Rozdział 64
Rozdział 64 – Kolacja dla siedmiorga.
– Nie
wierzę, że ten stary zrzęda nawet w święta…
– Daj
spokój, może to nawet lepiej? Odwiedzimy Draco. – Blaise próbował dostrzec
jakieś pozytywy zaistniałej sytuacji. Zaraz po wizycie w Hogsmeade udali się do
Hogwartu. Otworzył im niezadowolony woźny, a kiedy wyjaśnili, że chcą spędzić w
szkole święta odesłano ich z kwitkiem. Filch bronił się brakiem ich imion na
liście osób zostających w zamku. Nie pozwolił im również porozmawiać z
McGonagall, więc zrezygnowana dwójka Ślizgonów, musiała opuścić tereny zamku.
Wrócili do
magicznej wioski, a stamtąd złapali świstoklik. Pansy wpadła na pomysł
pomniejszenia bagaży i noszenia ich w kieszeni, przysporzyło to trochę
kłopotów, ale koniec końców udało im się. Wylądowali na Raven Hill*, było to wzgórze niedaleko
Malfoy Manor.
– Już prawie
jesteśmy – zauważył Zabini, kiedy potężna rezydencja Malfoyów wychyliła się zza
rogu.
– Świetnie,
bo umieram z zimna. – Jakby na potwierdzenie tych słów Pansy zaszczękała
zębami.
– Długo go
nie widzieliśmy, myślisz…
– Myślę, że
otworzy nam z tą swoją perfekcyjną fryzurą i w koszuli – zapewnił Blaise. Nie
dopuszczał do siebie myśli o poważnym stanie zdrowia przyjaciela. Kiedy dłużej
się nad tym zastanowił, naszły go wątpliwości. Dawno nic nie napisał. Pomyślał z pewną obawą. Nieświadomie
przyspieszył kroku, aż w końcu stanęli przed ogromną bramą Malfoy Manor.
– Myślisz,
że nadal jest zabezpieczona? – zapytała Ślizgonka, przyglądając się sceptycznie
kutemu żelazu. Pamiętała, że na dom Draco nałożono wiele zaklęć ochronnych. Zabini
pokręcił głową.
– Nie,
musieli je zdjąć, część była czarnomagiczna i Ministerstwo się doczepiło. –
Jakby na potwierdzenie tych słów pchnął bramę, a ta lekko się uchyliła.
Ostrożnie weszli do ogrodu Malfoyów. Pansy zawsze czuła się tutaj trochę
dziwnie, jakby znalazła się w innym świecie. Zauważyła, że miejsce jest nico
zaniedbane, ale nie była zdziwiona. Wiedziała, że Narcyza z pewnością całą
uwagę poświęca teraz Draco, a nie rezydencji. Blaise kroczył pewnie po
wysypanej białymi kamyczkami, odśnieżonej dróżce. Dobrze się czuł w rezydencji
Malfoyów, wiedział, że zawsze znajdzie tu pomoc przyjaciela. Właściwie chłopak
nie wiedział, kiedy ze zwykłej znajomości wywiązała się przyjaźń między nim, a
Draco. Często żartowali, że jedyne co ich łączy to znamię wypalone na ramieniu,
jednak dobrze wiedzieli, że to coś o wiele więcej. Na służbie u Czarnego Pana
nauczyli się współpracy i tego, że mogą na sobie polegać.
Pansy
zapukała do drzwi kołatką i odsunęła się trochę, spoglądając niepewnie na
Blaise’a. Ślizgon uśmiechnął się, chcąc
dodać jej otuchy. Wtedy drzwi się otworzyły i stanęła w nich Narcyza Malfoy.
Zmarszczyła brwi na widok dwójki, przemarzniętych nastolatków. Jakby
spodziewała się kogoś innego. Blaise’a zastanowiło dlaczego Narcyza sama
otworzyła drzwi, a nie posłała jednego ze skrzatów, ale nie zadawał zbędnych
pytań.
– Wejdźcie
do środka – powiedziała kobieta, a na jej ustach pojawiło się coś na kształt
uśmiechu. Zamknęła za nimi drzwi, a przyjemne ciepło rozlało się po klatce
piersiowej Ślizgonki. W rezydencji Malfoyów było jak na Hawajach w porównaniu z
ujemną temperaturą na zewnątrz. Blaise rozpiął płaszcz, a dziewczyna poluzowała
szalik.
– Zastaliśmy
Draco? – zapytał Zabini, sądząc, że to tylko formalność. Oboje z Pansy, byli
przekonani, że zastaną przyjaciela. Wtedy usłyszeli głos z dalszej części
korytarza i kroki:
– Narcyzo,
na litość, któż to? – W progu pojawił się Lucjusz Malfoy. Parkinson zamarła,
ponieważ ojciec Draco zawsze wydawał jej się osobą nieobliczalną.
– Dzień
dobry – powiedział Blaise.
– Nie wiem,
czy „dobry” – mruknął Lucjusz w odpowiedzi.
– Czy jest
Draco? – zapytała Pansy, odzyskawszy głos. Zaraz pożałowała, tego, że się
odezwała, bo państwo Malfoyowie zmrozili ją wymownymi spojrzeniami.
