Rozdział 20
Profesor Barkley kontra siostry Greengrass.
Rozpoczęli patrol w dziwnej atmosferze, Hermiona nie mogła uwierzyć, że Malfoy wymyślił to beznadziejne kłamstwo, aby pozbyć się Astorii. Poza tym dziewczyna nie rozumiała, dlaczego Draco odrzucił najpiękniejszą dziewczynę w Hogwarcie, wydawało jej się, że kryje się za tym coś więcej. Oczywiście Gryfonka wiedziała, że wygląd to nie wszystko, ale nie podejrzewała Malfoya o jakieś głębsze pobudki, aby zacząć się z kimś spotykać. Przez chwilę nawet myślała, że Ślizgon jest beznadziejnie zakochany w Pansy Parkinson, ale potem wydało jej się to mało prawdopodobne. Oboje natomiast byli pewni, że panna Greengrass nie kupiła ani jednego słowa Malfoya. – To wszystko jest bez sensu, przecież wszyscy bawią się u Slughorna, korytarze świecą pustkami – skomentował w końcu Draco, znudzony ich patrolem. Naprawdę uważał, że marnowali czas. – Może to i dobrze, przynajmniej nie musimy odejmować żadnych punktów, ani… – Nudzę się Granger – powiedział marudnie, wchodząc jej w słowo. – Bo masz mentalnie pięć lat – wyrwało się Hermionie mimowolnie. Poczuła się głupio, choć Draco wcale nie przejął się jej komentarzem. – Dzięki Granger, ty za to zbliżasz się do setki, wyprawimy tobie i McGonagall wspólne urodziny. – Bardzo zabawne. – Wywróciła oczami. Draco uśmiechnął się pod nosem, ale nic już nie powiedział. Po kolejnych, dłużących się w nieskończoność dwudziestu minutach, mogli wrócić do swojego dormitorium. Wspólny salon świecił pustkami, ale na stoliczku leżał liścik. Hermiona porwała go prędko, rozpoznając koślawe pismo współlokatorki. Ginny pisała, że jednak wybiera się na przyjęcie Slughorna, wraz z Ronem, Harrym i Nevillem. Rudowłosa żywiła nadzieję, że Hermiona do nich dołączy po patrolu, ale Granger wcale nie miała ochoty na przyjęcia. – Coś ważnego? – zagadnął Malfoy, niby od niechcenia. – Ginny namawia mnie na Klub Ślimaka. – Nie wybierasz się? – teraz Ślizgon był autentycznie zdziwiony, wiedział, że wszyscy przyjaciele Granger tam będą. Sam, naturalnie, nie otrzymał zaproszenia, podobnie jak większość Ślizgonów. Trudno było się dziwić Horacy’emu, byli Śmierciożercy nie należeli do jego targetu. – Nie mam ochoty – rzuciła jedynie nastolatka, składając na pół liścik i chowając go do kieszeni. – Czy Blaise jest na przyjęciu? – zapytała po chwili. Draco się uśmiechnął. – Można tak powiedzieć. – Ale nie u Slughorna? – Nie u Slughorna, w lochach zrobili coś w stylu anty-klubu Ślimaka. – Draco wzruszył ramionami. – Nie wybierasz się? – przedrzeźniała go Hermiona, krzyżując ręce na piersiach. – Nie mam ochoty – powtórzył po niej Draco, chowając ręce do kieszeni. Stali po przeciwnych stronach salonu i żadne nie chciało jeszcze zniknąć za drzwiami własnej sypialni. Zapadła niezręczna cisza. – To dziwne Granger, gdy dowiedziałem się, że będziemy razem mieszkać, byłem przygotowany na nieustanne towarzystwo Pottera i Weasley’a. Kiedyś byliście nierozłączni. – Nadal jesteśmy! – powiedziała głośniej niż zamierzała, więc Ślizgon uniósł jedną brew. Hermiona westchnęła i usiadła na skraju kanapy. – W tym roku jest inaczej, okej? Odkąd pamiętam, oprócz zadań domowych mieliśmy zawsze do zrobienia coś jeszcze. Zawsze Harry pakował się w kłopoty, albo kłopoty znajdowały jego. Ten rok jest zupełnie inny, jest… spokojniej. – Gdy mówiła, Draco również usiadł na kanapie. – Brakuje ci tego? – zapytał, zanim ugryzł się w język. Gryfonka zastanowiła się dłuższą chwilę, ale w końcu pokręciła głową. – Nie. Cieszę się, że mamy to za sobą. Zakończył się pewien etap i teraz… Teraz po prostu musimy iść dalej. Ale nie byłam gotowa. – Nie byłaś gotowa? Ty? – Cała nasza trójka dostała propozycję pracy w biurze Aurorów, Harry i Ron byli tacy podekscytowani! Mówili o tym całe lato, ale ja… Chciałam wrócić do szkoły, może to głupie, ale chciałam jeszcze przez chwilę pobyć nastolatką. Nie byłam gotowa na dorosłe życie. – Myślę, że to wcale nie było głupie, Granger. Czułem się tak samo, kiedy… – Draco nagle przerwał, przerażony tym, co zamierzał jej powiedzieć. – Kiedy Voldemort wcielił cię w swoje szeregi, a ty byłeś tylko szesnastoletnim chłopcem – dokończyła Granger, unikając jego spojrzenia. Blondyn przytaknął. – Zrobił to tylko po to, aby odegrać się na moim ojcu. Nigdy mnie tam nie potrzebował. – Brzmisz, jakbyś tego żałował; że nie przyjął cię ze względu na… Oh Merlinie, ja nawet nie wiem, jakie tam mieliście