Rozdział 46
Rozdział 46
– Jeśli potrafisz się pogodzić z bezsilnością, nigdy ci nie zależało.
Otworzyła drzwi gwałtownie, spodziewając się
Harry’ego, ale w drzwiach stała Sophie.
– Ślicznie
wyglądasz – powiedziała po francusku, co Ślizgonka zrozumiała bez trudu.
– Dzięki –
odpowiedziała z uśmiechem. Trochę współczuła koleżance, że tamta nie może iść
na bal. Była tylko rok młodsza. Pansy podeszła do kufra i wygrzebała z niego
perfumy. Był to drobny, przeźroczysty flakonik. Dostała go w szóstej klasie od
Draco i Blaise’a na urodziny. Wiedziała, że były drogie i używała ich tylko na
specjalne okazje. Nie miała tylko pojęcia co zrobić z różdżką, krążyła nerwowo
po pokoju, zupełnie zapominając o gościu.
– Szukasz
czegoś? – zapytała w końcu Sophie. Ślizgonka zatrzymała się pośrodku pokoju.
– Oh… Przepraszam
Sophie, trochę się stresuje, poza tym nie wiem, gdzie dać różdżkę i Potter
pewnie zawali taniec i… – Uczennica Beauxbatons przerwała jej swoim śmiechem.
– Po co ci
różdżka na balu? – zapytała w końcu.
Pansy wzruszyła ramionami, sama nie wiedząc.
– Właściwie
to przyszłam ci powiedzieć, że Harry będzie czekał na ciebie przy sali jadalnej.
– Powiedział
ci to francusku?
– Nie,
Alexis kazała przekazać . – Na samo imię tej dziewczyny coś w Ślizgonce się
gotowało.
– Dzięki
Sophie, bo pewnie tkwiłabym tu do niedzieli.
– Myślę, że
to by była wielka strata. – Uczennica francuskiej szkoły puściła ciemnowłosej
oczko.
– Chyba już
pójdę – odezwała się znów Sophie.
– Tak… ja...
Po prostu dzięki. – Pansy uśmiechnęła się do młodszej koleżanki. Gdy Sophie
wyszła i zamknęła za sobą drzwi, Pansy spryskała się perfumami, odłożyła
flakonik na komodę obok różdżki i również wyszła.
*
Harry stał
przed salą jadalną. Co chwilę mijała go jakaś para. Widział też Alexis z jakimś
wysokim facetem. Musiał być dużo starszy. Może
w wieku Barkleya? Przeszło mu przez
myśl. Widział też Iwana z niziutką, pyzatą blondynką. Czekał, powtarzając w
głowie kroki tego cholernego walca. Miał na sobie czarną szatę wyjściową, białą
koszulę i czarną muchę. Strój chłopaka nie różnił się za bardzo od tego, który
miał na sobie w czwartej klasie. Przypomniał sobie tą totalną katastrofę. Miał
tylko nadzieję, że ten bal wypadnie
lepiej. Po chwili podeszła do niego madame Maxime z Alexis, jej
partnerem i jeszcze jedną dziewczyną.
– Harry,
gdzie zgubiłeś partnerkę? Zaraz tańczycie – oznajmiła dyrektorka, rozglądając
się dokoła. W tym momencie podeszli do nich uczniowie Dumstrangu, każdy ze
swoją partnerką. Dymitirowi towarzyszyła jakaś wysoka brunetka, wyższa nawet
niż on sam. Iwan natomiast przyszedł z niziutką blondynką, którą już wcześniej
Harry widział. Wszyscy czekali tylko na Parkinson.
– Ona zaraz
przyjdzie – skłamał.
– To
świetnie, bo zaraz zaczynamy – poinformowała madame Maxime i odeszła, wołając
kogoś po imieniu. Alexis uśmiechnęła się do Harry’ego.
– Nie spinaj
się tak – powiedziała cicho, stając obok niego. Gryfon był oszołomiony jej
wyglądem. Miała zwiewną, różową sukienkę
na cieniutkich ramiączkach. Włosy upięte wysoko, wyglądała naprawdę świetnie.
– Nie spinam
się – rzucił. Alexis uśmiechnęła się tylko i odeszła do swojego partnera,
chłopak wiódł za nią wzrokiem. Nagle zza zakrętu wyszła Parkinson. Trzymała
swoją suknie, aby się nie potknąć, wzrok miała wlepiony w ziemię. A szkoda, bo
przegapiła minę Harry’ego. Gryfon doskonale pamiętał, jakie Hermiona miała
wejście na balu w Hogwarcie, czuł się jakby przeżywał deja vu. Myślał, że to
Alexis wygląda świetnie – mylił się. Rozejrzał się dookoła, myśląc, że ujrzy
zdziwione spojrzenia, jednak nikt nie zwracał uwagi na Ślizgonkę. Zamknął
otwarte dotąd, usta, nie wiedział co myśleć, bo w jego mniemaniu dziewczyna
przyćmiła dziś wszystkich. Spojrzała na niego i uniosła jedną brew, jakby
pytała na co się gapi. Harry szybko się otrząsnął i wyciągnął rękę do Ślizgonki.
