Rozdział 32
Okey, więc rozdział 32 (w końcu) jest. Teraz mogłabym
napisać tłumaczenie na pół strony, dlaczego jest dzisiaj, a nie wczoraj, ale
postawmy sprawę jasno, przyznaje się bez bicia... Jestem leniem, leniem do
kwadratu. Oczywiście zmieniacz czasu prawdopodobnie by pomógł, ale Ministerstwo
Magii jest przeciwne... No cóż. Następny rozdział za tydzień w niedzielę, a jak
nie to macie pełne prawo się wkurzyć, narzekać itp. A teraz zapraszam na
rozdział ;)
~Pani M.
Rozdział 32
– Poranne perypetie.
McGonagall
siedziała przy swoim biurku kompletnie załamana. Do listy problemów, która i
tak ciągnęła się niemiłosiernie, musiała dopisać wymyślenie szlabanu dla
Pottera. Westchnęła na samo wspomnienie. Gdy Filch znów przyprowadził jakiś
uczniów, nie była zdziwiona, natomiast gdy zobaczyła Pottera z tą całą
Parkinson irytacja zmieszała się z rozczarowaniem. Dyrektorka naprawdę nie
potrafiła zrozumieć dlaczego właśnie jej uczniowie zawsze wpadają w największe
tarapaty, jej i Slughorna.
– Jak ty
sobie z tym wszystkim radziłeś Albusie? – mruknęła cicho w stronę pustej ramy,
w której zazwyczaj widywała Dumbledora. Z szuflady biurka wyciągnęła kawałek
pergaminu i dopisała na końcu lisy po raz drugi nazwiska Pottera i Parkinson.
Nagłówek głosił „Uczniowie, którzy otrzymali szlabany.” McGonagall nie
wiedziała co wymyślić owej dwójce, w końcu patrole wokół jeziora, aż do
pierwszego śniegu były już dość poważną karą. Poprawiła okulary i chwyciła
pióro do ręki. Schludnym pismem zapisała coś na pergaminie pod nazwiskami.
Pomachała chwilę pergaminem, aby tusz wysechł. Odłożyła kartkę na biurko i
udała się do Slughorna. Musieli omówić kilka spraw związanych z jej nowym
pomysłem. Na pergaminie widniał napis "Wymiana".
*
Pansy i
Harry nie mogli uwierzyć we własne szczęście. McGonagall nie dała im żadnego
szlabanu, co prawda mają stawić się jutro po śniadaniu w jej gabinecie, ale do
tego czasu dyrektorka zdąży ochłonąć. Przynajmniej tak im się zdawało. Wrócili na lekcję, rozmawiając po drodze o
tym dziwnym pomyśle z lekcjami. Harry odprowadził Ślizgonkę pod klasę historii
magii, czuł, że tak trzeba. Stali chwilę pod klasą, patrząc na siebie. Pansy
poprawiła torbę na ramieniu. Harry odchylił się do tyłu na piętach.
– Eee.. To
do zobaczenia – powiedział w końcu.
– Tak... To
znaczy, do zobaczenia... – Dziewczyna już miała się odwrócić i przejść parę
kroków w stronę klasy, gdy Harry szybko chwycił jej dłoń i odwrócił Ślizgonkę
twarzą do siebie. Z rozpędu prawie na niego wpadła. Przytrzymał ją przy sobie,
gdy chciała się odsunąć, a potem lekko musnął wargami jej usta. Puścił
zdziwioną dziewczynę i poszedł w stronę sali, gdzie miał lekcje. Pansy jeszcze
chwilę stała jak słup soli, potem przygryzła wargę i uśmiechnęła się. Odwróciła
się na pięcie i weszła do klasy. Harry z uśmiechem na twarzy szedł na obronę
przed czarną magią. Pomyślał o pocałunku, nie planował tego, po prostu... Po
prostu pomyślał, że tak trzeba.
***
Następnego
dnia Ginny obudziła się dobrze po dziewiątej, już miała się zerwać z łóżka, gdy
przypomniała sobie, że przecież jest sobota. Z uśmiechem opadła z powrotem na
poduszkę.