kryteria. – Malfoy parsknął śmiechem, wdzięczny, że dziewczyna postanowiła rozładować napięcie. To nie był temat, na który chciałby rozmiawcić z Hermioną Granger. Choć do tej pory, jakakolwiek rozmowa z nią wydawała mu się niemożliwa. – Wiesz, Granger; zastanawiam się, czy my aż tak bardzo się zmieniliśmy? Mam na myśli… Rok temu staliśmy po zupełnie przeciwnych stronach barykady, jedyne słowa jakie wypowiadaliśmy w swoją stronę to mniej lub bardziej wrogie zaklęcia. – Chyba, mimo że oboje nie chcieliśmy, dorośliśmy w trakcie tego roku. Spójrzmy prawdzie w oczy, nasze szkolne potyczki to zawsze były tylko szkolne potyczki. Nie mówię, że to nie miało znaczenia, bo owszem, przez większość czasu byłeś niesamowitym dupkiem, ale nie potrafię teraz spojrzeć na słowa czternastolatka z taką samą nienawiścią i urazą. – Dorosłość ssie – skwitował Malfoy, wstając, aby podejść do barku. Wyjął z niego dwa piwa kremowe i podał jedno Hermionie. – Porzuciłeś zwyczaj codziennego picia? – rzuciła z przekąsem dziewczyna, biorąc łyk bezalkoholowego, słodkiego trunku. Draco rzucił jej spojrzenie pełne politowania. – Po naszej małej imprezie nie mogę patrzeć na alkohol. – Co racja to racja. Oh Merlinie, ta ślizgońska gra to jakieś przegięcie – dodała zaraz dziewczyna, przypominając sobie szaloną noc, pełną pytań i odpowiedzi. Malfoy wywrócił oczami. – Przyznaj, że dobrze się bawiłaś! – Absolutnie nie! – Udała oburzoną, ale uśmiechała się mimowolnie na samą myśl szalonego wieczoru. – Nie potrafisz kłamać, Granger. – Nastolatka jedynie wywróciła oczami, znów sięgając po kremowe piwo. – Granger, a propos twojego kłamania... To wtedy, gdy graliśmy też kłamałaś, prawda? Nie jestem pewny, jak oszukałaś grę, bez swojej różdżki, ale… – Po co miałabym kłamać? Poza tym, sam mówiłeś, że nie da się oszukiwać. – Parsknął śmiechem. – Po pierwsze, nadal nie umiesz kłamać. Po drugie, Blaise po dwunastu kolejkach raczej nie wpadnie na to, że można użyć całkiem prostego zaklęcia, żeby oszukać cały system, ale ty... Ty mogłaś oszukiwać. Nawet bez różdżki. – Uznam to za komplement – rzuciła z uśmiechem. – Niby co miało być komplementem? – Powiedziałeś, że jestem na tyle mądra by oszukać grę. – Wcale nie. – Przeanalizował to co powiedział i przyszło mu do głowy, że to mogło tak zabrzmieć. – To znaczy, nie miałem tego na myśli. – Jasne, że nie – mruknęła z przekąsem. – Okej, więc zakładam, że na prawdę oszukiwałaś. – Po co drążyć temat? – Bo coś przed nami ukrywasz, jeszcze rozumiem mnie, czy Blaise’a, bo co nas to może obchodzić, ale okłamałaś też swoich przyjaciół. Jestem ciekawy dlaczego. – Chyba wolno mi mieć własne sekrety. – Daj spokój, to było proste pytanie! Weasley nie spodziewała się, że tak zareagujesz. – To nie było proste pytanie – warknęła w jego stronę. Czuła się atakowana, poruszanie tego tematu po pijaku, było dla Hermiony wystarczająco traumatyczne, nie potrzebowała roztrząsać kwestii swojego pierwszego razu na trzeźwo. W dodatku z Malfoyem! – Okej, jak chcesz. Po prostu nie wiem, dlaczego się tak tym przejmujesz. To żaden wstyd. – Co nie jestem wstydem? – zapytała, unikając jego spojrzenia. Hermiona czuła, że się czerwieni, toteż spuściła głowę, żeby schować się za włosami. Draco nie wierzył, że przeprowadza taką rozmowę z Hermioną Granger. – Bycie dziewicą nie jest wstydem, czy żadna twoja przyjaciółeczka cię nie oświeciła w tej kwestii? – Ale ja nie jestem… – A ja jestem – powiedział z ironią, posyłając jej popisowy uśmieszek. Hermiona zerknęła na niego przelotnie, ale wciąż piekły ją policzki.– Co racja to racja, powinnaś to obgadać ze swoim chłopakiem. – A to niby co miało znaczyć? – oburzyła się, co pomogło zwalczyć zażenowanie i teraz panna Granger bez problemu mogła posłać Draco wyzywające spojrzenie. – Ekspertem od związków nie jestem, ale… – Rady od kogoś, kto próbuje spławić najładniejszą dziewczynę historią o kujonce Granger, nie są mi potrzebne. – Teraz zaczynam myśleć, że jakikolwiek rada ci się przyda – skomentował jedynie Malfoy, a na jego ustach wciąż błąkał się ten uśmieszek. Ze zdumieniem odkrył, że Hermiona na prawdę miała zaniżoną samoocenę. Oczywiście rozumiał, że jej pewność siebie brała się z jej inteligencji i wiedzy, ale jednak… Po prostu nigdy nie pomyślał, że Hermiona mogłaby mieć jakieś kompleksy. Koniec końców uchodziła za idealną panią Prefekt. – Czy musimy drążyć ten temat? – zapytała niemal błagalnie. Cała to rozmowa była daleko poza strefą jej komfortu. – Nie musimy – przyznał Draco, wstając z kanapy. Dopił swoje piwo i odstawił pustą butelkę. – Zmieniłem zdanie, wpadnę na imprezę Ślizgonów w lochach – powiedział, jakby się tłumaczył. Obojgu wydało się to dziwne. – W porządku – odparła Hermiona, kończąc swoje piwo. Blondyn już miał wychodzić, ale zatrzymał się w przejściu. Niedopowiedzenia nie dawały mu spokoju. Już w trakcie gry powinien był to przyznać. – Granger? – zagadnął. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę. Przyglądała się Malfoyowi zaciekawiona. – Wiem, że nie chcesz moich rad, ale… jesteś ładna, spróbuj nie zmarnować tej wiedzy. *** Salon wspólny Slytherinu przypominał prawdziwą spelunę, nawet eleganckie meble nie ratowały sytuacji, bo wszędzie walały się papierowe kubki, cały dywan był pokryty chrupkami, a pijana młodzież obściskiwała się po kątach. Niedojedzoną pizzę Ślizgoni zostawiali gdzie popadnie, toteż większość mebli kleiła się od tłustego sera. Pansy mimo wszystko bawiła się przednio, czuła się jak ryba w wodzie, polewając kolejkę siódmemu rocznikowi. Cieszyła się, że Nott i Zabini zorganizowali konkurencyjną imprezę dla przyjęcia Slughorna i dziewczyna była pewna, że Ślizgoni bawią się dużo lepiej niż prymusi z pozostałych domów. Jedyne co zastanawiało Pansy to nieobecność sióstr Greengrass, dziewczyna nie dowierzała, że Astoria przepuściła tak dobrą okazję do zabawy. W końcu Zabini porzucił dziewczyny z piątego rocznika i przysiadł się do Parkinson. Wręczył jej nowego drinka. Od wczorajszego wieczoru głowę zaprzątała mu Weasley. Był coraz bardziej przekonany, że jego misterny plan naprawdę miał szansę powodzenia, wiedział, że musi być po prostu ostrożny i uważny. Oczywiście wybranie jakiejkolwiek innej dziewczyny przysporzyłoby mu mniej kłopotów, ale Zabini czuł, że to musiała być Ginny. Jego matka przymknęłaby oko na wiele wad kandydatek, gdyby oświadczył, że to Pansy została jego narzeczoną, z pewnością braliby ślub z początkiem lipca. Jednak chłopak był pewien, że Zofia Zabini nie zgodzi się na Weasleyównę. Właśnie dlatego Ginny była idealną kandydatką. – A ty co taki przybity? – zagadnęła Parkinson, z niepokojem obserwując przyjaciela. Blaise naturalnie był duszą towarzystwa, toteż Ślizgonka nie rozumiała, dlaczego nie zabawia tłumów. – Próbuję obmyślić plan podbicia serca Weasley – mruknął z przekąsem, ale Pansy wytrzeszczyła na niego oczy. – A więc to prawda? Naprawdę ją lubisz? – Lubię, nie lubię. Po prostu jest mi potrzebna. – Potrzebna?! – Ślizgonka niemal nie rozlała swojego drinka, słysząc te rewelację. Jednak Zabini westchnął przeciągle i postanowił zwierzyć się Parkinson ze swojego palącego problemu. Opowiedział jej o listach od matki, o tym, że ma się niedługo ożenić, a potem o swoich zamiarach względem Ginny Weasley. – Więc chcesz mi powiedzieć, że zamierzasz ją perfidnie wykorzystać i porzucić? – zapytała z niedowierzaniem Parkinson. Takie zachowanie wydało jej się podłe, nawet jak na Ślizgona. To wszystko nie było w stylu Zabiniego. – Jak tak to ujmujesz, to wychodzę na totalnego palanta. – Blaise sposępniał, dopijając drinka. Ślizgonka wzruszyła ramionami. – Nie rozumiem dlaczego to musi być Weasley. – Bo każdą inną kandydatkę matka zaakceptuje, a ja nie mam zamiaru się żenić. – To wszystko brzmi po prostu jak fatalny pomysł, jakbyś to wyciągnął z taniego romansu. – Jeśli masz lepszy pomysł to słucham… – Porozmawiaj z matką, może zrozumie, że jej pomysł ssie. – Z pewnością, bo jak doskonale wiemy, Zofia wcale nie jest uparta jak Gryfon – rzucił z ironią Blaise. Pansy zamyśliła się na moment. – Nie podoba mi się, że zamierzasz ją wykorzystać. Nawet jeśli to Weasley. – Nie przesadzaj, zanim nie zaczęła spotykać się z Potterem to zmieniała chłopaków jak rękawiczki. – Ale teraz ma za sobą poważny związek i pewnie złamane serce, czy naprawdę musiałeś wybrać akurat ją? – A co ty jej tak bronisz? – warknął nagle Zabini. Wcale nie był zachwycony swoim planem, ale nic lepszego nie przychodziło mu do głowy. Nawet nie chciał myśleć o tym, że mógłby polubić Weasley. Paplanina Pansy nie poprawiała mu nastroju. – Nie bronię jej, nawet jej nie lubię, ale uważam, że zachowujesz się podle. – Słuchaj, tak jak mówiłaś, ona dopiero co zakończyła poważny związek, nie będzie teraz szukać wielkiej miłości. Dobrze wiesz, że będzie miała ze mną dobrze, wyjedziemy razem na ferie, a po