Rozdział 57
Rozdział 57
– To jeszcze nie koniec.
Hermiona
opuściła Skrzydło Szpitalne ze łzami w oczach. Nie mogła uwierzyć, że Blaise
był zdolny do czegoś takiego, do skrzywdzenia Ginny. Znów ci umknęło, że oni wszyscy byli śmierciożercami. Ale są tacy
bezbronni. Odpowiedziała sobie od razu, mając przed oczami obraz Dracona
leżącego bez sił w jednej z sypialni Malfoy Manor. Szła szybko, nie zwracając
uwagi na mijanych uczniów, chciała po prostu znaleźć się w swoim dormitorium i
w spokoju pomyśleć. Miała dość tych zagadek, które pojawiały się, gdy tylko w
sprawie Malfoya dowiedzieli się czegoś nowego. Horkruksy, napady, a teraz
jeszcze jakieś kwiatki. I po co, na Godryka,
Malfoyowi było to wszystko? Znalazła się na korytarzu czwartego piętra i
wtedy dopiero zorientowała się, że ktoś cały czas za nią idzie. Odwróciła się i
ujrzała zgarbioną postać Dracona. Ręce trzymał w kieszeniach, a włosy opadły mu
na czoło. Musiał ją gonić. Podszedł do niej, zdecydowanym krokiem.
– Wiesz, że
Blaise tego nie chciał. – Nie odpowiedziała, hardo patrząc mu w oczy. Jej
spojrzenie mówiło mu więcej, niż słowa, które mogłaby wypowiedzieć. Westchnął i
wyciągnął ręce z kieszeni.
– Granger,
czasu nie cofniesz, ale...
– To twoja
wina! – krzyknęła nagle, cofając się parę kroków. Nie rozumiał, ale odruchowy
wyciągnął rękę w jej kierunku. Szybko się zreflektował i opuścił ramię.
– Gdybym tam
była, gdybym nie była z tobą, to by się nie stało!
– Przestań
krzyczeć, bo...
– Odkąd ci
pomagam wszyscy dookoła cierpią!
– Wcale nie
prosiłem o twoją, głupią pomoc – warknął. Jego spojrzenie ją przerażało,
wolałaby gdyby na nią krzyczał. Ten spokój był nieludzki. Hermiona poczuła się
jakby ją uderzył. Nie prosiłem o twoją,
głupią pomoc. Echem odbijało się w jej głowie. Otwarła usta, żeby coś
powiedzieć, ale zabrakło jej słów. Odwróciła się na pięcie i już miała odejść,
kiedy chwycił ją za ramię. Nie spodziewała się tego, nie stawiła żadnego oporu,
a Draco włożył w gest tyle siły, że omal nie wywrócił Gryfonki. Chwycił ją
szybko za drugie ramię, żeby złapała równowagę. Spuściła głowę, żeby nie musieć
patrzeć mu w oczy. Ostatnio zbyt często przy nim płakała, nie musiał oglądać
jej kolejnego załamania.
– Zostawię
cię w spokoju, odejdę, pozwolę skończyć szkołę, usunę się z twojego życia. Nie
będę nigdy więcej prosił o pomoc. – Podniosła głowę. Wyraz twarzy miał surowy,
a pewność w jego głosie była przerażająca. Nie potrafiła wykrztusić z siebie
słowa. To wszyscy było niczym nieśmieszny żart. Wywrócił jej życie do góry
nogami, a teraz bez mrugnięcia, czy chwili wahania, oznajmił, że zostawia to
wszystko w cholerę. Hermiona czuła, że on również ma już dość. Puścił jej
ramiona i zamierzał odejść, ale złapała jego dłoń.
– Zostań –
szepnęła, a zaszklone oczy dziewczyny błyszczały od łez. Nie pozwoliła im
spłynąć na policzki. Uświadomiła sobie, że ona również go potrzebuje. Sama była
zaskoczona swoimi słowami.
– Granger? –
powiedział, zwracając jej uwagę na swoją osobę. Wyrwał rękę z jej uścisku. –
Szkoda, że nie poznałem cię wcześniej.
Odszedł,
zostawiając ją z tysiącem myśli w głowie. Mimo wszystko nie śmiała go
zatrzymywać. Poczekała, aż sylwetka Ślizgona zniknie zza rogiem korytarza,
dopiero potem dała upust łzom.
***
– Ile już tu
siedzimy? – zapytała cicho. Bezradny chłopak pokręcił głową. Był zmęczony całym
tym dniem. Gdyby tylko mogli użyć magii! Siedzieli oparci o brudną ścianę, a
oczy same im się zamykały. Pansy już dawno zaschło w gardle, a skurcz w
żołądku doprowadzał oboje do białej gorączki. O ile Harry zdążył zjeść
śniadanie, o tyle Parkinson wybiegła z Hogwartu bez posiłku.
– Wdaje mi
się, że będzie koło dziesiątej. – Ślizgonka jęknęła, ponad osiem godzin
siedzieli w zamknięciu.
Nie raz i
nie dwa, próbowali wyważyć drzwi, ale ich staranie nie przyniosły żadnego
skutku. Rozłożyli stare gazety na podłodze, aby wchłaniały wilgoć i choć trochę
chroniły przed zimnem. Przekopali się przez graty, zajmujące większą część
pomieszczenia, ale nie znaleźli nic przydatnego. Na szczęście różdżki nadal
świeciły, więc nie musieli przesiadywać w całkowitej ciemności.
