Rozdział 54

Rozdział 54 – Skok na bank.

Hermiona wyszła z wanny, owinięta czerwonym ręcznikiem. Włosy miała wilgotne, a przez to jeszcze bardziej poskręcane. Szybko ubrała piżamę, a na nią narzuciła bladoróżowy szlafrok. Opuściła łazienkę prefektów na czwartym piętrze, zmierzając w stronę sypialni. W głowie układała obszerne sprawozdanie dla Ginny. Wiedziała, że młodsza Gryfonka nie da jej spokoju, jeśli nie usłyszy satysfakcjonujących wyjaśnień. Brązowooka dziewczyna idąc korytarzem, zastanawiała się, czy warto opowiedzieć Ginevrze o „wszystkim”. Przez chwilę wyraźnie widziała scenę pocałunku jej i Malfoya. Przyglądała się temu, jakby z boku. Szybko odpędziła niepożądany obraz.

– Jesteś w końcu! Już myślałam, że brałaś tą kąpiel z kimś jeszcze… – Hermiona spojrzała chłodno na koleżankę i nie odpowiedziała na zaczepkę. Ostatnio była strasznie cięta na tego typu insynuację.
– Królowa lodu… – mruknęła Ginny, ale jej entuzjazm ani trochę nie zmalał. Poczekała, aż panna Granger usadowi się wygodnie na swoim łóżku. Hermiona oparła się o chłodną ścianę i podciągnęła nogi pod brodę. Panna Weasley otulona kocem siedziała po turecku na swoim łóżku i z ogromnym zainteresowaniem śledziła, każdy ruch starszej Gryfonki. W końcu wybuchnęła:
– No opowiadaj!
– Nie ma o czym – skwitowała Hermiona i wzruszyła ramionami, naprawdę wolała o niczym nie wspominać. Jednak nie łudziła się, że Ginevra odpuści.
– Nie wygłupiaj się! Spałaś z nim? – zapytała ze śmiechem rudowłosa dziewczyna i rozbawiona mogła obserwować jak policzki Hermiony ciemnieją.
– Ginny! – wrzasnęła panna Granger, czując, że się czerwieni. Spokojnie Hermiono, tylko spokojnie. Nic się nie stało. Starała się uspokoić.
– Bo powiem wszystkim, że… – ale Ginny nie mogła dokończyć, bo oberwała poduszką.
– Wścibski rudzielec – powiedziała ze śmiechem Hermiona, a młodsza Gryfonka posłała jej spojrzenie Bazyliszka. Brązowooka dziewczyna wywróciła oczami.
– Jeśli już bardzo chcesz wiedzieć…
– Dlaczego w ogóle u nich zostałaś?! – wyrwało się Ginevrze, kiedy tylko zorientowała się, że Hermiona jest skora do zwierzeń.
– Właśnie to usiłuję wyjaśnić – powiedziała podirytowana panna Granger. – No więc; ostatnio w Ministerstwie mają problemy w dziale komunikacji szwankują kominki i miałam to „szczęście” trafić na niedziałający.
– Ale skoro nie działał to jak się tam dostałaś?
– Zepsuł się jak tam byłam. Poza tym Narcyzy nie było i…
– O GODRYKU! Byliście tam sami?!
– Jeśli zaliczymy skrzaty to nie…
– Spędziłaś noc z Malfoyem SAM NA SAM!
– Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele – mruknęła posępnie Granger, ale Ginny nie zwróciła na to większej uwagi. Oczywiście wiedziała, że Hermiona nie pozwoliłaby się tknąć Draconowi, ale chciała pomęczyć przyjaciółkę. Myśl o przyjaźni tych dwojga była tak odległa jak Ron przestający jeść. Krótko mówią: TO BYŁO NIEMOŻLIWE. Ale Blaise i ja…? Przeszło jej przez głowę. Hermiona spokojnie obserwowała przyjaciółkę, była bardzo ciekawa, jakie wnioski wyciągnie z tego wszystkiego.
– A w sprawie – zaczęła, wyrywając się z zamyślenia Ginny – jego choroby? – Panna Granger zmarszczyła brwi.
– Możemy powiedzieć, że jestem bliżej niż dalej, ale – westchnęła. – To bardziej skomplikowane.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Po prostu Malfoy na początku mnie trochę oszukał, teraz…
– Powiedział prawdę – dokończyła Ginny, Hermiona przytaknęła.
– Czyli tylko ty i on wiecie o co naprawdę chodzi? – Hermiona znów kiwnęła głową.
– Myślisz, że powiedział Blaise’owi? – Ginevra zadała kolejne pytanie.
– Nie. Nie powiedział nikomu, nawet Narcyzie.
– To dlaczego zaufał tobie? – To było jedno z tych pytań na które Hermiona nie znała jednoznacznej odpowiedzi.
– Nie wiem, Ginny, ale on umiera.
*
– Koniec tego! – wrzasnęła Astoria, trzaskając drzwiami. Podeszła do łóżka siostry i zrzuciła z niego kołdrę. Jej oczom ukazał się żałosny obraz Daphnie skulonej na materacu i wypłakującej oczy. Młodsza z sióstr Greengrass oczy miała podkrążone  i zapuchnięte. Włosy wydawały się być jednym wielkim kołtunem. Daf miała na sobie poplamioną, jasną koszulkę i szare majtki.
– SALAZARZE! Nie wierzę, że ubrałaś te babcine gacie!
– Są wygodne – cicho powiedziała ciemnowłosa Ślizgonka.
Pansy ulotniła się pięć minut temu i teraz siostry Greengrass zostały same. Astoria schyliła się i spod łóżka siostry wyjęła jakieś opakowanie.
– Zjadłaś całe opakowanie „czarownych czekoladek”? Jak możesz wpychać w siebie to świństwo!
