Rozdział 62
Rozdział 62
– Czego jeszcze mi nie powiedziałeś?
Ron i Harry
weszli do stodoły za domem państwa Weasley. W drewnianym budynku było niemal
wszystko, a oni mieli znaleźć jedno, niewielkie pudełko z ozdobami
świątecznymi. Oczywiście mogliby przywołać je zaklęciem, ale wtedy byłaby
szansa, że wielkie stosy przeróżnych gratów, spadłyby im na głowę. Chłopcy nie
chcieli ryzykować i po prostu zabrali się do pracy. Ronald nadal chciał
powiedzieć okularnikowi o udawanych zaręczynach Parkinson, jednak nie wiedział
jak się do tego zabrać. Odstawił fikuśną, zepsutą lampę na bok, torując sobie
drogę do pudeł przy ścianie stodoły. Harry zniknął gdzieś za postawioną pionowo
kanapą, z której wychodziły sprężyny. Ronowi było łatwiej, kiedy nie widział
twarzy przyjaciela.
– Harry, co
do Parkinson…
– Nie
gadajmy o niej teraz – przerwał mu ciemnowłosy Gryfon, wychylając się za pudła,
które właśnie przenosił. Ron skinął głową i zaraz zorientował się, że jego
przyjaciel nie mógł tego zobaczyć.
– Okej –
powiedział cicho i chwycił kolejny karton. Otworzył go, znajdując coś na
kształt przybrudzonych firan. Ozdób z pewnością tam nie było, toteż odstawił
pudło, zabierając się za następne. Tak minął im cały poranek.
W porze
obiadowej przyszła do nich Ginny. Harry zauważył, że nie do końca przeszedł jej
zły humor, ale nic nie powiedział. Dziewczyna usiadła na jednym z odstawionych
kartonów.
– Niedługo
będzie obiad, mama kazała was zawołać. – Ron skinął głową, ale Ginny nigdzie
się nie wybierała.
– Właściwie…
– zaczęła, marszcząc brwi – czego tu szukacie?
– Ozdób
świątecznych, mama powiedziała, że gdzieś tu są – wyjaśnił Ron, zdejmując
zimową czapkę, bo zaczynało mu się robić ciepło.
– Chodzi o
te pudła, które stoją w korytarzu? – zapytała, powstrzymując śmiech. Chłopcy
popatrzyli po sobie zdziwieni, a potem, jednocześnie zapytali:
– Jakie
pudła w korytarzu?
– Tata
przyniósł je dziś rano.
– Świetnie –
rzucił Ron sarkastycznie i usiadł na pierwszym lepszym kartonie. Harry odstawił
pudło, które trzymał i westchnął ciężko.
– Chodźcie
coś zjeść – powiedział okularnik, kierując się do wyjścia. Ginny ruszyła za
nim, śmiejąc się cicho.
– Ciekawe
czego jeszcze nam nie powiedziałaś… – mruknął Ron, zamykając szopę i z powrotem
wkładając czapkę. Cała trójka ruszyła do Nory, akurat gdy śnieg znów zaczął prószyć.
*
Malfoy
siedział w salonie, obserwując jak Hermiona przystraja ich świąteczne drzewko.
Miał niezły ubaw, bo choinka była naprawdę wysoka, a Gryfonka, no cóż,
przeciętnego wzrostu. W dodatku nie miała różdżki, żeby sobie pomóc czarami, a
jej duma nie pozwalała poprosić Draco o użyczenie magicznego patyka. Parsknął
śmiechem, kiedy podskoczyła, usiłując zawiesić kolejną, srebrną bombkę na wyższej gałęzi. Słysząc jego śmiech,
natychmiast się odwróciła i zmierzyła go nieprzychylnym spojrzeniem.
– Idź wynieś
śmieci albo coś – powiedziała, wracając do choinki. Draco tylko uniósł brwi.
– Chyba
sobie żartujesz. – Hermiona znów się do niego odwróciła.
– A
wyglądam, jakbym żartowała? – Widząc, że Malfoy zamierza odpowiedzieć, zaraz
dodała:
– To było
pytanie retoryczne.
– Jeśli
myślisz, że będę wynosił śmieci, zamiatał ganek i…
– Po prostu
to zrób! – krzyknęła zdenerwowana Hermiona, zamykając oczy.
– Po moim
trupie.
Pięć minut
później Draco, ubrany w swój zimowy płaszcz, z workiem pełnym śmieci, dziarskim
krokiem ruszył w stronę zewnętrznego kosza na odpadki. Zaobserwował, że jakiś
facet, z domu obok, robił dokładnie to samo. W tym samym czasie dotarli do
koszy, ustawionych niespełna metr od siebie.
– Widzę, że
nie tylko ja – zagaił wesoło mężczyzna. Miał ciemne włosy, nieogolone policzki
i okropną, pomarańczową kurtkę. Draco strzelał, że zbliżał się do
czterdziestki.
– Nie tylko
pan, co? – zapytał oschle Malfoy. Nie zamierzał zawierać sąsiedzkich przyjaźni.
Ty tu nawet nie mieszkasz. Uświadomił
sobie zaraz.
– One zawsze
nas tak wykorzystają. Śmieci, podłogi, choinka. A same siedzą w tej kuchni, co
kwadrans zaglądając do piekarnika. Nie ma co gadać. Jednak czego się nie robi
dla ukochanej, prawda? – zakończył wesoło mężczyzna i zatrzasnął pokrywę
śmietnika.
– Długo pan
tu mieszka? – zapytał Malfoy. Był pewien, że mężczyzna nie zna rodziny
Grangerów.
–
Wprowadziliśmy się pół roku temu.
– Tak
myślałem – mruknął Draco i odszedł. Starszy facet w pomarańczowej kurtce ze
zdziwieniem wpatrywał się w tył jego głowy, aż w końcu blondyn zniknął za
wejściowymi drzwiami domu państwa Granger.
– Wyniosłem
te jebane śmieci, ale to była ostatnia rzecz, jaką… – zaczął mówić Draco, już
od progu, jednak kiedy stanął w salonie zamarł. Jego oczom ukazało się
świąteczne drzewko, przystrojone w srebro i czerwień. Kiedy wychodził choinka
wyglądała, co najwyżej nieźle. Teraz naprawdę był pod wrażeniem.