– Herm? – powiedziała,
patrząc w sufit, ale przyjaciółka nie odpowiedziała. Ginny odwróciła głowę w
stronę jej łóżka i stwierdziła, że starszej Gryfonki w ogóle nie ma w pokoju.
Rudowłosa siódmoklasistka zmarszczyła lekko nos, nie przypominała sobie, żeby
Hermiona cokolwiek jej mówiła o planach na sobotę. Wstała z łóżka i rozejrzała
się za jakąś kartką, kawałkiem pergaminu, czymkolwiek. Jednak nic takiego nie
znalazła. Zaczęła się ubierać, licząc, że Hermiona je śniadanie. Wyszła z
dormitorium i zbiegła z czwartego piętra po drodze, spinając włosy w kucyk. W
Wielkiej Sali również nie znalazła Hermiony. Zjadła śniadanie z Harrym.
Rozmawiali o Quidditchu, treningach, taktyce. Już dawno dziewczynie tak dobrze
się z nim nie gadało. Również Harry nie krępował się rozmową. Oboje byli w
bardzo dobrych humorach i owszem, miało
to związek z parą pewnych Ślizgonów.
– A właśnie...
Nie widziałeś Hermiony? – zapytała Ginny, przeżuwając kanapkę. Harry tylko
pokręcił głową i zmarszczył brwi.
– Mówiła
coś, że chce odwiedzić Hagrida ze mną i Ronem...
– A gdzie
Ron? – zainteresowała się Ginevra.
– Śpi – odpowiedział
Harry i uśmiechnęli się znacząco do siebie. Owszem Ron lubił sobie pospać, a w
soboty miał ku temu najlepszą okazję.
–
Sprawdzałaś w bibliotece? – zapytał Gryfon, zniknięcie Hermiony nie dawało mu
spokoju.
– Nie, przejdą
się tam zaraz po śniadaniu – odpowiedziała Ginny, dopijając sok.
– Pójdę z
tobą i tak nie mam co robić.
– Jasne. – Dziewczyna
wstała, widząc, że Harry również dokończył swoją porcję. Razem wyszli z
Wielkiej Sali i ruszyli w stronę biblioteki.
– Wiesz... Myślisz,
że w tym roku mamy szanse na puchar Quiddicha? – zapytała Ginny po drodze.
– Myślę, że
tak, ale musimy więcej ćwiczyć, a teraz prawie nikt nie ma czasu...
–Nie ma tego
złego, Ślizgoni tez nie mają czasu ćwiczyć – powiedziała jak zawsze
optymistycznie dziewczyna.
– Skąd to
wiesz?
– Blaise mi
mówił – powiedziała lekko. Harry zmarszczył brwi.
– A więc,
ten cały Zabini ci mówił.... – zaczął po cichu. Ginny gwałtownie się odwróciła,
słysząc jego podejrzliwy ton.
– Tak, a co?
– Gniewnie zmarszczyła brwi. Harry wzruszył ramionami i nic więcej nie
powiedział. W końcu, gdy przeszli parę kolejnych metrów nie wytrzymał i zapytał:
–A nie
myślisz, że on cię oszukuje? Mówi, że nie ćwiczą, nie mają czasu, a po
kryjomu...
– Proszę cię
Harry, nie dramatyzuj– przerwała mu, rozbawiona reakcją bruneta.
– Jak mam
nie dramatyzować? Ostatnio coraz częściej cię z nim widuje i może on po prosu
chce wyciągnąć od ciebie informację. Rozmawialiście o naszej strategii? – zapytał
rozgorączkowany chłopak. Gryfonka wywróciła oczami.
– Jasne, ja
mu szczegółowo opowiadałam o naszej strategii, a on robił notatki...
– Bardzo
śmieszne – powiedział ponuro.
– Daj
spokój, wiesz, że nic bym nie powiedziała...
– No wiem – rzekł
Harry, a gdy zdał sobie sprawę, że faktycznie Ginny nie jest osobą, która
mogłaby cokolwiek powiedzieć, poczuł się lżej.