– Są dobre – mruknęła Daf, lakonicznie.
– Nie możesz doprowadzać się do takiego stanu przez chłopaka! Na miłość Merlina, Daf! Co ty z sobą robisz? – Blondynka nie otrzymała odpowiedzi. Rzuciła opakowanie na podłogę i usiadła na skraju łóżka młodszej siostry. Odgarnęła jej włosy z twarzy.
– Co on z tobą zrobił? – zapytała cicho, gładząc Daf po głowie. Nie liczyła, że otrzyma odpowiedź. Daphnie gapiła się pustym wzrokiem, gdzieś ponad głowę siostry. Miała ochotę zostać w łóżku na zawsze i nigdy nie wychodzić. Nie chciała z nikim rozmawiać, nie chciała nikogo widzieć. Jeszcze nigdy nie była tak załamana, owszem jej doświadczenie w sprawach sercowych było znikome, jednak po każdym miłosnym zawodzie zbierała się dość szybko. Tydzień, dwa, ale z pewnością nie ponad dwa miesiące. Zamknęła oczy, a łzy płynęły jej po policzkach.
– Przestań płakać. – Usłyszała głos siostry. Astoria wstała z jej łóżka. Daf podniosła głowę i mogła zaobserwować jak siostra za pomocą kilku zaklęć uporządkowała ich pokój. Blondynka wyszła z pokoju, aby wrócić po chwili z przebiegłym uśmiechem na ustach.
– Musisz coś zrozumieć, Daphnie. Powiem to tylko raz. Im dłużej ty zostaniesz tutaj,  w tym stanie, tym większy on odniesie sukces. Nie powiem, że wiem jak to jest, gdy masz złamane serce, ale wiem, że jesteś śliną, mądrą i piękną dziewczyną. Więc, do cholery, przestań się chować pod tą kołdrą i pokaż mu co stracił! Albo w ogóle go olej, pokaż, że masz go gdzieś, że możesz błyszczeć bez niego. Że facet nie jest ci do niczego potrzebny, pokaż, że jesteś Greengrass, że możesz mieć każdego! – Daphnie spojrzała siostrze w oczy. Ona tak nie potrafiła. Nie chciała nikomu, niczego pokazywać, chciała tylko… No właśnie. Czego chciała?
I nagle uświadomiła sobie, że sama nie wie. Że marnuje swój najlepszy rok w Hogwarcie, że Astoria ma rację, że to wszystko nie ma większego sensu. Usiadła na łóżku i otarła policzki z łez. Jasnowłosa Ślizgonka kiwnęła głową i usiadła zadowolona na swoim łóżku.
– To była najtrudniejsza rozmowa w moim życiu, Daf. Jeśli zamierzasz jeszcze raz coś takiego odwalić, to osobiście wykastruję tego idiotę. – Obie zaczęły się śmiać, a Daphnie uściskała siostrę.
– Idę pod prysznic – oznajmiła szatynka. – To były długie dwa miesiące…
Astoria parsknęła śmiechem. Cieszyła się, że odzyskała siostrę. Pansy minęła Daphnie w drzwiach. Już chciała zwrócić jej uwagę, że nie powinna wychodzić w majtkach, ale w końcu nic nie powiedziała. Była zaskoczona, że młodsza z sióstr Greengrass w ogóle opuściła sypialnię. Zerknęła pytająco na Astorię.
– Chyba wróciła – powiedziała blondynka, dumna z siebie.
– Dzięki Salazarowi za to – mruknęła Parkinson i uśmiechnęła się przelotnie. Rzuciła się na swoje łóżko, nie miała na nic siły. Zasnęła dość szybko i o dziwo, przespała całą noc.
***
Sobotni poranek był bardzo nerwową porą. Uczniowie Hogwartu od trzeciej klasy wzwyż krążyli wokół wejścia do budynku. Wyjścia do Hogsmeade zawsze były wielką atrakcją, szczególnie dla uczniów trzecich klas, którzy magiczną wioskę mieli odwiedzić po raz pierwszy. Wśród dwunastolatków znalazło się kilkoro przedstawicieli starszego rocznika, którzy denerwowali się równie mocno, co przy pierwszej wizycie. Należał do nich między innymi Harry Potter. 
Chłopak mocniej naciągnął czapkę na uszy, pogoda nikogo w tym roku nie rozpieszczała i od paru dni z nieba leciały duże zlepy płatków śniegu, mokrych od deszczu. Mróz szczypał w uszy i nos, a okulary Gryfona parowały za każdym razem, gdy usiłował wypowiedzieć pełne zdanie. Mimo wszystkich tych utrudnień, z uśmiechem czekał, oparty o mur zamku. Ręce miał głęboko schowane w kieszeniach puchowej kurtki, a jego szyję otulał szal w złote i bordowe pasy.
W końcu McGonagall zjawiła się z listą i po odczytaniu nazwisk oraz sprawdzeniu zgód, rozwrzeszczana gromada, ruszyła w stronę wioski. Harry oderwał plecy od muru i obejrzał i ruszył, jak cień, za liczną gromadą. Dziwił się, że w tym roku nie towarzyszy mu ani Ron ani Hermiona. To wszytko było jakieś dziwnie. Oczywiście rozmawiał z przyjacielem rano, ale Ronald nadal się dąsał. Jak dziecko. Pomyślał Harry. Mu również nie odpowiadało, że Hermiona spędzi dzisiejszy dzień z Malfoyem, ale była dorosłą czarownicą i samodzielnie mogła podejmować takie decyzję. Do Rona nie trafił żaden racjonalny argument w efekcie czego, chodził obrażony od wczorajszego wieczora, kiedy to panna Granger poinformowała ich o swoich planach. Musiała odmówić rudowłosemu Gryfonowi wspólnego wyjścia, ale przepraszała go tak gorliwe, że Harry nie mógł się nie wtrącić i obrać strony przyjaciółki. W tamtym momencie Ronald Weasley po prostu wyszedł bez słowa. Potter westchnął, wspominając wczorajsze wydarzenia.
