Rozdział 44
Wpadam tu dziś z nowym rozdziałem i garstką informacji. Zacznę może od rozdziałów, ponieważ oficjalnie mam już WAKACJE * taniec szczęścia w tle* rozdziały będę pojawiać się częściej, tzn.: oficjalna wersja brzmi tak: "kolejne rozdziały pojawiają się w sobotę/niedzielę," ale(!) czasami zdarzy się, że notka pojawi się szybciej! Wtedy na pewno poinformuje was na facebooku (<klik> <--- tu możecie polubić naszą stronę i wtedy żaden post was nie ominie) jeśli ktoś chciałby być powiadamiany drogą mailową to proszę o pozostawianie swojego e-maila w komentarzach w zakładce sowia poczta*tutaj*.
Prawie wszyscy pisaliście aby rozdziały pojawiały się co tydzień i tak też będzie. Jednak postanowiłam wziąć pod uwagę również komentarz "M.S." może faktycznie rozdziały są za krótkie? Zazwyczaj piszę notkę na ponad 2500 słów, to takie minimum. Doszłam do wniosku, że to być może za mało... Postanowiłam, że zacznę pisać dłuższe notki. Zobaczymy co z tego wyjdzie ;)
To chyba wszystko co mam do przekazania, jeśli ktoś chciałby coś jeszcze wiedzieć śmiało piszcie w komentarzach ;)
~Pani M.
Prawie wszyscy pisaliście aby rozdziały pojawiały się co tydzień i tak też będzie. Jednak postanowiłam wziąć pod uwagę również komentarz "M.S." może faktycznie rozdziały są za krótkie? Zazwyczaj piszę notkę na ponad 2500 słów, to takie minimum. Doszłam do wniosku, że to być może za mało... Postanowiłam, że zacznę pisać dłuższe notki. Zobaczymy co z tego wyjdzie ;)
To chyba wszystko co mam do przekazania, jeśli ktoś chciałby coś jeszcze wiedzieć śmiało piszcie w komentarzach ;)
~Pani M.
Rozdział 44
– Paryż - miasto zakochanych.
Hogwart...
– Byłaś z
Michaelem? – zapytała brązowooka Gryfonka, przewracając kolejną stronę w
książce. Zerknęła na Ginny, licząc na szybką odpowiedź.
– Tak – odparła
rudowłosa dziewczyna, ściągając szatę do Quidditach przez głowę. Hermiona
nieznacznie kiwnęła głową, nie miała jeszcze wyrobionego zdania na temat Krukona
i nie wiedziała, czy cieszyć się z ich spotkania czy wręcz przeciwnie.
– Chciałaś
pogadać – zauważyła, jak zwykle trafnie, Hermiona. Niesforny kosmyk po raz
piąty w ciągu tej minuty opadł jej na czoło. Podirytowana odłożyła książkę na
łóżko, wcześnie zapamiętując stronę, i podeszła do komody. Dziewczyny trzymały
na niej wszelkiego rodzaju kosmetyki i ozdoby do włosów. Było to jedyne miejsce
w pokoju, gdzie Hermiona godziła się na bałagan. Chwyciła czarną, frotową gumkę
do włosów i spięła swoje loki w misterny kucyk. Z powrotem usadowiła się na
łóżku i chwyciła książkę.
– O czym
gadamy? – zapytała po chwili, widząc niespokojne spojrzenie przyjaciółki. Ginny
nerwowo przygryzała wargę, nie wiedząc czy poruszać temat Michaela. W końcu się
zdecydowała, pomimo że wiedziała co usłyszy od Hermiony.
– Michael
wspominał o Balu Bożonarodzeniowym, czemu nic nie mówiłaś? – Zaczęła od
bezpiecznego, przynajmniej w jej mniemaniu, pytania. Hermiona westchnęła.
– McGonagall
powiedziała, że zamiast balu w połowie semestru zrobią taki wielki na koniec
roku, Michael może coś źle usłyszał... –
wyjaśniła starsza z Gryfonek. – Ginny nie obraź się, ale jeśli to jest ta
"ważna" sprawa to...
– Nie,
właściwie – szybko wtrąciła rudowłosa – właściwie... chodzi o Michaela. On, tak
jakby mnie pocałował. – Oczy Hermiony zrobiły się wielkie jak spodki.
– Kiedy?
Znaczy, dzisiaj? I co? – Od razu odłożyła książkę i wlepiła wzrok we
współlokatorkę.
– Tak,
dzisiaj – odpowiedziała ze śmiechem Ginny, jednak szybko spoważniała. – Tylko nie
wiem, co to miało oznaczać... Znaczy... On chyba chce do mnie wrócić.
– A co ty o
tym sądzisz? Znaczy... mamy takie mugolskie przysłowie wiesz... – Rudowłosa Gryfonka
wpadła w słowo Hermionie:
– Nie
wchodzi się dwa razy do tej samej wody, o to chodzi? – Hermiona pokiwała głową,
Ginny stale potrafiła ją czymś zaskoczyć.
