Rozdział 67
Przychodzę do Was z nowym rozdziałem, ale na wstępie muszę się przyznać - nie jestem z niego zadowolona. Szczególnie scena, która otwiera tą część historii nie poszła po mojej myśli. Chyba dobra kreacja Ginny i Blaise'a jest ponad moje możliwości... Niemniej - starałam się.
Nie przedłużam i zapraszam do czytania (i komentowania)!
~Pani M.
Rozdział 67 – Znów w domu.
Ginny
Weasley, niosąc pod pachą grubą księgę, zmierzała w stronę biblioteki.
Postanowiła podciągnąć swoje stopnie z transmutacji w przyszłym semestrze, ale
żeby to osiągnąć czekało ją parę ciężkich wieczorów, spędzonych w bibliotece.
Nie chciała marnować czasu. Zauważyła, że przez ostatnie wydarzenia, w dużej
mierze związane z Blaisem, opuściła się w nauce. Nigdy nie była orłem, ale
zazwyczaj zgarniała przyzwoite stopnie. Oprócz nauki zaniedbała również
przyjaciół, nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio rozmawiała z
Nevillem, czy koleżankami ze swojego rocznika. Czuła, że zaniedbała ludzi, na
których naprawdę jej zależało. Kiedy
ostatnio rozmawiałam z Georgem? Była na siebie wściekła. Zapatrzona w
Zabiniego, zostawiła za sobą wszystkich, których kochała i wiedziała, że to
była tylko i wyłącznie jej wina. Ginny czuła się jak idiotka.
Pchnęła
podwójne drzwi, wchodząc do biblioteki. Przywitała panią Pince i od razu
skręciła w stronę działu ksiąg związanych z transmutacją. Ginny znała te regały
aż zbyt dobrze, sama nie wiedziała, dlaczego przedmiot McGonagall sprawiał jej
tyle trudności. Znalazła interesujący ją wolumin. Ostrożnie zdjęła go z półki i
zajęła miejsce przy stoliczku.
– Lumos –
mruknęła, a lampka, stojąca na drewnianym blacie zaświeciła żółtym światłem.
Usiadła na twardym krześle i pochyliła nad książką. Odszukała w spisie treści
rozdział, omawiany na ostatnich lekcjach i zabrała się za robienie notatek. Po
pół godziny odłożyła na chwilę pióro i wstała rozprostować nogi. Przeszła dwa
razy wzdłuż regałów, przeskakując wzrokiem z jednego grzbietu książki na
kolejny.
– Szukałem
cię. – Usłyszała czyjś głos za plecami. Nie wzdrygnęła się, bo nie tak łatwo
było ją wystraszyć. Odwróciła się, krzyżując ręce na piersiach. Nie zdziwił ją
widok Blaise’a. Chłopak od śniadania sprawiał wrażenie, jakby chciał z nią
porozmawiać, wiedziała, że ten moment nadejdzie.
– Znalazłeś
– rzuciła obojętnie. Kącik jego ust uniósł się do góry.
– Chciałem wiedzieć, jak bardzo mnie nienawidzisz, zanim
powiem cokolwiek więcej.
– Bardzo –
niemal warknęła dziewczyna. To, co zrobił jej Ślizgon, było czymś więcej niż
gwarantowanym pobytem w skrzydle szpitalnym. Miała po prostu złamane serce.
Naprawdę się w nim zadurzyła, a on potraktował ją jak zwykłą szmatę. Oczywiście
wiedziała, że jest równie winna, jak Blaise. Nikt nie kazał jej wskakiwać na
kolana Michaela Cornera, ale, cholera, tak bardzo nie chciała, żeby ktoś
dowiedział się o jej związku ze Ślizgonem. Gdyby postąpiła inaczej… gdyby… Ginevra
wiedziała, że jest za późno na spekulację.
– Na
początku chciałem cię przeprosić, ale chyba zwykłymi przeprosinami niczego nie
osiągnę…
–
Niezwykłymi też nie – wtrąciła Gryfonka, robiąc krok w stronę Blaise’a. W
bibliotece nie wolno było rozmawiać, toteż dwójka uczniów musiała mówić
naprawdę cicho.
– Mam tylko
nadzieję, że kiedyś spojrzysz na mnie bez tego strachu w oczach.
– Nie boję
się ciebie. – Głos dziewczyny, choć cichy, zabrzmiał pewnie, ale Zabini nie dał
się oszukać. Uśmiechnął się i wyciągnął dłoń w stronę twarzy Gryfonki, a ta
natychmiast się odsunęła.
– Twoje
czyny przeczą twoim słowom, Gin.
– Jesteś
żałosny, to wszystko jest żałosne. Skończmy tę szopkę. Co ty właściwie chcesz
osiągnąć? – Ginny podniosła głos, więc zaraz rozległ się wrzask bibliotekarki,
że w pomieszczeniu obowiązuje bezwzględna cisza. Chłopak nachylił się nad
dziewczyną i ściszając głos do szeptu, kontynuował rozmowę:
– Nie
chciałem, żeby tak wyszło, ale doskonale wiesz, że nie jesteś bez winy.
– Nawet nie
wiesz, co tam się stało, nie masz prawa mnie oceniać! – Dziewczyna znów zaczęła
podnosić głos.
– Nie
podniecaj się tak, bo nas stąd wyrzuci – upomniał ją Blaise, co spowodowało, że
na policzkach Ginevry zakwitły czerwone rumieńce.
– A teraz
powiem ci, co tam się stało, a ty skoryguj, jeśli się mylę.
– Pomyłką
było zadawanie się z tobą – fuknęła, ale postanowiła wysłuchać Ślizgona.
Ostatecznie nie miała niczego do stracenia.
– Corner
wiedział, że z kimś się spotykasz i postanowił dowiedzieć się z kim. Ty
oczywiście spanikowałaś, bo przecież „nikt nie może się o nas dowiedzieć,
Blaise” – parodiował jej głos. – Więc zgodziłaś się na wszystko, co ten idiota
wymyślił. Mam rację? – Patrzył na nią z wyższością. Ginny westchnęła.
– Tak, ale…
– Żadnego
„ale”, oboje zawiniliśmy, tyle.
– Tyle?
Tyle? Blaise, pobiłeś mnie do nieprzytomności, nie sądzę, że to „tyle”. – Chłopak słyszał, że głos jej się łamie.
Wiedział, że wtedy przesadził, ale to był odruch. Nie kontrolował się. Chciał
coś jeszcze powiedzieć, ale pani Pince wychyliła się zza rogu:
– Minus
dziesięć punktów dla Slytherinu i Gryffindoru. Jeśli chcecie hałasować, róbcie
to poza biblioteką. – Irma Pince
poprawiła swoje okulary i zniknęła za kolejnym regałem.
– Chodźmy –
powiedział Ślizgon i wyciągnął rękę w stronę dziewczyny. Ginny przecząco
pokręciła głową.
– Mam do
odrobienia transmutację, przeszkadzasz mi. Jeśli tylko tyle masz do
powiedzenia, to wracam do nauki. – Usiadła nad otwartą książką, ale wtedy
Zabini zgasił lampkę i zamknął jej wolumin przed nosem.
– Mam do
powiedzenia o wiele więcej. – Chwycił ją za ramię i pociągnął do góry. Wyrwała
się z jego uścisku, oburzona tym, jak ją potraktował.
– Może mnie
pobij, będę stawiała mniejszy opór!
– Nie rób
przedstawienia, tylko chodź – powiedział spokojnie i znów chciał ją złapać za
ramię. Ginny prędko się odsunęła.
– Nigdzie z
tobą nie pójdę!
– DOŚĆ TYCH
WRZASKÓW! ODEJMUJĘ WASZYM DOMOM KOLEJNE DZIESIĘĆ PUNKTÓW! TO OSTATNIE
OSTRZEŻENIE! – Żyłka na czole pani Pince pulsowała, a jej twarz była czerwona niczym
dorodny pomidor. Ginny spojrzała na Zabiniego i skinęła mu głową. Potem
pozbierała szybko swoje rzeczy.
–
Przepraszamy – rzuciła cicho do bibliotekarki i razem z chłopakiem pospiesznie
opuściła pomieszczenie.
– Przez
ciebie nie zdam transmutacji – rzuciła cierpko. Kierowała się do wieży
Gryffindoru, nie zwalniając ani na moment. W tym, co powiedział jej Blaise, było
trochę prawdy, bała się przyznać, że spotyka się ze Ślizgonem i dlatego sprawa
z Cornerem miała tak fatalny finał. Blaise pociągnął ją za sobą w stronę
bardziej ustronnego miejsca, choć w czasie przerwy świątecznej, Hogwart i tak
świecił pustkami. Gryfonka nawet nie zarejestrowała, że Zabini wciąż trzymał
przegub jej nadgarstka. Chłopak
przystanął przy wejściu na wieżę zegarową.