Chwyciła ją i podeszła bliżej. Chłopak stwierdził, że pięknie pachnie. Dopiero
teraz Dymitir spojrzał w stronę Pansy. Uśmiechnął się i powiedział coś po bułgarsku,
ale ani Pansy ani Harry nie zrozumieli. Ustawili się w kolejności, w której
będą wchodzić do sali jadalnej. Pansy i Harry stali tuż za Alexis i jej wysokim
chłopakiem. Zaraz miały rozpocząć się tańce.
– Stresujesz
się? – szepnęła Pansy, nachylając się w stronę Gryfona. Kilka jej ciemnych
włosów połaskotało policzek chłopaka. Pokręcił głową.
– Spokojnie,
ćwiczyliśmy to, jak się nie zabiję w tych butach to będzie dobrze – rzuciła
jeszcze, a potem rozbrzmiała muzyka.
*
Poszło im
zaskakująco dobrze, Harry ani nie podeptał dziewczyny, ani nie pomylił kroków.
Był z siebie dumny. Po tym jak
odtańczyli swoje Pansy zajęła miejsce przy stoliku razem z Iwanem i jego
partnerką. Okazało się, że Milena potrafi co nieco po angielsku. Iwan co jakiś
czas rzucał komplement w stronę Ślizgonki, ale Milenie chyba to nie przeszkadzało,
Harry’emu – owszem.
– Przyniosę
poncz – rzucił, wstając od stołu. Sala Jadalna została specjalnie udekorowana z
okazji balu. Z sufitu leciały srebrne i złote iskierki, które nigdy nie miały
dotknąć podłogi. Okna były przystrojone złotymi i srebrnymi, brokatowymi zasłonami,
pod kolor obrusów. Złoto i srebro zdecydowanie dominowały, ale nie zabrakło
również zieleni. W białych donicach stały przepiękne grubosze i cieszyły wzrok.
Nad drzwiami do sali utworzony był tunel z czerwonych róż. Harry szedł bardzo
pewnie i przyciągnął spojrzenie nie jednej uczennicy francuskiej szkoły. Podszedł
do stołu bufetowego, zabrał ze sobą dwa kubki pełne różowej substancji.
Omijając tańczących, doniósł pełne porcje napoju do stolika. Zastał Pansy samą.
Już chciał pytać, ale dziewczyna uprzedziła go odpowiedzią.
– Poszli
tańczyć – spojrzała w stronę wirujących par na parkiecie. Harry usiadł obok
niej na krześle i podsunął kubek z napojem dziewczynie.
– Dzięki –
mruknęła, upijając spory łyk. Harry zastanawiał
się, czy nie poprosić Ślizgonki do tańca, ale nie mógł się przemóc. Nagle
podeszła do nich roześmiana Alexis.
– Czemu się
nie bawicie? Wiem, że teraz trochę nudno, ale poczekajcie, aż nauczyciele się
stracą! To dopiero będzie! – krzyczała, aby przebić się przez muzykę. Harry
uśmiechnął się do niej.
– Bawimy się
świetnie – zapewnił. Alexis puściła mu oczko i wróciła na parkiet. Pansy
nerwowo przygryzła wargę, chciała zapytać Gryfona, czy nie poszliby tańczyć,
ale zrezygnowała. Ale z ciebie tchórz! Usłyszała głos w swojej głowie. Przesiedzieli kolejne dziesięć piosenek w
ciszy. W końcu Iwan wrócił do stolika.
– Gdzie
zgubiłeś parę?! – zapytała, wrzeszcząc Pansy. Muzyka była naprawdę głośno.
– Wi
toalecjie! – wrzasnął Iwan w odpowiedzi. – Zataniczysz? – dodał szybko, kątem
oka zerkając na Harry’ego. Ślizgonka skinęła głową. Strasznie się cieszyła, ze
nie przesiedzi całego balu. Iwan nie chciał wypuścić jej z objęć przez kolejne cztery
utwory. Harry obserwował jak jego towarzyszka wiruje na parkiecie. Żałował
tylko, że nie z nim. W końcu wrócili do stolika. Ślizgonka od razu wypiła całą
zawartość swojego kubka. Harry rzucił
Iwanowi spojrzenie z pode łba, ale uczeń Dumstrangu nic sobie z tego nie robił.
W końcu wróciła towarzyszka Iwana i
razem odeszli w stronę parkietu. Para hogwardzkich uczniów znów została sama.
– Lubię tą
piosenkę… – rzuciła Ślizgonka, gdy tępo zwolniło i cała sala zaczęła kołysać
się w rytm muzyki. Właściwie nawet nie znała tytułu piosenki, chciała po prostu
sprowokować jakąś reakcję Gryfona. Udało się.
– Słuchaj –
zaczął Harry – wiem, że liczysz teraz na taniec. Wiem, że przyszliśmy tu razem
i nie chcesz przesiedzieć całego balu, ale zrozum, ja nie tańczę. Nie lubię
tego i nie robię, kiedy nie musze. –
Wyrzucił z siebie i zacisnął szczękę.
–Wiesz,
rozumiem, że jestem Ślizgonką i normalnie się nie znosimy, ale czy chociaż dziś
możesz zapomnieć o tym wszystkim i pozwolić mi się bawić? – Już miał coś
powiedzieć, ale dziewczyna kontynuowała. – Wiem, że one wszystkie wyglądają lepiej niż ja, ale
mógłbyś przez chwilę nie zwracać uwagi na wygląd i zatańczyć ze mną? I na
Merlina, nie gap się cały czas na tyłek Alexis, w końcu ktoś zauważy…
– Tu wcale
nie chodzi o wygląd, ani o Alexis i wcale się nie gapię. – To ostatnie syknął w
stronę Parkinson. Ta tylko uniosła lekceważąco brew.