– Nie i może
już nie wracać! Uciekł, gdzieś z tą szlamą
– powiedział z pogardą Lucjusz. Dostrzegł karcące spojrzenie żony, ale
jedynie zmrużył gniewnie oczy. Narcyza spokojnie zwróciła się do dwójki
nastolatków:
– Podał mi
swój adres, na wypadek, gdyby stało się coś… – zawahała się – nieoczekiwanego.
– Pani domu wezwała skrzata i poleciła mu przynieść pergamin, piórko i
kałamarz. Chwilę potem zapisała adres, który podał jej w liście Draco.
– Proszę. –
Oddała kartkę Pansy. W międzyczasie Lucjusz, wzdychając pogardliwie, wrócił do
salonu.
– Więcej nic
nie wiem, ale podobno ma się dobrze… Właściwie to myślałam, że jest u ciebie
Blaise… – Narcyza patrzała wyczekująco na Ślizgona, jakby Zabini faktycznie
wiedział coś więcej.
– Niestety,
byliśmy przekonani, że spędza święta w domu – wyjaśniła szybko Parkinson. Pani
Malfoy kiwnęła głową i wyraźnie posmutniała.
– Dziękujemy
– powiedział Blaise.
– I wesołych
świąt – dodała zaraz Pansy, uśmiechając się uroczo. Pożegnali Narcyzę i udali
się pod wskazany adres. Oboje byli w głębokim szoku, kiedy okazało się, że
trafili do mugolskiej części Londynu.
*
Harry
oniemiał. Stał w drzwiach i mrugał zawzięcie, chcąc pozbyć się halucynacji, ale
obraz Pansy i Zabiniego wcale nie znikał. Potter zamknął im drzwi przed nosem,
odwrócił się na pięcie i odszedł bez słowa. Jak w transie wszedł do salonu i
usiadł przy stole. Hermiona, Ron, Ginny i Draco przyglądali mu się badawczo,
czekając aż okularnik coś powie. Jednak nie doczekali się, a z ust Harry’ego
nie wydostał się ani jeden dźwięk.
– Kto to był?
– zapytała w końcu Hermiona. Gryfon zamrugał, a potem bezbarwnym głosem
powiedział:
– Parkinson
i Zabini. – Malfoy wyprostował się na te słowa i rzucił pytające spojrzenie
Hermionie. Dziewczyna nie miała pojęcia, co Ślizgoni robią pod jej domem.
–
Zapraszałaś kogoś jeszcze? – zapytał Ron, a jego była dziewczyna pokręciła głową.
– Draco,
zaprasza… – Granger zaczęła formować pytanie, ale blondyn szybko jej przerwał,
krótkim i dobitnym:
– Nie.
– A gdzie
oni są? – zapytała Ginny, obserwując korytarz.
– Stoją –
powiedział Harry, nadal nie mogąc pojąć co właśnie się stało.
– Na
dworze?! – zapytała Hermiona, podnosząc się z krzesła. Okularnik kiwnął głową.
Dziewczyna szybko udała się w stronę drzwi. Kiedy je otworzyła, rozmowa prowadzona
przez dwójkę Ślizgonów ucichła. Gryfonka przyglądała się przybyłym, a
oni mierzyli ją takim samym, ciekawskim spojrzeniem. Czyżby Draco zwariował i postanowił spędzić święta wśród Gryfonów? Zastanawiał
się Blaise. Był w niezłym szoku, kiedy drzwi otworzył im Potter, a teraz jeszcze Hermiona…
– Wesołych
Świąt – powiedziała Pansy, uśmiechając się dość niezręcznie.
– Wejdźcie
do środka – odpowiedziała jedynie Gryfonka, wiedząc, że to będzie naprawdę
długa kolacja.
– Dlaczego
tak długo jej nie ma? – zapytała w końcu Ginevra, nie kierując pytania do
nikogo konkretnego.
– Pójdę sprawdzić
– zadeklarował się Ron i zaczął podnosić się z krzesła.
– Nie, ja pójdę. – Draco wstał i ruszył w
stronę korytarza, nie pytając nikogo o zdanie. Ronald ciężko opadł na
siedzenie. Harry nie podniósł wzroku znad talerza, zastanawiając się, co, na
wielkiego Godryka, Parkinson i Zabini robią pod domem Hermiony. Cały czas
myślał o Pansy i o tym, jak go potraktowała. Okłamała go w żywe oczy, bez
zająknięcia. Bez wyrzutów sumienia. Jeszcze nosiła tak dumnie, ten przeklęty
pierścionek… Potter mocniej zacisnął szczękę, a jego rozmyślania przerwał tłum,
który pojawił się w salonie. Podniósł głowę i skrzyżował spojrzenie ze wzrokiem
Parkinson. Wpatrywali się w siebie zawzięcie, ignorując wszystko dookoła. Już
wiedziała. Wiedziała, że jej kłamstwo wyszło na jaw. Kącik ust Gryfona uniósł
się ku górze. I kto jest teraz górą? Zdawał
się pytać.