– Panie
przodem – mruknął i puścił rękę wściekłej jak osa dziewczyny.
– Jeśli tam
wejdę i zgodzę się z tobą porozmawiać, dasz mi spokój? – zapytała, mając
nadzieję, że po tej rozmowie Ślizgon zostawi ją w spokoju.
– Tak –
powiedział pewnie, wyczekująco patrząc w jej oczy. Ginny westchnęła i zaczęła
wspinać się po stromych stopniach. Nie rozumiała, dlaczego Zabini wciąż ją
męczy, ale, choć trudno jej było to przyznać, cieszyły ją jego próby. Może nie jest za późno, żeby uratować… Co
właściwie chcesz ratować, głupia. W końcu stanęła na szczycie wieży.
Rozciągał się stąd widok na ośnieżone pola i lasy wokół zamku.
– Pięknie,
prawda? – zapytał Blaise, jak za każdym razem, gdy przyprowadzał tu jakąś
dziewczynę. To było jego miejsce, zapomniane przez innych uczniów, niedoceniane.
Zazwyczaj otrzymywał twierdzącą odpowiedź, więc mógł przejść do zapewnień, że z
nikim wcześniej tu nie był. Już dawno doszedł do wniosku, że wszystkie
dziewczyny działają podobnie, więc opracował niemalże niezawodną taktykę, która
pozwalała podbić serca uczennic Hogwartu. Jednak zauważył, że z Ginny było
trochę inaczej. Oczywiście nie z nią jedną, ale z jakiegoś powodu tym razem nie
chciał odpuścić.
– Ymm ładny,
Blaise, chyba że mieszkasz na wsi i widzisz takie rzeczy codziennie, wtedy
jest po prostu przeciętny. Jak kto woli. – Wiedział. Wiedział, że nie zachwyci
się jak większość przyprowadzonych tu przez niego dziewczyn.
– Może też
powinienem zamieszkać na wsi – powiedział Ślizgon, łapiąc jej spojrzenie. Ginny
oparła się plecami o barierkę i spojrzała na Blaise’a.
– Pewnie
masz ze cztery posiadłości na wsi, a jeśli nie, poproś matkę, na pewno ci kupi
przy błahej okazji. Może nawet z całą wsią… – kpiąco powiedziała rudowłosa.
Zabini spuścił wzrok, uśmiechając się pod nosem.
– Raczej już
nikt mi niczego nie kupi.
– Co to niby
znaczy? – Ginevra zmarszczyła nos, co uwydatniło piegi.
– Zrzekłem
się majątku, Gin. – Ślizgon obserwował, jak niebieskie oczy dziewczyny
rozszerzają się, a ręce, które dotychczas trzymała skrzyżowane na piersi,
opadają wzdłuż tułowia.
– Co
takiego? Dlaczego? Jak? Co ty w ogóle mówisz? – Gryfonka doskonale wiedziała,
co dla arystokraty oznacza zrzeczenie się majątku. Blaisowi nie pozostało nic,
oprócz nazwiska. W wypadku śmierci Zofii cały majątek przejmie bank,
ciemnowłosy nastolatek nie dostanie złamanego kunta. Dziewczyna powoli
wypuściła powietrze.
– Zrobiłem
to dla ciebie – powiedział Blaise, obserwując reakcję Gryfonki. Właściwie Ginny
miała niewiele wspólnego z jego decyzją,
zrobił to z zupełnie innych powodów, ale czego się nie robi, aby zdobyć
serce dziewczyny? Chłopak czuł, że to najbardziej szatański z jego planów.
– Nie
rozumiem – przyznała w końcu nastolatka. W jej spojrzeniu coś się zmieniło, a
Zabini zawył w duchu z radości. Znów jest
moja. Pomyślał, ale opanował emocję, kontynuując niebezpieczną grę.
– Moja matka
jeszcze przed tym całym incydentem z Cornerem, chciała, abym w czasie przerwy
świątecznej poznał ją z moją dziewczyną. Z tobą, Gin. – Gryfonka nie przerwała,
choć nie zgadzała się z określeniem, które przypisał jej chłopak. – Napisałem
jej o tobie. Wściekła się, zabronił mi się z tobą spotykać, odgrażała się.
Mówiła, że jeszcze zobaczę. Miałem ją głęboko gdzieś, aż w końcu… powiedziała –
Blaise zaczął się plątać. – Powiedziała, że sprawi, że znikniesz z mojego
życia, bo nie pozwoli, żeby zdrajcy krwi położyli łapy na jej majątku. Ironia,
co nie? Jakby czegokolwiek dorobiła się sama – Ślizgon parsknął. – Wiedziałem, do czego jest zdolna, ona… miała różne sposoby. W końcu jakoś sprzątła siedmiu
mężów i nikt nie zadawał pytań. Cholernie się wtedy o ciebie bałem. Napisałem,
że skoro pieniądze są dla niej takie ważne, to zrzekam się majątku. Myślała, że
żartuję, że tylko tak mówię. Pojechałem do domu na święta i choć już wtedy mnie
nienawidziłaś… Zrobiłem to. Oddałem swoje prawa do wszystkiego, co posiadałem.
Do wszystkich posiadłości, skrytek bankowych, zabytkowych przedmiotów.
Zostawiłem to wszystko dla ciebie, Gin. Chciałem, żebyś była częścią mojego
dalszego życia, choć pewnie nie będzie proste. – Po tej serii kłamstw i
ckliwości zapanowała cisza. Blaise nie mógł wyczytać nic z twarzy Gryfonki. Nie
wiedział, czy mu wierzy. Z drugiej strony nie dał jej żadnych powodów, dla
których miałby kłamać.
– Czy to
cokolwiek dla ciebie zmienia, Gin? Czy moje poświęcenie cokolwiek znaczy? –
Powoli kiwnęła głową. Na twarzy Ślizgona pojawił się szeroki uśmiech, liczył,
że Ginevra rzuci mu się w ramiona, obdarzy namiętnym pocałunkiem. Większość
dziewczyn po takim wyznaniu skończyłaby z nim w łóżku, ale od Ginny usłyszał
tylko:
– Nie
nienawidzę cię, Blaise. Uznaj to za sukces.
Rudowłosa
nastolatka uciekła z wieży zegarowej. To, czego się dowiedziała, przygniotło ją,
było jak kula u nogi. Nie mogła uwierzyć w słowa Ślizgona. Miała jeszcze tyle
pytań, tyle wątpliwości! Choć to, co zrobił Zabini było, bezdyskusyjnie, dużym
poświęceniem.
*
Dwójka
nastolatków usiadła do kolacji. Tak mało osób pamiętało, że jeszcze nie są
dorośli, wymagano od nich tak wiele, że i oni czasem zapominali, że wciąż są
dziećmi. Hermiona nie pamiętała, kiedy ostatnio śmiała się do łez z
przyjaciółmi, kiedy ostatnio pospała trochę dłużej. Nie chciała być dorosła,
ale tego od niej wymagano, więc tak się zachowywała. Draco poprawił
przekrzywiony widelec, aby wszystkie sztućce leżały równo obok białego talerza.
Nie pamiętał, kiedy ostatnio jadł pizzę, leżąc z kartonowym pudełkiem w łóżku.
Kiedy miał na sobie zwykły dres, zamiast spodni wyprasowanych w kant.
– Smacznego
– powiedziała cicho Gryfonka, nakładając sobie na talerz pieczeń z
ziemniaczkami. Polała wszystko sosem i oblizała kciuk. Draco obserwował ją z
drugiego końca stołu, ale po chwili sam zabrał się za jedzenie. Oboje grzebali
widelcami w talerzach. Hermiona nie mogła nic przełknąć z obawy przed
jutrzejszym procesem. Wszystko zależało od Lucjusza Malfoya. Czuła się
bezsilna. Draco miał kilka pytań do dziewczyny, ale nie chciał, żeby myślała,
że przejmuje się jej samopoczuciem, więc uparcie milczał.
– Nie
smakuje ci? – Dziewczyna pytająco uniosła brew. Od dłuższej chwili przyglądała
się Malfoyowi, który bawił się jedzeniem. Sama niewiele zjadła, ale jej
zachowanie miało swoje uzasadnienie. Ślizgon gwałtownie podniósł głowę,
wlepiając wzrok w twarz Hermiony. Poczuła się odrobinę speszona, kiedy tak taksował
ją spojrzeniem.
–
Denerwujesz się? – zapytał nagle, a
panna Granger odwróciła wzrok. Malfoy mówił dalej, udając, że nie widział
niechęci Gryfonki do kontynuowania tej rozmowy:
– Nie musisz
odpowiadać, wiem, że tak. W końcu twoje dalsze życie zależy od mojego ojca. Ironia, co nie? – Hermiona
spojrzała na niego, mrużąc oczy. Już chciała zadać, cisnącej się na usta
pytanie, ale Draco znów się odezwał:
– Nie pytaj,
ironiczne jest to, że jesteś na jego łasce, tak samo jak ja, na twojej. –
Zapanowała cisza, podczas której Hermiona analizowała całą wypowiedź blondyna.
Nie wierzyła, że porównał ją do Lucjusza. Czy
jest mu ze mną tak źle? Zastanawiała się, ale po chwili Draco rozwiał
wszystkie jej wątpliwości. – Chociaż nie, zupełnie nie… O Merlinie, mam
cholerne szczęście, że trafiłem na ciebie. – Hermiona nie skomentowała jego wywodu.
Wlepiła wzrok w talerz z rozgrzebaną kolacją, ale na jej ustach można było
dostrzec nieśmiały uśmiech.
***
Szatynka
wzięła głęboki wdech, kiedy lewe skrzydło masywnych drzwi się uchyliło. W
korytarzu pojawił się wysoki urzędnik. Czarna szata sięgała mu do kostek, a
głowę miał nakrytą niewysoką, szpiczastą czapką. Kurczowo zaciskał dłoń na
różdżce. Odchrząknął i przemówił do zgromadzonych w korytarzu.
– Wielka
Rada Wizengamotu jeszcze nie przybyła, opóźnienia tym spowodowane nie wynikają
z winy Ministra Magii. Proszę uzbroić się w cierpliwość i zrobić przejście dla
świadka, doprowadzonego z Azkabanu. – Hermiona czekała na każde kolejne słowa
czarodzieja, ale ten zniknął za drzwiami. Jej niepokój rósł z każdą minutą
zwłoki. Nieprzyjemne uczucie w brzuchu nie dało o sobie zapomnieć nawet na
chwilę. Obok niej siedział Draco, co chwilę strzepywał niewidzialny pyłek ze
swoich spodni, marszczących się wokół kolan. Czy on też się stresuje? Zastanawiała się panna Granger, ale szybko
doszła do wniosku, że chłopak nie ma powodów do obaw. Potarła zmęczoną twarz i
wtedy usłyszała kroki i dźwięk, jaki wydawały łańcuchy ciągnięte po podłodze. Z
końca korytarza tam, gdzie mieściły się windy, w ich stronę zmierzał Lucjusz
Malfoy, w asyście dwóch strażników. Nie uszło uwadze dziewczyny, że skute miał
zarówno ręce, jak i nogi. Narcyza, która jeszcze przed momentem zajmowała
miejsce obok Draco, wstała. Poprawiła długą do ziemi, prostą, butelkowozieloną
suknię i spojrzała prosto w oczy męża. Nic nie powiedziała, ale Lucjusz
niezauważalnie kiwną jej głową, a potem strażnicy pociągnęli go w stronę
wejścia na salę rozpraw. Kiedy zamknęły się za nim drzwi, Narcyza znów zajęła
swoje miejsce. Kiedy ojciec Malfoya przechodził obok Hermiony, dziewczyna
dostała gęsiej skórki. Czuła się jeszcze gorzej niż wcześniej. Nagle nastało
jakieś poruszenie, reszta świadków obecna w korytarzu, poderwała się i zaczęła
wchodzić na salę. Hermiona nie rozumiała, co się dzieje, co przegapiła. Z windy
nagle wyszła trójka pracowników ministerstwa, ubrana w czerwone szaty i czapki tego
samego koloru. Spóźnieni członkowie Rady Wizengamotu. Za nimi szła McGonagall.
Odszukała wzrokiem dwójkę nastolatków. Podeszła do nich żwawo, poprawiając
okulary. Skinęła głową Narcyzie, a potem uformowała usta w coś na kształt
pokrzepiającego uśmiechu. Położyła rękę na ramieniu panny Granger, jakby
chciała dodać jej otuchy, a potem pospiesznie weszła na salę rozpraw za
członkami Rady. Oddech Hermiony przyśpieszył, było już tak blisko, za chwilę
miały paść decyzję, które zaważą na jej całym przyszłym życiu. Wielkie drzwi
znów się otworzyły.
– Oskarżona
proszona na salę – powiedział ten sam wysoki czarodziej, który informował o
opóźnieniu rozprawy. Hermiona miała wrażenie, że było to lata temu. Podniosła
się szybko z twardej ławy i wtedy ktoś chwycił jej rękę. Odwróciła głowę, a jej
wzrok skrzyżował się ze stalowym spojrzeniem Draco. Chłopak splótł jej palce ze
swoimi i powoli wstał. Nachylił się do ucha Gryfonki i szepnął:
– Cokolwiek
tam się stanie, będę z tobą. Będę tuż obok. – Mocniej ścisnął jej dłoń, kiedy
chciała go puścić i wejść na salę rozpraw. Rozplótł ich palce dopiero za wielkimi
drzwiami.
*
–
Oczyszczona ze wszystkich zarzutów – powiedział wyraźnie Minister Magii -
Kingsley Shacklebolt. Trzask drewnianego młotka dźwięczał w uszach Hermiony
jeszcze długo po tym, gdy Rada Wizengamotu opuściła salę rozpraw. Myślała, że
rozpłacze się ze szczęścia. Nie dane jej było usłyszeć zeznań Lucjusza, więc do
samego końca nie wiedziała, jak potoczą się jej losy. Powoli podniosła się z
ławy oskarżonych. Podeszło do niej kilku czarodziejów, w tym sam Minister, aby
uścisnąć jej dłoń. Shacklebolt przepraszał za stres, jaki zafundowało jej
Ministerstwo, ale tłumaczył, że takie były procedury. Panna Granger nie
słuchała go zbyt uważnie, czuła się tak lekko, beztrosko. Była szczęśliwa. Po
krótkiej chwili Minister Magii pożegnał się z nastolatką, gnając na kolejne
spotkanie. Hermiona szukała białych włosów Malfoya w tłumie opuszczających salę
czarodziejów, ale nie potrafiła go wypatrzeć.
– Mówiłem,
że będę tuż obok – usłyszała za sobą jego słowa. Odwróciła się z uśmiechem.
Draco stał za nią z otwartymi rękami, widział jak się waha, więc nie czekając, objął dziewczynę, przyciągając jej smukłe ciało bliżej siebie. Hermiona wtuliła
głowę w zagłębienie między jego obojczykiem a szyją. Stali tak dłuższą chwilę,
podczas gdy kolejni świadkowie oraz członkowie rady tłoczyli się przy drzwiach.
– Chyba nic
mnie dzisiaj nie zaskoczyło tak, jak widok waszej dwójki teraz. – Panna Granger
usłyszała za sobą głos McGonagall. Odsunęła się od Malfoya, choć miała
wrażenie, że chłopak puścił ją niechętnie. Nadal czuła jego rękę na swoich
plecach. Dyrektorka od razu dostrzegła
rumieńce na policzkach swojej podopiecznej, ale nie skomentowała tego. Widok
nienawidzącej się dwójki zbił ją z tropu. Odchrząknęła, a potem zwróciła się do
szatynki:
– Oficjalnie
możesz wrócić do Hogwartu, Hermiono. Nawet od zaraz. – Oczy Gryfonki rozbłysły,
a na jej ustach pojawił się uśmiech.
– Bardzo
pani dziękuję, pani dyrektor.
– Nie będę
wam już przeszkadzać. – McGonagall uśmiechnęła się sztywno i już zamierzała
odejść, ale zatrzymało ją pytanie panny Granger:
– Czy Malfoy
również może już wrócić do zamku? – Dyrektorka odwróciła się, mrużąc oczy. Właściwie
była przygotowana na powrót pana Malfoya dopiero po przerwie świątecznej,
jednak po szybkich kalkulacjach doszła do wniosku, że te parę dni nie zrobi
nikomu różnicy.
– Nie widzę
przeszkód, już wszystko jest gotowe. – Nastolatkowie popatrzeli po sobie, bo
słowa dyrektorki wydały się dość zagadkowe.
– Po
obiedzie widzę was w moim gabinecie – dodała starsza kobieta i odeszła w stronę
drzwi. Hermiona przez chwilę jeszcze wpatrywała się w postać McGonagall. Nie
rozumiała, co miało być „gotowe”, ale dała temu spokój, wiedząc, że nie dowie
się przed obiadem.
– Znajdźmy
twoich rodziców, chciałam zamienić z nimi parę słów. – Draco spojrzał na
Gryfonkę, jakby dziewczyna oznajmiła, że adoptowała hipogryfa.
– Czy się
przesłyszałem? – zapytał ze śmiechem, biorąc to za żart, ale nastolatka
pokręciła głową. Była całkowicie poważna. Chłopak westchnął.
– Dobrze,
pewnie czekają na korytarzu. – Ruszyli w stronę drzwi wyjściowych, opuszczając
salę, jako jedni z ostatnich.
– Emm…
Malfoy? – Chłopak dostrzegł na policzkach dziewczyny rumieńce.
– Mhm?
– Wciąż mnie
obejmujesz… – powiedziała cicho, a Draco uświadomił sobie, że Gryfonka ma
rację. Nieśpiesznie zdjął rękę z jej tali.
–
Przeszkadzało ci to? – zapytał, przepuszczając ją w drzwiach. Hermiona
odwróciła się do niego i już otwierała usta, żeby odpowiedzieć, ale ponad jej
ramieniem Ślizgon dostrzegł Lucjusza i Narcyzę.
– Dokończymy
tę rozmowę innym razem – mruknął, spoglądając gdzieś ponad jej głowę. Hermiona
podążyła za jego wzrokiem i zatrzymała się nagle przed państwem Malfoy.
Lucjuszowi towarzyszył tylko jeden strażnik. Narcyza uśmiechnęła się do
Hermiony, choć był to trochę wymuszony uśmiech. Panna Granger poczuła się dość
niezręcznie, mimo że sama chciała porozmawiać z rodzicami Draco. Przełknęła
ślinę i opanowała drżenie rąk.
– Dziękuję,
że wycofał pan oskarżenia – powiedziała dość cicho, na szczęście głos jej nie
zadrżał. Lucjusz uśmiechnął się dość paskudnie.
– Nawet
najgorszym wrogom nie życzyłbym trafienia do Azkabanu. Nie życzę tego nawet
tobie, choć jesteś zwykłą – Słowo „szlamą” zaczęło formować się w ustach mężczyzny,
ale Narcyza posłała mu takie spojrzenie, że Lucjusz nie dokończył swojej
wypowiedzi. Hermionę mało obeszły niewypowiedziane słowa, były niczym w
porównaniu z obelgami, które usłyszała kilka dni temu w Malfoy Manor.
– Dziękuję
również pani, pani Malfoy. Za wszystko, co zrobiła pani w mojej sprawie. –
Narcyza skinęła jej głową, nie odezwawszy się słowem.
– Powinniśmy
już iść, trzeba spakować bagaże – odezwał się Draco, ignorując całkowicie
swoich rodziców. Gryfonka spojrzała na niego i skinęła głową.
– Do
widzenia – powiedziała, jak zawsze uprzejma i skierowała się w stronę wind.
– Poczekam
na ciebie na górze – mruknęła do Draco, chciała dać mu czas, żeby mógł pożegnać
się z rodzicami.
– Nie
trzeba, pójdę z tobą – powiedział, siląc się na spokój. Obrzucił Lucjusza
nienawistnym spojrzeniem. – Dziękuję –
zwrócił się do Narcyzy – napiszę, gdy już będę w szkole. – Kobieta uśmiechnęła
się szeroko na wieść o powrocie syna do Hogwartu, choć McGonagall poinformowała
ją już wcześniej.
– Kochamy
cię – powiedziała kobieta, na co Draco cały się spiął. Sztywno skinął głową,
nie zaszczyciwszy ojca spojrzeniem. Może i uściskałby Narcyzę, ale jeszcze nie
był na to gotów. Zamiast tego uśmiechnął się do niej w dość wymuszony sposób i
odwrócił się, powoli idąc wzdłuż korytarza. Mimo wszystko cieszył się, widząc
rodziców razem. Wiedział, że Lucjusz nie poradziłby sobie bez Narcyzy. Choć nie
rozumiał, dlaczego jego matka wciąż kocha takiego łotra.
Dogonił Gryfonkę, która stała przy windach.
– Chodźmy
Granger. Wracamy do domu – powiedział i już chciał objąć ją ramieniem, ale w
porę się powstrzymał.
*
Ron razem z
Harrym siedzieli w pokoju wspólnym Gryfonów, poranek mijał im bardzo leniwie,
choć pora obiadu zbliżała się nieuchronnie. Czekali cierpliwie na jakiekolwiek
wieści od Hermiony. Chociaż jedną z rzeczy, której nauczyli się w tym roku była
cierpliwość. Natomiast Ginevra od rana biegała po zamku, wypatrując kogokolwiek
zorientowanego w sprawie jej przyjaciółki. Niestety nie widziała się z
McGonagall, toteż próbowała pociągnąć innych nauczycieli za język, jak na złość
nikt nic nie wiedział, choć Gryfonka uparcie twierdziła, że specjalnie nie chcą
jej nic powiedzieć. Rudowłosa nie mogła usiedzieć w miejscu. Ron po raz trzeci
ograł Harry’ego w szachy. Na co okularnik skrzywił się nieznacznie.
– Musisz się
bardziej starać – parsknął śmiechem Ron, chowając grę. Nie od dziś było
wiadomo, że Ronald prawie nie ma sobie równych, jeśli chodziło o szachy
czarodziejów. Ginny wpadła do pokoju, przez dziurę pod portretem. W lewej ręce
trzymała do połowy zjedzone jabłko. Przeszła energicznie przez pokój i usiadła
w fotelu naprzeciw wylegujących się Rona i Harry’ego. Brunet wyprostował się, a
coś w jego karku nieprzyjemnie strzeliło.
– Oczywiście
nikt nic nie wie, nadal – powiedziała Ginny, a potem dokończyła swoje jabłko.
– Uspokój
się, jeśli coś się wydarzy, będziesz wiedzieć pierwsza – powiedział Ron
spokojnie. Położył nogi na dolną półkę w stoliku. Ginny tylko wywróciła oczami
i wstała, żeby wyrzucić ogryzek. Kiedy stała nad koszem na śmieci do pokoju
weszła Parvati. Kilka par oczu zwróciło się w jej stronę, choć pokój wspólny
Gryfonów raczej świecił pustkami, lwia część uczniów spędzała święta w domu i
tylko nieliczni zaszczyciła Hogwart swoją obecnością podczas przerwy.
Dziewczyna rozejrzała się niepewnie, a potem podeszła prosto do Harry’ego i
Rona.
– Widziałam
Hermionę w zamku. Wracałam właśnie z kuchni, kiedy ona i…
– Cooo?
Hermiona, tutaj? – Ginny z prędkością
światła znalazła się przy Parvati.
– Tak, miała
w ręce bagaż i…
– Gdzie ją
widziałaś? – przerwała niegrzecznie rudowłosa Gryfonka. Parvati zmarszczyła
ciemne brwi i przeniosła wzrok na podekscytowaną dziewczynę.
– Szła w
stronę skrzydła szpitalnego.
– Dziękuję!
– krzyknęła Ginevra, będąc już przy wyjściu. Kiedy dziewczyna zniknęła w
przejściu, Harry zwrócił się do wyższej z sióstr Patil:
–
Rozmawiałaś z nią? – zapytał. Brunetka usiadła na fotelu, który wcześniej
zajmowała Ginny. Poprawiła swoje ciemne, długie włosy, zanim odpowiedziała.
– Chciałam,
ale cały czas rozmawiała z tym Malfoyem. – Ron i Harry spojrzeli na siebie
znacząco, nie komentując słów Parvati. Zapadła cisza, a dziewczyna zaczęła
rozglądać się po pokoju.
– A jak ona
wyglądała? Była wesoła, smutna? – dopytywał Ronald. Wiedział, że jeśli Hermiona
była w zamku oznaczało to, ni mniej, ni więcej, wycofanie zarzutów.
– Śmiała się
z czegoś, a potem mnie zauważyła i pomachała. Wiecie, jeśli chcecie, to na pewno
ją złapiecie w drodze na obiad. – Dziewczyna zerknęła na zegarek, który miała
na nadgarstku.
– Muszę
lecieć, bo umówiłam się z Padmą. – Uśmiechnęła się przepraszająco, wstając.
– Jasne, nie
będziemy cię zatrzymywać – powiedział Ron, również wstając. Rozprostował długie
nogi po całym poranku spędzonym na kanapie. Podał rękę Harry’emu, dzięki czemu
okularnik również się podniósł. Parvati zdążyła opuścić wieżę Gryffindoru,
kiedy chłopcy zaczęli się zbierać na obiad.
– Daj mi
chwilę, zostawiłem różdżkę w sypialni – powiedział Ron, idąc w stronę
dormitoriów chłopców. Harry kiwnął głową, mierzwiąc swoje, jak zawsze
niepoczesane, włosy.
– A po kiego
ci różdżka? – krzyknął jeszcze za przyjacielem, orientując się, że idą tylko na
obiad. Głowa Ronalda wychyliła się zza rogu.
– Jak to po
co? Nie wiadomo co ten niedobry Malfoy robi z naszą Hermioną. – Oboje parsknęli
śmiechem, natomiast reszta Gryfonów popatrzyła po sobie dziwnie, a potem
wrócili do codziennych spraw.
*
Pansy
siedziała w pokoju wspólnym Ślizgonów, czytając opasły tom o roślinach pustynnych.
Musiała napisać Owutemy z zielarstwa na Wybitny, aby móc ubiegać się o posadę
magomedyka, a miała sporo zaległości. Każdą wolną chwilę, której nie poświęcała
Harry’emu, poświęcała zielarstwu. Nogi miała przewieszone przez kolana
Zabiniego, który razem z nią dzielił kanapę w lochach. Chłopak przeglądał
Proroka, choć jego myśli wciąż krążyły wokół wczorajszego zajścia na wieży
zegarowej. Nie nienawidzę cię, Blaise. Powtarzał
w myślach. Co to w ogóle znaczy, do
cholery. Zastanawiał się praktycznie od wczoraj. Nie wiedział, na co miał
liczyć, ale robił dobrą minę do złej gry. Podciągnął stopy Pansy na swoje uda,
bo zaczęły się zsuwać. Dziewczyna położyła sobie otwartą książkę na brzuch,
robiąc przerwę od czytania.
– Więc, jak
poszło z Wealsey? Nie chwaliłeś się – zapytała dla rozluźnienia, ale
spowodowała tylko, że Blaise się spiął. Strzelił palcami i odłożył gazetę na stół.
– Nawet nie
wiem, co mam ci powiedzieć. Chyba „nijak” będzie dobre. – Parkinson zabrała nogi,
podciągając je pod brodę. Dokładnie przyjrzała się przyjacielowi i odłożyła
książkę.
– Nie mogło
być tak źle, wziąłeś ją na wieżę, dziewczyny to uwielbiają, nawet ja byłam
oczarowana w czwartej klasie, a wiesz, jak wtedy szalałam za Draco. – Ślizgonka
wydęła usta, czekając na jakikolwiek przejaw optymizmu ze strony Zabiniego.
– Taaa, ale
nie ona. Mówiła, że ma to na co dzień, bo mieszka na wsi czy jakoś tak.
– Ałć. Hmm,
ale pewnie sprzedałeś jej kilka bajerów i ckliwą historię, co nie?
– Nawet nie
wiesz… To było chyba najlepsze kłamstwo w moim życiu, a ona… – przerwał,
obserwując zamieszanie w przeciwległym kącie pomieszczenia.
– A ona co?
– dopytywała Pansy.
– Zlała
mnie, powiedziała tylko coś tam, że mnie nie nienawidzi. Co to w ogóle znaczy,
Pans? – Ślizgonka parsknęła i pokręciła głową.
– Nie mam
zielonego pojęcia. – Bezradnie rozłożyła ręce. – Chyba pierwszy raz spotkałeś
się z odmową, Blaise. Jakie to uczucie?
– Powinnaś
wiedzieć – mruknął złośliwe Zabini, na co Pansy udała oburzenie. Przez ten rok
nabrała dystansu do żartów z jej zalotów do Malfoya.
– No wiesz
ty co… Tak mi wypominać… – Pokręciła głową, ale uśmiech nie schodził jej z ust.
Ciemnowłosy chłopak zdawał się jej nie słuchać, tylko uważnie śledził tłumek
przy wejściu do lochów.
– Co tam się
dzieje? – mruknął cicho, czym sprawił, że i Pansy zainteresowała się całym
zajściem. Dziewczyna wstała, naciągając spódniczkę na uda i podeszła bliżej
zbiorowiska. Pociągnęła za ramię jakąś rudowłosą dziewczynę i odeszła z nią
kawałek, ciągnąc jej szczupłą rękę. Dziewczyna wyglądała na trzecio- może
czwartoklasistkę.
– Co to za
zamieszanie? – zapytała Parkinson. Młodsza Ślizgonka popatrzyła na nią z obawą,
ale zaraz odpowiedziała.
– Delilah,
idąc na obiad, widziała Draco Malfoya w Hogwarcie – mówiąc o blondynie, dziewczyna była tak podekscytowana, że Pansy przypomniała sobie, jak z podobnym
zapałem śledziła poczynania Draco. Uśmiechnęła się pod nosem.
– Gdzie go
widziała?
– Szedł w
stronę skrzydła szpitalnego, Delilah mówi, że wnosił po schodach dwa bagaże.
– Dwa? –
Rudowłosa z zapałem pokiwała głową.
– Tak,
podobno – zrobiła dramatyczną pauzę – szedł w towarzystwie tej mugolaczki -
Granger. – Pansy nawiązała nic porozumienia z Blaisem, który musiał słyszeć
strzępki jej rozmowy z młodszą Ślizgonką.
– Ah tak… No
cóż, skoro Draco wrócił, nie będę cię odciągać od źródła najnowszych plotek.
Jeszcze tylko, jak się nazywasz?
– Annie
Williams.
– Dzięki, Annie.
– Dziewczyna wróciła do grupki osób przepytujących Delilah, a Parkinson powoli
podeszła do kanapy, na której siedział Zabini i powtórzyła mu wszystko.
– Mam tylko
jedno pytanie – skwitował na koniec Ślizgon. – Kim do cholery jest Delilah? –
Pasny parsknęła śmiechem.
– Chodźmy go
znaleźć, skoro w końcu wrócił do domu.
*
Kiedy Pansy
i Blaise, w końcu pojawili się w Wielkiej Sali, Draco zdążył już zjeść prawie
cały obiad. Siedział wśród reszty uczniów, którzy zdecydowali się zostać na
święta w domu. Wszyscy jedli razem przy stole, który zwyczajowo należał do
Puchonów. Uwadze Pansy nie umknął fakt, że blondyn siedział naprzeciw złotej
trójcy Hogwartu, natomiast Blaise natychmiast dostrzegł rudą czuprynę Ginny
Wealsey.
– Smacznego
wszystkim – powiedziała Parkinson, wciskając się na miejsce obok Malfoya, zaraz
za nią usiadł Blaise.
– Szukaliśmy
cię, stary – mruknął Zabini, nakładając na talerz kawałek pieczeni.
– Cały czas
byłem z… – machinalnie zaczął Draco, ale dokończyła za niego Hermiona:
– Ze mną,
McGonagall miała jakiś problem z naszymi dormitoriami.
– Ale Draco
już nie jest prefektem – zaczęła Pansy, nie rozumiejąc, o czym mówi Granger.
Gryfonka rozłożyła bezradnie ręce.
– Nie mam
pojęcia, jak chcą to rozwiązać. – Wszyscy zajęli się obiadem, a kiedy Harry
dolewał sobie i Pansy soku, do stołu podeszła McGonagall. Wyglądała śmiertelnie
poważnie, kiedy służbowym tonem oświadczyła, że chce widzieć Hermionę, Draco i
Rona w swoim gabinecie. Wywołana trójką powiodła po sobie wzrokiem, ale nic nie
powiedziała. Dość sprawnie się zebrali i ruszyli za dyrektorką. Harry
odprowadził sylwetki przyjaciół wzrokiem.
– Myślicie,
że chodzi o te dormitoria? – zapytała Pansy, nachylając się nad stołem do
Pottera. Jak zwykle ciekawscy uczniowie innych domów nadstawiali uszu. Blaise
już kręcił przecząco głową.
– Jeśli tak
by było, to po co im Ron? – powiedziała głośno Ginny to, co wszystkim chodziło
po głowie.
– McGonagall
chcę wybadać ten trójkąt miłosny – zażartował Blaise, ale nikt się nie
roześmiał. Ginevra jedynie wywróciła oczami.
– Nie
pozostaje nam nic innego, jak czekać. – Blaise westchnął, kończąc swój obiad.
*
McGonagall
weszła do gabinetu pierwsza. Pomieszczenie było okrągłe i nie tak zagracone,
jak za czasów poprzedniego dyrektora. Hermiona zastanawiała się, czy
nauczycielka wyrzuciła przedmioty należące do Dumbledore’a, czy po prostu
gdzieś je schowała. Przez wielkie okna wpadało dużo zimowego światła, co
nadawało gabinetowi surowego wyglądu. Minerwa rozsiadła się za wielkim
biurkiem, a potem przetransmutowała drewniane krzesło w ławę, aby trójka uczniów
mogła usiąść.
– To nie
zajmie długo – powiedziała McGonagall. Hermiona miała wrażenie, że dyrektora
jest zła, nie miała pojęcia dlaczego. Gryfonka usiadła między Draco i Ronem, a
potem poprawiła swoją spódniczkę od mundurka. Nie mogła powiedzieć, że
brakowało jej uwierającej koszuli i rajstop, gdy przebywała w domu. McGonagall
poprawiła swoje okulary i przełożyła kilka teczek zalegających na biurku.
– Po
dzisiejszej rozprawie, zatrzymała mnie jedna z pracownic departamentu
przestrzegania prawa i choć, jak pewnie wiecie, Ministerstwo ma znikomy wpływ
na instytucję jaką jest Hogwart, zostały zasugerowane pewne zmiany. – Hermiona
zmarszczyła brwi, nie rozumiała do czego dąży dyrektorka.
– Możemy
przejść do rzeczy? – zapytał sucho Malfoy, był pewien, że Ministerstwo cofnęło
decyzję o jego ponownym przyjęciu do szkoły. Dyrektorka zgromiła go wzrokiem.
–
Ministerstwo uważa, że osoba po aresztowaniu nie powinna piastować urzędu
prefekta naczelnego. To bardzo odpowiedzialna funkcja, a osoba na takim
stanowisku powinna być wzorem…
– Przecież
Malfoy nie jest już prefektem – przerwał dyrektorce Ron, czym zwrócił na siebie
uwagę wszystkich w pomieszczeniu.
– Ron, chyba
chodzi im o mnie – cicho powiedziała Hermiona ze wzrokiem utkwionym w podłogę.
Zapadła cisza, aż w końcu Gryfonka spojrzała na McGonagall.
– Chcą abym
oddała odznakę, prawda? – zapytała czysto retorycznie. Minerwa kiwnęła głową, obserwując swoją
podopieczną. Nie zgadzała się z decyzją Ministerstwa, jednak czasem nawet ona
musiała się ugiąć przed instytucją państwową. Hermiona drżącymi rękami odpięła
odznakę, którą przez cały pierwszy semestr z taką dumą nosiła przy mundurku. Położyła
ją na blat biurka. Musiała przyznać, że było jej zwyczajnie smutno. Została
aresztowana, zawieszona w prawach ucznia, a gdy to wszystko się skończyło -
pozbawiona tytułu prefekta. Nie zależało jej na odznace, ale, gdy w sierpniu
przysłano ją razem z listem była dumna. Czuła, że jest dobra w tym co robi,
czuła, że zasłużyła na miano prefekta.
Teraz wszystko jej odebrano, kilka nieprzemyślanych decyzji a całe
siedem lat ciężkiej pracy i udowadniania wszystkim w koło, że mugolaczka może
osiągnąć nie mniej niż czystkokrwisty czarodziej – na marne. McGonagall
wpatrywała się w odznakę, podobnie jak Ron i Hermiona. Draco natomiast próbował
nie myśleć o samopoczuciu panny Granger. Od razu wiedział co tak naprawdę trapi
Gryfonkę, wiedział, że odznaka nie była ważna, ważne było to, co symbolizowała.
Chciał coś powiedzieć, ale to nie był dobry moment. Stwierdził, że poczeka, aż
będą sam na sam. Nie wątpił, że idealna okazja nadarzy się jeszcze dzisiaj.
–
Chwileczkę, jeśli Hermiona nie jest już prefektem, to kto dostanie odznakę? –
Ron zadał kluczowe pytanie. Na dźwięk jego głosu panna Granger wyprostowała się
jak struna. Minerwa dotąd wpatrzona w twarz Hermiony, przeniosła spojrzenie na
Ronalada.
– Właśnie
dlatego pana wezwałam, panie Weasley. Decyzją rady pedagogicznej zostaje pan
prefektem naczelnym. Gratulację. – Rudowłosy siedział jak zaklęty. Liczył, że
się przesłyszał, że to żart, że… Już chciał się poderwać i protestować, ale
Hermiona położyła dłoń na jego lodowatej ręce.
– Cieszę
się, że to ty, Ron. Bez wyrzutów, bez złości. Cieszę się, bo wiem, że będziesz
świetny. – Zabrała odznakę z biurka dyrektorki i włożyła w dłoń swojego byłego
chłopaka. – Weź ją, zasłużyłeś. – Panna Granger szczerze się uśmiechnęła, a
Draco poczuł się naprawdę dziwnie. Oderwał wzrok od złączonych dłoni Granger i
Weasleya. Odchrząknął.
– A
właściwie… Dlaczego mnie pani wezwała? Już dawno nie jestem prefektem, więc… –
Minerwa przerwała mu gestem dłoni.
– Dojdziemy
do tego, panie Malfoy. A teraz… panie Weasley, zamieszka pan z drugim prefektem
na czwartym piętrze. Żadnych współlokatorów, bo ostatnim razem źle się to
skończyło. –Posłała Hermionie i Malfoyowi znaczące spojrzenie. – Jeszcze dziś
wieczorem otrzyma pan swoją listę obowiązków, a w razie pytań proszę się
zgłosić do Michaela Cornera lub panny Granger. – Zapadła cisza, w czasie której
Ron skinął kilkukrotnie głową. Nadal był w niemałym szoku. – To wszystko, panie
Weasley, może pan iść. – Ronald wstał, a zaraz za nim podnieśli się z ławy Draco i Hermiona.
– Wasza
dwójka zostaje – rzuciła dyrektorka niby od niechcenia. Ron pożegnał się i na
miękkich nogach, wyszedł z gabinetu. Dopiero za drzwiami wziął porządny wdech. Odznaka
ciążyła mu w dłoni i mimo zapewnień Hermiony, że wszystko było w porządku, czuł
się źle. Zerknął przez ramię na zamknięte drzwi dyrektorskiego gabinetu, a
potem zszedł po kręconych schodach, mając nadzieję, że znajdzie Harry’ego w
wieży Gryffindoru.
Gdy Ronald
opuścił gabinet, panna Granger nieznacznie odsunęła się od Malfoya, teraz ich
ramiona się nie stykały, na ławie zrobiło się sporo wolnego miejsca. McGonagall
splotła palce obu dłoni, kładąc ręce na biurko. Hermiona nigdy nie widywała
gabinetu dyrektora tak często, jak podczas tego roku. Założyła część włosów za
ucho, nerwowo wplątując palce w ich końcówki. Malfoy wyprostował nogi, żeby po
chwili znów je zgiąć w kolanach. Nastolatkowie czekali, aż Minerwa w końcu coś
powie. Kobieta poprawiła okulary i odchrząknęła.
– Może
przejdę od razu do rzeczy - chodzi o pana, panie Malfoy. – Chłopak wyprostował
się, wyżej unosząc podbródek. Czuł, że zaraz usłyszy, że Ministerstwo nie
wyraża zgody, żeby dalej uczył się w Hogwarcie. Myślał o tym od momentu, gdy
McGonagall pojawiła się przy ich stoliku.
– Grono
pedagogiczne, jak i magomedycy są zgodni - stanowi pan pewne zagrożenie, na
które nie chcielibyśmy narażać innych uczniów. – Hermiona uważnie słuchała
wszystkiego, co mówi nauczycielka, a w głowie już układała listę argumentów,
przemawiąjących za pozostaniem Draco w szkole. Nie była mu nic winna, ale mimo
wszystko chciała pomóc. Już otwierała usta, ale McGonagall szybko kontynuowała:
– Dlatego
postanowiliśmy, że otrzyma pan pojedynczą sypialnie niedaleko skrzydła
szpitalnego. Pani Pomfrey chciałaby mieć na pana oko.
– I nie
wyrzucacie mnie ze szkoły? – Jedna z brwi blondyna powędrowała do góry. Był
autentycznie zdziwiony. Pomylił się. Kątem oka dostrzegł, że Granger się
rozluźnia.
– Nie, panie
Malfoy. Nie wyrzucamy. Jednak uprzejmie prosimy, aby nie demoralizować
wzorowych uczennic… – McGonagall zerknęła na Hermionę, która oblała się
rumieńcem. Draco nic nie powiedział, nie wierząc własnym uszom - Minerva
McGonagall chyba właśnie zażartowała.
– Panno
Granger, przy okazji pana Malfoya wypłynęła jeszcze jedna sprawa…– Hermiona
nerwowo przełknęła ślinę. – Mianowicie,
były pewne głosy, sugerujące, że jest pani dość dobrze zaznajomiona z
przypadłością pana Malfoya. Zostałam poproszona, żeby mimo wszystko… Mimo
wszystko trzymała się pani blisko niego. – Nastolatkowie wymienili zdziwione
spojrzenia, a Draco dałby sobie różdżkę połamać, że Narcyza maczała w tym
palce. Minerwa nachyliła się do nich nad biurkiem.
– Wiem, że
coś ukrywacie. Oboje. Nikt nie będzie was do niczego zmuszać, ale czasem lepiej
powiedzieć prawdę. – Posłała Malfoyowi wyzywające spojrzenie. – Nawet tę
najgorszą – dodała. Odczekała chwilę, podczas której nastolatkowie uparcie
milczeli. Westchnęła.
– Dobrze, to wasza decyzja. W każdym razie
panno Granger, dostanie pani sypialnie naprzeciw dormitorium pana Malfoya. –
Hermiona otworzyła buzię ze zdziwienia. Chciała coś powiedzieć, ale żaden
dźwięk nie wydobył się z jej ust. Jest na
mnie skazana. Pomyślał z ironią Draco, obserwując dziewczynę. Naprawdę się
tym przejęła, ale nie był zdziwiony. Spędził z nią za dużo czasu, żeby nie
zauważyć, że niemal wszystkim się przejmowała.
– Nie sądzę,
żeby to było konieczne, pani dyrektor – powiedział Draco, akcentując ostatnie
słowa. Minerwa zacisnęła usta w wąską linię.
– Mało mnie
interesuje wasza opinia, uparcie milczycie, to i ja muszę zastosować środki
ostrożność. Pani Pomfrey, magomedycy i cała kadra, nikt nie ma pojęcia co to za
ataki, a jedyną osobą, z którą postanowiłeś się podzielić tajemnicą, jest panna
Granger. Wmieszałeś ją w to, więc teraz oboje zmierzcie się z konsekwencjami. –
Dyrektorka wyraźnie była na nich zła. Hermiona doskonale rozumiała tę złość, bo
wiedziała, że Minerwa czuła się po prostu bezsilna tak, jak ona. Gryfonka
wyprostowała się, kładąc złożone dłonie na udach.
– W takim
razie przeniesiemy się do wyznaczonych sypialni jeszcze dzisiaj – powiedziała
spokojnie dziewczyna. McGonagall prychnęła gniewnie.
– We
wrześniu zrobiłabyś wszystko, żeby tylko nie musieć mieszkać w dormitorium na
czwartym piętrze z panem Malfoyem. Dziś masz wybór, możesz zwyczajnie
powiedzieć to, czego się dowiedziałaś i wrócić do wieży Gryffindoru. Do
przyjaciół. – Hermiona wbiła paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni.
– Wiele się
od września zmieniło – powiedziała jedynie, hardo patrząc w oczy dyrektorki.
–
Najwidoczniej – odparła po dłuższej chwili starsza kobieta. – Możecie iść. –
Nastolatkowie zebrali się do wyjścia, kiedy Draco przepuszczał Gryfonkę w
drzwiach, po raz ostatni odezwała się McGonagall:
– Tylko żebyś tego nie żałowała, Hermiono.
– Proszę się
nie martwić, nie będę. – Malfoy zamknął za nimi drzwi, a Minerwa odchyliła się
na krześle, zerkając na portret Albusa. Powtsrzymała się od zbędnych komentarzy,
kiedy staruszek z obrazu zgromił ją wzrokiem.
*
– Co to
było, Granger? – sucho zapytał Draco, gdy zeszli ze schodów. Kierowali się w
stronę wielkiej Sali, żeby stamtąd każde mogło się udać do własnego pokoju
wspólnego.
– O co ci
chodzi? – mruknęła Hermiona, słowa dyrektorki wciąż dźwięczały w jej uszach.
Była zła na nauczycielkę, że powiedziała te wszystkie rzeczy.
– Dlaczego
jej nie powiedziałaś? Mogłabyś wrócić do wieży.
– To nie
jest ważne teraz.
– A co jest?
– zapytał chłopak, ale nie otrzymał odpowiedzi.
Gryfonka tylko wzruszyła ramionami. Blondyn zatrzymał się i pociągnął ją
za ramię. Hermiona zatrzymała się nagle i zmrużyła gniewnie oczy.
– O co ci
chodzi? – powtórzyła pytanie dziewczyna, tym razem głośniej, patrząc w oczy
Malfoya. Ślizgon odchrząknął.
– Nie jesteś
mi nic winna, więc dlaczego…
– Bo mi
zależy, okej? Bo się przejmuję? Bo cię
polubiłam, do cholery! – Dziewczyna wrzasnęła, pozbywając się wszystkiego, co
od tak dawna zaprzątało jej myśli. Nie panowała nad sobą, dopiero co wróciła z
aresztu, odebrano jej odznakę prefekta. Te wszystkie sprawy ją przytłaczały i
choć winę za całe to zamieszanie ponosił Malfoy, trzymała się blisko niego. Jak
tonący brzytwy.
– Nic nie
mów, po prostu idź – warknęła. Uszanował jej decyzję i po prostu odszedł w
stronę lochów.
Kiedy panna
Granger, w końcu dotarła na wieżę Gryffindoru, już wszyscy wiedzieli, że
odznaka prefekta zmieniła właściciela. Ron z nietęgą miną siedział na kanapie,
bawiąc się frędzlami poduszki, która leżała na jego kolanach. Ginny i Harry
rozmawiali o czymś cicho, zajmując miejsca naprzeciwko siebie. Panna Granger
uśmiechnęła się, widząc przyjazne twarze.
– Już
wiecie? – zapytała, siadając obok Harry’ego na kanapie obitej czerwonym
pluszem. Ginny skinęła głową.
– Tak mi
przykro, Herm. Ministerstwo zawsze był bezwzględne, ale tym razem…
– W
porządku, Harry. – Położyła mu rękę na ramieniu. Zauważyła, że odznaka leży na
stole, niedaleko Rona. Rudzielec unikał jej wzroku, niezwykle zainteresowany
poduszką.
– Ron? –
zwróciła się do chłopaka, a ten na dźwięk jej głosu cały się spiął i podniósł
głowę. Kiedy odnalazła jego spojrzenie, zaczął się tłumaczyć, że wcale nie
chciał zostać prefektem, że nie będzie tak dobry jak ona i że naprawdę oddałby
odznakę, gdyby tylko mógł.
– W porządku
– przerwała mu dziewczyna, uśmiechając się szczerze. Zabrała plakietkę ze
stolika i obejrzała ją dokładnie, obracając w dłoniach. Potem wstała z kanapy,
podeszła do Ronalda i przypięła odznakę do jego mundurka.
– Nie
zdejmuj jej już – powiedziała Hermiona, a gdy chciała się cofnąć, Weasley objął
ją szczelnie, wciskając nos w plątaninę brązowych loków. Nikt nic nie mówił, a
Hermiona cieszyła się z bliskości rudzielca. W końcu Ron ją puścił i znów
usiedli na swoich miejscach.
– Więc
teraz, zamieszkasz w wieży? Może uda mi się pomówić z Romildą i zamieni się z
tobą sypialnią, żebyśmy mogły znów mieszkać razem – powiedziała pogodnie Ginny.
Panna Granger spuściła głowę, przygryzając wewnętrzną część policzka.
– O co
chodzi? – zapytała rudowłosa, marszcząc nos.
– McGonagall
wyznaczyła mi sypialnie niedaleko skrzydła szpitalnego. – Harry i Ginevra
zmarszczyli brwi.
– Ale
dlaczego? – zapytał okularnik. Zamiast Hermiony, odpowiedział Ron:
– Żeby być
blisko niego. – Znów zapanowała cisza, podczas której Hermiona chciała zapaść
się pod ziemię. Smutek, który widziała w oczach rudzielca, dobijał ją.
– Blisko
kogo? – dopytywał Potter, który zawsze z trudem łączył wątki.
– Malfoya – wypluł Ron.
– Draco –
bardzo cicho powiedziała Hermiona, przymykając oczy.
O MÓJ BOŻE ALE PIĘKNE!!!!!!!!!!! Z ZACHWYTU IDĘ SKOCZYĆ Z ŁÓZKA!! KIEDY KLEJNA CZĘŚĆ?! JUZ NIE MOGE SIĘ DOCZEKAĆ ♥♥♥♥ KOCHAM TOOOOO!!!!!!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Cieszę się, że Hermiona została uniewinniona, ale smutno mi z powodu zabrania jej odznaki prefekta naczelnego. Pozdrawiam i życzę weny do pisania kolejnych takich cudów 😘
OdpowiedzUsuńJeju uwielbiam twoje opowiadanie! Rozdział jak zwykle świetny! Mam nadzieję, że wena Cię nie opuści i już cały czas rozdziały będą na bieżąco. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńwow wow i jeszcze raz wow
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten rozdział. <3 Uwielbiam relację Draco i Hermiony. Jest taka specyficzna... Dlatego, że wiele słów zostało nie wypowiedzianych, choć oboje bardzo by tego chceli. Fajnie, że Herm zdecydowała się w końcu przyznać do jakichkolwiek uczuć żywionych do Malfoya. *-*
OdpowiedzUsuńBlinny to dość skomplikowana relacja, więc ciężko stwierdzić, co tak naprawdę łączy tą dwójkę. :/
Czekam na 68 rozdział z niecierpliwością. Mam nadzieję, że umilisz nam jeszcze końcówę wakacji swoją twórczością. ;)
Życzę weny i pozdrawiam.
Kate Avicii <33
*końcówkę wakacji
UsuńKocham to opowiadanie tak bardzo. Brakowało mi jedynie mojego ukochanego Hansy, ale całość była tak ciekawa, że jakoś nie zwróciłam uwagi. Ah, nie mogę się doczekać kolejnego! ❤
OdpowiedzUsuńBoże!!! Juz teraz zaraz chce kolejną część 💖💖💖💖💖 Jest idealnie!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę! 💕 😘
Trafiłam na Twojego bloga jakiś tydzień temu, przeleciałam przez wszystkie rozdziały na jednym tchu.
OdpowiedzUsuńDo tej pory nic nie komentowałam, bo czytanie pochłonęło mnie w całości, za co strasznie przepraszam i obiecuję że każdy następny rozdział będzie z moim komentarzem pod spodem.
Na początku miałam duży dystans to tej historii i Twojego stylu pisania. Wszystko wydawało się dość proste i schematyczne, trochę haotyczne, natomiast przyjemne w odbiorze. Potem historia zaczęła nabierać swojego charakteru, Dracon jest tajemniczy i mroczny, jak cień, Hermiona jest niezwykle wrażliwa i dobra, ale niebanalna, nie daje sobą pomiatać, idealna Gryfonka, Ginny jest po prostu Ruda, czyli pewna siebie, silna i wyszczekana. Itd. Każda z postaci jest inna, ma swój charakter. Bardzo podobają mi się postacie Rona i Astorii. Można złapać ich tok myślenia, spojrzeć na daną sytuację z ich perspektywy.
Natomiast wyłapałam też kilka błędów. Jednym z nich jest sytuacja gdy Harry i Hermiona są gdzieś razem(chyba u Hagrida) i Harry zaczyna mówić o wyjeździe do Francji, a następnego dnia Hermiona pyta go właśnie o ten wyjazd tak, jakby nic nie wiedziała. A przecież poprzedniego dnia Harry przy niej opowiadał o wyjeździe.
Piszesz w sposób naprawdę fantastyczny, relacja Hermiony i Draco jest bardzo bardzo bardzo wciągająca.
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.
Bardzo dziękuję za tak długi komentarz i cieszę się, że polubiłaś moje opowiadanie mimo kilu błędów logicznych i całe masy literówek.
UsuńPrzesyłam internetowe uściski :D
Ha ha!
UsuńA byłam pewna że to już pierwsze objawy starości i coś mi się plącze :D
Żeby nie było, już dawno przeczytałam. Tylko teraz komentuję. xD Kocham wszystkie rozdziały, tylko teraz naprawdę nie wiem co się dzieje. Myślałam, że Zabini już chce być z Ginny, bo ją w końcu polubił, a tutaj tak nakłamał, aż oczy mi wyskoczyły.. A i jeszcze Pansy?! Sama przecież groziła, że powie Ginny.. Strasznie się cieszę z powrotu Malfoy'a i Hermiony do Hogwartu! A i Ron prefekt łuhuhu!! Czekam na jego momenty z Astorią! WENY! Super, że ten rozdział pojawił się tak szybko! :D
OdpowiedzUsuńHej, hej!
OdpowiedzUsuńJakiś miesiąc temu znalazłam Wasze opowiadanie. Prolog, a także pierwsze rozdziały tak mnie urzekły, że dodałam tą historię do zakładek. Nie chciałam czytać wszystkiego, żeby nie mieć takiej "pustki" jak dotrę do 65 rozdziału i nie będę wiedzieć co dalej. Cierpliwie czekałam na jakiś odzew z Waszej strony i kolejną część historii. W końcu się doczekałam! Teraz już jestem na bieżąco. Jesteście wspaniałe! Piszcie nadal bo świetnie Wam to wychodzi. Super historia, wykreowani bohaterowie urzekli mnie swoim charakterem. Życzę dużo, dużo weny!
Czekam niecierpliwie na następny rozdział!
Pozdrawiam cieplutko,
Okej, tak jak pisałam - jestem :)
OdpowiedzUsuńTrochę mi zajęło nadrobienie, ale to przez kaca (czytelniczego, oczywiście :D ). Jak tylko przeczytałam 1 rozdział zorientowałam się, że pamiętam więcej niż myślałam. Z przyjemnością po raz drugi czytałam z uwagą kolejne rozdziały. Aż doszłam do rozdziału 19, który ponownie powalił mnie na kolana. Tak bardzo się śmiałam, że aż się popłakałam :') Nie sądziłam, że znowu będę mogła to przeżyć, a jednak. Ale przejdźmy dalej... Kolejne rozdziały mijały i mijały, aż doszłam do rozdziału, którego nie czytałam - a to oznaczało tylko jedno - odświeżyłam sobie pamięć, a teraz nadrabiam zaległości ^^ Z każdym rozdziałem bohaterowie wydawali się być dojrzalsi, lepiej opisani (a to duży plus dla autorek). Czytałam wszystko z ogromną radością. Aż doszłam do rozdziału 63 - ja się pytam, co to było? Oplułam monitor. Ze śmiechu. Brawo ja. Genialne! I kiedy myślałam, że to chyba będzie mój ulubiony rozdział z II części, zaczęłam czytać kolejny - 64 - no to już było dla mnie za wiele. Żeby nikogo nie pobudzić dusiłam w sobie śmiech - przez co zaczęłam się dusić... Chciałyście mnie zabić, tak? :D O nie, nie, nie pani Susannah Hermiona Malfoy tak łatwo się nie da :P Co tu dużo mówić - rozdział był fenomenalny. Ogólnie mówiąc - cała historia jest fantastyczna, świetnie rozbudowana - cud, miód, malinka ;* (W mojej głowie komentarz był piękny, długi i wzruszający - a wyszło jak wyszło... Jestem kiepska w pisaniu komentarzy :( ech..) Bardzo podoba mi się relacja Hermiony i Draco - rewelka, jestem pod mega wrażeniem relacji Harry - Pansy - daję im 100/10 - a co do Bilnny - uwielbiam jak Dramione jest z nimi połączone - uwielbiam, gdy najlepszą przyjaciółką Hermiony jest Ginny, a przyjacielem Draco jest Blasie i oni wszyscy razem, achhh <3 Kocham. Ich relacja też mi się podoba - mimo mojej irytacji zachowaniem Ginny na początku :D O dziwo, lubię też Rona - co mi się często nie zdarza (a może lepiej byłoby gdybym napisała wcale?). A tutaj? Jego postać mi nie przeszkadza, ba! jestem ciekawa jego relacji z Astorią. No kochane chapeau bas!
Oczywiście, nie muszę wspominać, że skoro już wszystko przeczytałam to z niecierpliwością oczekuję kontynuacji, prawda? :D
Jeszcze na koniec dodam - bardzo proszę mi tu bez takich - rozdział jest kiepski, nie podoba mi się, nie jestem dobra w tym i tym- błagam nie mogę tego czytać! Rozdział jest cudny, nie ma się do czego przyczepić, a Ty jesteś w tym i w tym zajebista! :) Więc bardzo proszę się nie dołować i uwierzyć, że to co robisz jest świetne ;) Ale tak chyba przede wszystkim... błagam - nawet nie myśl, żeby zostawić mnie bez kontynuacji - walić terminy - bylebym nie musiała czekać roku :D Dlatego też przesyłam ogromniasty wór weny! Ściskam bardzo serdecznie i dziękuję za dotychczasowe rozdziały :)
Napisałabym na koniec "buziaki", ale to już przekracza granice... i tak te pozytywne słowa, nie są w moim ślizgońskim stylu! Chociaż... Dom Salazara zwariował, więc...
Buziaki i pozdrawiam serdecznie,
Susannah Hermiona Malfoy
WOW! Po przeczytaniu tego komentarza moje ego sięgnęło księżyca i Ali$hia już w ogóle nie będzie mogła ze mną wytrzymać xD
UsuńA całkowicie poważnie to niesamowicie się cieszę, że "Dom Salazara" wzbudza w Tobie tyle pozytywnych emocji! Bardzo się cieszę, że spasowała Ci kreacja bohaterów, bo to coś, co najłatwiej mi spieprzyć.
Właściwie pamiętam twój nick i twoje komentarze i to naprawdę cudowne uczucie, zdawać sobie sprawę, że są na bloggerze czytelnicy, którzy wytrwali z "Domem Salazara" tak długo!
Obiecuje, że absolutnie nie będziesz musiała czekać roku na kolejny rozdział, bo ten, jest już w drodze!
Ja również (w mało ślizgońskim stylu, ale mówi się trudno)przesyłam buziaki i jeszcze raz dziękuje za ten komentarz :D
~Pani M.