– Przejdzie mu – mruknął wtedy do Hermiony, która była bliska łez.
Teraz jednak, szedł za grupą trzecioklasistów, trzymając dystans i głowił się, gdzie, na Godryka, podziewa się Pansy. Powoli zaczął się denerwować na Ślizgonkę. Zerknął przez ramię, aby się upewnić, czy przypadkiem czarnowłosa dziewczyna nie biegnie za nimi, ale ujrzał tylko pustą drogę. Za wszystkie galeony świata, nie mógł sobie przypomnieć, czy umówił się z Pansy pod zamkiem, czy już w wiosce. Dlatego nieśpiesznie zmierzał w stronę Hogsmeade, zostawiając zamek za sobą.
                                                                           *

– Kurwa, kurwa, kurwa, kur… – Ale za czwartym razem przerwał jej niezadowolony głos Daphnie:
– Przestań! Klniesz od dziesięciu minut i szczerzę wątpię, że to pomaga w czymkolwiek… – Nie odezwała się już więcej. W końcu zapięła czarne spodnie  i już miała wybiec w staniku z sypialni, ale znów zatrzymała ją Daf:
– Ekhem… Koszulka.
– Kurwa – znów powtórzyła Ślizgonka, otwierając, dopiero co zatrzaśniętą szafę. W końcu zdecydowała się na beżowy sweterek ze subtelnym, okrągłym dekoltem.  Ciemne włosy Pansy ładnie odcinały się od niemal białego okrycia. Rozczesała je szybko, różdżką kreśląc przedziałek. Wyszorowała zęby, w dziurki w uszach wetknęła srebrne kolczyki, różdżką nałożyła odrobinę makijażu, głównie po to by ukryć wory pod oczami. Spryskała szyję odrobiną perfum i zerkając w lustro, stwierdziła, że nic lepszego z tego i tak nie będzie. Wybiegła z lochów, zakładając kurtkę.
Oczywiście plac przed zamkiem był pusty. Dziewczyna oparła ręce na kolanach i dyszała po szaleńczym biegu. Sama nie wiedziała czemu jej budzik nie zadzwonił, zamiast pobudki o dziewiątej, obudziła się za kwadrans jedenasta. Umówiona z Harrym na dziesiątą trzydzieści, znalazła się w fatalnym położeniu. Kiedy złapała oddech, zaczęła myśleć trzeźwiej. Chwyciła różdżkę i z obrazem Miri przed oczyma, wezwała patronusa. Zgrabny kot pojawił się przed nią i spojrzał na swoją właścicielkę jasnoniebieskimi ślepiami. Pansy ułożyła wiadomość, która miała wyjaśnić Harry’emu całe zajście, a potem wysłała patronusa. Ruszyła do Hogsmeade w ślad za niebieskobiałym kotem, który zniknął równie szybko jak się pojawił. Nie lubiła przekazywać wiadomości w ten sposób, jednak musiała przyznać, że żadne, lepsze rozwiązanie nie przyszło jej do głowy. Wszystkie jej szczęśliwe wspomnienia były powiązane z Mirabel i wezwanie patronusa było dla niej trudna. Przez pewien okras nawet niemożliwe, ale z czasem wypracowała w sobie siłę.
Śnieg padał coraz gęściej i Pansy przeklinała, że nie wzięła czapki, albo chociaż szalika. Nagle zza drzewa, które mijała, wyłoniła się postać. Dziewczyna odruchowo zrobiła krok w tył, ale wtedy postać podeszła bliżej.
– Wystraszyłeś mnie – mruknęła Ślizgonka. Choć tak naprawdę cieszyła się na jego widok. Harry wyszczerzył się do siódmoklasistki.
– Dostałem twoją wiadomość. – Pansy kiwnęła głową i zmieszana, wybąkała coś na kształt przeprosin. Gryfon wzruszył ramionami, stając naprzeciwko Ślizgonki.
– Zdarza się, choć przez chwilę bałem się, że przestało ci zależeć… – Parsknęła śmiechem.
– Ależ skądże, nie mogłabym przepuścić spotkania ze słynnym Harrym Potterem.
– Randki – poprawił z figlarnym błyskiem w oku. Posłała mu zaciekawione spojrzenie.
– Przepuścić randki ze słynnym, przystojnym, utalentowanym Harrym Potterem. – Zaśmiała się, słysząc wszystkie epitety, które Gryfon sobie przypisał.
– Ja nie widzę w tym nic zabawnego… – niewinnie przyznał Harry. Kiedy dziewczyna przestała się śmiać, podał jej ramię i razem ruszyli w stronę Hogsmeade. Harry zauważył, że jego towarzyszka szczęka zębami. Zdjął swój szalik i opatulił nim szyję Ślizgonki. Pansy skinęła w podziękowaniu. Mocniej przylgnęła do jego ramienia. Teraz nie straszny im był ani porywisty wiatr, ani gęsto padający śnieg.
*

Ginny pożegnała krótko Hermionę i kazała przyjaciółce uważać. W końcu ulica Śmiertelnego Nokturnu to nie najbezpieczniejsze miejsce.  Kiedy panna Granger opuściła dormitorium, rudowłosa opadła na fotel w salonie, czekając na odwiedziny pewnego Ślizgona. Liczyła na cały dzień sam na sam. Przymknęła oczy, rozkoszując się widokiem jej w objęciach Zabiniego, leżących na kanapie przed kominkiem. Wtedy ktoś otworzył drzwi. Otworzyła oczy i zmarszczyła brwi. Michael. Obrzuciła Krukona pytającym spojrzeniem.