Hermiona
rozpaczliwie próbowała wybrnąć z tej trudnej sytuacji. Rzucała proszące
spojrzenia Ginny, ale ta uparcie odwracała wzrok. Panna Granger wiedziała, że
Ginevra czuła się zdradzona, w końcu Hermiona wpuściła do domu Blaise’a i
Pansy. Widziała jak Ron mierzy spojrzeniem Ślizgonów i jak Harry, i Pansy,
niemal skaczą sobie do gardeł. Jej bezsilność dostrzegł Malfoy i uśmiechnął się
pokrzepiająco. Porozumiewali się bez słów, aż w końcu Draco zabrał głos:
– Okej, nikt
się nie spodziewał, że wylądujemy tu wszyscy razem, ale nie utrudniajcie życia
Granger…
– I kto to
mówi… – mruknął pod nosem Ron, gapiąc się w sufit. Malfoy go zignorował. – Po
prostu posadźcie swoje tyłki na krzesłach i udawajmy, że to zwykła świąteczna
kolacja w gronie znajomych…
– Co się z
tobą dzieje Draco? – zapytała Pansy, była zła i trochę wystraszona. Wiedziała,
że Potter dowiedział się o jej kłamstwach. Nie miała pojęcia co teraz będzie, w
dodatku wszyscy byli tacy spokojni! Jakby nic się nie stało.
– Co się ze
mną dzieje? Świetne pytanie, ale mam lepsze – ironizował Malfoy, w ten
charakterystyczny dla niego sposób. – Możecie mi powiedzieć co tu robicie? Albo
lepiej, dlaczego wszyscy siedzicie jak nadąsane paniątka i marudzicie? Podczas
gdy grzaliście tyłki na kanapach w Hogwarcie, Granger siedziała w areszcie i
jakoś nikt jej nie pytał, czy jej się podoba.
– A od kiedy
przejmujesz się Hermioną? – zapytał zgryźliwe Harry.
– Odkąd ty i
Weasley nie widzicie nic oprócz końca własnych mioteł – odgryzł się Malfoy i
zajął miejsce po lewej stronie brązowookiej Gryfonki. Blaise szybko pojął
przekaz i siadając, powiedział:
– Dziękuję
Hermiono za zaproszenie. Doprawdy wyborna kolacja. – Gryfonka wyraźnie się
rozpogodziła i parsknęła śmiechem. Atmosfera trochę się rozluźniła. Jedynie
Ginny po komentarzu Zabiniego mocniej zacisnęła palce wokół srebrnego widelca.
– Trudno
było? – zapytał Draco sarkastycznie, ale posłał przyjacielowi pełne
wdzięczności spojrzenie. Przez kolejny kwadrans cała siódemka zajadała się
pysznościami przygotowanymi przez Hermionę i panią Weasley. Jedzenia było pod
dostatkiem. Czasem ktoś rzucił jakimś zabawnym komentarzem.
– … i wtedy
ja na to: a co? Nie odróżniasz jednego końca miotły od drugiego! – zakończył
Blaise, a towarzystwo wybuchło śmiechem.
– Zabawne –
rzuciła z przekąsem Ginevra. Pogodny nastój wcale się jej nie udzielił. Zabini,
który siedział naprzeciw rudowłosej zmarszczył brwi. Uciekła od jego pytającego
spojrzenia.
– O co
chodzi Ginny? – zapytała pokojowo Hermiona.
– Szkoda, że
nie zaprosiłaś na kolację reszty Śmierciożerców – mruknęła sarkastycznie
Ginevra i z całej siły wbiła widelec w pieczeń, a sos rozbryzgnął się na
wszystkie strony. Draco wywrócił oczami, a Blaise parsknął śmiechem. Harry
zmarszczył brwi, widząc reakcję Ślizgonów, nie tego się spodziewał. Wymienił z
Ronem zdziwione spojrzenia, ale żaden się nie odezwał. Hermiona prosiła
Merlina, żeby komentarz jej przyjaciółki, nie był powodem kolejnej kłótni.
Ginny zmroziła Blaise’a spojrzeniem.
– Nie
uważam, żeby to było zabawne – wycedziła. Blaise pokręcił głową z
niedowierzaniem i iskierkami rozbawienia w oczach.
– Nikt się
nie śmieje – wtrącił Draco, ale Ginevra puściła to mimo uszu. Chodziło jej
wyłącznie o Zabiniego.
– Kwestię
mojego śmierciożerstwa wyjaśniliśmy sobie zaraz na początku roku, pamiętasz? –
Z całego tego wieczoru Ginny miała w głowie tylko pocałunek. Odtworzyła w
głowie tamtą scenę i zaraz poczuła, że jej policzki nabierają czerwonej barwy.
Spuściła wzrok.
– Jeśli
chcesz, to przypomnę ci tamtą „rozmowę”… – powiedział Zabini, zniżając głos i
nachylając się nad stołem. Dwuznaczność jego wypowiedzi sprawiła, że Ginny
zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Jednak tym razem dumnie uniosła głowę i z
przekąsem odpowiedziała:
– Może i bym
weszła w ten układ, ale jesteś zaręczony. – Posłała Pansy wyzywające
spojrzenie, a zaraz potem wbiła świdrujący wzrok w Blaise’a. Ślizgonka czuła
się coraz gorzej, wiedziała, że jest po części winna wszystkich nieporozumień,
które sprawiały, że atmosfera przy stole jest tak napięta. Przestała grzebać w swoim
talerzu i wyprostowała się na krześle.
– Właściwie,
w kwestii tych zaręczyn… – zaczęła, chcąc wyznać prawdę. Jednak zaraz jej
przerwano:
– Nikt nie
chce tego słuchać. Twoich kolejnych kłamstw – rzucił Harry podirytowany
powracającym tematem zaręczyn. Pansy zamierzała coś jeszcze powiedzieć, ale
zamilkła zrezygnowana. Pokonał mnie moją
własną bronią. Pomyślała z goryczą. Zapanowała nieprzyjemna cisza.
– Brawo,
Ginny! Klimat właśnie nam padł – próbował zażartować Zabini, ale rudowłosa
odebrała to jako kolejny atak w jej stronę.
– Oh, to
może w ogóle mnie uderz! – Posłała mu wyzywające spojrzenie. Blaise aż wstał od
stołu, wywracając kieliszek z winem. Nachylił się do panny Weasley i zaczął
mówić, zniżając głos:
– Nigdy nie
chciałem cię skrzywdzić. NIGDY. – Zaakcentował każde, pojedyncze słowo.
– Cóż, stało
się – skwitowała Ginny i odchyliła się na krześle. Czuła się niekomfortowo,
kiedy Ślizgon był tak blisko. Zrezygnowany Zabini opadł na krzesło, a Pansy
ukradkiem rzuciła zaklęcie, pozbywając się rozlanego wina. Ron ostatkiem sił
powstrzymywał wybuch gniewu. Za każdym razem, kiedy przypomniał sobie, co
ciemnowłosy Ślizgon zrobił jego siostrze miał ochotę rozszarpać Blaise’a na
strzępy.
– Możecie
zostawić sobie te wszystkie podchody na potem? – zapytał Draco, udając
znudzenie. Hermiona szturchnęła go ukradkiem, wiedząc jak ważne jest
wyjaśnienie tych wszystkich nieporozumień.
– No co? –
szepnął Malfoy, ale brązowooka Gryfonka nie odpowiedziała. Znów wszyscy zajęli
się kolacją.
*
Hermiona i
Ginny zmywały naczynia po kolacji, gdy do kuchni zajrzała Pansy. Czuła, że
również powinna pomóc, choć sprzątanie nie było nawet w pierwszej setce jej
ulubionych czynności.
– Można? –
zapytała, nie chcąc przeszkodzić w rozmowie, którą prowadziły dwie Gryfonki.
Hermiona odwróciła się od zlewu i skinęła głową. Ginny nie odpowiedziała i po
prostu rzuciła w jej stronę szmatką. Pansy w ciszy zaczęła wycierać dopiero co
umyte naczynia.
– Nie było
tak źle – powiedziała w końcu, aby przerwać ciszę. Oczywistym było, że nawiązywała
do wcześniejszej kolacji, która naprawdę mogła skończyć się tragicznie. Ginny
spojrzała na nią spode łba, ale nic nie powiedziała. Liczyła na radosne
spotkanie z Hermioną i wcale nie potrzebowała denerwujących Ślizgonów w
komplecie. W ogóle nie czuła magii Świąt w tym roku.
– Jesteś zła
o te zaręczyny? Daj spokój, to ty mu powiedziałaś, że nie chcesz mieć z nim nic
wspólnego – zaczęła Pansy, zdenerwowana, że Ginevra obarcza ją winą za te
nieszczęsne zaręczyny.
– Oh, nie o
to chodzi – zaczęła Ginny, głosem wyższym o oktawę. – Po prostu musieliście się
pojawić i zepsuć wszystko! Ślizgoni zawsze wszystko psują.
– Dobrze, że
wy, Gryfoni zawsze jesteście idealni… A nie, czekaj… – Pansy posłała rudowłosej
dziewczynie cyniczny uśmieszek. Ginevra prychnęła, odkładając talerz na
kuchenny blat. Pewnie kłóciłby się jeszcze długo, ale Hermiona zabrała głos:
– Zerwałam z
Ronem. – Wprawiła w niemałe zdziwienie obie dziewczyny. Obie zamilkły,
przetwarzając tę informację. Ginny zmarszczyła brwi, a na ustach Pansy pojawił
się uśmiech pełen aprobaty. Zapadła cisza, po której obie siódmoklasistki
wypowiedziały identyczne słowa:
– Nareszcie!
W salonie
zapadła krępująca cisza, kiedy wszystkie przedstawicielki płci żeńskiej
zniknęły w kuchni. Harry mierzył Blaise’a morderczym spojrzeniem. Ron zerkał na
niego ukradkiem, ciągle myśląc o rozstaniu z Hermioną, a Draco, jak zawsze,
wydawał się być znudzony wszystkim wokół.
– Odpuść
Potter, bo w końcu ci się uda i faktycznie go spetryfikujesz spojrzeniem… –
rzucił Malfoy z dozą rozbawienia. Harry i w jego stronę skierował swój wzrok
bazyliszka.