– Skąd je
znasz?
– Już to
gdzieś słyszałam... – mruknęła. – Ale wracając do Michaela, chyba nie chce z
nim być. Skrzywdził mnie.
– To
dlaczego się zastanawiasz? – Najmłodsza z siedmiorga rodzeństwa Weasleyów znów
przygryzła nerwowo wargę.
– Bo,
znaczy... mam taki plan.
– Jeśli
chcesz żeby ON był zazdrosny, to od razu mówię, że to najgłupsza rzecz jaką
możesz zrobić. – Hermiona od razu wiedziała, co chodzi Ginny po głowie. –
Zabawa czyimiś uczuciami nigdy się dobrze nie kończy.
– Wiem,
ale... - Panna Granger nie dała jej dokończyć:
– Nie ma
żadnych "ale" Gin, to najgorsze co możesz teraz zrobić.
– Ale nie
mogę zrobić niczego innego... – wypowiedziała te słowa bardzo cicho, jakby bała
się, że ktoś je podsłuchiwał.
– Ginny,
naprawdę cię teraz nie rozumiem – zaczęła Hermiona, jednak tym razem to Ginny
nie dała jej dokończyć:
– Najgorsze
jest to, że ostatnio ja też siebie nie rozumiem. – Panna Weasley westchnęła. –
Bo widzisz, z jednej strony to świetnie się z nim gada, no jak się nie kłócimy,
lubię jego towarzystwo, ale jednocześnie tak strasznie się boje! Co powiedzą
rodzice, Ron, Harry, ty? Tego nie da się przewidzieć. To takie dziwne...
– Jakby nie
patrzeć to wcale nie jest dziwne – zaczęła Hermiona, ona również próbowała
sobie to wszystko poukładać. – Macie podobne zainteresowania, lubisz facetów z
poczuciem humoru w dodatku...
– Wszystko
pięknie, ładnie, ale chyba umyka ci jeden malutki fakt... – Hermiona uniosła
pytająco brew, jakby faktycznie nie wiedziała co Ginny ma na myśli.
– Na Merlina
– rudowłosa dziewczyna podniosła ręce do góry – to ŚLIZGON! A ja jestem Gryfonką,
to chyba nie do przeskoczenia.
– A gdzie
się podziała ta Ginny, która ma gdzieś opinie innych? Ta która bez oporów
poszła z Nevillem na bal w czwartej klasie, ta która chodziła z największymi
przystojniakami tej szkoły i w końcu, ta która walczyła o Harry'ego Pottera? –
Spojrzały sobie w oczy. Rudowłosa ze łzami bezsilności w oczach, pokręciła
głową.
– Nie
wiem... – wyszeptała. Szybko otarła samotną łzę, która tak bezczelnie
zamierzała spłynąć po jej zaróżowionym policzku.
– Herm,
pomyśl logicznie.
– Staram się
tak myśleć całe życie – mruknęła tamta, próbując rozładować atmosferę.
Podziałało, bo przez twarz Ginny przebiegł uśmiech.
– Słyszałaś
kiedyś, żeby jakiś Ślizgon chodził z Gryfonką? Nasze domy się nienawidzą i chyba już nic tego nie zmieni.
– Skąd
wiesz? Moi rodzice zawsze powtarzali, że to my jesteśmy przyszłością. To my
tworzymy to co będzie, może to właśnie ty i Zabini uwodnicie wszystkim, że
związki pomiędzy Gryfonami a Ślizgonami mają sens... A może to nigdy nie
wypali. – Wzruszyła ramionami. – Tak czy siak, warto spróbować.
– Tylko nie
wiem co on na to... – Hermiona wybuchnęła śmiechem.
– Ginny, on
już dawno jest twój, ale proszę nie śpiesz się i może pogadaj z Ronem...
– A co z
Michaelem?
– A co ma
być? Po prostu powiedz mu, że nic z tego nie będzie. – Hermiona z powrotem
sięgnęła po książkę.
– On
zaprosił mnie na ten cały bal...
– A ty
odmówiłaś, prawda? – Hermiona spojrzała prosto w niebieskie oczy panny Weasley.
Kiedy ta uciekła wzrokiem, na twarzy brązowookiej Gryfonki pojawiło się
niedowierzanie.
– Zgodziłaś
się?!
–
Powiedziałam, że się zastanowię...
– Ginny!
– Okej,
dobra, już nie krzycz. – Rudowłosa dziewczyna podniosła ręce w geście poddania.
– Pogadam z nim jutro; albo dzisiaj –
dodała, widząc wzrok Hermiony.
*
Francja,
Paryż, około południa...