– Nie w Hogsmeade? – zapytała, licząc, że zaraz usłyszy, jak to chłopak zaspał i właśnie idzie do…
– Nie. Nigdzie się nie wybieram. – To stwierdzenie zniszczyło przed popołudniowe plany Ginevry. Dziewczyna wstała z fotela. Była trochę podirytowana.
–  Będziesz tu siedział cały dzień? – zapytała, trochę ostrzej niż zamierzała. Michael kiwnął głową, niezrażony jej tonem. Rozsiadł się na kanapie.
– Cały dzień – przytaknął i spojrzał na dziewczynę, mrużąc oczy.  Doskonale wiedział, że jego obecność nie jest jej na rękę. Obiło mu się o uszy coś o spotkaniu. Uśmiechnął się do siebie pod nosem.
– Co ci tak wesoło? –  warknęła w jego stronę. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
– Słyszałem o twojej małej schadzce… – Oczy Ginny niemal wyskoczyły z orbit. Dziewczyna lekko rozchyliła usta. Michael wstał i podszedł do dziewczyny. Ginevra odruchowo zaczęła się cofać.
– Wiesz, wcale nie musi mnie tu być… Mógłbym na przykład posiedzieć w Wieży Revenclowu albo czy ja wiem… Bibliotece?
– Do rzeczy, Michael – rzuciła, krzyżując ręce na piersiach. Chłopak znów uśmiechnął się pod nosem, odwrócił na pięcie i wolno zmierzał w stronę kanapy. Gryfonka czekała na to, co ma jej do zaproponowania. Jednak prefekt nigdzie się nie śpieszył. Wolno usiadł na czerwonej sofie.
– Jest coś, co faktycznie mogłoby mnie przekonać do opuszczenia czwartego pietra, przynajmniej do kolacji…
– Nie mam czasu na takie gierki. Mów czego chcesz. – Była podenerwowana i zniecierpliwiona. Wiedziała, że czas jej się kończy. Jeśli Michael dowiedziałby się o niej i Blaisie… Wolała nie myśleć o konsekwencjach, a Ślizgon lada chwila miał przekroczyć próg dormitorium na czwartym piętrze. Krukon udał, że się zastanawia.
– Wiesz, zawsze było coś co w tobie ubóstwiałem… – Ginny rzuciła mu takie spojrzenie, że zdołałoby uciszyć samego Voldemorta. I faktycznie na chwilę zbiła Michaela z tropu. Krukon po chwili zebrał myśli.
– Chyba kończy ci się czas, mamy za pięć jedenasta, a twój…
– Do rzeczy – wywarczała przez zaciśnięte zęby. Chłopak odchrząknął.
– Jeden całus i masz mnie z głowy.
– Chyba, cię Merlin opuścił. – Gryfonka parsknęła śmiechem i nie wzięła tego na serio. Jednak Michael posłał jej pytające spojrzenie.
– To nie był żart – powiedziała z przestrachem po chwili.
– Oczywiście, że nie.
– Możesz zapomnieć – rzuciła Ginny. Krukon założył sobie ręce za głowę. Jego postawa wręcz krzyczała: „nigdzie się nie wybieram!”.
– Tik tak, tik tak… – wymruczał. Oczy miał zamknięte i rozkoszował się niepewnością swojej byłej dziewczyny. Ginny wzięła głęboki wdech i szybko podeszła do kanapy, na której siedział Krukon. Nachyliła się nad Michaelem i pocałowała go, zamykając oczy. Chłopak przez chwilę nie wiedział co się dzieje. Nie sądził, że mu się uda. Szybko oplótł rękami talię dziewczyny i przyciągnął ją do siebie. Ginny z barku innego wyjścia usiadła na swoim współlokatorze, wbijając kolana w kanapę. Próbowała uwolnić się z uścisku Michaela, ale panu prefektowi nawet na myśl nie przyszło wypuszczenie Gryfonki. Zaciskał ręce na jej plecach i tali, jednoczenie próbował włożyć język do jej gardła. Wtedy portret przesunął się.
– Kurwa, no chyba nie!
Dziewczyna ledwie zdążyła otworzyć oczy, mignał jej obraz Zabiniego z różdżką w dłoni. Krzyknęła, kiedy z zawrotną prędkością przeleciała przez pokój, uderzając plecami o ścianę. Osunęła się na ziemię. Nie miała siły wstać, głowa jej pękała. Zmusiła się, żeby otworzyć oczy i zobaczyła Blaise’a ściskającego Michaela za gardło. Tłukł czaszką Krukona o ścianę. Nie rozróżniała słów, jedynie krzyki i jęki Michaela były doskonale słyszalne.
– Przestań! – Zmusiła się do krzyku. Zabini odwrócił się w jej stronę, jego oczy niemal płonęły. Puścił Krukona, a bezwładne ciało chłopaka osunęło się po ścianie. Podszedł do Ginny i kucnął tuż przy jej twarzy.                                        
– Nie masz prawa głosu – syknął w jej stronę, przytrzymując jej podbródek przy swojej twarzy. – Jak długo ten skurwiel ma czelność cię macać?
– To nie… – Łzy zaczęły spływać po jej twarz, mieszając się z krwią. Rozcięcie na lewym policzku wyglądało okropnie. W tamtym momencie bała się mężczyzny, który przed nią stał. Próbowała to jakoś wytłumaczyć.
– My wcale – zaczęła, ale Zabini puścił jej podbródek i wstał.
– Daruj sobie – mruknął, odwracając się do niej plecami. Straciła przytomność.