– Nie tańczę
z nikim, proste? – Niestety Harry miał pecha, dokładnie w tym momencie podeszła
do nich Alexis i chwyciła Gryfona za ramię.
– Wiszę ci
taniec, pamiętasz? – Po czym wyciągnęła go na parkiet. Pansy nie mogła uwierzyć
własnym oczom. Partner Alexis usiadł obok niej na krześle. Nic nie mówił, po
prostu obserwował Harry’ego.
– Cześć –
powiedziała cicho po francusku Pansy. Mężczyzna oderwał wzrok od patrzących.
– Ty jesteś
ta z Anglii? – zapytał. Ślizgonka kiwnęła głową.
– Jestem
Thomas – powiedział po angielsku i wyciągnął rękę w kierunku zdziwionej
dziewczyny.
– Pansy –
odpowiedziała z uśmiechem.
– Widzę, że
bawisz się świetnie – zakpił. Od jakiegoś czasu miał ochotę zapalić, ale nie
mógł przy uczennicach i nauczycielach. Thomas był dorosłym mężczyzną, już dawno
skończył szkołę. Alexis poznał w te wakacje, dość dobrze się dogadywali, ale to
nie było nic poważnego.
– Bywa –
rzuciła, wzruszając ramionami.
– Może
chcesz zatańczyć? Chyba, że masz coś innego do roboty…
– Chodźmy.
*
Harry nie
podejrzewał, że tak dobrze będzie mu się tańczyć. Alexis była wspaniałą
partnerką. Przetańczyli dobre pięć piosenek, a Gryfon nawet nie pomyślał o
Parkinson. Aż do momentu w którym nie zauważył jej w objęciach Thomasa. Nie
przejął się tym za bardzo, muzyka zwolniła.
Alexis zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła trochę zmieszanego
chłopaka bliżej siebie. Harry objął ją w tali. Interesowało go, czy Ślizgonka
tą piosenkę również przetańczy z partnerem Alexis. Owszem tańczyli, potem
dziewczyna zaczęła coś gestykulować, już po chwili próbowała się wyrwać. Gryfon
zmarszczył brwi, puścił swoją partnerkę.
– Muszę coś
sprawdzić – rzucił i uśmiechnął się przepraszająco. Alexis była w szoku, chyba
pierwszy raz ktoś ja tak po prostu zostawił, tym bardziej w tak magicznej
chwili. Pansy szybko opuściła salę, niemal biegiem. Thomas rozejrzał się po sali,
a gdy dostrzegł Alexis uśmiechnął się pod nosem i ruszył w jej stronę. Mijając
Pottera szturchnął go w ramię. Harry nie
przejął się tym, chciał jak najszybciej dotrzeć do Parkinson. Dziewczyna
zniknęła zza łukiem z róż. Gryfon potrącał tańczących, wolna piosenka dobiegała
końca. Wyszedł z sali. Nie miał pojęcia w którą stronę udała się ślizgonka, do
sali jadalnej prowadziły trzy różne korytarze. Jęknął bezsilny. Wtedy pomoc
nadeszła z najmniej spodziewanej strony. Przez środkowy korytarz wyszła w jego
stronę Sophie. Gdy zobaczyła chłopaka uśmiech zniknął z jej twarzy. Zaczęła coś
szybko mówić po francusku i gestykulować.
– Gdzie jest
Parkinson?! – wrzasnął na nią Potter. Chciał wiedzieć co się stało, Sophie
zaniemówiła. Zamrugała kilka razy oczami i wskazała korytarz z którego
przyszła. Prowadził na dwór.
– Dziękuje –
rzucił Harry, mijając ją biegiem. Korytarz wychodził na plac przed szkołą. Plac
na którym wylądował ich powóz, nie było innej drogi w dół niż powóz
zaprzęgnięty w pegazy, dlatego też teren był ogrodzony białą balustradą z
jakiegoś kamienia. Akademia znajdowała się wysoko w górach. Zrobiło się późno i
księżyc zdążył wdrapać się na nieboskłon, rozsiewając za sobą tysiące gwiazd.
Dostrzegł ją, stała pochylona nad balustradą, jej odsłonięte ramiona drgały.
Wiedział co to oznacza - płakała. Zrobił parę kroków w jej stronę, nie
usłyszała go pomimo ciszy panującej na dworze. Brak muzyki był aż ogłuszający w
porównaniu z gwarem w sali jadalnej.
– Pansy? –
szepnął. Zrobił kolejne kilka kroków w jej stronę. Znieruchomiała natychmiast.
– Odejdź –
powiedziała bezsilnie i obojętnie. Harry przyzwyczaił się do jej nieznoszącego
sprzeciwu tonu, dobitnego i pewnego siebie, ale to co właśnie wyszło z ust Ślizgonki
nie przypominało niczego.
– Coś się
stało? – zapytał, ani przez myśl mu nie przeszyło, żeby odejść zgodnie z jej
prośbą.