– Jak
zamierzamy się stąd wydostać? – zapytała.
– Pracuję
nad tym… – mruknął Harry, ale tak naprawdę nie miał pojęcia co robić. Bez magii
czuł się bezbronny. Chłopak był pewny, że na pomieszczenie działają jakieś
zaklęcia, które blokują wszelkiego rodzaju inną magię. Po co w ogóle wchodziliśmy do tego domu! Wyrzucał sobie, wiedział, że to była jego
wina. Pansy wcale nie uśmiechało się zwiedzać starego budynku. Wstał, ale
wolnej powierzchni było tak mało, że nie zrobił trzech kroków, kiedy natrafił
na przeszkodę w postaci stosu starych przedmiotów. Zaklął cicho pod nosem,
odwrócił się na pięcie i usiadł z powrotem obok Pansy. Bezczynność była nie do
wytrzymania. Harry miał ochotę coś rozwalić. To rozwal te drzwi, mądralo… Usłyszał uporczywy głos, potrząsnął
głową, aby się go pozbyć.
– A jeśli
zostaniemy tu na zawsze? – wyrwało się nagle Parkinson. Gryfon popatrzał na nią
z lekceważeniem.
– Człowiek
bez wody przeżyje najwyżej…
– Nie kończ
– powiedziała głośno. Harry parsknął śmiechem, ale dziewczyna przemilczała to z
godnością. Kiedy upłynął kolejny kwadrans, a oni nadal tkwili pod tą samą
ścianą, w tym samym pomieszczeniu, Harry’ego zaczęła ogarniać senność. Na to
nie mógł sobie pozwolić.
– Mów coś do
mnie – powiedział i zaraz stłumił ziewnięcie. Pansy uniosła pytająco brew.
– Możemy
umrzeć z nudów, jeśli…
– Okej,
rozumiem przesłanie – mruknęła posępnie. – Chcesz zagrać w dziesięć pytań? –
dodała zaraz. Była to jedna z tych uniwersalnych gier na każdą okazję. Znali ją
zarówno mugole jak i czarodzieje. Harry kiwnął głową.
– Możesz
zacząć – powiedział. Dziewczyna zastanowiła się chwilę, było kilka pytań, które
dręczyły ją od dłuższego czasu.
– Co jest
miedzy tobą a Ginny? – Potter zmarszczył brwi i zerknął na Ślizgonkę.
– Takiego
rodzaju pytania… – mruknął.
– Chyba nie
miałam pytać o ulubiony kolor? – Uśmiechnął się.
– Nie. Ja i Gin jesteśmy przyjaciółmi jak sądzę, nic
szczególnego. – Wzruszył ramionami.
– Jeśli
byliście parą, a teraz się przyjaźnicie to oznacza, że któraś strona czeka na
drugą szansę.
– Boisz się,
że nadal ją kocham – bardziej stwierdził niż zapytał. Pansy nic nie
powiedziała, trafił w sedno, a byli przy pierwszym pytaniu. Harry przesunął się
spod ściany i usiadł naprzeciwko Pansy.
– Całkowicie
szczerze? Tak, kocham ją, ale teraz myślę o niej w kategoriach młodszej
siostry. – Po tym wyznaniu w pomieszczeniu zapanowała cisza.
– Powiesz
coś? – zapytał Harry, patrząc na jej twarz, którą próbowała schować za kaskadą
kruczoczarnych włosów.
– Cały czas
myślę o tym, że to ona z tobą zerwała. Ty tego nie chciałeś.
– Skąd
możesz to wiedzieć? – Wywróciła oczami i westchnęła.
– Czy
zerwałbyś z Ginny dla mnie? – Długa cisza i ciężkie od napięcia powietrze.
Pansy czuła, że już żałuje tego pytania. Ale właściwie czego się mogła
spodziewać? Harry i Ginny znają się całe życie, a ona odkąd przyjechała do
Hogwartu, jedyne co robiła to ubliżała obojgu. Potter próbował to wszystko
poukładać, ale marnie mu szło. Nie potrafił zdefiniować tego co łączyło go z
Pansy. Ona jest małą, zadziorną kupelą
Malfoya, na którą rzucam się częściej niż… Weź się w garść! Przymknął na
chwilę oczy, kiedy je otworzył ciemne oczy Pansy uchwyciły jego spojrzenie.
Czekała na odpowiedź.
– Nie wiem
czy cię kocham, ale za to wiem, że to co jest między nami, pomimo wszelkich
reguł, sprawia, że uśmiecham się sam do siebie jak wariat.
– To mi musi
wystarczyć – szepnęła, a potem nachyliła się, żeby go pocałować. Delikatnie
muskała ustami jego wargi. Zaraz usiadła z powrotem, mimo że Harry chciał ją
zatrzymać przy sobie. Zmarszczył brwi, kiedy się odsunęła. Pansy chwyciła jego
rękę.
– I tak
dałeś mi więcej niż na to zasługuję. –
Zapadła cisza, a Harry był zbyt oszołomiony tym wyznaniem, żeby ją przerwać.
Nadal trzymali się za ręce, a Gryfon gładził kciukiem dłoń Pansy.
– Jest coś o
co już dawno miałem cię zapytać – zaczął Harry po dłuższej chwili. Dziewczyna
podniosła na niego wzrok.
–
Podejrzewam, że mogę nie mieć lepszej okazji… – Parkinson nadal nic nie mówiła,
chłopak kontynuował: – Kim jest Mirabell? – Pansy zamrugała kilka
razy. Nie wierzyła w to, co usłyszała. Czy była gotowa, żeby opowiedzieć komuś
o Miri? Czy chciała o tym mówić Harry’emu? Miała tyle wątpliwości, tyle obaw.
– Mirabell
była moją kuzynką – powiedziała, nie do końca świadomie.
– Była? – powtórzył jak echo okularnik, marszcząc
brwi.
– Nie żyje.
Wspomnienia
wróciły, a oczy Ślizgonki zaszły mgłą. Bardzo wyraźnie widziała tamtą scenę.
Piekło, które rozpętał jej wuj, ojciec Mirabell. Człowiek, którego tak
nienawidziła. Zaraz potem dokładnie odtworzyła wspomnienia z pociągu. Ból, łzy
i uczucie bezsilności. Na końcu było Beauxbatons. Wysoki mężczyzna, który
towarzyszył Alexis. Znał Mirabell, mówił o jej śmierci. Wiedział co się stało.
Kim był? Dziewczyna nie miała pojęcia.
Pansy nie
płakała. Opowiedziała Harry’emu o swoich wakacjach we Francji, o Mirabell, ale
kiedy miała mówić o tamtej pamiętnej nocy... Nie miała siły, a słowa nie
przechodziły jej przez usta. Bliskość Pottera dodawała jej otuchy. Chłopak cały
czas trzymał jej rękę. W pewnym momencie usiadł obok niej, pozwalając Ślizgące
oprzeć głowę o swoje ramię.
– Nie musisz
nic mówić, Pansy – szepnął, tuż nad jej uchem. Pokręciła przecząco głowa.
Czuła, że to dobry moment.
I tak
opowiedziała mu wszystko. Znał jej wszystkie sekrety. Nie miała już nic,
żadnego asa. Nic, czym mogłaby zaskoczyć. I oboje czuli się z tym dobrze.
***
Hogwart
Czuła na
sobie te wszystkie spojrzenia. Każdy jej krok sprawiał, że ktoś się oglądał, że
zielone z zazdrości piątoklasistki szeptały zawzięcie w kącie, że ktoś
zagwizdał. Rzuciła mu zniewalający uśmiech, odwracając się przez prawe ramię. Czuła, że znów jest sobą. Krótka spódniczka
wcale jej nie peszyła, a tym bardziej wyższe buty. Dwa pierwsze guziki białej
koszuli miała rozpięte, ukazując dekolt. Nie był wulgarny, bardziej kobiecy i
subtelny. Włosy wyprostowała i zaczesała do tyłu. Specjalnie nie założyła szaty
na mundurek, w końcu byli po lekcjach. Spóźniona szła właśnie na kolację.
Minęła ją grupka Puchonów wracających z Wielkiej Sali. Szeptali, a w pewnym
momencie Ślizgonka usłyszała jedno imię: „Astoria”.
–
Zaczekajcie! – krzyknęła, ale niezbyt głośno, żeby zwrócić ich uwagę. Jakiś
chłopak się odwrócił, w ślad za nim poszła jedna z dziewczyn. Siódmoklasistka
podeszła do nich i z uśmiechem zapytała:
–
Rozmawialiście o mojej siostrze? – Puchon stojący najbliżej kiwnął głową. – O
co chodzi? Astoria zrobiła coś nie tak? Uraziła was albo…
– Żeby to
raz – prychnęła jedna z dziewczyn. Wszyscy wyglądali na góra piątą klasę.
– Podobno
Astoria Greengrass jest w Skrzydle Szpitalnym – odezwał się chłopak z dziwnymi
okularami na nosie. Pochłaniał Ślizgonkę wzrokiem, powinno ją to peszyć, ale
tym razem Daphnie nie mogła przejmować się takimi szczegółami. Zamrugała
kilkakrotnie.
– Co ty
opowiadasz? W Skrzydle Szpitalnym? – Cała grupka pokiwała głowami.
Siódmoklasistka podziękowała za informacje i zawróciła. Czwórka Puchonów stała
jeszcze parę minut pod Wielką Salą, ale w końcu i oni się rozeszli.
Daphnie
szybko pokonała drogę do Skrzydła Szpitalnego. Już nie rozkoszowała się każdym
pożądliwym spojrzeniem, chciała po prostu dowiedzieć się co się stało z
Astorią. W pewnym momencie ktoś zawołał ją po imieniu, nie odwróciła się, a
jedynie przyśpieszyła. Jak burza wpadła przez podwójne drzwi do Skrzydła
Szpitalnego. Pani Pomfrey zostawiła na chwilę krwawiącego Rona samemu sobie i
podeszła do Ślizgonki.
– Chciałam
zobaczyć siostrę i dowiedzieć się co się stało – wyrecytowała na jedynym wydechu,
zanim pielęgniarka zdążyła zadać pytanie. Poppy wskazała ręką łóżko, na którym
leżała nieprzytomna Astoria. Daphnie złapała ją za rękę, była zimna.