Pansy
stanęła w kolejce po bilety, natomiast Harry nerwowo zerknął na zegarek. Był to
dokładnie ten sam czasomierz, który dostał od państwa Weasleyów na siedemnaste
urodziny. Automatycznie pomyślał o przyjaciołach, których zostawił w Hogwarcie.
Z rozmyślań wyrwał go głos Ślizgonki:
– Która
godzina? Ej! – Pomachała mu ręką przed twarzą. – Jesteś tu? – Harry zamrugał
kilkakrotnie i odpowiedział:
– Co? A tak,
po dwunastej.
– Ile? – zapytała,
marszcząc brwi. Chłopak ponownie zerknął na zegarek.
–
Dwadzieścia po. – Rzucił, a potem zdał sobie sprawę, że są spóźnieni.
– Może jeszcze
zdążmy – powiedziała niepewnie Pansy, sama w to nie wierzyła. Zależało jej aby
wejść na wierze Eiffla, niestety o drugiej odlatywał ich powóz.
– Jeśli
wyjdziemy teraz i pobiegniemy kawałek – dodał Harry – ale nie wejdziemy na
wieżę... – Pansy opuściła kolejkę tuż przy kasie i z ponurą miną odeszła
kawałek dalej. Harry ruszył za nią.
– Ja też
uważam, że dwie godziny na Paryż to trochę mało... – zaczął rozmowę, jednak
dziewczyna nic nie odpowiedziała. Słońce schowała się za wielką chmurą i
zrobiło się zimniej. Ślizgonka wyciągnęła z torby sweter i ubrała go. Szybkim
krokiem pokonywali kolejne alejki i ścieżki. Ślizgonka kilka razy musiała pyta
o drogę, ale koniec końcu, dokładnie za pięć druga stanęli przed wzgórzem,
prowadzącym do chaty starca z siwą brodą.
– To
śmieszne, że nie wiemy nawet jak on się nazywa – powiedziała Pansy, wchodząc na
górę.
– Nie był za
bardzo rozmowny… – odparł Harry i znów zerknął na zegarek. – Musimy biec, bo
nie zdążymy! – Nie musiał dwa razy powtarzać, Pansy puściła się biegiem pod
górę. Harry wyprzedził ją i stanął na wzgórzu.
Pochylił się do przodu dysząc, a ręce oparł o kolana. Ślizgonka w tym momencie również stanęła na
szycie wzgórza. Miała przyśpieszony oddech, co było normalne po takim biegu. Uniosła
oczy do nieba, a z jej ust wydostał się cichy szept:
– Nie… – zaraz
przerodził się w krzyk. – Nie! NIE! NIE! WRACAJCIE!!! – Machała rękami i
podskakiwała, jednak to wszystko było na nic. Harry w końcu złapał oddech i
również spojrzał w górę. Zobaczył ich powóz odlatujący i wznoszący się coraz
wyżej.
–
Spóźniliśmy się… – powiedział w końcu. Pansy posłała mu spojrzenie w stylu „no
co ty nie powiesz”.
– Co teraz?
– zapytała po chwili. Nie wiedziała co o tym myśleć, przede wszystkim była zła.
Nie zobaczyła ani wieży Eiffla, ani nie zdążyła na powóz.
– Zapytamy
tego gościa. – Harry wskazał na starca, który przechadzał się po placu, z tej
odległości był ledwo widoczny. Pansy z kwaśną miną ruszyła w dół wzgórza. Nie
czekała na Harry’ego. W końcu udało im
się dostać na brukowany plac.
– Czego tu
chcecie? – warknął na nich starzec. Potem przyjrzał się dokładniej i dodał – A
to wy…
– Nasz powóz
odleciał – wyjaśnił Harry. Starzec, uniósł jedną brew.
–Tak i nie
wiemy jak się dostać do Beauxbatons – dodała ciemnowłosa dziewczyna. Starzec przeniósł
spojrzenie swoich szarych oczu na nią.
– Co panienka
nie powie… Jeśli Madame Maxim nie zechce abyście ją odwiedzili to nie
odwiedzicie – wyjaśnił spokojnie, a po chwili dodał – Jestem zajęty, muszę iść.
– Zaczekaj!
– zawołała za nim dziewczyna. Mężczyzna
odwrócił się na pięcie i westchnął.
– Czego
jeszcze chcecie? – warknął.
– Madame
Maxim nas zaprosiła do Beauxbatons, nie da się z nią skontaktować? – zapytała
Pansy pełna nadziei. Flawian westchnął, zazwyczaj dzieciaki, które do niego przyjeżdżały
były irytujące, ale ta dwójka przebiła wszystko. Z drugiej strony mieli w sobie
coś, co przekonało go do pomocy.
– Mam w domu
sowę, możecie wysłać list.
– Jak długo…
– Jakieś
cztery godziny. – Widząc, że Harry znów otwiera usta, starzec dodał: – Żadnych więcej pytań! – Ruszył w stronę domu
utykając, złapał go skurcz w lewej nodze. Przeklął cicho i pchnął drzwi.