– Podoba ci
się? – zapytała nieśmiało Hermiona, przygryzając nerwowo wargę. Przeniósł wzrok
z drzewka na Gryfonkę. Podirytowany zmarszczył brwi. Od jakiegoś czasu,
zachowanie Hermiony przypominało mu Pansy z piątego roku i Astorię z początku
września. Denerwował się jeszcze bardziej, uświadamiając sobie, że w przypadku
Hermiony to naprawdę na niego działa.
– Przestań
tak robić – rzucił cierpko. Dziewczyna uniosła pytająco brew.
– O co tym
razem chodzi? – zapytała, nie rozumiejąc zachowania Malfoya.
– Po prostu,
nie rób tym wszystkich uwodzicielskich póz i min. Możemy pominąć tą maskaradę.
– Że co?! –
wykrztusiła w końcu panna Granger. Na ustach Ślizgona rozciągnął się cwany
uśmieszek.
– Nie
udawaj, że nie wiesz, o czym mówię. A tu ubrudzę się mąką, potem będę
niezdarnie zawieszać ozdoby, czekając aż obejmiesz mnie w tali i pomożesz, niby
niepewnie przygryzę wargę – przedrzeźniał ją. Hermiona otworzyła usta ze zdziwienia.
– Chyba za
dużo sobie dopowiedziałeś, Malfoy! Ja wcale…
– Dobra,
Granger. Daruj sobie przedstawienie. Widzę jak na mnie patrzysz.
– Niby jak?!
– wykrzyknęła Hermiona, ale czuła, że dostaje czerwonych wypieków na
policzkach. Malfoy wywrócił oczami.
– Tak, jak
wszystkie – odrzekł z kpiącym uśmieszkiem na ustach.
– Naprawdę
upadłeś na głowę? Ja mam chłopaka – powiedziała pewnie Hermiona. Blondyn
parsknął śmiechem.
– Kiedy w
końcu przestaniesz się zasłaniać Weasleyem? Przez ostatnie kilka miesięcy
częściej całowałaś się ze mną niż z nim, nie mówiąc już o…
– To ty mnie
całowałeś – rzuciła chłodno siódmoklasistka, krzyżując ręce na piersiach.
Dziewczyna wcale nie starała się przypodobać Malfoyowi, a przynajmniej nie w
sposoby, które wymienił. Czuła się upokorzona, ale postanowiła udawać, że nie
przejęła się słowami chłopaka. Bo nic
mnie to nie obchodzi? Prawda? Malfoy, może myśleć co chce. Próbowała sobie
wmówić.
– Nie
protestowałaś zbyt głośno, zresztą…
– No
słucham, co jeszcze wymyślisz? – weszła mu w słowo Hermiona. Była coraz
bardziej zła.
– Ty, w
przeciwieństwie do mnie, byłaś
całkowicie zdrowa na umyśle.
– Wiesz co,
Malfoy?
– Nie,
oświeć mnie – zakpił.
– Oh, po
prostu…
– Pieprz się? Znów chciałaś coś zasugerować?
– Nienawidzę
cię – wrzasnęła Hermiona i wyszła przed domu. Musiała się przejść i wszystko
sobie poukładać.
Draco czuł
coś na kształt satysfakcji. Wygrane potyczki słowne zawsze napawały go dumą.
Tym bardziej, jeśli przegraną była panna Granger. Usiadł na kanapie i
przyglądał się choince. Czerwone ozdoby świetnie współgrały ze srebrnymi
bombkami. I choć szkarłat kojarzył mu się z wychowankami Godryka Gryffindora, a
przed wszystkim Potterem i jego bandą, tak teraz, wcale nie kuł w oczy. Srebro
natomiast królowało w lochach, tuż obok odcieni szmaragdowego. Czy dobór kolorów był przypadkowy? Czy
Granger chciała mi coś zasugerować? Zastanawiał się Malfoy, bo jedno musiał
przyznać. Te dwa kolory doskonale do siebie pasowały.
*
Przeklinała
w duchu swoją omyłkę. Zamiast ciepłej, puchowej kurtki, zabrała z wieszaka
zwykły sweter. W pośpiechu nie zauważyła swojego błędu, poza tym wtedy było
jej wszystko jedno. Teraz zamarzała, drogo płacąc za swój błąd. Nie miała przy
sobie ani funta, więc mogła jedynie pomarzyć o kubku ciepłej herbaty. Wyrzucała
sobie tą nierozwagę, tak niepodobną do jej charakteru. Zawsze była
przygotowana, zawsze dokładnie wiedziała czego potrzebuje. Jednak od jakiegoś
czasu żyła w niewiedzy i bezradności. Hermiona nie wiedziała czego nie znosiła
bardziej. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że tym razem rozwiązania nie
wyczyta w żadnej książce. Receptura na eliksir obłędu zaginęła, a z nią szansa
na uleczenie Dracona. Chciała jak najszybciej dotrzymać słowa, danego Narcyzie
i raz na zawsze znikną z życia Malfoyów. Chciała, żeby było jak dawniej.
Chciała wrócić do połowy września, kiedy jej największym zmartwieniem była
praca domowa ze starożytnych run i patrol. Do czasu, w którym Draco był jej
obojętny. Do dnia, w którym nie zdążyła się w nim zakochać.
Przystanęła,
kiedy jej podświadomość uformowała tą myśl. Zmarszczyła lekko nos, rozważając
prawdziwość tego stwierdzenia. Jednak całe to działanie było zbędne, Hermiona
wiedziała. Wiedziała, od ich pierwszego pocałunku, który tak bardzo odbił się
na jej późniejszych działaniach.
Każde
przykre słowo blondyna bolało ją bardziej. Sprawił,
że jestem słaba. Pomyślała z goryczą, walcząc ze słonymi łzami. W ostatnim
czasie dużo płakała. Za dużo.