*
Wcześniej...
Hermiona
obudziła się przed siódmą. Ziewnęła i już miała z powrotem opaść na poduszkę, a
potem zasnąć, gdy przypomniała sobie o Neville’u. Pacnęła się ręką w czoło i
cicho, aby nie obudzić Ginny wstała z łóżka. Ubrała się, poczesała, a gdy
wróciła z łazienki jej rudowłosa przyjaciółka nadal spała jak zaklęta. Neville
przed zielarstwem powiedział jej bardzo ogólnikowo o swoim problemie, Hermiona
nie miała serca odmówić pomocy. Umówili się o ósmej przy wejściu do Wielkiej
Sali. Wyszła z dormitorium, po drodze mijając Dracona. Nie zamienili ze sobą
nawet słowa, jedynie mierzyli się przez chwilę spojrzeniem. Chciała zapytać
dlaczego już nie śpi, ale powstrzymała się resztkami silnej woli. Minęła go bez
słowa i zeszła do Wielkiej Sali. Neville już tam czekał. Zjedli razem
śniadanie, a potem Hermiona zaproponowała spacer. Wyszli na błonia.
– To
właściwie o co chodzi z tą całą dziewczyną kumpla twojego dalszego kuzyna? – zapytała Gryfonka.
Chłopak westchnął i przymrużył oczy.
– Właściwie
to chodzi o dziewczynę z Hogwartu... I nie ma żadnego kumpla... Pewnie się
domyśliłaś.
– Tak,
domyśliłam się – powiedziała Hermiona, uśmiechając się zachęcająco. Neville
podrapał się po głowie.
– No więc...
może trudno w to uwierzyć, ale ja się spotykałem z pewną dziewczyną.
– Właściwie
nie jestem zdziwiona – mruknęła dziewczyna.
– Ale
musiałem z nią zerwać... – Szybko dodał,
Gryfonka kiwnęła głową.
– Posłuchaj,
to trochę zagmatwane, ale zanim cokolwiek powiem musisz mi obiecać dyskrecję.
– Oczywiście
Neville, ale o co właściwie chodzi? – Hermiona nic z tego nie rozumiała, a to
zdarzało jej się nieczęsto.
– Od
jakiegoś czasu, ktoś, kto podpisuje się "G", wysyła mi listy.
– I to ta
dziewczyna? – Neville pokręcił głową.
– To
bardziej skomplikowane... Bo widzisz, właśnie ten tajemniczy "G", kazał mi z nią zerwać.
– I TY GO
POSŁUCHAŁEŚ? – Hermiona prawie zachłysnęła się powietrzem.
– No tak
jakby...
– Neville!
– Nie miałem
wyboru!
– Zawsze jest
jakiś wybór... Zawsze. Dobra – Hermiona odetchnęła. – Masz te listy?
– Tak. – Z
tylnej kieszeni spodni Gryfon wyciągnął trochę pogniecione lisy.
– Który był
pierwszy? – zapytała Hermiona, a chłopak podał jej odpowiedni list. Przeczytała
go szybko:
"Wiem o Daphnie, nie musisz się
martwić, nikomu nie powiem, musisz jedynie z nią zerwać. Najlepiej niech ona
zerwie z tobą. Kłóćcie się o wszystko, uwierz tak będzie lepiej dla ciebie i
dla niej. G."
– I co
zrobiłeś? – zapytała dziewczyna.
– No jak to
co? Zastosowałem się.
– Ale
dlaczego? Przecież... Dobra, całkowicie szczerze odpowiedz mi tylko na jedno
pytanie, okej? – Pokiwał głową. – Kochasz ją? – Znów pokiwał głową.
– Więc
musisz ją odzyskać.
– Ale to
bardziej skomplikowane... Ona... Bo wiesz... Ona jest Ślizgonką.
*
Ginny nie
znalazła Hermiony w bibliotece. Wróciła na czwarte piętro, licząc, że być może
tam ją zastanie, niestety nie. Za to znalazła pewnego Ślizgona.
– Cześć
Blaise – przywitała się i szybko chciała zniknąć za drzwiami swojej sypialni.
Nie miała pojęcia co o tym myśleć, w końcu bądź co bądź Zabini był Ślizgonem. Z
nimi nigdy nic nie wiadomo. Jednak nim przemknęła do swojej sypialni, chłopak
pochwycił ją w tali i przytulił do siebie.
– Chciałaś
mi uciec? – zapytał cicho.
–
Wiedziałam, że mnie złapiesz – odpowiedziała, odwracając się twarzą do
chłopaka. Chciał ją pocałować, ale Ginevra odsunęła się z niepewną miną. Blaise
zmarszczył brwi, myślał, że już będzie z górki. Że już jest jego... Jednak
pomylił się. Zaklął w duchu, ale nic nie powiedział. Nie sądził, że będzie tak
trudno, cena wolności jest wysoka.
– Coś nie
tak? – wyszeptał jej do ucha. Pokręciła głową, nie zdołała wydusić słowa. Nie
miała pojęcia co czuje do chłopaka, czy to tylko fascynacja? Myślała też, o tym
co powie Hermiona, Harry... no i Ron. Ale domyślała się co powie Ronald i to
był jej najmniejszy problem.
– Nie wiem,
Blaise... – powiedziała cicho.
– Czego nie
wiesz? – zapytał spokojnie, chociaż zachowanie Gryfonki go irytowało.
– No...
My... Znaczy... Co właściwie teraz będzie? – Nie wiedziała jak zadać to
frustrujące ją pytanie, zastanawiała się czy Ślizgon traktuje ją poważnie.
– Jak to co?
Zazwyczaj kończy się "i żyli długo i szczęśliwie" – odpowiedział ze
śmiechem. Zazwyczaj takie teksty działały na dziewczyny. Jednak Ginny
spoważniała, odsunęła się od chłopaka i powiedziała poważnym tonem:
– Życie nas
uczy, że nie jest bajką...
Po czym
zamknęła się w sypialni. Do jej uszu dobiegło stłumione "cholera",
które padło z ust Ślizgona.
*
– To, że
jest Ślizgonką za wiele nie zmienia – powiedziała Hermiona, gdy wracali z
Nevillem do zamku.
– Może dla
ciebie, ale czy wiesz co by było, gdyby reszta się o tym dowiedziała!
– Nie
przesadzajmy...
– Łatwo ci
mówić, poza tym ona pewnie nie chce mnie znać.
– To jakiś
absurd, Neville. Daphnie od jakiegoś czasu chodzi smutna i przybita, to na
pewno przez ciebie.
– Co?! – zapytał,
podnosząc głowę.
– Oczywiście,
że przez ciebie, ona cię kocha, matołku, a ty nie potrafisz tego dostrzec.
– Ale te listy...
– Hermiona spojrzała na niego pytająco.
– One nic
nie zmieniają, na dziewięćdziesiąt procent ona nie jest zaręczona.
– Ale w tych
listach... – Znów mu przerwała:
– Daj
spokój, te list wysłał ktoś, kto wam zazdrości, po prostu się tym nie
przejmujmy... Ja postaram się dowiedzieć kto to. Zapytam może Pansy.
– Nie! –
prawie wykrzyknął Gryfon.
– Ale... – Teraz
to on jej przerwał:
– Pansy się
z nią przyjaźni... Jeszcze coś powie i będzie...
– Ale Pansy
to jedyna Ślizgonka, z którą mam jakiś kontakt.
– Obiecaj,
że jej nie powiesz. Obiecaj – powiedział chłopak.
– No dobrze,
nie powiem Pansy, ale to kogo mam zapytać? Jedynie Pansy...
– Nie
zapominaj, że mieszkasz ze Ślizgonami... – mruknął ponuro Neville.
– Jeśli
sugerujesz... – Przerwał jej, bo dotarli do zamku:
– Ja nic nie
sugeruje, a teraz muszę iść, obiecałem pomóc profesor Spout przy przesadzaniu.
