do dalszej pracy, bardzo dziękuję za czas, który poświęcasz na napisanie tak długiego komentarza, bo on faktycznie coś wnosi do mojej twórczości.
UsuńRównież życzę udanego roku szkolnego i ściskam mocno ~Pani M.
Blog bardzo fajny, przyjemnie się go czyta, jest taki...lekki! Nawet jeśli się trochę stresowałaś co do odbioru, to tego nie widać. Rozdziały odpowiedniej długości, nie nudzę się czytając. A tak wgl, to jestem zdziwiona, że nadal masz tyle pomysłów i mam nadzieję, że szybko tego bloga nie zakończysz, i z niecierpliwilością czekam na nexta! :D A wcześniej nie komentowałam, bo musiałam nadrobić zaległości z czytaniem. I mam nadzieję, że Dziurkacz to przeczyta.(Tak, tu Sushi)
OdpowiedzUsuńOh, sushi sushi!!!
OdpowiedzUsuńCałkowicie się z tb zgadzam :D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńKiedy next? Czekaaaam! :D
OdpowiedzUsuńZupełnie zapomniałam wspomnieć, że wraz z rozpoczęciem roku szkolnego rozdziały będą się pojawiać co drugi tydzień, tzn. że 69 pojawi się 16 września :)
UsuńW takim razie miał być wczoraj, a go nie ma. :(
UsuńNie mam Ci tego za złe, ale wrzuć go jak najszybciej, bo już nie wytrzymie! :D (wiem, że nie ma takiego słowa XD)
Trochę się sprawy pokomplikowały, ale rozdział pojawi się do końca tygodnia :D
UsuńRozdział wyszedł idealnie 💕💕 czekam na kolejny! Mam nadzieję że Ginny będzie z blaisem a nie z Krisem...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę!! 💕
Byłam mile zaskoczona, widząc, że podczas mojej nieobecności doszły 3 rozdziały. Co sądzę?
OdpowiedzUsuńTo co zwykle.
Cudne, idealne i kisski lovki foreverki xD <3
Mam nadzieję, że piszesz już kolejny rozdział. Jak nie to życzę weny <3
Miłej niedzieli -Mary ^^
Przeczytałam już dawno, a komentuję teraz.. Nie skłamię jak dodam, że jest to jeden z moich ulubionych rozdziałów!! Chociaż mogłabym to powiedzieć o większości. xD Bardzo dziękuję za dedykację! Po prostu kocham tego bloga, rozdział był boski!!! Ciągłe przerywanie Harry'emu i Pansy, progres w relacji Hermiony i Malfoy'a i Astoria z Ronem hahahaha! :D Ciekawe co dalej z Ginny i Zabinim! I jeszcze Daphne, niech coś dobrego ją spotka! ;p Kocham i czekam na nowy rozdział. Weny!
OdpowiedzUsuńA ja czekam ^^
OdpowiedzUsuń