W końcu
Hermiona dotarła do parku miejskiego. Pamiętała to miejsce z dzieciństwa, kiedy
rodzice przychodzili tu z nią w ciepłe, słoneczne dni. Kiedyś park tętnił
życiem, teraz trudno tu było o żywą duszę. Jedną z alejek dotarła do serca
ogrodu spacerowego. W środku stał ozdobny klomb. W lecie z pewnością rosły tam
przepiękne, kolorowe kwiaty, teraz wszystkie rośliny były pokryte szronem i
śniegiem. Gryfonka z ulgą zauważyła, że przestało prószyć, a w parku, wśród
drzew, wiatr dokuczał trochę mniej. Zmęczona, bardziej psychicznie, niż
fizycznie, usiadła na pobliskiej ławce. Objęła się rękoma i zaczęła energicznie
pocierać swoje ramiona. Przez chwile zrobiło jej się cieplej.
Nawet nie
rozważała powrotu do domu. Nie chciała oglądać Malfoya. Już nigdy. Zrozumiała,
że on się nie zmieni. Że pod warstwą arogancji i ironii wcale nie chował
dobroci i zrozumienia. Już wiedziała, że musi zaakceptować go takim, jakim
jest. Wraz z codziennymi złośliwościami, arogancją, pychą i wyniosłością.
Tylko, czy potrafiła się na to zdobyć?
*
Draco
wyłączył piekarnik trochę za późno, w efekcie czego cała blacha niewielkich
ciasteczek uległa zwęgleniu. W zasadzie machnął na to ręką i wrócił do salonu w
domu państwa Granger. Dochodziła szósta wieczorem, więc Gryfonka nie dała znaku
życia od trzech godzin. Czy powinien się martwić? Draco Malfoy z całą pewnością
NIE CHCIAŁ się martwić, ale nie zbyt dobrze mu to wychodziło. Podświadomość
cały czas podsuwała mu nieprzyjemne wizje. W najbardziej absurdalnych Gryfonka
została porwana przez pracowników banku Gringotta.
W ciągu tych
trzech godzin dokładnie przyjrzał się domowi Hermiony. Z czystej ciekawości.
Trafił na album z mugolskimi fotografiami. Od niechcenia zaczął go przeglądać,
jednak większość zdjęć nic nie przedstawiała. Na żadnej fotografii natomiast,
nie odnalazł Hermiony. Jakby państwo Granger nie mieli córki. Odłożył album na
półkę. Rozsiadł się w salonie, obserwując zegar. Nie do końca wiedział, co nim
kierowało, ale nagle zerwał się z fotela, w poszukiwaniu niezapisanego
pergaminu. Znalazł go w komodzie przy drzwiach wyjściowych, razem z kopertą.
Jakby ktoś wiedział co zamierza. Wahał się kilka chwil, ale w końcu przyłożył
koniec pióra do białej kartki. Napisał tylko kilka słów. Miał nadzieję, że to
wystarczy.
Wyszedł
przed dom i wezwał swoją sowę. Trochę trwało zanim puchacz się pojawił.
Przywiązał list do nóżki ptaka.
– Malfoy
Manor – szepnął, a sowa wzbiła się w powietrze. Wrócił do domu i zabrał z
wieszaka swój płaszcz. Zmarszczył brwi, widząc kurtkę Hermiony.
– Głupia –
mruknął i zdjął odzienie z haczyka.
Na dworze
było zupełnie ciemno i gdyby nie latarnie Draco z pewnością wspomógłby się
zaklęciem. Zastanawiał się dokąd mogła pójść Granger. Tak naprawdę nie znał
okolicy, więc szedł po prostu przed siebie, licząc na szczęście. Tego wieczoru
miał go więcej niż zazwyczaj.
*
– Wiem, ze
nie chcesz o niej gadać, ale to serio ważne – zaczął Ron tuż przed zejściem na
wigilijną wieczerze. Harry właśnie zapinał swoją kraciastą koszulę. Odwrócił
się do przyjaciela.
– Znów
Parkinosn? – Ronald kiwnął głową. Siedział na łóżku w swoim pokoju, a sprawa
Ślizgonki nie dawała mu spokoju.
– To mów,
byle szybko – rzucił Harry. Nie rozumiał dlaczego Ron od rana męczył ten temat.
Nie chciał psuć sobie humoru myślami o ciemnowłosej dziewczynie. W jakimś
stopniu bolało go to wszystko. Nie tylko zaręczyny. Czasami szczerze chciał
wrócić do czasu, kiedy brunetka nie zaprzątała jego głowy, kilka razy dziennie.
Zaraz jednak przypominał sobie, jak przemoczona wychodzi z jeziora przy
błoniach, śmiejąc się uroczo. Jak zazdrosna o Astorię wykłóca się na obronie
przed czarną magią. Jak jej usta odnajdują jego w powozie, kiedy wracali z
Beauxbatons. Jak pięknie wyglądała
tamtej nocy, na balu. Jak… Nagle wszystkie te urywki wspomnień przerwał głos
Rona:
– Słuchasz
mnie w ogóle? – Okularnik spojrzał na przyjaciela i ciężko wzdychając, usiadł
na pryczy, dostawionej na czas ferii do pokoju najmłodszego syna państwa
Weasley.
–
Przepraszam, co mówiłeś?
– Zaręczyny
Parkinson nie są prawdziwe. – Nastała cisza, podczas której Potter dokładnie
rozważał sens tych słów.
– Co masz na
myśli, mówiąc, że…
– Zabini i
Pansy wcale się nie pobierają. Te zaręczyny to pic na wodę.
– Czyli…
– Czyli
laska cię okłamała i powiedzmy sobie szczerze jakoś mnie to nie dziwi…
– Co chcesz
przez to powiedzieć? – zapytał Harry, bijąc się z myślami.
– No weź…
Ona jest Ślizgonką, ma takie akcje we krwi.
– Od kiedy o
tym wiesz? – zapytał nagle Potter.
– Od
wczoraj, ale nie było okazji, żeby…
– Nie było
okazji?! Ciekawe, czego jeszcze mi nie powiedziałeś?! – przerwał mu okularnik
wyraźnie zły.
– To ty od
dwóch dni unikasz jej tematu.
– Tak, bo
myślałem… – Harry wypuścił powietrze z głośnym świstem i przeczesał ręką, jak
zawsze, zmierzwione włosy.