– Odejdź –
powtórzyła jedynie. Stanął obok niej i wlepił wzrok w nicość na dole. Dostrzegł
jak dziewczyna kurczowo zaciska dłonie na balustradzie. Nic nie mówił, bo i tak nie miał nic
konkretnego do powiedzenia. Niby kim był żeby ją pocieszać? Przecież oni nawet
się nie lubili, praktycznie nie znali. Pansy hamowała płynące łzy, nie chciała,
żeby ktokolwiek widział ją w takim stanie, kiedy to wszystkie wspomnienia jak
tsunami zalały jej głowę.
– Czy możesz
zostawić mnie samą? – zapytała, przełykając gorzkie łzy.
– Wy Ślizgoni
zawsze myślicie, że musicie być sami, to wasza największa wada. Zapominacie, że
każdy kogoś potrzebuje… – Podniosła głowę i popatrzała na niego załzawionymi
oczami. Łzy pociekły jej po policzkach, a potem przytuliła się do niego. Oparła
głowę na jego ramieniu, pogładził ją po plecach. Odruchowo, tak po prostu. Stali
tak przez chwilę.
– A wy Gryfoni
– zaczęła szeptem – zawsze chcecie, pomóc, to wasza najbardziej denerwująca
zaleta… Dzięki – dodała. Harry uśmiechnął
się sam do siebie, gładził Ślizgonkę uspokajającym gestem po plecach. Kiedy
dotknął jej nagich ramion, przekonał się jak zimno jest na dworze. On dzięki
koszuli i czarnej szacie wyjściowej w ogóle tego nie odczuwał.
– Zimno ci?
– zapytał z zamiarem oddania dziewczynie swojej szaty.
– Już nie –
szepnęła, nadal wtulona w jego ramię.
– Czy… Czy
on ci coś zrobił? – Zabrała głowę z ramienia Harry’ego, odsunęła się na długość
ramienia.
– Nie –
powiedziała, ocierając łzy.
– To
dlaczego…
– Musimy o
tym gadać?
– Nie.
– Możesz
wracać do Alexis – powiedziała z goryczą w głosie.
– Czy – zmarszczył
brwi z niedowierzania. – Czy ty jesteś zazdrosna?
– A dziwisz
mi się?
– Właściwie
to tak, ale nie masz się co przejmować. – Uniosła pytająco brew. – Zostawiłem
ja samą na parkiecie w najważniejszych minutach balu, więc, raczej nic z tego
nie będzie. – Wzruszył ramionami.
– Przykro mi
– rzuciła, świadoma, że powinna coś powiedzieć.
– Wcale nie
– odpowiedział, przekrzywiając głowę. Zastanawiał się co mogło się stać
pomiędzy Parkinson a Thomasem.
– Masz
rację.
– Chodź do
środka, bo jeszcze się przeziębisz i McGonagall pomyśli, że jakiś czubek
wrzucił cię znów do jeziora … – Oboje uśmiechnęli się na to wspomnienie i
wrócili na bal.
*
Weszli do
Sali, jednak nikt nie zwracał na nich szczególnej uwagi. Przybyli w samą porę
na przemówienie madame Maxime. Muzyka ucichła i rozległ się głos dyrektorki.
– Powoli
dochodzi dwunasta, mam nadzieję, że bawicie się tak dobrze jak ja, na naszym
balu. Cieszymy się, że możemy gościć uczniów z innych szkół. – Odszukała
wzrokiem Harry’ego i Pansy. – Już niedługo bal się skończy, ale póki jeszcze
trwa, bawcie się! Nauczyciele udają się do swoich komnat, licząc na wasze jakże
dorosłe zachowanie. Cała odpowiedzialność spada na prefektów. Jako ostatni
rocznik, liczę, że pokażecie się z jak najlepszej strony. – Rozległy się wiwaty
i oklaski. Gdy wszyscy nauczyciele i dyrektorka opuścili salę zaczęła się
prawdziwa impreza. Jakaś dziewczyna w krwiście czerwonej sukience dolała czegoś
do ponczu. Wiele uczennic wraz ze swoimi partnerami zaczęło obcałowywać się po
kątach.
– Rzygam –
skomentowała to Pansy. Harry stał trochę zniesmaczony. Większość nadal szalała
na parkiecie.
– To może w
końcu zatańczymy? – zapytał w końcu Gryfon. Ciemnowłosa dziewczyna uniosła
pytająco brew.
– Przecież
TY nie tańczysz.
– Dla ciebie
zrobię wyjątek…
– Nie musisz
się nade mną litować. Nie potrzebuje tego.
– Nie lituję
się, ja tylko… – przerwała mu, ciągnąc Pottera w stronę parkietu:
– Zamknij
się już, po prostu tańcz.
I tańczyli.
W końcu zmęczeni usiedli przy swoim stoliku. Szybko dosiadł się do nich Dymitir
ze swoją partnerką. Byli wykończeni.
– Pójdę po
coś do picia – rzucił Harry, wstając. Ślizgonka z wdzięcznością kiwnęła głową.
Przez chwilę naprawdę zapomniała, o tym co powiedział Thomas, przez chwilę
naprawdę dobrze się bawiła. Przez chwilę. Wzięła głęboki wdech, czuła, że znów
traci kontrolę. Dlaczego tak cholernie to przeżywała? Śmierć. Niby całkowicie
naturalna, niby pisana każdemu, ale kiedy przychodzi nie potrafimy się z nią
pogodzić. Chyba zwariowałam…
Dziewczyna była tego pewna. Wtedy partnerka Dymitria podsunęła jej rozwiązanie,
płyn zamknięty w przeźroczystej butelce, był na wyciągnięcie ręki. Drżącą
dłonią chwyciła ów przedmiot. Spojrzała pytająco na dziewczę.
– Bierz –
powiedziała po francusku. Pansy kiwnęła jej głową w geście podziękowania i
odeszła. Nogi bolały ją od butów. Wyszła z balu, kurczowo zaciskając ręce na
butelce z alkoholem. Chciała zapomnieć o
tym wszystkim i choć codziennie udawała, że wszystko jest dobrze - nie było.
Wyszła na plac przed szkołą, polubiła to miejsce. Doskonale widać stąd było
niebo, urzekł ją ten widok. Nie przejmowała się niską temperaturą. Usiadła pod
murami akademii, opierając się plecami o mury zamku. Zdjęła buty, o sukienkę
również nie dbała. Otworzyła butelkę alkoholu i wzięła łyka. Paliło ją w
gardle, była pewna, że ów trunek jest mocniejszy niż ognista whisky. Znów
powróciła do wspomnień o wojnie, rodzinie, Mirabell. Nie rozumiała jak inni
potrafią sobie z tym wszystkim poradzić.
*
Harry
podszedł do stolika i zobaczył jedynie Dymitria całującego się ze swoją
partnerką. Wolał nie pytać o Pansy, pewnie i tak nie otrzymałby odpowiedzi. Westchnął
zdegustowany, wtedy ktoś poklepał go w ramię.
– Ekhem… – usłyszał
tuż obok ucha. Odwrócił się i zobaczył Alexis.
– Chcę tylko
powiedzieć, że nie mam ci tego za złe.
– Ja… –
zaczął Gryfon, trochę zmieszany. – Przepraszam za tamto, po prostu byłem trochę
oszołomiony. Wiesz co się stało?
– Pewnie
znów chodzi o jej wuja i Mirabell.
– Kogo? –
zapytał Harry, nic z tego nie rozumiejąc.
– Może
lepiej ją zapytaj, widziałam jak wychodziła. Z flaszką. – Po tych słowach Alexis
odeszła w stronę Thomasa, Harry krzyknął za nią:
– Czekaj
co?! – Ale nikt mu nie odpowiedział.
Zaklął i ściągając muszkę, opuścił salę. Kim do cholery jest Mirabell? Zastanawiał się po drodze na dwór.
Doskonale wiedział, że właśnie tam ją znajdzie. Nie pomylił się. Ślizgonka nie
zdążyła opróżnić nawet połowy butelki, za co Harry dziękował Merlinowi w duchu.
– Co się
znowu dzieje?! – niemal wrzasnął. W sumie nie planował tak reagować, ale musiał
przyznać, że się martwił. Odebrał dziewczynie trunek.
– Oddawaj
to! – wrzasnęła jak oburzone dziecko.
– To chyba
koniec tej imprezy dla ciebie – poinformował ją Harry, a potem wyciągnął rękę,
aby pomóc Ślizgonce wstać. Planował odprowadzić ją do pokoju.
– I co? –
parsknęła śmiechem. – Myślisz, że teraz tak po prostu z tobą pójdę? Śmieszny
jesteś.
– Dlaczego
od razu mnie obrażasz? Mam powoli tego dość. – Wziął oddech, żeby się uspokoić,
Pansy była gorsza niż małe dziecko.
Chłopak nie miał pojęcia co właśnie się dzieje w jej głowie.
– Ja też mam
już dość – powiedziała cicho, zupełnie innym tonem.
– Czego? –
zapytał, kucając przy niej. Znów spojrzała na niego tymi, przeszywającymi dusze
na wskroś, niebieskimi oczami.
– Życia –
wyszeptała. W głowie chłopaka rozległ się alarm. Zdjął swoją szatę wierzchną i
okrył Ślizgonkę, a potem usiadł obok z cichym stęknięciem.
– Dlaczego?
– zapytał, wzruszając ramionami.
– Nie sądzą,
żeby to był twój interes – powiedziała gorzko.
– Uznajmy,
że to nie mój interes.
– To NA
PEWNO nie twój interes.
– Będzie ci
lepiej jak powiesz, uwierz, wiem z doświadczenia. Wiesz – zmarszczył brwi –
opowiem ci coś, ale cały ten wieczór zostanie między nami, okej?
– Okej –
zgodziła się obojętnie.
– Był –
wziął wdech – był taki okres w moim życiu, kiedy… kiedy Voldemort – zauważył,
że nie wzdrygnęła się na dźwięk tego imienia, zadziwiła go. – On próbował wejść
do mojej głowy. – Harry przypominał sobie to wszystko.
– Kiedy,
próbowałem to tłumić było jeszcze gorzej. Raz naprawdę straciłem kontrolę nad
sobą. Wiesz co mi pomagało? – Pokręciła głową.
–
Przyjaciele, pewnie słyszałaś o gwardii Dmbledore’a? – Kiwnęła głową.
– Dzięki
nim, jakoś sobie z tym radziłem.
– Moi
przyjaciele, mają własne problemy – odpowiedziała.
– Każdy
jakieś ma. – Wyruszył ramionami.
– Więc ten
wieczór, zostaje tylko między nami? – zapytała, unosząc brew. Harry kiwnął
głową. Dostrzegł uśmiech w kącikach jej warg. Siedzieli tam ramię w ramię na
zimnym bruku. Ledwo widzieli swoje twarze, jedynym źródłem światła był księżyc.
Powietrze było wilgotne. Harry z każdym oddechem wdychał jej słodki zapach. Pansy
potrzebowała tej bliskości nawet, gdy nie zdawała sobie z tego sprawy. Wzięła
głęboki wdech, a potem patrząc mu głęboko w oczy, złączyła ich usta w słodkim
pocałunku. Harry objął twarz dziewczyny swoimi dłońmi. Ślizgonka nie
protestowała. Usta dziewczyny lgnęły od ust Harry’ego. Smakowała jak słodki kwiat
zmieszany z alkoholem. Lekko przygryzła jego wargę, a potem odsunęła się
odrobinę. Pogładził ją po rozpalonym policzku. Przymknęła oczy.
– Odprowadzę
cię do sypialni – szepnął jej do ucha. Pansy nie protestując, podniosła się z
ziemi.
***
Hogwart
Hermiona Granger, jak zwykle wstała przed
swoją rudowłosą przyjaciółką. Ginevra jeszcze smacznie spała, gdy brązowooka
szła pod prysznic. Nie wątpliwie panna Granger była poddenerwowana. Miała dziś
odwiedzić rodzinę Malfoyów. Po zimnym prysznicu rozbudziła się zupełnie. W
dormitorium prefektów było bardzo cicho, ale to nic nowego w niedzielny
poranek. Dziewczyna cieszyła się, że już dziś Harry ma wrócić z Francji,
zarówno jej jak i Ronowi bardzo brakowało przyjaciela. Wysuszyła włosy i ubrała się. Z powodu barku
zajęć mogła nie ograniczać się do mundurka. Założyła sprane jeansy, które
towarzyszą jej już trzeci rok, szarą
koszulkę i bordową bluzę. Postanawiała zejść na śniadanie. Stoliki świeciły pustkami, nie licząc kilku
krukonów, pochylonych nad książkami i Rona. Hermiona zmarszczyła brwi, widząc
swojego chłopaka tak wcześnie na nogach. Przysiadła się do niego z uśmiechem.
– Co dziś
tak wcześnie? – zapytała, nakładając sobie na talerz trochę jajecznicy. Ron wzruszył ramionami.
– Sam nie
wiem, podasz mi chleb? – zapytał. Kiwnęła głową i podsunęła mu koszyk z
pieczywem.
– Harry dziś
wraca – powiedziała, jakby Ron wcale o tym nie wiedział.
– W końcu –
dodał z uśmiechem. Jedli w ciszy, ale Gryfonka widziała, że coś nurtuje
rudowłosego chłopka.
– Ron, stało
się coś?
– Jeszcze
nie – rzucił tajemniczo. Zmarszczyła
brwi, licząc na jego wylewność. Zaczął smarować maślaną bułkę jagodowym dżemem.
Odchrząknął.
– Wiesz,
masz dziś odwiedzić tę fredkę…
– A więc o
to chodzi – mruknęła Hermiona.
– Tak
właśnie o to. Boję się o ciebie – dodał, patrząc jej w oczy. Uśmiechnęła się
rozczulająco.
– Zupełnie
niepotrzebnie, jadę tam tylko z nim pogadać. Wiesz – postanowiła zwierzyć się
chłopakowi. – Wszyscy oczekują ode mnie, że dokonam jakiegoś cudu, ale ja
przecież jestem tylko uczennicą siódmego roku, nawet jeszcze owumentów nie
zdałam…
– Bardzo
mądrą uczennicą. – Rzucił, odgryzając kawałek pieczywa. – Nie przejmuj się i
tak cię podziwiamy z Harrym, że w ogóle zgodziłaś się pomóc.
– A co jeśli
– Zrobiła wymowną pauzę. – On umrze? Albo postrada zmysły?
– Dostanie
to na co zasługiwał. Za bardzo się tym przejmujesz, nie zapominaj, że to tylko
Malfoy.
*
Ginny wstała przed dziesiątą. Akurat, żeby
zdążyć zamienić dwa słowa z szykującą się do wyjścia Hermioną. Rudowłosa ziewnęła przeciągle.
– Nie
wstaje… – mruknęła i przewróciła się na drugi bok. W domu zawsze wstawała
wcześniej, żeby pomóc mamie, ale tutaj, w szkole, mogła się wyspać.
Przynajmniej w weekendy.
– Widziałam dziś
na śniadaniu jagodzianki… – rzuciła Hermiona, stojąc przed swoją szafą z kwaśną
miną. Ginevra wyprostowała się, siadając na łóżku.
– Ty mała,
podstępna… – mruczała, zbierając swoje ubrania i upychając do szafki. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała
jakich użyć argumentów, żeby dotrzeć do panny Weasley. Bała się tylko, że z
Malfoy nie pójdzie tak łatwo. Na pewno
nie pójdzie! Poprawiła się w myślach, nie była pesymistką. Uważała, że w
rozmowach z Malfoyem nie ma co liczyć na „łatwo”. Ginny ubrana opuściła ich
sypialnię, udała się do toalety. Hermiona nie miała pojęcia co na siebie
włożyć. Nie była jedną z tych dziewczyn, które przejmują się wyglądem, ale tym
razem była w kropce. Czy wypada udać się do arystokratycznej posiadłości w
jeansach? Z drugie strony miała tam iść tylko w celu namówienia Malfoya do
powrotu do szkoły. Westchnęła z irytacją, akurat, gdy Ginny weszła do sypialni.
– Coś się
stało? – rzucała, chowając piżamę pod poduszkę.
– Nie,
znaczy tak, znaczy. – Hermiona zmarszczyła brwi i spojrzała na przyjaciółkę, ścielącą
łóżko. – Sama nie wiem.
– Za bardzo
się tym wszystkim przejmujesz, to tylko Malfoyowie. – Młodsza Gryfonka
wzruszyła ramionami, być może kiedyś sama by się przejmowała, ale teraz było
jej wszystko jedno.
– Powiedz mi
tylko – Brązowooka Gryfonka wyjęła coś z szafy. – Ta, czy ta? – W jednej ręce
trzymała dopasowaną koszulkę w kolorze brudnego różu, w drugiej - szary, długi
sweterek. Rudowłosa uniosła pytająco brew.
– Tylko, nie
mów, że ty tak serio…
*
Z pięć
dwunasta Hermiona stanęła przed gabinetem dyrektorki. Dała namówić się Ginny na
eleganckie, granatowe spodnie i białą, wzorzystą koszulę, zapinaną na guziki. Mimo
protestów panny Weasley towarzyszył jej szary, ciepły sweter. Miała ze sobą
tylko różdżkę. Długo zastanawiała się, czy nie zabrać choć kilku książek ze
szkolnej biblioteki, ale porzuciła ten pomysł. Zapukała do drzwi. Po chwili
usłyszała, ciche, lecz stanowcze „wejść”. Chwyciła dłonią klamkę. Jak zwykle
zastała McGonagall siedzącą za biurkiem i studiującą jakieś księgi. Biurko
niemal uginało się pod ciężarem pergaminów, prac domowych z transmutacji i
wszelkiego rodzaju ksiąg.
– Dzień
dobry – zagadnęła grzecznie Gryfonka. Trochę nieswojo się czuła w tym miejscu.
Miało niesamowitą aurę.
– Istotnie,
panno Granger. Dzień dobry. – McGonagall przerwała swoją pracę i spojrzała
prosto w oczy dziewczynie. – Domniemam, że chce pani skorzystać z kominka?
– Jeśli
można. – Hermiona zamknęła na sobą drzwi i podeszła do biurka McGonagall. Chciała
zapytać o tyle rzeczy, przedyskutować tyle spraw. Mimo wszystko milczała.
– Proszek
fiuu stoi tam. – Dyrektorka wskazała zawalony różnościami okrągły stoliczek.
– Dziękuje.
– Gryfonka przeszła te kilka metrów i zabrała glinianą wazę, do połowy
zapełnioną szarym proszkiem. Podeszła do kominka.
– Panno
Granger? – Usłyszała za sobą głos McGonagall, odwróciła się. Liczyła na jakieś
rady, wskazówki. I nie pomyliła się, chociaż nie do końca tego się spodziewała.
– Nie
poddawaj się po pierwszej próbie. – Zmarszczyła brwi, patrząc na McGonagall, chciała
wyjaśnień, jednak nie doczekała się. Postawiła wazę na kominku, wzięła garść
proszku, a potem w gabinecie dyrektorki rozbłysnęły zielone płomienie.
Miał być rozdział z dramione, a wyszło jak zwykle… Ale ten
cały bal się strasznie przedłużył, nie bijcie! Teraz już na 1000000% (ja sama
jestem zbyt leniwa żeby przeczytać tę cyfrę xd) w następnym rozdziale W KOŃCU się spotkają. Nawet ja nie dałabym
rady tego przeciągnąć i nie robię tego specjalnie, ale mam dziwną manie
opisywania wszystkiego ze szczegółami. No cóż… Rozdział na przyzwoite 10 stron
więc jestem z siebie w miarę dumna w dodatku w terminie!
*święto internetowe, Pani M. napisał coś w terminie!*
Trzymajcie się tam, mam nadzieję, że u was ciepło! Następny
już w sobotę/niedzielę ;) Nie zapomnijcie o komentarzu!
Zapraszamy na naszą stronę na Facebooku, gdzie będziecie stale informowani o nowych rozdziałach :)
https://www.facebook.com/Domsalazarablog
~Pani M.
Zapraszamy na naszą stronę na Facebooku, gdzie będziecie stale informowani o nowych rozdziałach :)
https://www.facebook.com/Domsalazarablog
~Pani M.
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Nareszcie się pocałowali♥. Miałam nadzieję że dowiemy się czegoś o przeszłości Pansy no ale trudno. Myślałam że będzie w końcu dramione no ale nie można mieć wszystkiego. I tak dobrze, że zdecydowałaś się na posunięcie Pansy i Harry'ego.