– Jasne, leć
– odezwała się Hermiona, uśmiechając się do kolegi. Zastanawiała się poważnie
nad sugestią Neville’a. W połowie drogi na czwarte piętro doszła do wniosku, że
za żadne skarby nie zapyta Malfoya, a tym bardzie nie poprosi go o pomoc.
*
Harry w
połowie drogi do biblioteki, przystanął przerażony. Spojrzał na beztroską Ginny i jedyne co zdążył
powiedzieć to:
–Musze
biec... szlaban... McGonagaaal! – krzyczał już z końca korytarza. Istotnie po
śniadaniu miał stawić się u dyrektorki w sprawie szlabanu. Dobiegł do posągu
strzegącego gabinet i wypowiedział hasło,
które poznał wczoraj. Przeskakiwał po trzy stopnie na raz, gdy w końcu stanął
przez drzwiami gabinetu. Zastukał do drzwi i usłyszał lodowate
"proszę". Wszedł do środka. McGonagall siedziała przy biurku,
spojrzała na niego gniewnie.
– Spóźniłeś
się Potter – spojrzała na swój kieszonkowy zegarek. – Istotnie jest już
kwadrans po dziesiątej, poza tym chyba miałeś się stawić wraz z panną
Parkinson. – Wpadł jej w słowo:
– Niestety
pani profesor, nie wiem, gdzie ona jest.
– To ją
znajdź, daje ci pięć minut.
– Co?! – wymsknęło
mu się, dyrektorka spojrzała na niego z nad okularów połówek, a potem na
kieszonkowy zegarek:
– Radzę się
pospieszyć, teraz już tylko cztery minuty. – Harry chwycił się za głowę i
przeklinając ślizgonów w duchu, ruszył biegiem w stronę lochów. Zaczął walić
pięściami w ścianę, aż w końcu kilka metrów dalej ściana się przesunęła i
wyszło z przejścia kilkoro zdziwionych Ślizgonów. Chyba drugo albo
trzeciorocznych.
– No w
końcu! – krzyknął Harry w ich stronę i podbiegł do przejścia.
– No wpuście
mnie! Szybko!
– Nie możesz
tam wejść, jesteś Gryfonem – powiedziała szatynka, składając ręce na piersiach.
Harry ponad ich głowami zaczął się drzeć:
–
PARKINSON!!! PARKINSON!!! – Potem zwrócił się do młodszych uczniów:
– Zawołajcie
ją! Szybko! – Z Pokoju Wspólnego wyszła Daphnie zdziwiona tymi krzykami. Przepędziła
ruchem ręki młodszych Ślizgonów, a potem zwróciła się do Harry'ego:
– Pansy
jeszcze śpi, prosiła aby jej nie budzić.– Gryfon coraz bardziej zły wpadł jej w
słowo:
– Ale ona ma
za jakieś dwie minuty stawić się u dyrektorki! Obudź ją!
– O nie, nie
będę ryzykować, jak ci zależy to sam ją obudź – powiedziała Daf.
– Dobra –
przytaknął Harry i wbiegł do Pokoju Wspólnego Slytherinu, będąc na schodachl
krzyknął do Daphnie:
– W którym
ona jest pokoju?!
– W piątce –
odkrzyknęła dziewczyna, siadając z powrotem na kanapie. Wzięła gazetę ze stołu
i znów pogrążyła się w lekturze. Harry stał pod drzwiami i walił w nie z całych
sił. W końcu zaspana Ślizgonka, w piżamie, otworzyła mu drzwi.
– Czego? – warknęła,
trąc oko. Harry'ego na chwilę zamurowało. Miała na sobie cienką bluzkę na
ramiączkach i krótkie spodnie od piżamy.
– Rusz się,
dziś mieliśmy iść do McGonagall! Masz niecałą minutę! – Pansy szerzej otworzyła
oczy.
– Co? – zapytała
tylko. Nie za bardzo kontaktowała po tak gwałtownej pobudce. Harry był coraz
bardziej zdenerwowany.