– Co
zamierzasz z tym zrobić? – odważył się zapytać Ron. Potter zerknął na niego, a
potem zwyczajnie wzruszył ramionami.
– Chyba na
początek wykreślę „zabić Zabiniego” z listy rzeczy do zrobienia.
– Jak na
razie, to jest na mojej liście. – Usłyszeli głos od strony drzwi. Obaj
odwrócili głowy, żeby zobaczyć Ginny, opierającą się o framugę. Uśmiechnęła się
do Harry’ego, a potem powiedziała:
– Chodźcie
na dół, już wszystko gotowe. – Trójka
nastolatków zeszła do kuchni, gdzie mieścił się stół. Wszyscy zasiedli do
wigilijnej wieczerzy.
*
Malfoy
schował ręce w kieszeniach płaszcza i po prostu szedł przed siebie. Rozglądał
się za miejscem, w którym mogła się schronić Hermiona, ale żaden z mijanych
pubów mu nie odpowiadał. Jedne były za głośne, inne zbyt puste, a część po prostu
odrzucił intuicyjnie.
W końcu
doszedł do skrzyżowania dróg. Ruch na mugolskich ulicach był nikły. Z pewnością
wszyscy już zasiedli do kolacji. Draco podirytowany trudnościami, rozejrzał się
dookoła. Droga na wprost wydawała się wyprowadzać z miasta. Ta po prawej była
gęsto usiana drogowskazami i reklamami – z pewnością prowadziła do centrum.
Nagle zobaczył znak. Podszedł bliżej, a potem uśmiechnął się pod nosem.
– Mam cię,
Granger – mruknął i ruszył na lewo. Znak, który mijał, głosił „park miejski –
200 yardów”.
Nie szukał
długo. Dostrzegł ją od razu, mimo ciemności na dworze. Siedziała skulona na
ławce i z pewnością zamarzała. Poczuł się dziwnie, widząc ją w takim stanie.
Oczywiście odczuł ulgę, wiedząc, że jest w jednym kawałku, ale jednak nie
odzyskał całkowitego spokoju. Świetnie,
znalazłeś ją i co dalej? Stał tam dłuższą chwilę, obserwując Hermionę z
pewnej odległości. Kiedy mocniej zawiało, a dziewczyna zadrżała z zimna,
postanowił się ruszyć.
– Mam twoją
kurtkę – powiedział. Nic lepszego nie przyszło mu do głowy. Stał tak, z
wyciągniętym ręką i czekał aż Gryfonka odbierze swoje odzienie. Hermiona
wstała, jednak nadal nie wzięła swojej kurtki. Draco opuścił rękę i przelotnie
zerknął na swoje buty. Kiedy znów podniósł głowę nadszedł cios. Niezbyt mocny,
choć z pewnością Granger włożyła w niego większość swojej siły. Dostał z
otwartej dłoni, a nie pięści. Tyle
dobrze. Pomyślał. Policzek trochę piekł i z pewnością zrobił się czerwony.
– Bolało? –
zapytała dziewczyna, wypranym z emocji głosem.
– Tak? –
powiedział bardzo niepewnie Malfoy, nie wiedząc jakiej odpowiedzi oczekuje
Hermiona. Nie chciał się jej bardziej narażać. Przynajmniej na razie. Nie
wydawało mu się, że w jakikolwiek sposób przesadził.
– Wyobraź
sobie, że mnie też boli – powiedziała, a potem odeszła jedną z alejek.
– Granger! –
zawołał za nią i ruszył w stronę Gryfonki.
– Co znowu?
– zapytała, wyraźnie zmęczona.
– Nadal mam
twoją kurtkę. – Draco nie pytał o zgodę, kiedy narzucał odzienie na zmarznięte
ramiona dziewczyny. Na ustach Hermiony błąkał się uśmiech.
– I co?
Liczysz, że uznam to za przeprosiny? Podziękuje i wrócimy do domu, jakby nic
się nie stało?
– To nie
były przeprosiny.
– Oh, aż
dziw bierze, że wiesz co to takiego… – mruknęła panna Granger, wywracając
oczami.
– Znowu zaczynasz?
– A ty
zawsze musisz skończyć?! – Na usta Malfoya wkradł się figlarny uśmieszek.
– Ale
sprecyzuj… O co mnie pytasz…? – Hermiona uświadomiła sobie, że jej pytanie
zabrzmiało dość dwuznacznie. Momentalnie zrobiła się czerwona.
– Tak
myślałem. – Draco roześmiał się szczerze.
– Idiota –
mruknęła dziewczyna, choć tak naprawdę lubiła jego śmiech. Ten zwyczajny, nie
udawany i sarkastyczny, którym chętnie wszystkich częstował. Pogodziła się z
faktem, że nie usłyszy przeprosin. W końcu miała do czynienia z Draconem
Malfoyem. Westchnęła cichutko rozczarowana. Liczyła na kilka świątecznych
cudów, jednak nie mogła narzekać. Już jutro zobaczy przyjaciół, wróci
Bożonarodzeniowa atmosfera, którą tak uwielbiała. Z rozmyślań wyrwał ją głos
Malfoya:
– Granger?
Tak sobie pomyślałem…
– Tak? –
Odwróciła się do niego. Draco podszedł do Gryfonki.
– W teorii
mamy Święta i… – Dziewczyna uniosło pytająco brew.
– Chyba
powinienem ci złożyć życzenia, czy coś…
– Chcesz mi
złożyć życzenia? – Nie mogła powstrzymać uśmiechu.
– Nie tyle
chcę, co bardziej… Po prostu tak trzeba, co nie? – zapytał trochę podirytowany.
Nie chciał wyjść na sentymentalnego mięczaka. Nastała cisza, a Malfoy odchylił
się do tyłu na piętach.
– Wiesz…
Teraz, jak już tu stoimy…
– No dobrze,
ja zacznę – powiedziała Hermiona, nie dając po sobie poznać rozczarowania. –
Życzę ci szczęśliwych, spokojnych i radosnych świąt. Życzę ci, żeby przyjaciele
zawsze o tobie pamiętali i żebyś ty, pamiętał o nich. Żebyś uświadomił sobie w
końcu, że nie jesteś sam na tym świecie. Że masz rodzinę, przyjaciół… Masz
mnie, bo… – Hermiona przerwała na chwilę, chcąc rozważnie dobrać słowa. Draco
nagle podniósł na nią wzrok. To co usłyszał bardzo go zdziwiło. Masz mnie. Odbijało się echem w jego
głowie.
– Granger…
Eh? Spróbujmy jeszcze raz… Hermiono? – Bardzo dziwnie to zabrzmiało w jego
ustach, aż Gryfonka przekręciła głowę na lewo. – W każdym razie, jesteś moją
przyjaciółką tak? Mówiłaś, że mam przyjaciół. Jesteś jednym z nich. – Teraz
panna Granger zaniemówiła na dobre. To było jak krok milowy na drodze do ich
pozytywnych relacji. Widząc w jaki szok,
wcięła się dziewczyna, Draco postanowił szybko rozładować napięcie.
–
Oczywiście, jeśli ktoś zapyta, wyprę się wszystkiego, co właśnie powiedziałem.
– Hermiona prychnęła.
–
Oczywiście. – Zapadła cisza, podczas której przyglądali się sobie ciekawie.
– Chyba,
moja kolej na życzenia – powiedział w końcu Draco. Dziewczyna kiwnęła lekko
głową, starając się zachować spokój. Serce tłukło się w jej piersi. Zamarła,
kiedy Ślizgon otworzył usta. Niespokojnie wyczekiwała, każdego słowa.
*
– Przepraszam
na chwilkę – powiedziała Pansy łamiącym się głosem. Wstała od stołu i szybko
ruszyła w stronę wyjścia. Starała się nie rozpłakać, ale kiedy zamknęła za sobą
drzwi łazienki osunęła się po nich, a łzy same pociekły z kącików jej oczu.
– Brawo, mamo – powiedział Blaise, również
wstając od kolacji.
– No co? Ja
tylko zadałam kilka pytań, ta twoja narzeczona
jest zwykłą histeryczką. – Zabini posłał jej mrożące krew w żyłach spojrzenie.
– Daruj
sobie, kolacja skończona – powiedział i wyszedł, zostawiając matkę sam na sam z
suto zastawionym stołem. Zofia wzruszyła ramionami i napiła się czerwonego
wina, podanego do kolacji. Syn zawsze do niej wracał, bo przecież nie miał nikogo
innego. I już moja w tym głowa, żeby
nikogo sobie nie znalazł… Zofia chciała zniechęcić syna do małżeństwa.
Aranżowała wszystko w tak młodym wieku, żeby później nie przeszło to nawet
Blaise’owi przez głowę. Upiła jeszcze trochę karmazynowej cieczy i uśmiechnęła
się pod nosem. Wszystko szło zgodnie z jej planem. Jak zawsze.
– Pansy? –
Zabini zapukał w drzwi łazienki na parterze.
– Jest okej,
zaraz przyjdę – powiedziała przez łzy Parkinson. Nie chciała psuć przyjacielowi
Wigilii.
–
Porozmawiaj ze mną! Kolacja skończona, nie zamierzam siadać z nią przy jednym
stole.
– Nie mów
tak – odpowiedziała zaraz Pansy. Wiedziała, jak ważne są relację rodzinny, tym
bardziej teraz, gdy już nikt jej nie
został. Znów przełknęła łzy.
– Pansy,
otwórz. Już dziś nic nie zdziałam, ale jutro z samego rana wynosimy się stąd.
Jak najdalej – powiedział Blaise. Po chwili usłyszał szczęk zamka, a jego
przyjaciółka uchyliła drzwi.
–
Obiecujesz? – zapytała cicho, a chłopak pokiwał głową. Ślizgonka wyszła z
łazienki i otarła nadal mokre policzki.
–
Przepraszam, że przeze mnie twój plan nie wypalił – powiedziała Parkinson, kiedy
siedzieli zamknięci w sypialni Blaise’a. Zdążyli się wykapać i nałożyć piżamy. Dziewczyna
nie miała ochoty zostać sama w jednym z pokoi gościnnych, więc Zabini chętnie
zaprosił ją do siebie. Ta sytuacja w ogóle ich
nie krępowała, za długo się znali, żeby którekolwiek uznało to za
dziwne, czy nieodpowiednie.
– Daj
spokój, oboje wiedzieliśmy, że to może się tak skończyć i jedyną osobą, którą
możemy winić jest moja matka.
– Ale wiesz,
że musisz teraz się ożenić z tą kandydatką, czy kimś tam, zamierzasz się na to zgodzić?
– W żadnym
wypadku, powiem jej jutro, że w dupę może sobie wsadzić cały majątek. Nie
potrzebuję od niej ani złamanego sykla. Nie zamierzam się ożenić, przynajmniej
nie przed trzydziestką.
– Ale… Jak
sobie poradzisz bez pieniędzy?
– Znajdę
pracę, a na początek pożyczę z banku albo od Draco, byle się od niej
wyprowadzić.
– Na pewno
chcesz urwać kontakt? Jakby nie patrzeć to twoja matka.
– Przez
ostatnie osiemnaście lat wcale się tak nie zachowywała… – Pansy westchnęła.
Widziała, że jej przyjaciel był zdecydowany. Mogła jedynie mu kibicować.
– Chodźmy
spać, robi się późno, a chcę wyjechać z samego rano – powiedział Blaise i
położył się po jednej stronie ogromnego łóżka. Pansy dopiła resztki grzanego
wina, które Zabini przyniósł im na wieczór. Położyła się obok przyjaciela,
zachowując zdrowy dystans.
– Nox –
mruknął Blaise, a światło w pokoju zgasło.
– Dobranoc –
powiedziała Parkinson, odwracając się na lewy bok.
– Branoc –
odpowiedział chłopak, a niedługo potem zasnęli.
*
„Jesteś moją
przyjaciółką” nadal rozbrzmiewało w głowie Hermiony. Nie potrafiła się tym
cieszyć. Nie chciała być przyjaciółką, chciała być kimś więcej. Albo nie? Sama nie wiedziała, chciała po
prostu „być”. Spojrzała w twarz Malfoya i czekała na to, co powie.
– Nie wiem,
czego powinienem ci życzyć. Masz wspaniałych przyjaciół, którzy są jak twoja rodzina.
W szkole wszyscy cię lubią, nawet część lochów. Z pewnością świetnie zdasz
owumenty, a wymarzona praca to będzie formalność. – Hermiona spuściła głowę i uśmiechnęła
się do siebie. Wiedziała, że pod tą wyliczanką kryją się komplementy, których
Malfoy nie chciał powiedzieć wprost. – Oprócz radosnych świąt i szczęśliwego
nowego roku, czego mógłbym ci życzyć? – Draco udał, że głęboko nad czymś myśli,
dziewczyna przeniosła na niego wzrok. Wpatrywała się w jego twarz wyczekująco,
nie zamierzała odpuścić. Chciała usłyszeć te życzenia Bożonarodzeniowe.
– Cóż, mam
nadzieję, że więcej nie namieszam w twoim życiu, uczuciach i głowie. Że już nikt
nie namiesza. Życzę ci, po prostu, szczęścia. Jeśli będziesz szczęśliwa, co innego
ma znaczenie? Zacznij żyć dla siebie i przestań cały czas oglądać się na
innych. – To co powiedział Draco trochę ją wzruszyło. Wiedziała, że te kilka
zdań z pewnością z trudem przeszło mu przez usta. Ale widziała wahanie w jego
oczach, jakby chciał coś dodać. Czego mi
nie powiedziałeś? Zastanawiała się dziewczyna, ale nie chciała pytać.
Chciała to usłyszeć, gdy Draco będzie gotowy. Uśmiechnęła się i stanęła na
palcach, żeby cmoknąć jego policzek.
– Wesołych świąt
– powiedziała cichutko, cofając się z powrotem. Malfoy objął ją w tali i
pochylił głowę, aby ich czoła mogły się zetknąć.
– Czy
namieszam, całując cię teraz? – zapytał szeptem, a ciepłe powietrze owiało
policzek Gryfonki. Jej oddech przyśpieszył, co nie uszło uwadze blondyna. Dziewczyna
czuła, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Nieznacznie kiwnęła głową.
– Bardzo
namiesza – szepnęła, zamykając oczy. Nie kłamała, bo kolejny pocałunek z
Malfoyem na pewno odbiłby się na jej psychice. Znów zastanawiałaby się, co to
mogło oznaczać. Draco odsunął się od Hermiony, ignorując niesamowitą chęć na
pocałowanie jej. Puścił talie siódmoklasistki i schował ręce do kieszeni.
– Wracamy do
domu? – zapytał zaraz.
– Jasne –
powiedziała Gryfonka i ruszyła przodem. Od razu zaczęła żałować, że nie pozwoliła
się pocałować. Przez te kilka sekund
byłabym szczęśliwa, tak jak tego chciał. Pomyślała, uśmiechając się gorzko.
Jednak jeśli znów miałyby ogarnąć ją te wszystkie wątpliwości. Ty masz chłopaka! Denerwujący głosik
zwany rozsądkiem, musiał jej o tym przypomnieć. Przed oczami stanęła jej
roześmiana twarz Rona. Nie zasługuję na
niego, jak mogę z nim być, jednocześnie myśląc o innym? Myśląc w taki sposób… Westchnęła
cichutko i już w ogóle nie czuła się tak magicznie, jak chwilę temu. Czar
prysł, a Hermionę znów zaczęła przygniatać rzeczywistość. Nieszczęsne „jesteś
moją przyjaciółką” nadal odbijało się w jej głowie.
Po ósmej
Granger i Malfoy dotarli do domu Gryfonki. Wszystko zastali tak, jak zostawili.
Ciasteczka nadal były spalone, a choinka wciąż piękna. Dziewczyna z
niezadowoloną miną wyrzuciła całą blachę pierników do kosza i zabrała się za
sprzątanie kuchni.
– Co ty
znowu robisz? – zapytał Draco, stając w progu.
– Sprzątam –
rzuciła dziewczyna, ścierając blat pokryty mąką.
– Nie możesz
odłożyć tego na jutro rano? Naprawdę, oboje powinniśmy odpocząć.
– Dzięki za
troskę – mruknęła Hermiona. Troszczy się
jak o przyjaciółkę… Oh, zamknij się! Ten krótki monolog wewnętrzny,
sprawił, że Hermiona faktycznie poczuła zmęczenie całym tym dniem. Wrzuciła
brudną ścierkę do zlewu i skierowała się do wyjścia z kuchni. Minęła Malfoya w
drzwiach.
– Pójdę wziąć
prysznic – oznajmiła, będąc prawie przy schodach. Chłopak skinął głową. Kiedy
Hermiona zniknęła mu z oczu, spojrzał w stronę kuchni zawalonej stertą brudnych
naczyń. Niby od niechcenia sięgnął po różdżkę i machnął nią, mówiąc:
–
Chłoszczyść. – Uśmiechnął się pod nosem
i odwrócił na pięcie, opuszczając pomieszczenie.
*
Hermiona
obudziła się w środku nocy. Z salonu na dole, dobiegały krzyki i odgłosy
tłuczonego szkła. Odruchowo chciała sięgnąć po różdżkę, ale zorientowała się,
że jej magiczny patyk został skonfiskowany.
– Psia krew
– rzuciła wściekle, wyskakując z łóżka. Narzuciła na siebie szlafrok i zbiegła
po schodach, omal z nich nie spadając. W salonie panowały egipskie ciemności,
więc dziewczyna szybko doskoczyła do włącznika światła. Scena, którą ujrzała,
była przerażająca. Wstrzymała na chwilę oddech, zatykając usta ręką. Malfoy
rzucał się po podłodze w konwulsjach i najwyraźniej wymiotował krwią. Czerwone
plamy pokryły część dywanu, koszulkę, w której spał młody Malfoy, jego usta,
brodę i część prawego policzka. Różdżka chłopaka jarzyła się zielonym światłem
i aż wibrowała od pokładów magii, które Draco nieświadomie, w niej skumulował. Hermiona
dostrzegła, że Ślizgon chcę dosięgnąć magicznego patyka i odruchowo go zabrała.
Kiedy jej palce dotknęły drewna, z końca różdżki wydostał się zielony promień.
Wystrzelił wprost w okno balkonowe w salonie dziewczyny. Szyba roztrzaskała się
na milion kawałków, a Hermiona od razu wypuściła różdżkę z ręki. Uklęknęła przy
Malfoyu, a łzy bezsilności stanęły jej w oczach. Nie miała różdżki, wiedzy ani
nawet pomysłu. Nie mogła nic zrobić. Draco nie rzucał się już tak bardzo i
dziewczyna mogła otrzeć mu twarz z krwi, czystym ręcznikiem, po który pognała
do łazienki. Odgarnęła blond kosmyki z rozpalonego czoła Malfoya. Widziała, że
najgorsza fala ataku już za nimi. Poszła do kuchni po mniejszą szmatkę.
Zwilżyła ją zimną wodą i zrobiła okład Draconowi, który teraz w ogóle się nie ruszał.
Oczy miał zamknięte i przez krótki moment, Hermiona myślała o najgorszym. Zaraz jednak odpędziła te nieznośne myśli i z
ulgą zaobserwowała, że klatka piersiowa blondyna unosi się i opada. Oddycha. Panna Granger pozbierała się z podłogi i podeszła do różdżki chłopaka. Patyk już nie wibrował i nie jarzył
się zielonkawym światłem. Hermiona ostrożnie go podniosła, a potem wypróbowała najprostsze
zaklęcie:
– Nox –
szepnęła, a mówienie sprawiło jej niemałą trudność. Gardło miała tak ściśnięte,
że ledwo poznała swój głos. Lampa zgasła, a na kolejną komendę „Lumos” znów się
oświeciła. Wszystko przebiegło pomyślnie, więc nastolatka postanowiła przelewitować
ciało Malfoya na kanapę. Nie odważyła się już więcej użyć magicznego patyka, bo
zawibrował nieprzyjemnie, kiedy ciało Ślizgona opadło na miękki materac. Miała
wrażenie, że chłopak po prostu śpi. Usiadła obok niego, przyglądając się jego
bladej twarzy. Choć usunęła z niej krew, szkarłatne plamy nadal szpeciły jego
koszulkę i dywan. Granger zmieniła mu
okład, a potem odsunęła kawowy stolik i zwinęła dywan. Przeciągnęła go pod balkonowe
okno. Odłamek szkła na podłodze boleśnie wbił się w jej stopę. A przez wybitą
szybę do pomieszczenia zaczęło napływać mroźne powietrze. Gryfonka zatrząsła się z zimna. Zagryzła wargę, oglądając się na różdżkę Dracona, która leżała na
podłodze, obok kanapy. Zaryzykujmy. Pomyślała
i zabrała różdżkę. Szybko machnęła magicznym patykiem. Odłamki szkła uniosły
się i na powrót złożyły w szybę, wracając na swoje miejsce. Tym razem różdżka
nie zawibrowała, ale Hermiona naprawdę miała obawy, przed kolejnym użyciem. Usiadła
na fotelu i wyjęła szkło, które wbiło jej się w nogę. Nie było przeźroczyste,
tylko białe. Porcelana mamy. Pomyślała
od razu. Cały serwis herbaciany pani Granger został zniszczony. Większość kawałków
porcelany zostało na półkach, ale część rozsypała się po podłodze. Z pewnością
to właśnie tłuczone szkło wywołało hałas, który obudził dziewczynę. Hermiona zerknęła
przez ramię na Malfoya. Nadal leżał bez ruchu z zamkniętymi oczami i spokojnym,
już, oddechem. Nie mogła patrzeć na plamy krwi, które pokrywały odzienie
Ślizgona. Poszła na górę, aby odszukać czyste ubranie w jego kufrze. Chwyciła
pierwszą lepszą, luźną koszulkę i wróciła z nią na dół. Odetchnęła z ulgą,
widząc Malfoya tam, gdzie go zostawiła. Daleko,
by nie uciekł… Pomyślała zaraz. Ostrożnie zaczęła zdejmować brudny tshirt, odsłaniając
brzuch i klatkę piersiową chłopaka. Kiedy nachyliła się, żeby przełożyć mu koszulkę
przez głowę, Draco otworzył oczy. Pytająco spojrzał na Hermionę.
– Jeśli
chciałaś mnie obejrzeć nago wystarczyło poprosić – wycharczał słabo, a usta
wykrzywił w cynicznym uśmieszku. To był dla panny Granger sygnał, że już czuł
się lepiej.
– Dobrze, że
wróciłeś – powiedziała cicho, ignorując jego dwuznaczną wypowiedź.
– Nigdzie
nie wychodziłem – odparł zaraz Malfoy, unosząc się na łokciach.
Woho! Rozdział dłuższy niż ustawa przewiduje! Całe dwie
strony całkowicie gratis… No dobra, średnie wynagrodzenie za czas oczekiwania,
ale nie ma tego złego… Wakacje się kończą, będę miała mnóstwo obowiązków i
nauki to i pewnie wena zacznie walić drzwiami i oknami :’)
Spędzicie ten ostatni dzień jak najlepiej i może…. Znaczy ja
nie przymuszam… Ale fajnie by było… Znaczy, jak nie, to nie… Spoko, zrozumiem…
Ale może… No może byś jednak skomentował…?
~Pani M.
Betowała Ali$hia, dziękuje :)
Betowała Ali$hia, dziękuje :)
Pierwsza! Tak się cieszę ze jest już nowy rozdział. Juz myslałam ze ktoś do nich przyszedł i będzie jakiś krwawy pojedynek, a tu Draco, miał atak. Rozdział cudowny.
OdpowiedzUsuńNie mam talentu do pisania komentarzy ☺
Pozdrawiam,
MadzikM
Dziękuję za komentarz :) O gości u Draco i Hermiony się nie martw, pojawią się w następny rozdziale! Również pozdrawiam: Pani M.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, jak zwykle. <3 Zaczyna się coś dziać pomiędzy naszą dwójką. :D (Nareszcie coś konkretnego, jak dla mnie.) Nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńŻyczę dalszej weny.
Pozdrawiam,
Kate Avicii
BOSKI! Wreszcie jest i to bardzo długi rozdział! :D Nie spodziewałam się takiej Wigilii Hermiony i Malfoy'a, miałam nadzieję na kolacje pełną docinek. xD Nie mogę się doczekać aż Hermiona spotka się z przyjaciółmi. I co dalej z tym atakiem Malfoy'a! A i ta sytuacja z matką Zabiniego. Ciekawe co powiedziała ona do Pansy, a i to co najbardziej mnie rozwaliło.. Plan matki Zabiniego, aby mu obrzydzić małżeństwo... xD Ten nic nie robi tylko flaki sobie wypruwa, aby matka dała mu spokój, a ta tak knuje za jego plecami! xD Pansy i Zabini wracają tak szybko? Będzie się działo! Pansy i Harry'ego czeka rozmowa, nie mogę się doczekać ich spotkania! A i kiedy Ron i Hermiona sobie wszystko wyjaśnią. Czekam także na Ginny i Zabiniego. :D A kiedy już wrócą do szkoły.. :D Będę tęskniła za szlabanami Pansy i Harry'ego, chociaż to nie musi oznaczać, że wcale ich nie będzie? Albo wszyscy w jednej akcji jak w tej łazience prefektów. xD Ciekawe co dalej będzie z tymi "lekcjami", wszyscy wiedzą o jakie chodzi. Były genialne! WENY! :D
OdpowiedzUsuńCzytanie Twoich komentarzy to dla mnie jedna z największych nagród po opublikowaniu rozdziału! Bardzo dziękuje za te miłe słowa i mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się niebawem :)
Usuń~Pani M.
HEEEEJ!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam 1 część w tamtym roku. Później jakiś przestój był, miałam reset telefonu i to opowiadanie jakoś wypadło mi z głowy. Teraz znalazłam je z powrotem i jestem bardzo szczęśliwa. Jest świetne. Awww *.* Hermionka trochę taka cichociemna. Nie przejmuje się pocałunkami z Draco, a Ron nie wie co ze sobą zrobić przez jeden z Astorią. Podoba mi się Twój Weasley, jest taki realny.
Pozdrawiam i czekam
KH
Niesamowicie się cieszę, że wróciłaś do "domu Salazara"!
UsuńCo do Rona; sama nienawidzę, gdy autorzy robią z niego tyrana i gwałciciela, staram się tego unikać jak ognia :P
Przesyłam pozdrowienia! Pani M.
Rozdział jak zwykle świetny ;) Nie wiem dlaczego ciągle śmieszy mnie określenie "magiczny patyk" xD Co jeszcze? Więcej dramione <3 Już jest sporo akcji z Hermioną i Draconem, ale ponieważ to mój OTP to odczuwam lekki niedosyt. Podoba mi się, że w twoim opowiadaniu Ron nie jest samolubnym i zazdrosnym idiotą. Jeszcze nie spotkałam się z parą Ronalda z Astorią, ale bardzo mi odpowiadają. Nie brakuje też moich kochanych emmm STP i TTP (?) czyli Blinny i Hansy. Nie jestem pewna, czy tak się to pisze xd
OdpowiedzUsuńNo cóż. Pozostaje mi tylko życzyć ci powodzenia i dużo duuuużo duuuuuuuuużo weny <3
Cieplutko pozdrawiam
Hikari
Chciałabym ci tylko powiedzieć że to jest kolejny świetny rozdział i mam nadzieje że wszystko się ułoży w wątku Blinny :) Pozdrawiam, zawsze ci wierna Wiktoria C. :D
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze bardzo ciekawy! Dramione? Jest! Wredna Zofia? Jest! Bardzo inteligentni Harry i Ron oraz śmiejąca się z nich Ginny? Jest! Czyli wszystko jest na swoim miejscu :D
OdpowiedzUsuńJa również nie mogę się doczekać spotkania Harry'ego i Pansy! Uwielbiam ich!
Czekam z niecierpliwością na następny :* Pozdrawiam,
M.
Jak zwykle super <3 Czekam na kolejny rozdział .Kiedy przewidujesz ,że dodasz kolejny rozdział? Pozdrawiam M.
OdpowiedzUsuńHmmm... Kolejny rozdział? To odwieczna zagadka, ale mam nadzieję wrzucić go przed 15 września. Trzymaj za mnie kciuki :D
Usuń~Pani M.
KIEDY NASTEPNA CZĘŚĆ?
OdpowiedzUsuńOkoło 15 września :)
UsuńCzemu musiało się spełnić to, czego się spodziewałam, czyli magiczny nawrót choroby Draco? Przynajmniej nie dostał ataku podczas "wesołych" odwiedzin przyjaciół Hermiony >.< Już widzę reakcję Ronalda na obecność Draco... przeczuwam dramę. I to porządną. Trzeba przyszykować ciasteczka, popcorn i herbatę na to cudowne widowisko ^^
OdpowiedzUsuńPrzeczuwam ciekawy rozwój sytuacji na frontach Potter - Parkinson oraz Zabini - Weasley (i nie mówię tu tylko o Ginny, bo Ron pewnie dorzuci coś od siebie do kociołka obłędu, wariactwa i dramaturgii). Swoją drogą co z Astorią? Jakoś jej nie widzę chwilowo na horyzoncie :P
Rozdział jak zawsze na wysokim poziomie. Czekam na następną część :D
Ten blog nigdy mi się nie znudzi. Potrafisz zaskakiwać w każdym rozdziale. No to czekam z niecierpliwością na 15 września!
OdpowiedzUsuńProszę o leczenie Draco .M . Mam zawał jak czytam o tych atakach i krwi!!!
OdpowiedzUsuńP.S. mama 10 lat!
czekam
OdpowiedzUsuńHejka!!! Jestem Nowa wczoraj znalazłam bloga i już całego przeczytałam !!
OdpowiedzUsuńRozdzialy sa idealne !!!!!
Jeszcze ten Harry i Pansy!!
I Zabini z Ginny <3
Kiedy kolejny rozdział ?
Haha śmiesznie by było jakby w 1 dzien świat do Hermiony i Draco przyjechali z Nory i jeszcze Zabini z Pansy hahaha
Dobra kończę bo pewnie nie będzie chciało ci się czytać tego :p
Pozdrawiam i życzę dużo weny !!!! :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń