Miniaturka #4
Miniaturka
urodzinowa dla Jednorożca 13! Szerzej znana jako: Madzia ;) (tak ujawniam twoje dane personalne) Więc sto
lat, sto lat!! To obiecane
Blaise&Ginny. Historia mroczna, momentami okrutna, ze scenami
"+18" jeśli nie lubicie czytać takich rzeczy po prostu ją sobie
odpuście. Mam nadzieje, że tobie Madziu się jednak spodoba... ( if you know,
what i'm mean xd) Kończy się tak jak wszystkie bajki Disneya, więc ten...
Pani M. włożyła w tą miniaturkę naprawdę dużo pracy, więc liczymy na dużo miłych komentarzy ;) Niestety, rozdział nie pojawi się w tym tygodniu, a jest to spowodowane szkołą. Mam nadzieję, że nam wybaczycie. :) /Alishia
Z dziennika
Ginny: Wolność to pojęcie względne.
Wojna
skończona, ale nic nie poszło po myśli Zakonu. Po śmierci Dumbledore’a,
próbowano utrzymać Hogwart, jednak bezskutecznie. Ogień był wszędzie, gdy
uciekała deptała trupy swoich przyjaciół i znajomych. Ubranie miała porwane i
zakrwawione, to nie była jej krew. Czy płakała? Nie. Pomimo wszystkich tych
okropności nie płakała, była dzielna. Ginevra Molly Weasley po prostu chciała
żyć.
*
Musieli uciec
z zamku. Harry, Ron, Hermiona i Ginny, która nigdy nie pasowała do złotej
trójcy. Jednak poszła z nimi. Harry wiedział, że przegrał, a jeśli ich ktoś
znajdzie – zabije. Pod osłoną nocy opuścili zamek. Hermiona proponowała
ucieczkę do Zakazanego Lasu, jednak Ron miał pewne obiekcję. Nagle usłyszeli,
za sobą głosy. Ktoś ich ścigał. Żadne nie obejrzało się za siebie. Wbiegli
pomiędzy drzewa i uciekali aż do świtu. Gdy pierwsze promienie słońca zaczęły
prześwitywać przez korony drzew Hermiona pierwsza upadła z wyczerpania.
Rudowłosa dziewczyna poszła w ślad za nią.
– Już nie
mogę – wyszeptała, zachrypniętym głosem Hermiona, po jej policzkach popłynęły
słone łzy. Ron od razu wziął ją w ramiona. Harry siedział obok Ginny bez słowa.
Patrzał w ziemię, dziewczynie to nie przeszkadzało, jedyne o czym teraz marzyła
to sen. Słodki sen... Oczy zaczęły jej się zamykać, głowa zrobiła ciężka.
– Ginny? –
Usłyszała szept Harry'ego. Z wielkim wysiłkiem podniosła na niego wzrok
niebieskich oczu.
– Tak… –
odparła.
– Przepraszam,
przepraszam, że cię zawiodłem, że zawaliłem, że… – Głos mu się załamał.
Dziewczyna przytuliła go do siebie. Oboje potrzebowali tego ciepła.
– Nic nie
mów, zrobiłeś co w twojej mocy... będzie dobrze… –To kłamstwo w ostatnich
dniach wyjątkowo łatwo przechodziło jej przez usta. Spojrzała na brata tulącego
Hermionę do piersi. Nie tak wyobrażała sobie wojnę, a tym bardziej nie tak
widziała jej koniec.To Harry miał wygrać!
Coś krzyczało w jej głowie. Myślała, że to dobry moment na łzy. Pierwsza z nich
nie zdążyła spłynąć po policzku Gryfonki, gdy ich otoczono.
*
– Co z nami
będzie? – zapytał Ron wściekle. Ręce i nogi miał skrępowane. Siedział
przywiązany do drzewa. Ginny siedziała zaraz obok. Nic nie mówiła, w głowie
miała pustkę. Spojrzała na Harry'ego przywiązanego do pnia na przeciwko. Rzucał
się wściekle próbując uwolnić, ale wszystkie te działania przynosiły zerowe
rezultaty.
– Nie wierć
się – warknął w jego stronę jeden ze szmalcowników. Harry nie usłuchał, więc wymierzono mu
potężnego kopniaka w brzuch. Z ust Ginny wyrwał się krzyk. Harry skulił się
jeszcze bardziej. Przestał się wiercić. Przywódca grupy zwrócił się do
Hermiony.
– No, no, no taka ładna buźka – uniósł jej podbródek do
swojej twarzy – dostaniemy za ciebie ze 20 galeonów... – Dziewczyna nie
odpowiedziała.
– Na co
czekamy? – zapytała Ginny niegrzecznie. Przywódca grupy szmalcowników, Marcus,
wyprostował się na te słowa jak na smagnięcie batem. Podszedł do rudowłosej
dziewczyny, kucnął przed nią i nachylił swoją twarz do jej twarzy, gdy mówił
czuła nieprzyjemny zapach.
– Czekamy na
Czarnego Pana, on zdecyduje co z wami zrobić. – Rozległy się szydercze śmiechy.
Marcus nachylił się jeszcze bliżej, mówił dalej szeptem:
– Ale zdradzę
ci sekret... Pajac z blizną nie doczeka zmierzchu... – Kopnęła go w ugiętą
nogę, co spowodowało, że przewrócił się w tył. Marcus zaklął szpetnie.
– Odwiążcie
ją! – wydał rozkaz. Ginny zaczęła się bać, jeden z osiłków podszedł do niej i
odwiązał od drzewa. Jednak ręce i nogi
nadal miała skrępowane. Marcus chwycił ją za włosy i powlókł za sobą w las, pomimo
głośnych krzyków i protestów Rona i Harry'ego, a także Hermiony. Ginny potknęła
się parę razy, aż w końcu szmalcownik ją puścił, dziewczyna upadła na ziemię.
Marcus kopnął ją w brzuch. Przewróciła się na plecy, a od ciosu zabrakło jej
tchu. Jednak nie krzyknęła, a to właśnie chciał usłyszeć jej oprawca.
– Słuchaj
smarkulo, obiecuję, że jeśli Czarny Pan
odda mi cię jako łup to obetnę ci nogę, zrozumiałaś?! – W jej oczach zatańczyły
wściekłe iskierki.
- Może zrób
to od razu... Ludzie twojego pokroju są mocni tylko w gębie. – Ostatnie zdanie
wręcz wypluła. Marcus był dużo bardziej
opanowany niż jego towarzysze, gdyby młoda Weasleyówna trafiła na któregoś z
tamtych mogła już nie mieć ani języka ani nogi.
– Przysięgam,
że oddam cię Renlyemu, żeby mógł się tobą pobawić, szmato. Albo – kontynuował z
leniwym uśmiechem – sprzedam jakiemuś śmierciożercy, a taki już na pewno zajmie
się twoją cnotą, o ile takową posiadasz... – Uniósł pytająco brew , a potem
roześmiał się na widok jej rumieńców. Rzuciła mu wściekłe spojrzenie. Owszem
Ginny Weasley była dziewicą, a takie komentarze wpędzały ją w co najmniej
zakłopotanie. Jednak nie był to czas na przejmowanie się tego typu odzywkami. Być może dziewczyna nie dożyje świtu. Miała
ochotę się rozpłakać, jednak nie dała swojemu oprawcy tej przyjemności.
Zacisnęła powieki nie pozwalając łzą się wydostać.
– Wracamy – warknął Marcus. Pociągnął Ginny za
włosy i dziewczyna podniosła się z ziemi. Brutalnie rzucił nią o drzewo, gdy
dotarli na polanę.
– Przywiążcie
ją z powrotem – polecił krótko. Została
przywiązana do drzewa obok brata. Czekali.
Chyba właśnie
czekanie było najgorsze. Tamte wydarzenia dziewczyna pamięta jak przez mgłę.
Mgłę pełną bólu i upokorzenia. W końcu zjawił się On. Lord Voldemort w całej swojej krasie. Wraz z
nim na polanę zawitali dementorzy. Wszystkie
szczęśliwe wspomnienia przelatywały Ginny przez głowę, jak piasek przez palce.
Chciała umrzeć. W głowie usłyszała śmiech Toma Riddla. Tego, którego znała.
Tego, któremu zwierzała się na pierwszym roku w Hogwarcie.
– Słynny
Harry Potter, który miał moc – Voldemort zaśmiał się – jaki świat jest ironiczny,
nieprawdaż? – Powiódł wzrokiem po pozostałych, jakby szukał potwierdzenia.
– Panie –
Marcus skłonił się nisko – nie zapominajmy, kto go złapał.
– Oh tak…
Widzę, że to nie jedyna twoja zdobycz… - Voldemort spojrzał w przerażone oczy
Hermiony, a później niebieskie tęczówki Ginevry, które nie wyrażały niczego.
Różnica była piorunująca. Młoda dziewczyna go zaciekawiła, jednak nie miał
czasu na takie przemyślenia. W końcu dopadł wielkiego Harry’ego Pottera i nie
zamierzał okazać litości.
– Szlamę zabić
na miejscu, Potter aportuje się ze mną, a zdrajcy krwi są twoi. – Tu zwrócił
się do Markusa. Dwóch z czworga sługusów Marcusa odwiązało Harry’ego od drzewa.
Chłopak wiedział, że koniec jest blisko, że nic go nie uratuje. Zawlekli go
przed obliczę Czarnego Pana. Lord
Voldemort zacisnął swoją nienaturalnie
białą dłoń na ramieniu chłopaka, a potem aportował się, zostawiając po sobie
rozpacz i przenikliwe zimno. Jeden ze szmalcowników wycelował różdżką w Hermionę.
Z gardła Rona wydobył się przeraźliwy krzyk. „Nie” niosło się po lesie jeszcze
długo.
– ZOSTAWCIE
JĄ! – Miotał się i szarpał, krzycząc. Po stracie Harry’ego wszyscy byli w
szoku, nikt nie mógł uwierzyć, że to już koniec. Ginny porzuciła wszelką nadzieję.
W tym momencie coś w niej pękło. Sytuacja była tak beznadziejna, że naprawdę
wolałaby umrzeć. Harry został zabrany na pewną śmierć. Hermiona miała zginąć na
jej oczach, wolała nie myśleć co z nią zrobią. Jednak nie płakała, nadal była
na to zbyt dumna.
– Avada
Kadavra! – Zielony promień niby strzała dosięgnął Hermiony. Już się nie
wierciła, oczy miała szeroko otwarte, była martwa.
–
NIEEEE! – wrzasnął Ron. Nawet on się
złamał, po policzkach rudowłosego chłopaka leciały łzy. Stracił wszystko, wtedy
przypomniał sobie o siostrze. Spojrzał na Ginny, jego oczy zazwyczaj pełne nadziei były puste.
– Musisz
przeżyć – szepnął ochryple. – Dla nas, dla Harry’ego. Obiecaj, że przeżyjesz. –
Nie wiedziała co odpowiedzieć. Żaden dźwięk nie przechodził jej przez gardło.
– Obiecaj –
wychrypiał Ron. Twarz miał ubrudzoną, jedynie łzy zostawiały przetarte ślady na
jego policzkach. Patrzył na nią wyczekująco, jakby ta obietnica mogła
wszystkich uratować. Spojrzała na martwe ciało Hermiony i wiedziała, że na
pewno nie chce tak skończyć.
– Obiecaj –
powtórzył znowu. Później widziała tylko brata, jak obrzucał najgorszymi
obelgami szmalcowników, jak się szarpał, gdy go odwiązywali, jak zdążył zadać
jeden cios Marcusowi. O jeden za dużo. Kolejny rozbłysk zielonego światła
zakończył wszystko. Gdy Ron upadł na ziemie z ust dziewczyny wydostał się w
końcu cichy szept:
– Obiecuje.
***
– 10 galeonów!
Kto podbije?! No kto? Taka ładna, w dodatku czystokrwista! To okazja! – Głos
Marcusa niósł się po karczmie. Ginny ubrana w jakąś szarą szmatę,
przypominającą worek, stała na prowizorycznej scenie zbitej z kilku desek.
Chciała zniknąć. Zasłaniała twarz długimi, czerwonymi włosami. Przez ostatnie dwa dni cały czas
płakała. Miała to szczęście, że Marcus
zabronił swoim podwładnym jej dotykać, bo wszystko mogła skończyć się o wiele
gorzej. Przez głowę Gryfonki przebiegły wszystkie wspomnienia. Opuścili polanę
w Zakazanym Lesie, zostawiając martwe ciała Hermiony i Rona. Następne dwa dni
spędziła w Hogsmeade bita i poniżana. Spała na ziemi przywiązana do nogi łóżka
Marcusa. Zaledwie dziś rano wepchnięto
ją do drewnianej bali w ubraniu, misa była wypełniona letnią wodą. Jeden z
podwładnych Marcusa – Drake, kazał jej się rozebrać. Ginny na samo wspomnienie
tego drżała. Zdjęła mokre ubrania, a Drake rzucił jej mydło z lubieżnym
uśmiechem. Na szczęście mężczyzna słuchał się Marcusa i nie tknął dziewczyny.
Ginny próbowała się osłonić przed jego natarczywym spojrzeniem. Umyła się szybko i wtedy usłyszała głos
Marcusa.
– Wstań. –
Stał w drzwiach, Ginny siedziała tyłem do niego, posłała mu przerażone
spojrzenie. Wstała, przygarbiona. Jej długie włosy zdołały zasłonić piersi.
– Drake. nie
będziesz nam już dłużej potrzebny. – Dziewczyna spodziewała się najgorszego.
Jednak los okazał się bardziej przewrotny.
– Ubierz to.
– Usłyszała i nie zdążyła się odwrócić, gdy Marcus rzucił w nią jakąś szmatą.
Drżącymi rękami założyła ją przez głowę.
Teraz stała w
karczmie i czekała. Czekała na swojego wybawiciela lub kata. Marcus powiedział
jej, że jeśli nikt jej nie kupi zostanie z nim. Powiedział również, że nie
tknął jej tylko ze względu na cenę. Podobno za dziewicę można dostać dwa razy
więcej.
– Czysta jak
łza! – Po tym komentarzu pojawił się pierwszy kupiec.
– 12
galeonów! – ryknął starszy mężczyzna z końca Sali. Ginny zamarła, jednak po
chwili ciekawość wygrała i podniosła wzrok. Mężczyzna był niski i gruby, prawie
łysy. W tym momencie prosiła Merlina, aby ktoś przebił jego ofertę. Powidła
wzrokiem po Sali, jednak wszyscy obecni, przypominali jej pierwszego kupca.
Jedynie nie mogła zidentyfikować postaci, otulonej szczelnie granatową
peleryną. Wytężyła wzrok i ze zdziwieniem stwierdziła, że to kobieta. Zdradził
ją ciemny kosmyk włosów wystający spod kaptura. Kobieta wstała ze swojego
miejsca i spojrzała na Ginevrę. Młoda dziewczyna dostrzegła swoją szansę i
posłała kobiecie błagalne spojrzenie. Nie wiedziała w co się pakuje.
– 15
galeonów! – krzyknął jeden z pijanych mężczyzn pod sceną. Marcus uśmiechał się
i podbijał stawkę. Zachwalał dziewczynę. Już po chwili ktoś krzyknął 20
galeonów. Jednak żaden z targujących nie był kobietą, w której Ginny pokładała
nadzieję. Przy 30 galeonach z dyskusji wyłączyli się wszyscy oprócz pierwszego
kupca. Marcus ryknął:
– Po raz
pierwszy! – Po Sali przeoczyła się fala szeptów.
– Po raz
drugi! – Ginny widziała dzikość i pożądanie w oczach swojego przyszłego pana,
który podszedł bliżej sceny. Lecz zanim Marcus zdążył ryknąć „po raz trzeci”,
rozległ się cichy i stanowczy głos:
– 50 galeonów
– Zarówno Marcus jak i rudowłosa dziewczyna starali się zlokalizować kupca.
Ginny dostrzegła Ją, przed jej sprzedawcą. Kobieta odrzuciła kaptur i stanęła
przy scenie.
– Sprzedane!
– krzyknął Marcus, kończąc licytację.
***
Dziewczyna
siedziała na łóżku wpatrując się w pustą ścianę naprzeciwko. Od jakiś dwóch tygodni nie wychodziła z tego
pokoju, czasami do toalety obok. Praktycznie nic nie jadła. Nie mogła pogodzić się z takim końcem. Harry
nie żył, pisały o tym wszystkie gazety, mówili wszyscy. A wielkie afisze
porozwieszane były w całym Hogsmade. Przed oczami nadal miała martwe ciało
brata. Wolała nie myśleć co stało się z resztą jej rodziny. Rachel odwiedziła
ją raz w ciągu tego czasu, zapytała kiedy Ginny będzie gotowa do pracy, wtedy
dziewczyna pokręciła jedynie głową, a z jej popękanych ust wyszło ciche:
– Nigdy. –
Rachel pokiwała głową i wyszła bez słowa. Od tamtego czasu, dziewczyna nie
miała kontaktu z żywym człowiekiem. Siedziała całymi dniami na wielkim łóżku,
rozmyślając. Wolałaby umrzeć, znów zobaczyć Harry’ego, Rona, czy nawet Hermionę,
z którą nie miała tak dobrego kontaktu, wolałaby wszystko niż to. Tego dnia
Rachel odwiedziła ją po raz drugi. Miała na sobie długą, czarną suknię. Włosy jak
zwykle nienagannie spięte. Była starszą kobietą, jednak potrafiła zrobić
wrażenie.
– Kiedy
zamierzasz wrócić do świata żywych? – zapytała, zajmując krzesło przy toaletce.
Ginny nawet nie doceniała takich szczegółów jak zdobiona toaletka z wygodnym
taboretem, wielkie wygodne łoże. Okna pokoju wychodziły na ciemną uliczkę na
obrzeżach Hogsmeade, jednak w każdej chwili dziewczyna mogła zasunąć krwiście
czerwone kotary. Małe, białe drzwi prowadziły do łazienki. Ginevra miała
wszystko, jednak, czy „wszystko”
wystarczy, gdy traci się tych,
którzy są najważniejsi? Dziewczyna już
znała odpowiedź – nie. Było to wręcz niemożliwe. Nie odpowiedziała Rachel.
– Posłuchaj
mnie uważnie, rozumiem, że to wszystko może być trudne, ale nie mogę cię
utrzymywać, nie mając z tego zysków! Musisz zacząć pracować – wytłumaczyła
podirytowana kobieta. Ginny przeniosła na nią wzrok.
– Nie chcę.
– Więc będę
musiała cię sprzedać.
– Nie chcę – powtórzyła
znów Ginevra.
– W takim
razie jutro dostaniesz pierwszego klienta – poinformowała ją Rachel. – Jeszcze
dziś jedna z dziewczyn przyjdzie tutaj i cię przygotuje. – Kobieta wyszła zamykając za sobą drzwi.
– Nie chcę. –
Po raz trzeci powtórzyła Ginny.
Nigdy nie
przypuszczała, że skończy w burdelu.
*
Wieczorem
odwiedziła ją Mia. Była radosną blondynką, która co chwile się śmiała i
trzepotała zalotnie rzęsami. Ginny nie pojmowała jak Mia może być tak
szczęśliwa w takim miejscu.
