Rozdział 58
Rozdział 58
– Ojcowska miłość.
Ginevra Weasley zawsze myślała o sobie, jak o
osobie odważnej. Należała do domu Godryka Gryffindora, toteż odwaga była
wpisana w jej naturę. Rzadko kiedy oblatywał ją strach, a zimny pot zalewał
czoło. Jednak, jak każdemu, zdarzały jej się chwilę słabości. Chwilę, w których
serce przyśpieszało, a nogi miękły. To była jedna z takich chwil. Moment, w
którym Ginny Weasley wolałaby się schować.
Wzięła
głębszy oddech i wyraźnie wypowiedziała hasło do pokoju wspólnego Slytherinu.
Podsłuchała je parę minut temu od dwójki, nierozważnych drugoklasistek. Jej
niebieskim oczom ukazało się przejście w ścianie. Weszła do środka,
przyglądając się dokładnie pomieszczeniu. Była to jej pierwsza wizyta w tej
części lochów. Spodobał jej się pomysł na wykorzystanie wody. Przez szklany
sufit pokoju wspólnego, widać było dno jeziora. Woda dawała zieloną poświatę i
nadawała pomieszczeniu, charakterystyczny, Ślizgoński klimat. Subtelne
oświetlenie i niewielki kominek z zielonymi płomieniami, sprawiał, że pokój nie
był tak przytulny, jak kwatery Gryfonów. Dopiero w drugiej kolejności Ginny
przyjrzała się Ślizgonom, obecnym w pomieszczeniu. Oprócz dwóch dziewczyn z
czwartego rocznika i kilku pierwszorocznych, salon świecił pustkami.
Niezadowolona dziewczyna uświadomiła sobie, że będzie musiała zapytać o
sypialnię Zabiniego. Wzdrygnęła się na samą myśl o Ślizgonie. Nadal pamiętała
tą chęć mordu w oczach. Z bocznego korytarza wyszła jakaś wysoka dziewczyna,
zobaczyła Ginny i zaraz się wycofała. Gryfonka wzięła to za naprawdę dziwne
zachowanie, ale na efekt nie musiała długo czekać.
– Wszyscy
wyjść. – Poznałaby ten głos wszędzie. Lodowaty ton, nieznoszący sprzeciwu.
Wywołujący respekt i pewnego rodzaju obawę. Odwróciła się na pięcie i zobaczyła
go. Blaise stał niecałe pięć metrów od Gryfonki i przyglądał się jej.
Rejestrował każdy szczegół. Niechętnie rozejrzał się po pokoju i z satysfakcją
stwierdził, że pomieszczenie opustoszało. Ginevra długo wpatrywała się w ciemne
oczy chłopaka, zanim odważyła się odezwać:
– Przyszłam,
bo… – Niestety nie dokończyła, bo kiedy Zabini błyskawicznie znalazł się przy
niej, odebrało jej mowę. Musiała to w końcu przyznać i choć było cholernie
trudno, dopuściła do siebie myśl, że się bała. Bała się Blaise’a.
–
Przepraszam – powiedział, ale na jego twarzy nie drgnął żaden mięsień. Ginny
cofnęła się kilka kroków, zachowując bezpieczną odległość. Skinęła głową, na
znak, że jego słowa do niej dotarły. Znów zrobił krok w jej stronę, a Ginny
znów się cofnęła.
– Nie
podchodź – powiedziała na głos. Blaise zmarszczył brwi, ale posłusznie się
zatrzymał.
– Myślałem,
że skoro przyszłaś to już wszystko… – Przerwała mu:
– Nie
będzie. Przyszłam zapytać, czy wiesz coś o Pansy. – Po chwili wahania dodała: –
I Harrym. – Ginevra widziała, że zbiła Ślizgona z tropu. Zabini zmarszczył
brwi, nie rozumiał. Czekał naprawdę długo, aż będzie miał okazję porozmawiać z
Ginny, ale nie chciał rozmawiać o Potterze ani nawet o Pansy. Chciał… Właściwie
nie był pewny, ale cieszył się, że znów może ją zobaczyć. Naprawdę nie
wiedział, czemu reagował na tę Gryfonkę w taki, a nie inny sposób. Już z
pewnością nie chodziło o plan Blaise’a. A
więc o co? Naprawdę nie wiedział, czuł się tak pierwszy raz. Niesamowita
ulga, radość, ale również i obawa. Kiedy Deliah przyszła mu powiedzieć o
wizycie Ginevry, omal nie zdemolował sypialni Theodora, w której obecnie
mieszkał.
– Gin? –
Spojrzała na niego, ale w jej oczach nie znalazł ciepła i radości.
– Nie
nazywaj mnie tak – powiedziała chłodno. – Pansy i Harry, jestem tutaj po
konkretną informację. Wiesz coś, czy nie?
– Nie –
rzucił, nie spuszczając oczu z jej twarz.
– A więc nie
mamy o czym rozmawiać. – Ginevra odwróciła się na pięcie i podeszła do ściany,
która odsłoniła przejście.
– Zaczekaj!
– Usłyszała za sobą głos chłopaka, więc odwróciła się jeszcze przez ramię.
– Żegnaj
Blaise.
To była jedna z tych rozmów, których nigdy
nie chciałaby powtórzyć. Myślała, że w momencie, w którym rzucił nią o ścianę
jej serce rozpadło się na milion małych kawałków. Myliła się. Wtedy tylko się
potłukło. Pękło, gdy zmuszona była spojrzeć mu w oczy. Ten ostatni raz.
*
– Dobrze, że
jesteś – wyszeptała w obojczyk chłopaka. Niemal nie popłakała się ze szczęścia,
widząc go całego. Draco najchętniej w ogóle nie wypuszczałby jej z objęć, ale
ckliwą scenę przerwała Narcyza Malfoy.
–
Rozmawiałam z Carlatonem, niestety ani ja ani ty – zwróciła się do Dracona –
nie jesteśmy właścicielami skrytki. Moglibyśmy wnieść oskarżenie i oczywiście
odmówiłam, jednak muszą zapytać… – Młody Malfoy przerwał swojej rodzicielce:
– Skoro nie
ja jestem właścicielem, ani nie ty… To kto? – Wtedy drzwi sali, w której miała
odbyć się rozprawa otwarły się na oścież. Wyprowadzono przez nie skutego
kajdankami mężczyznę. Po stroju można było rozpoznać w nim jednego z więźniów
Azkabanu.
– Witaj
Draco. Nie przywitasz się z ojcem? – zapytał Lucjusz Malfoy, wykrzywiając twarz
w ironicznym uśmiechu.
– Przecież
pozbawili cię całego majątku, zarządza nim… – zaczął mówić Draco, ale ojciec
zacmokał i przerwał mu:
– Ta skrytka
rządzi się swoimi prawami. Zostaniesz jej właścicielem, dopiero, gdy zniknę z
tego świata.
– Oby jak
najszybciej – mruknął młody Malfoy, a Hermiona szturchnęła go w bok.
– To twój
ociec – szepnęła, chcąc go pouczyć. Niestety tym samym zwróciła na siebie uwagę
Lucjusza.
– Panna
Granger, cóż za urocze bransolety – powiedział z szyderczym uśmiechem. Gryfonka
wpatrywała się w jego twarz z zaciętością. Zauważyła, że stracił swój
arystokratyczny wygląd. Na policzkach miał zarost, a długie włosy były splątane
i skołtunione.
– Czyżby… –
Lucjusz spojrzał na Narcyzę, a kiedy kobieta nic nie powiedziała, oczy starszego
Malfoya rozszerzyły się do rozmiarów spodków. – Oszukałaś mnie – warknął.
– Nie
pytałeś o tożsamość drugiego oskarżonego
– powiedziała spokojnie Narcyza. Między państwem Malfoy wytworzyło się dziwne
napięcie.
– Bo nawet
nie pomyślałem o tym, że to szlama! – wydarł się Lucjusz, a jego dwaj strażnicy
wzmocnili uścisk. Zrezygnowano z towarzystwa dementorów. W głosie Lucjusza
pobrzmiewała gorycz. Czuł się oszukany przez kobietę, którą kochał najbardziej
na świecie.
– Uważaj co
mówisz – syknął Draco i odruchowo stanął przed Hermioną. Jakby chciał ją przed
czymś ochronić. Lucjusz roześmiał się w głos.
– A to
dobre, Malfoyowie bratający się ze szlamami.
– Nazwij ją
tak jeszcze raz, a… – Zaczął Draco, zaciskając ręce w pięści. Skonfiskowano mu
różdżkę przy aresztowaniu. Na szczęście nie dał się zakuć w kajdany, głównie
dzięki Narcyzie.
– Jak?
Szlama? – Lucjusz znów się roześmiał. – Daj spokój, Draco. Ile razy ty ją tak
nazwałeś? Ile razy chwaliłeś się, że przez ciebie płakała? Ile razy wracałeś do
domu i…
–
Wystarczy! – ostro przerwała małżonkowi Narcyza. Lucjusz spojrzał prosto w jej
oczy.
–
Okłamałaś mnie, Nan – szepnął, ale wydawał się być nieobecny. Narcyzę szczerze
dotknęło to zdrobnienie. Mówił tak do niej, tylko, gdy byli sam na sam. Lata temu.
–
Okłamałaś! – wrzasnął nagle Lucjusz i zaczął się szarpać. Dwóch, eskortujących
go czarodziejów wyjęło różdżki, nadal przytrzymując więźnia.
–
Zmieniam swoje zeznania! Chcę wrócić na salę! Chcę wnieść oskarżenie!!! Chcę
wnieść oskarżenie!!! – Dwóch
czarodziejów chwyciło go mocniej i odprowadziło do końca korytarza. Potem
zniknęli Draconowi i Hermionie z oczu.
–
Nie wniósł oskarżenia? – zapytał zdziwiony Draco, zwracając się do Narcyzy.
Kobieta pokręciła głową.
–
Oczywiście, że nie. Jesteś jego synem, Draco. Na swój sposób on…
–
Nie kończ – warknął młody Malfoy. Już nie wierzył w ojcowską miłość.
–
Czy… Co się właściwie stało? – zapytała Hermiona. W końcu postanowiła się
odezwać, bo naprawdę niewiele z tego rozumiała.
–
Lucjusz nie zamierzał wnieść oskarżenia. Rozmawiałam z nim wcześniej, w
Azkabanie. Powiedział, że nigdy by nie pozwolił skończyć Draco tak jak on.
–
Więc dlaczego nas aresztowano? – zapytała panna Granger.
–
Bo musiał o tym poświadczyć przed Wizengamotem. Mnie i Dracona również przesłuchano,
ale, oczywiście, nie wnieśliśmy zarzutów.