*
Hermiona po uzyskaniu zgody McGonagall i przestrogach Ginny w końcu opuściła Hogwart. Gdy tylko znalazła się poza magicznymi barierami zamku aporotowała się do Hogsmeade. Malfoy już na nią czekał. Nie zmienił się od jej wizyty, ale też nie minęło specjalnie dużo czasu. Skinął jej głową na powitanie.
– Chcesz iść na Nokturnu od razu? – zapytała bez ogródek Hermiona. Pokręcił przecząco głową i niepewnie spojrzał na jej wyciągniętą dłoń. Chwycił ją delikatnie, a potem poczuł nieprzyjemne rwanie w okolicach brzucha. Skutki uboczne aportacji. Wylądowali na Pokątnej. Za plecami Malfoya rozpościerał się gmach banku.
– Musimy  wziąć coś ze skrytki. – Zerknął przez ramię. Nieśpiesznym krokiem ruszyli w tamtą stronę. Panna Granger odchrząknęła.
– Twojej skrytki? – Dostrzegła, że uśmiecha się pod nosem, nie odpowiedział.
– Tak sądziłam – mruknęła do siebie Gryfonka. Uśmiech nie zachodził Draconowi z twarzy. Mimo paskudnej zamieci i jego złego stanu zdrowia, chłopak cieszył się jak małe dziecko. Otworzył przed nią drzwi.
– Coś taki wesoły? – mruknęła do niego pani prefekt, kiedy weszli do środka. W pomieszczeniu było przyjemnie ciepło. Hermiona poluzowała szalik ciasno owinięty wokół jej szyi, zdjęła rękawiczki i wcisnęła je do kieszeni płaszcza. Zawsze trochę onieśmielały ją gobliny pracujące w banku Gringotta, natomiast Malfoy najwyraźniej czuł się jak w domu. Nie zważając na kolejkę podszedł do jednego z goblinów. Hermiona utorowała sobie drogę za nim. Przeprosiła parę starszych czarodziei za zachowanie Malfoya, który bezwstydnie wepchnął się do kolejki. Czarownica zmierzyła Hermionę nieprzychylnym spojrzeniem, ale nic nie powiedziała.
– Zabiję cię kiedyś – syknęła do ucha blondynowi, kiedy ten rozmawiał z urzędnikiem. Podawał właśnie goblinowi klucz, półgębkiem odpowiedział dziewczynie:
– Niedługo będziesz miała świetną okazję…  – Gryfonka na razie wolała nie pytać, co Draco ma na myśli. W milczeniu przysłuchiwała się rozmowie. W końcu goblin, o wdzięcznym imieniu Gracyn, skonsultował się ze swoim przełożonym i ruszyli w drogę.
– Dawno nieodwiedzana skrytka, bardzo dawno… – mruczał Gracyn, prowadząc dwójkę nastolatków za sobą.
– W istocie – uciął Malfoy. W końcu wsiedli do wagonika, zjeżdżając na jeden z najniższych poziomów. Wszystko to wydawało się Hermione dziwnym deja vu. Jednak niektóre szczegóły różniły się znacznie. Przede wszystkim towarzyszył jej Malfoy.
– Jesteśmy – oznajmił Gracyn, zatrzymując wagon. Wysiadł, zabierając lampę.  Przeszli kawałek, a oczom dziewczyny ukazały się kręte schody w dół, wykute w skale.
– Resztę drogi trzeba przejść pieszo – mruknął Draco, wyjaśniając Hermionie ten widok. Gracyn zniknął im z oczu, schodząc w dół schodów. Dziewczyna już chciała ruszyć za goblinem, ale Ślizgon chwycił jej ramię.
– Uważaj – syknął dziewczynie do ucha. – To test, tylko ten, kto założył skrytkę zejdzie w dół bez utraty życia.
– A jak my tego dokonamy? – zapytała, wyrywając ramię z uścisku. Draco znów się uśmiechnął.
– Zobaczy się. – Ruszył ostrożnie przodem. Stanął na pierwszym stopniu, a potem wyciągnął różdżkę i zaczął mruczeć coś pod nosem. Jednak nic się nie wydarzyło.
– Z ostatniej chwili, magia tutaj nie działa – powiedziała panna Granger. Uśmiechnęła się triumfująco, myślała, że znów jest górą. Jednak Draco nie zwrócił uwagi na jej komentarz i mruczał dalej. Jego głos stawał się coraz głośniejszy. Hermiona nie mogła zrozumieć żadnego słowa, to co wydobywało się z ust blondyna nie przypominało jej niczego. Nagle z końca różdżki Malfoya rozbłysnęło jaskrawe światło, a potem cały budynek zatrząsnął się w posadach. Hermiona przerażona zerknęła na Dracona, ale ten tylko pewnie chwycił jej rękę i pociągnął w dół schodów.
– Chodź! Mamy jakieś pięć minut. – Zbiegli po schodach, które jak się okazało były wybrakowane. Hermiona wywnioskowała, że to dziwne zaklęcia Ślizgona odkryły fałszywe stopnie. Zerknęła przez szparę w schodach w dół i aż zakręciło się jej w głowie. Przepaść zdawała się nie mieć końca.  Minęli po drodze goblina, który ich prowadził. Gracyn jakby zastygł z lampą w dłoni.
– Nic mu nie będzie – syknął Malfoy, kiedy Gryfonka nagle zwolniła, odwracając się w stronę goblina. Pokonali schody, a im oczom ukazał się wąski korytarz wykuty w litej skale. Draco już miał puścić się biegiem, ale zatrzymał go głos Hermiony.
– Stój! – krzyknęła, odwrócił z pytającym wyrazem twarzy.
– Granger, nie mamy czasu! – Skinęła głową. To tylko przewidzenie. Wmawiała sobie. Puścili się biegiem przez korytarz, na jego końcu znaleźli drzwi.
Jednak nie miały zamka. Były niczym gładka tafla wody. Wykonane z jakiegoś metalu o ciemnofioletowej barwie, prawie czarnej. Draco ostrożnie położył dłoń na drzwiach. Szybko ja cofnął i syknął z bólu.
– Parzy – mruknął w celu wyjaśnienia.
– Myślisz, że to jakieś zaklęcie? – zapytała Hermiona, przyglądając się wejściu do skrytki. Blondyn pokręcił głową.
– Nie, trzeba wymacać zamek. Klucz mam tutaj. – Poklepał się po kieszeni. Hermiona przyłożyła dłoń do metalowej powierzchni, ale zaraz cofnęła dłoń. Skóra jej płonęła.
– Żeby wejść trzeba trochę pocierpieć, zamek zmienia miejsce po każdej wizycie. Nawet właściciel musi się namęczyć  zanim znajdzie dziurkę od klucza.
– A czyj to… – Dziewczyna nie dokończyła pytania, bo Ślizgon naskoczył na nią:
– To nieistotne. Czas się kończy, a my musimy jeszcze wyjść. – Hermiona zacisnęła ręce w pięści. Zlekceważył ją, nienawidziła tego.
– Dobrze – powiedziała cicho, podwijając rękawy. – Dobrze – powtórzyła.
– Czekaj Granger!  Co robisz?!
Ale było już za późno. Hermiona przyłożyła ręce do gładkiej powierzchni drzwi i zaczęła przesuwać dłońmi po całej ich powierzchni. Krzywiła się z bólu. W pewnym momencie myślała, że straciła dłonie. Metal zdawał się być płynną lawą. Jakby włożyła ręce do rozgrzanego pieca. Ból był nie do wytrzymania, zagryzła wargę do krwi, żeby nie krzyczeć. Nagle oczom Malfoya ukazał się zamek. Tuż przy górnej krawędzi drzwi. Był to złoty, wymyślny, kwadratowy otwór, który pojawił się zaraz po tym jak ręka Hermiony dotknęła tamtego miejsca. Chłopak wyciągnął klucz z kieszeni spodni i wsunął do zamka, przekręcił, a drzwi ustąpiły. Hermiona odsunęła się od drzwi. Przykucnęła, dotykając rękami zimnej, kamiennej podłogi. Na jej dłoniach pojawiły się pierwsze pęcherze. Nie potrafiła ruszyć palcami.  Malfoy wszedł do skrytki i wrócił nim dziewczyna zdążyła zamrugać. Trzymał coś pod kurtką. Pomógł wstać Gryfonce i przyjrzał się wewnętrznej stronie jej rąk.
– Paskudnie to wygląda. Wyleczę cię jak tylko wyjdziemy. Wytrzymasz? – Dziewczyna kiwnęła głową. Dość szybko pokonali drogę do schodów, a potem rozległo się wycie syren. W całym banku włączyły się alarmy.
– Cholera – mruknął Ślizgon, nie tak to wszystko zaplanował. Nie mieli dać się złapać. Oczywiście nie mogło pójść tak łatwo.
– Cholera? Delikatnie powiedziane, Malfoy! – Co on sobie w ogóle myślał? Co ja myślałam?! Dobrze wiedziałaś, że wam się nie uda, głupia! Wyrzucała sobie Hermiona, próbując zapomnieć o bólu. Draco walnął pięścią w ścianę.
– Za chwilę tu będą, co przewiduje plan? – zapytała panna Granger. Wiedziała, że nie otrzyma odpowiedzi, ale do ostatniej sekundy łudziła się, że Ślizgon coś wymyśli. Dracon nie odpowiadał.
– Cóż… Możemy się łudzić, że powpadają w te dziury na schodach… – mruknęła Hermiona. Byli w beznadziejnej sytuacji. Wtedy blondyna olśniło.
– Salazarze, jeśli to się uda… – Ruszył w górę schodów. – No chodź, Granger! – Minęli po drodze Gracyna, który w dalszym ciągu był jak spetryfikowany. Słyszeli nad sobą dudniące kroki goblinów i towarzyszących im czarodziei.
– Dużo ważysz Granger? – zapytał nagle Draco, zatrzymując się u szczytu schodów. Gryfonkę zatkało, była gotowa na wiele, ale to pytanie kompletnie wybiło ją z rytmu. Stała jak słup soli, gapiąc się na Ślizgona. Ten tylko wywrócił oczami.
– Dużo? – powtórzył, dziewczyna zamrugała parę razy. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale zaraz je zamknęła.
– Granger!
– To zależy jak zdefiniujemy dużo, bo… – Malfoy przejechał sobie ręką po twarzy w geście zupełnego zrezygnowania.
– Wybacz Granger. – Po tych słowach podniósł dziewczynę.
– Nie dużo – stwierdził, odstawiając ja na podłogę. – Podejrzewam, że nie dasz rady niczego chwycić z tymi dłońmi?  – Hermiona zrobiła bezradną minę i mogła jedynie obserwować, jak Draco siada na skraju jednego ze schodów. Niczego nie rozumiała z ich dzisiejszego wypadu;  zacząwszy od tego, po co robili to wszystko skoro Malfoy miał klucz, a skończywszy na tym, dlaczego do diabła, nogi chłopaka dyndają w przepaści między jednym schodem a drugim!
– Nie skacz, głupku! Wyjdziemy stąd!  
– Doceniam troskę Granger – mruknął, opuszczając się na rękach w dół. Hermiona słyszała kroki coraz wyraźniej. – Ale nie zamierzam dziś umrzeć.
Draco zawisł w przepaści, trzymając kurczowo rękami jeden ze stopni. Sprawdził, czy da radę się podciągnąć. Udało się. Wziął głęboki wdech.
– Dobra Granger, teraz nie możesz panikować. Okej? Zero paniki. – Draco oparł na stopniu całe ramiona, a czubek jego brody muskał kamienną powierzchnie. Hermiona klęknęła tuż przed nim. Miała kolana na wysokości jego nosa.
– Co mam robić?
– Teraz spokojnie chwycisz mnie za szyję. – W tym momencie zaczęła się panika. Panna Granger otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Pokręciła głową, a jej oczy miały rozmiary małych spodków. Malfoy próbował się uśmiechnąć, dodając jej otuchy.
– To nic wielkiego… – Przerwała mu jeszcze bardziej przerażona:
– Nie chwycę cię. – Pokazała mu dłonie pokryte pęcherzami.
– Masz mnie objąć za szyję, zegniesz ręce w łokciach i…
– Nie zrobię tego. – Kiedyś z pewnością rozkoszowałby się chwilą w której udało mu się tak bardzo przerazić Hermionę Granger. Kiedyś, ale nie teraz.
– Nie mamy czasu na lęk wysokości. Zamkniesz oczy, cokolwiek! Zaraz tu będą! – Pokręciła głową. Nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Cały ten plan był jedną wielką pomyłką.
– Proszę, Granger. – Kiedy usłyszała krzyki tuż nad swoją głową, uległa. Malfoy opuścił się, wisiał teraz na wyprostowanych rękach. Hermiona usiadła na skraju kamiennego stopnia i spuściła nogi w dół. Starała się nie patrzeć w ciemność. Oddech jej przyspieszył. Malfoy podciągnął się trochę, tak, że jego szyja była na wysokości ramion przerażonej Gryfonki. Dziękował Salazarowi za każdy dzień, który poświęcił na treningi. Podejrzewał, że nawet Zabini nie mógł pochwalić się taką siłą ramion. Jednakże ostatnio trochę się zaniedbał. Modlił się, żeby wystarczyło mu sił. Hermiona z całych sił oplotła ramionami szyję blondyna. Przylgnęła do niego całym ciałem, zamknęła oczy i opuściła się w dół. Zdusiła krzyk, kiedy nie poczuła żadnego oparcia pod nogami. Malfoy z twarzą na wysokości obojczyka panny Granger, wyprostował ręce. Czekali. Ślizgon mocniej zacisnął palce na krawędzi stopnia. Hermiona liczyła każdy oddech. Modliła się, żeby Malfoyowi wystarczyło siły. Draco miał nieodpartą ochotę aby puścić krawędź schodów i przytrzymać, choć jedną ręką, ciało Hermiony przy sobie. Dziewczyna mocniej oplotła rękami jego barki i szyję. Przez chwilę nie myślała o bólu i pęcherzach. Chciała tylko wydostać się na powierzchnie.
Wtedy to usłyszeli. Straszliwy jazgot, krzyki i odgłos stóp zbiegających po schodach. Oboje modlili się, żeby nikt nie zauważył dziesięciu palców, kurczowo trzymających się trzeciego od góry schodu. Po chwili cały ten harmider zaczął się oddalać. Na wszelki wypadek panna Granger policzyła do piętnastu, zanim się odezwała:
– Poszli już? – szepnęła, nadal nie otwierając oczu. Słyszeli, gdzieś w oddali cały ten hałas.
– Tak – jęknął Malfoy. Nie miał już sił, ale zmuszając się do nadludzkiego wysiłku podciągnął swoje ciało i ciało Gryfonki uwieszonej na jego szyi, ku górze. Hermiona szybko i sprawnie usiadła na stopniu, wciągając swoje nogi na górę. Chciała podać rękę Ślizgonowi, ale pęcherze przypomniały o sobie w dość bolesny sposób. Zamiast tego odsunęła się, robiąc miejsce chłopakowi. Draco dysząc i sapiąc, wdrapał się na górę. Minęło może z pół minuty, zanim podniósł się z klęczek.
– Musimy uciekać.
– No co… ty… nie… powiesz… – wysapał. Oboje stanęli u szczytu schodów, a potem wsiedli do najbliższego wagonika. Oddalali się od całego tego zamieszania przy skrytce, którą nie tak dawno obrabowali. Draco zatrzymał wagon przy głównym wejściu do sali, gdzie rozmawiali z Gracynem.
– Nie możemy tak po prostu tam wejść – oznajmiła Hermiona. Ślizgon wzruszył ramionami.
– Dlaczego nie? Nie zorientują się, że złodzieje wychodzą głównym wejściem. Nikt na to nie wpadnie.
– To nie może się udać.
– Zobaczymy – I wtedy Malfoy pchnął drzwi. Może faktycznie kilkoro goblinów zerknęło w ich stronę, ale nic poza tym. Niektórzy czarodzieje w służbowych mundurach łypali na nich podejrzliwie.
– Wiem, że wolałabyś wylecieć stąd na smoku, ale… – cicho zaczął chłopak, ale Hermiona sprzedała mu kuksańca w bok. Całą drogę do głównego wyjścia, siedział cicho.
– Zatrzymajcie ich! – Hermiona przymknęła oczy, słysząc za sobą ten głos. Wiedziała, że to się nie uda. Jednak Malfoy łapiąc ją pod ramię, uparcie szedł dalej. Dziewczyna zerknęła za siebie i widziała strażnika biegnącego w ich stronę. Dwójka goblinów przy drzwiach zagrodziła wyjście.  Draco westchnął i odwrócił się, przyjmując swój najbardziej arogancku wyraz twarzy.
– O co chodzi? – zapytał władczo.