– Masz jakieś
pytania? – zapytała uprzejmie na początku, jednak nie pozwoliła rudowłosej
dziewczynie dość do słowa, mówiła dalej – Ja na początku też byłam
zdezorientowana, ale da się to przeżyć. Znaczy… wiesz Reachel jest bardzo miła i o nas dba. Mogłaś trafić
gorzej.
– Wiem –
odezwała się cicho, po raz pierwszy od wizyty Reachel.
– Nie jest
tak źle, naprawdę.
– Ja… ja… Nie
chcę – wydukała Ginevra, była przerażona tym wszystkim, a sam fakt, że jakiś obleśny, stary dziad ma
ją dotykać, wywoływało u niej odruch wymiotny.
– Myślisz, że
którakolwiek z nas tego chciała? Takiego życia? – zapytała Mia, całkiem
poważnie. Ginny pokręciła przecząco głową.
– Sama
widzisz, ale przywykniesz. Chodź musimy cię przygotować – Mia wyciągnęła rękę w
stronę Ginevry. Gryfonka niepewnie chwyciła Mię za rękę. Blondynka skierowała
się do toalety. Wszytko w środku było białe i błyszczące. Ginny mogła przejrzeć
się w kafelkach.
– Skrzaty
odwalają kawał dobrej roboty – powiedziała Mia, widząc zdziwione spojrzenie
koleżanki. Ginevra myślała, że to Rechel z różdżką w dłoni czyści wszystko w domu
publicznym, szybko porzuciła te wizję. Ginny przypomniała sobie o swojej różdżce,
wcześniej świat czarów wydawał jej się nierealny po utracie Harry’ego, ale
przecież nadal była czarownicą. Jednak cała jej nadzieja szybko się ulotniła,
jak przez mgłę widziała Marcusa ze swoją różdżką w dłoni.
– Weź kąpiel,
od razu poczujesz się lepiej, przyjdę za chwilę, przyniosę ci jakieś ubranie. –
Mia opuściła łazienkę. Ginevra Weasley
zaczęła wracać do świata żywych, Mia i Rechel wyrwały ją z tego przedziwnego
letargu, w którym trwała bite dwa tygodnie. Nalała gorącej wody do wanny i
zdjęła brudne, śmierdzące ubranie. Mia
wróciła wyjątkowo szybko.
– Przyniosłam
kilka strojów, są na łóżku – z uśmiechem weszła do łazienki, zupełnie nie
przejmując się nagą koleżanką. Podniosła stare ubranie Ginny i skrzywiła się.
– Idę je
wyrzucić, szampon masz w szafce nad umywalką – rzuciła jeszcze i znów wyszła.
Ginny rozejrzała się i szybko wstała. Podeszła do szafki i zabrała z niej
szampon i brzoskwiniowy żel. Z powrotem
rozsiadła się w wannie.
*
Pół godziny
później, szczelnie owinięta ręcznikiem z mokrymi włosami siedziała na łóżku w
swojej sypialni. Mia kręciła się na taborecie przy toaletce.
– Nie założę
nic tego – Powtarzała Ginny, przeglądając stroje przyniesione przez koleżankę.
– Żartujesz?
Te są i tak najbardziej zakryte, jeśli o to ci chodzi… – Mia mogła być niewiele
starsza od Ginny i chodź wcześniej Gryfonka nie zwracała na to uwagi, dokładnie
przyjrzała się dziewczynie. Blondynka miała krótkie włosy, ledwo sięgające
ramion, była też wyższa i smuklejsza od Ginny, która nie mogła pochwalić się
wzrostem. Nosiła niewysokie szpilki i krótką, fioletową spódniczkę z
połyskującego materiału. Do tego czarny gorset przyozdobiony koronką. Wyglądała
bardzo wyzywająco. Ginevra znów przerzuciła kilka z ubrań przyniesionych przez
Mię. W końcu zdecydowała się na jeansowe spodenki, wydały się jej najbardziej
sensowne. Nie przywiązywała większej uwagi do stroju, ale jak typowa kurwa, też
nie chciała wyglądać. Jesteś nią! Nic nie
wartą dziwką! Tak o sobie myślała, znów była bliska płaczu. Mia przyniosła
również bieliznę, jednak Ginny stwierdziła, że nie widzi różnicy bez względu na
to czy ma ją ubraną czy nie.
– Masz jakąś
normalną bieliznę? – zapytała, odrzucając czerwone stringi na kupkę ubrań,
których wolałaby nie zakładać. Mia uniosła jedną brew.
– Jeśli
pytasz mnie o babcine gacie…
– Nie, ale…
– Dobra,
czekaj. – Mia rzuciła w nią niebieskim topem.
Wróciła po chwili z kompletem białej bielizny. Zwykłe majtki, być może
trochę wykrojone i stanik.
– Dziękuje –
rzuciła Ginny i szybko się ubrała. Wybrała też sobie, białą koszulkę na
ramiączkach. Była jej wszystko jedno.
Mia wzięła pozostałe ubrania i
wepchnęła do pojedynczej szafy w kącie pomieszczenia.
– Wiesz,
jutro masz mieć pierwszego klienta, Rachel prosiła mnie, żebym…
– Wiem jak to
się robi – warknęła Ginny. Naprawdę wolała o tym nie rozmawiać. Nie chciała nawet o tym myśleć.
– Z pewnością
– rzuciła Mia z lekceważącym uśmieszkiem – ale mamy kilka zasad, których musisz
przestrzegać – Rudowłosa nic nie powiedziała. Mia porwała z toaletki grzebień i
usiadła obok Ginevry. Zaczęła rozczesywać jej długie włosy i cicho mówiła.
– Po pierwsze
nie całujemy się w usta – Ginny pytająco uniosła brew, na co Mia wzruszyła
tylko ramionami.
– Rachel ma
na tym punkcie obsesję, lepiej nie pytaj.
Pamiętaj zawsze o zabezpieczeniu – Ginny już otwierała usta, żeby coś
powiedzieć, ale Mia ją uprzedziła:
– Eliksir
masz w tej szafce koło łóżka, jedna fiolka przed każdym klientem. Posłuchaj,
Ginny, tak? – Rudowłosa gryfonka kiwnęła głową, to wszystko ją przerażało. Nie
chciała tak żyć, wiedziała, że po czymś takim nie będzie w stanie spojrzeć w
lustro. Znów się rozkleiła. Blondynka przyciągnęła ją do siebie i przytuliła.
– To nic
osobistego, to tylko praca – mówiła Mia.
– Już czuję
się jak kur... – ale Mia nie dała jej dokończyć:
– Nie możesz
myśleć o sobie w tych kategoriach, tym bardziej, że nie jesteś tu z własnej
woli. Sytuacja tego wymaga, tyle.
– Łatwo ci
mówić jesteś pewnie przyzwyczajona – Mia przestała gładzić młodszą dziewczynę
po włosach. Ginny za późno ugryzła się w język.
– Ja… ja nie
chciałam – wydusiła w końcu, patrząc w szare tęczówki blondynki.
– Nie, spoko.
Przecież jestem tylko dziwką, my nie mamy uczuć i owszem przywykłam, że ktoś
mnie pieprzy dzień i noc, jasne… – Mia wstała z wygodnego łóżka.
– Mia
przepraszam, nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało… – Ginny posłała koleżance
błagalne spojrzenie. Zdążyła już polubić Mię.
– Muszę iść – rzuciła tamta i opuściła pokój.
***
Ginevra
obudziła się w południe. Przez ciężkie, czerwone kotary, żaden promień słońca,
nie miał szans wedrzeć się do środka. Dziewczynę obudził dźwięk otwieranych
drzwi. Usiadła szybko na łóżku, wstrzymując oddech, ale kiedy ujrzała Rachel
wypuściła powietrze przez usta.
– Spokojnie,
klienci przychodzą zwykle trochę później. – Cichy śmiech kobiety niósł się po
pomieszczeniu.
– Mia chyba
mówiła ci o zabezpieczeniach? – Rachel podeszła do okna i odsunęła kotary,
wpuszczając do sypialni trochę świata. Potem uchyliła okno i zerknęła na
Ginevrę.
– Tak, mówiła.
– Odezwała się w końcu dziewczyna, ostrożnie wstała odsuwając kołdrę.
– Wiesz,
chciałam tylko wiedzieć, czy się czegoś obawiasz. Wiesz, że nie mogą ci zrobić
nic… – tutaj kobieta chwilę się zawahała – nic niebezpiecznego. – Znów zerknęła
na Ginny. Dziewczyna na te słowa wyprostowała się.
– Nie boję się – powiedziała i uświadomiła
sobie, że to prawda. W tym momencie odczuwała wiele różnych, często sprzecznych
emocji, ale nie bała się. Była zniesmaczona, a wręcz obrzydzona faktem, że
będzie musiała to zrobić z losowym mężczyzną. Odczuwała również niepokój, ale
zarazem dziwną ekscytację. Mimo wszystko nie bała się.
– To nic
złego się bać – oznajmiła spokojnie Rachel i podeszłą uporządkować kosmetyki
stojące na toaletce.
– Nie boję
się, jestem zła, owszem, obrzydzona, tak, ale nie boję się – Ginny wypluwała
wręcz te słowa. Starsza kobieta, jak zwykle nienagannie ubrana, uśmiechnęła się
pod nosem.
– Oby
wystarczyło ci odwagi. – Po tych słowach wyszła.
*
Pod wieczór
Ginny miała kolejną wizytę. W drzwiach stała Mia. Miała na sobie jedynie
komplet wyzywającej bielizny i szpilki. W rękach trzymała jakieś pudełko. Z
kamienną miną weszła do sypialni Ginevry.
– Tu masz
ubranie, Rachel wybierała, przygotuj się i pamiętaj o eliksirze. – Ginny bez
słowa odebrała paczkę i odprowadziła Mię do drzwi. Mogła wychodzić z pokoju,
jednak jeszcze ani razu tego nie zrobiła.
Drzwi wychodziły na korytarz. Długi i trochę ciemny. Co jakiś czas na
ścianie wisiała lampa. Po obu stronach korytarza ciągnęły się rzędy takich
samych drzwi. Na swoich Ginny dostrzegła numerek dziewięć. Zobaczyła jak Mia
znika w drzwiach naprzeciwko. Powoli podeszła do łóżka i odłożyła paczkę.
Jeszcze raz upewniła się, że drzwi są zamknięte. Zdjęła białą koszulkę i
jeansowe spodenki, zostając w samej bieliźnie. Drżącymi rękami otworzyła
pudełko. Zamarła. W środku nie było nic oprócz przeźroczystej halki do połowy
uda i zwykłych czarnych butów. Wyjęła halkę z paczki i przyjrzała się jej
dokładnie.
– Nie –
szepnęła do siebie. Wsunęła paczkę z butami pod łóżko, a przed sobą położyła
przeźroczystą tkaninę. Przełknęła głośno ślinę i rozejrzała się po pokoju,
miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Oczywiście była sama. Sięgnęła ręką do
zapięcia białego stanika, który wczoraj Mia dla niej przemyciła razem z figami.
Już miała się rozebrać, gdy przypomniała sobie o eliksirze. Bojąc się, że
później może o nim zapomnieć Ginny otworzyła szafkę przy łóżku. Wyjęła
ostrożnie jeden flakonik i wypiła zawartość. Smak był neutralny, jakby piła
wodę. Wzięła głęboki wdech i znów spojrzała w stronę przeźroczystej halki. Nie ubiorę tego. Powiedziała sobie w
myślach. W końcu narzuciła na swoją bieliznę halkę i usiadła na łóżku. Czekała.
W pokoju nie było zegara, więc nie
wiedziała ile czasu minęło odkąd stanął w drzwiach. Może parę minut, może trzy
godziny. Jednak to nie liczyło się zupełnie, ważne było, że to był ON. Zdała
sobie sprawę, że zaczyna się bać. Na twarzy młodego mężczyzny widniało
nie mniejsze zaskoczenie niż na twarzy dziewczyny. Już po chwili zaśmiał się
ochryple. Ginny skuliła się na łóżku i objęła ramionami.
– No proszę,
proszę. Młoda Weasley, zdrajczyni krwi w takim miejscu! – Znów śmiech. Jednak
chłopak nie poprzestał na tym, szydził dalej:
– Burdel to
jedyne miejsce dla takich jak ty! – wypluł praktycznie te słowa. Już po chwili
zamknął za sobą drzwi i podszedł do dziewczyny. Ginny dotąd wpatrująca się we
własne, bose stopy podniosła wzrok.
– To teraz
się zabawimy, kiedyś powiedziałem, że nie tknąłbym zdrajcy krwi, ale skoro już
tu jestem… – uśmiechnął się wrednie. Miał dziś dość wszystkiego, chciał się
wyżyć, chciał zapomnieć o wojnie, Voldemorcie, matce. Chciał poczuć, że znów ma
kontrolę.
– Rozbieraj
się – rzucił krótko i zaczął ściągać spodnie, buty i skarpetki. Ginny drżącymi
rękami chwyciła za skraj przeźroczystej halki.
Przysięgła sobie, że zniesie wszystko, bez słowa. Jednak czasami trudno
dotrzymać obietnic. Zdjęła halkę przez
głowę i odłożyła na łóżko. Młody mężczyzna podszedł bliżej i usiadł na materacu.
Co chwilę posyłał dziewczynie wredny śmieszek. Zaczął rozpinać guziki swojej,
nienagannie białej koszuli. Ginevra siedziała jak sparaliżowana obejmując
rękoma kolana. Spojrzał na jej zaczerwienioną twarz.
– Rozbieraj
się – rzucił, widząc, że dziewczyna siedzi bez ruchu. Pokręciła przecząco
głową. To zdenerwowało go jeszcze bardziej.
- No rusz
się, za to ci płacę. Zapomniałaś? Jesteś dziwką! – Znów się roześmiał, a potem
odrzucił swoją koszulę i halkę dziewczyny na podłogę. Do oczu dziewczyny napłynęły łzy. Miał rację, jesteś tylko dziwką. Tak o
sobie myślała. Nadal nie zamierzała się ruszyć.
– No nie,
Weasley tylko nie rycz, nie lubię tego
robić, gdy moja partnerka ryczy – warknął z niesmakiem. Był coraz bardziej
zdenerwowany, chciał się wyżyć.
– Odwróć się
na plecy – polecił cicho, nie chciał patrzeć jej w twarz. Znów pokręciła przecząco głową, wymierzył jej
policzek. Głowa gryfonki odskoczyła w bok.
– No już! Nie
każ mi się powtarzać! – wydarł się. Ginny w końcu uklęknęła tyłem do niego. Szybko i zwinnie odpiął jej stanik. Płakała
cicho. Popchnął ją na łóżko, tak, że musiała podeprzeć się rękami. Klęczała, podparta na łokciach, tyłem do
niego.
- Proszę –
wyszeptała w końcu. Chłopak właśnie zdjął swoje bokserki, ukazując przyrodzenie.
– O co mnie
prosisz? – zapytał ze śmiechem.
– Zostaw mnie
w spokoju… Proszę.
– Zaraz po
zabawie – rzucił niby od niechcenia, a potem przejechał ręką po całej linii jej
kręgosłupa. Dziewczynę przeszedł dreszcz, nie podniecenia, ale strachu.
– Blaise, proszę… – wyszeptała znów,
uświadamiając sobie, że po raz pierwszy nazwała go po imieniu.
– Daj mi pięć
minut i będzie po wszystkim, taka zdzira jak ty nawet nie poczuje. – Po tych
słowach, ręką rozdzielił jej, dotychczas złączone uda. Zdarł białe majtki.
Ogarnęła go wściekłość na cały ten świat, przez głowę chłopaka przemknęły
wszystkie nieszczęścia, których był światkiem. W dodatku nienawiść do samego
siebie za to co zrobił wielu niewinnym czarodziejom wzięła górę. Zupełnie nie
panując nad sobą wbił się w ciało dziewczyny. Ból był nie do zniesienia. Z ust
Ginevry wyszedł najpotworniejszy krzyk, jaki kiedykolwiek dane mu było słyszeć.
Dziewczyna czuła palący ból w okolicach podbrzusza. Myślała, że zaraz zemdleje.
Jeszcze nigdy nic nie bolało tak bardzo, czuła się upokorzona i bezsilna.Cierpiała
niemiłosierne katusze za każdym razem, gdy wściekły mężczyzna wbijał się w nią.
Czuła jak krew spływa jej po udach. Łzy lały się strugami, chciała stracić
przytomność. Twarz wciskała w poduszkę,
aby tłumiła krzyk. Blaise zazwyczaj dbający o dobro partnerki, przestał się w
ogóle kontrolować. Puściły mu wszystkie hamulce, energicznie i mocno wchodził w delikatne ciało
dziewczyny. Nie zwracał uwagi na ból jaki jej sprawia. Nie zwracał uwagi na nic, wiedział, że
wystarczy jeszcze kilka ruchów. Serią kolejnych ostrych pchnięć doszedł w
dziewczynie. Mimo całego zła, które jej wyrządził nie poczuł się lepiej.
Przeciwnie, było mu jeszcze gorzej. Przeklął głośno i odsunął się od Gryfonki. Nie zwracał uwagi na
zakrwawioną pościel, na krew sączącą się po jej udach. Pozbierał swoje rzeczy i
udał się w stronę łazienki. Chciał wziąć
prysznic. Gdy dziewczyna usłyszała
zamykające się drzwi, osunęła się na łóżku.
Nie miała siły się nawet podnieść. Bolały ją wnętrzności, uda paliły
żywym ogniem. Po policzkach strugami
lały się łzy bólu i upokorzenia. Nie zwracała uwagi na krew na pościeli i udach. Była prawie pewna, że Ślizgon jej
coś uszkodził. Nienawidziła go, to jedno, ale teraz przede wszystkim bała się.
W końcu straciła przytomność.
***
Blaise
siedział w wygodnym, czarnym fotelu i popijał ognistą whisky. Miejsce naprzeciwko niego zajmował blondyn, o
nieprzeciętnie jasnej karnacji. Również ze szklanką w dłoni. Nie byli
przyjaciółmi, a co najwyżej znajomymi. Oboje służyli Czarnemu Panu, a ze
względu na ten sam wiek, spędzali razem wolny czas. Nic więcej nie łączyło owej
dwójki albo przynajmniej tak im się wydawało. W końcu Blaise przerwał ciszę:
– Nie zgadniesz kogo ostatnio widziałem... –
rzucił, upijając trochę bursztynowego płynu.
– No dawaj, pewnie nie zgadnę. – Draco wzruszył
ramionami, nie zbyt go to interesowało.
– Byłem w Spadających Gwiazdach i… – Jednak brunet nie mógł dokończyć, bo Draco
pokręcił głową, a jego usta wykrzywiły się w grymasie.
– Burdel? Nie wierze, że tak nisko upadłeś – rzucił,
chociaż sam nieraz odwiedzał podobne przytułki. Upił trochę whisky. Blaise
wywrócił oczami i kontynuował swoją opowieść.
– Spotkałem tam Weasley! – Draco uniósł brwi
do góry, nie spodziewał się, że ta smarkula, latająca za Potterem tak skończy.
– I jaka była? – zapytał po chwili, gdy
przetrawił te informacje. Blaise uśmiechnął się wrednie.
– Szczerze to nie pamiętam.