–
Czy on, to jest pan Malfoy – zreflektowała się dziewczyna. – Może zmienić swoje
zeznania? Może wnieść oskarżenie?
–
Nie mam pojęcia – smutno przyznała Narcyza. Hermiona ciężko usiadła na
kamiennej ławie. Chciała, żeby to się skończyło.
***
Ron Weasley wrócił do Hogwartu w towarzystwie Minerwy
McGonagall, Horacy’ego Slughorna i Robina Barkleya. Czuł się dziwnie w
towarzystwie kadry nauczycielskiej, ale uparł się, że chce zobaczyć Harry’ego.
Z wizyty nie wyniósł zbyt wiele, jednak ulżyło mu, że jego przyjaciel się
obudził.
Podziękował
nauczycielom i ruszył do swojego dormitorium w wieży Gryfindoru. Od
aresztowania Hermiony minęło parę godzin, a on odchodził od zmysłów. To był
naprawdę szalony wieczór i chłopak cieszył się, że będzie mógł odpocząć.
Najpierw przybiegła do niego Parvati i wyjaśniła, że od początku wiedziała,
gdzie byli Harry i Parkinson. Ron nawet nie miał czasu być na nią zły. Po
prostu ruszyli biegiem w stronę gabinetu dyrektorki. Nie zastali McGonagall,
jednak na korytarzu obok siedziby Minerwy kręcił się Theodor Nott. Wyjaśnił
Parvati, że do wszystkiego się przyznał i McGonagall, razem z Slughornem,
Barkleyem i aurorami ruszyli do Hogsmeade. Ronaldowi pozostało jedynie czekać.
Był zaskoczony dobrymi relacjami pomiędzy Parvati i Theodorem, ale nie miał
czasu głębiej się nad tym zastanowić. Wszyscy
zwariowali. Pomyślał wtedy, kręcąc głową. Zostawił Ślizgona z jedną z
sióstr Patil, a sam ruszył do sowiarni.
Myślał, żeby skontaktować się z ojcem. W
końcu pan Weasley pracował w ministerstwie i z pewnością wiedziałaby,
gdzie przeniosą Harry’ego. Szybko dotarł na wieżę i wysłał wiadomość.
Wrócił
do pokoju wspólnego Gryffindoru, chciał spokojnie poczekać na odpowiedź od
ojca, jednak zastał tam roztrzęsioną Ginny. Zabrał siostrę do swojego
dormitorium, tym samym uciekając od wścibskich spojrzeń.
–
Co się stało? – zapytał, zamykając drzwi sypialni. Ginny usiadła ciężko na jego
łóżku.
–
Aresztowano Hermionę. – Na początku wziął to za żart, w dodatku kiepski. Jednak
w miarę jak Ginevra tłumaczyła mu wszystko, przestawał się uśmiechać. Myśl o
jego ukochanej, czekającej na proces w Ministerstwie, go przerażała.
–
Wszystko przez Malfoya – mruknął Ronald. Ginny nic nie powiedziała i spokojnie
czekała, aż Ron przetrawi wszystkie informacje.
W
końcu Gryfon obiecał, że zajmie się sprawą Hermiony i odprowadził siostrę do
dormitorium na czwarty piętrze. Wiedział, że Ginny musi dużo odpoczywać. Z
każdym razem, gdy sobie o tym przypominał rosła w nim wściekłość na Zabiniego,
Malfoya i resztę przeklętych Ślizgonów. Obrzucał ich w myślach najgorszymi
obelgami. Jedynie w stosunku do jednej osoby nie czuł gniewu. Przeciwnie, nawet
jej współczuł.
Kiedy
wracała z czwartego piętra, trafił na Slughorna. Nauczyciel poinformował go, że
wybiera się do św. Munga, a McGonagall wyraziła zgodę na spotkanie Rona z
Harrym. Gryfon nie wahał się ani chwili i ruszył za Slughornem.
Teraz
w końcu wrócił ze szpitala. Mimo zmęczenia, czuł, że powinien jeszcze coś
zrobić. Zamiast do wieży Gryffindoru ruszył prosto do Skrzydła Szpitalnego.
Chciał ją tylko zobaczyć, upewnić się, że nie zrobił jej poważnej krzywdy.
Oczywiście pani Pomfrey nie wyraziłaby zgody na tak późne odwiedziny. Chłopak nawet nie miał pewności, że pielęgniarka będzie na nogach. Postanowił się
zakraść. Rozważał „pożyczenie” Peleryny Niewidki od Harry’ego, ale w końcu
stwierdził, że to nie będzie konieczne.
Cicho
otworzył drzwi do pomieszczenia, w którym chciał się znaleźć. Z ulgą
stwierdził, że światła są zgaszone. Pani Pomfrey musiała spać w swojej
komnacie, tuż za ścianą. Ron nie pozwolił sobie na najmniejszy szelest. Szybko
przemknął do łóżka, na którym leżała Astoria Greengrass. Ze zdziwieniem
stwierdził, że nie spała. Gapiła się na sufit, usłyszała, że ktoś się
zbliża. Skierowała wzrok w stronę Rona, a ich spojrzenia się skrzyżowały.
Podciągnęła się do pozycji siedzącej i czekała na to co powie Gryfon. Chciała
wiedzieć, co robi w Skrzydle Szpitalnym o tak późnej porze.
–
Dlaczego nie śpisz? – zapytał Ron, spuszczając wzrok i wkładając ręce do
kieszeni spodni. Astoria podniosła pytająco brew.
–
Co tu robisz? – Zupełnie zignorowała jego pytanie. Rudowłosy chłopak podniósł
na nią wzrok. Musiał przyznać, że bez makijażu i w niepoczesanych włosach wyglądała
równie dobrze, jak każdego, innego dnia. Wydała mu się urocza, mniej
wyzywająca.
–
Chciałem sprawdzić co u ciebie – powiedział Ron. Starsza z sióstr Greengrass
przesunęła się odrobinę, robiąc miejsce na łóżku.
–
Siadaj, ja nie gryzę – rzuciła, a chłopak niespiesznie zajął wyznaczone
miejsce. – A więc chciałeś „sprawdzić co u mnie”? – zapytała z kpiną w głosie
Astoria. Ronald kiwnął głową.
–
W środku nocy? – dopytała jeszcze Ślizgonka i parsknęła śmiechem, widząc
nieporadną minę Rona.
–
Widzę, że już ci lepiej… Będę się zmywał…
– mruknął chłopak i zaczął się podnosić. Jednak dziewczyna chwyciła go
za nadgarstek.
–
Zostań, trochę brakuje mi towarzystwa.
–
Towarzystwa nigdy ci nie brakuje… – rzucił Ron, ale usiadł z powrotem. Astoria
uniosła wysoko brwi do góry.
–
A to niby co ma znaczyć? – zapytała o oktawę wyższym głosem. Chłopak wywrócił
oczami.
–
Oboje wiemy, że wzbudzasz spore zainteresowanie wśród płci przeciwnej.
–
Ale jakoś siedzę tu z tobą… – powiedziała z przekąsem, krzyżujące ręce na
piersiach.
–
A to co miało znaczyć? – warknął Ron. Odezwała się jego męska duma. Poczuł się
urażony. Czy nie wypadł w oczach Astorii wystarczająco męsko? Czym ty się przejmujesz? Zapytał samego
siebie w myślach. Być może to przez późną porę, nawiedzały go takie, a nie inne
myśli.
–
O co się znów czepiasz? Masz dziewczynę, nie mogę cię traktować jak
potencjalnego kandydata do… – Przerwał jej, wywracając oczami:
–
Nawet bez Hermiony, nie traktowałabyś mnie…
Wtedy
Astoria zamknęła mu usta. Dość skutecznie, bo na prawie dwie minuty. Od
jakiegoś czasu chciała sprawdzić Rona. Chciała poczuć smak jego ust. Jego
ciepły oddech na swojej szyi. Zamknęła oczy, rozkoszując się pocałunkiem.
Jednak w końcu Gryfon oderwał się od Ślizgonki i stanął na równe nogi. Oczy miał
rozmiarów spodków. Astoria zaśmiała się cicho. Rzucał jej wystraszone, a
zarazem wściekłe, spojrzenia. Wzruszyła ramionami.
–
Sam chciałeś wiedzieć, co by się stało, gdybyś nie miał dziewczyny…
–
Ale mam i ją kocham– powiedział pewnie. Astoria znów wzruszyła ramionami.
–
Miłość nie ma nic do tego.
–
Ma, i to bardzo dużo. Cześć, dobrze, że już ci lepiej.
Ron
w pośpiechu opuścił Skrzydło Szpitalne. Nie rozumiał, jakim cudem pocałował
Astorię, a właściwie ona jego. Kiedy wracał do swojego dormitorium, miał przed
oczami obraz Hermiony. Aresztowali ją,
trzymają w jakimś areszcie, a kiedy jej nie ma, ja całuje się z inną. Dupek! Zbeształ się w myślach. Przez całą noc
dręczyły go wyrzuty sumienia i zasnął dopiero nad ranem.
***
Hermiona spędziła noc w areszcie. Draco i
Narcyza długo protestowali, jednak nie udało im się zmienić decyzji Carletona. To
właśnie on prowadził sprawę Hermiony.
Rano dziewczyna wyglądała, jakby spędziła w
areszcie co najmniej miesiąc. Narcyza odwiedziła ją przed dziewiątą. Przyszła
sama.
–
Dzień dobry – przywitała się panna Granger, nie zapominając o manierach nawet w
tak niekorzystnych warunkach. Pani Malfoy skinęła je głową na powitanie, a
potem przeszła do konkretów.
–
Rozmawiałam z Carletonem i nie mam najlepszych wieści. – Hermiona podeszła do
krat, które dzieliły ja i Narcyzę. Kobieta zmiękła na widok smutnych i
zmęczonych oczu Hermiony. Jeszcze do niedawna sama tak wyglądała.
–
Stwierdzono, że Lucjusz był niepoczytalny w trakcie składania zeznań, toteż
wyznaczyli kolejny termin.
–
Kiedy? – zapytała Hermiona zbolałym głosem. Nawet nie chciała myśleć o
kolejnych nocach spędzonych w zamknięciu.
–
Równo za dwa tygodnie od teraz, przez Święta Bożego Narodzenia w całym
Ministerstwie będzie tydzień opuźnienia – rzekła Narcyza. – Przykro mi – dodała
zaraz. Właściwie nie wiedziała czemu, ale czuła, że powinna coś powiedzieć.
Hermiona objęła się ramionami i kiwnęła głową. Nie potrafiła wykrztusić słowa.