– Co się
stało? – zapytała, wystraszona. Wtedy zauważyła, że oprócz Rona w pomieszczeniu
znajduje się jeszcze jeden zakrwawiony chłopak.
– Blaise? –
zapytała zdziwiona. Ślizgon uśmiechnął się krzywo.
– Mieliśmy z Wieprzlejem małą sprzeczkę.
– Uważaj na
słowa, gadzie – warknął Ronald w jego stronę, kiedy pani Pomfrey owijała głowę Zabiniego
bandażem.
– Chłopcy,
proszę o spokój – powiedziała Poppy z naganą w głosie. Zabini i Weasley
poprzestali na morderczych spojrzeniach.
– Co z moją
siostrą? – zapytała Daphnie.
– Straciła
przytomność od uderzenia. Najpóźniej jutro rano dojdzie do siebie –
poinformowała ją pielęgniarka, kończąc opatrunek Blaise’a.
– Uderzenia?
– warknęła Daf, odwracając się do Rona. Chłopak zmieszał się odrobinę, nie
przywykł bić kobiet, nawet jeśli były tak nieprzyjemnymi sukami jak Astoria.
– To był
wypadek – mruknął. Nie czuł się zobowiązany do przeprosin. Brwi młodszej z
sióstr Greengrass podjechały do góry.
– Uderzyłeś
ją?!
– No
przecież nie celowo – odburknął. Daf zacisnęła ręce w piąstki i starała się
trzymać nerwy na wodzy.
– Jest pani
pewna, że nic jej nie będzie? – dopytała Poppy. Pielęgniarka pokiwała głową.
– Najpóźniej
jutro rano wróci do siebie, słońce – zapewniła i odeszła w stronę
pomieszczenia, gdzie trzymano przeróżne lekarstwa. Daphnie usiadła na łóżku
koło siostry. W Skrzydle Szpitalnym zapanowała cisza. Blaise próbował
przeniknąć wzrokiem parawan, za którym z pewnością leżała Ginny Weasley. Ron ze
spuszczoną głową siedział na krześle, również się nie odzywał. Daphnie
przyglądała się siostrze i od czasu do czasu gładziła jej rękę. Chciała, żeby
blondynka się obudziła.
***
Trzy dni później
Hermiona siedziała na czerwonej kanapie w
salonie dormitorium prefektów naczelnych. Michael miał spędzić w Świętym Mungu
jeszcze co najmniej tydzień. Ginny wypisano dziś rano i Gryfonka spała
właśnie w ich sypialni. Nadal potrzebowała dużo snu. Panna Granger natomiast od kilku dni miała kłopoty z zasypianiem. Odkąd Malfoy odszedł. Poprawiła się z
irytacją. Nie chciała, żeby jakiś Ślizgon miał tak wielki wpływ na jej osobę. Im
więcej o nim myślała tym bardziej wszystko się jej mieszało. Kłamała dla niego.
Kradła dla niego. A teraz odszedł. Odszedł
po raz drugi. Czuła się jakby zabrał ze sobą jej część. Została pustka.
Oprócz Malfoya jej głowę zaprzątał Harry.
Nikt go nie widział od trzech dni i choć McGonagall zapewniła wszystkich, że
Potter ma się dobrze, Hermiona i Ron zostali wezwani na rozmowę. Dyrektorka
miała nadzieję, że zdradzą położenie Harry’ego, ale tym razem nie zostali
wtajemniczeni w żaden jego plan. Oprócz okularnika zaginęła również Pansy, a
Hermiona za wszelką cenę chciała połączyć te dwie sprawy. Ron był przekonany,
że zaginięcie Parkinson nie było w żadnym stopniu powiązane z zaginięciem
Harry’ego. Pani Prefekt najchętniej zeszłaby do lochów i zapytała Zabiniego,
ale po tym co zrobił Ginny, nie chciała widzieć go na oczy. Ron dostał szlaban
za bójkę z Blaisem i przypadkowe uderzenie Astorii Greengrass. Panna Granger
nie miała mu za złe, sama najchętniej przywaliłaby Zabiniemu, a co do Astorii,
wiedziała, że to był wypadek. To co wydarzyło się w ciągu ostatnich dni
sprawiło, że jej kontakt z Ronem się poprawił. Musieli trzymać się razem.
Jednak obecność Ronalda przypominała Hermionie o wszystkim, czego nie mogła mu
powiedzieć. Nikomu nie mogła. Tajemnice
Malfoya stały się moimi tajemnicami. Pomyślała z goryczą. W rękach trzymała
podręcznik do eliksirów, ale nie potrafiła przyswoić żadnej informacji. Za dużo
się działo. Zmusiła się, żeby skupić wzrok na treści książki. Wywar obłędu to jeden z najbardziej
tajemniczych eliksirów. Przeczytała. Czarodzieje
od setek lat, starają się ulepszyć recepturę, niestety część składników nadal
pozostaje nieznana. Wydziały magomedycyny na całym świecie próbują opracować
recepturę, ponieważ eliksir obłędu ma, według Merlina, lecznicze zastosowanie.
Po dodaniu Wodnego Nagietka powinien zmienić barwę na niebieską i odwracać
skutki zaklęć, uszkadzających mentalność… Dziewczyna zmarszczyła brwi,
pierwszy raz słyszała o takim eliksirze. W dodatku profesor Slughorn nie
omawiał nigdy… Szybko zerknęła na okładkę podręcznika, a książka prawie wypadła
jej z rąk. To nie był podręcznik do eliksirów. To była książka, którą wyniosła
razem z Draconem ze skrytki. Stąd to się
tu wzięło? Myślała uporczywie.
Wtedy ktoś wyraźnie wypowiedział hasło, a
portret się przesunął. Do środka weszła Minerwa McGonagall w towarzystwie
jakiegoś wysokiego czarodzieja. Hermiona wstała, chowając książkę pod poduszkę.
Jej działanie nie zostało zauważone, ponieważ kanapa stała tyłem do wejścia i
czerwone obicie zasłoniło widok na ręce siódmoklasistki do momentu, w którym
nie stanęła na równe nogi.
– Panno
Granger – zabrała głos McGonagall. – To Heidan Carleton pracuje w Ministerstwie
i…
– Czy coś
się stało? – przerwała dyrektorce Hermiona. – To ma związek z Harrym?
– Nie panno
Granger. Pan Carleton pracuje w departamencie przestrzegania prawa
czarodziejów. – Hermiona cofnęła się o krok, a jej serce podejrzanie
przyśpieszyło. Pojedyncza zmarszczka ozdobiła jej czoło.
– Jest pani
aresztowana – dość służbowo oznajmił Carlaton.
*
– Nie możemy
ich tam zostawić! – wrzasnęła Parvati Patil. Przestała nerwowo chodzić w kółko
i stanęła przed łóżkiem na którym siedział Ślizgon. Theodor Nott przejechał
sobie ręką po twarzy, był zmęczony i przerażony. Razem z Parvati milczeli od
niecałych trzech dni. Milczeli w sprawie położenia Harry’ego Pottera. W dodatku
powodem ich małomówności nie były żadne szlachetne pobudki. Po porostu ratowali
swoje skóry, ale sumienie Parvati nie dawało o sobie zapomnieć.
– Chcesz,
żeby zginęli?! – znów podniosła głos, a w jej oczach zalśniły łzy. Sprawa była
naprawdę poważna. – Chcesz znów mieć krew na rękach? – zapytała ciszej,
łamiącym się głosem. Tego Theodor miał za wiele. Wstał i złapał dziewczynę za
ramiona.
– Nie waż
się mnie pouczać w takiej kwestii – powiedział cicho i dobitnie. Dotychczas
przyłożył rękę tylko do jednej śmierci i to było dla niego za wiele. Nawet nie
znał tamtej czarownicy. Odegnał wspomnienia, bo to nie był dobry moment na
rozpamiętywanie.
–
Przepraszam – powiedziała Parvati, a Nott westchnął ciężko i zdjął ręce z jej
ramion. Gryfonka złapała je szybko, co sprawiło, że Theodor spojrzał w jej
brązowe oczy.
– Musimy się
ujawnić, trzeba iść do McGonagall. Już czas – powiedziała dziewczyna. Naprawdę
się bała, w ciągu trzech dni Harry i Pansy już dawno mogli być martwi, Theodor
zapewniał ją, że nic im nie będzie, ale Parvati miała swoje zdanie w tej
sprawie.
– Będziesz
miała przez to problemy. Sam pójdę do McGonagall, ty w niczym nie zawiniłaś. –
To była prawdopodobnie najbardziej odważna decyzja w osiemnastoletnim życiu
Theodora Notta. Ale przecież ją kochał. Ludzie
robią różne głupstwa z miłości. Pomyślał chłopak, a potem pocałował czoło
Parvati.
*
Hogsmeade
Harry był na
skraju wyczerpania, nie miał pojęcia ile dni spędził w zamknięciu. Pansy leżała
nieprzytomna, a chłopak nie mógł znieść tego widoku. Bezsilność paliła jego
wnętrzności, sprawiając ogromny ból psychiczny. Jednak to głód i pragnienie
miał go wykończyć. Walczył, choć nie miał pojęcia o co walczy. Każdy oddech
łapał z trudem. Nie wierzył, że właśnie tak to się skończy. Zawsze znajdował
wyjście, zawsze wymykał się śmierci. Czy
to mój czas? Czy tak to się miało skończyć? Wcześniej pytał i szukał
odpowiedzi, teraz nie potrafił przetworzyć żadnej informacji. W końcu jego
powieki się zamknęły, ale w tej samej sekundzie usłyszał głosy. Mnóstwo głosów.
Nie był pewien, czy to omamy spowodowane wyczerpaniem, czy to działo się
naprawdę. Starał się wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, niestety na próżno.
Jego policzek dotknął zimnej posadzki. Później pamiętał rażące światło i
nicość.
***
– Harry? –
usłyszał głos przyjaciela i zmusił się do otworzenia oczu. Kiedy to zrobił, na
twarzy Ronalda Weasleya pojawił się uśmiech i pewnego rodzaju ulga. Chłopak z
blizną na czole usiadł na łóżku i rozejrzał się po pomieszczeniu. Widział
nieostro, ale zaraz przyjaciel podał mu okrągłe okulary. Pokój wydał mu się znajomy,
jednak…
– Jesteś w
Świętym Mungu – poinformował go Ron, a Harry przypomniał sobie tę salę z
odwiedzin u pana Weasleya dwa lata temu.
– Co się
stało? – zapytał, wiedząc, że otrzyma satysfakcjonującą odpowiedź, bez zbędnych
szczegółów, którymi uraczyła by go Hermiona… No właśnie.
– Gdzie
jest… – ale nie dokończył widząc, jak diametralnie zmieniła się postawa Rona.
Przestał się uśmiechać, a z jego oczu biła niesamowita rozpacz.
– Zabrali ją
– powiedział cicho, a Harry miał nieodparte wrażenie, że jego przyjaciel się
rozpłacze. Sam był nieźle przerażony reakcją rudowłosego Gryfona.
– Kto ją
zabrał? Ron, co się tu dzieje?
– Wszystko
przez tego sukinsyna Malfoya! Zmusił ją, szantażował… Zabrali ją… – wydukał na
koniec. Harry złapał przyjaciela za ramię i potrząsnął.
– Mów, co
się stało!
– Zabrali
ją, ministerstwo. Nie mogłem nic zrobić, dowiedziałem się od Ginny… Nie mogłem
nic… – Ronald zaczął majaczyć, a jego oczy zaszły mgłą. Harry czuł się jakby
obudził się po trzeciej bitwie o Hogwart, którą przespał. Nie rozumiał niczego,
począwszy od przyczyny pobytu w szpitalu Św. Munga, a skończywszy na sprawie
Hermiony. Ostatnie co…
– Pansy – wyszeptał.
Pamiętał, że byli zamknięci w jakiejś…. – Ron, co z Pansy? – Rudowłosy chłopak
spojrzał na niego naprawdę zdziwiony.
– Parkinson?
Leży w sali obok, chyba… Dlaczego o nią pytasz?
– Nic jej
nie jest? – Harry zadał kolejne pytanie.
– Chyba nie.
Była trochę bardziej wyczerpana niż ty. – Ronald wzruszył ramionami, nadal
zbity z tropu.
– Dlaczego o
nią pytasz? Poza tym jak, na Godryka, zamknęła was w tym domu?
– To długa
historia – westchnął Harry.
Wtedy drzwi
się otworzyły i do pomieszczenia wkroczyła Minerwa McGonagall.
– To
świetnie panie Potter, szybko stąd pan nie wyjdzie.
***
Ginny
usłyszała hałas. Podniesione głosy obudziły ją od razu, zauważyła, że w
sypialni była sama. Wstała powoli i ubierając szlafrok na koszulę nocną, podeszła
do drzwi. Pani Pomfrey kazała jej dużo odpoczywać i unikać wysiłku, jednak
ciekawość dziewczyny wygrała. Już po chwili stanęła w progu salonu dormitorium
na czwartym piętrzę. Scena, która się tam rozgrywała, była tak
nieprawdopodobna, że panna Weasley zamrugała parę razy, zanim uwierzyła w to co
widziała. Hermionie zakładano kajdanki, a McGonagall stała bezczynnie ze
spuszczoną głową. Kiedy Ginevra otworzyła drzwi, wszyscy na nią spojrzeli.
– Co tu się
dzieje? – wykrztusiła w końcu siódmoklasistka. – Hermiona? – Pytająco spojrzała
na przyjaciółkę. Dostrzegła łzy w oczach panny Granger.
– Twoja
znajoma jest winna przestępstwa – oznajmił mężczyzna, który wcześniej założył
Hermionie kajdanki.
–
Przestępstwa? Jakiego przestępstwa, to musi być pomyłka – mówiła Ginny,
rzucając pytające spojrzenia McGonagall i Hermionie. W końcu dyrektorka zabrała
głos:
– Niestety
panno Weasley. To prawda, a pan Carlaton zabiera Hermionę na proces w
Ministerstwie. – Zapadła cisza, bo rudowłosej siódmoklasistce odjęło mowę. Z
lekko otwartymi ustami wpatrywała się w Hermionę. W końcu Carlaton wyprowadził
skutą dziewczynę. Za nimi, jak cień, podążała McGonagall. Był to naprawdę
smutny widok. Dopiero po chwili otrząsnęła się z szoku, nerwowo zagryzła wargę.
Dlaczego aresztowano Hermionę? Co
zrobiła? Dlaczego ci nie powiedziała? Panna Weasley nerwowo krążyła po pokoju, ale
nic jej to nie dało. Chciała odszukać Harry’ego, ale…
– Aaaaa! –
wrzasnęła z tej bezsilności.
Nie
wiedziała, gdzie podziewał się Harry, nie wiedziała, jaki był powód
aresztowania Hermiony. Nie wiedziała,
dlaczego Zabini zachował się jak potwór. Nienawidziła „nie wiedzieć”.
W końcu postanowiła odszukać brata, licząc na
jakiekolwiek nowe informację. Szybko przebrała piżamę na coś bardziej
odpowiedniego i ruszyła korytarzem czwartego piętra w stronę wieży Gryffindoru.
Niestety nie znalazła Rona. Pytała o
niego kilku młodszych Gryfonów, ale wszyscy odpowiadali to samo: „Wybiegł z
Parvati Patil jakąś godzinę temu.” Ginny
nie miała siły doszukiwać się w tym ukrytego romansu, choć taka niewygodna myśl
również ją nawiedziła. W końcu dochodziła jedenasta wieczorem. Byś może ktoś znalazł Harry’ego. Pomyślała
zaraz. I Pansy.
Kusiło ją
żeby zejść do lochów i porozmawiać ze Ślizgonami. Miała nadzieję, że może ktoś
dowiedział się czegoś w sprawie Pottera i Parkinson. Z drugiej strony, bała
się. Jako Gryfonka znosiła to jeszcze gorzej, ale wiedziała, że to okropne
uczucie to nic innego jak strach. Bała się zobaczyć z Blaisem Zabinim. Zaczekała
na Rona w pokoju wspólnym Gryffindoru. Kiedy opowiedziała mu wszystko, brat
odprowadził ją do sypialni na czwartym piętrzę, a potem obiecał, że zajmie się sprawą
Hermiony.
Siedziała w salonie, wpatrując się w ogień,
który trzaskał w kominku. Długo biła się z myślami, ale w końcu nie wytrzymała
i zeszła do lochów.
Dostawała
gęsiej skórki na samą myśl o nim. Przekonała się, że Ślizgon nie ma skrupułów,
a odczuła to jeszcze dotkliwiej bo…Co tu dużo mówić, była nim zauroczona. Jednak po incydencie z Michaelem
wszystkie pozytywne uczucia do Blaise’a zastąpił strach. Minęła parę Ślizgonów
przy wyjściu z lochów, ale żaden się nie odezwał.
–
Poczekajcie – krzyknęła za nimi. Odwrócili się jednocześnie. Jeden był wysokim
blondynem, którego dziewczyna nie kojarzyła, a drugi, o głowę niższy, chodził z
Ginevrą na transmutację.
– W czym
możemy pomóc? – zapytał pierwszy z szelmowskim uśmiechem. Ginny zmarszczyła
brwi, bo jego ton wcale jej się nie podobał, mimo to zapytała:
– Czy obiło
wam się o uszy coś nowego w sprawie Pansy Parkinson? – Chłopacy popatrzyli po
sobie trochę zdziwieni. Nie takiego pytania się spodziewali. W końcu Will, z
którym Ginevra miała transmutację, odpowiedział:
– Nie, wiemy
tyle co wszyscy, ale… – Zawahał się i zerknął na swojego towarzysza. Blondyn
wzruszył ramionami, a Will dokończył: – Zapytaj sióstr Greengrass, albo
Blaise’a Zabiniego. – Na dźwięk tego nazwiska przeszły ją ciarki. Skinęła głowę
i odeszła w stronę wejścia do pokoju wspólnego Ślizgonów.
***
– Draco. –
Jej oczy zaświeciły na widok znajomej, bladej twarzy. Nadal była skuta
kajdankami, czekała na proces. Wstała z podłużnej, kamiennej ławy. Chłopak
przyśpieszył kroku, a już po chwili tulił ciało Gryfonki do swojego. Ulżyło mu,
kiedy na własne oczy mógł się przekonać, że nic jej nie jest. Hermiona
uspokoiła oddech, który do tej pory był nerwowy i urywany. Znajomy zapach,
głos. Chciała wierzyć, że już wszystko będzie dobrze. Dziewczyna nie miała
pojęcia, dlaczego Malfoy sprawił, że poczuła się tak dobrze. Przez chwilę
zapomniała o swoim fatalnym położeniu. Gładził jej włosy, wdychając specyficzny
zapach.
– To jeszcze
nie koniec – wyszeptał, mocniej zaciskając ramiona wokół jej tali.
Luty, marzec, kwiecień i maj, cztery długie miesiące.
Zostawiłam blog na bardzooo długo (przynajmniej dla mnie). Wiem, że powinnam się wytłumaczyć, więc jak to było? Brak czasu, weny, chęci? Myślę, że wszystkiego po trochu. Na prawdę jest to dość męczący i bolesny temat, więc powinniśmy go zostawić na inną notkę.
Czy wracam?
Nie mam pojęcia, mam jedynie rozdział i nadzieję, że napisanie kolejnego przyjdzie mi łatwiej.
TERMINARZ:
rozdział 58 - sobota, 4 czerwca (tak, już za cztery dni!)
rozdział 59 - sobota, 11 czerwca
Komentarze (jak zawsze) mile widziane :)
TERMINARZ:
rozdział 58 - sobota, 4 czerwca (tak, już za cztery dni!)
rozdział 59 - sobota, 11 czerwca
Komentarze (jak zawsze) mile widziane :)
~Pani M.
Cudowny prezent na dzień dziecka! Chyba czas powtórzyć całą tę historię, gdyż niewiele pamiętam. Super, że wróciłaś!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Letothers.blogspot.com
Przez czas, kiedy nie wrzucałam nowych rozdziałów, poprawiłam resztę, także serdecznie zapraszam do ponownej lektury. Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam:
OdpowiedzUsuń- Pani M. :)
Cudowny rozdział! Czekam z niecierpliwością na następne :D Cieszę się, że wróciłaś :D
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że się nigdy nie doczekam :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że znów jesteś z nami.
Rozdział oczywiście cudowny!
Pozdrawiam ❤
Wróciłaś! Choć na chwilę, ale zawsze coś ;)
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny! Czekam na dużo więcej.
AAAAA! KOCHAM CIĘ! <3
OdpowiedzUsuńSerio, znalazłam tego bloga niedawno i się zakochałam!
Wracasz? Mam wielką nadzieję, że tak!
Hermiona aresztowana :0 Ciekawe dlaczego... :")
Pansy powiedziała Harry'emu o Mirrabel! To dobrze, nie będzie nosiła tego ciężaru :))
Czemu Theodor? O co chodzi?? :(( Co z tym domem?
Ginn, nie bój się! Jesteś z Gryffindoru! Dasz radę!
Niecierpliwie czekam na sobotę! Kocham! ;*
Nareszcie wróciłaś! :D Jeden z moich ulubionych blogów! Ale na co się strasznie wkurzyłam to nie napisanie rozmowy Pansy i Harry'ego o Miri. Miesiącami czekałam na to, a tu kompletne pominięcie... TYLE można było wyciągnąć z tej sceny. Ale i tak kocham i czułam na więcej! :)
OdpowiedzUsuńNo dzięki :D Wracam razem z Tobą. I miałam wrażenie, że minęło o wieeelee więcej czasu, ale fajnie :) Moje ukochane Hansy najlepsze <3 Ale Blinny i Dramione się sypie :( UPS.
OdpowiedzUsuń:*
Świetny rozdział. Na to właśnie czekałam. Mam nadzieję, że wrócisz do pisania na tym blogu na stałe. Rozdział bardzo mi się podobał, zwłaszcza koniec... to było takie romantyczne, mam nadzieję, iż Hermiona i Draco nie trafia do Azkabanu. Zaczęłam czytać twój drugi blog ,,Godryk, Salazar i reszta`` i nagle wyskoczyło mi, że nie jestem zaproszona do czytania, dlaczego? Proszę zrób coś z tym, zależy mi na wszystkim co wyjdzie spod twojego pióra (klawiatury).
OdpowiedzUsuńWow! Blog prowadzony od 2013 roku... Mega długo. Jestem ciekawa czy masz stałych czytelników od samego początku! Chyba będę jednym z nich :) Ściskam!
OdpowiedzUsuńTak długo na to czekałam, a gdy doszło do tego, to nie mam pojęcia co napisać.
OdpowiedzUsuńSzczerze? Tęskniłam za tym blogiem bardzo. Był to jeden z moich ulubionych blogów o Dramione, który tak bardzo przeżywałam. Zresztą nadal będzie.
Nie miałaś weny, ja również wiem jak to jest jej nie mieć. Mimo wszystko warto było czekać, wiesz?
Na początku miałam ochotę przywalić Draco, zabić, zakopać, odkopać, poćwiartować i znów zakopać. Ale gdy pod koniec rozdziału no stało się to co się stało, uśmiechnęłam się. Tęskniłam za sposobem w jaki piszesz to opowiadanie.
Pansy i Harry. Cieszę się, że Parkinson w końcu powiedziała komuś o Mirrabel. Z doświadczenia wiem, że swoimi zmartwieniami, czy czymkolwiek należy dzielić się z najbliższymi. Samemu nigdy nie da się dary udźwignąć takiego ciężaru.
Blaise i Ginny. Przykro mi, że mój (prawie) ulubiony parring z Harry'ego Potter'a się rozpadł. Mimo, że Zabini nie zrobił jej nic umyślnie i tak się boi. Bo szczerze, kto by się nie bał?
Ew... serio zaczynam się rozczulać, a to jest u mnie bardzo złe, bo suki bez uczuć nie mają uczuć ;-;
Eh... życzę dużo weny, oraz czekam na następny rozdział, który (mam nadzieję) pojawi się w zbliżonym czasie.
Pozdrawiam
~Juna
Czytam "Dom Salazara..." już drugi raz, a mam wrażenie, jakby to był pierwszy. :') Ten rozdział jest niesamowity! Wywołał u mnie tyle emocji, co żaden inny. No może poza rozdziałem, gdzie nasza "drużyna" grała w czarodziejską butelkę. XD Ale wtedy, to był niekontrolowany śmiech, a teraz? Na początku, przy rozstaniu Draco i Hermiony - łzy i smutek, a teraz przy ich spotkaniu - łzy i radość. <3 Ten przytulas... mmm... its wery romantisz. *-* Kocham to ff! Kocham, kocham, kocham! Musiałam sobie odświeżyć nieco tą historię przed przeczytaniem 66 rozdziału, bo po kilkumiesięcznej przerwie, zapomniałam, o co tak naprawdę się rozchodzi. Taka sytuacja... :'D W każdym razie z dobrym wiatrem i sprzyjającej sytuacji jaką jest czekanie do 1:00 na serial w TV, będę jeszcze "dziś" na bierząco. (idk, jak to się pisze. Niby jestem taka poprawna, jeśli chodzi o orto, a nie umiem napisać zwykłego słowa. :p)
OdpowiedzUsuńP.S. Nadrobiłam luki w pamięci od ok. 20 rozdziału w 3 dni. Brawo ja. ^^