– Nie stary, to dziewczyna Pottera była, a ty
nie pamiętasz? – Draco osobiście nie lubił nie pamiętać. Wolał mieć wszystko
pod kontrolą.
– Chyba się tam wybiorę jeszcze raz – mruknął
Zabini z lubieżnym uśmiechem. – O ile mnie wpuszczą… – dodał po chwili,
przypominając sobie krew na pościeli.
– Aż tak? Co zrobiłeś? – wypytywał Draco,
lubił takie anegdoty.
– Chyba coś jej uszkodziłem, wiesz było dużo
krwi…
– Ej,
stary… – zamyślił się Draco.
– No co? – ponaglił Blaise, opróżniając do
końca swoją szklankę. Dolał sobie alkoholu z butelki stojącej na stoliku.
– A jak
była dziewicą? – zapytał rozbawiony blondyn. Nie wierzył, że to właśnie jego kumpel,
w dodatku Ślizgon, miał zabrać Gryfonce taki skarb.
– Niemożliwe, dziewica w burdelu? To trochę
jakbyśmy mieli szlamę w szeregach – zaśmiali się oboje. Opróżnili butelkę do końca, a potem każdy
wrócił do swojej sypialni.
***
Ginevra
Weasley otworzyła oczy. Leżała w łóżku w swoim pokoju z numerem dziewięć na
drzwiach. Była najwyraźniej wykąpana i ubrana. Prawie nie odczuwała bólu.
Prawie. Pościel również była czysta i pachnąca.
Po czerwonych plamach krwi nie został ślad. Dziewczyna próbowała usiąść
na łóżku, ale to było ponad jej siły. Nie wiedziała ile czasu minęło od momentu
kiedy ją odwiedził. Nawet w myślach bała się użyć jego imienia. Przypomniała sobie tamten wieczór. Zamknęła
oczy, a pod powiekami czuła łzy. Bała się, że to może się powtórzyć. Znów
zaczęła się zastanawiać, czy śmierć nie byłaby lepszą opcją. Nagle drzwi
otworzyły się. Gryfonka znów zamarła.
– To tylko ja – usłyszała głos Mii. Ginny
odetchnęła z ulgą.
– Dobrze,
że się obudziłaś, Rachel chciała Cię oddać do Munga, ale przekonałam ją, żeby
dać ci jeszcze jeden dzień.
– Jeszcze
jeden? – powtórzyła jak echo Ginevra. – Ile dni byłam nieprzytomna?
– Trzy,
prawie cztery bo dochodzi północ. – Mia usiadła na taborecie, przyglądając się
dziewczynie. Sama nie wiedziała, czy jej współczuła, czy nadal była zła, za to
co rudowłosa jej powiedziała. Ginny spojrzała w stronę zasłoniętych kotar. Mimo
późnej pory w pokoju było jasno, światło cały czas się świeciło. Mia po chwili
znów się odezwała:
– Na szafce
nocnej masz coś co powinno złagodzić ból. – Ginny odwróciła głowę i dostrzegła
mały flakonik z pomarańczowym płynem. Sięgnęła ręką po niego i odkorkowała
butelkę. Powąchała eliksir, ale zapach wcale nie zachęcał.
– No pij, nie
jest taki zły – ponagliła ją Mia i rudowłosa dziewczyna odważyła się wypić
trochę napoju, smak był gorzki i nieprzyjemny. Już po chwili przyjemne ciepło
zaczęło rozchodzić się po jej ciele, uśmierzając ból w dolnych partiach ciała.
Resztę flakonika opróżniła na raz. Mia uśmiechnęła się pod nosem widzą to.
– Przykro mi,
że twój pierwszy raz był taki – mruknęła po chwili blondynka, naprawdę
współczuła koleżance.
– Nie chce o
tym gadać – padło z ust Ginny i temat się uciął. Mia wstała z taboretu i
stanęła przy drzwiach.
– Muszę iść,
udało mi się wyrwać tylko na chwilę, a ty odpoczywaj. Jutro powinna odwiedzić cię Rachel. – Po tych słowach wyszła, zamykając za sobą drzwi. Ginny poczuła,
że ogarnia ją senność. Zamknęła oczy i zapadła w niespokojny sen.
*
Mia nie
pomyliła się. Następnego dnia rano, Rachel złożyła wizytę dziewczynie.
– Jak się
czujesz? – zapytała na wstępie, odsłaniając kotary i tym samym wpuszczając
trochę światła do sypialni.
– Lepiej –
rzuciła Ginny i usiadła na łóżku. Nadal trochę ją bolało, ale potrafiła to
wytrzymać.
– To dobrze,
kiedy będziesz gotowa? – padło kolejne pytanie z ust kobiety.
– Gotowa, na
co?
– Do pracy,
wiem, że twój ostatni klient nie był przyjemny, ale nie wszyscy są tacy. Poza
tym zapłacił przyzwoitą sumkę – Rachel dotąd wydawała się Ginny wspaniałą
kobietą, która uratowała ją przed strasznym losem. Jednak teraz, gdy chciała
ponownie oddać ja w ręce jakiegoś sadysty, straciła w oczach Gryfonki.
– Mam… –
przełknęła ślinę. – Mam znów to zrobić? – dokończyła szeptem. Rachel rozłożyła
bezradnie ręce.
– Przykro mi,
ale tak. – Kobieta dumnie zniosła przerażone spojrzenie niebieskich oczu swojej
niewolnicy. Właśnie tym była Ginevra i choć Rachel nie dala jej tego odczuć,
mogła zrobić z dziewczyną co tylko chciała. Kobieta westchnęła cicho i
przysiadła na skraju łóżka.
– Dam ci jeszcze tydzień odpoczynku, a potem
wrócisz do pracy. Zgoda?
– A mam jakiś
wybór?
– Dobrze wiesz,
że nie. – Z tymi słowami zostawiła Gryfonkę.
***
– Co się z
tobą dzieje, Blaise? – warknął młody Malfoy. Zabini doprowadzał go do szału tym
chodzeniem w te i z powrotem.
– Męczy mnie
ta sprawa.
– Tylko nie
mów, że chodzi o te pieprzoną zdrajczynie krwi… - zapanowała cisza, Draco
westchnął.
– Pieprzoną,
czaisz? – Gdy Blaise nie odpowiedział, młody Malfoy wzruszył ramionami. – Może
to nie najlepszy żart, ale się staram…
– Muszę
wiedzieć co tam się stało.
– A co się
miało stać? Pieprzyłeś Weasley, nic wielkiego…
– Ale
dlaczego do cholery tam było tyle krwi?! – Było tyle spraw, które męczyły
bruneta, ale od jakiegoś czasu sprawa Weasley była na samej górze.
– Czy ty się
przejmujesz…
– Nie
przejmuje się, po prostu jestem ciekawy. – Udał obojętność.
– To może
zamiast sterczeć tu jak kretyn pójdziesz tam jeszcze raz? – zaproponował Draco.
Zabini zerwał się z kanapy.
– Świetny plan! – Opuścił salon Malfoy Manor, kierując się do holu. Zdiął swoją czarną szatę z wieszaka.
– Czekaj…
Chcesz iść tak teraz?
– A czemu by
nie?
– Bo dochodzi
trzecia w nocy.
– Mnie
wystarczy. – Ciemnowłosy mężczyzna zatrzymał się w drzwiach.
– Kryj mnie
przed matką – dodał i wyszedł. W otwartych drzwiach stał podirytowany Malfoy.
– Czekaj! Co
mam powiedzieć?!
– Wymyśl coś!
– odkrzyknął Blaise spod furtki. Po chwili zniknął Draconowi z oczu. Blondyn
pokiwał tylko z niedowierzaniem głową.
– Powinien
się leczyć – mruknął do siebie, zamykając drzwi za przyjacielem.
*
Ginny
siedziała jak zwykle na łóżku w swoim pokoju. Bała się tego wieczoru, to dziś
miała dostać kolejnego klienta. Rachel zaopatrzyła jej pokój w mały zegar,
dzięki czemu kontrolowała upływ czasu. Był kwadrans po trzeciej, a nikt jeszcze
nie przyszedł. Cieszyła się. Gdzieś tam z tyłu głowy miała nadzieję, że tej
nocy zostanie sama do świtu. Oczywiście nadzieja ta szybko została porzucona. Drzwi
otwarły się powoli, Ginny bała się osoby, którą tam zobaczy, jednak kiedy jego
ciemne oczy zlustrowały ją wzrokiem myślała, że śmierć byłaby lepsza.
– Nie –
szepnęła cicho, nawet nie wiedziała kiedy łzy napłynęły jej do oczu.
– Cześć,
Weasley. Tęskniłaś? – zapytał, wchodząc do pokoju i zamykając za sobą drzwi.
Ginevra wcisnęła się w najdalszy kąt łóżka, nogi podciągnęła pod brodę i
siedziała tak, czekając na jego ruch.
Blaise z początku nie dostrzegł dziwnego zachowania Gryfonki. Podszedł
do łóżka, na którym siedziała.
– Nie zbliżaj
się! – krzyknęła przerażona. Strach, uczucie, które dopiero poznawała, teraz
zawładnęło nią całą. Nigdy nie była tak przerażona jak teraz, opętana przez
samego Voldemorta bała się mniej niż w
tej chwili. Zabini był jej katem, jej oprawcą, jej koszmarem. Widząc jej
reakcję uniósł jedynie pytająco brew, ale nie podszedł bliżej tylko usiadł na
toaletce. Milczeli. Ginny uciekała od niego wzrokiem.
– Zawsze masz
tyle do powiedzenia, Weasley – zagadnął, ale dziewczyna zignorowała tą
zaczepkę. Kiedyś odpyskowałaby, ale nie po tym wszystkim. Ostatnie wydarzenia ją złamały, nie była już
tą samą osobą.
– Po co
przyszedłeś? – zapytała cicho, sama nie wiedziała na jaką odpowiedź liczyła.
Zaśmiał się cicho.
-–Aż tak ci
zależy na tym? – sugestywnie uniósł brew. Oczy dziewczyny urosły do rozmiarów
spodków. Żarliwie zaczęła kręcić głową.
– Nie!
- Nie podobało
ci się ostatnim razem? – zakpił, jednak Ginny wcale nie było do śmiechu.
Siedziała jak struta. Blaise zauważył,
że coś jest nie tak. Wstał i zrobił parę kroków w stronę Gryfonki. Spowodowało
to jedynie wciśnięcie się dziewczyny w oparcie łóżka. Chciała być jak najdalej
od niego. Widział jej przerażony wzrok i
zrobiło mu się nieswojo. Był ciekawy co
spowodowało, że waleczna Gryfonka kuli się przed nim. Usiadł na łóżku, Ginny tęsknie spojrzała w
stronę drzwi, łzy znów napłynęły jej do niebieskich oczu. Zabini przesunął się w stronę dolnej części
łóżka, tym samym zwiększając dystans między nimi.
– Jak tu
trafiłaś? – zapytał. Chyba ta kwestia interesowała go najbardziej. Ginevra
pokręciła jedynie przecząco głową, nie mogła wydobyć z siebie ani jednego
dźwięku.
– Nie chcesz
mówić? – zapytał podirytowany. Nie wiedział dlaczego Gryfoni zawsze tak
utrudniają. – Możemy wykorzystać ten czas na coś innego niż mówienie… – Była to
cicha groźba, którą Ginny natychmiast zrozumiała. Pospiesznie zaczęła tłumaczyć
jak Marcus ją sprzedał. Blaise z każdym słowem, które wyrzuciła z siebie
dziewczyna rozumiał mniej i mniej.
– Stop! –
krzyknął, żeby powstrzymać jej słowotok. Ginny natychmiast zamilkła.
– Powoli od
początku. – Ginevra wzięła głęboki wdech. Opowiedziała mu wszystko od początku,
od ucieczki z zamku. Pominęła kilka szczegółów związanych z Harry’m. Blaise
słuchał w spokoju z zaciekawieniem.
– Tak
trafiłam tutaj – powiedziała spokojnie na zakończenie.
– To
stosunkowo niedawno – podsumował Ślizgon.
– Czy… czy
mogę o coś spytać? – powiedziała, podnosząc na niego wzrok. Mężczyzna wstał z
łóżka dziewczyny.
– Właśnie to
zrobiłaś. – Z tymi słowami wyszedł, zostawiając Ginevrę. Zegar wskazywał
wpół do piątej. Ginny stwierdziła, że to dobry moment na sen.
*
Blaise
opuścił pokój numer dziewięć. Szedł przez korytarz, nie zwracając uwagi na
skromnie odziane panny wyglądające ze swoich pokoi. Nie jedna chciałaby, żeby
to on dziś ją odwiedził. Jednak Ślizgon szedł pewnie w stronę recepcji. Starsza
kobieta siedziała za biurkiem.
– Czym możemy
panu służyć?
– Chcę się
widzieć z szefem tego przytułku.
– Przykro mi,
ale… - nie dał kobiecie dokończyć. Walnął pięścią w dębowe biurko.
– Zaprowadź
mnie do swojego szefa! – wydarł się. Przerażona kobieta wstała w pośpiechu.
Szła przez jeden z korytarzy, prowadząc za sobą Zabiniego. W końcu przystanęła
przy drzwiach bez numerka. Zapukała
delikatnie i uchyliła drzwi.
– Przepraszam,
że panią niepokoje, ale… – Rachel nie
dała jej dokończyć.
– Nie mam
czasu Marto, przyjdź po jedenastej. – Blaise pchnął drzwi, tak, że otworzyły
się na całą szerokość.
– Myślę, że
pani znajdzie chwilkę – powiedział z grobową miną. Na jego widok Reachel
zrobiła wielkie oczy.
– Oczywiście,
Marto zostaw nas. – Kobieta posłusznie się wycofała, wracając na recepcję.
Blaise wszedł do środka zamykając za sobą drzwi.
– Czy nie
jest pan zadowolony? Na pewno znajdziemy kogoś, kto… – Przerwał jej:
– Nie widzę
takie potrzeby. – Z kieszeni szaty wyciągnął sakiewkę pełną brzęczących galeonów.
Rzucił ją na stolik. Rachel podejrzliwie spojrzała na chłopaka.
– Płaci pan
za cały miesiąc? – zapytała niepewnie. Pierwszy raz ktoś przyniósł tak dużą
sumę do jej przytułku. Zabini uśmiechnął
się pod nosem i pokręcił przecząco głową.
– Chce mieć
pewność, że nikt oprócz mnie nie będzie mógł jej odwiedzać.
– O kim
konkretnie mówimy? – zapytała Rachel marszcząc brwi.
– Pokój z
numerem dziewięć. – Kobieta wzięła ostrożnie sakiewkę i powoli kiwnęła głową.
Doskonale pamiętała, która z jej podopiecznych zamieszkuje pokój numer
dziewięć. Blaise wyszedł bez pożegnania.
***
– Byłeś u
Weasley? – zapytał Draco przyjaciela, kilka dni później.
– Tak. – Nic
więcej nie dodał, Zabini nie był zbyt rozmowny.
– I co?
Dostałeś ją?
– Tak. – Znów
bez żadnych szczegółów. Draco westchnął podirytowany.
– Jaka była?
– Nie tknąłem
jej. – Draco gwizdnął cicho.
– Co się
stało? Nadal pachnie jak zdrajczyni krwi?
– Gadaliśmy.
– Stary? –
Blaise spojrzał na Malfoya. – Znajdź jakiegoś specjalistę.
– Od gadania?
– warknął Blaise.
– Od chorych
na głowę. – Z tymi słowami Draco zostawił przyjaciela.
***
Dwa tygodnie
później…
Ginny
siedziała przy toaletce i rozczesywała świeżo umyte włosy, dochodziła ósma
wieczorem. Od wizyty Blaise’a nie miała innych gości. Jadła w sypialni, a nie z
innymi dziewczynami. Mia chyba jej już wybaczyła i czasami wpadała pogadać, ale
Ginny zbywała ją krótkimi odpowiedziami. Nadal nie wiedziała, dlaczego nikt już
jej nie odwiedza. Oczywiście bardzo ją to cieszyło, ale z drugie strony
napawało lękiem. Nie była już tą samą optymistyczną osóbką i myślała, że to
cisza przed burzą. Odłożyła szczotkę na toaletkę i spojrzała w lustro. Nie
poznała się. Wyglądała tak samo, a jednak inaczej. Nie potrafiła tego
wytłumaczyć. Czuła się brudna. Czasem budziła się w środku nocy i nadal czuła
na sobie jego dotyk. Spojrzała na przygotowany wcześniej komplet granatowej
bielizny. Miała go dziś założyć, ostatnio przestało jej to przeszkadzać bo
miała pewność, że nikt nie przyjdzie. Zdjęła biały szlafrok i podeszła do łóżka.
Ubrała granatowe, koronkowe figi i stanik do kompletu. Włosy jej już trochę
wyschły i były tylko lekko wilgotne. Gryfonka usiadła na łóżku w siadzie
skrzyżnym i czekała. Sama nie wiedziała na co, ale robiła to każdego wieczoru. Zegar pokazywał w pół do dziewiątej.
Dziewczyna poczuła lekki niepokój kiedy
drzwi powoli się uchyliły. Zmarszczyła brwi i wstała z miękkiego
materaca. Zatrzymała się w pół kroku, kiedy do środka jej sypialni wszedł
Zabini. Przyglądali się sobie bez słowa. Blaise zlustrował dziewczynę wzrokiem.
Ginny wystarczyło jedno spojrzenie, żeby szybko wycofać się w najdalszy kąt
pokoju. Stanęła obok stoliczka nocnego przy łóżku, za plecami miała zimną
ścianę.
– Boisz się
czegoś? – zapytał, kpiąc z Ginny. Nie odpowiedziała. Ślizgon nadal ją
przerażał.
– Daj spokój,
Weasley. Gdzie duch walki? – zapytał, znudzony jej strachem. Kiedyś oddałby
wiele, żeby zobaczyć strach na twarzy pyskatej Gryfonki. Rozumiał, że strata
brata i chłopaka może wstrząsnąć człowiekiem, ale bez przesady. Zabini nie wiedział
tylko, że to on był jej koszmarem. Podszedł do Ginny pewnym krokiem. Przeszyły ją
ciarki i dostała gęsiej skórki. Starała się opanować drżenie rąk.
– Zimno ci? –
stanął tuż przed nią i powoli nachylił się w stronę Ginevry – możemy to zmienić
– wyszeptał. Rudowłosa dziewczyna szukała jakiejś drogi ucieczki, ale zapędził
ją w kozi róg. Nie spuszczając z niego wzroku próbowała wymacać łóżko, niestety
zamiast tego strąciła lampę ze stolika nocnego. Szkło boleśnie wbiło się w jej
przegub. Syknęła z bólu, a Blaise odsunął się. Szkło z klosza lampy było
wszędzie, na podłodze, łóżku. Kilka odłamków utkwiło w ręce dziewczyny.
– Zobaczę to
– rzucił Ślizgon i wyciągnął swoją dłoń, aby chwycić rękę dziewczyny. Szybko ją
zabrała.
– Nie dotykaj
mnie – wyjąkała. Ręka piekła niemiłosiernie, pomimo że były to tylko drobne
skaleczenia. Zabini westchnął podirytowany.
– Pokaż to. –
Stanowczo chwycił dziewczynę za łokieć, pokaleczonej ręki. Próbowała się
wyrwać, zaczęła szlochać. Nie mogła znieść jego dotyku na swojej skórze.
– Uspokój
się! – wrzasnął. Blaise zupełnie nie rozumiał zachowania Ginny. Dziewczyna
przestała się szarpać i spojrzała na niego zaczerwienionymi oczami. Widział w nich tylko przerażenie. Puścił ją,
a Ginny z siłą rozpędu prawie upadła na potłuczoną lampę. Mężczyzna szybko
zareagował. Chwycił ją za zdrową rękę i przyciągnął do siebie. Serce Ginny
zaczęło bić szybciej, ale nie była pewna czy spowodował to strach. Kiedy Blaise
upewnił się, że Gryfonka stoi o własnych siłach, puścił ją i odsunął się
trochę.
– Obiecuję,
że nie zrobię ci krzywdy – powiedział. Chciał, żeby Ginevra w końcu przestała
się trząść. Irytowało go to. Dziewczyna
przestała szlochać i stała spokojnie.
– Pokaż mi tę rękę. – Ginny wyciągnęła drżącą
dłoń w jego stronę. Skrzywiła się kiedy chwycił ją poniżej łokcia. Ślizgon
wyciągnął różdżkę z kieszeni szaty.
Usiłował znaleźć jakieś zaklęcie na usuwanie szkła, ale nic nie
przychodziło mu do głowy. Doskonale wiedział co ma zrobić, kiedy już wyciągnie
odłamki, ale nie wiedział jak je wyciągnąć. W końcu zdecydował się zrobić to
bez użycia magii.
– Usiądź –
polecił krótko. Zrobiła to bez zająknięcia. Kucnął przed nią i ze skupieniem,
powoli chwycił jeden z większych kawałków szkła. Krzyknęła z bólu. Przepraszam.
Cisnęło mu się na usta, ale nic nie powiedział. Spokojnie usunął kawałki
szkła, nie przejmując się syknięciami bólu. Mrucząc kolejne kilka zaklęć,
zasklepił rany i opatrzył je. Spojrzała
na niego, nie dostrzegła tej agresji, którą zapamiętała. Nic nie mówili długi czas, w końcu Gryfonka
złożyła na kolanach obie ręce i powiedziała:
– Dziękuje. –
Zabini kiwnął głową i wstał. Schował różdżkę i przyglądał się dziewczynie –
drżała. Nie rozumiał dlaczego. W pokoju
nie było ani zimno ani Gryfonka nie wyglądała na chorą. Chociaż? Zastanowił się. Pobladła, kiedy wszedłem. Chwila… Zmarszczył
brwi.
– Weasley? –
Spojrzała na niego, było to spojrzenie spłoszonego zwierzęcia, które nie ma
dokąd uciec. Nie mógł znieść tych niebieskich oczu pełnych lęku.
– Czy ty się
mnie boisz? – To pytanie zmieniło wszystko, chociaż Blaise nigdy nie uzyskał
odpowiedzi. Ginevra spuściła głowę i po prostu się rozpłakała. Złamał ją. Już
nigdy nie będzie dawną Ginny, już nigdy nie spojrzy na siebie tak jak kiedyś.
Już nigdy. Targały nią emocje ostatnich miesięcy – strach, ból i przerażenie.
Było też coś pomiędzy tym wszystkim, coś co zostało z dawnej Gryfonki, coś co
nie pozwalało jej odejść. Śmierć byłaby za prosta, Ginny nadal chciała żyć.
Wola walki pozostała. Wiedziała, że nie może się bać, nie Zabiniego.
Przypomniała sobie noc kiedy pierwszy raz ją odwiedził. Zamknęła oczy i
przełknęła słone łzy. Ślizgon stał nad nią bezradnie, nie wiedział co dzieje
się z Ginny, ale wiedział, że nie jest mu to obojętne. Chciał jakoś jej pomóc,
ale przez skąpy strój dziewczyny nie mógł się skupić. Zdjął swoją szatę
wyjściową i zarzucił Gryfonce na ramiona. Usiadł obok niej i pochylił się od
przodu. Złączył dłonie.
– O co
chodzi? – zapytał. Ginny pokręciła tylko głową i starała się opanować. Odsunęła
się od Ślizgona. Milczał dłuższą chwilę wsłuchując się w cichy szloch Gryfonki.
Nie mógł wytrzymać tego dłużej.
– O co
chodzi, Weasley?! – Wrzaski podirytowanego mężczyzny, trochę ją otrzeźwiły.
Załzawionymi oczami spojrzała na Blaise’a. Czarny, aksamitny materiał zsunął
się z jej ramion, odsłaniając na nowo jej zaróżowioną skórę. Zabini poderwał się z łóżka.
– Czego
ryczysz, Weasley? Wiesz co robią z innymi zdrajcami krwi, mogłabyś już dawno
nie żyć!
– Czasami bym
chciała – szepnęła cicho. Zabini zmarszczył brwi, nic z tego nie rozumiał. Powinna być szczęśliwa, ma spokój, nikt
oprócz mnie jej nie może odwiedzić.
– Dlaczego? –
zapytał spokojnie, kiedy już zdążył ochłonąć.
– Jestem
kurwą – powiedziała, wzruszając ramionami. Słone łzy znów polały się po jej
policzkach.
– I co z tego? – zapytał w końcu. Nie widział
w tym większego problemu, dziewczyna przynajmniej była wolna. Wolna od
rozkazów. Przynajmniej tak mu się wydawało. Nie chciał być śmierciożercą, ale
mroczny znak na przedramieniu nie dawał wyboru.
Kiedy tu przychodził czuł się wolny. Wolność
to pojęcie względne. Pomyślał gorzko. W „Spadających gwiazdach” nikt go nie
kontrolował, nikt mu nie rozkazywał, to on był panem i władcą. Z rozmyślań
wyrwał go głos dziewczyny:
– Nie
rozumiesz, jestem dziwką. Jestem nikim, jestem, ale tak naprawdę mnie nie ma.
Nie ma Ginny Weasley, jest dziewczyna na skinienie z pokoju numer dziewięć.
– Może tak
miało być? Może miałaś stać się kimś innym? Może Ginny Weasley nie była ci
pisana. – Nie rozumiała o czym mówi, ale zaciekawił ją. Sama nie wiedziała,
kiedy pozwoliła mu otrzeć swoje łzy, białą chusteczką. Zabini siedział skupiony
i przyglądał się zaczerwienionej twarzy dziewczyny. Przypomniał sobie ich
pierwsze spotkanie w tym miejscu. Nienawidził za to siebie, jak za wiele innych
rzeczy. Już nie był tym roześmianym przyjacielem Dracona Malfoya. Był poważnym,
ponurym… No właśnie? Kim jesteś Blaise?
Kim się stałeś? Nadal szukał
odpowiedzi. Ginny czuła się, jakby widziała go pierwszy raz. Kiedy ze
skupieniem wycierał jej łzy, delikatnie marszczył brwi, ciemne oczy studiowały
każdy kawałek jej twarzy. Miała przed sobą innego człowieka. Nagle poczuła, że dłużej
nie wytrzyma w bezruchu. Musiała wiedzieć, tu i teraz. Pchnięta do przodu
resztkami Gryfońskiej odwagi, szybko na ułamek sekundy dotknęła wargami jego
ust. Blaise nie zdążył nawet mrugnąć, kiedy Ginny z przerażeniem odsunęła się
od Ślizgona. Zorientowała się co zrobiła, a zaraz później dotarło do niej, że
złamała jedną z zasad, o których mówiła jej Mia. Poczuła się z tego powodu
głupio i nieswojo, ale te wszystkie uczucia minęły, gdy tylko z pełną
świadomością zorientowała się co zrobiła. Jednak tym razem dotyk jego skóry nie
był bolesnym zabiegiem, a właśnie tak to zapamiętała. Każde choćby
najdrobniejsze muśnięcie było torturą. Ten przelotny pocałunek sprawił, że nie
wiedziała co myśleć. Blaise znów dostrzegł strach w je oczach, nie zdążył nawet
dobrze poznać smaku jej ust. Zdecydowanie chciał ją mieć na dłużej, intrygowała
go. Powoli wyciągnął rękę w stronę jej
policzka, odsunęła się ostrożnie, tak aby nie mógł jej dotknąć. Westchnął podirytowany
i znów ostrożnie zbliżył dłoń do jej twarzy. Tym razem pozwoliła się dotknąć.
Blaise powoli położył rękę na jej policzku. Przymknęła oczy, drżała. Bała się,
tak cholernie się bała. Nie chciała, aby tamten koszmar się powtórzył.
– Ciiiśśś… -
szepnął w jej stronę. Siedzieli ramię w ramię, ale nie stykali się barkami.
Dziewczyna miała zamknięte oczy i głowę zwróconą w stronę Zabiniego. Mężczyzna
miał ochotę wbić się w jej wargi i zachłannie scałować każdy centymetr jej
ciała, ale powstrzymał się. Podobało mu się, że jest inna, że musi ją oswoić,
że nie jest chętna, że w tym momencie jest tylko jego. Chciał, żeby zawsze już
tak było. Delikatnie dołożył drugą rękę, tak, że przytrzymywał jej twarz przy swojej,
w każdej chwili mogła się wyrwać, ale nie zrobiła tego. Ostrożnie zbliżał swoją
twarz do jej. Ginny czuła jego ciepły oddech, delikatnie otworzyła usta, aby
dać mu ciche przyzwolenie. Powoli złączył ich wargi. Delikatnie muskał ustami
jej wargi, już nie trzymał dziewczyny i Ginevra w każdej chwili mogła się
odsunąć, ale nie chciała. Pocałunek sprawił, że adrenalina zaczęła krążyć w jej
żyłach. Bała się, ale nie odpuszczała. W pewnym momencie nawet oddała jeden z
pocałunków. Blaise delikatnie położył swoją rękę na jej tali – zadrżała i
odsunęła się. Nie spojrzała mu w oczy, nie była w stanie.
– A jednak
się boisz – powiedział cicho, a potem odsunął się od Gryfonki i odchrząknął.
Chciała coś powiedzieć, zaprzeczyć, ale miał rację. Bała się. Znów tchórzysz? Zapytała samą siebie.
– Chcesz
wrócić do tego co było? – zapytał, wstając z łóżka. Nie rozumiała, zamarszczyła
tylko brwi i posłała mu przerażone spojrzenie. Westchnął ponownie, nie miał
siły jej wszystkiego tłumaczyć.
– Chcesz,
żeby znów odwiedzali cię inni? Nie tylko ja? – Wytrzeszczyła na niego oczy.
Czekał na odpowiedź, aż w końcu dziewczyna odzyskała mowę.
– Nie –
wykrztusiła. – Nikt mnie nie…
– To czego
chcesz? – przerwał jej. Ginny jedyne co mogła zrobić to wpatrywać się w niego
niebieskimi oczami. Zrozumiała, że był jej wybawcą i katem jednocześnie. Znów
miała ochotę się rozpłakać. Milczała
dłuższą chwilę, aż w końcu Zabini nie wytrzymał i zabierając swoją szatę,
wyszedł, trzaskając drzwiami.
***
Dwa dni
później…
Przyszedł
wieczorem. Jak zwykle nienagannie ubrany w wypastowanych butach. Włosy miał
świeżo umyte, szatę niemal nową. Jedynie zmęczona twarz zdradziła Ginny
prawdziwy stan mężczyzny. Był po prostu wykończony. Mimo całej idealnej otoczki
Blaise Zabini był wrakiem człowieka. Kiedy ją zobaczył, taką mimo wszystko
niewinną, słodką i hipnotyzującą, cień uśmiechu pojawił się na jego ustach. Ginny
długie włosy splotła w warkocz , który spływał po jej ramieniu w dół. Miała na
sobie białą bieliznę i satynowy szlafroczek, krótki do połowy uda w kolorze
ciemnej wiśni. Niepewna spojrzała w jego
oczy. Wyrażały taką bezsilność, że dziewczyna wstrzymała oddech. Czekała na to
co jej powie, ale uparcie milczał. Podeszła do niego i rozłożyła ramiona,
przytulił ją, nadal bez słowa. Ginevra wolała na pytać co się stało. Wiedziała,
że każdy czasem potrzebuje ciepła drugiego człowieka i pomimo swojego strachu do
mężczyzny chciała mu pomóc. Blaise trzymał w ramionach drobne ciało Ginny. Czuł
jej delikatne palce na plecach, jak gładzą go powolnym ruchem. Miał ochotę płakać. Zabił. Znów musiał zabić.
Patrzył w oczy tamtej kobiety i bez zająknięcia użył śmiertelnego zaklęcia.
Wcześniej obserwował jej tortury. Wrzask kobiety męczył go przez całą drogę
tutaj. Całe to zło było wyrządzone dla zabawy. Czarny Pan po prostu się nudził.
Blaise nie mógł zrozumieć takiego zachowania. Sprawiłeś,
że ONA też tak krzyczała, płakała i prosiła. Jesteś tak samo bestialski jak
Voldemort! Rozbrzmiało w jego głowie. Nienawidził się za to i za wiele
innych rzeczy. Ginny otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia kiedy łzy zaczęły
moczyć jej szlafroczek. Na ramieniu miała mokrą plamę. Mężczyzna płakał. Nie
mogła w to uwierzyć, ktoś kto potrafił tak ją skrzywdzić również miał uczucia.
Powinna cieszyć się, że ktoś skrzywdził jej oprawce, ale nie mogła. Stała tak
jeszcze chwile i gładziła go po plecach, wtuliła głowę w jego ramię. Słyszała
jego cichy szloch. W końcu odważyła się zapytać:
– Co się
stało? – Na początku nie odpowiedział, a nawet odsunął się od Ginny. Spojrzała
w jego umartwioną twarz.
– Proszę
bardzo, tak właśnie wygląda Blaise Zabini. Dumny Ślizgon, śmierciożerca.
Słaby, płaczliwy sadysta. – Zaśmiał się gorzko. – To moment, w którym się
śmiejesz, Weasley – dodał, widząc jej zaszokowaną twarz.
– Nie myślę
tak. – Pokręciła głową, marszcząc brwi. To dziwne, ale nie miała go za słabego.
Strach i nienawiść jakie żywiła wobec mężczyzny stały się czymś jeszcze.
– Łzy nie są
oznaką słabość. One… one nam pomagają, są częścią człowieczeństwa. I są każdemu
potrzebne – powiedziała z taką pewnością, że prawie jej uwierzył. Prawie. – Co
się stało? – zapytała jeszcze raz, ale tym razem spojrzała mu w twarz. Wzruszył
ramionami.
– A czy to
ważne? – Uniosła pytająco brew.
– Chyba sam
powinieneś odpowiedzieć sobie na to pytanie. – Westchnął i potarł zmęczoną
twarz, miała rację. Ujął jej rękę i poprowadził do łóżka, Ginny miała przed tym
opory, ale zmusiła się do podążenia za Ślizgonem. Nakazał jej usiąść na łóżku
i tak też zrobiła. Ostrożnie wdrapała się na materac i usiadł na jednej z
poduszek. Mężczyzna przysiadł na skraju białej pościeli w nogach łóżka. Cicho
zaczął opowiadać o tym co kazano mu dziś zrobić. Ginevra nie czułą się
zaskoczona. Domyślała się w jaki sposób Voldemort obchodzi się z mugolami i
mugolakami.
– Miała
rodzinę, umierała z imieniem swojej córki na ustach. Czarny Pan kazał Draco
znaleźć córkę, ma zginąć jutro. – Schował twarz w dłoniach. – Nie tak miało
być.
– A jak sobie
to wyobrażałeś? – zapytała zdenerwowana. Nie mogła uwierzyć, że mężczyzna
łudził się, że kiedy Voldemort wygra będzie lepiej. Wzruszył tylko ramionami. Zobaczyła
w nim bezradnego chłopca, prawie tak bezradnego jak ona w czasie jego pierwszej
wizyty. Przełknęła nerwowo ślinę na tamto wspomnienie.
– Ja… – zaczął
łamiącym się głosem. – Ja nic nie myślałem. - Nic nie powiedziała. Blaise nie
patrzył jej w oczy, jego wzrok błądził po odkrytych nogach dziewczyny. Chciał
jej dotknąć, poczuć dotyk jej dłoni na sobie, jej usta na swojej szyi.
Potrzebował tej bliskości. Szczególnie teraz.
– Ginny –
zwrócił się do niej po imieniu, co zaskoczyło rudowłosą osóbkę, z
zainteresowaniem przyglądała się mężczyźnie.
– Czy… czy możesz mi zaufać? – W pomieszczeniu zapanowała cisza, była
ogłuszająca.
– Nie –
szepnęła i znów zapanowała cisza. Pokiwał powoli głową.
– Tak myślałem.
Ja… ja cię potrzebuję.
– Mnie? –
zapytała szczerze zdziwiona. Z tyłu głowy Ginevry błąkało się pytanie Potrzebna do czego? Ale nie chciała pytać
na głos, bała się odpowiedzi.
-–Zostań ze
mną.
– Nie mogę
opuścić tego pokoju – odparła machinalnie, zgodnie z prawdą.
– Zostań ze
mną na zawsze – szepnął i przyciągnął ją do siebie. Zesztywniała. Zabini wyczuł
jak mięśnie dziewczyny się napinają, jak wstrzymuje oddech. Przyłożył jej głowę
go swojej klatki piersiowej.
– Nie zrobię
ci krzywdy.
- Nie wierzę,
Blaise. Ktoś kto raz skrzywdził, robi to już zawsze. – Zamknęła oczy, czekając
na cios, ale on nie nadszedł. Wsłuchiwała się w bicie jego serca.
– To
Voldemort mi kazał, nie chciałem jej zabić, nie chciałem…. – przerwała mu,
słysząc łamiący się głos.
– Nie mówię o
tej mugolaczce, to mnie skrzywdziłeś. – Pozwolił jej się odsunąć. – To mnie skrzywdziłeś i nigdy tego nie
zapomnę. Jesteś moim koszmarem, Blaise. – Nawet nie wiedziała kiedy po jej
policzkach zaczęły cieknąć łzy. Przypomniał sobie tę pierwszą noc tutaj.
Słyszał jej wrzaski i błagania. Kiedy pomyślał, że to właśnie tutaj z jakimś
obleśnym typem straciła swój skarb i pewnie ów mężczyzna nie był lepszy do
niego… Potem musiała znosić to każdej
nocy, a potem przyszedł on. Podejrzewał, że był najgorszy ze wszystkich. Wielki niby pan. Kpił sam z siebie.
Nagle zapragnął pokazać jej, że może być inaczej. Przysunął się znów do
dziewczyny i wierzchem dłoń starł jej łzy.
–
Zdecydowanie za często płaczemy – stwierdził i ujął jej twarz w dłonie.
Przymknęła oczy, to dodawało jej odwagi. Delikatnie ją pocałował i szybko się
odsunął sprawdzając jej reakcję.
– Za często –
powtórzyła jak echo. Powoli otworzyła oczy i zbliżyła się do mężczyzny. Stykali
się czołami.
– Zostań ze
mną – wyszeptał, zanim złożył pocałunek na jej wargach. Odsunęła się powoli, a
on puścił jej twarz. Chciał sprawić, żeby prosiła o więcej pocałunków. Żeby
błagała, aby jej dotknął i przestała się go bać. Chciał też wiedzieć, czy
kiedyś miała mężczyznę, który był dla niej dobry.
– Mam
pytanie.
– To pytaj
–powiedziała, wzruszając ramionami. Odrzuciła długi warkocz na plecy i
wyzywająco patrzała mu w oczy. Wracała jej dawna odwaga, którą zgubiła parę
miesięcy temu. W końcu zapytał:
– Czy było ci
kiedyś dobrze z mężczyzną? – Znów cisza. To pytanie zupełnie zbiło ją z tropu,
zapomniała jak się oddycha. Czy on myśli,
że był ktoś jeszcze? Zapytała samą siebie z niedowierzaniem, ale zaraz
przyszła odpowiedź. Przecież jesteś w
burdelu! Myśli, że był pięćdziesiąty, kretynko! Zamknęła dotąd lekko
otwarte usta i zdecydowała się na prawdę. Pokręciła przecząco głową i ze
wszystkich sił starała się nie odwrócić wzroku. Wytrzymała jego spojrzenie.
– A – zawahał
się, oceniając swoje szanse na otrzymanie odpowiedzi . – A Potter? – zapytał
niepewnie.
– Nie
robiliśmy tego, jeśli o to mnie pytasz. Skończ to przesłuchanie, dobra? – burknęła.
Wracała dawna Ginny, odważna, zadziorna i pewna swego. W jakimś stopniu
przestała się bać.
– Rozbierz
się – polecił krótko, ale nie był to ten sam ton co pierwszej nocy. Wybałuszyła
na niego oczy.
– Cc...oo? –
zająknęła się. – Ja... ja przepraszam, nie chciałam, już nie będę… ja… zrobię
wszystko… powiem ci wszystko co chcesz… - widząc jej panikę był trochę
rozbawiony, ale to uczucie szybko minęło kiedy zorientował się, że dziewczyna
znów zaczyna się bać.
– Nic ci nie
zrobię, jeśli mnie o to nie poprosisz – zapewnił i sam zdjął szatę przez głowę.
Ginny drżała, bała się, że jej koszmar się powtórzy, tak cholernie się bała!
Wstała z łóżka i na miękkich nogach stanęła przed mężczyzną. Drżącymi rękami
zaczęła rozplątywać pasek szlafroka. W końcu się jej udało i zrzuciła ciemno
wiśniową tkaninę na podłogę. Nie patrzała na niego, stała w samej bieliźnie i
objęła się ramionami. Zaraz jej ręka powędrowała do zapięcia od śnieżnobiałego
stanika.
– Wystarczy –
powiedział stanowczo. Odważyła się zerknąć w jego stronę. Nie wyglądał na
zdenerwowanego, ale ciemne brwi miał ściągnięte bliżej siebie, nos zmarszczony.
Ewidentnie nad czymś myślał. Wstał z łóżka i zlustrował Ginny wzrokiem. Stanął
przed nią i chwycił za ręce. Delikatnie poprowadził jej zgrabne palce do guzika
przy kołnierzu białej koszuli, którą miał na sobie. Gryfonka szybko odpięła
drobny guzik, a Blaise przesunął jej rękę do kolejnego. W końcu jego biała
koszula opadła na podłogę. Powoli położył swoją rękę na jej plecach, poniżej
łopatek. Spięła się automatycznie, kiedy jego palce dotknęły jej skóry. Wyczuł
to i nieśpiesznie zjechał ręką w dół. Zatrzymał się na tali dziewczyny.
– Pocałuj
mnie. – Była to niemal prośba ze strony mężczyzny. Ginny zupełnie zapomniała o
umowie z Rachel, podeszła bliżej i stając na palcach złożyła szybki pocałunek
na jego ustach. Zrobiłaby wszystko byleby tylko był zadowolony i zostawił ją w
spokoju. Blaise od razu zauważył, że pocałunek był niechętny. Uśmiechnął się i
kładąc drugą rękę w tali Ginevry, złożył na jej ustach pocałunek. Delikatny,
ale bardzo chętny. Muskał wargami jej wargi, a nawet obrysował kształt jej ust
językiem. Mimo wszystkich tych zabiegów Ginny nadal stała jak sparaliżowana.
Nie potrafiła cieszyć się pieszczotami wiedząc jak okrutnie może zostać
potraktowana. Blaise niechętnie puścił rudowłosą dziewczynę.
– Naprawdę
nie zrobię nic wbrew twojej woli.
– Nie wierzę
ci. – Odważyła się powiedzieć. Westchnął cicho.
– Co mam
zrobić żebyś uwierzyła? – zapytał bezradnie.
– Zostaw
mnie. Zostaw mnie samą. – Zrobił krok w
jej stronę, a ona się cofnęła. Schylił się po koszulę i ubrał w pośpiechu.
Chwycił szatę i zakładając ją opuścił pokój numer dziewięć. Obiecał sobie, że
już nie wróci.
***
Miesiąc
później…
Ginny
zauważyła, że poczyniono zmiany względem jej pokoju oraz zajęć. Zaczęło się od
posiłków, które jadła z Rachel i jej znajomymi. Reszta kobiet pracujących w
Spadających gwiazdach nadal spożywała posiłki w niewielkiej jadalni na dole,
Ginny natomiast prawie codziennie udawała się na obiad do przeróżnych restauracji.
Rachel nigdy jej nie powiedziała co spowodowało tą zmianę, chociaż rudowłosa
dziewczyny pytała nie raz. Kolejną zmianą była zawartość jej garderoby, dostała
zwykłe ubrania i kilka sukni ze sklepu Madame Malkin. To właśnie w tych
kreacjach najczęściej pojawiała się na wytwornych obiadach u boku Rachel. Nigdy
się nie odzywała. Zazwyczaj jadły w tym samym towarzystwie, wszyscy byli w
wieku Rachel lub starsi więc Ginevra nie miała do kogo ust otworzyć. Właściwie
się nie skarżyła na taki stan rzeczy. Inne dziewczyny ze Spadających gwiazd w
ogóle przestały się do niej odzywać, ale nigdy nie zależało jej na dobrych
kontaktach ze współpracownicami. Do pokoju Ginny wniesiono regał na książki i
dość szybko zapełniono wieloma ciekawymi tytułami. Rudowłosa Gryfonka z braku
innych zajęć chętnie sięgała po książki, czasem było jej trudno bo każda
przeczytana strona kojarzyła jej się z Hermioną, a ta z Harrym i Ronem. Strata
nadal bolała. Inną osobą, która nie chciała opuścić jej głowy był Blaise
Zabini. Cały czas analizowała wszystkie jego wizyty. Przypominała sobie, każdy
ruch. Próbowała zrozumieć jego zachowanie, ale nie ważne jakby się nie starała
to było ponad jej siły. Nie potrafiła go rozgryźć. Nieraz zastanawiała się czy
się jeszcze zobaczą, tylko nie była pewna czy chce tej wizyty. Jedyną rzeczą,
która się nie zmieniła był jej wieczorny rytuał. Codziennie o siódmej brała
kąpiel, rozczesywała włosy, a potem ubierała wcześniej wybraną przez Rachel
bieliznę. Siadała na łóżku i czekała. No co? Na kogo? Nie wiedziała. Był to
kolejny taki wieczór, z góry założyła, że nikt jej nie odwiedzi więc wpakowała
się na miękki materac z książką w dłoni. Dziś miała czarne pończoszki i komplet
bielizny w tym samym kolorze. Dostała gorset zamiast stanika, kończył się tuż
nad pępkiem. W taki stroju zdecydowanie nie było jej wygodnie, ale ubieranie
takich czy innych majtek było częścią jej niewielu obowiązków. Otworzyła
książkę na stronie czterdziestej szóstej, to właśnie tu zakończyła wczoraj.
Czytała powieść o czarodzieju, który próbuje odszukać swoją zaginioną żonę.
Kobieta została wyrzucana przez świstoklik w innym wszechświecie. Kiedyś Ginny nie sięgnęłaby po taką lekturę,
ale wiele się zmieniło. Położyła się wygodnie na brzuchu, głową w stronę drzwi
i zaczęła czytać. W pokoju było dość jasno, ale w każdej chwili dziewczyna
mogła przyciemnić lampę w pomieszczeniu. Drzwi otwarły się gwałtownie, a jej
serce zabiło szybciej. W końcu doczekała tej chwili, w końcu dostała kolejną
szansę. Zamknął za sobą drzwi i od razu zdjął szary sweter przez głowę, rzucił
nim w stronę fotela. Podszedł do łóżka, na którym nadal leżała zaskoczona
dziewczyna.
- Już dłużej
nie mogę! – Tym jednym zdaniem chciał wyrazić wszystko co czuł podczas ich
rozłąki. Musiał ją zobaczyć, bo chyba by zwariował. Draco dostawał z nim na
głowę, nie mówił o nikim innym, nie potrafił się skupić. Chciał po prostu
zobaczyć jej twarz. Życie mnie
rozpieszcza. Pomyślał przelotnie wodząc wzrokiem po pośladkach Ginny,
przesunął wzrok dalej na pończochy.
Uśmiechnął się. Ginny zamknęła dotąd otwarte lekko usta i zamknęła
książkę. Pośpiesznie usiadła na łóżku i zamrugała kilka razy.
– Co… Co tu
robisz? – zapytała bez sensu.
– Stoję,
Weasley, stoję – zakpił, a jego uśmiech objął całą twarz, widząc jej oburzenie.
– Wiesz, że
nie o to pytam. – Wzruszył ramionami.
– Nie muszę
ci się tłumaczyć…
– Wiem, ale…
– Wcześniej
nie byłaś taka gadatliwa – mruknął ponuro. Usiadł na łóżku obok niej i położył
swoją dłoń na kolanie dziewczyny. Powoli przejechał ręką wyżej. Ginny syknęła,
kiedy palce chłopaka zatrzymały się wraz z materiałem pończoszki. Nie chciała
jego dotyku. Przecież chciałaś, żeby
przyszedł. Odezwało się jej wewnętrzne ja.
Zabrał rękę z westchnieniem, Blaise sądził, że będzie łatwiej. Nadal nie
rozumiał dlaczego dziewczyna jest wobec niego taka niechętna. Widząc jego
zmęczoną twarz i zawiedzione oczy, wbrew sobie chwyciła jego rękę i z powrotem
położyła na swoim udzie. Blaise przez chwilę rozkoszował się miękkością jej
skóry. Ginny wstrzymała oddech, czekając na to co się stanie. Bo czy właśnie
nie dała mu cichego przyzwolenia na zrobienie z nią tego co… Nie dokończyła tej
myśli. Zabini powoli przesunął ręką wzdłuż jej nogi, aż do zgięcia przy
żebrach. Opuszkami palców muskał jej skórę na brzuchu, w okolicach pępka. Ginny
siedziała sztywna i spięta, nadal nie czuła się bezpiecznie z Zabinim w jednym
pomieszczeniu.
– Wysyłasz sprzeczne sygnały – mruknął i
zabrał rękę. Ginny powoli wypuściła powietrze i spojrzała mężczyźnie w oczy.
– Ja… –
Chciała się jakoś wytłumaczyć, ale sama nie wiedziała co chce powiedzieć.
Spuściła wzrok na podłogę.
– Chcę, żebyś
wiedziała, że to co się stało, kiedy pierwszy raz…
–Nie mówmy o
tym – przerwała mu cicho. Wolała nie
rozdrapywać świeżych ran, a ta wyjątkowo bolała. Blaise nic nie mówił dłuższy
czas, było mu wstyd, że tak ją potraktował. Ginny okazała się kimś więcej niż
głupią, młodszą siostrą kumpla Pottera. Zabini przekonał się, że można z nią
normalnie porozmawiać, zwierzyć się. Żałował, że nie poznał się na niej
wcześniej. Ta przeklęta noc będzie cię
męczyć do końca życia! Nie do końca
rozumiał dlaczego Ginny tak to przeżywa, pewnie nie raz została potraktowana w
ten sposób w tym miejscu. Niestety mężczyzna nie znał prawdy. Ginny przed nim
nikogo nie miała i choć została upokorzona przez Marcusa, było to tylko
upokorzenie. Ból jaki zadał jej Blaise
miał podłoże zarówno psychiczne jak i fizyczne. Myślała, że każdy kontakt
fizyczny tak boli.
– Musiałem
cię znów zobaczyć – przyznał Blaise i chwycił jej rękę. Ginevra nic nie
odpowiedziała, chociaż jakaś cząstka niej również cieszyła się, że widzi
mężczyznę.
– Czemu nic nie mówisz? – zapytał, marszcząc brwi.
– Czasami lepiej milczeć, szczególnie kiedy nie masz nic do powiedzenia –
stwierdziła uprzejmie i zabrała dłoń. Nagle poczuła jak Blaise gwałtownie łapie
ją za kark i obraca jej głowę w swoją stronę. Nie zdążył nawet pisnąć, kiedy
Zabini złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Przytrzymywał jej twarz blisko
swojej i pieścił językiem każdy kawałek jej chłodnych warg. Nie próbowała się
wyrwać. Po chwili jego pocałunki przeniosły się na policzek, żuchwę i w końcu,
szyję. Dyszała cichutko, kiedy jego język zostawiał mokry ślad na jej skórze,
Blaise w końcu dotarł do jej ramienia, dziewczyna odepchnęła go delikatnie i
sama się odsunęła. Przerwał te pieszczoty, niezadowolony.
– Nie mogę – wykrztusiła Ginny i posłała mu przepraszające spojrzenie.
– Dlaczego? Dlaczego, nie?!
– Ja… – pokręciła głową. – Nie mogę, Blaise.
– Dlaczego? – powtórzył nieugięty. Rudowłosa dziewczyna otworzyła usta,
jakby miała coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła. Pokręciła znów głową.
Chwycił jej drobne ramiona i potrząsnął młodą kobietą.
- Dlaczego, kurwa, nie?! Czego się do cholery boisz?! – Ogarnęła go furia.
Przez chwilę znów stał się bestialskim sadystą. Ginny była przerażona. Widząc
jej spłoszony wzrok, Blaise opamiętał się. Puścił ją i zamrugał kilka razy.
Ginevra miała ochotę się popłakać.
– Boję się ciebie – wyznała cichutko, szybko odwracając wzrok. Poczuła jego
rękę na plecach. Spięła wszystkie mięśnie. Zabini delikatnie przysunął się do
niej i przytulił jej drobne ciało do siebie.
– Przepraszam – wyszeptał. To było wszystko na co mógł się zdobyć w tej
chwili. Gładził ją chwilę po plecach.
– Dlaczego dziś przyszedłeś? – odważyła się zapytać. Westchnął cicho i wolną
ręką odgarnął jej warkocz na plecy.
– Chciałem cię zobaczyć. – Skłamał. Wcale nie o zobaczenie dziewczyny mu
chodziło, potrzebował kobiecego ciepła. Chciał móc jej dogodzić, a przy okazji
sobie. Szybko się przekonał, że tu tego nie znajdzie.
– Dlaczego kłamiesz? – zapytała, marszcząc brwi. Odsunął się od niej.
– Nie kłamię – powiedział z taką lekkością, że Gryfonka prawie mu
uwierzyła. – Chyba powinienem już iść – dodał po chwili. Wstał z łóżka i
zostawił Ginevrę. Musiał poszukać kogoś innego na tę noc. Zatrzymał go przy
drzwiach jej głos.
– Kiedy mnie znów odwiedzisz?
– Wkrótce – odparł z nikłym uśmiechem na ustach. Odwrócił się przez ramię,
żeby zobaczyć jej minę. Nie patrzała na niego. Odwrócił się z powrotem w stronę
drzwi.
– Tylko nie każ na siebie czekać kolejny miesiąc. – Ucieszył się, słysząc
to. Doskonale wiedział, że miesiąca nie wytrzyma. Jednak zachował tę informację
dla siebie, wolał zostawić dziewczynę w niepewności jeszcze jeden dzień.
***
Ginny obudziła się kiedy słońce już dawno wisiało na niebie. Wczorajsza
wizyta Zabiniego dostarczyła jej tyle wrażeń, że musiała odespać. Podrapała się
po splecionych włosach, zauważyła, że wczorajszy warkocz nadal tkwił
nienaruszony. Jedynie pojedyncze strąki rudych włosów sterczały niechlujnie tu i
tam. Odrzuciła kołdrę i powędrowała wprost do toalety. Załatwiając się poczuła
burczenie w brzuchu. Ziewnęła przeciągle i podeszła do umywalki, myjąc ręce
przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze. Czarny tusz miała rozmazany pod
oczami. Westchnęła i zmyła go do reszty, wycierając twarz ręcznikiem. W takich
chwilach żałowała, że nie ma różdżki. Rozplotła warkocz kilkoma sprawnymi
ruchami. Włosy poskręcał się w lekkie fale, ale olała to całkowicie. Potarła
zmęczoną twarz i wymaszerowała z łazienki. Otworzyła szafę i wyciągnęła z niej
długie, jeansowe spodnie, oraz białą koszulkę z okrągłym dekoltem. Odkąd miała
dostęp do zwykłych ubrań czuła się bardziej komfortowo. Na nogi ubrała czarne
tenisówki. Wyszła z pokoju zmierzając w stronę kuchni, po drodze związała włosy
gumką aby nie opadały jej na twarz. Kiedy stanęła w progu jadalni kucyk był już
gotowy. Pora śniadania już dawno minęła
i pomieszczenie było opustoszałe. Ginny wolała jeść w samotności. Jadalnie była
połączona z kuchnią i to właśnie drugie pomieszczenie było celem wędrówki
rudowłosej dziewczyny. W kuchni kilka kobiet przygotowywało obiad.
– Dzień dobry – przywitała się Ginny i skierowała w stronę szafki z
naczyniami. Odpowiedziało jej kila pomruków, ale nie przejęła się tym. Chwyciła
żółtą miskę, a z szuflady zabrała łyżkę. Niosąc jedną ręką naczynia, a drugą
płatki i mleko udała się do jadalni. Wsypała sporą część płatków do miski i
zalała mlekiem. Przemieszała wszystko łyżką i zabrała się za jedzenie. Do
jadalni wmaszerowała nagle Mia i jakaś dziewczyna z długimi do pasa, ciemnymi
włosami, której Ginny nie rozpoznała. Blondynka opowiadała o czymś drugiej
zawzięcie. Weszły do kuchni i opuściły ją z talerzem kanapek. W ogóle nie
przejęły się obecnością rudowłosej. Mia zachowywała się jakby Ginevry w ogóle
nie było w pomieszczeniu.
– Mówię ci, wyprawiał takie rzeczy… Niebo! – Krótko obcięta dziewczyna mówiła
o tym wszystkim zawzięcie. Na początku Ginny nie słuchała jej wcale, ale kiedy
Mia zaczęła opowiadać o wyglądzie mężczyzny, który dostarczył jej wczoraj
takich uniesień Ginevra zainteresowała
się tematem.
– Miał ciemną karnację i włosy. Oczy – blondynka zastanowiła się chwilę –
nie przyglądała się w sumie, bardziej interesowało mnie to, co miał w
spodniach. – Obie dziewczyny zachichotały. Ginny skrzywiła się jedynie z
niesmakiem.
– Jak się nazywał? – zapytała ciemnowłosa, młoda kobieta. Słuchała z
zapałem, przeżuwając kanapę z szynką.
– Nie przedstawił się, ale właściwie nie musiał. Widać było, że
arystokrata. Buty wypastowane, a jego koszula nie należała do najtańszych.
Spodnie elegancko zaprasowane w kant. Perfumy… - Tu Mia rozmarzyła się. – Coś
jak morska woda z odrobiną czegoś… - blondynka szukała słowa. Z ust Ginny
wydobył się cichy szept:
– Jaśminu.
– Dokładnie! – wypaliła uradowana Mia i zerknęła na Ginny rozpromieniona.
Jednak rudowłosa w ogóle nie zwracała na dziewczyny uwagi. Wstała w pośpiechu,
zostawiając niedojedzone płatki. Kiedy opuściła jadalnie niemal biegła do
swojego pokoju. Nie mogła uwierzyć, że zostawił ją wczoraj dla Mii. Nie mogłaś mu dać tego czego chciał, nie
dziw się! Rozsądek próbował wziąć
górę nad emocjami. Nie miałaś do niego
żadnych praw. Mógł robić co chciał i z kim chciał. Ginny zamknęła za sobą
drzwi i rzuciła się na łóżko. Sama nie wiedziała dlaczego jest taka wściekła, w
końcu Blaise niczego jej nie obiecywał. Mimo wszystko to, że spędził noc z Mią
zabolało ją. Wpatrywała się w sufi sypialni.
– Jeśli dziś przyjdzie będę gotowa – szepnęła do siebie. Właściwie sama nie
wiedziała na co gotowa, ale podjęła już
decyzję. Zerwała się z miękkiego materaca i udała w stronę łazienki. Nalała
ciepłej wody do wanny i zaczęła ściągać z siebie ubrania. Rozpuściła włosy i
zanurzyła się w gorącej wodzie. Westchnęła cicho z rozkoszy. Dawno już nie
brała tak długie kąpieli. Umyła dokładnie włosy kwiatowym szamponem, a całe
ciało pokryła miodowym żelem. Siedziała w wannie dobrą godzinę i zdecydowała
się wyjść kiedy już woda zdążyła wystygnąć. Owinęła się dokładnie białym
ręcznikiem, drugi zużyła na włosy. Podeszła do zaparowanego lustra i przetarła
je dłonią. Wklepała w twarz trochę nawilżającego kremu. Wzięła ubrania do ręki
i opuściła toaletę. Zdjęła z głowy ręcznik, a długie, mokre włosy opadły jej na
plecy i ramiona. Mokry ręcznik położyła na zimnym grzejniku przy oknie i przy
okazji włączyła ogrzewanie. Ubrania rzuciła na łóżko i podeszła do otwartej
szafy. Miała nadzieję, że dziś Zabini ją odwiedzi. Chciała mu coś udowodnić, a
może sobie? Stała przed szafą długo i szukała czegoś odpowiedniego.
– Na pewno, gdzieś tu coś jest – mruczała do siebie, przekopując sterty
ubrań. Obawiała się, że mogła wyrzucić wszystko co koronkowe, skąpe i seksowne.
Wiedziała, że dostanie strój od Rachel, ale chciała wybrać cos własnego.
Chciała, żeby Zabini popamiętał.
– Bez jaj – żachnęła się dziewczyna kiedy wyciągnęła z dna szafy czerwone,
koronkowe stringi. Odrzuciła je natychmiast, nie o to jej chodziło. Przekopała
się przez wszystkie półki i wieszaki nie znajdując nic odpowiedniego. Nagle
rzucił jej się w oczy ostatni wieszak. Wisiał na nim, zwykły, krótki szlafrok w
kolorze dojrzałej śliwki. Uśmiechnęła się pod nosem. Zdjęła ubranie z wieszaka
i rzuciła na łóżko. Resztę ubrań wcisnęła na powrót do szafy i zamknęła
drewniane drzwiczki. Włosy zdążyły jej przeschnąć. Odwinęła biały ręcznik,
spadł na ziemię. Wzięła śliwkowy szlafroczek do ręki i z przyjemnością
zauważyła, że jest zrobiony z satyny. Włożyła dłoń w rękaw i zorientowała się,
że ubranie trochę prześwituje. Ubrała szlafrok i przewiązała w pasie paskiem do
kompletu. Podeszła do lustra w toaletce i przyjrzała się swojemu odbiciu.
Zarumieniła się mimowolnie, kiedy kształtne piersi odznaczały się pod cienkim
materiałem, przeźroczystego szlafroczka. Ktoś otworzył drzwi. Ginny zrobiła
wielkie oczy i spojrzała na zegar. Wskazywał kwadrans po czwartej i niemożliwe
było, aby to był Blaise. Do pokoju weszła Rachel z mała paczką. Zlustrowała
Ginny wzrokiem i pokiwała z aprobatą. Dziewczyna zarumieniła się jeszcze
bardziej.
– Przyniosłam ci strój na dziś, ale widzę, że sama zdążyłaś coś wybrać…
– Nie, ja tylko… – Ginerva nie wiedziała co powiedzieć. Rachel zaśmiała się
cicho.
– Wyglądasz tak zdecydowanie lepiej niż w jakiejś tam bieliźnie.
– Eeem, dziękuje, chyba – odpowiedziała młodsza kobieta i uśmiechnęła się
niepewnie.
– To zostawiam – powiedziała Rachel, stawiając paczkę na toaletce. – Może
akurat ci się spodoba? – Kobieta mrugnęła porozumiewawczo do podopiecznej i
opuściła jej pokój. Miała jak zwykle mnóstwo spraw do załatwienia. Zamknęła za
sobą drzwi i zostawiła Ginny samą. Dziewczyna podeszła do toaletki i otworzyła
pudełko. Skrywało prostą, bieliznę w kolorze butelkowej zieleni. Stanik
pomiędzy miseczkami miał srebrne klejnociki. Ginevra doszła do wniosku, że to
najmniej wyzywająca bielizna jaką miała okazję tutaj widzieć. Chciała ją przymierzyć
dla samej satysfakcji. Rozwiązała poły szlafroka i przebrała się. Bielizna leżała
znakomicie, a w dodatku podkreślała kolor jej włosów. Przyjrzała się dokładnie
swojemu odbiciu w lustrze. Usiadła przed toaletką i bez namysłu chwyciła
szczotę. Zaczęła rozczesywać splątane, rude włosy. Sięgały jej niemal pasa.
Kiedy w końcu skończyła, wstała sprzed lustra i udała się w stronę półki na
książki. Szlafrok w kolorze śliwki nadal leżał przewieszony przez oparcie
łóżka. Ginny szukała wśród tytułów powieści, którą niedawno zaczęła, ale
nigdzie nie mogła jej znaleźć. Zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć co
wczoraj z nią zrobiła. Rozejrzała się po pokoju i dostrzegła zgubę na stoliczku
przy łóżku. Pogrążyła się w lekturze, a po pewnym czasie zasnęła, zawiedziona,
że nie przyszedł jej odwiedzić.
***
Była gotowa, czuła, że to właśnie dziś. Próbowała uspokoić oddech, ale nie
mogła. Siedziała przy toaletce w śliwkowym szlafroku. Długie włosy splotła w
warkocz i odrzuciła na plecy, kończył się tuż poniżej jej łopatek. Po raz
kolejny zerknęła w lustro. Miała nałożony czarny tusz i szminkę w malinowym
kolorze. Chciała podkreślić delikatnie usta. Nerwowo zerknęła na zegar.
Wskazywał w pół do dziewiątej. Za oknem poszarzało, a światło w pomieszczeniu
zostało trochę przyciemnione. A co jeśli
znów nie przyjdzie? To będziesz czekać do jutra. Chciała zobaczyć jego
minę, a potem kiedy zacznie znów ją całować, wściekle zapytać o noc z Mią. Ginny
sama nie wiedziała, dlaczego tak ją to dotknęło. Z Blaise’m nic je nie łączyło,
niczego jej nie obiecywał, a jednak zabolało… A może to było niewypowiedziane obietnice? Podsunął jakiś cichy
głosik w jej głowie. Odpędziła się od tych myśli. Zegar wskazywał za kwadrans
dziewiątą, a Ginevra coraz bardziej się denerwowała. Myślała, że Zabini jej
potrzebował, a nawet polubił, jednak nie mogła mu dać tego, czego chciał. Dziwisz się, że poszedł do innej? Nie
dziwiła się. Jednak była gotowa przełamać swoje największe lęki aby udowodnić
mu, że popełnił błąd. Dumnie uniosła podbródek i spojrzała w stronę drzwi.
Miała nadzieję, że zaraz ktoś je otworzy, ale tak się nie stało. Do dziewiątej
posiedziała przy lustrze, a potem wściekła rzuciła się na łóżko. Nigdy nie
należała do cierpliwych. Minęło kolejne pół godziny, a dziewczyna nadal nie
miała szansy go zobaczyć. Wstała z materaca i podeszła do okna. Odsłoniła
zasłonę i wyjrzała na ulicę. Był to zaułek, pełen przepełnionych koszy na
śmieci. Ginny przeniosła taboret pod okno i usiadła na nim opierając się
łokciami na parapecie. Zauważyła, że na dole coś się rusza. Jej pokój znajdował
się na pierwszym piętrze, a w tym mroku jaki panował na dworze nic nie
widziała. Nagle dojrzała czerwone ślepia i z niesmakiem, stwierdziła, że na dole
są szczury. Coś błysnęło za oknem i dziewczyna na powrót przycisnęła czoło do
szyby. Jej serce omal nie wyrwało się z piersi kiedy zauważyła smukłą sylwetkę
idącą żwawym krokiem w stronę latarni przy końcu zaułka. Wiedziała, że to on.
Aportował się. Wstała z taboretu i odstawiła go na miejsce. Zasłoniła czerwoną
zasłonę i zerkając w lustro przylizała odstające włosy. Przełożyła warkocz na
prawe ramię. Czekała. Kiedy ktoś chwycił za klamkę wstrzymała oddech. Blaise
powoli otworzył drzwi i wszedł do środka. Dopiero kiedy drzwi zamknęły się za
nim z cichym trzaskiem, podniósł wzrok na dziewczynę. Stała po środku pokoju,
bosa, odziana jedynie w śliwkowy szlafrok. Zachłysnął się powietrzem, a potem
dokładnie lustrował wzrokiem każdy kawałek jej ciała. Niemal jęknął kiedy
zauważył wyraźnie rysujące się piersi, okryte jedynie półprzeźroczystym
materiałem. Ginny zawstydzona odwróciła po chwili wzrok.
– Jednak przyszedłeś – powiedziała cicho, wpatrując się w swoje bose stopy.
– Przecież mówiłem, że przyjdę. – Tylko tyle zdołał wykrztusić. Był
porażony wyglądem dziewczyny, choć wolał kiedy miała rozpuszczone włosy.
– Nie byłam pewna, czy odwiedzisz mnie, czy inną – rzuciła niby od
niechcenia i poprawiła pasek szlafroka. Była trochę zażenowana swoimi
działaniami, ale poskutkowało. Zabini w ogólnie nie mógł się skupić.
– Ja…– zaczął rozdrażniony – Możesz przestać się tym bawić – warknął. Ginny
podniosła na niego wzrok, przegryzając leciutko dolną wargę.
– Jeśli mój strój cię rozprasza, to mogę go zdjąć – powiedziała niewinnie i
chwyciła poły szlafroka.
– Nie prowokuj – znów warknął, mocniej zaciskając szczękę. Tak bardzo
chciał, żeby się rozebrała, a najlepiej żeby sam mógł zsunąć ubranie z jej
ramion. Wolał nie myśleć co byłoby potem. Ginny puściła materiał i przeszła
kawałek, żeby usiąść na łóżku. Posłała mu wyczekujące spojrzenie. Zabini na
sztywnych nogach podszedł do dziewczyny, ale nie usiadł obok. Przesunęła się
odrobinę robiąc mu miejsce obok siebie. Jeszcze mocniej zacisnął szczękę i
usiadł na skraju materaca. Gryfonka tylko na to czekała. Przysunęła się bliżej
mężczyzny i nachyliła w jego stronę. Serce waliło jej jak młotem. Bała się do
czego może doprowadzić. Pocałowała go, zachłannie wpijając się w jego usta.
Ssała jego dolną wargę, rozmazując szminkę na jego ustach. W końcu odważyła się
nawet przejechać językiem po górnej wardze Ślizgona. Powoli wsunęła język do
ust mężczyzny. Zabini był tak zaskoczony tym co wyprawia rudowłosa kobieta, że
w ogóle nie wiedział co ma robić. Kiedy pierwszy szok minął dopowiedział na
czułości z niemniejszym zapałem. Gładził ją po plecach, a ich języki niemal
tańczyły ze sobą. Ginevra poszła o krok dalej. Rękami błądziła po torsie
Blaise’a, odpięła kilka guzików, jego błękitnej koszuli. Jej ręce schodziły
coraz niżej i niżej, ale kiedy zaczepiły o zapięcie jego spodni Zabini odsunął
się jak oparzony.
– Co ty wyprawiasz?! – wrzasnął. Widział dokąd to wszystko zmierza, a
naprawdę nie chciał zrobić krzywdy Ginny. Wiedział, że jeszcze trochę i puszczą
mu wszystkie hamulce. Spojrzała na niego niewinnie.
– Nie chcesz mnie? – zapytała i znów przygryzła dolną wargę.
– Ja… Ja… - mężczyzna zaniemówił, a Ginevra skryła uśmiech pełen
satysfakcji.
– Nie podobam ci się? – kokietowała dalej.
– Wolę jak masz rozpuszczone włosy – wydukał jedynie. Kobieta zaśmiała się
uroczo i odwróciła do niego plecami.
– Rozplącz go – szepnęła. Zabini
chwycił delikatnie warkocz i zaczął go rozplatać. Po chwili włosy Ginny, lekko
pofalowane, opadły na ramiona. Odwróciła się do niego z nieśmiałym uśmiechem na
ustach.
– Teraz lepiej – mruknął. A pewność siebie zaczęła mu wracać. Zbliżył swoją
twarz do dziewczyny i pocałował ją. Ginny oddała pocałunek z nie mniejszym
zapałem niż wcześniej. Zauważyła, że ręce chłopaka coraz śmielej błądzą po jej
plecach. Ujęła go za szyję, a wtedy Zabini podniósł ją, chwytając w talii i
posadził sobie na kolanach. Ginny siedziała okrakiem na udach mężczyzny, a
kiedy w końcu Blaise złapał ją za tyłek,
oderwała się od niego.
– Coś nie tak? – wychrypiał. Dziewczyna wstała i odeszła kawałek z miną
pełną pogardy.
– Chyba twój czas się skończył, idź bo Mia będzie czekać – powiedziała,
krzyżując ręce na piesiach.
– O co ci do cholery chodzi?! – wrzasnął wstając, nie lubił takich gierek.
– Mia, taka blondyna, z którą ostatnio spałeś – powiedziała Ginevra
znudzonym tonem. Mężczyzna wszystko sobie przypomniał.
– A ty skąd o tym wiesz? – zapytał podejrzliwie, nadal nie wiedział w co
młoda Weasley pogrywa.
– Och, Mia nie zapomniała się pochwalić. – Ginny podeszła do drzwi i
otworzyła je na oścież, trzymając klamkę. – Możesz iść, nie chcemy przecież,
żeby musiała czekać – dodała dziewczyna sarkastycznie. Blaise nie dowierzał w
to czego właśnie był świadkiem.
– Czy ty jesteś zazdrosna? – zapytał ze śmiechem. Ginny na moment zamarła.
– Niby o co? Nie mam do ciebie, żadnych praw.
– Jesteś zazdrosna – stwierdził.
– Idź już.
– Dlaczego się tak zachowujesz?
– Idź już – powtórzyła, coraz bardziej niepewna. Jeszcze godzinę temu ten
plan wydawał jej się genialny, ale teraz…
– Nigdzie się nie wybieram – oświadczył Blaise i podszedł do Gryfonki. Jej
dłoń nadal kurczowo trzymała klamkę. Zabini położył rękę na jej dłoni i zamknął
drzwi. Stali twarzą twarz, a Ginny czuła jego oddech na policzku.
– Nigdzie się nie wybieram – powtórzył szeptem. Dziewczyna próbowała się
cofnąć, ale za plecami miała tylko drzwi.
– Już mi nie uciekniesz – powiedział i pocałował ją delikatnie.
– Nie zamierzam – odpowiedziała i również złożyła na jego wargach delikatny
pocałunek. Jednak otrząsnęła się szybko. Jesteś
zła na tego palanta! Spał z Mią zaraz po wizycie u ciebie! Halo, ziemia do
Weasley! Ten mały alarm w głowie ją otrzeźwił. Wyrwała się z objęć Ślizgona.
– Nie mogę dać ci tego, czego tak bardzo chcesz. Dziś też radzę poszukać
kogoś innego na wieczór. – Blaise puścił klamkę od drzwi. Teraz dziewczyna
naprawdę go wkurzyła. Najpierw bezczelnie dobiera się do niego, a teraz kiedy i
on chciałby czegoś więcej urządza sceny. Chyba
zapomniałeś, że ona jest dziwką i możesz z nią robić co chcesz. Rozbrzmiał
w jego głowie głos Dracona. Młody Malfoy nie raz mu przypominał, że obchodzi
się z Gryfonką jak z jajkiem, a tak naprawdę mógłby zażądać od niej
wszystkiego.
– Przeginasz Weasley! To, że byłem miły nie oznacza, że może odwalać takie
rzeczy! Jesteśmy w burdelu do cholery! A ty jesteś dziwką, spałaś z połową
Hogsmeade! To, że cię zacząłem szanować nie oznacza, że możesz stroić teraz fochy, bo spałem z inną! Ty nie miałaś na to ochoty i to uszanowałem! – Patrzyła na
niego przerażona. Jego słowa zabolały ją prawie tak samo, jak wymierzony
policzek w noc, kiedy spotkali się tutaj po raz pierwszy. Myślała, że się
rozpłacze, ale jedyne co zrobiła to spojrzała mu w oczy, tym przerażonym
spojrzeniem. To zdenerwowało go jeszcze bardziej.
– Czego się do cholery tak boisz?! Tysiąc kolesi przede mną cię tak pewnie
potraktowało! – Teraz nie wytrzymała i słone łzy polały się po jej
zaróżowionych policzkach. Dziękowała sobie w duchu za wodoodporny tusz. W końcu
wykrztusiła:
– Byłeś pierwszy – zapanowała cisza, przerywana jedynie cichym płaczem
Ginny. – Byłeś jedyny. – Blaise zaniemówił, a cała złość gdzieś się ulotniła.
Spojrzał w jej zapłakaną twarz i wszystko zrozumiał. Jej strach, złość.
Westchnął ciężko, miał ochotę coś rozwalić. Chciał wrzeszczeć, tłuc i kopać.
Odszedł kawałek od rudowłosej kobiety i przeczesał włosy ręką. Próbował się
uspokoić, był wściekły. Na Rachel za to, że mu nie powiedziała, na Ginny, że mu
nie powiedziała, ale przede wszystkim na siebie. Jak mogłem ją tak potraktować? Dlaczego nic nie zauważyłem? Krzyk
pełen bólu wyszedł z jego gardła. Wszystko stało się jasne, Gryfonka po prostu
się go bała. Dlatego tak reagowała na
każdy dotyk. Odwrócił się twarzą do dziewczyny, a serce prawie pękło mu
z bólu, kiedy zobaczył jej twarz. Wyglądała tak niewinnie, ale piętno tego miejsca
odcisnęło się w jej oczach. Pełnych bólu i zmęczenia. Tak bardzo chciał jej
pokazać, że to wcale nie musi tak wyglądać. Nie chciał jej skrzywdzić, już
nigdy. Podszedł do niej szybkim krokiem, a ta odruchowo chciała się cofnąć.
Jednak chwycił jej nadgarstek zanim zrobiła krok w tył.
– Przepraszam, tak strasznie…– zaczął, nie patrząc jej w oczy. Nie
potrafił.
– Trochę późno na przeprosiny. – Jej ton był lodowaty, wyszarpnęła rękę z
jego uchwytu. Dopiero wtedy Zabini odważył się spojrzeć jej w twarz. Ginny
starała się nie okazywać żadnych emocji, udało jej się to bezbłędnie. Jedynie
chłodną obojętnością zaszczyciła Ślizgona.
– Słyszałem kiedyś, że na przeprosiny nigdy nie jest za późno – rzucił z
nadzieją w głosie.
– Masz rację. – Zgodziła się, a głos zniżyła do szeptu. – Ale czasem
wybaczenie przychodzi za późno, a niekiedy nie da się wybaczyć. – Westchnął
skołowany. Ze spuszczoną głową odwrócił się w stronę drzwi i chwycił klamkę.
Ginny spojrzała na mężczyznę i uświadomiła sobie jedną ważną rzecz. Kiedy
nacisnął klamkę, szybko zaczęła mówić dalej.
– Ty masz to szczęście, że zdążyłam ci wybaczyć. – Odwrócił się, jak na
smagnięcie bicza. Wziął głęboki wdech, a jego dłoń puściła klamkę.
– Nie zasłużyłem na to.
– Los jest okrutny, czasami okrada najbiedniejszych i obdarowuje bogatych.
Nie oznacza to jeszcze, że powinniśmy odrzucić podarki. Merlin z nas drwi,
Blaise.
– Jeśli to jeden z jego żartów to chyba nie chcę, żeby się kończył. Ginny –
zawahał się, przed zadaniem tego pytania – Czy… czy naprawdę byłem pierwszy?
Czy…
– Nie chcę do tego wracać. – Odwróciła wzrok, ale mężczyzna był uparty, ujął
jej drobne dłonie.
– Chcę, żebyś wiedziała, że żałuję. – Skinęła głową i oparła się czołem o
jego czoło. Zabini czuł jej ciepły oddech na swoim policzku.
– Dlaczego zakazałeś Rachel przysyłać mi innych klientów? Byłeś zazdrosny? – zakpiła, używając tego samego
tonu w którym on zadał jej to samo pytanie.
– Byłem, jestem. – Wzruszył ramionami i odsunął się trochę do dziewczyny. –
Jakie to ma znaczenie?
– Czy Mia była jedyna?
– Odkąd cię odwiedziłem, to tak. – Zdziwił się,słysząc swoją odpowiedź. Nie
skłamał i to właśnie prawda go tak zaszokowała. Odkąd odwiedził Ginevrę, wtedy
po raz pierwszy nie spał z żadną inną. Mia była odskocznią, wyjątkiem.
Właściwie gdyby nie Ginny nie wiedziałby jak blondynka się nazywa. Uświadomił
sobie, że zależy mu na Gryfonce, cholernie zależy.
– Ginny? – zapytał niepewny tego co chce powiedzieć.
– Tak?
– Wiesz, że to nie musi tak wyglądać…
– Wiesz, że już w to nie wierzę – powiedziała łamiącym się głosem. Nie
potrafiła nawet myśleć o seksie. Nie czuła pożądania, ani podniecenia. Nie
czuła nic, kiedy jego palce błądziły po jej plecach, kiedy ją całował.
– Przepraszam, że przeze mnie tak myślisz. – Pokręciła głową, zamknęła
oczy, a świeże łzy czuła pod powiekami. Tym razem nie pozwoliła im się
wydostać. Chciała mu powiedzieć, żeby przestał o tym mówić, ale nie potrafiła
otworzyć ust. Nie tak wyobrażała sobie ten wieczór. Była zmęczona tym murem
między nimi. Nie bała się go już, nie tak jak na początku. Ekscytował ją, ale
nie chciała się przekonać o czym mówi. Chciała, żeby dał jej spokój. Tak się
nie stało.
– Udowodnię ci.
– Nie chcę – powiedziała w końcu. Blaise podszedł do rudowłosej kobiety i
ujął jej twarz w swoje dłonie. Uciekła spojrzeniem w bok.
– Posłuchaj Ginny, jeśli tylko nie będziesz czegoś chciała to powiedź.
Przestanę, odsunę się i zostawię cię w spokoju, ale daj mi szanse… – Nie
pozwoliła mu dokończyć.
– Szanse, na co? – zapytała i spojrzała proso w jego ciemne oczy.
– Na udowodnienie ci, że to wcale nie musi być złe.
– Nie chcę. – Pokręciła znów głową.
– Daj mi tylko drugą szanse. – Niemal ją błagał. Ginny po raz kolejny miała
odmówić, ale zanim zdążyła otworzyć usta, pocałował ją. Poprowadził jej ręce do
swojej szyi i tam zostawił. Sam chwycił drobną Gryfonkę w tali. Muskał jej
różowe usta bardzo delikatnie, niemal niezauważalnie. Rękami gładził jej plecy
poruszając się w górę i w dół po cienkim materiale szlafroka. Pocałunkiem
obdarzył kącik ust kobiety, potem policzek. Ginny wyczuła jak jego usta
przesuwają się po linii jej żuchwy, aż do szyi. Jedną ręką delikatnie odgarnął
jej włosy na plecy i zaraz tą samą ręką, odsunął materiał z ramienia Ginevry.
Dziewczyna trzymała ręce na jego barkach i przez chwilę rokoszowała się tymi
pieszczotami. Przymknęła oczy, ale zaraz szybko je otworzyła, przypominając
sobie kto ją tak całuje.
– Blaise?
– Mhym? – mruknął pomiędzy jednym pocałunkiem, a drugim.
– Przestań. – Podirytowany oderwał się na chwilę od odkrytego ramienia
dziewczyny.
– Coś nie tak? – Pokręciła głową i otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale
nie potrafiła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. – Wiem, że się boisz, ale…
– Wcale nie – powiedziała automatycznie. Gryfońska duma dała o sobie znać. Gryfoni się nie boją! Potrząsnęła lekko
głową, aby uwolnić się od nadmiaru myśli. Zabini uśmiechnął się z politowaniem.
– Czyżby?
– Nie boję się! – Powtórzyła wojowniczym tonem. Ślizgon westchnął i
podniósł kobietę ponad ziemię.
– A teraz?
– Postaw mnie! – Ginny zaczęła panikować.
– Teraz się boisz? – Znów pokręciła przecząco głową. Blaise uśmiechnął się
chytrze i chwytając dziewczynę pod kolana, sprawił, że niósł ją na rękach.
Zmierzał w stronę zaścielonego łoża.
– Zostaw mnie!
– Jednak się boisz. – Droczył się z nią.
– Nie – odburknęła dumnie. Położył ją delikatnie na łóżku, jakby była z
porcelany. Ginny leżała na białej pościeli, a Ślizgon nachylał się nad nią.
Ręce oparł z obu stron głowy dziewczyny, kolanami podpierał się na materacu.
Serce tłukło się Gryfonce w piesi i sama nie wiedziała czy ze strachu, czy było
to spowodowane innymi czynnikami. Nachylił się nad nią i wyszeptał wprost do
jej rozchylonych delikatnie ust:
– Boisz się już? – Dziewczyna pokręci głową. Zabini powoli sięgnął jedną
ręką do paska jej szlafroka. Pisnęła kiedy pociągnął za końcówkę sznurka i poły
szlafroka opadły, ukazując ciało kobiety w całej okazałości. Na policzkach
Ginny zakwitnęły czerwone rumieńce. Była zażenowana tym wszystkim, wiedziała,
że mężczyzna widział ją już nago, ale teraz był inaczej. Blaise lustrował
wzrokiem, każdy skrawek jej ciała. Odwróciła wzrok od jego zafascynowanej
twarzy. Blaise pochylił się i przygryzł odsłonięty płatek jej ucha. Schodził
coraz niżej po szyi Ginny, zostawiając językiem mokry ślad. Ginevra oddychała
głęboko i starała się opanować. To co wyprawiał napawało ją strachem. Powoli
przesunął język na dekolt i tam zaczął obdarzać ją czułymi pocałunkami. Jedną
ręką delikatnie przejechał po jej nagiej piersi. Zadrżała, kiedy kciukiem musnął
sutek. Ginny cały czas kurczowo zaciskała ręce na pościeli. Oczy miała
zamknięte, takie zabiegi dodawały jej odwagi. Powoli wrócił do jej szyi. Blaise
doskonale wiedział, że musi być cierpliwy. Zaczął ssać skórę dziewczyny. W
tamtym miejscu zostawił po sobie czerwoną malinkę. Ginny dotknęła dwoma palcami
miejsca na szyi. Blaise odszukał jej usta i złożył na nich delikatny pocałunek.
Całował ją raz za razem, a kciukiem zataczał koła wokół jej lewego sutka.
Przerwał te pieszczoty, tak nagle, że Ginevra otworzyła oczy. Zabini zaczął
rozpinać swoją koszulę. Przyjrzała mu się niepewnie. Klęczał nad nią męcząc się
w skupieniu guzikiem przy kołnierzu. Dziewczyna podniosła się do pozycji
siedzącej i położyła swoje drobne ręce na jego dłoniach.
– Ja to zrobię – powiedziała cicho, lecz stanowczo. Ślizgon był trochę
zdziwiony, ale zabrał ręce i obserwował, jak sprawnie odpina guziki jego
koszuli. Kiedy w końcu pozbył się ubrania, pocałował kobietę w obojczyk, co
poskutkowało tym, że znów położyła się na plecach. Przymknęła oczy, kiedy
Zabini na powrót zaczął drażnić jej sutki kciukiem. Nachyli się nad Ginevrą
tak, że czuła jego ciepły oddech na skórze, zaraz po tym przejechał językiem po
zgłębieniu między jej piersiami. Ze świstem wypuściła powietrze przez usta. Ręce
znów kurczowa zaciskała na materacu. Przejechał ręką po jej brzuchu i zatrzymał
się w okolicy żeber.
– Nie było tak źle, prawda? – Uśmiechnął się do kobiety. Ginny spojrzała na
niego niepewnie.
– To już koniec? – Palnęła zanim zdążyła pomyśleć. Zaśmiał się cicho, a
potem pocałował ją w czoło.
– Tylko od ciebie to zależy. Nic na siłę. – Ten wieczór dostarczył Ginny
tylko wrażeń i emocji, że czuła się wykończona. Czuła, że coś się zmieniło.
Zmieniło na lepsze.
– Nie śpieszmy się – powiedziała cicho, bojąc się jego reakcji. Zabini
jedynie kiwnął głową i powoli zszedł z łóżka.
– Blaise?
– Mhym? – Mężczyzna właśnie podniósł swoją koszulę i zamierzał się ubrać.
– Możesz… - przygryzła wargę, niepewna tego co chce powiedzieć – zostaniesz
ze mną? – Oderwał wzrok od guzików i pytająco uniósł brew.
– Jeśli się ubierzesz… - Ginny spłonęła rumieńcem i szybko owinęła się
szlafrokiem. Wstała z łóżka i szybko otworzyła szafę. Jęknęła, kiedy
zorientowała się, że nie ma nic nadającego się do spania. Zazwyczaj spała w
bieliźnie, a z pewnością nie to Zabini miał na myśli mówiąc żeby się ubrała.
Parsknął śmiechem widząc jej poczynania. Na powrót zdjął koszulę i podszedł do Gryfonki.
– To może być – stwierdził podając ubranie Ginny. Ta szybko chwyciła
błękitny materiał. Odwróciła się plecami do Blaise’a i zsunęła z siebie
szlafrok, ten z cichym pyknięciem upadł
na podłogę. Mężczyznę bawiły poczynania dziewczyny, nie mógł uwierzyć, że nadal
się go wstydzi. Ginny szybko ubrała jego koszulę i zapięła wszystkie guziki, aż
po sam kołnierzyk. Odwróciła się i niepewnie spojrzała mu w oczy.
– To był długi wieczór – stwierdził i założył jej kosmyk włosów za ucho,
pogładził jej policzek. – Idź spać Ginny.
– A ty?
– Na razie nigdzie się nie wybieram. – Musnął jej czoło ustami, a potem
odsunął się znacznie. Ginevra niepewnie podeszła do łóżku i położyła się.
Zabini zdjął czarne, dopasowane spodnie, zostając w bieliźnie. Podszedł do
łóżka i położył się obok Gryfonki. Długo nie mógł zasnąć i wpatrywał się w
sufit, ,leżąc na plecach. Ginny pogrążona w pół śnie wtuliła głowę w jego tors.
Objął ją jedną ręką. W końcu oboje zasnęli.
***
Obudziła się rano, światło wdzierało się do pokoju przez nie do końca
zasłonięte kotary. Dziewczyna niepewnie usiadła na łóżku i rozejrzała się
dookoła. Była sama. Jedynie niebieska koszula świadczyła o wczorajszej wizycie
mężczyzny. Zadrżała i to bynajmniej nie z zimna. Przeczesała ręką zmatowiałe
włosy i postanowią wziąć prysznic. Odsunęła kołdrę i wyszła z łóżka. Skierowała
swoje kroki prosto do łazienki. Odruchowo zamknęła drzwi na zamek. Stojąc przed
lustrem zaczęła odpinać guziki koszuli, delikatny uśmiech wkradł się na jej
usta. Przypomniała sobie, jak ściągała koszulę z pewnego Ślizgona. Zostawiła
górną część garderoby na szafce z ręcznikami. Weszła pod prysznic, odkręcając
lodowatą wodę. To rozbudziło ją do reszty, pozwoliła, żeby zimny strumień
otulił jej ciało. Wzięła szampon i z lubością wtarła w mokre włosy. Resztę
ciała pokryła mydłem o kwiatowym zapachu. Na koniec spłukała z siebie te
wszystkie chemikalia i zakręciła wodę. Owinęła się ręcznikiem i wyszła z
łazienki. Ginny nie miała pojęcia co o tym wszystkim myśleć. Zabini był dla
niej zagadką. Do niedawna miała wyrobione zdanie na jego temat, bała się go i
nienawidziła. A teraz? Teraz nie wiedziała nic. Znów była zagubiona. Potarła
zmęczoną twarz. Z końcówek jej włosów kapała woda i moczyła podłogę. Ginevra
szybko odwiązała ręcznik i nałożyła go na głowę zawiązując w turban. Nagość od
jakiegoś czasu, już jej nie peszyła. Ubrała prosty komplet białej bielizny.
Wyjęła z szafy białą koszulkę na krótki rękaw i spódniczkę niemal do kolan, co
było prawdopodobnie najdłuższą spódnicą w historii tego miejsca. Pościeliła
łóżko, a potem usiadła przed toaletką. Odwiązała ręcznik z głowy i zaczęła
rozczesywać włosy. Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Ginny niemal podskoczyła na
swoim miejscu, nikt nigdy jeszcze nie pukał do jej drzwi. Każdy wchodził jak do
siebie.
– Proszę? – Zabrzmiało to bardziej jak pytanie. Drzwi otwarły się, a do
środka weszła Rachel.
– Dlaczego zapukałaś? – Wyrwało się rudowłosej dziewczynie. Starsza kobieta
rozbawiona uniosła jedną brew.
– Myślałam, że nadal masz gościa.
– Klienci nie mogą zostawać na noc. – Wyrecytowała jedną z zasad Ginevra.
Rachel uśmiechnęła się zawadiacko.
– Powiedzmy, że pan Zabini ma specjalne przywileje. – Ginny kiwnęła głową
niepewnie.
– A właśnie… Jestem tutaj, żeby powiadomić cię o dzisiejszym obiedzie. Bądź
gotowa na piątą. – Kobieta już miała opuści pokój podopiecznej, ale zatrzymał
ją głos Ginny:
– Rachel?
– Mhm?
– Muszę iść? – Zapanowała cisza, podczas której Rachel starała się
opanować. Nie wierzyła własnym uszom, tak niewdzięczna smarkula nie chciała
skorzystać z takiego przywileju? Już, ona jej pokaże. Starsza kobieta odwróciła
się na pięcie ze sztucznym uśmiechem przytwierdzonym do wąskich ust.
– Oczywiście, że nie. Czeka cię za to niespodzianka.
– Niespodzianka? – Ginny zmarszczyła brwi.
– Przekonasz się wkrótce. – Kobieta zniknęła za drzwiami, a uśmiech spełzł
jej z twarzy.
–Pora przygotować niespodziankę – mruknęła do siebie, wchodząc do biura.
*
*
Zegar pokazywał za kwadrans szóstą. Ginny cieszyła się, że nie musi spędzać
popołudnia wśród znajomych Rachel, nic do nich nie miała, ale byli nudni.
Leżała na łóżku przeglądając Proroka Codziennego. Jak zwykle pisali tylko o
sukcesach Voldemorta i jego popleczników. Wsunęła gazetę pod łóżku i zaczęła
się zastanawiać, czy Zabini złoży jej dziś wizytę. Jak na zawołanie otworzyły
się drzwi. Stała w nich Mia. Ginevra wstała z materaca i podeszła do koleżanki.
– Coś się stało? – Mia była wyraźnie zasmucona, nie… nie była smutna. Ona
współczuła młodszej koleżance. Rudowłosa dziewczyna nie wiedziała jeszcze co to
oznacza. Blondynka bez słowa wyjaśnienia podała Ginevrze paczkę.
– Weź eliksir, szybko. – Potem wyszła jeszcze bardziej tajemnicza niż na
początku. Ginny nie zastanawiała się długo i podbiegła do szafki. Otworzyła i
chwyciła pierwszy flakonik z brzegu. Szybko odkorkowała buteleczkę i ją
opróżniła. Potem nerwowo podeszła do paczki pozostawionej przez Mię. Coś jej się
tutaj nie podobało. Otworzyła pudełko drżącymi rękami. W środku jak zwykle była
bielizna, odetchnęła z ulgą. Wyjęła ją i zaczęła się przebierać. Czerwony
gorsecik ściskał jej talię i Ginny wydawała się jeszcze chudsza niż była w
rzeczywistości. Z niesmakiem spojrzała w stronę stringów. Wiedziała, że
nadzieje dzień kiedy będzie musiała je założyć, ale wolała, żeby to nie było
dziś. Z westchnieniem zdjęła swoje zwykłe białe majtki i nałożyła czerwone
stringi. Nie czuła się zbyt komfortowo. Dochodziła piąta i Gryfonka nie miała
bladego pojęcia dlaczego tak wcześnie przyniesiono jej ubranie. W dodatku Mia,
zawsze rozgadana Mia, zostawiła ją z pakunkiem bez słowa wyjaśnienia. Zaczynało
jej się to nie podobać, poza tym Rachel była dziwnie tajemnicza, kiedy mówiła o
niespodziance. Rudowłosa kobieta wepchnęła ubrania do szafy i zatrzasnęła
drzwi. Czekała.
W końcu drzwi otworzyły się z
hukiem, ale to nie Blaise przyszedł ją odwiedzić. Ginny otworzyła szeroko oczy
ze zdziwienia. To Marcus stał w drzwiach jej sypialni. Zaskoczenie mieszało się
ze strachem. Po chwili mężczyzna zataczając się podszedł do łóżka Ginevry.
– Drzwi – wychrypiał i łypnął na nią przekrwionymi oczami. Gryfonka
zamrugała gwałtownie kilka razy, a potem posłusznie podbiegła zamknąć drzwi.
Plecami oparła się o ścianę i lustrowała Marcusa wzrokiem. Pijany mężczyzna
odwrócił się do niej i przywołał Ginny gestem dłoni. Nie zareagowała od razu.
Marcus patrzał na nią wyczekująco, w końcu dziewczyna zrobiła kilka niepewnych
kroków w jego stronę. Dał jej znak, żeby podeszła jeszcze bliżej. Złapał ją za
ramię i przyciągnął bliżej siebie. Serce Gryfonki tłukło się w piersi jak
oszalałe. Strach. Znów strach zawładnął jej ciałem. Marcus zmarszczył brwi, jakby próbował sobie
przypomnieć, gdzie właściwie jest. W końcu skupił wzrok na twarzy Ginevry i
mocniej zacisnął palce na jej ramieniu.
– Uciekaj – powiedział. Ginny była co najmniej zdezorientowana. W ogóle nic
z tego nie rozumiała. Wzięła wdech i zapytała:
– Dokąd uciekać? Skąd?
– Uciekaj – powtórzył Marcus i puścił jej ramię.
– Dlaczego? – Cisza. – Dlaczego?! – podniosła głos, jednak to nic nie dało. Pijany mężczyzna ledwo
trzymał się na nogach. Mętnym wzrokiem wodził po pomieszczeniu. Uśmiechnął się
pod nosem.
– Ładna klatka, ptaszyno. – Ginny po raz kolejny wzięła głęboki wdech, a
potem powoli wypuściła powietrze przez usta.
– Czego to chcesz, Marcus? – Słysząc swoje imię mężczyzna spojrzał na
rudowłosą Gryfonkę.
– Złota klatka – powiedział bez ładu i składu. Ginny podeszła do niego i
chwyciła za ramiona. Potrząsnęła mężczyzną, znów skupił na niej wzrok.
– Uciekaj… zła pani, zła pani trzyma klatkę.
– O czym ty mówisz?! – Dziewczyna coraz bardziej się obawiała, już nie
samego Marcusa, ale tego co mówił.
– Klatka zostanie, ale bez ptaszyny. Tak, tak.
– Zwariowałeś, Marcus – powiedziała ozięble. Już w ogóle nie rozumiała co mężczyzna ma na myśli. Dopiero
po chwili się zorientowała, że to nie tylko alkohol powodował dziwne zachowanie
jej gościa. Marcus miał szaleństwo w oczach, jakby nie był sobą.
– Coś się stało? – zapytała niepewnie Ginny, była zażenowana swoim strojem.
Dopiero teraz zorientowała się jak jest ubrana.
– Uciekaj – powtórzył mężczyzna, a potem chwiejąc się na boki podszedł do
drzwi. Ginny zeszła mu z drogi i stanęła, opierając się o toaletkę. Ciemnowłosy
jegomość opuścił pokój z numerkiem dziewięć na drzwiach. Ginny próbowała
wywnioskować coś z jego wizyty, jednak bezskutecznie. Kazał uciekać, ale kim on jest, aby go słuchać? Gryfonka nie
opuściła swojego pokoju i czekała. Miała wrażenie, że czeka na coś całe życie. A może czekam na kogoś? Przez ostatnie miesiące nie robiła nic innego,
czekała. I chodź Rachel starała się jej zapewnić jak najlepsze warunki i
swobodę, Ginny cały czas czuła się jak w klatce. Przez głowę przemknęły jej słowa
Marcusa: Uciekaj… zła pani, zła pani
trzyma klatkę. Czy miał na myśli Rachel? Jednak jej dalsze rozmyślania
przerwał kolejny gość. Młoda kobieta widziała go pierwszy raz w życiu. Był
prawie łysy, jedynie kępka jasnych włosów pośrodku głowy, niczym ptasie
gniazdo, zasłaniały świecącą się skórę głowy. Uśmiechnął się do Ginny, ukazując
trzy zęby. Dziewczyna skrzywiła się z niesmakiem.
– Zabłądził pan? – zapytała. Jednak coś jej mówiło, że mężczyzna doskonale
wiedział gdzie się znajduje.
– Nie ślicznotko. – Znów obrzydliwy uśmiech.
– Rachel cię przysłała? – zapytała bez gródek Gryfonka. Już wiedziała co
Marcus chciał jej powiedzieć. Uciekaj! Było
to jasne polecenie, którego Ginny nie wykonała. Teraz pluła sobie w brodę. Chcesz, żeby odwiedzali cię inni? Głos
Blaise’a rozbrzmiał w jej głowie. Prosiła Merlina, żeby ciemnowłosy mężczyzna
wpadł frontowymi drzwiami i pomógł jej. Dziwny
łysawy jegomość podszedł do niej i chwycił jej ramię. Odruchowo chciała się
wyrwać, ale trzymał Ginny mocno.
– Mówiła, że będziesz się stawiać, ale to nie szkodzi. Twoja buźka
wynagrodzi mi wszystko…
– Rachel? Rachel cię przysłała? – Ginny nie otrzymała odpowiedzi. Mężczyzna
poprowadził dziewczynę do łóżka i chodź panna Weasley stawiała się ze
wszystkich sił, została rzucona na miękką pościel.
– Niegrzeczna – mruknął pod nosem. Przygwoździł ją swoim ciałem i
przytrzymał nadgarstki dziewczyny jedną ręką nad jej głową. Ginny wiła się i
rzucała, sprzeciwiając się działaniom Johna.
– Nie będzie bolało – powiedział, ale w tym momencie Ginevrze udało się
wymierzyć mężczyźnie cios kolanem w brzuch. To zbiło go na chwilę z tropu, ale
kiedy się otrząsnął był jeszcze bardziej zaciekły niż wcześniej.
– Jednak będzie – syknął i wolną ręką sięgnął do majtek dziewczyny. Ginnny
wrzasnęła kiedy jego szorstkie palce dotknęły cienkiego materiału.
– Zamknij się – uderzył ją w twarz, a potem zerwał czerwone stringi,
szybkim szarpnięciem. Łzy płynęły po twarzy rudowłosej Gryfonki, nie wierzyła,
że cały ten koszmar miał się powtórzyć. John nadal przytrzymywał ręce
dziewczyny nad jej głową, a wolną ręką starał się odpiąć pasek spodni. Ginny
wierciła się i próbowała wyrwać mężczyźnie, jednak po tym, jak wymierzył
jej drugi policzek, przestała. Nie miała
siły przeżywać tego drugi raz. Kiedy John zsunął spodnie zacisnęła kurczowo
nogi, odwróciła głowę. Czuła jego rękę starającą się rozdzielić jej złączone
uda.
– Kurwa mać! – zaklął i uderzył Ginny w brzuch. Zbrakło jej powietrza i
przez chwilę zelżyła uścisk. John wykorzystał to natychmiast i rozłączył jej
nogi. Ginny modliła się, aby nie trwało to długo. Chciała stracić przytomność
już teraz, chciała aby jej dusza odłączyła się od ciała. Chciała umrzeć. W tedy
drzwi otworzyły się z hukiem. Usłyszała dwa, zakazane słowa, błysnęło i koszmar
się skończył. Jakby nic się nie wydarzyło. John był martwy, jego bezwładne
ciało, śmierdzące tytoniem zwaliło się na Ginny i przygniotło ją. Z trudem
zepchnęła martwe ciało z łóżka na podłogę. Kiedy tylko ciężar Jona nie ciążył
jej odetchnęła.
– Ginny… – Usłyszała łamiący się głos. Wiedziała, kto ją uratował, chciała,
żeby to był on i tak się stało. Podniosła się do pozycji siedzącej i zaraz
okryła się kołdrą. Rumieńce mimo wszystko wstąpił na jej policzki. Blaise nie
zwracał na to wszystko uwagi, uklęknął przy jej łóżku, a jej drobną twarz objął
rękoma.
– Nic ci nie jest – szepnął, jakby chciał to wmówić sam sobie. Łzy strachu,
bólu i smutku, zmieniły się w łzy radości. Ginny płakała wtulona w tors
Ślizgona.
– Już nigdy cię nie zostawię, już nigdy – powtarzał, tuląc ją do siebie.
Jednak oboje szybko się otrząsnęli.
– Zabiłeś człowieka, Blaise –
uświadomiła sobie Ginevra i oderwała się od swojego wybawcy.
– To nie jest nasz największy problem, Rachel nie da ci spokoju, musisz
uciekać.
– Zabiłeś go – powtórzyła Ginny, nie zwracając uwagi na słowa Blaise’a.
– To nic, Ginny. Musisz uciekać.
– Dokąd? Mogę trafić tylko gorzej.
– Ucieknij ze mną Ginny. Zostań ze mną na zawsze – wyszeptał ostatnie słowa
patrząc w jej oczy.
– To się nie uda, nie możesz ukrywać zdrajczyni krwi, Blaise. Zabiją nas
oboje. – Pocałował ją gwałtownie, jakby miała zaraz uciec.
– Nigdy tak nie mów , zrozumiałaś? Masz rację, nie mogę ukrywać Ginny
Weasley, zdrajczyni krwi o płomiennych włosach. – Iskierki nadziei w jej oczach
zgasły tak szybko jak się pojawiły. Jednak Zabini kontynuował:
– Ale mogę zamieszkać z Ginny McGeals, brunetką o czystej krwi.
– Blaise… - wyszeptała załamana, nie chciała do końca życia udawać. Głos
odmówił jej posłuszeństwa.
– Wszystko będzie dobrze. – Przytulił ją do piersi. W takiej pozycji
przesiedzieli dobre pół godziny. W końcu Ślizgon wstał i podniósł swoją
różdżkę, którą upuścił zaraz po rzuceniu morderczego zaklęcia. Poturlała się
pod toaletkę. Brunet rozejrzał się po pokoju. Trup leżący koło łóżka, jednak
rzucał się w oczy.
– Ginny? – powiedział, chcąc skupić na sobie jej uwagę. Dziewczyna
podniosła na niego wzrok niebieskich oczu.
– Ubierz się, dobrze? – Gryfonka pośpiesznie wstała z łóżka, starannie
omijając ciało Johna. Podeszła do szafy, nadaj owinięta pierzyną i pośpiesznie
ubrała bieliznę i długie, sztruksowe spodnie. Narzuciła również niebieski
sweter. Kiedy tylko odeszła od szafy zostawiając kołdrę na podłodze, Blaise
machnął różdżką i ciało Johna poderwało się z ziemi. Przelewitował je przez
pokój i zamknął w szafie. Ginny ubrała szybko buty na bose stopy.
– Ginny? – powtórzył jej imię, kiedy za pomocą zaklęcia uprzątnął pokój.
Spojrzała na niego niepewnie, jednak Blaise dostrzegł na twarzy rudowłosej coś
więcej niż niepewność. Nadzieję? Być może.
– Tak? – powiedziała ochryple, bo nagle głos odmówił jej posłuszeństwa.
Jakaś gula utknęła dziewczynie w gardle. Zabini uśmiechnął się przelotnie,
pokręcił głową, ale nic nie powiedział. Ginny rozejrzała się po pokoju w
poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłaby wziąć ze sobą, jednak nic nie znalazła.
Uświadomiła sobie, że pokój z numerem dziewięć, który jeszcze niedawno
nazwałaby jej miejscem na ziemi, (może nawet domem?) nigdy nie był niczym
więcej niż klatką. Znów naszły ją wątpliwość. Skąd Marcus o wszystkim wiedział? Czy to jakiś test? Jak mam zaufać
Blaisowi? Nie znała odpowiedzi.
– Jeszcze jedno – przypomniał sobie Zabini. Spojrzała na niego załzawionymi
oczami, nawet nie wiedziała, kiedy jej policzki stały się wilgotne od łez.
– Włosy… - bąknął niby od niechcenia. Ginny nie zrozumiała o czym mówi.
Ślizgon podszedł do toaletki z okrągłym lustrem w zdobionej ramię. Ginny
niepewnie usiadła na taborecie, mężczyzna położył ręce na jej ramionach. Odetchnęła
i przymknęła na chwilę oczy. Zaraz Zabini wyciągnął niewielki nóż z zaostrzonym
ostrzem. Chwycił pukiel rudych włosów dziewczyny lewą ręką. Uważał, że są one
jej chlubą, jej ozdobą. Były częścią, tej małej kobietki. Nie wierzył i nie
chciał jej tego odebrać. Nie zastanawiał się długo, jednym sprawnym ruchem ręki
sprawił, że pukiel czerwonych włosów spadł na podłogę. Ginny wolała nie patrzeć
na to wszystko. Czuła jakby ktoś odebrał jej część ciała. To tylko włosy, odrosną. Powtarzała sobie, ale mimo wszystko
uroniła kilka łez. Blaise za pomocą noża dość szybko sprawił, że włosy które
parę minut temu sięgały dziewczynie połowy pleców, teraz ledwie dotykały
ramion. Ginny spojrzała w lustro i ich spojrzenia spotkały się.
– Nadal jesteś piękna – szepnął Zabini i podał jej rękę, pomagając wstać.
Schował nóż do kieszeni spodni.
– Co teraz? – zapytała dziewczyna.
– Teraz, pójdziemy dalej – odpowiedział nieco filozoficznie – razem –
dodał, chwytając jej dłoń. Machnął różdżką i sprawił, że włosy Ginny przybrały
ciemnobrązową barwę. Kiedy opuszczali budynek, Ginny czuła się dziwnie.
Myślała, że w końcu odetchnie. Poczuje ulgę, ale to się nie stało. Wolność,
której tak zawsze pragnęła okazała się być tylko ulotnym marzeniem. Myślała, że
to Marcus pozbawił ją wolności, a Rachel z czasem jej ją oddała. Teraz,
uciekała od Rachel z Zabinim, ale mimo to nie czuła się jak wolny człowiek. Wolność to pojęcie względne. Pomyślała
opuszczając budynek z wyblakłym szyldem. „Spadające gwiazdy” głosił napis.
***
2 lata później…
Ciemnowłosa kobieta szybkim krokiem minęła sklep z miotłami.
Nie miała czasu na podziwianie wystaw sklepowych, już dziś miała go zobaczyć.
Mimowolnie uśmiech wkradł się na jej usta. Zwiewny materiał omiatał jej kostki,
a buty na niewielkim obcasie cicho stukały, kiedy szła.
– Dzień dobry, pani Zabini. – Nie odpowiedziała od razu,
cały dzień była rozkojarzona.
– Tak, dzień dobry. – Obdarzyła mężczyznę przyjaznym
uśmiechem.
– Dziś wraca, prawda? – zapytał Felman, choć doskonale znał
odpowiedź. Kobieta kiwnęła głową. – Nie zatrzymuję
pani dłużej. – Mężczyzna ukłonił się nisko i na powrót zajął się zmiataniem
ganku swojego pubu.
Tego ranka kobieta mijała wiele znajomych twarzy, ale nie
zatrzymywała się. Chciała jak najszybciej dotrzeć do stacji. Mogłaby się
aportować, ale nie chciała używać czarów, jeśli to nie była absolutna
konieczność. Po co zwracać uwagę? Jej serce zabiło szybciej, kiedy wielki zegar
znajdujący się nad numerem peronu wskazał jedenastą. Wiedziała, że za chwilę
się pojawi. Jak zawsze się stresowała,
ale niepokój był nieodłącznym elementem jej życia. Nie raz i nie dwa myślała o
tym, że może nie wrócić. Służba u Czarnego Pana zobowiązuje do pewnego ryzyka.
Podjęła je, podjęli je, oboje.
Nagle tuż za sobą
usłyszała charakterystyczny trzask, towarzyszył on aportacji. Odwróciła się natychmiast,
a Blaise chwycił ją w tali i tuląc do siebie, podniósł ponad ziemię. Zrobił
pełny obrót, zanim stopy kobiety dotknęły podłogi. Jak zwykle miała łzy
szczęścia w oczach. Sykali się czołami.
– Cieszę się, że żyjesz – wyszeptała wprost do jego ust, a
potem mężczyzna przylgnął ustami do jej warg. Kiedy w końcu zabrakło im tchu,
kobieta przerwała pocałunek. Objął dłońmi jej twarz. Być może byli za młodzi na małżeństwo, być
może zbyt nieodpowiedzialni na mieszkanie z dala od domu. Być może mroczny znak wypalony na
przedramieniu mężczyzny kiedyś ich zniszczy. Być może nadejdzie dzień kiedy, kobieta będzie czekała, a on nie wróci. Być
może, ale to nie obchodziło ich zupełnie.
– Kocham cię, Ginny. – Wiedział to już od dawna,
jednak za każdym razem powtarzał z większym przekonaniem i wiarą.
Bardzooo.. Dziękuję ! Miniaturka taka jak lubię (If you know what i mean) Wychodzi na to,że ten no rozdziału nie ma przeze mnie, ale MACIE MINIATURKĘ, POWIADAM IDZCIE I CZYTAJCIE :p Naprawdę warto przeczytać :*
OdpowiedzUsuńDla takiej miniaturki warto poświęcić rozdział!
UsuńWspaniała miniaturka. Długość idealna! Zawarłaś w niej wszystko, czego od dawna szukałam. Pomimo strasznej otoczki, bohaterowie znaleźli szczęście... w sobie. Stali się swoją ostoją. Wspaniałe! Na końcu chciało mi się płakać... Cieszę się, że wszystko ułożyło się dobrze!
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i zapraszam do mnie,
http://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com/
Trochę straszne ale fajne
OdpowiedzUsuńŚwietne :)
OdpowiedzUsuńLubię Blinny. Początek okropny, ale nie chodzi mi o styl pisania :)
Po prostu reszta zginęła, Ginny sprzedana, potem w Burdelu…
Zmiana charakteru Blaise'a.
Właściwie dużo nie napiszę, ale bardzo mi się podobało ;)
Pozdrawiam, The Grey Lady (dawniej Szara Dama)
http://zyj-szczesliwie-nowe-pokolenie.blogspot.com/ – nowy blog
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńjeej :D jaka długa miniaturka!!!!! <3 <3 ale w dodatku taka cudowna, że miód malina :* niektóre sceny były dość drastyczne no i wgl cała ta miniaturka była dość poważna, ale ma swój urok :P czekam na kolejny rozdział!! Już nie mogę się doczekać co tam się dalej wydarzy u naszych bohaterów :D pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzUsuńZrobisz miniaturkę Drapple?
OdpowiedzUsuńMiniaturka super tylko kiedy będzie rozdział ♥♥
OdpowiedzUsuńKiedy rozdział 50?
OdpowiedzUsuńGdzie nowy rozdział? :(
OdpowiedzUsuńMam mieszane uczucia czytając to . nie wiem czy mi się podobało:( Chociaż z drugiej strony przynajmniej ona przeżyła nie napisałaś co się stało z ganger
OdpowiedzUsuń