–
Draco też chcieli zamknąć w areszcie, ale
ze względu na jego stan…
–
Pogorszyło mu się? – zapytała dziewczyna, przerywając pani Malfoy. Kobieta
kiwnęła głową.
–
Kiedy widział cię wczoraj, próbował jakoś się trzymać, ale dziś... Dziś nie
potrafił nawet wstać z łóżka. – Panna Granger widziała, że Narcyza była
załamana. Kąciki oczu kobiety stały się
wilgotne.
–
Wyjdzie z tego. Obiecuję – powiedziała Gryfonka. Dokładnie wiedziała co muszą
zrobić, gdyby tylko mogła stąd wyjść… Pani Malfoy nic jej nie odpowiedziała. –
Kiedy tylko mnie wypuszczą… Już dokładnie wiem, co musimy zrobić. Jak tylko… –
Narcyza przerwała jej surowym tonem:
–
Eliksir obłędu i niebieskie zielsko? Lepsi od ciebie próbowali. – Hermiona była
zaskoczona słowami kobiety. Nawet nie zwróciła uwagi na przytyk Narcyzy.
–
Skąd… skąd pani wie? – wydusiła tylko, nadal nie mogąc wyjść z szoku. Owszem,
właśnie w zaginionej recepturze pokładała swoje nadzieje. Tylko skąd, na
wielkiego Godryka, wiedziała o tym Narcyza Malfoy?
–
Czy Draco pokazywał ci kiedyś mój ogród? – zapytała kobieta, ciekawie
przyglądając się dziewczynie. Hermiona pokręciła głową.
–
Mieliśmy go zobaczyć, ale… – Nie potrafiła przypomnieć sobie co im przerwało. Dokładnie
odtworzyła w głowię tamtą wizytę w Malfoy Manor. Horkruks, chciałem stworzyć Horkruksa. Przypomniała sobie słowa
Dracona. Już wiedziała.
–
Mój syn zawsze był ignorantem, jeśli chodzi o rośliny, ale myślałam, że chociaż
ty… No cóż. – Narcyza już miała odejść, kiedy Hermionę olśniło.
–
Niech pani poczeka! – Czarownica wróciła te parę kroków, znów stając twarzą w
twarz z Gryfonką.
–
Kazała nam pani zabrać lusterko. Wcale nie pokazuje tego, czego potrzebujemy.
Zawsze pokazuję te kwiaty, prawda? W każdym razie pokazywało.
–
Bystra z ciebie czarownica, chciałam was naprowadzić, ale skoro nigdy nie byłaś
w moim ogrodzie…
–
Ma je pani? Hoduje pani Niezabudki?
Zwykłe, mugolskie, polne kwiatki o drobnych
listkach mogły ratować życie? Hermiona
dopiero teraz skojarzyła fakty. Doszukiwała się trudnodostępnych, magicznych,
czy nawet czarnomagicznych kwiatów. Teraz wyrzucała sobie, że przegapiła taki
szczegół. Od początku miała wrażenie, że już widziała taki kształt płatków. W
świecie czarodziejów trudno było pamiętać o mugolskim życiu. Jak mogłaś być tak głupia, Hermiono? Zbeształa
się w myślach, ale była szczęśliwa. Jednak zagadka mniej.
–
Niezabudki, choć osobiście wolę nazwę Niezapominajki. Rosną na tyłach ogrodu.
Jednak co z eliksirem? Merlin nie pozostawił po sobie zbyt wiele…
–
Ktoś musi znać recepturę, może nawet o tym nie wie albo… – Narcyza pokręciła głową.
–
Wiele lat temu sama szukałam eliksiru. Najpierw dla siostry, potem dla męża.
Oni wszyscy powoli tracili zmysły, a ja nie mogłam nic zrobić. Bellę straciłam,
gdy tylko go poznała. Zawładnął jej umysłem, zniszczył ją. Lucjusz, dołączył
dopiero potem. Nie chciał tego, jednak okoliczności… To nie był słuszny wybór,
jednak wtedy był jedynym jaki nam pozostał. Próbowałam, naprawdę. Nic nie
zostało. – Hermiona wysłuchała Narcyzy w milczeniu. Nie wzruszyła ją opowieść
kobiety. Wiedziała, że zawsze ma się wybór. Po prostu czasem słuszna decyzja
wymaga poświęceń. Nie skomentowała jednak tego, co powiedziała jej Narcyza.
–
Wyleczę go. Po prostu potrzebuję więcej czas – zapewniła Hermiona z zaciętością
w głosie.
–
Oczywiście. – Narcyza skinęła głową, jednak nie wierzyła w możliwości zwykłej
mugolaczki. Może i nawet polubiła Hermionę, za jej upór i niezłomność, jednak
jeśli chodziło o eliksir obłędu, wiedziała dużo więcej niż Gryfonka. Wiedziała,
że nie mają szans.
*
Astoria z samego rana dostała wypis ze
szpitala. Cieszyła się, że wracała do swojego dormitorium. Chciała zobaczyć się
z Daphnie i Pansy. Jednak, kiedy dotarła do lochów usłyszała nieciekawą
historię, która zdawała się tłumaczyć nieobecność Parkinson. Ślizgonka podobno
trafiła do szpitala św. Munga. Blondynce zrobiło się trochę przykro, bądź co
bądź, uważała Pansy za swoją serdeczną koleżankę. Wiele razem przeszły i dość
dobrze się znały.