Widząc, że chłopak próbuje wejść tam za nim zatrzymał się w przejściu.
– Wy
czekacie tu – mruknął, a potem zniknął za drzwiami. Harry i Pansy popatrzyli po sobie zdziwieni, ale
żadne nic nie powiedziało. Minęło dobre piętnaście minut zanim Flawian wrócił.
Niósł w dłoniach małą, szarą sówkę. Z
tylnej kieszeni spodni wyciągnął pomięty pergamin.
– Ona
dostarczy list. – Spojrzał na sówkę z czułością i poklepał ją po głowie.
– Nie mamy
czym pisać – odezwał się Harry, wyciągając rękę po pergamin. Flawian miał już
naprawdę dość tych smarkaczy. Oddał sowę dziewczynie, a potem wyciągnął różdżkę
i jednym machnięciem przywołał pióro i atrament. Harry zabrał się za pisanie
listu. Wyjaśnił po krótce co się stało i
zapytał o inny środek lokomocji. Zwinął list, a Pansy podała mu kawałek
sznurka. Wolał nie pytać skąd go wzięła. Przymocował wiadomość do nóżki sowy.
– Stąd nie
odleci, musicie ja zanieść na wzgórze i tam wypuścić – wyjaśnił starzec,
widząc, że Pansy chce wypuścić zwierzątko. Harry zabrał ptaka z rąk Ślizgonki i
ruszył przed siebie.
– Dziękujemy
za pomoc – odezwała się dziewczyna i już miała ruszyć w drogę za Harrym, gdy
zatrzymał ją głos Flawiana:
– Ona
odpiszę to co zawsze.
– To co
zawsze? – powtórzyła jak echo Ślizgonka.
– Przyśle
inny powóz wieczorem, macie czas do ósmej, lepiej się nie spóźnij. Przekaż to
swojemu chłopakowi i możecie iść zwiedzać miasto. – Zanim jakakolwiek inna
informacja dotarła do dziewczyny trochę oburzona oznajmiła:
– On nie
jest moim chłopakiem! Nawet się nie lubimy. – Flawian tylko wzruszył ramionami.
Miał w głębokim poważaniu to, jakie relację łączą ową dwójkę. Pansy w końcu
przetrawiła resztę informacji.
– Powiedział
pan, że ona odpiszę to co zawsze, często się zdarza, że ktoś nie zdąży na
powóz?
– Jeszcze
ani razu nie widziałem, żeby ktoś przyszedł na czas. – Pansy ze zrozumieniem
kiwnęła głową.
– Dziękuje
raz jeszcze – powiedziała i dogoniła Harry’ego.
Mieli cały
dzień na Paryż. Harry wypuścił sowę ze
szczytu wzgórza.
– I co
teraz? – zapytał, jednak nie spodziewał się odpowiedzi. Był wściekły. Przede
wszystkim na starca. Mężczyzna mógł zatrzymać powóz i zaczekać, aż przyjdą.
– Mamy czas
do ósmej na zwiedzanie miasta – odpowiedziała dziewczyna pogodnie. Harry
zmarszczył brwi, ale nie miał siły pytać.
– Powiedział
mi, że…
– Kto? – przerwał jej.
– No wiesz,
ten mężczyzna, gadaliśmy chwilę. Powiedział, że Maxim odpiszę to co zawsze.
– To co
zawsze? – powtórzył jak echo, teraz już nic nie rozumiał.
– Wszyscy
się spóźniają na ten powóz, wieczorem przyleci drugi.
– Czyli co,
stracimy cały dzień na włóczenie się po mieście?!
– A wolałbyś
siedzieć gdzieś w Beauxbatons i słuchać o ich osiągnięciach? Nie marudź, możemy
iść na wierzę i zobaczyć wiele innych rzeczy. Mam nawet kilka galeonów na
obiad. – Pansy była jak najbardziej optymistycznie nastawiona, niestety nie
można było powiedzieć tego o Harrym.
Mimo wszystko ruszył za dziewczyną.
– Coś ty się
tak uparła na te wieże? – burknął. Stali właśnie w kolejce po bilety.
– Z góry
musi być piękny widok – odparła dziewczyna, wzruszając ramionami. – Jak nie
chcesz, nie musisz ze mną tam iść… – dodała.
Od początku widziała, że chłopak nie ma najmniejszej ochoty na zwiedzanie
miasta. Trochę psuł jej tym humor. Jego niechęć była porażająca, a Pansy nie
wiedziała dlaczego. Po prawdzie Harry też nie wiedział dlaczego tak się
zachowuje. Po prostu dziś wszystko go drażniło.
W końcu nadszedł ten długo wyczekiwany przez Ślizgonkę moment – wjechali
windą na szczyt wieży. Widok stamtąd
zapierał dech w piersiach. Pansy nie wiedziała co powiedzieć, nawet Harry był
pod wrażeniem.
– Tu jest
niesamowicie… – wyszeptała. Podeszła do barierki i spojrzała w dół. Ludzi
prawie nie było widać, samochody wydawały się nie większe niż mrówki. W dole
widzieli park, którego alejkami tu przyszli.
– Wieczorem
podobno widok jest jeszcze lepszy – odezwał się ktoś stojący za Pansy.
Dziewczyna odwróciła się, jednak nie był to Harry. Za Ślizgonką stało starsze
małżeństwo. Siwowłosy staruszek uśmiechnął się.
– Pochodzą
państwo z Angli? – zapytała zaciekawiona. Nie potrafiła rozpoznać akcentu
mężczyzny. Odpowiedziała jej kobieta, puszczając ramię męża:
– Z Walii,
słonko. Wieczorem naprawdę widok jest o niebo lepszy – dodała z uśmiechem.
–
Przepraszam, ale musimy już iść – wtrącił się Harry i pociągnął Pansy do tyłu
za ramię.
– Do
widzenia! – krzyknęła dziewczyna. Oddalili się na tyle by małżeństwo nie
słyszeli ich rozmowy.
– Co ty, do
cholery, wyprawiasz?! – zapytała wściekle, chłopak naprawdę zaczął przeginać.
Nigdy nie mieli dobrych kontaktów, ale Ślizgonka po cichu liczyła, że to się
zmieni. Po dzisiejszym dniu straciła nadzieję. Miała po prostu dość zachowania
Gryfona.
– Musimy iść,
jak chcesz zobaczyć jeszcze inne zabytki – odpowiedział spokojnie, jakby
właśnie nie ciągnął dziewczyny przez połowę tarasu widokowego. Posłała mu
mordercze spojrzenie. Postanowiła
zachowywać się tak jak on. Bez słowa zjechali windą w dół. Po wspomnieniach
pięknego widoku z góry nie pozostał w głowie dziewczyny nawet ślad. Złość na
Harry’ego przysłoniła wszystko. Zatrzymali się przy jednak z ławek.
– Gdzie
teraz? – zapytał chłopak, wrócił mu dobry humor, czego nie można powiedzieć o
jego towarzyszce. Pansy obojętnie wzruszyła ramionami. Naprawdę miała gdzieś,
co będą robić dalej. Straciła ochotę na cokolwiek.
– Może
zobaczymy łuk Triumfalny? –
zaproponował. Była to pierwsza rzecz, która przyszła mu do głowy.
– Jak chcesz
– odparła, obrzucając go wyzywającym spojrzeniem. Harry nie przejął się tym za
bardzo i ruszył w drogę.
Cały
dzień minął dość szybko, zobaczyli wiele ciekawych rzeczy. Pansy nie raz musiała pytać ludzi o
drogę, bo Harry był tak świetnym przewodnikiem. Byli również w całkiem przyjemnej
knajpce aby coś zjeść. Harry cały dzień
utrzymywał swój dobry humor. Pansy natomiast na każdym kroku starała się
pokazać mu swoją obojętność. Nadszedł czas aby wracać, jednak Gryfon znów
pomylił drogę.
– Daj mi tę
mapę! – wydarła się dziewczyna. Drażniło ją wszystko co robił. W dodatku bała
się, że na drugi powóz również nie zdążą. Dochodziła siódma. Zmarszczyła brwi,
wlepiając wzrok w kawałek pergaminu. Niestety nie wiedziała, ani gdzie są, ani
gdzie powinni iść. Westchnęła ciężko.
– Trzymaj. –
Wepchnęła mapę w ręce Harry’ego. Znów zapytała o drogę, tym razem młoda kobieta
z uśmiechem na ustach odpowiedziała, gestykulując. Ślizgonka podziękowała, a
potem warknęła na chłopaka:
– Chodź. –
Ruszyli w drogę, jednak Gryfona nurtowało, dlaczego dziewczyna się tak
zachowuje. Pokonali kolejny odcinek drogi.
– Dlaczego
jesteś taka wkurzona? Ja tylko pomyliłem drogi. Nic wielkiego się nie stało… –
Odwróciła się przez ramię, posyłając mu pytające spojrzenie.
– Jeszcze
się pytasz?
– Tak, bo
tak się składa, że szanuję twoją głowę na tyle by nie czytać ci w myślach.
– Patrzcie,
wielki bohater się znalazł… – mruknęła sarkastycznie. Harry zrównał z nią krok.
– O co ci
chodzi, Parkinson? Psujesz nam dziś cały dzień! – Dziewczyna wiedziała, że ma
racje. Jednak nie mogła nic poradzić na to, że Francja tak na nią działa. Ze
wszystkich sił starała się nie myśleć o Mirabell, o rodzicach, a przede
wszystkim o wuju. Każda młoda kobieta przypominała Miri. Wszystkie usłyszane
rozmowy, przypominały te z Mirabell. Przeżyła traumę i tak bardzo chciała
zapomnieć. Jednak to było niemożliwe.