– Przykro mi, ale nie mogą państwo opuścić banku. Uruchomiły się alarmy i…
– I co nas to obchodzi? Dokonaliśmy wpłaty, a teraz śpieszymy się na ważne spotkanie w Ministerstwie. Kingsley Shacklebolt? Mówi ci to coś?
– Ja… Znaczy… Widzi pan… – Strażnik zaczął się mieszać. Był to stosunkowo młody czarodziej, niewiele starszy od Dracona czy Hermiony. Hermiona próbowała pogardliwe spojrzenie blondyna, ale marnie jej to wychodziło. Mieli szczęście, że strażnik skupił uwagę na Malfoyu.
– Nic mi się nie widzi. A teraz przepraszam, ale wychodzimy.


I już. Tak po prostu. Hermiona nie mogła uwierzyć, że znaleźli się na zewnątrz. Odeszli kawałek od gmachu banku, a potem dziewczyna usiadła pod murem jakiegoś opuszczonego budynku i zaczęła się głośno śmiać. Malfoy widząc ją w tym stanie, również parsknął śmiechem raz, czy dwa. Był w nie mniejszym szoku niż pani prefekt. Usiadł około niej. Już po chwili oboje śmiali się bardzo głośno. 





Ostatni rozdział w roku 2015. Jak się z tym czujecie? Chciałabym również napisać "ostatni spóźniony rozdział", ale dobrze wiecie, że to nie takie proste... Nie w moim przypadku. Postanowienia noworoczne?
"Będę pisać rozdziały w terminie", choć boję się, że skończy się to tak samo jak z tym całym "od jutra będę biegać" :P Jedynie mogę obiecać, że będę się starać i naginać waszą cierpliwość do granic możliwości... No cóż, mam nadzieję, że pozostawicie po sobie ślad w komentarzach :)
Szczęśliwego Nowego Roku!
~Pani M.









Komentarze

  1. Boski, tylko szkoda ze taki krótki. Diabełek się nam zdenerwował ciekawe jak tam randa Pans z Harrym. Kiedy następny? Weny
    http://dramione-pojednejstronie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo! Oh jak ja uwielbiam twojego bloga!
    Ciekawe co Draco wziął z tej skrytki! Jejuś Blaise!
    Zawsze jak czytam twojego bloga to czuję motylki w brzuchu!
    Uwielbiam
    http://poplyniemydaleko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest genialny!!! Ta sytuacja z Cornerem, nie znoszę gada. Ciekawe jak Ginny wyjaśni sytuację Zabiniemu, a jak ten się wkurzył... Akcja z Gringottem boska! A i co dalej będzie z Daphne? A i czekam na Astoria&Ron haha :D Z wielką niecierpliwością czekam na randkę Pansy i Harry'ego! Weny! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdział. Uwielbiam twoje opowiadanie. Jest tylko jedno "ale".. Bardzo nie lubię, gdy w opowiadaniu pojawia się dużo wulgaryzmów.
    Czekam z niecierpliwością na dalszy rozwój akcji.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hehehe!
    Zaczyna mi to przypominać „Lubię, gdy jesteś obok”. Też dużo akcji i przygód.

    No świetne <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się, że w końcu napisałaś!
    Weny w nadchodzącym Nowym Roku życzę

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam twoje opowiadanie ♥
    Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku i dużo weny oraz czasu na pisanie tego boskiego opowiadania :*
    KK

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział, bardzo mi się spodobał, Blaise i Ginny, no trochę szkoda, ale mam nadzieję, że w końcu wszystko się wyjaśni, Pansy i Harry, w Hogsmeade ta randka, ona musi się udać, a Draco i Miona, no po prostu boski rozdział, w 2016 życzę Ci jeszcze więcej weny i jeszcze lepszych rozdziałów. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetne :) kiedy będzie następny?

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam wrażenie że to twój najlepszy rozdział, pewnie to tylko odczucie spowodowane przeczytaniem czegoś czego dawno nie było dane mi czytać...Lecz mam nadzieję, że to sie zmieni i że częściej będę mógł czytać twoje nowe teksty :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jej. Czytalam ten blog od trzech dni z zawartym tchem i balam się. Balam się końca. Ale jest. Nie robilam nawet przystanku na komentarze, a zawsze dodaje he do każdej notki. Bardzo przepraszam. Ten rozdział był.... Niesamowity. Cały blog jest niesamowity. Ta całą niepewność, która trzyma czytelnika. Kiedy już myślisz "coś między nimi jest!" rozdział się kończy i tak w kółko. Tutaj spokojnie mogę powiedzieć, że żyje wraz z bohaterami. Cieszę się ich wzlotami i płacze gdy upadają. Blog świetny. +10 i jeszcze więcej. Pisz dalej, świetnie ci to idzie. Na prawdę. Czytam Dramiobe od bardzo dawna i dotąd miałam tylko jeden blog, który mogłam polecić. A teraz są dwa. Jestem ci wdzięczna, że tu dotarłam. Jestem wdzięczna, że to stworzyłas. Mogę prosić o powiadomienia na e-mail? Kadukowska@gmail.com będę bardzo wdzięczna. Życzę weny i szczęśliwego nowego roku :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowny! Czekałam cały czas, tylko nie mogłam ostatnio zajrzeć. Dobrze by było, gdybyś pisała częściej w tym roku.
    Pozdrawiam Willow

    OdpowiedzUsuń
  13. Dopiero zaczynam (jestem na 10 rozdziale) ale już wiem, że przez Ciebie zarwę dzisiaj nockę :) Dlaczego trafiłam na Twojego bloga przed sesja?! :D Bardzo podoba mi się sposób w jaki piszesz, więc szybciutko nadrabiam zaległości i czekam na więcej. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty