Rozdział 61
Rozdział 61
– Labirynt kłamstw.
Pansy
skończyła się pakować późnym wieczorem. Kiedy kładła się spać, Daphne już od
paru godzin przewracała się z boku na bok w niespokojnym śnie. Astoria nie
wróciła na noc do dormitorium, ale jej współlokatorki spodziewały się tego. Brunetka
w końcu zasnęła. Jutro czekała ją konfrontacja z Zofią Zabini. Musiała uzbroić
się w anielską cierpliwość.
Rano Blaise
spakował swoje rzeczy i pożegnał się z Theodorem Nottem. Nie musiał długo
czekać na Pansy. Dziewczyna zaraz zbiegła po schodach i wręczyła mu swój kufer.
Zabini z uśmiechem pokręcił głową, a potem ruszyli w stronę wyjścia z lochów.
– Stresik
jest? – zapytał Blaise, kiedy mijali drzwi Wielkiej Sali. Ślizgonka wzruszyła
ramionami.
– Może
trochę. Nie jest tak źle, bo mam świadomość, że to wszystko na niby.
– Że jak? –
Pansy usłyszała za sobą męski głos. Odwróciła się błyskawicznie i stanęła
naprzeciwko Ronalda Weasleya. Zamknęła dotąd otwarte usta. Gryfon oczekiwał
jakiś wyjaśnień. Wczoraj Harry był tak przybity po konfrontacji ze Ślizgonką,
że Ron rozważał zaprowadzenie go do pani Pomfrey. Pansy odwróciła się do
Zabiniego i powiedziała, że zaraz do niego przyjdzie. Została sama z Ronem.
– Wiem, jak
to wygląda, ale… – zaczęła, niestety temperament Ron dał o sobie znać i nie
pozwolił dziewczynie dokończyć:
– Robisz
Harry’emu wodę z mózgu. Przemilczałem fakt, że jesteś Ślizgonką i byłaś w
stanie oddać mojego kumpla Voldemortowi, ale teraz to już naprawdę przesadzasz.
W co ty z nim grasz, Parkinson?
– Ja wcale… – Wiedziała, że to wszystko zaszło za daleko,
zaczynała się gubić w tym labiryncie własnych kłamstw.
– Udawane
zaręczyny, serio? Nie wiem, czy zauważyłaś, ale on się serio tym przejmuje to
nie jest dobry pomysł, żeby…
– Co nie
jest dobrym pomysłem? – Ron i Pansy odwrócili się w stronę wejścia do Wielkiej
Sali. W drzwiach stał Harry. Kiedy zobaczył dziewczynę, zacisnął mocniej
szczękę i zaraz odwrócił się w stronę Rona.
– Harry to…
– zaczęła Pansy, ale ciemnowłosy Gryfon stwierdził:
– Nie ciebie
pytałem. – Ślizgonka otworzyła lekko usta ze zdziwienia, a potem odwróciła się
na pięcie i odeszła. Miała gdzieś, czy Ron powie Potterowi o fałszywych
zaręczynach. Nawet gdyby do końca życia miała być sama, nie da szansy temu
palantowi. Dołączyła do Zabiniego i wsiedli do powozu. Miał ich zawieść na
stację w Hogsmeade.
*
– Granger?
Obudź się, Granger! Mamy problem! Granger, no… – Takie dźwięki, układające się
w słowa, zaczęły atakować pogrążoną we śnie dziewczynę. Ktoś potrząsnął jej
ramieniem, a Hermiona doskonale wiedziała, kto to mógł być. Otworzyła oczy i
usiadła na łóżku, zderzając się czołem z podbródkiem blondyna.
– Ała!
Malfoy! – powiedziała, rozmasowując obolałe miejsce. Draco powstrzymał się od wszelkich komentarzy, zawzięcie trąc szczękę, w którą oberwał. Hermiona wstała
z łóżka, szybko zakładając szlafrok, który leżał na krześle, stojącym przy biurku.
– Jaki
„problem”? – zapytała, krzyżując ręce na piersiach. Malfoy zmarszczył brwi.
Przez to zamieszanie zapomniał o niewielkich ludzikach w salonie Gryfonki. Zamyślił
się, a właściwie zapatrzył. Kiedy Hermiona pstryknęła mu palcami przed oczyma –
oprzytomniał.
– Mówiłeś,
że mamy problem… – zaczęła Gryfonka. Draco szybko podchwycił:
– Tak! W
twoim salonie są jakieś małe ludziki i…
– Że co? –
zapytała ze śmiechem panna Granger. Malfoy zmrużył gniewnie oczy, nienawidził,
gdy ktoś się z niego śmiał.
– Sama
zobacz, jak jesteś taka mądra. – Hermiona parsknęła śmiechem i opuściła swoją
sypialnie. Wiedziała, że Malfoy idzie za nią. Zeszła do salonu i jedyne co
zobaczyła to włączony telewizor. Zerknęła w stronę Malfoya z niedowierzaniem w
oczach i szerokim uśmiechem na ustach.
– O to
chodziło? – zapytała, powstrzymując śmiech. Pokazała na załączony telewizor,
Draco jedynie skinął głową. Kręcąc z niedowierzaniem głową, podeszła do
urządzenia i wyłączyła je.
– Po
problemie – skwitowała. Zauważyła również, że na kanapie leżał pilot. Od razu się domyśliła, że Mafoy musiał na nim usiąść i włączyć sprzęt.
– Ty
naprawdę nie masz pojęcia o mugolskiej technologii. – Parsknęła śmiechem.
– A niby
skąd miałbym je mieć? Lucjusz wygląda ci na tatusia, który opowiada bajki o
mugolach i ich życiu? – Draco nie otrzymał odpowiedzi, a Hermiona zacisnęła
usta w wąską linię. Bez słowa skierowała się do kuchni, aby zaparzyć sobie
kawy. Nasłuchiwała, czy blondyn nie idzie za nią, ale najwidoczniej został w
salonie.
Kiedy
zalewała sobie kawę, pomyślała o Malfoyu. Skrzywiła się, westchnęła, ale
koniec końców, stanęła w progu salonu i zapytała:
– Zrobić ci
kawy? – Draco podniósł głowę znad listu, który właśnie trzymał. Hermiona
najwidoczniej zbiła go z tropu, potarł nieogolony policzek i wzdychając, skinął
głową.
– Poproszę,
Granger – dodał zaraz i odłożył list. Dziewczyna zniknęła mu z pola widzenia, a
Ślizgon postanowił ponownie przeczytać list. Pismo Zabiniego być może nie
zasługiwało na miano „lekarskiego”, aczkolwiek Draco miał niemały problem, żeby
je rozszyfrować. Widać było, że Blaise pisał w pośpiechu. Malfoy nawet nie
zauważył, kiedy Hermiona wróciła z dwoma, parującymi kubkami kawy. Usiadła obok
niego na kanapie, podciągając nogi pod brodę.
– Co to? –
zapytała i napiła się ze swojego kubka, który pokryty był kwiatowymi motywami.
– Blaise
odpisał, w sprawie świąt – mówiąc to, Draco skrzywił się nieznacznie.
– Co pisze?
– zapytała Hermiona. Tak beztroska rozmowa z Draco wydała jej się nienaturalna.
Jakby wcale nie rozmawiała ze swoim szkolnym wrogiem, a co najmniej dobrym
kolegą. Malfoy odłożył list, a zamiast niego chwycił kubek i napił się
parującej kawy. Syknął, bo oparzył sobie język. Hermiona mimowolnie się
uśmiechnęła, czym zasłużyła sobie na spojrzenie spode łba w wykonaniu jej
towarzysza.
– Co z tym
listem? – ponagliła. Malfoy westchnął i przystąpił do wyjaśnień:
– Blaise ma
teraz trochę na głowie… W dodatku nie spędza świąt w domu. Zofia się uparła,
żeby…
– Zofia? –
powtórzyła Gryfonka w niemym zapytaniu.
– Matka
Blaise’a, w każdym razie… Nie może mnie przenocować – zakończył Malfoy.
– Możesz… –
zaczęła Granger, wkładając w to zdanie całą swoją odwagę, jednak Draco nie
zaczekał na to, co powie mu Gryfonka. Przerwał jej, podirytowany:
– Nie mogę
wrócić do Malfoy Manor, mowy nie ma. Znajdę sobie pokój w Dziurawym Kotle albo…
– Możesz
zostać tutaj – powiedziała szybko Hermiona, obserwując i analizując jego
reakcję. Draco zaniemówił na chwilę. Przez ułamek sekundy widziała to
zaskoczenie, ale i radość na jego twarzy. Robimy
postępy, panie Malfoy. To wyglądało jakbyś naprawdę miał uczucia. Pomyślała
Hermiona, ale nic nie powiedziała. Czekała na jego ruch.
*
Ginny
Weasley w pośpiechu pakowała swój kufer, w prawdzie miała to zrobić wczoraj
wieczorem, ale kiedy Romilda Vane przyniosła świeże plotki, rudowłosa nie mogła
się powtrzymać i wysłuchała wszystkiego do samiutkiego końca. Ginny zazwyczaj
nie zwracała uwagi na to co mówi, czy robi, panna Vane, jednak tym razem sprawa
dotyczyła Zabiniego. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie chodziło o
ZARĘCZYNY ZABINIEGO. Na samą myśl o tym, Gryfonka chwytała się za głowę. Jak można być tak nieodpowiedzialnym? Pytała
siebie, kiedy w pośpiechu zbiegała po stopniach, prowadzących z wieży
Gryffindoru do przedsionka Wielkiej Sali. Była zła, musiała przyznać, że nie
przyjęła tego ze „stoickim spokojem”. Nie mogła uwierzyć, że Blaise tak szybko
zapomniał o tym, co ich łączyło. A niby
co was łączyło? Głupia… Myślała po drodze do powozu, który miał ją zawieść
na stację w Hogsmeade. W połowie drogi dogonili ją Ron i Harry.
– Czemu tak
pędzisz?! – krzyczał z oddali Ronald. Ginny przystanęła i z uśmiechem powitała
brata i jego przyjaciela.
–
Przepraszam, ale chcę już do domu! Mama znów zrobi to pyszne ciasto i zobaczymy
Hermionę!
– To z
krówkowym nadzieniem? – zapytał Harry z nadzieją, a Ginny skinęła głową.
– Pośpieszmy
się! – ponaglił wszystkich okularnik, a rodzeństwo Weasleyów ze śmiechem
ruszyło za nim. Tak naprawdę nikomu nie chodziło o świąteczne przysmaki. Cała
trójka naprawdę bardzo chciała zobaczyć swoją przyjaciółkę. Jedynie Ron na
wzmiankę o Hermionie, od jakiegoś czasu, trochę markotniał i Harry zdążył to
zauważyć. Jednak na razie nie pytał. Ronadla gryzło sumienie. Rozpamiętywał ten
nieszczęsny pocałunek z Astorią, czuł się z tym fatalnie, czuł, że zawiódł
Hermionę. Wiedział, ze dłużej nie wytrzyma i będzie musiał się przyznać, jednak
bał się tej konfrontacji. To wszystko sprawiało, że najchętniej zostałby w
Hogwarcie i nigdzie się nie ruszał.
Trójka
Gryfonów dotarła na stację w Hogsmeade. Pociąg właśnie podjechał i wszyscy
pchali się do środka, żeby zając jak najlepsze miejsca. W dodatku na zewnątrz
było przeraźliwie zimno.
– No dalej,
bo tu zamarznę – wyjąkała Ginny, przestępując z nogi na nogę.
– Nie ma
sensu się pchać, drugoroczni zawalili całe wejście – powiedział Ron.
– Ogrzać
cię? – Ginevra usłyszała szept tuż przy swoim uchu. Odwróciła głowę, żeby móc
zobaczyć, jak mija ją Blaise. Ślizgon obejmował jedną ręką Pansy. Ginny posłała
mu zdziwione spojrzenie. Zabini jedynie do niej mrugnął i odszedł w stronę
kolejnego wagonu. Panna Weasley poczuła się dziwnie zdezorientowana. To nie była zwykła propozycja dobrego
kolegi. Pomyślała i odprowadziła dwójkę Ślizgonów wzrokiem. Zaręczonych Ślizgonów. Przypomniała
sobie i poczuła ukłucie zazdrości. Szybko odwróciła się z powrotem do Harry’ego
i Rona. Na szczęście jej towarzysze byli tak pochłonięci rozmową, że nie
zauważyli całego zajścia.
W końcu
rodzeństwo Weasleyów i Harry dopchali się do wolnego przedziału. Rozsiedli się
wygodnie i wyczekiwali końca podróży. Chcieli być już w domu.
*
– To będą
najdziwniejsze święta w moim życiu – stwierdził Malfoy, kiedy posłusznie szedł
kilka kroków za Hermioną, jakąś mugolską alejką w Londynie. Dziewczyna
odwróciła się do niego.
– Uwierz, że
moje też. – Gryfonka zwolniła trochę tępo, wyrównując chód z Malfoyem, teraz
szli ramię w ramię. Draco zachodził w głowę, jak się na to wszystko zgodził.
Właśnie byli w drodze po choinkę, bo Gryfonka uparła się, że to muszą załatwić
jeszcze dzisiaj. Mimo, że do Wigilii zostały jeszcze dwa dni, Hermiona
pozostała nieugięta i tłumacząc się, że potem nie będzie z czego wybierać,
postanowiła zdobyć swoje świąteczne drzewko jeszcze tego samego dnia, w którym
postanowili, że spędzą wspólnie święta.
– Jak ty
mnie na to namówiłaś… – westchnął Draco. Gryfonka posłała mu rozbawione
spojrzenie.
– Ja? Sam
chciałeś spędzić ze mną święta – widząc, że chłopak już otwiera usta, dodała
zaraz: – I nie mów, że nie miałeś wyboru! Z pewnością trochę miejsca pod jakimś
mostem by się znalazło…
– Już to
ustalaliśmy, Granger – westchnął Malfoy
i wywrócił oczami.
– Ale co?
– To, że
sarkazm ci nie wychodzi… – Hermiona zmrużyła gniewnie oczy.
– Nie
zapominaj, kto cię uratował od mugolskich sprzętów i pożaru…
– Co to ma
do… – zaczął Draco, ale przerwała mu uradowana Gryfonka:
–
Zobacz, jesteśmy! – Stali przy placu,
który wypełniony był choinkami. Różne odmiany, wielkości i niesamowita
rozbieżność cen, sprawiała, że każdy znalazłby coś dla siebie. Draco już
wiedział, że spędzi tu kolejne dwie godziny. Rozejrzał się za jakimś miejscem do
siedzenia. Oczy mu rozbłysły na widok drewnianego pieńka, schowanego pomiędzy
dwoma dorodnymi świerkami.
– To może… –
zaczął mówić, powoli odwracając się do Hermiony, jednak Gryfonki już przy nim
nie było. Dostrzegł jej burze włosów trzy alejki dalej, wśród karłowatych
jodeł. Pokręcił głową i zajął swoje, upatrzone miejsce na drewnianym pniu.
Zdążył
nieźle zmarznąć zanim Hermiona go znalazła. Z uśmiechem oznajmiła, że znalazła
to, czego chciała. Malfoy kiwnął głową i ruszył za Gryfonką. Szli wśród
świątecznych drzewek, co rusz skręcając lub zawracając. W końcu panna Granger
stwierdziła, że są na miejscu. Pokazała Draco choinkę, którą wybrała. Była to
niewielka jodełka, sięgała Draco trochę powyżej pasa. Chłopka uniósł wysoko
brwi ze zdziwienia.
– To ta? –
zapytał. Hermiona kiwnęła głową, ale już się nie uśmiechała. Podszedł do nich
sprzedawca i zapytał, czy już są zdecydowani. Padły dwie odpowiedzi: ciche
„tak” Hermiony i zdecydowane „nie” Malfoya. Popatrzyli po sobie zdziwieni, czym
wywołali salwy śmiechu u starszego sprzedawcy.
– Omówcie to
sobie jeszcze, wrócę za chwilę – oznajmił mężczyzna i odszedł z uśmiechem na
ustach. Kiedy oddalił się dość znacznie, Draco zaczął rozmowę:
– Tak ma
wyglądać ta twoja wspaniała choinka, Granger? Jak wychodziliśmy upierałaś się,
że to jest najważniejsze…
– Mnie się
podoba – powiedziała dziewczyna, krzyżując ręce na piersiach. Malfoy wywrócił
oczami.
– Wcale nie
– stwierdził, chowając ręce do kieszeni płaszcza.
– Skąd
możesz wiedzieć, co…
– Salazarze,
Granger… Jesteś jedną z tych dziewczyn, co wieżą w magię świąt, dobre uczynki,
przemiany tych złych i resztę takich rewelacji… Twoja wymarzona choinka
sięgałaby pieprzonego nieba.
– Nie klnij
– zwróciła mu uwagę, ale nie mogła powstrzymać szczerego uśmiechu. – Jako jedna
„z tych dziewczyn” zignoruję to, że próbowałeś mnie obrazić. – Ślizgon znów
wywrócił oczami.
– Więc o co
chodzi?
– O nic, ta
naprawdę mi się podoba – powiedziała Hermiona, starając się brzmieć naturalnie.
Nie chciała przyznawać, że nie ma tyle gotówki, ile potrzeba na choinkę okazałych
rozmiarów. – Ostrzegam, jeszcze raz wywrócisz oczami, a… – nie dokończyła
groźby, bo znów podszedł do nich sprzedawca.
– Jakiś
kompromis? – zapytał z uśmiechem.
– Tak, niech
pan mi pokażę największą choinkę, jaką pan ma – powiedział szybko Draco, zanim
Gryfonka w ogóle otworzyła usta. Zadowolony z siebie Malfoy ruszył za
sprzedawcą, Hermiona z kwaśną miną szła obok. Nagle przystanęła i pociągnęła
blondyna za rękaw. Dystans między nimi a sprzedawcą trochę się zwiększył.
– Nie mam
tyle pieniędzy – syknęła Malfoyowi na ucho. Chłopak uśmiechnął się i na powrót
przyśpieszył. Hermiona dogoniła go, czekając, aż coś powie.
– Chyba nie
myślałaś, że ty będziesz płacić… – odezwał się w końcu, zerkając na dziewczynę.
Hermiona otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale koniec końców je zamknęła.
Widząc to, Draco uśmiechnął się przez jedną, krótką chwilę.
– Ja… –
zaczęła, ale w tym momencie sprzedawca przystanął przy potężnym świerku.
– I jak? –
zapytał Malfoya.
– Nada się –
stwierdził Ślizgon. Sprzedawca zaprosił ich do stanowiska z kasą fiskalna,
ulokowaną pod prowizorycznym zadaszeniem.
– Nie masz
mugolskich pieniędzy – szepnęła Hermiona, kiedy szli w stronę kasy.
– Przezorny,
zawsze ubezpieczony – mruknął Malfoy.
Parę chwil
później stali z potężnym świerkiem u boku, przed placem, na którym sprzedawano
świąteczne drzewka. Hermiona nie mogła powstrzymać uśmiechu. Zawsze marzyła o
ogromnej choince pośrodku salonu. Świerk był sporo wyższy niż Malfoy, a co
dopiero ona sama. Przez jeden, krótki moment się zapomniała i po prostu rzuciła
się na szyję blondyna.
– Dziękuję –
powiedziała cichutko w jego kark. Malfoy przytulił ją do siebie jedną ręką,
drugą trzymając drzewko. Oderwała się od niego i mógł dostrzec, że policzki
miała zaczerwienione. Oczywiście mogło to być spowodowane mrozem, jednak Draco
nie do końca wierzył w tę wersję. Jakoś tak mu się ciepło zrobiło, gdy usłyszał
to ciche „dziękuję”.
– Co tam
mówiłaś przed chwilą? – zapytał ze ślizgońskim uśmieszkiem. Hermiona pokręciła
głową.
– Że ktoś,
to będzie musiał zataszczyć do domu… –
Wtedy Malfoy spojrzał na choinkę i pożałował swojego wyboru. W dodatku musiał
znieść tryumfujący uśmiech Hermiony przez całą drogę powrotną.
*
Późnym
wieczorem Pansy i Blaise dotarli do położonej na półwyspie Skandynawskim,
rezydencji Zabinich. Ślizgon nie wiedział, dlaczego matka uparła się właśnie na
ten dwór, osobiście wolałby spędzić święta w tym angielskim, do którego wracała
na wakacje. Podróż była niezwykle męcząca, więc Pansy i Blaise,
odetchnęli z ulgą, kiedy na horyzoncie pojawiło się wysokie ogrodzenie dworu.
– Więc… jesteśmy
na miejscu – powiedział chłopak, kiedy stanęli z Pansy przed żelazną, wysoką na
dwa metry bramą. Dziewczyna nie była w stanie wykrztusić słowa. Jej rodzina
wcale nie była bogata, więc widząc rezydencję Malfoya czy Zabiniego , zawsze
zapierało jej dech w piersi. Chłopak zdjął zaklęcia ochronne i brama otworzyła
się przed dwójką, zmęczonych Ślizgonów. Zabini dzielnie niósł ich bagaże aż do
samego wejścia. Parkinson nie zdążyła zapukać, kiedy drzwi otworzyła im Zofia
Zabini. Mina jej zrzedła, kiedy zobaczyła przed sobą Pansy.
– Cóż,
wejdźcie do środka – powiedziała i ruszyła przodem. Blaise skinął towarzyszce
głową na znak, żeby weszła do rezydencji. Pansy nagle zapragnęła zniknąć. Znaleźć
się z powrotem w Hogwarcie lub gdziekolwiek indziej. Po prostu nie tutaj. Było
już na to za późno.
Zabini
zostawił bagaże w holu, a potem podążył za matką do salonu. Chwycił Pansy za
rękę, chcąc dodać jej odwagi. Dziewczyna była jak sparaliżowana. Zofia zajęła
obszerny fotel, gestem dłoni nakazując to samo dwójce przybyłych. Dwójka
uczniów Hogwartu usiadła na kanapie.
– No więc? –
zapytała matka Zabiniego po dłuższej chwili milczenia. Blaise wstał z kanapy i
wyrecytował, przygotowaną wcześniej, formułkę:
– Mamo, chcę
ci przedstawić moją narzeczoną. Pansy poznałaś już wcześniej, a ja… No cóż
dopiero po siedmiu latach naszej znajomości zdałem sobie sprawę jak poważnym uczuciem
darze tę rudowłosą… – Pansy posłała przyjacielowi przerażone spojrzenie, Zofia zmarszczyła
brwi, ale Blaise odchrząkną i niezrażony wpadką, kontynuował: – te ciemnowłosą
osóbkę. Chcemy się pobrać z końcem lata. – Zofia posłała w stronę Pansy wymuszony,
sztuczny uśmieszek.
– Tak,
wszystko to bardzo zgrabnie zaplanowałeś synu – zwróciła się do Blaise’a. –
Jednak… No cóż… Chyba rozmawialiśmy na temat… – Blaise przerwał matce,
doskonale wiedząc co nastąpi:
– Miłość nie
wybiera, mamo – ostatnio słowo wypowiedział z dozą sarkazmu. – Kocham Pansy i
albo udzielisz nam błogosławieństwa albo nigdy się nie ożenię. – Zapadła cisza,
podczas której Parkinson chciała zapaść się pod ziemię. Spojrzenie jakim ją obdarzyła
Zofia Zabini sprawiło, że przeszły ją ciarki. Blaise czekał na to, co odpowie
mu matka.
– Kolacja
już gotowa – oznajmiła gospodyni , całkowicie zmieniając temat. Kobieta wstała
z fotela i kierując się do jadalni, zniknęła na chwilę z pola widzenia dwójki
Ślizgonów.
– Zabierz
mnie stąd – bezgłośnie powiedziała Pansy, a Blaise wyczytał wszystko z ruchu
jej warg. Uśmiechnął się pokrzepiająco i objął ją ramieniem.
– Będzie dobrze
– szepnął jej do ucha, zanim weszli do jadalni.
Kolacja
przebiegła w znośnej atmosferze. Praktycznie nikt się nie odzywał, także Pansy
nie musiała słuchać kąśliwych uwag matki Zabiniego, które były zazwyczaj
codziennością. Odetchnęła z ulgą, kiedy Blaise zaprowadził ją do pokoju
gościnnego i zostawił samą. Pansy rzuciła się na łóżko i dość długo wpatrywała
w sufit. Była zmęczona. Nie tylko podróżą, ale również konfrontacją z Zofią
Zabini, oczywiście było jeszcze coś… Zawsze
musiało być coś jeszcze. Pomyślała i przypomniała sobie poranną rozmowę z Potterem i Weasleyem. Wydawało jej się, że to wszystko wydażyło się tak
dawno. Jakby minęły lata świetlne, a nie godziny od tego wydarzenia.
Zastanawiała się czy Ron powiedział Harry’emu o udawanych zaręczynach. Czy to cokolwiek zmienia? Przecież nie
chcesz go znać… Drwiła sama z siebie. Tak naprawdę nie wiedziała czego
chciała. Przewróciła się na bok, czując łzy pod powiekami. To wszystko było
zbyt skomplikowane. Czuła, że się gubi, w labiryncie własnych kłamstw.
***
Następnego
dnia Ginny zerwała się bardzo wcześnie. Przygotowania do Świąt ruszyły pełną
parą i dziewczyna wiedziała, że musi pomóc mamie. W dodatku wyczekiwała
odpowiedzi Hemiony na zaproszenie do Nory na okres Bożonarodzeniowy. Była
pewna, że list, który wczoraj wysłała był tylko formalnością, toteż jakie było
jej zdziwienie, kiedy otrzymała odpowiedź. Od razu obudziła Rona i Harry’ego, nie
zważając na wczesną porę.
– Wstawajcie
lenie! Hermiona odpisała! – Szturchnęła brata jeszcze raz, widząc, że chłopak
nie zamierza wstać. Harry już usiadł na łóżku i zakładał okrągłe okulary na
nos.
– Coś się
stało? – zapytał brunet. Ginny od razu odczytała im list od Hermiony:
– „Kochana Gin, bardzo dziękuję za zaproszenie!
Wiem, że zdążyłaś się stęsknić, ja również. Niestety nie przyjadę do Nory na
Wigilię. Przeproś ode mnie wszystkich i uściskaj chłopaków. Mam już pewne plany
i nie chcę wszystkiego odwoływać. Zapraszam Was do siebie w pierwsze Święto,
mam nadzieję, że nie odmówicie i zobaczymy się niedługo. Ściskam mocno i
całuję, Hermiona.” – Ginny powędrowała wzrokiem od Harry’ego do Ron i z powrotem.
Oboje mieli tak samo zdziwione miny.
– Pokaż to –
powiedział stanowczo Harry, marszcząc kruczoczarne brwi. Nie chcało mu się wierzyć, że Hermiona spędzi Święta bez nich.
– Co to za „plany”?
– zapytał w końcu Ron. Ginevra bezradnie wzruszyła ramionami. Nie miał pojęcia,
co jej przyjaciółka mogła wymyślić.
– A może to
taka… przykrywka? Wiecie, chce nam zrobić niespodziankę i…
– Nie
łudziłabym się – powiedziała Ginny i odwróciła się do Harry’ego, szukając poparcia.
Okularnik, oddał jej list.
– Komuś coś
mówiła o tych „planach”? – zapytał Harry, licząc, że Ron przypomni sobie jakąś
wzmiankę o świątecznych planach swojej dziewczyny i wszystko się wyjaśni.
Rodzeństwo Weasley pokręciło przecząco głowami. Cała trójka zamilkła na dłuższą
chwilę.
– No nic –
powiedziała w końcu Ginny, wstając z ramy łóżka Rona. – Chyba nie dowiemy się
przed pierwszym dniem świąt… – Ron i Harry od razu wyczuli, że rudowłosa jest
rozgoryczona i zła.
– Ginny to…
– zaczął Harry, ale dziewczyna rzuciała krótkie „idę pomóc mamie” i trzasnęła drzwiami
wychodząc. W dupie mam takie święta. Pomyślała
jeszcze, a potem zamknęła się w pokoju.
*
Hermiona
krzątała się w kuchni od samego rana. Mimo iż wigilijna wieczerza miała odbyć
się dopiero jutro, ona była cały tydzień przygotowań w plecy. W dodatku
nie miała swojej różdżki, która z pewnością wszystko by przyśpieszyła. Jednak
nie łamała się, doskonale wiedziała co powinna robić. Hermiona kochała Święta Bożego Narodzenia, kochała ten radosny
nastrój, zapach pierników i życzliwość. Nawet jeśli to ostatnie było sztuczne.
Otarła czoło wierzchem dłoni, zostawiając tam biały ślad z mąki. Wyrabiała
właśnie ciasto na pierniki, kiedy do kuchni zajrzał zaspany Malfoy.
– Co ty
robisz o tak nieludzkiej porze, Granger? – zapytał, tłumiąc ziewnięcie. Zegar
pokazywał zaledwie kwadrans po ósmej i Malfoy sam się dziwił, że zerwał się tak
wcześnie.
– Pierniki,
Malfoy, nie widać? – powiedziała Hermiona zagniatając ciasto. Denerwowała się,
bo nadal nie uzyskała spójnej konsystencji. Nie miała tyle siły, aby zrobić to
odpowiednio dobrze. Pani Weasley pomagała sobie czarami, a jej mama zawsze
prosiła tatę o pomoc. Ona została ze wszystkim sama, jednak starała się o tym
nie myśleć. Nic nie zepsuję mi nastroju. Powiedziała
sobie i wróciła do nieszczęsnej, korzennej masy.
– Co? –
zapytał Mafoy, wpatrując się w ubrudzoną mąką twarz Hermiony. Gryfonka zerknęła
na niego, chcąc się upewnić, że pyta poważnie. Jednak na twarzy Malfoya odmalowało
się prawdziwe zdziwienie, toteż zaczęła tłumaczyć:
–Pierniki to
takie ciasteczka i piecze się je na…
– Wiem co to
są pierniki, Granger. Nie rób ze mnie idioty – rzucił podirytowany. Teraz to
Hermiona nie wiedziała o co mu chodzi.
– Pytałeś –
stwierdziła beztrosko. Draco wywrócił oczami.
– Może nie „co
robisz” a raczej „po co”? – Hermiona znów uniosła na niego wzrok. Teraz Ślizgon
opierał się łokciami o ubrudzony blat wyspy kuchennej, stał dokładnie naprzeciw
dziewczyny.
– Jak to „po
co”? Przecież to tradycja.
– Ale wiesz,
że to nie będą takie zwykłe święta?
– Każde
Święta są niezwykłe – rzuciła, wracając do ciasta na pierniki.
Blondyn znów wywrócił oczami. Stał przy blacie dłuższą chwilę, wpatrując się w
skupioną twarz Hermiony. Nagle stwierdził, że jest naprawdę ładna. Lubił tą
zawziętą minę, zmarszczkę wzdłuż czoła, zadarty nos. Praktycznie niewidoczne
piegi. Lubił nawet te burzę włosów. Lubił ją całą i wcale nie przeszkadzał mu
fakt, że to Hermiona Granger, wręcz przeciwnie.
– O co
chodzi, Malfoy? – zapytała dziewczyna, orientując się, że Ślizgon od dłuższej
chwili jej się przygląda. Draco uśmiechnął się cwaniacko i porywając jabłko z
misy, która stała na blacie, rzucił:
– Ubrudziłaś
się, Granger. – Posłała mu wściekłe spojrzenie, bo doskonale zdawała sobie
sprawę, że od stóp do głów jest w mące. Uśmiechnął się, wychodząc. Ten świdrujący
wzrok, który czuł na plecach też lubił.
*
– Harry
chyba w końcu musimy poważnie porozmawiać – powiedział Ron, kiedy jego przyjaciel
wrócił spod prysznica. Myślał o tym od dłuższego czasu i wiedział, że
niektórych rzeczy nie da się odwlekać w nieskończoność. Harry posłał mu pytające
spojrzenie, a potem usiadł na swoim łóżku. Czekał, aż Ron powie coś więcej.
– Od razu
ostrzegam, że chodzi o Ślizgonów.
– Z
Parkinson to chyba skończone, zaręczyła się z tym palantem.
– Taaa… Do
tego też dojdziemy.
– Co? –
zapytał Harry, ścieląc łóżko. Odpowiedź Rona, tak tajemnicza, sprawiła, że w
jego głowie pojawił się promyczek nadziei.
– Może
zacznę od Astorii…
– Od
Greengrass? – wtrącił, szczerze zdziwiony Harry. Ronald kiwnął głową.
– Tak jakby…
Całowałem ją.
– Że co
zrobiłeś? – zapytał ze śmiechem Harry. Nie wiedział, czy ma nawrzeszczeć na
Rona, czy gratulować. Bezkonkurencyjnie Astoria była najładniejszą laską w
szkole, takie były fakt i Harry nie zamierzał zaprzeczać. Jednak nie umknął mu
pewien problem.
– Ron, ty
masz dziewczynę…
– I tutaj
trafiłeś w sedno. Oczywiście żałuję jak cholera, bo jednak Hermiona nie
zasługuję…
– Ej, poczekaj…
Długo się całowaliście?
– Czy to ma
znaczenie, teraz? – zapytał podirytowany Ronalad. Harry parsknął śmiechem.
– Czyli
długo. Dobra, teraz dawaj… Jaki jest plan? Chcesz jej powiedzieć?
– Męczy mnie
to strasznie, ale wiesz… Myślałem, że powiem jej przed Wigilią, jak tylko
przyjedzie to może do Świąt się pogodzimy.
– Ty
naprawdę chcesz to ciągnąć, Ron? Znaczy kibicuję wam i w ogóle, ale…
– Wiem –
skwitował Ronald. Doskonale wiedział. Jego związek z Hermioną nie miał żadnej
przyszłości, wszyscy dookoła chcieli mu to dać do zrozumienia, ale on tak
bardzo nie chciał jej zranić.
– To co
chcesz zrobić? – zapytał Harry, mierzwiąc sobie włosy. Jego rudowłosy
przyjaciel wzruszył ramionami. Potter mu się nie dziwił, sam by nie wiedział.
– Jest
jeszcze jedna sprawa… – zaczął Ron, chcąc powiedzieć Harry’emu o Pansy, ale w
tym momencie pani Weasley weszła do sypialni chłopców.
– Śniadanie
na stole, a potem jest kilka rzeczy, o które chciałabym was poprosić. W stodole
za domem jest taki… – Molly zaczęła schodzić po schodach, a jej głos stracił
się, gdzieś w połowie drogi do kuchni. Dwójka Gryfonów popatrzała po sobie
znacząco, a potem ruszyli na dół. Ron wiedział, że musi powiedzieć Harry’emu o
udawanych zaręczynach Pansy, z drugiej strony nie chciał jeszcze bardziej
mieszać. Tak przynajmniej da jej spokój,
a ona jemu. Myślał przy śniadaniu. Tylko
komu to wyjdzie na dobre? Nie wiedział i dlatego postanowił wszystko wyznać
Harry’emu przy najbliższej okazji. Niech
się dzieje co chce. Pomyślał, a potem niby niechcący, przywołał wspomnienie
o pocałunku z Astorią.
Ostatni dzień lipca, ale udało się! Napiszcie co sądzicie o
tym rozdziale, ja nie bardzo czuję ten świąteczny klimat w środku lata, no ale
cóż… Spokojnie, nie każe Wam czekać na kolejny wpis do grudnia :D
Zajrzycie na mój drugi blog, bo jeśli lubicie „dom Salazara”
to myślę, że „Godryk, Salazar” również trafi w wasze gusta (link po lewej
stronie).
Jak zwykle uzbrójcie się w cierpliwość i życzę cudownych
wakacji!
Błędy jak zwykle wyeliminowała niezawodna Ali$hia, dziękuję :)
Błędy jak zwykle wyeliminowała niezawodna Ali$hia, dziękuję :)
~Pani M.
Wiedziałam, że się na tobie nie zawiodę!
OdpowiedzUsuńŻal mi Harry'ego :/
Matka Blaise'a tak mnie irytuje...
Malfoy kupił Hermionie choinkę, o której zawsze marzyła *.*
Jak słodko! :)
Ron, weź się w garść!
Rozdział bardzo ciekawy i zachęcający do czytania dalej! :D
Uzbrajam się w cierpliwość. (oj, przyda się!)
Czekam na kolejny.
Pozdrawiam,
Madzia.
Obudziłam sie rano, patrzę na bloggera a tutaj taka mila niespodzianka. Ten moment jeka Drqco kupił Hermionie choinkę był po prostu cudowny. Cos mi sie zdjae ze Zofia jeszcze namiesz. Długo czeklam na ten rozdział ale warto było. Mam nadzieje ze następny pojawi sie wczesniej.
OdpowiedzUsuńPozdrwaiam i weny życzę,
MadzikM
Cześć!
OdpowiedzUsuńRozdział mi się podobał. Widzę, że szykuje się piękny wątek Dramione w następnym rozdziale, a na dodatek świąteczny! Ron, Harry, Pansy i Blaise nie wyjdą z tego, jak to trafnie ujęłaś droga autorko "Labiryntu kłamstw", jeśli nie odważą się na szczerość. To niby takie proste, jednak wczuwając się, wcielając w naszych bohaterów wielu z nas miałoby wątpliwości, co do tego, jak postąpić i bałoby się prawdy. Zastanawia mnie fakt stanu zdrowotnego Draco? Wiemy, że kiedy udało mu się wyciągnąć Hermionę z więzienia czuł się lepiej. Dosyć długo utrzymuje się w tym stanie. Czy to znaczy, że wątek choroby zanika, czy może pojawi się za niedługo?
Czekam na następny rozdział i życzę dużo weny!
Pozdrawiam,
Obliviate
Rozdział jak zwykle po prostu zajebisty, super długość! Genialnie się czytało! Malfoy i Hermiona!! Kupowanie choinki było boskie. Zabini i Ginny jeszcze coś do siebie czują! :D Nie mogę się doczekać kiedy Harry dowie się o zaręczynach. Chciałabym już czytać o ich świętach! Weny! :DD
OdpowiedzUsuńZofia na pewno namiesza. Jestem ciekawa, czy uda jej się zepsuć święta tak bardzo, by Blaise i Pansy się gdzieś przenieśli.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać reakcji Harry'ego na wieść o udawanych zaręczynach.
Wciąż mam przed oczami tą minę pełnego triumfu i samozadowolenia Draco, gdy kupił tą choinkę... I ten cudowny moment, gdy dotarło do niego, że będzie ją targał przez diabli wiedzą jaki kawał drogi. No i akcja z "ludzikami w salonie" - cudo!
Czy mi się wydaje, czy choroba Draco wzięła sobie urlop? Mam nadzieję, że nie wróci z niego akurat na Wigilię... albo na pierwszy dzień świąt - tak w sam raz na "wesołą" konfrontację Draco z Ronem. Oj będzie się działo, gdy Ginny i reszta wpadną do Hermiony.
Cieszę się, że przeskoczyłam z wattpada tutaj, bo nie byłam w stanie usiedzieć na miejscu i wyczekiwać kolejnych rozdziałów.
Udanych wakacji, dużo weny i wesołych świąt (tak z okazji obecnie panujących klimatów w opowiadaniu).
całość wspaniała :)
OdpowiedzUsuńwspaniałe żal mi Harrego
OdpowiedzUsuńNo po prostu super. Dramione boskie Blinny ta "rudowłosa" 😂 Hansy, czemu Pansy jest taka trudna (chodzi o charakter, nie o to że puszczalska 😂) No i Rostoria kurde niech ten Ron da spokój Mionie ;p
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdzial :D
OdpowiedzUsuńJa za to totalnie czuję ten klimat świąt! Rozdział? Rewelacja.
OdpowiedzUsuńJednak mam wrażenie że Draco trochę zmiękł... Gdzie jest mój wredny dupek?
I czekam na wielkie zerwanie Rona i Hermiony.
O i zastanawiam się co by było gdyby Zofia zgodziła się na małżeństwo Pensy i Zambiniego... Wyczuwam drame.
Życzę dużo weny bo aż mnie skręca od tego czekania :c
Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieje, że pojawi się szybko, ponieważ już przeczytałam drugi raz ! Moje ulubione dramione, ponieważ jest tu opisane nie tylko dramione lecz tez inych bohaterów. W innych książkach jest tak, że wszystko kręci się wokół draco i hermiony, a tu kazdy ma swoje problemy i przezycia miłosne.
OdpowiedzUsuńRozdział mnie rośmieszył z tymi małymi ludzikami 'problem' xd. Naprawde rozdział cudowny, ale mam nadzieje, ze Draco będzie twardy, a nie, że będzie cały czas szeptał miłe słówka.
Co to choroby czyż mi się wydaje, że ustępuje przez lekarstwo, którym jest miłość? Czy będą robić eleksir.
Czekam i czekam na kolejny