– Ja psuję
cały dzień? To ty od rana stroiłeś fochy – odparła. Wiedziała, że to chłopka ma
rację, jednak nie mogła się do tego przyznać. W końcu nadal była Ślizgonką, a
to do czegoś zobowiązuje.
– Niebywałe
– mruknął Harry. – Niebywałe… Paryż, miasto zakochanych, a ja tkwię tu z tobą.
– Pansy spojrzała na niego zmieszana. W ogóle nie wiedziała, co o tym myśleć.
Milczała. I właśnie milcząc, dotarli na brukowany plac. Powóz już czekał. Pożegnali
się z Flawianem, podziękowali za pomoc i ruszyli w dalszą drogę.
A
żadne nie przypuszczało nawet, jak to się skończy. Harry był pewien, że spędzi
niemiłe cztery dni w towarzystwie zrzędliwej Ślizgonki. Pansy natomiast była przekonana, że będzie to
wyjazd pełen niechcianych wspomnień i irytujących Francuzek. Oboje bardzo się
mylili. Przed północą spośród gór wyłonił się przepiękny zamek, wysoko w
Alpach. Widok z okna zapierał dech w piersiach, szkoda tylko, że oboje to
przespali.
*
Malfoy
Manor…
Narcyza
zerwała się z łóżka. Znów słyszała ten przeraźliwy krzyk jej własnego dziecka. W jej mniemaniu to było tak
niesprawiedliwe. Codziennie pytała Merlina „dlaczego”. Z różdżką w ręku wbiegła
do sypialni syna. Draco znów miał atak, rzucał się po łóżku, oczy miał
przekrwione, a twarz jeszcze bardziej bladą niż zazwyczaj. Ostatnie kilka dni
dla Narcyzy były horrorem. Bezsilnie patrzała jak jej syn umiera. Nie rozumiała dlaczego, ataki są coraz
silniejsze, dlaczego są coraz częstsze, ale przede wszystkim nie rozumiała
dlaczego w ogóle są. Wezwała całą masę przeróżnych uzdrowicieli i magomedyków,
jednak nikt nie chciał pracować z tak nieobliczalnym pacjentem, jakim był
Draco. Zapaliła światło w jego pokoju. Chłopak przestał się rzucać po łóżku,
atak ustał. Wykończony zarówno, fizycznie jak i psychicznie leżał bez ruchu.
Kobieta zaraz była przy nim.
– Musisz
odpoczywać – powiedziała bez ładu i składu. Tylko to przychodziło jej do głowy,
odgarnęła mu kosmyk jasnych włosów z twarzy. Ręce miała zimne, natomiast czoło
chłopaka było rozpalone.
– Masz
gorączkę – stwierdziła. – Przyniosę leki. – Opuściła szybko pokój Dracona. Gdy
zamknęła za sobą drzwi po jej policzkach popłynęły słone łzy. Nie chciała, żeby
widział ją w takim stanie. Ostatnie dni
były koszmarem, Narcyza nie przespała ani jednej nocy, oczy miała podkrążone,
włosy tłuste i rozczochrane. Jednak to wszystko było nieważne. Liczył się tylko
Draco. Zeszła po schodach na dół i zawołała skrzata.
– Tak pani?
– zapytała Drumka, pojawiając się w pokoju.
Skłoniła się przed Narcyzą.
– Wezwij
Sever… – Imię mistrza eliksirów zawisło w powietrzu. Pani Malfoy wiedziała, że
Severus Snape był prawdopodobnie jedyną osobą, która mogłaby uratować jej syna.
Niestety nie żył. Postanowiła odwiedzić męża w Azkabanie. Lucjusz nadal miał znajomości.
– Może
Lucjusz coś doradzi… – mruknęła do siebie. Skrzatka za ten czas przyniosła
swojej pani chusteczkę. Narcyza otarła oczy. Drumka wyraźnie czekała na jej
polecenie.
– Przygotuj
lekarstwa – poleciła jedynie. Te słowa skrzaty domowe w Malfoy Manor słyszały
co najmniej dwa razy dziennie. Kobieta udała się z powrotem na górę. Draco
spał, oddech miał nierówny. Pogładziła go po głowie, był jej jedynym dzieckiem
i chodź w wielu kwestiach mieli odmienne zdanie, kochała go. Rodzina była dla
Narcyzy wszystkim. Niestety od jakiegoś czasu jedynie mogła obserwować jak „wszystko”
się rozpada.
Następnego
dnia, niespodziewanie Draco poczuł się lepiej. Kiedy w ten czwartkowy poranek
pani Malfoy zeszła do salonu i zobaczyła syna siedzącego w fotelu omal nie
zaszła na zawał. Najpierw pomyślała, że to duch i wydarzyło się najgorsze. Draco nadal był chorobliwie blady w dodatku
włosy miał tłuste i nieułożone.
– Dzień
dobry, mamo – powiedział cicho, a na jego ustach pojawiło się coś na kształt uśmiechu. Kobieta ze łzami w oczach podbiegła do syna i
przytuliła go. Gdy w końcu wypuściła go ze swojego uścisku i usiadła na fotelu
obok, chłopak zaczął mówić:
- Czuję się
lepiej, ale niewiele pamiętam z tych ostatnich dni. – Zanim Narcyza zdążyła
zapewnić go, że to nic, pojawił się jeden ze skrzatów. Niósł tacę ze
śniadaniem.
– Zjemy w
jadalni? – zapytał chłopak. Wiedział, że matka nie lubi, gdy je w salonie. Narcyza kiwnęła głowę i uśmiechnęła się.
Skrzat zabrał tacę i przeniósł ją do pomieszczenia jadalnego. Narcyza i młody Malfoy zasiedli przy stole.
– Widziałaś
się z ojcem? – zapytał Draco, sięgając po tosty. Skrzaty donosiły coraz to
więcej jedzenia.
– Nie,
wybieram się jutro. Może… – zawahała się – może on będzie coś wiedział. –
Chłopka kiwnął głową. Narcyza zebrała się na odwagę, by poruszyć nieprzyjemny
temat, który chodził za nią już od jakiegoś czasu.
– W
niedziele będziemy mieli gościa – zaczęła, obserwując reakcję chłopaka. Draco
pytająco uniósł brew, a po chwili odłożył tost na talerz.
– Jeśli to
kolejny lekarz, to możemy sobie darować… – mruknął, upijając trochę gorzkiej
herbaty. Zazwyczaj pił kawę do śniadania, jednak odkąd wrócił do domu Narcyza
wyrażała zgodę jedynie na czystą wodę i gorzką, czarną herbatę. Draco nie miał
siły kłócić się o takie rzeczy i przystał na to.
– To nie
lekarz – powiedziała cicho.
– Nie chcę
żadnych odwiedzin, nawet jeśli to Blaise. – Draco na pewno nie chciałby, żeby
ktokolwiek widział go w takim stanie. Oprócz tego bał się, że zrobi coś złego,
podczas ataku w ogóle nad sobą nie panował.
– To nie
Blaise – zaczęła Narcyza, mocząc wargi w kubku z zieloną herbatą. – Znacie się
dość długo, myślę, że ona może ci pomóc.
– Pansy?
Słuchaj mamo, ja też uważam, że jest dobrą czarodziejką, ale nic na to nie
poradzi. W dodatku jest teraz we Francji. – Narcyza pokręciła przecząco głową.
– To nie
Pansy, ja… wiem, że to ci się nie spodoba. Ale ona może pomóc, raz jej się
udało…
– Chyba nie
myślisz… Nie… – Zaśmiał się. – Przecież to śmieszne. Chyba nie sądzisz, że ta
szlama nam pomoże? A nawet jeśli by mogła to chyba wolałbym umrzeć! – wydarł
się. Na pewno nie potrzebował pomocy jakiejś mugolaczki. Wstał od stołu i
wytarł usta serwetką.
– Chyba
straciłem apetyt – powiedział i opuścił jadalnie. Narcyza nie spodziewała się
innej reakcji, jednak postanowiła porozmawiać z nim jeszcze raz. Nawet jeśli
miałaby oddać całe złoto Blacków i Malfoyów, a potem wyczyścić buty każdej
szlamie w całej Angli – zrobiłaby to. Zrobiłaby dla niego.
– Ta
dziewczyna, może być naszą ostatnią szansą – powiedziała do siebie cicho, a
potem wstała od stołu, zostawiając niedopitą herbatę.
łoł . Ten rozdział był genialny . Cieszę się że jest coś o Draco .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Genialny rozdział!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jest tutaj tyle tekstu o wszystkich po trochę, chociaż brakuje mi tu Blaise'a XD
Ile wątków!! :D cudoownie! <3
OdpowiedzUsuńPo pierwsze cieszę się, że Hermiona przekonała Ginny, że próba wzbudzenia zazdrości jest zła, nawet bardzo zła ;p
Po drugie to znowu po raz kolejny wątek Harry'ego i Pansy doprowadził mnie prawie do łez. Oni są tacy słodcy :D hahahahaha ;*
No i na koniec akcja w Malfoy Manor. Nie sądziłam, że Draco tak zareaguje na wieść, że to Granger ich odwiedzi w niedzielne popołudnie, no i że jest z nim aż tak źle!! Boję się o niego, ale mam nadzieję, że Hermiona coś na to poradzi ;)
Czekam na więcej :* pozdrawiam!
No rozdział bomba. Nareszcie zjawił się Draco trochę za nim tęskniłam ;) Pansy z Harrym mnie rozwalają. Fajna z nich parka :)
OdpowiedzUsuńCieszę się że wybrałaś tą opcję żeby było co tydzień, inaczej bym umarła z tęsknoty
Czekam na kolejne cudo :D
PoZdRo
Przeczytałam wczoraj, komentuję dzisiaj. :) Rozdział świetny, Pansy i Harry tacy skłóceni. xD Można było się spodziewać, że nie zdążą na powóz (jak wszyscy inni :DD). Z Malfoy'em źle, jak on może nadal tak Hermionę nazywać?! Bardzo ciekawi mnie co dalej zrobi Ginny, w związku ze swoim planem! :D Czekam na kolejny rozdział! :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny
OdpowiedzUsuńALE
Trochę błędów ortograficznych ;)
I najważniejsze: skąd to się wzięła Madame Malkin? :P Wydaje mi się, że ona to pracowała na Pokątnej.. :D Dyrektorem Beauxbaton w 1994 była Madame Maxime, chyba że następnym dyrektorem zostaje krawcowa :D
Także to wszystko :D
O kurczę, masz rację mój błąd. Zaraz poprawię tą nieszczęsną Madame Malkin, ostatnio czytałam pierwsze rozdziały, a tam ona często się pojawiała. Bardzo dziękuję za zwrócenie uwagi ;)
Usuń-Pani M.
Do usług :P
UsuńPS Dopilnuj by beta była uważniejsza ;P
Cudny rozdział! <3 Mam nadzieję, że Ginny faktycznie odmówi Michaelowi no i da szansę Blaise'owi! :D Pansy i Harry... są siebie warci, oboje mają humorki. ;D Nie mogę się doczekać aż się dowiem, jak spędzili te dni we Francji! :D Biedny Draco... Chociaż myślałam, że na tyle pogodził się z Hermioną, że nie będzie wyzywał jej od szlam... Ale i tak szkoda mi go. Mam nadzieję, że przyjmie pomoc od Hermiony i jakoś wszystko się ułoży... :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i życzę weny! ;*
Fajny rozdział. Mam nadzieję, że Michael odczepi się od Ginny, a Malfoy w końcu doceni, że Hermiona ratuje mu życie i gdyby nie ona już byłby duchem. To tyle <3
OdpowiedzUsuńŻyczę weny ♥
Sama Wiesz Kto
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuPer rozdzial, mega ogolnie, myslalam ze Draco inaczej zareaguje, w sumie to.draco <3 a jednak super,przez to jestem jeszcze bardziej ciekawa nastepnego rozdziau, a w jednym miejscu chyba sie zapomnialo i jest skrot 'nwm' to pewnie instynktowanie sama tak czasmi pisz, to tyle, rodzial genialny naprawde nie moge sie juz doczekac ich spotkania,mam nadzieje ze bedzie dzisiaj lub jutro rozdzial, bo nie wytrzymam <3
OdpowiedzUsuńZycze weny
NIe wierze, mega Ci wyszlo, jestem zachwycona, dziekuje, Ginny i Blaise w sumie, ginny moglaby umowic sie z Michaelem, moze wzbudzi zazdrosc Blaise i on zrozumie swoje uczucia do niej i ze mu na niej zalezy, nie wiem, jak narazie pozostanie to tajeminca, napewno nas nie rozczaruje<33 *-* Co do Harrego i Pansy to moze cos pomiedzy nimi na tym wyjezdzie bedzie, kurcze, jestem tak ciekawa ;) , ale najbardziej na swiecie oczekuje tego spotkania to juz jest niedoopisania jak bardzo juz tego chce, oni sa najlepsi, ale rozdzial naprawde 10/10 moze byl tam jakis blad ale caloksztalt swietny, życzę duzo weny i iudanych wakacji;)
OdpowiedzUsuńHALO, HALO.! KIEDY ROZDZIAŁ.??? *-*
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całe opowiadanie w tydzień! Uznaj to za sukces, bo rzadko czytam do końca, szczególnie tak długie :)
OdpowiedzUsuńMój ulubiony pairing z Twojego opowiadania, to Hansy. Lubię też Dafne+Neville, mam nadzieję, że się pogodzą.
Co będzie z Michaelem? Ginny mogłaby wzbudzić zazdrość Blaise… Byłoby fajnie :)
Biedny Draco. Hermiona musi mu pomóc!
Zapraszam do mnie :)
Może wpadniesz *·*
http://czterej-huncwoci-i-ruda.blogspot.com/
Weny! Czekam na następny :*
Rozdział miał być w niedzielę! :(
OdpowiedzUsuńNo wiemy, ale nie wyrobiliśmy się z pisaniem, ponieważ piszemy też miniaturkę.
UsuńRozdział będzie dziś około 21:00 :)