– Ubierz
buty, szybko! – rzucił jedynie, Pansy powlekła się do łóżka i z pod niego
wyciągnęła rozsznurowane trampki. Założyła je leniwie. Harry podbiegł do niej,
chwycił za przegub nadgarstka i pociągnął za sobą. Zbiegli po schodach
potykając się co chwilę, a potem morderczym tempem ruszyli do gabinetu. W końcu
zdyszani stanęli pod posągiem. Harry szybko wypowiedział hasło i stanęli na
schodach. Wtedy Pansy trochę oprzytomniała i uświadomiła sobie w co jest ubrana.
– Ja tam nie
wejdę – syknęła do Harry'ego. Chłopak odwrócił się do niej zdziwiony.
– A to niby
dlaczego? – odpowiedział wkurzony.
– No zobacz,
przecież jestem w piżamie! – Przekleństwo cisnęło mu się na usta, ale nic ni
powiedział. Bez słowa zdjął sweter od mundurka przez głowę i podał dziewczynie.
Pansy szybko zarzuciła go na siebie. Był trochę za duży , ale lepsze to, niż
iść na rozmowę z dyrektorką w cienkiej piżamie. Podwinęła trochę rękawy. A z
pod swetra wystawały krótkie niebieskawe spodenki od piżamy. Weszli do
gabinetu.
– Przepraszam
za spóźnienie – powiedziała cicho Pansy.
McGonagall chciała ją uraczyć jakąś kąśliwą uwagą, ale gdy podniosła
wzrok znad pergaminu na dziewczynę zaniemówiła. Po chwili odchrząknęła i
powiedziała jedynie:
– Siadajcie
– posłusznie usiedli na fotelach na przeciwko biurka. Dyrektorka zmierzyła ich
surowym spojrzeniem:
– Dobrze
wiecie, że to już wasz drugi szlaban w ciągu jednego miesiąca, naprawdę
przesadziliście. – Słuchali tego w milczeniu ze spuszczonymi głowami. – Dlatego
odejmuje po pięćdziesiąt punktów obu domom. – Podnieśli wzrok na dyrektorkę zdziwieni.
Minus pięćdziesiąt punktów za siedzenie w
schowku na miotły to przesada... Pomyślał Harry
– Oprócz
tego pojedziecie do Beauxbatons.
– Co? – wymsknęło
się Pansy. McGonagall spojrzała na nią z dezaprobatą.
– To, co
pani słyszała, panno Parkinson. Na początku chciałam zrezygnować z tego pomysłu, ale, no cóż, nie dajecie mi
wyboru, wyjedziecie na tydzień do Francji... Na wymianę międzyszkolną,
zazwyczaj jadą tam Prefekci Naczelni, ale tym razem... No cóż.
– Kiedy mamy
jechać? – zapytał ponuro Harry.
– W drugim
tygodniu października.
– To za
niecałe dwa tygodnie! – krzyknęła Pansy, spędzenie czasu w szkole, gdzie
wszystko będzie przypominać jej o Miri, w ogóle nie napawało jej optymizmem.
– Tak,
istotnie. Chcę aby wasz wyjazd pozostał w tajemnicy. Przynajmniej do czasu
opuszczenia Hogwartu.
– Tak jest –
smętnie odpowiedzieli.
– Możecie
już iść – powiedziała McGonagall. Oboje zwlekli się z foteli i opuścili
gabinet. Gdy wyszli na korytarz nie mieli pojęcia co powiedzieć.
– Nie chcę
tam jechać – powiedziała Pansy.
– Ja też nie
– mruknął Harry.
– Och, twoja
bluza – powiedziała Pansy i chwyciła skraj swetra w barwach Gryffindoru przy
kołnierzyku, aby ją ściągnąć.
– Może
lepiej poczekaj, aż dojdziemy do lochów.
– Oh, no
tak... – Pansy przypomniała sobie, że ma na sobie piżamę, w dodatku jej cienka,
biała bluzeczka prześwituje. Harry odprowadził ją do lochów, a tam oddała mu
sweter. Stali tak chwilę, gdy w końcu dziewczyna powiedziała:
– Wiesz...
Ten pocałunek... I potem... – Chciała powiedzieć, że to wiele dla niej
znaczyło, ale chłopak jej przerwał:
– Nie ma
sprawy, nic się nie stało... – Myślał, że dziewczyna żałuje i choć najchętniej
pocałowałby ją znowu, uszanował taką decyzję.
– Ale nie
zamierzałam... – Znów jej przerwał:
– Tak, wiem,
ja też nie zamierzałem.
– Ale co
chcesz powiedzieć, bo ja myślę, że...
– Ja też, to
wtedy nie... Dobra zapomnij – powiedział zdenerwowany i odszedł. Pansy
osłupiała stała jeszcze chwilę na korytarzu,
nie wierzyła w to co właśnie się stało. W końcu również się odwróciła:
– Mówiłeś,
że było warto... – szepnęła do siebie, wchodząc do Pokoju Wspólnego Slytherinu.
– Było warto
– powiedział cicho Harry, odwracając się za siebie. Jednak Ślizgonki już tam
nie było.
1!♥
OdpowiedzUsuń*MAGICZNE* twoje opowiadania są wspanile! genialnie! Nie mg się doczekać gdy pojadą do francji :DD
UsuńCOŚ MAŁO DZIŚ DRAMIONE! mam nadzieje że za tydzień jakoś to wynagrodzisz! ;D dużo weny
~~ MPZ
Cudowny rozdział! Ciekawi mnie co będzie dalej w związku z Nevillem i Dafne. A i jak w końcu Ginny się dowie, że Blaise jest z nią tylko żeby matka przestała go męczyć.. Pewnie i tak w końcu się w niej zakocha. :p Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, tej wymiany i co będzie z Hermioną i Draco! :D
OdpowiedzUsuńO jaaa! Tyle się dzieje w tym rozdziale *.* I tyle dobrego :D
OdpowiedzUsuńHarry i Pansy- są cudowni, musieli się pokłócić? :( Pojadą razem do Francji, czekam na rozległy opis ich pobytu ;) <3 Szkoda tylko, że to nie Hermiona i Draco pojadą...
No właśnie! Hermiona i Draco. Kłócą się i to mnie boli ;-; Potrzebuję Dramione :') Mijają się bez słowa, chociaż zwracają na siebie uwagę (!) Czekam z utęsknieniem na jakąś niespodziewaną akcję z ich udziałem XD <3
Ginny i Blaise.Nie dziwię się, że Ginny jest niepewna. Tylko niech nie odrzuca tak od razu Zabiniego </3 Mam przeczucie, że jemu zależy na niej nie tylko dlatego, żeby matka go nie męczyła. Przecież zapisał całą stronę dla niej w książce ^.^
Aaaa no i Nevill! Fajnie, że mógł się wygadać Hermionie. Ten nieśmiały ciołek nie będzie już taki samotny :D
Czekam na więcej miłości, chociaż opowiadanie nie może być zbytnio przesłodzone ^^
Dużo weny, uśmiechu, czasu i pozytywnego myślenia ;*
/AM
Oh.. :* to było takie słodkie kiedy Neville powiedział Hermionie o Daphne.. hihhi :D no i jej początkowe zniknięcie. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie ona poszła..w mojej głowie tysiąc myśli na godzinę. Aż w końcu takie zaskoczenie :D genialnie to rozegrałaś :P no i nasza kochana parka Pansy&Harry ;3 Jak to oni.. musieli dostać najgorszy szlaban ze wszystkich możliwych :D haha. :* ;) CUUDOWNIE. :* Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńŚwietny! Tylko szkoda, że na końcu Pansy i Harry się nie zrozumieli :'(
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i życzę weny♥
Sama Wiesz Kto
Zajebiste jak zawsze ;) ( Tylko troche krótki ;c ) No ale wiem jak to jest być leniem więc nie mam za złe
OdpowiedzUsuńM.S
Ps. Moim marzeniem jest to abyś dodawała 2 rozdziały tygodniowo ;D za każdym razem czytam tą historie caaała od początku i wiem jak dużo pracy w nią włożyłaś i zabije cie jeżeli ta historia nie będzie sie jeszcze długo ciągnąć :D <3 <3 <3
Będzie się dłuugo ciągnąć, już ja o to zadbam :D
Usuńwkoncuu Świetny rodziaaaal, szkoda HARrego i Pansy, jeju hshshshsjsjs swietnyyyyy blogg
OdpowiedzUsuńCzeekam na nastepnyyy! Boski *,*
OdpowiedzUsuńEj megaaaaaaa jest, nie wierzeee 😱
OdpowiedzUsuńSzybko wrzucaaaaj nastepny ;)
Cóż przeczytałam wczoraj, w nocy, jednak było to jakoś po 1 więc mój mózg niezbyt funkcjonował.
OdpowiedzUsuńNo dobra, dzisiaj chyba nie wszystko pamiętam, ale co tam :)
Pansy i Harry !!!! - jej ja ich razem kocham. Już widzę co będzie na tej wymianie *zaciera ręce* Szkoda, że się nie dogadali na końcu. Ale jak ja wyciągał z "łóżka" to było swietne!
Jeśli chodzi o Ginny i Blaise'a to zauwazyłam nutke zazdrości u Harry'ego (?) - a może się myle? Tak wgl Blaise jest mój, a Ginny to jest z nim tylko w wyobraźni xD
Co dalej.
Wait.
Muszę podjechać wyżej.
A tak lubię używac ENTERA :)
Dapchne i Nevill.
Czekam na rozwiniecie tego wątku :D
Pozdrawiam
PaKi :3
Ps. Zapraszam do mnie, na prawdę ważne jest dla mnie każde wejście :
http://sekret-ktory-niszczy.blogspot.com/
Genialny rozdział, chociaż mało było Hermiony i Draco razem ale ja cierpliwie poczekam :D czekam na next
OdpowiedzUsuńOlix
Swietny! BEZblednieeeee tylko prosze dodaj w niedziele, nie ma co robic xD *-*
OdpowiedzUsuńDlaczego oni sie jie zrozumieli?!niee;;/
OdpowiedzUsuńJest Dobrze, wszystko fajnie opisaneeeee, Masz talent poprostu kocham Blaise i Ginny oni sa najlepsi,oczywiscie zaraz po Herm i Draco <3333
Jak dotychczasz nie komentowalam, nie bralam tego pod uwage, ale stwierdzilam ze taak swietnie piszecie ze skomentujee, wydaje mi sie ze polowa ludzi ktora to czyta nie komentujee, wiem na swoim przykladzie, ja nie komentowalam poniewaz uwazalam ze to nie jest takie wazne, pomijalam, ale teraz bede komentowac zawsze, mysle ze komentarze cie ciesza,no bo to tez brak czasu, i te sprawt a co do rodzialu to poprotu nie moge wyjsc z podziwu,ja bym nigdy nie wpadla na te wszystkie pomysly, slow,scen itp. ale ogollnie caloksztal spisuje na boski chciaz pierwsze 2 rozdzialy troszeczkee.. slabsze ale jest oki, piszcie dalej :D , czekam na niedziele!
OdpowiedzUsuń/xdox
Rozdział cudowny jak zwykle! Nie mam za wiele czasu, pod następnym rozdziałem postaram się o dłuższy komentarz, a tymczasem uciekam z rozbawieniem na myśl o Pansy latającej w piżamie po zamku razem z Harrym. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i życzę weny! ;*
Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award
OdpowiedzUsuńSzczegóły na draco-hermiona-4ever.blogspot.com
Pozdrawiam :*
Pansy i Harry...
OdpowiedzUsuńŹle się dzieje, oj źle... :(
status w związku ,,to skomplikowane '' ....
OdpowiedzUsuńPani Smok
Harry. Brak słów /Wiki
OdpowiedzUsuń