– Odpuść,
Harry – mruknął Ron, nieświadom, że właśnie zgodził się z Draco. Nagle wszyscy
obecni spojrzeli na niego zdziwieni. Rudowłosy westchnął i wzruszył ramionami.
– Coś się
stało? – zapytał Potter, nie kryjąc zdziwienia. Ron wywrócił oczami, a Blaise
parsknął śmiechem. Tym samym zwrócił na siebie uwagę okularnika, który znów
zaczął ukatrupiać go spojrzeniem.
– Nie rób
tego, bo ci tak zostanie… – rzucił Zabini, zmęczony już tą infantylną postawą
Gryfona.
– Dlaczego w
ogóle się jej oświadczyłeś? – zapytał Potter, ignorując wcześniejszy komentarz
Blaise’a. Malfoy gwizdnął cicho i
odchylił się na krześle. Nareszcie przeszli do konkretów. To może być zabawne. Pomyślał, licząc na dobrą komedię. Ciemnowłosy
Ślizgon podrapał się w tył głowy, nie do końca wiedział co ma odpowiedzieć.
– Jest moją
przyjaciółką, nieźle się dogadujemy i…
– I to jest
chyba najgłupszy powód jaki słyszałem – przerwał mu Harry, nadal zły. Draco
doskonale się bawił, a Ronald nie zwracał większej uwagi na to wszystko. Ciągle
myślał o Hermionie. A zaraz potem o Astorii i tak w kółko. Rozbolała go od tego
głowa.
– Słuchaj
Potter, jeśli coś do mnie masz to wyjdźmy na dwór i rozwiążmy to jak mężczyźni
– powiedział Zabini naprawdę wkurzony.
– Świetnie!
– Harry wstał od stołu z takim impetem, że wywrócił krzesło. Blaise był nieco
zaskoczony, bo nie sądził, że Gryfon przystanie na jego propozycję. Musi mu zależeć. Przeszło mu przez
głowę, kiedy podnosił się z miejsca.
– Zaraz, co?
– zapytał Malfoy, patrząc pytająco to na jednego, to na drugiego. Nie otrzymał
odpowiedzi, bo Harry i Blaise zniknęli w korytarzu. To się nie może dobrze skończyć… Pomyślał posępnie, a potem machnięciem
różdżki postawił krzesło, które wywrócił okularnik.
– Weasley, a
ty co? Nie idziesz dopingować swojego kumpla? – zapytał Malfoy z kpina w
głosie. Ron posłał mu spojrzenie pełne politowania.
– Mógłbym
zapytać o to samo…
– Co się z
tobą dzieje, Weasley? Wyglądasz jakbyś używał mózgu… – mruknął Draco, choć
faktycznie był zdziwiony opanowaniem rudzielca.
– Uważaj
Malfoy, zaraz mogę użyć pięści. – Spokojnie,
to wcale nie tak, że Weasley uformował zgrabną ripostę… Cholera. Pomyślał
blondyn, będąc naprawdę zdezorientowanym. Odczekał chwilę i całkiem poważnie
zapytał:
– Coś się
stało? – Jakoś zmusił się na w miarę grzeczny ton. Był naprawdę ciekaw, co
spowodowało tak drastyczne zmiany w zachowaniu jego rozmówcy.
– Odpuść
sobie, Malfoy. Twoje komentarze, są ostatnią rzeczą, której mam ochotę słuchać.
Nie rozumiem, czemu Hermiona wpuściła cię za próg tego domu, ale skoro już tu
jesteś to nie utrudniaj wszystkim życia i się zamknij.
– Wow, kim
jesteś i co zrobiłeś z Weaslyem?
*
Ginny
zajrzała do salonu, upewniając się, że to już wszystkie naczynia, zaraz zauważyła
nieobecność Harry’ego i Blaise’a. Zmrużyła podejrzliwie oczy, widząc jak jej
brat i Malfoy spokojnie siedzą przy stole.
– Gdzie jest
Harry? – zapytała, krzyżując ręce na
piersiach.
– Poszli z
Zabinim na dwór – poinformował siostrę Ron. W drzwiach, obok Ginevry stanęła
Pansy.
– Co się
dzieje? – zapytała, posyłając Malfoyowi pytające spojrzenie. Blandyn mrugnął do
Ślizgonki, ale nie odezwał się ani słowem.
– Po co tam
poszli? –pytała dalej Ginny. Miała złe przeczucia co do tego wszystkiego. Wtedy
w końcu odezwał się Draco:
– Chyba będą
się naparzać, aż któryś straci przytomność.
– Że jak?! –
krzyknęły obie dziewczyny naraz. Ginny już pędziła w stronę drzwi wyjściowych,
a za nią Pansy. Malfoy pokręcił jedynie głową.
– Co się
stało? – zapytała Hermiona, wchodząc do salonu. Blondyn widział, jak bardzo
jest zmęczona. – Gdzie są wszyscy? – Nic nie rozumiała z zaistniałej sytuacji.
– Na dworze
– powiedział Ron i uśmiechnął się ciepło. Dziewczyna zmarszczyła drobny nos.
– A co oni,
na wielkiego Godryka, tam robią? – zapytała, opadają ciężko na krzesło obok
Malfoya, a naprzeciwko Rona. Żaden z obecnych nie chciał jej martwić, toteż
wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
– Merlinie,
chyba zwariowałam – mruknęła panna Granger widząc jak jej były chłopak i Draco
porozumiewają się bez słów. – No żeby Gryfon z Ślizgonem się dogadał… –
Pokręciła głową. Kącik ust blondyna uniósł się ku górze.
– Dla
większego dobra – mruknął Ronald, który cały wieczór był, jak nie on. Dla twojego dobra, Granger. Pomyślał
Malfoy, ale nie odezwał się słowem. Zaraz potem Blaise wkroczył do salonu. Nie
byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie rozwrzeszczana, rudowłosa dziewczyna,
przerzucona przez jego ramię…
*
Zostali
sami. Krzyki i groźby Ginny nie były już słyszalne i zapanowała pełna napięcia
cisza. Pansy potarła rękami ramiona, bo wybiegła przed dom bez kurtki i
najzwyczajniej w świecie zamarzała. Oddychała przez usta, a para wydostawała
się spomiędzy jej uchylonych warg. Harry pomyślał, że wygląda cudownie z
płatkami śniegu w ciemnych włosach. Ślizgonka długo biła się z myślami, ale w
końcu zrobiła kilka kroków w jego stronę. Bała się, a serce waliło jej jak
oszalałe. Nie chciała usłyszeć, że nie mają sobie nic do powiedzenia, bo mieli.
I to naprawdę sporo.
– Harry, ja…
– zaczęła, ale gardło miała tak ściśnięte, że ledwo się słyszała. Chciała
powiedzieć, że przeprasza, ale zanim mogła dokończyć usłyszała pogodne:
– W porządku.
– Okularnik ku zdziwieniu Ślizgonki, uśmiechnął się.
– Nie jest w
porządku. A już na pewno ja nie byłam w porządku. Nie powinnam…
– Wszystko
jest okej, naprawdę. – Dziewczyna nic z tego nie rozumiała. Jeszcze przed
chwilą Harry nie chciał jej widzieć.
– Teraz mnie
trochę przerażasz… – przyznała brunetka, bo uśmiech Pottera przyprawiał ją o
dreszcze. – Co powiedział ci Blaise? – zapytała, gdy tylko przypomniała sobie,
że wraz z Ginny przerwały ich rozmowę.
– Nic, czego
wcześniej bym nie wiedział. – Pansy rozumiała coraz mniej i coraz mniej jej się
to podobało.
– Wracam do
środka, to jest zbyt… – Już miała się odwrócić i ruszyć w stronę werandy, kiedy
Gryfon złapał jej rękę i pociągnął do siebie.
– Po prostu
przestań kłamać – powiedział szeptem, a potem pocałował Ślizgonkę. Pansy
oniemiała, była tak zdezorientowana, że nawet nie zdążyła oddać pocałunku.
Harry odsunął się odrobinę, ale jej nie puścił.
– Mam coś
dla ciebie. – Dopiero teraz dziewczyna zauważyła, że cały czas trzymał coś w
dłoni. Wyciągnął w jej stronę prostokątne pudełko. Ślizgonka chwyciła je
niepewnie. Ważyło niewiele.
– No otwórz
– polecił ze śmiechem Harry. Zdezorientowanie i niepewność na twarzy Pansy były
dla niego niemal nagrodą. Czuł, że w końcu on ma kontrolę i naprawdę mu się to
podobało. Ślizgonka otworzyła pudełko i wcięła się w szok. Zamrugała kilka
razy, nie wierząc w to, co widziała. Na aksamitnej poduszeczce, ułożony był
naszyjnik ze smokiem, pikującym w dół.
– Podoba ci
się chociaż? – zapytał Harry, obserwując jej reakcję. Spojrzała na niego
jeszcze bardzie zdezorientowana niż dziesięć minut temu. Jedyne co była w
stanie wydukać to:
– Nie mogę
tego przyjąć.
– Nie
utrudniaj, komplikujesz moje życie wystarczająco… – Nie dokończył, bo Ślizgonka
objęła jego szyję.
–
Przepraszam – szepnęła, a Harry uśmiechnął się z satysfakcją. Jednak dziewczyna
nie mogła tego widzieć. Odsunęła się po chwili.
– Nadal nie
mogę tego przyjąć, kosztowało pewnie fortunę i…
– I? – Harry
pytająco uniósł brew.
– I chyba
zwariowałeś, myśląc, że przyjmę tak drogi prezent. Poza tym… Nic dla ciebie nie
mam. – Policzki Ślizgonki poczerwieniały.
– Jest coś,
co bardzo chciałbym dostać… – Harry uśmiechnął się tajemniczo. Pansy
zmarszczyła brwi, a jej głowę nawiedziły naprawdę kosmate myśli. Powoli
zapytała:
– Co to takiego?
– Obietnica.
– Obietnica?
– powtórzyła zdezorientowana, ale Gryfon kiwnął głową.
– Obiecaj,
że nie zaręczysz się z żadnym mężczyzną.
– Harry, ja…
– Nie wiedziała co myśleć. Nigdy nie wyjść za mąż? Szkoła kiedyś się skończy,
pójdą w różne strony…
– Żadnym,
oprócz mnie. – Jej serce zaczęło bić szybciej, kiedy zdała sobie sprawę z
dwuznaczności tych słów.
*
Ron poderwał
się z miejsca, gdy zobaczył, jak jego młodsza siostra szarpie się w ramionach
Zabiniego. Już miał wyciągnąć różdżkę, kiedy ciemnowłosy Ślizgon postawił
rozwrzeszczaną dziewczynę na ziemi. Zaraz oberwał pięścią w brzuch, aż dech mu
odebrało. Spodziewał się czegoś podobnego, więc skrzywił się jedynie i
wyprostował zaraz, czekając na rozwój sytuacji. Cieszył się, że pomógł
przyjaciółce, choć dogadanie się z Potterem kosztowało go naprawdę wiele.
– Mów, do
cholery! Co tam się stało?! – wrzeszczała na niego Ginevra. Powiódł wzrokiem po
pozostałych. Na twarzy Hermiony dostrzegł próby zrozumienia całego
zamieszania. Draco był nieco znudzony, ale rozbawiony zarazem, natomiast Ronald
wyglądał, jakby miał za moment posłać w jego stronę śmiertelną klątwę.
– Zostawicie
nas? – zwrócił się przede wszystkim do Granger. Gryfonka skinęła głową, dając
mu jasny przekaz „nie skop tego”. Draco wywrócił oczami, żeby podnieść się z
krzesła i ruszyć w stronę kuchni. Ron wyglądał jakby nie zamierzał się nigdzie
ruszać, ale Hermiona szepnęła mu coś na ucho. Spojrzał na nią zdziwiony, ale
potem kiwnął głową.
– Drugiej
szansy nie będzie – rzucił w stronę Blaise’a, dołączając do tych słów mordercze
spojrzenie.
W końcu
Ginny i Blaise zostali sami. Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersiach i hardo
patrzyła w oczy Ślizgona. Zabini westchnął i oparł się o stół. Nie wiedział co
ma jej powiedzieć. Jeszcze nigdy nie znalazł się w sytuacji takiej, jak ta.
Minuty się dłużyły, a brunet nadal milczał. Ginevra w końcu straciła
cierpliwość.
– Skoro to
wszystko, co masz mi do powiedzenia to nie ma sensu tu dalej sterczeć. –
Opuściła salon, wchodząc do kuchni. Powitały ją zdziwione i pytające spojrzenia,
ale zignorowała je i radośnie zapytała:
– Kto ma ochotę na herbatę?
*Możemy to przetłumaczyć jako „ wzgórze kruków”, miejsce
wymyślone na potrzeby opowiadania, nie zamieściłam polskiej nazwy, ponieważ w
tłumaczeniu Harry’ego Potter (nowszym wydaniu) nazwy miejsc również nie są
spolszczane ;) ~przyp. aut.
A więc rozdział 64! Co myślicie? Za dużo Hansy, za mało
Dramione? Jestem ciekawa waszych odczuć w związku z tą częścią! Piszcie mi
wszystko w komentarzach :D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńIdealnie! Wszystkiego po trochu... Czekam tylko na dalszy rozwój wątku Ginny i Zabinnego, jak w przyszłym rozdziale poświecisz im troche wiecej uwagi...bede w niebie! :)
OdpowiedzUsuńCUDOWNY <3 NARESZCIE HANSY BOŻEEE... TYLE CZEKAŁAM <3 W tym rozdziale odpowiada mi to, że jest właśnie więcej Hansy niż Dramione. No po prostu brak mi słów! Czekam na następny rozdział z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Lestrange ;*
Nie mogę znaleźć słów, które oddałyby zajebistość tego rozdziału... Hansy nigdy za wiele! Jedyne czego chcę to przeczytać rozmowę Zabiniego i Harry'ego, wtedy może dowiedziałabym się czemu Harry nie był zły na Pansy! Zabini dał Harry'emu naszyjnik i co, ten odda mu forsę? :D A poza tym po prostu bosko... Malfoy dogadał się z Ronem.. zawał. :D To początkowe napięcie przy stole.. ;p Draco niby znudzony, a jednak świetnie się bawił. xD Czekam na więcej momentów z nim i z Hermioną! Komentarz Draco o spetryfikowaniu mnie rozwalił. xD Tak jak i mordercze spojrzenia Harry'ego. A jak Harry powiedział o tej obietnicy!! Nie mogę się doczekać ciągu dalszego, czytając ten rozdział rechotałam do siebie jak głupia! Czekam i WENY!!!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć. <3 Idealnie. Ta prośba Harr'ego... *_* Nie mogę tego za bardzo ubrać w słowa. Po takim rozwoju akcji... nigdy. :)
OdpowiedzUsuńNO NARESZCIE SA RAZEM
OdpowiedzUsuńCZEKAM NA NASTĘPNY
POZDRAWIAM
Lajk, lajk, lajk...
OdpowiedzUsuńHmm? A może wejdę na Dom Salazara?
Ooo! Rozdział 64!
Dziwny ten wstęp, ale no cóż...
OTAKOTAKOTAKOTAKOTAAK! Hansyy!
Jeju, tyle na nich czekałam *.*
Kocham Blaise'a! Pomógł im! To takie urocze!
Ginny! Patrz ile on ma zalet! Bierz go póki ciepły i w ofercie! Dalej!
Spokojny Ron? E, e, e... co? Jak to?! No, no Ron tu nam dorośnieje (czy jakoś tak XD)
Mi tam nie przeszkadza, że jest Hansy, bo Hansy życiem :)) A dramione sobie poczeka! :*
Trochę to było wredne jak Harry zatrzasnął drzwi przed Blaise'em i Pansy XD Ale Hermiona ich uratowała, dobra dziewczyna!
Czekam na Hagrida! (Nie wiem co z nim mam XD) Buziaaki! :*
M.
Ps. Nie wiem co mnie naszło jak pisałam ten komentarz, więc przepraszam za jego chaotyczność i czasem pogmatwaną treść :)
Dorośleje*? :D Ja nie wiem już :(
UsuńDorasta hahaha
UsuńMoja inteligencja przewyższa wszystko XDD
UsuńZdecydowanie więcej Blaise'a i Ginny, uwielbiam ich wątek ��
OdpowiedzUsuńRozdział świetny!!! Czekam na dramione i zabiniego i ginny!!! <3
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny ?
Pozdrawiam i weny życzę !!! ;*
Rozdział świetny czekam błagam więcej Ginny Blaisa
OdpowiedzUsuńSuper! Czekam na kolejne <3
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam trochę i stwierdzam że blog ciekawy i można sie tu na dłużej zatrzymać by zobaczyć co ciekawego jeszcze napiszesz :D Ale właśnie cały klimat prysł jak bańka eh przerwałaś na takim momencie! Jak tak można ?:D Jestem wielką fanką Rudej i Diabełka a tu zonk :D
OdpowiedzUsuńkiedy kolejny rozdział? wciągnęłam się tak bardzo, ze zaluje ze to ostatni rozdział :(
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny ??? 😢😭
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny, bo już czekam i czekam ;)
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tym opowiadania. W porównaniu do innych dramione, ty nie próbujesz na siłę wymyślić ich uczucia. Idealnie pokazujesz jak z nienawiści zaczynają się lubić i tolerować. Ale nie można zapomnieć o innych wspaniałych wątkach, które dodają jeszcze więcej idealności.
OdpowiedzUsuńPrzez ten ponad miesiąc od dodania ostatniego rozdziału, przeczytałam to wszystko 7 razy. Tak straszne się wciągnęłam.
Mam nadzieję że niedługo pojawi się nowy rozdział. Weny i wielu wspaniałych pomysłów.
«Blake»
Boskie opowidanie i niecierpliwością czekam na następny :-D
OdpowiedzUsuńJeeejuu przeczytałam wszystko i znowu muszę szukać jakiegoś fajnego bloga, bo nie mam co czytać! Ktoś coś poleci? (Dramione, w czasach szkolnych, nie za słodko). Ogólnie czekam na następny rozdział (i dużo Draco i Hermiony),mogłabyś też ich trochę skłócić, proszę!
OdpowiedzUsuńdramione sheireen jest boskie <3
UsuńProblem w tym, że przeczytałam! Ja już chyba wszystko przeczytałam...
UsuńŚwietny rozdział :) Kiedy następny? :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) Kiedy następny? :)
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział? :(
OdpowiedzUsuńkiedy rozdział :(
OdpowiedzUsuńCześć, przeczytalam w kilka dni całego bloga, zdecydowałam się bo wiele osób polecało w internecie. Powiem Ci ze pierwsze rozdziały zdecydowanie są słabe, ale w każdym rozdziale robiłaś minimalny progres dzięki ktoremu widać roznice między 10 a 25 rozdziałem, choć nie był zauważalny z rozdziała na rozdział. Zdecydowanie widać, ze początkowo nie do końca miałaś pomysł na tego bloga co nawet zakomunikowałaś czytelnikom. Ale w tej 2 części dostarczasz nam kawał dobrego tekstu. I powiem szczerze że warto było przebrnąć przez tą dość mało skomplikowaną, prostą, mało ciekawą i mało zachęcającą cześć historii by dotrzeć do tej części :-) Ten rozdział jak wszystkie inne powala, ciesze się ze wszystko się między nimi układa, ale martwię się o to jakie zeznania złoży Malfoy senior. Jak się potoczy dalej relacja D i H? Kto wie? Cieszę sie ze Hermana w końcu zdecydowała się wrócić do przyjazni z Ronem, dzięki temu oboje mogą już na czyste konto układać sobie życie. Pozdrawiam i życzę dużo weny! :-) Mam nadzieje ze nowy rozdział juz wkrótce.
OdpowiedzUsuńCzemu nie ma tak długo rozdziału :( ale po za tym super rozdział :D
OdpowiedzUsuń