Życzę weny ♥
Sama Wiesz Kto
Matko uwielboam, Harry swietnyyy, rozdzial superrrr, życzę weny, postaralas siee <33
OdpowiedzUsuńO matko kocham, ten pocalunek to najlepsze co moglas zrobić, tak malo sie takich rzeczy tu zdarza :(( Bardzo niecierpliwie czekam na Dramione, pomalu trace zmysly, bo nie mg sie tego doczekac!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, pisz dalej, życzę duzo weny, pozdrawiam
Sama Wiesz Kto
Jeśli ktoś ma Facebook to zapraszam na stronę mojej koleżanki. Wpisz Forever Alone-Dramione i daj like!!!!PS;Dopiero zaczyna
OdpowiedzUsuńA i świetny rozdział!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Świetne!!! Scena z Pansy i Harrym - ME GUSTA <3
OdpowiedzUsuńKiedy Hermiona zostawi Rona?
Gdzie jest moje DRAMIONE???!!!
Weny, weny, weny :*
Uhhh, w takim momencie zakończyłaś rozdział, nie mogę się doczekać następnego ^^ Harry i Pansy- cudo! <3 Czekam z wielką niecierpliwością na Dramione :D
OdpowiedzUsuńJust.
Aaaa <3 Świetny rozdział! ;* A scena kiedy Pansy i Harry się pocałowali! *O* Cud, miód i malina! <3 Mam nadzieję, że teraz już będą mieli z górki? :D I co z Ginny i Blaisem? ;) No i oczywiście czekam z niecierpliwością na dramione! *O*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i życzę duuużo weny ;*
Hahah :d Ogarnęłam że jest jeszcze jedne rozdział głupia ja ! :D
OdpowiedzUsuńDopiero teraz jednak jestem na bieżąco i również czekam na Dramione :D
Przeczytałam w dzień, w którym pojawił się rozdział, żeby nie było! :D Tak bardzo chciałam, aby Pansy wreszcie powiedziała Harry'emu o Mirabell, mam nadzieję, że jeszcze to zrobi! Baaardzo czekam na jakieś momenty Ginny&Zabini, jak ja uwielbiam ich kłótnie! xD Ciekawe jak to wyjdzie z wizytą Hermiony w Malfoy Manor, oj ktoś się wkurzy.. Oby Hermiona natłukła blondynkowi czegoś do głowy. Czekam z niecierpliowścią na więcej, weny!! :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny . Nie mogę doczekać się spotkania Hermiony i Draco .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny .
Poprawiłam informacje na temat twojego bloga i zapraszam na prolog :D
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-tell-me-a-story.blogspot.com/
Hej :) życzę weny :)
OdpowiedzUsuńI zapraszam na nowo powstałego bloga :)
Tematyka - Dramione. Mam cicha nadzieje, ze przypadnie komus do gustu :)
http://nieprzemijajaca.blogspot.com
Rozdzial przeswietny, szczerze to juz mi brakuje slow na opisanie bo nie wiem czy cie te komentarze czasem nie nudzą, bynajmniej kocham to dramione, ciesze sie niesamowicie z tego pocalunki, czekałam wkoncu na coś, teraz jeszcze coś pomiedzy draco i herm i będzie idealnie, czekam na następny, zyczs weny
OdpowiedzUsuńNie było mnie tydzień, więc miło mnie zaskoczyłaś nowym rozdziałem :)
OdpowiedzUsuńNiestety masz taką czcionkę, że polskie znaki są większe i to słabo wygląda :(
Brawa dla Harry'ego! Dał radę z tańcem!
Co zrobił jej Thomas?!
Wogóle cieszę się, że dużo Hansy, bo to mój ulubiony pairing z tego opowiadania :)
Ciekawe co z Malfoyem…
Pozdrawiam!
Szara Dama (Dawniej ~Lilavati)
http://czterej-huncwoci-i-ruda.blogspot.com/
Dziękuję za komentarz ;) Ale nie wiem o co chodzi z tą czcionką :/ U mnie na laptopie, jak i telefonie są polskie znaki i na prawdę nie wiem, dlaczego wyświetla ci inaczej :(
Usuń-Pani M.
Przeczytałam wszystkie rozdziały w zaledwie 2 wieczory. Odrobinę rażą błędy ortograficzne ("ą", "ął"), poza tym fabula niezwykle wciągająca. Kochana pisz dalej, czekam na rozwoj Dramione. Tak przy okazji.... czy tylko mnie ten nowy nauczyciel wydaje się jakiś dziwny?
OdpowiedzUsuńNo halo, czekam na spotkanie Hermiony i Draco ! :D
OdpowiedzUsuńJuż 24 lipiec, dawaj szybko ten rozdział:)
Rozdział od środy na blogu ;)
Usuń~Pani M.
Nadrabiam zaległości :D Moje oczęta do teraz nie mogą się nacieszyć gdy zobaczyły trzy nowe rozdziały <3
OdpowiedzUsuńRozdział zajebiście długi i w dodatku tak samo dobry *-'*
Tyle się tu dzieje że cię podziwiam skąd u cb w głowie tyle pomysłów na zawarcie ich w jednym rozdziale, a jest przecież tego wszystkiego cała historia!! Genialne. :D
Strasznie się nie mogę doczekać właśnie spotkania Hermiony i Draco. Zapowiada się naprawdę ciekawie ale i wyczuwa się nutkę tajemniczości i grozy :P
Jeżeli z kolei mówimy o Harrym i Pansy to cieszę się, że udał im się taniec no i się pocałowali!!!!! Nie wiem czy chce wiedzieć jak to się skończy xdd
Zabieram się za kolejne rozdziały ;) pozdrawiam!!! ;*