Weszła
do swoje sypialni i zastała tam Daphnie. Przytuliła siostrę i z aprobatą
stwierdziła, że jej mowa motywacyjna dała pożądany efekt. Daf wyglądała tak jak
dawniej, czyli po prostu dziewczęco, niewinnie i uroczo - olśniewająco.
–
Pożyczyłaś mój błyszczyk? – Udała oburzenie Astoria. Daphnie wyszczerzyła się
do niej w uśmiechu.
–
Tylko ten jeden raz.
Obie siostry zeszły do Wielkiej Sali na
śniadanie. Po drodze rozmawiały o Pansy. Obie były dość przejęte tym co się
stało z ich współlokatorką. Po posiłku zgodnie ruszyły do biblioteki. Prace
domowe dały o sobie znać i dziewczyny zorientowały się, że mają jeszcze mnóstwo
do zrobienia. Jutro poniedziałek, miał
zacząć się ostatni tydzień przed świętami Bożego Narodzeniem. Astoria, jak i
reszta uczniów Hogwartu, wyczekiwała tych dwóch, błogich tygodni wolnego. Obie
siostry Greengrass zamierzały opuścić zamek w okresie bożonarodzeniowym i
spędzić święta z rodziną. Miało do nich przyjechać kuzynostwo z Irlandii i obie
dziewczyny nie mogły się doczekać. W dodatku nie widziały ojca od czasu jego
służbowego wyjazdu, jeszcze przed drugą bitwą o Hogwart. Liczyły, że wróci na
święta.
–
Głupie zielarstwo, skąd mam wiedzieć, które rośliny są które? Te opisy są
bezsensu… – Mruknęła Daphnie, przekartkowując opasły tom o roślinach wodnych.
Wtedy ktoś rzucił cień na stolik, przy którym siedziały siostry Greengrass.
–
Weź ilustrowany atlas – odezwał się znajomy głos i ktoś położył niewielką
książkę na zaczętym wypracowaniu Daphnie. Ślizgonka podniosła wzrok na
Neville’a Longbottoma.
–
Dzięki – powiedziała, siląc się na wymuszony uśmiech.
–
Słuchaj Daf, możemy pogadać? – zapytał chłopka, kątem oka zerkając na Astorię.
Blondynka wywróciła oczami.
–
Jak chcecie pogadać, to ja nie bronię, ale nigdzie się nie wybieram. Wypracowanie
z eliksirów mnie wzywa… – Wróciła do książki, którą pobieżnie czytała.
Zamoczyła pióro w kałamarzu i dopisała kilka linijek tekstu do swojej pracy.
–
Nie mamy o czym rozmawiać, Neville. Dzięki za atlas. – Daphnie odłożyła książkę
na bok i udała, że czyta swoje wypracowanie.
–
Nalegam – powiedział Gryfon i chwycił dziewczynę za ramię. Podniósł ją do pionu
i pociągnął za sobą w stronę wyjścia z biblioteki.
–
Ej, zostaw ją! – krzyknęła Astoria, również wstając. Neville odwrócił się do
blondwłosej siódmoklasistki. Daf wyrwała ramię z jego uścisku. Zmrużyła
gniewnie oczy, wpatrując się w Neville’a. Zaraz przeniosła spojrzenie na
siostrę, a jej rysy złagodniały.
–
W porządku, As. Tylko chwilka. – Astoria kiwnęła głową, ale nadal mierzyła
Longbottoma nieprzychylnym spojrzeniem. Gryfon nie zwracał na to większej
uwagi.
–
Rusz się – warknęła Daphnie w stronę chłopaka. Opuścili bibliotekę, zostawiając
Astorię z jej wypracowaniem na eliksiry.
Daf
zatrzymała się zaraz za potężnymi drzwiami biblioteki. Skrzyżowa ręce na
piersiach i mrużąc oczy, wyczekująco patrzyła na Gryfona. Była niższa niż
Neville, w dodatku drobnej budowy, więc wyglądała komicznie, próbując go
przestraszyć swoją postawą.
–
Możemy pogadać gdzieś, gdzie… – Przerwała mu lekceważącym tonem:
–
Tu będzie w sam raz. – Kiedy to powiedziała, minęła ich długowłosa Krukonka,
szła do biblioteki pod którą stali. Daf wywróciła oczami i niechętnie ruszyła
za Nevillem. Dobrze wiedziała, że Gryfon cenił sobie prywatność.
W
końcu wylądowali na siódmym piętrze. Mogłam
to przewidzieć. Pomyślała Daphnie. Chłopak wybrał Pokój Życzeń na miejsce
ich spotkania. Przyjemne ciepło zagościło w sercu Daf, przypomniała sobie
wszystkie cudowne chwilę, które spędziła z Nevillem właśnie tutaj. Gryfon
przeszedł trzy raz wzdłuż ściany, myśląc intensywnie. Po chwili ukazało im się
przejście. Tak jak zawsze. Longbottom przepuścił dziewczynę przodem. Cieszył
się, że widział dawną Daphnie. Zadziorną, błyskotliwą, tą Daphnie, która zawsze
musiała postawić na swoim. Przy tym nadal była dziewczęca i urocza. Idealna. Przeszło chłopakowi przez myśl,
kiedy mijała go w przejściu i mógł poczuć jej perfumy.
Daphnie z satysfakcją stwierdziła, że Neville
naprawdę się postarał. Pomieszczenie nie było duże, na środku stała kanapa,
obita granatowym pluszem. Zauważyła też wzorzysty dywan i gobeliny na ścianach.
Oprócz sofy w pomieszczeniu znalazł się fotel i drewniany stoliczek, z
przeszklonym blatem. Na zachodniej ścianie znajdował się kominek. Neville
zapalił ogień, jednym machnięciem różdżki. Daf usiadła na kanapie, wodząc
wzrokiem od jednego gobelinu do drugiego. Były naprawdę piękne. Zauważyła
również kilka roślin doniczkowych. Neville zajął miejsce na fotelu i z ukosa
przyglądał się Daphnie. Wiedział, że naprawdę ją kocha i nie zniesie dłużej ich
rozłąki.
–
Daf? – powiedział, a dziewczyna spojrzała prosto w jego twarz. Poczuł się
nieswojo, miał wrażenie, że Ślizgonka zagląda wprost do jego duszy.
–
Mówiłam, żebyś mnie tak nie nazywał – powiedziała chłodno, zakładając nogę na
nogę.
–
To nie ma nic do rzeczy.
–
Mów, o czym chciałeś porozmawiać? Mam swoje zajęcia i nie jestem w stanie
poświęcić całego dnia na twoje głupie…
–
Kocham cię, Daf – powiedział, przerywając jej słowotok. Ślizgonka zamilkła i
wyprostowała się. Nie wiedziała co powiedzieć i uciekała spojrzeniem w stronę
gobelinu. W końcu, przemyślawszy całą sytuację, powiedziała:
–
Szkoda, że wiesz to dopiero teraz. Poinformowałeś o tym Mirandę?
–
Znów wyjeżdżasz z tą starą sprawą? Chyba już to sobie wyjaśniliśmy… – Tonący brzytwy się chwyta. Pomyślała
Daphnie, ale uparcie milczała.
–
Ty też nie powiedziałaś mi, że jesteś zaręczona… – mruknął Longbottom, zerkając
kątem oka na dziewczynę. Szybko przeniosła na niego spojrzenie swoich brązowych
oczu.
–
Że co? – parsknęła śmiechem. – To sobie bajeczkę wymyśliłeś, nie ma co…
–
Jakoś Astoria była o tym święcie przekonana, kiedy pisała do mnie listy, jako
tajemniczy „G”.
–
Astoria? Nie rozśmieszaj mnie.
–
Właściwie to już nie ważne. Ważne jest coś innego…
–
Tak, na przykład to, że mnie zostawiłeś! – powiedziała Daf, podnosząc
głos.
–
Bo myślałem, że kogoś masz! – Wstał z fotela.
–
Nie mam! I nie chcę mieć nikogo oprócz ciebie! – wrzasnęła dziewczyna, również
wstała. Zapadła cisza, a oni wpatrzeni w siebie, oceniali sytuację. W końcu
Daf, straciła cierpliwość. Bez słowa, ruszyła w stronę drzwi, które właśnie się
pokazały na północnej ścianie. Chłopak podbiegł do niej i złapał szatynkę za
rękę. Ślizgonka odwróciła się szybko, wyrywając dłoń z uścisku Neville’a.
–
Dlaczego jesteś taka uparta? – zapytał, stając naprzeciw niej. Był dużo wyższy,
więc Ślizgonka zadarła głowę do góry. Pokręciła głową, niezdolna do
wypowiedzenia, choćby słowa. Rozłąka z Gryfonem była najgorszą rzeczą, jaką
musiała znosić odkąd wojna się skończyła. Nieoczekiwanie łzy popłynęły jej po
policzkach. Wtedy Neville po prostu przytulił ją do siebie. Oparł podbródek o
jej głowę i wpatrzony w zanikające drzwi Pokoju Życzeń, powiedział:
–
Już wszystko będzie dobrze, obiecuję.
***
Draco
z trudem zszedł do salonu Malfoy Manor. Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, a to
oznaczało, że Narcyza właśnie wróciła z Ministerstwa. Musiała, wraz z
Lucjuszem, podpisać jakieś dokumenty. Ślizgon miał nadzieję, że wkrótce
wypuszczą Granger. Czuł się dziwnie, na myśl, że dziewczyna siedziała w
areszcie, kiedy on spokojnie przesiadywał w posiadłości Malfoyów. W domu. Pomyślał. Stanął u podnóża
schodów i oniemiał. Zamrugał kilkukrotnie, upewniając się, że to nie sen.
Narcyza miała łzy w oczach, Draco był niemal pewny, że to łzy szczęścia. Nadal go kochała, po tym wszystkim… Nie
rozumiał swojej matki, ale nie zamierzał jej osądzać. Pominął powitanie i od
razu zapytał:
–
Co on tu robi?
–
Draco, to…
–
Co on tu robi? – warknął chłopak, akcentując każde słowo. Narcyza zdjęła swój zimowy płaszcz i weszła
do salonu. Za nią, jak cień, ruszył Lucjusz Malfoy. Najwidoczniej zwrócono mu
ubranie, w którym został aresztowany, bo nie miał na sobie więziennej szaty.
–
Draco, nie przywitasz się z ojcem? – zapytał mężczyzna. Dziedzic fortuny
Malfoyów prychnął pogardliwie.
–
Nigdy nie byłeś moim ojcem, nie tak naprawdę.
–
Nikt nie jest idealny, Draco. Lucjusz… tata się starał. Wypuścili go na okres
bożonarodzeniowy i…
–
I nie chcę go widzieć. Spędzę Święta u Blaise’a. Pójdę się spakować.
–
Wracaj tu, młodzieńcze! – krzyknął za nim Lucjusz, kiedy Draco zaczął wchodzić
po schodach. Blondyn nie zareagował. Wiedział, że do Świąt pozostał mu tydzień
i jakoś będzie musiał znieść towarzystwo Lucjusza. Nie czuł do ojca nic, prócz
pogardy. I choć bardzo się starał, mimo wszystko, obwinił go za to, co stało się
z ich rodziną. Obwiniał go za Voldemorta, za mroczny znak. Za horkruksa. Podpowiedział mu jakiś głos z tyłu głowy. Chciałeś mu zaimponować, chciałeś, żeby mógł
być dumny… Im bardziej próbował zagłuszyć ten głos, tym bardziej on się
nasilał. Draco ostatkiem sił dotarł do swojej sypialni. Zbił lampę, a potem
zaczęło się na dobre. Więcej głosów, ból, furia. Myślał, że coś rozsadza mu
głowę. Zaczął się kolejny atak. Draco chciał, żeby wszystko już się skończyło,
jednocześnie pragnąc, aby ten atak nie był jego ostatnim. Nie pożegnałem się z Granger. Pomyślał, zanim stracił przytomność.
Pierwsza! :D
OdpowiedzUsuńHejo! >.< Komentuję tu pierwszy raz ^^ I kocham twoje opowiadanie <3 Ale! Nie chce nikogo krytykować, lecz znalazłam kilka błędów :P Mianowicie:
Usuń"Ginevra Wesley" - pisze się raczej "Weasley"
"– Myślałem, że sokoro przyszłaś to już wszystko…" - "skoro"
"– Nie – rzucił, nie spuszczając oczu z jej twarz" - literówka
No i tyle! :D
A teraz... Po pierwsze! Draco i Hermiona <3 Obronił ją, obronił ją!
Po drugie! Astoria i Ron :3 Poooocałunek <3
Po trzecie! Daphne i Neville :* Pogodzili się! Wiedziałam, że tak będzie :3 (a potem w następnym rozdziale da Nevillowi z liścia xD)
Czyli ogólnie rozdział sweet! *-*
Ale! ;-; (znowu mam pretensje XD) Gdzie jest Hansy?! No ja się pytam?! :c Następny rozdział ma być o Hansy! Bo ich dzisiaj w ogóle nie było! :c
Pozdrawiam i ślę wenę! :D
Dziękuję za komentarz i wypisanie błędów, szybko zostały skorygowane :D Co do Hansy... szykuję coś specjalnego, a to wymaga czasu. Stąd wyniknął brak tej pary.
UsuńPozdrawiam i dziękuję za wenę :D
~Pani M.
Dopiero natrafiłam na twoje opowiadanie i zdawałam noc żeby je przeczytać. Boże uwielbiam twój styl pisania! Kobieto masz genialny pomysł na fabułę, naprawdę zazdroszczę Ci pomysłów. No nic. Czekam Czekam niecierpliwością na kolejny (oby szybko ;*)
OdpowiedzUsuńO, Daphne i Neville :D Mój drugi ulubiony pairing, po Hansy. Jejku, wszyscy na przemian godzą się i kłócą, jak w jakimś długim serialu… Ale takie jest życie. Więc kibicuję Blaise'owi i Ginny i oczywiście Hermionie, żeby z tego bagna wyszła. Po wpadła mocno. Jak to czytam, to sobie przypominam dawne czasy i rozdziały… <3 Jeszcze raz Ci dziękuję, że jednak wróciłas do pisania :*
OdpowiedzUsuńDom Salazara jest moją osobistą modą na sukces :D Razem z Ali$hią śmiejemy się z tych wszystkich kłótni i zawirowań. Dziękuję za komentarz, a właściwie komentarze, bo wiem (i naprawdę doceniam!), że komentujesz każdy rozdział i jesteś ze mną bardzo długo!
UsuńDziękuję za to, że czekałaś na powrót domu Salazara, pozdrawiam :*
~Pani M.
Pobyt Lucjusza w Azkabanie wcale go nie zmienił. Szkoda mi Hermiony, nie chciała źle, a teraz będzie musiała spędzić 2 tygodnie w areszcie za swoja dobroć. Mam nadzieję, że Draco nie umrze, poza tym to było bardzo miłe z jego strony, że jego ostatnia myśl była poświęcona Hermionie. Cieszę się z kolejnych rozdziałów, proszę pisz dalej!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAAAAAAAA!! Genialne, wszystko genialne!! Draco i Hermiona, Blaise i Ginny, Ron i Astoria :D, Neville i Daphne! Masz super pomysły i czekam na więcej!! Ale gdzie Harry i Pansy? :D
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny! Aktualnie moje ulubione Dramione❤️ Życzę dalej takich wspaniałych pomysłów bo jest to naprawdę świetne ;)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, jak zawsze!
OdpowiedzUsuńOj, to jest takie fajnee :') Nie mogę doczekać się co z Draco =^.^=
OdpowiedzUsuńPisze się "Daphne", a nie "Daphnie" ;)
UsuńTwoje opowiadanie jest wspaniałe! Można przenieść się w tamten świat i zapomnieć o tym jeśli się je czyta. Pod koniec aż mi się łezka zakręciła w oku. Chcę więcej i więcej! Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuń