Rozdział 60
Rozdział 60
– W dobrą stronę.
Hogwart
W sobotni
poranek Pansy obudziła się bardzo wcześnie. Już o siódmej była rozbudzona i
ubrana, w każdej chwili gotowa, żeby zejść na śniadanie. Nie rozmawiała z
Harrym odkąd wyszła ze szpitala św. Munga i trochę zaczęło ją to irytować. Nie
rozumiała, dlaczego Gryfon się do niej nie odzywa. Czy zrobiłam coś nie tak? Zastanawiała się, ścieląc łóżko. Jej
współlokatorki nadal spały, więc Pansy musiała zachowywać się naprawdę cicho.
W końcu na
zegarach w całym zamku wybiła ósma i Ślizgonka opuściła lochy, idąc na
śniadanie. Od jej nieudanej randki z
Potterem minął równy tydzień. Panna Parkinson nie mogła uwierzyć, że tyle się
przez ten czas wydarzyło. Rozmawiała z
Zabinim i dowiedziała się o jego zawieszeniu, aresztowaniu Hermiony, pobycie
Astorii w skrzydle szpitalnym i drastycznej zmianie w wyglądzie i zachowaniu
Daphne. W kwestii tego ostatniego to nawet się cieszyła. Daf znów była tą
uśmiechniętą wersją siebie.
Pansy już jutro miała wrócić do domu na
Święta. Cieszyła się, że odpocznie od nauki. Usiadła przy stole Slytherinu i
dość długo mieszała swoją owsiankę, zanim jej skosztowała. W pewnym momencie
dosiadł się do niej Zabini. Nałożywszy sobie jajecznicy na talerz, zaczął
rozmowę:
– Co tak
wcześnie? – Dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Miałam
ostatnio sporo czasu na spanie – powiedziała w końcu, zeskrobując owsiankę z
brzegów miski. Blaise kiwnął głową.
– No tak.
Mogę o coś zapytać? – rzucił chłopak i nie czekając na odpowiedź, kontynuował –
Czy ty i Potter, czy to coś poważnego? – Ślizgonka pytająco spojrzała na
Blaise’a. Odsunęła od siebie miskę z owsianką, jakoś przeszła jej ochota na
jedzenie. W brzuchu czuła dziwny ucisk, temat Harry’ego był dla niej wyjątkowo
niewygodny.
– Nie –
powiedziała powoli, obserwując przyjaciela. – To znaczy… Jeśli pytasz czy
jesteśmy parą…
– Pytam, czy
Potter ci się podoba. – Pansy wywróciła
oczami.
– Może. –
Wzruszyła ramionami. – Dlaczego mnie wypytujesz? – zapytała, nalewając sobie
kawy.
– Bo mam do
ciebie prośbę… To znaczy… – Przerwała mu, uśmiechając się zachęcająco:
– Co tylko
zechcesz, Blaise. – Poczuła ulgę, bo nie chciała mówić o Harrym częściej niż to
konieczne. Jednak następne pytanie zmazało jej uśmiech z twarzy.
– Wyjdziesz
za mnie? – Pansy wiedziała, że jej przyjaciel właśnie zwariował.
*
Dom państwa Granger
Hermiona
obudziła się kilka minut po ósmej. Wiedziała, że Malfoy będzie spał co najmniej
do dziesiątej, więc miała trochę czasu dla siebie. Zeszła do salonu w piżamie i
potarganych włosach. Kiedy zajrzała do kuchni, zamarła. Jej współlokator
próbował ugasić niewielki pożar, zalewając całą podłogę wodą, wydobywającą się
z różdżki, którą trzymał w dłoni. Hermiona szybko podbiegła do kuchenki i
zakręciła gaz. Potem zabrała patelnie, wraz z palącą się zawartością i wrzuciła
do zlewu. Wszystka zalała lodowatą wodą. Odetchnęła z ulgą i dopiero wtedy
zwróciła się do Malfoya:
– Usiłowałeś
nas zabić?!
– Ja tylko… – Jednak dziewczyna nie dała mu
dokończyć:
– Przestań
zalewać moją kuchnię. – Zerknęła w stronę wyciągniętej ręki blondyna. Draco
nadał trzymał w niej różdżkę, z której
lała się woda. Mruknął odpowiednie zaklęcie pod nosem, zatrzymując strumień.
– A teraz
się tłumacz! Co tu się stało?! – Hermiona nadal była zła na chłopaka. Myślała,
że zrobił to celowo. Chciała szybko podejść do przypalonego blatu, niestety
poślizgnęła się na mokrej podłodze i runęła jak długa. Na szczęcie Draco w porę
ją złapał, przytrzymując dziewczynę za biodra. Kiedy Hermiona stanęła o
własnych nogach, dostrzegł, że policzki jej poczerwieniały.
– Dzięki –
mruknęła niechętnie. Draco skinął głową, a w kącikach jego ust błąkał się
uśmiech. Nie zamierzał się przyznawać do próby zrobienia śniadania. Nigdy nie
gotował i właściwie nie wiedział co go podkusiło. Nic nie mówił i przyglądał
się Hermionie, która ostrożnie chodziła po kuchni i oceniała szkody. W końcu z
podejrzliwą miną odwróciła się do Draco.
– Próbowałeś
zrobić naleśniki? – zapytała, ledwo powstrzymując śmiech.
*
– Nie do
końca rozumiem twój „przegenialny” plan… – Pansy wyraziła swą wątpliwość, kiedy
w pokoju wspólnym Ślizgonów, Blaise próbował wprowadzał ją w szczegóły. Chłopak
wywrócił oczami i napił się piwa kremowego prosto z butelki.
– Twoja mama
mnie nie lubi, Blaise. Nie zgodzi się, żeby…
– Nie ma się
zgodzić. Na tym polega plan – przerwał jej Zabini. Pochylił się do przodu,
znajdując się bliżej swojej przyjaciółki.
– Posłuchaj Pansy,
dobrze wiesz, że sprawa Weasley poszła
się kochać i to na pewno nie ze mną. Jesteś moją ostatnią nadzieją. Proszę
tylko o tydzień. Pojedziemy, ona pomarudzi i da mi spokój na kolejne parę lat.
– Sama nie
wiem, Blaise…
– Proszę?
Nie zostawisz chyba przyjaciela na pastwę losu? – Ślizgonka wywróciła oczami,
ale nie mogła ukryć rozbawienia.
– Zgoda –
powiedziała w końcu, a Blaise rzucił się na nią, zgniatając Ślizgonkę w niedźwiedzim
uścisku.
– Puść mnie,
bo się uduszę! – wykrztusiła w końcu dziewczyna, a Zabini posłusznie się
odsunął.
– A skoro
mam zostać twoją niedoszłą żoną to chyba o czymś zapomniałeś… – Ślizgon
podejrzliwie zmrużył oczy.
– Chyba nie
mam iść do twoich rodziców i prosić o zgodę…?
– zapytał powoli, a Pansy ze śmiechem pokręciła przecząco głową.
– Nie, ale
pierścionek powinieneś mi kupić. Jeśli mamy udawać to trzeba zadbać o szczegóły…
– Zawsze
byłaś taka łasa na błyskotki?
– Zrobiłam
się kapryśna, jak mi powiedzieli, że mam za ciebie wyjść. – Pokazała mu język,
a chłopak wywrócił oczami.
– Dziś po
południ wybierzemy się na zakupy. Wyjaśnię Slughornowi tę wyjątkową sytuację… –
Pansy parsknęła śmiechem.
– Chyba nie
myślisz, że tak po prostu się zgodzi? – Zabini wzruszył ramionami.
– Co nam
szkodzi spróbować?
*
Pansy
właśnie wracała z obiadu. Blaise’owi udało się załatwić przepustkę u samej
dyrektorki i mogli opuścić Hogwart. Dziewczyna miała iść się przebrać i spotkać
z Zabinim za pięć minut przy wejściu do Wielkiej Sali. Mieli wybrać pierścionek
i omówić szczegółu planu przy kawie.
Nie podobała
jej się perspektywa spędzenia świąt w towarzystwie Zofii Zabini. Matka Blaise’a
była najbardziej wybredną kobietą jaką znała Pansy. Ślizgonka nigdy nie
usłyszała z jej ust dobrego słowa, zawsze jej coś nie pasowało. Zofia nie
lubiła Pansy, ale nie lubiła prawie nikogo, i dziewczyna się tym nie
przejmowała. Pani Zabini miała jednak słabość, słabość do mężczyzn. Blaise nie
pamiętał ilu facetów miała jego matka. Wszyscy byli obrzydliwie bogaci i
zazwyczaj przystojni. Być może dlatego Draco Malfoy, jak jedyny wśród znajomych
Blaise’a, był zawsze mile widziany w posiadłości Zabinich. Nagle znajomy głos
wyrwał Pansy z niewesołych rozmyślań o matce Blaise’a.
– Dokąd się
tak śpieszysz w sobotnie popołudnie? – Ślizgonka odwróciła się, stając twarzą w
twarz z Harrym Potterem. Wiedziała, że jest niemal spóźniona, więc bez
zastanowienia, rzuciła:
– Idę wybrać
pierścionek zaręczynowy. Nie mam czasu, Harry. – Gryfon zaniemówił. Pansy
czekała, aż Potter coś odpowie, ale chłopak nadal milczał. Nie przyszło jej do
głowy, że to co powiedziała faktycznie mogło zabrzmieć bardzo dziwnie. Podirytowana
tym wszystkim odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę lochów. Słyszała jak
Harry krzyczy „zaczekaj”, ale nie zamierzała czekać. Miała zdecydowanie dość
czekania.
Wściekła
wpadła do swojego pokoju, przebrała koszulkę na czystą i zabrała kurtkę.
Wetknęła jeszcze różdżkę za pasek jeansów i już szła z powrotem w stronę
Wielkiej Sali. Wściekła na Pottera, chłodno przywitała Blaise’a. Ciemnowłosy
zmarszczył brwi i zapytał, kiedy opuszczali mury zamku:
–
Konfrontacja z Astorią?
– Gorzej, z
piepszonym zbawcą świata… – Ślizgon
parsknął śmiechem, a Pansy zaraz zmierzyła go nieprzychylnym spojrzeniem.
Kiedy
oddalili się wystarczając od Hogwartu, Zabini złapał Pansy za rękę i aportowali
się prosto do magicznej części Londynu.
Nawet jak na
grudzień było bardzo zimno. Ślizgonka ukryła twarz w materiale szalika. Miała
czerwone policzki i nos. Mimo ujemnej temperatury z nieba nie leciał biały
puch. Pansy zaszurała butami po chodniku. Zabini schował dłonie w kieszeniach
grubego płaszcza.
– Od czego
zaczynamy? – zapytała w końcu Ślizgonka.
– Myślałem o
sklepie Godderów…
– Chyba
sobie żartujesz, nie ma mowy. – Dziewczyna pokręciła głową. Doskonale znała Godderowskie
ceny.
– Niby
dlaczego? Nie podoba ci się ich biżuteria?
– Nie o to
chodzi, Blaise. Nawet gdyby to były prawdziwe zaręczyny to bym się
zastanawiała… A tym bardziej udawane. Ich biżuteria kosztuje góry galeonów! –
Chłopak wywrócił oczami.
– Dobrze
wiesz, że to nie problem…
– Nie o to
chodzi – warknęła Pansy. Mimo jej protestów, zgodnie s sugestią Blaise’a,
trafili do warsztatu jubilerskiego, należącego do rodziny Godder. Dziewczyna z
kwaśną miną oglądała pierścionki za przeszkloną szybą. Wszystkie były naprawdę
wyszukane i drogie, niektóre nawet jej się podobały, ale żadnego nie zamierzała
wybrać. Po dwudziestu minutach Zabini zaczął tracić cierpliwość i oświadczył,
że czeka na zewnątrz i jeśli Pansy się na coś zdecyduje ma do niego przyjść. Kiedy
tylko Ślizgon opuścił sklep, Pansy zostawiła gablotę z pierścionkami i ruszyła
w stronę naszyjników. Już w witrynie zwróciła uwagę na pewien model. Była
oczarowana i wpatrywała się w naszyjnik z pożądaniem. Był wykonany ze srebra i
przedstawiał smoka pikującego w dół. Tułów gada był owinięty jego skrzydłami, a
wzór niewielkich łusek mienił się, kiedy Pansy oglądała naszyjnik pod różanymi
kątami. Smok był naprawdę niewielki, ale Pansy od jakiegoś czasu podobały się
takie delikatne ozdoby.
– Piękny,
nieprawdaż? – Głos sprzedawcy wyrwał dziewczynę z letargu. Odwróciła się
błyskawicznie i ujrzała przed sobą starszego mężczyznę w czarnej, eleganckiej
szacie, z którym Blaise rozmawiał o pierścionku.
– Tak,
niesamowity. – Wtedy do sklepu zajrzał Zabini. Uradowany podszedł do Pansy i
sprzedawcy, miał nadzieję, że dziewczyna w końcu coś wybrała.
– Nareszcie –
powiedział, kiedy stanął obok swojej przyjaciółki. Ślizgonka pokręciła głową.
– To nie
pierścionek. – Zawiedzona mina Blaise’a sprawiała, że Pansy poczuła się dość
głupio. Z pewnością nie poprawiła mu samopoczucia tym wymyślaniem. Chłopak już
zamierzał odejść, ale zatrzymał go głos Ślizgonki:
– Właściwie
jest pierścionek, który mi się podoba.
– Salazarze,
nareszcie! – Uśmiech wrócił na twarz Zabiniego. Parkinson wybrała
najskromniejszy pierścionek z całej wystawy i choć cena nadal wydawała jej się
za wysoka – uległa. Dwójka przyjaciół opuściła sklep. Oboje byli dobrej myśl.
*
Draco bez
słowa wyszedł z kuchni w domu państwa Granger. Udał się na górę do sypialni, w
której spędził ostatnią noc. Zaczął się pakować. Wczoraj wieczorem wysłał sowę
do Zabiniego, informując przyjaciela, że spędzi u niego święta. Nie otrzymał
odpowiedzi, ale był dobrej myśli. Czuł się upokorzony. Chciał zrobić coś
dobrego i jak wyszło? Jak zawsze. Odpowiedział
m jakiś uciążliwi głosik w głowie. Zamknął kufer i zniósł go do salonu.
Hermiona już tam na niego czekała. Widząc, że trzyma kufer w ręce, zrobiła
zdziwioną minę. Stała na drodze do drzwi, patrzyli na siebie w ciszy.
– Miło było,
Granger, ale… – Przerwała mu, krzyżując ręce na piersiach:
– Znów
zamierzasz uciec. – To nawet nie było pytanie. Draco westchnął i postawił kufer
na wykładzinie.
– Ja tylko…
– Zawahał się o moment za długo, dziewczyna weszła mu w słowo:
– Znów
odchodzisz. I jestem pewna, że znów wrócić i znów namieszasz w moim życiu.
Mógłbyś się z łaski swojej zdecydować? To cholernie trudne dla mnie. No tak,
ale co ja cię obchodzę? – Widząc, że Draco zamierza coś powiedzieć, uniosła
rękę, nakazując mu milczenie.
– Nic nie
mów. Tym razem nie będę cię zatrzymywać. – Przeszła obok niego bez słowa i
zniknęła na zakręcie schodów. Draco zacisnął rękę na uchwycie kufra i ruszył do
drzwi. Nie zawracaj, po prostu idź. Nie
zależy jej, tobie nie zależy. Mówił do siebie, licząc, że to pomoże. Nie
pomogło. Zostawił kufer w holu i ruszył schodami na górę.
– Granger! –
zawołał, przeskakując po dwa stopnie. Dziewczyna nie odpowiedziała, choć
doskonale słyszała go zza zamkniętych drzwi swojej sypialni. Miała dość tej
ciągłej gonitwy. Już po raz trzeci Malfoy zamierzał zostawić ją bez słowa. Dlaczego się tym tak przejmuję? Zadawała
sobie to pytanie za często. Opadła na miękkie poduszki. Chciała żeby z nią
został. Tak po prostu.
Wtedy drzwi
jej pokoju gwałtownie się otworzyły. Draco był trochę zdezorientowany, nie tak
wyobrażał sobie pokój Granger, wszedł do środka. Hermiona usiadła na łóżku,
podciągając nogi pod brodę.
–
Zapomniałeś czegoś? – zapytała, a głos jej zadrżał. Malfoy uśmiechnął się w
sposób, który Gryfonka lubiła najbardziej. Przybrał arogancki wyraz twarzy, ale
widać było jego rozbawienie. Pokręcił głową.
–
Zapomniałem, że nie potrafię cię zostawić.
– Zostawiłeś
mnie już dwa razy – powiedziała rzeczowo Hermiona. Nadal była zła.
– I zawsze
musiałem wrócić. – Znów zapanowała cisza, ale Draco przerwał ją szybciej niż
poprzednim razem:
– Nie ma
zielonego pojęcia, dlaczego sprawiasz, że czuję się… po prostu dobrze. Możemy
tego nie komplikować? – Panna Granger wstała z łóżka i podeszła do blondyna.
Zadarła głowę do góry, żeby spojrzeć mu w oczy.
– To zawsze
będzie skomplikowane, Malfoy.
– Być może,
ale jeśli pozwolisz mi zostać, to wiedz, że zmierzamy w dobrą stronę.
*
Harry
chodził w te i z powrotem po sypialni, czym doprowadzał Rona do szewskiej
pasji. Rudowłosy w końcu nie wytrzymał.
– Możesz
przestać! – wydarł się, a Harry przystanął. Westchnął ciężko i opadł na swoje
łóżko. Ronald odłożył pergamin i pióro. Pisał pracę na zielarstwo, ale to mogło
poczekać.
– O co
chodzi, Harry? – zapytał, marszcząc brwi. Okularnik powoli podniósł się do
pozycji siedzącej.
– Ona jest
zaręczona! – Ronald zrobił dziwną minę.
– Kto,
Parkinson?
– A ty skąd
wiesz? – odpowiedział pytaniem na pytanie Potter. Ron wzruszył ramionami.
– Od rana
chodzą plotki o jej zaręczynach z Zabinim.
– Z tą
ślizgońską gnidą?! – Ron parsknął
śmiechem.
– Czyżbyś
był zazdrosny?
– Zazdrosny?
Dziewczyna, którą kocham właśnie się zaręczyła! „Zazdrosny” to mało
powiedziane!
– Harry… – Ron
zaczął nerwowo skubać pergamin, na którym wcześniej pisał swoje zadanie domowe.
– Powiedziałeś, że ją kochasz… – Podniósł wzrok na przyjaciela. Potter
westchnął i znów położył się na łóżku.
– Może
faktycznie ją kocham. – Szczęka Ronalda upadła ma podłogę. Rozmawiał kilka razy
z Harrym o Parkinson, ale jego przyjaciel nigdy nie mówił o Ślizgonce w ten
sposób.
– Harry… Czy
ty trochę nie przesadzasz…? – Ciemnowłosy chłopak wzruszył ramionami. Prawda
była taka, że nie wiedział. Faktycznie miał ochotę zabić Zabiniego, ale czy to
była zwykła zazdrość? Z drugie strony nie mógł uwierzyć w te całe zaręczy.
Pansy by mu powiedziała. Niespełna tydzień temu byli na randce, a teraz ona
zaręcza się z Blaise’m? Zdecydowanie coś tu nie pasowało.
– Może po
prostu z nią pogadaj? Wyjaśnij wszystko? – podsunął Ron. Sam wiedział, że musi
porozmawiać z Hermioną, przyznać się do pocałunku z Astorią i ponieść wszystkie
konsekwencje. Naprawdę żałował, że to się stało. Jednak na razie chciał pomóc
Harry’emu.
– Masz
rację, muszę z nią porozmawiać! Wyjaśnić.
– Myślę, że
przy kolacji będziesz miał dogodną okazję do…
– To nie
może czekać! – Harry w pośpiechu ubrał sweter i zaczął poszukiwania różdżki. W
końcu wygrzebał ją z pod poduszki. Sam nie wiedział, co jego magiczny patyk tam
robił. Nie czekając na to, co ma do powiedzenia Ron, wybiegł z ich sypialni.
Jak tornado przeszedł przez pokój wspólny Gryfonów i ruszył schodami w dół,
schodząc z wieży.
Stanął na
początku korytarza, prowadzącego do lochów, a los się do niego uśmiechnął, bo
zza zakrętu wyszła Astoria Greengrass. Chciał zapytać ją o Pansy.
– Cześć,
Harry – powiedziała blondynka, uśmiechając się uroczo. Gryfon skinął głową.
– Mogłabyś
mi podać hasło do pokoju wspólnego Ślizgonów? Albo najlepiej zawołać Pansy, muszę z nią porozmawiać.
– Astoria zamrugała kilka razy, próbując poukładać informację, którymi zarzucił
ją Potter.
– Pansy nie
ma – powiedziała w końcu. – Pojechała z Blaisem wybrać pierścionek.
– Czyli to
prawda – mruknął do siebie Harry.
– Czy to nie
słodkie? Niby przyjaciele, a tu takie poważne uczucie. Wszyscy byliśmy trochę
zaskoczeni, ale… – Harry przerwał jej, grobowym tonem:
– Kiedy mogę
się jej spodziewać? – Blondynka rozłożyła bezradnie ręce.
– Może
złapiesz ich na kolacji, ale Pansy nie mówiła, kiedy wraca. – Harry mruknął coś
w podziękowaniu i odszedł.
Astoria westchnęła
i odwróciła się na pięcie. Miała iść na randkę z Krukonem, którego imienia za
nic nie potrafiła sobie przypomnieć, ale zrezygnowała. I tak zwracałby uwagę tylko na moją ładną buźkę. Zerknęła w dół. I może na ten dekolt… Odwróciła się
ostatni raz, spoglądając na tył głowy Pottera. Ty mnie nie chcesz, prawda Harry? Zapytała samą siebie i znów
westchnęła cicho. Nie rozumiała co z nią nie tak. Owszem większość chłopaków
dało by się zabić za spotkanie sam na sam, ze starszą z sióstr Greengrass, ale
ani Draco, ani Harry nigdy nie był „większością chłopaków”. Oboje szukali czegoś
innego. Czegoś, czego mi brakuję. Astoria
miała ochotę się rozpłakać, ale zamiast tego dumnie wkroczyła do pokoju
wspólnego Ślizgonów. Dostrzegła, że na kanapie siedzi Matt, siódmoklasista, z
którym bawiła się miesiąc temu. Pomachała do niego, zalotnie mrugając. Ślizgon uśmiechnął
się w odpowiedzi i poklepał miejsce na kanapie obok siebie. Co mam do stracenia? Pomyślała panna
Greengrass. Chwilę potem zawzięcie całowała Matta, pozwalając mu położyć rękę
trochę poniżej swoich pleców.
*
Pansy nie
miała pojęcia co się szykuję, kiedy zadowolona wróciła z zakupów. Nie
zamierzała na razie nosić pierścionka, bo byłoby to lekką przesadą. Odłożyła go
na swoją etażerkę, która stała przy łóżku. Zdjęła wietrzne odzienie i ruszyła
do Wielkiej Sali. Nie była specjalnie głodna, bo wraz z Blaisem wpadli na kawę
i sernik do jednej z kawiarenek w magicznej części Londynu.
Usiadła przy
stole Ślizgonów i nalała sobie pełny kubek herbaty z cytryną, a potem doprawiła
napój miodem. Pansy siedziała przy stole, obserwując uczniów w Wielkiej Sali.
Nagle obok niej, ciężko usiadła Daphne.
– Hej, Daf.
Nie zauważyłam cię. – Wtedy Parkinson
dostrzegła, że jej współlokatorka ma nietęgą minę. Pansy zmarszczyła ciemne
brwi i zapytała:
– Stało się
coś?
– Astoria
znowu to robi.
– Chodzi ci
o…
– Tak –
ucięła krótko Daphne. Pansy westchnęła i objęła koleżankę ramieniem. Wiedziała,
że Astoria to dość specyficzna osoba. Jest
tak ładna, dlaczego się nie szanuje? To pytanie naprawdę męczyło szatynkę.
Według Parkinson Astoria mogłaby mieć każdego mężczyznę i wcale nie musiała się
ze wszystkimi migdalić. Potarła ręką czoło i nalała drugi kubek herbaty,
podstawiając go Daf pod nos.
– Pogadam z
nią jutro – powiedziała i nawet się uśmiechnęła, chcąc dodać otuchy młodszej
koleżance. Wiedziała, że wulgarna wersja Astorii powodowała u Daphne chęć zapadnięcia
się pod ziemię. Siedziały ramię w ramię dłuższą chwilę, nic nie mówiły, nie
musiały.
W końcu
Pansy wstała do stołu, zostawiając Daf w towarzystwie koleżanek z młodszego
rocznika – Effy i Sophie. Wiedziała, że jej współlokatorka była w dobrych rękach.
Cały ten dzień był dla Parkinson strasznie męczący i wprost marzyła o gorącej
kąpieli i wygodnym łóżku. Tyle co opuściła Wielką Salę, usłyszała głos:
– Musimy
pogadać, teraz. – Harry zagrodził jej drogę i już nie miała wyboru, westchnęła
cicho i ruszyła za nim. Gryfon zacisnął mocniej szczękę i ruszył stronę wieży astronomicznej, nie dbał o chłód
i śnieg. Chciał spokojnego miejsca, z którego zobaczy niebo. Tak jak podczas
ich patrolów, które niesamowicie ich zbliżyły, tak jak podczas nocy we Francji,
kiedy Ślizgonka wyjawiła mu przypadkiem swój sekret.
– Dokąd
idziemy? – zapytała Pansy, niepewnie spoglądając w stronę schodów na wieżę
astronomiczną.
– Chyba się
domyślasz – rzucił Potter i ruszył przodem. Nie oglądał się za siebie, po
prostu miał nadzieję, że dziewczyna za nim idzie. Pansy czuła się nieswojo w
miejscu śmierci dyrektora. W dodatku na górze było zimno, choć bezwietrznie. Cieszyła
się, że nie zdjęła swetra przed kolacją.
– O czym
chciałeś… – Nie pozwolił jej dokończyć:
– Czy to
prawda? Twoje zaręczyny, czy to co mówią… – Harry zamilkł, kiedy Ślizgonka
skinęła głową.
– To chyba
nie mamy o czym rozmawiać. Przepraszam, że zmarnowałem twój czas, pewnie musisz
dobrać kolor obrusów do krawata pana młodego, czy coś… – Ślizgonka parsknęła
śmiechem.
– Zazdrosny,
robisz się wredny i podoba mi się to. – Harry uniósł jedną brew. Nie rozumiał
co Pansy chce osiągnąć. Ślizgonka wywróciła oczami.
– Co
chciałeś mi powiedzieć? – zapytała, krzyżując ręce na piersiach.
– Już
mówiłem, nie mamy o czym…
– Przestań,
Harry. Co chciałeś mi powiedzieć? Po prostu to… – Przerwał jej,
niepowstrzymanym potokiem słów:
– Nie chcę,
żebyś wyszła za Blaise’a. Najpierw tłumaczyłem sobie, że jesteście za młodzi i
to też prawda, ale nie o to chodzi! Nie chcę, żebyś za niego wychodziła ani
teraz, ani za rok, ani nawet za dwadzieścia lat! Chciałem cię prosić o zerwanie
zaręczyn, ale co a mogę? Chciałem… –
Zawał się chwilę, a Ślizgonka natychmiast to wykorzystała.
– Dlaczego?
– Harry milczał chwilę, więc szatynka ponowiła pytanie: – Dlaczego chciałeś, żebym zerwała zaręczyny? – Świdrowała
go wzrokiem. Harry dzielnie zniósł to spojrzenie.
– Ponieważ
cię kocham – odpowiedział bez zająknięcia. Dziewczynę zatkało, chciała coś
powiedzieć, ale zabrakło jej słów. Nie sądziła, że kiedykolwiek to usłyszy. Po
słowach Gryfona zaczęło wiać, momentalnie zrobiło się zimniej. Rozpuszczone
włosy dziewczyny zaczęły fruwać wokół jej policzków. Harry w konsternacji czekał na to co odpowie
Pansy. Ślizgonka spuściła głowę.
– Jestem już
zaręczona, Harry. Jutro wyjeżdżam z Blaisem. – Podniosła głowę, a gdy napotkała
spojrzenie Harry’ego, coś zakuło ją od środka. Nigdy nie widziała takiego
smutku i goryczy. Niemal żałowała swoich słów. Niemal, bo Ślizgoni nigdy nie
żałują. Podjęła decyzję i choć było to nieczyste zagranie miała nadzieję, że
Harry przetrwa próbę. Uśmiechnęła się przepraszająco i uciekła z wieży.
Idąc do
lochów myślała o tym wszystkich, nie sądziła, że nadal potrafi być tak wredna. Raz Ślizgon, zawsze Ślizgon. Pomyślała i
uśmiechnęła się. Wiedziała, że Harry podoła jej wyzwaniu, wiedziała, że
zmierzają w dobrą stronę.
I znów
rozdział na dziewięć stron zamiast dziesięciu, i znów termin poszedł się kochać
i z pewnością brakuję kilku przecinków i wyłapiecie literówki. Może przekona
was Hansy i Dramione? Dobra, mnie też by nie przekonało...
Postaram się
coś wrzucić jeszcze w tym miesiącu, mam nadzieję, że wakacje spędzacie równie
miło jak ja J
Do
następnego: Pani M.
Czyżbym była pierwsza?
OdpowiedzUsuńRozdział cudny i niecierpliwie czekam na next��
Dużo weny życzę i miłych wakacji :)))
-Oldenia Malfoy
W końcu kawałek jakiegoś przyzwoitego tekstu który można poczytać ! Akcja świetnie się rozkręca, czekam na więcej *-*
OdpowiedzUsuńRozdział długością nie powala, ale jest! Tak się cieszę, że w końcu będę miała co cztytać. Dobrze,rozdział świetny pomimo tych błędów o których pisałaś, sądzę,że ten rozdział wprowadza Nas w dalszą część akcji. Mam nadzieję, że szybko dodasz następny rozdział. Życzę ci pomysłów na pisanie, chęci i weny oraz oczywiście udanych wakacji =^.^=
OdpowiedzUsuńE tam, nie musi być taki długi. Hansy *·* Co prawda Pansy rzeczywiście trochę wrednie się zachowała… Aż żal mi Harry'ego :( Ale wzbudzanie zazdrości zawsze działało. No i Draco robiący naleśniki! :D
OdpowiedzUsuń:*
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńDraco i Hermiona idą naprzód, zdecydowanie. Wyobrażam sobie tę scenę w domu Granger. Wiesz, Draco robiący naleśniki, które oczywiście mu nie wyszły. Zła Hermiona, a potem jeszcze to, gdy miał wyjść, ale jednak do niej wrócił. Ta scena była taka... aww.
Blaise i Pansy. Pansy i Blaise. Nie.. dobrze, że oni są "narzeczonymi" na niby.
Mimo, iż nie lubię Pottera, to Hansy, to jest ship, który lubię. Dlatego, jeśli oni by ze sobą "zerwali" (idk jak to inaczej nazwać), miałabym Ci to za złe. Ale dla mnie dobrze, że Pansy robi mu taki "test" (?). Wtedy, może się przekona, że on serio się w niej zakochał. Parkinson zachowała się jak typowy ślizgon, ale okej... Pottera mi szkoda, tak mi.
Życzę weny i czekam na kolejny rozdział.
Zajebisty rozdział, po prostu zajebisty!!! Tyle Hansy! Kocham te ich krążenie wokół siebie. A i Draco i Hermiona super wyszło! Ciekawe co dalej z Astorią, Ronem, Daphne, Blaisem, Ginny! Czekam na cd!!!
OdpowiedzUsuńBardzo polubiłam twoje opowiadanie i liczę, że jak najszybciej wstawisz kolejny rozdział. Draco i Hermiona są po prostu wspaniali! Pansy i Harry również. Czekam z niecierpliwością na następną część. ;)
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział! <3
OdpowiedzUsuńAhh,jest Hansy! Tyle na nie czekałam ^^
Kocham ten blog. Najbardziej. Naprawdę. Nie znam takiego bloga, który aż tak by mnie wciągał! Gratulacje!
Pozostaje mi tylko czekać na następny. Ehh... Dodaj jak najprędzej! Proszę! :((
Kocham twoją twórczość. Pozdrawiam.
Twoje opowiadanie mnie tak wciągnęło, że nakazuję ci dodać rozdział jak najprędzej!😀 Nie mogę się doczekać kiedy będzie następny.😍 Czekam z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś! Naleśniki <3
OdpowiedzUsuńświetny czekam
OdpowiedzUsuńNapisałam kom ale mi się usunął i nie chce mi się pisać tego znowu ale wiec że były tam same dobre rzeczy na twój temat :*
OdpowiedzUsuń