przerwie świątecznej z nią zerwę. Bez bólu, bez łez. Po prostu… – Po prostu nie mogę tego słuchać! Mam nadzieję, że to ona złamie serce tobie. – Blaise wybuchnął śmiechem. – Niemożliwe – wykrztusił, łapiąc oddech. Pansy spojrzała na niego z pode łba. – Jeszcze zobaczymy, będę trzymać za nią kciuki. *** Wrzesień dobiegł końca, a październikowe lekcje dawały wszystkim uczniom w kość. Piętrzące się sterty zadań domowych przyciągały tłumy do królestwa pani Pince. Bibliotekarka miała pełne ręce roboty, toteż McGonagall zgodziła się, aby biblioteka wydłużyła godziny otwarcia. Daphne Greengrass spędzała czwartkowy wieczór pochylona nad podręcznikiem do Obrony przed Czarną Magią. Mimo młodego wieku, profesor Barkley wcale nie był bardziej pobłażliwy niż pozostali nauczyciele. Wypracowanie, które zadał piątemu rocznikowi, spędzało sen z powiek nie tylko Daphne, ale również jej rówieśnikom. Ślizgonka w końcu przez nieuwagę rozlała atrament, brudząc granatowym tuszem swoje jasne spodnie. – Cholera – wyrwało jej się mimowolnie. Kilku Puchonów przy sąsiednim stoliku odwróciło się w jej stronę, ale nikt nic nie powiedział. Zażenowana wstała od stołu, pozbierała swoje rzeczy i planowała odnieść opasły tom do działu o przeciwzaklęciach. Mijając kolejne alejki, dostrzegła Rona i Hermionę, trzymali się za ręce, pochyleni nad jakąś książką. Daphne zrobiło się smutno. Pomyślała, że Neville nigdy by się nie zgodził, żeby ktoś ich widział jako beztrosko trzymającą się za ręce parę. Miała zdecydowanie dość ukrywania swojego związku. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę następnej alejki. Ktoś ją potrącił. Poniosła głowę i spojrzała na nowego nauczyciela Obrony przed Czarną Magią. – Przepraszam panie profesorze – powiedziała, unikając jego spojrzenia. – To ja przepraszam, zamyśliłem się. – Usłyszała jego ciepły głos. Nauczyciel wciąż mówił z akcentem. Zapadła niezręczna cisza i Ślizgonka wprost marzyła, aby zniknąć nauczycielowi z oczu. Chciała go wyminąć, ale zagrodził jej drogę. – Masz plamę na spodniach – powiedział Barkley, wskazując jej nogę. Faktycznie, plama z atramentu wciąż szpeciła spodnie dziewczyny. – Mam nadzieję, że się spierze – wydukała oniemiała nastolatka. Było coraz bardziej niezręcznie. Barkely przykucnął i wyjął różdżkę. Czubek jego prostego nosa niema dotykał plamy na udzie. Daphne cofnęła się dwa kroki, zaciskając ręce na podręczniku. Nie miała pojęcia co się dzieje. Nauczyciel podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się zachęcająco. – Proste zaklęcie i plama zniknie – wyjaśnił i uniósł różdżkę. – Podejdź tu –polecił rzeczowo. Daphne nie wiedziała co robić, ale nie znalazła żadnej wymówki, która pozwoliłaby jej uciec z biblioteki. Postąpiła krok do przodu i wtedy Barkley błyskawicznie chwycił wolną ręką tył jej nogi. Przyciągnął ją do siebie, zaciskając palce na tylnej części uda Ślizgonki. Greengrass miała ochotę mu się wyrwać, ale wciąż coś ją powstrzymywało. Profesor uśmiechnął się do niej, ale to wcale jej nie uspokoiło. Wręcz przeciwnie, jego uśmiech był obleśny. Nauczyciel wzmocnił uścisk na jej nodze, a potem przytknął koniec różdżki do plamy na spodniach. Mruknął coś pod nosem i atrament zaczął znikać. Przesunął różdżką w górę jej uda, aż w końcu cała plama zniknęła. Daphne była jak sparaliżowana, ale wtedy z ulgą usłyszała czyjeś kroki. Ktoś miał się pojawić w pustej alejce i ją uratować. Nauczyciel przejechał ręką po jej udzie w miejscu, gdzie wcześniej widniała plama, a potem wstał jakby nic się nie wydarzyło. Ślizgonka cofnęła się szybko. – Dziękuję – mruknęła, a potem pognała w przeciwną stronę. Czuła się okropnie, wciąż czuła dotyk nauczyciela na swojej nodze, aż przeszły ją ciarki. Robin Barkley odprowadził uczennice lenimy spojrzeniem, a kiedy sylwetka Daphne zniknęła mu z oczy, odwrócił się w stronę wyjścia z alejki. Jednak ktoś stał na jego drodze. Astoria Greengrass skrzyżowała ręce na piersiach, posyłając nauczycielowi wyzywające spojrzenie. – Dzień dobry – odezwał się do niej Barkley, siląc się na jeszcze jeden popisowy uśmiech. – Proszę sobie darować, McGonagall dowie się o tym, co wyprawiasz. – Blondynka była wściekła. – Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty panno Greengrass. – A ja nie przypominam sobie, żeby nauczyciel mógł obmacywać piętnastolatki! – Słucham? – Proszę sobie darować, wiem, co widziałam. Jest pan absolutnie obleśny. – Czyżby? – Barkley nachylił się nad blondynką, bo choć Astoria przewyższała Daphne prawie o głowę, to nauczyciel wciąż górował nad obiema siostrami. Astoria wyciągła rękę, aby go od siebie odepchnąć. – Zaraz się zrzygam – mruknęła dziewczyna, wywracając oczami. Dokładnie widziała, co nauczyciel próbował zrobić. Barkley natomiast widział, że nie uda mu się omotać Astorii, przynajmniej nie tym razem. Odchrząknął, a filmowy uśmiech zszedł mu z twarzy. – Myślę, że możemy się dogadać – powiedział rzeczowo, lustrując Ślizgonkę spojrzeniem. Jej wyniosłość doprowadzała go do szału, miał ochotę wymierzyć jej kilka klapsów w ramach kary. Jednak nie chciał wybiegać myślami zanadto w przyszłość. Nie mógł dopuścić, żeby do uszu dyrektorki doszło to, czego dopuszczał się względem uczennic. Robin miał słabość do nieletnich. – Dogadać? Bardzo w to wątpię – powiedziała Astoria, sprowadzając go na ziemię swoim jadowitym tonem. – Właśnie dostałaś Wybitny z twojego eseju zadanego na przyszły tydzień – powiedział profesor, posyłając jej znaczące spojrzenie. Liczył, że dobrymi stopniami przekupi Astorię. Dziewczyna prychnęła, odgarniając włosy z twarzy. – Z ostatniego eseju? Chyba miał pan na myśli wszystkie prace domowe w tym semestrze. – Nie mogę się na to zgodzić panno Greengrass. – W takim razie ja nie mogę utrzymać języka za zębami, straszna ze mnie gaduła – odparła słodko dziewczyna, robiąc niewinną minę. Barkley zaklął pod nosem. Teraz na prawdę miał ochotę ją ukarać. – Dobrze, wszystkie wypracowania w tym semestrze. – I będzie się pan trzymał z daleka od Daphne. Jak tylko się dowiem, że chociaż spojrzałeś w jej kierunku tym maślanym wzrokiem to zgotuje ci u McGonagall piekło. – Grozisz mi, Greengrass? – Dokładnie tak, dobrze, że się rozumiemy, profesorze. Ślizgonka wyminęła Barkleya, chciała odszukać siostrę i upewnić się, że z Daphne wszystko w porządku. Nie mogła uwierzyć w to, czego dopuścił się nauczyciel. W Hogwarcie uczyło już wielu dziwaków, ale Barkley zdecydowanie był najgorszy z nich wszystkich. Greengrass miała wątpliwości, czy postąpiła właściwie. Może od razu powinna iść do McGonagall? Albo chociaż do Slughorna, jako opiekuna jej domu. Z drugiej strony nie musiała martwić się o zadania domowe z Obrony. Zanim skręciła w stronę wyjścia, odwróciła się przez ramię, aby pokazać Barkleyowi środkowy palec. Miała przeczucie, że gapił się na jej tyłek. *** Padało. Jednak mimo ulewnego deszczu, Adrian Pucey, kapitan ślizgońskiej drożyny Quidditcha, nie odpuścił treningu. Zabini był przemęczony i przemoczony, z utęsknieniem wyczekiwał gwizdka i końca tortur, które zafundował im Pucey. Quidditch zawsze był tylko dla niego odrobiną rozrywki, nie traktował tego na poważenie, ale kiedy Adrian zaproponował mu pozycję ścigającego, Zabini zgodził się bez wahania. Żałował tylko, że Malfoy w tym roku nie dołączył do drużyny. W końcu chłopak miękko wylądował na mokrej trawie. W ślad za nim poszła pozostała część drożyny. Adrian zaczął wytykać im błędy i przepowiedział sromotną porażkę w nadchodzącym meczu z Krukonami. – Ej, wy tam!! – Cała drożyna odwróciła się jak jeden mąż w stronę trybun. W ich stronę zmierzała wściekła Ginny Weasley. Blaise zaklął pod nosem, przymykając oczy. Doskonale wiedział, czego chce Gryfonka. Od tygodnia próbowała odzyskać swój sprzęt do Quidditcha, który zabrał jej Zabini przy okazji sprzątania wspólnego dormitorium. – Czego tu chcesz, Weasley? – krzyknął w jej stronę Pucey, mierząc nastolatkę nienawistnym spojrzeniem. – Oj, wy już dobrze wiedzie! Banda złodziei, nie potraficie wygrać w uczciwym meczu! – wrzeszczała nadal Ginevra, zbliżając się do grupki uczniów. – Ja to załatwię – powiedział Blaise, oczekując od kapitana pozwolenia na oddalenie się. Jednak Adrian ani myślał zostawiać tego w rękach Zabiniego. Blaise machnął tylko ręką i wyszedł na przeciw Weasley. Zamierzał trochę się z nią podroczyć, ale koniec końców oddać miotłę. – Zabini, co ty wyprawiasz?! Jeszcze nie skończyliśmy! – wydarł się na niego kapitan, ale Blaise już porzucił swoją miotłę, zmierzając w stronę trybun. Ginny wyjęła swoją różdżkę i wycelowała w Ślizgona, gdy tylko podszedł bliżej. – Oddawaj co ukradłeś, albo obiecuję, że już w życiu nie zagrasz w Quidditcha! – Chłopak uniósł ręce w poddańczym geście, ale to ani trochę nie zmieniło bojowej postawy Gryfonki. – Przyznaję się, to ja zabrałem twoje rzeczy, ale… – Nie mógł dokończyć, bo dopadł go popisowy Upiorgacek. Zaklęcie świsnęło, a Ślizgon zawył chwytając swoją twarz. Z jego nosa wyleciał nietoperz. – Nieładnie, Weasley – warknął, spluwając na trawę. – Jeśli nie chcesz oberwać czymś gorszym to oddawaj moją miotłę. – Koło ucha Ginny świsnęło zaklęcie. Blaise odwrócił się w stronę Pucey’a, który stał w wyciągniętą różdżka. – Nie! – wrzasnął Blaise do kolegów z drużyny, widząc, że kolejni sięgają po różdżki. – Ja to załatwię – powiedział Ginny, a potem ruszył z powrotem w stronę Ślizgonów. – Słuchajcie, mam coś, co należy do Weasley. Zabiorę ją teraz, zanim nas wszystkich pozabija, ale, na Merlina, nie pogarszajcie wszystkiego, rzucając w nią zaklęciami. – Od kiedy ty się tak martwisz o jakąś zawszoną Gryfonkę? – warknął Adrian, mrużąc podejrzliwie oczy. – Odpuść, Pucey – odparował Blaise. – Dokończcie trening, czy co tam było w planach. Zabierają ją stąd – oświadczył chłopak, odchodząc. – Uważaj, bo niedługo może się zwolić pozycja ścigającego w naszej drużynie – rzucił kapitan Ślizgonów, ale Blaise ani myślał odpowiadać na tę zaczepkę. Miał teraz na głowie większy problem. Jeśli chodziło o Weasley, nigdy nic nie szło po jego myśli. Chwycił dziewczynę za ramię i niemal wywlókł poza boisko. Blaise dobrze wiedział, że jego drużyna była gotowa zaatakować Ginny w każdej chwili. – Puszczaj mnie! – W końcu wyrwała się z uścisku. – Gdzie jest mój sprzęt do Quidditcha? – zapytała bez ogródek. Nic innego jej nie interesowało, szukała swoich rzeczy od tygodnia i absolutnie wszyscy zarzekali się, że nikt nic nie widział. Nastolatka wiedziała, że pozna prawdę dopiero, gdy urządzi scenę. Nie pomyliła się, coraz łatwiej jej było rozgryźć Zabiniego. – Ukryłem wszystko we wnętrzu zbroi, tej na siódmym piętrze. – Wściekła dziewczyna ruszyła do zamku. Przemokła do suchej nitki, ale jeśli miała odzyskać miotłę to było warto. Przeżyła jeden trening na pożyczonej od brata Komecie 880 i wiedziała, że już nigdy więcej nie wsiądzie na cudzą miotłę. Zabini szybko ją dogonił. – Po co za mną leziesz? Już wiem wszystko, co chciałam. – Wszystko? – Może oprócz, dlaczego na Godryka, ukradłeś mi miotłę, ale tłumacze to ujemnym ilorazem inteligencji. – Daj spokój, to był tylko żart. – Chłopak wzruszył ramionami. – Przez ten żart twoja drużyna wygląda, jakby się bała meczu z Gryfonami. W sumie nic nowego. – Błagam cię Weasley, pokonamy was. – Słyszę to już któryś rok z rzędu i jakoś nic z tego. – Chcesz się założyć? – podpuszczał ją dalej Blaise. W końcu dotarli do zamku, a Ginny wciąż kierowała się w stronę siódmego piętra. Weszli na schody. – Założyć o co? – zapytała podejrzliwie. – Jeśli Slytherin wygra z wami mecz, zgodzisz się ze mną przespać. – Nastolatka zatrzymała się w pół kroku. Szok wymalowany na jej twarzy szybko przekształcił się grymas, a już wkrótce po całym korytarzu rozniósł się jej śmiech. – Spadłeś z miotły w trakcie treningu? – zapytała, trzymając się pod boki. To, co wygadywał Zabini było niepoważne. – Mówię serio, jeśli przegracie zafunduję ci najlepszy seks w życiu. – Nie ma szans żebyśmy przegrali – powiedziała pewnie Ginny. Nie mieściło jej się w głowie, że ktoś może być tak zadufany w sobie jak Zabini. – Więc co ci zależy? – A co ja będę z tego miała? – zapytała rzeczowo. Ginevra wiedziała, że pokonają Slytherin tak, jak do tej pory wygrywali co roku. – Proste, najlepszy seks w życiu. – Blaise się uśmiechnął, ale Ginny tylko wywróciła oczami. – Nie, matole. Co jeśli Gryffindor wygra? – Do końca roku będę odrabiał za ciebie Transmutację. – O Godryku, stoi! – wykrzyknęła uradowana dziewczyna. Szybko się zreflektowała i odchrząknęła. Blaise wyciągnął do niej rękę. – No to zakład – powiedział, posyłając jej uśmieszek. Ginny podała mu rękę. Dobili targu. Blaise przez tydzień gratulował sobie, schowania tej przeklętej miotły. * Pansy i Harry kończyli swoje rutynowe okrążenie wokół jeziora. Oboje czekali na pierwsze mrozy, a każdego dnia z nadzieją wyglądali na błonia, licząc, że woda w końcu zamarznie i ich bezsensowny szlaban dobiegnie końca. Jednak był dopiero październik, a temperatura pozostawała dodatnia. Potter łapał się na tym, że sprawdzenie temperatury od jakiegoś czasu, było pierwszą rzeczą, jaką robił po przebudzeniu. Parkinson również śledziła wszelkie prognozy, licząc, że w końcu usłyszy o pierwszym śniegu. Choć oboje stwarzali pozory, że wprost marzą o zaprzestaniu odbywania wspólnej kary, to w środku oboje cieszyli się na te spotkania. Wiedzieli, że gdy szlaban się skończy, nie będą mieli pretekstu do spędzania razem czasu. A z jakiś dziwnych powodów polubili swoje towarzystwo. Oboje nudzili się trochę, pogrążeni w niezobowiązującej rozmowie, kiedy nagle usłyszeli jakiś hałas. Odwrócili się jednocześnie, Harry próbował dojrzeć coś zza linią drzew. Pansy pociągnęła rękaw jego płaszcza i wskazała na wzbijającą się w noc sowę. Ptak zwyczajnie schwytał polną mysz. – Dostaję paranoi – mruknęła Parkinson, biorąc głęboki wdech. Odkąd wuj zaatakował ją w pociągu, nigdzie nie czuła się bezpiecznie. – Nie musisz mówić, Neville zacznie głośniej chrapać, a ja budzę się z różdżką w ręce… – Ciekawe czy kiedyś się tego pozbędziemy. – Marne szansę – mruknął Potter, myśląc o swojej przyszłości w biurze Aurorów. Zastanawiał się, co Pansy zamierzała po ukończeniu szkoły. Zdziwił się, że jeszcze jej o to nie pytał. Harry zbierał się, żeby coś powiedzieć, ale zanim sformułował całe zdanie, minęła ich zapłakana dziewczyna. Gryfon był pod wrażeniem tego, jak szybko biegła. Pansy od razu poznała współlokatorkę. – ASTORIA! – wrzasnęła Parkinson, ale na nic się to zdało. Blondynka już prawie zniknęła im z oczu, biegła prosto do lasu. – Co ona wyprawia?! – zdołał wykrztusić Harry. – Nie ma pojęcia, ale Astoria może być niepoczytalna, musimy ją zatrzymać. – Widzieli jak Greengrass znika w Zakazanym Lesie, wkrótce potem usłyszeli wycie. Pansy już chciała pobiec za nią, ale poczuła rękę Harry'ego zaciskającą się na jej ramieniu. – Ja za nią pobiegnę, ty sprowadź pomoc. – Dziewczyna wahała się chwilę, ale w końcu przytaknęła. Rozdzielili się. Potter wyjął różdżkę, biegnąc w stronę lini drzew, a Parkinson puściła się biegiem w stronę zamku. Nie potrafiła podjąć żadnej racjonalnej decyzji, nie wiedziała do kogo się zwrócić. Pomyślała o profesorze Slughornie, bądź co bądź był opiekunem jej domu. Pobiegła na pamięć do lochów. Wpadła na Malfoya i pewnie by się przewróciła, ale chłopak przytrzymał ją za ramiona. – O co chodzi Pansy? – zapytał trochę zdziwiony. Dziewczyna łapała oddech. Zajęło jej to chwilę. – Astoria wbiegła przed chwilą do Zakazanego Lasu, Potter pobiegł za nią, nie wiem, co znów jej strzeliło, musimy sprowadzić pomoc – wydyszała. Blondyn zaklął pod nosem, miał wrażenie, że to jego ostatnie rozmowy z Greengrass miały z tym wszystkim coś wspólnego. Niemal dopadło go poczucie winy, ale zdusił je w sobie. – Dobra, sprowadź pomoc, a ja idę szukać tej wariatki, z Potterem nie wiadomo, może przy okazji wyzwoli cały las czy coś. – Nie czas na żarty – odparła Pansy, ale mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. – Przyprowadź Slughorna i McGonagall – polecił jej Draco, a potem się rozdzielili. Pansy pognała do kwater Mistrza Eliksirów. Malfoy opuścił zamek, umykając kotce Filcha. Czuł, że będą z tego kłopoty. Puścił się biegiem przez błonia, kiedy usłyszał wrzask. Nawet nie chciał myśleć o stworach, które można było spotkać w lesie. Zaczynał żałować, że zgłosił się do tej roboty, ale gdy chodziło o Astorię, nie mógł stać obojętnie. Wyjął różdżkę, a jej koniec zapłonął niebieskim światłem. Malfoy powtarzał w głowie obronne zaklęcia. Wbiegł do Zakazanego Lasu, a kolejny wrzask rozdarł cichą noc.
Rozpoczęli patrol w dziwnej atmosferze, Hermiona nie mogła uwierzyć, że Malfoy wymyślił to beznadziejne kłamstwo, aby pozbyć się Astorii. Poza tym dziewczyna nie rozumiała, dlaczego Draco odrzucił najpiękniejszą dziewczynę w Hogwarcie, wydawało jej się, że kryje się za tym coś więcej. Oczywiście Gryfonka wiedziała, że wygląd to nie wszystko, ale nie podejrzewała Malfoya o jakieś głębsze pobudki, aby zacząć się z kimś spotykać. Przez chwilę nawet myślała, że Ślizgon jest beznadziejnie zakochany w Pansy Parkinson, ale potem wydało jej się to mało prawdopodobne. Oboje natomiast byli pewni, że panna Greengrass nie kupiła ani jednego słowa Malfoya. – To wszystko jest bez sensu, przecież wszyscy bawią się u Slughorna, korytarze świecą pustkami – skomentował w końcu Draco, znudzony ich patrolem. Naprawdę uważał, że marnowali czas. – Może to i dobrze, przynajmniej nie musimy odejmować żadnych punktów, ani… – Nudzę się Granger – powiedział marudnie, wchodząc jej w słowo. – Bo masz mentalnie pięć lat – wyrwało się Hermionie mimowolnie. Poczuła się głupio, choć Draco wcale nie przejął się jej komentarzem. – Dzięki Granger, ty za to zbliżasz się do setki, wyprawimy tobie i McGonagall wspólne urodziny. – Bardzo zabawne. – Wywróciła oczami. Draco uśmiechnął się pod nosem, ale nic już nie powiedział. Po kolejnych, dłużących się w nieskończoność dwudziestu minutach, mogli wrócić do swojego dormitorium. Wspólny salon świecił pustkami, ale na stoliczku leżał liścik. Hermiona porwała go prędko, rozpoznając koślawe pismo współlokatorki. Ginny pisała, że jednak wybiera się na przyjęcie Slughorna, wraz z Ronem, Harrym i Nevillem. Rudowłosa żywiła nadzieję, że Hermiona do nich dołączy po patrolu, ale Granger wcale nie miała ochoty na przyjęcia. – Coś ważnego? – zagadnął Malfoy, niby od niechcenia. – Ginny namawia mnie na Klub Ślimaka. – Nie wybierasz się? – teraz Ślizgon był autentycznie zdziwiony, wiedział, że wszyscy przyjaciele Granger tam będą. Sam, naturalnie, nie otrzymał zaproszenia, podobnie jak większość Ślizgonów. Trudno było się dziwić Horacy’emu, byli Śmierciożercy nie należeli do jego targetu. – Nie mam ochoty – rzuciła jedynie nastolatka, składając na pół liścik i chowając go do kieszeni. – Czy Blaise jest na przyjęciu? – zapytała po chwili. Draco się uśmiechnął. – Można tak powiedzieć. – Ale nie u Slughorna? – Nie u Slughorna, w lochach zrobili coś w stylu anty-klubu Ślimaka. – Draco wzruszył ramionami. – Nie wybierasz się? – przedrzeźniała go Hermiona, krzyżując ręce na piersiach. – Nie mam ochoty – powtórzył po niej Draco, chowając ręce do kieszeni. Stali po przeciwnych stronach salonu i żadne nie chciało jeszcze zniknąć za drzwiami własnej sypialni. Zapadła niezręczna cisza. – To dziwne Granger, gdy dowiedziałem się, że będziemy razem mieszkać, byłem przygotowany na nieustanne towarzystwo Pottera i Weasley’a. Kiedyś byliście nierozłączni. – Nadal jesteśmy! – powiedziała głośniej niż zamierzała, więc Ślizgon uniósł jedną brew. Hermiona westchnęła i usiadła na skraju kanapy. – W tym roku jest inaczej, okej? Odkąd pamiętam, oprócz zadań domowych mieliśmy zawsze do zrobienia coś jeszcze. Zawsze Harry pakował się w kłopoty, albo kłopoty znajdowały jego. Ten rok jest zupełnie inny, jest… spokojniej. – Gdy mówiła, Draco również usiadł na kanapie. – Brakuje ci tego? – zapytał, zanim ugryzł się w język. Gryfonka zastanowiła się dłuższą chwilę, ale w końcu pokręciła głową. – Nie. Cieszę się, że mamy to za sobą. Zakończył się pewien etap i teraz… Teraz po prostu musimy iść dalej. Ale nie byłam gotowa. – Nie byłaś gotowa? Ty? – Cała nasza trójka dostała propozycję pracy w biurze Aurorów, Harry i Ron byli tacy podekscytowani! Mówili o tym całe lato, ale ja… Chciałam wrócić do szkoły, może to głupie, ale chciałam jeszcze przez chwilę pobyć nastolatką. Nie byłam gotowa na dorosłe życie. – Myślę, że to wcale nie było głupie, Granger. Czułem się tak samo, kiedy… – Draco nagle przerwał, przerażony tym, co zamierzał jej powiedzieć. – Kiedy Voldemort wcielił cię w swoje szeregi, a ty byłeś tylko szesnastoletnim chłopcem – dokończyła Granger, unikając jego spojrzenia. Blondyn przytaknął. – Zrobił to tylko po to, aby odegrać się na moim ojcu. Nigdy mnie tam nie potrzebował. – Brzmisz, jakbyś tego żałował; że nie przyjął cię ze względu na… Oh Merlinie, ja nawet nie wiem, jakie tam mieliście kryteria. – Malfoy parsknął śmiechem, wdzięczny, że dziewczyna postanowiła rozładować napięcie. To nie był temat, na który chciałby rozmiawcić z Hermioną Granger. Choć do tej pory, jakakolwiek rozmowa z nią wydawała mu się niemożliwa. – Wiesz, Granger; zastanawiam się, czy my aż tak bardzo się zmieniliśmy? Mam na myśli… Rok temu staliśmy po zupełnie przeciwnych stronach barykady, jedyne słowa jakie wypowiadaliśmy w swoją stronę to mniej lub bardziej wrogie zaklęcia. – Chyba, mimo że oboje nie chcieliśmy, dorośliśmy w trakcie tego roku. Spójrzmy prawdzie w oczy, nasze szkolne potyczki to zawsze były tylko szkolne potyczki. Nie mówię, że to nie miało znaczenia, bo owszem, przez większość czasu byłeś niesamowitym dupkiem, ale nie potrafię teraz spojrzeć na słowa czternastolatka z taką samą nienawiścią i urazą. – Dorosłość ssie – skwitował Malfoy, wstając, aby podejść do barku. Wyjął z niego dwa piwa kremowe i podał jedno Hermionie. – Porzuciłeś zwyczaj codziennego picia? – rzuciła z przekąsem dziewczyna, biorąc łyk bezalkoholowego, słodkiego trunku. Draco rzucił jej spojrzenie pełne politowania. – Po naszej małej imprezie nie mogę patrzeć na alkohol. – Co racja to racja. Oh Merlinie, ta ślizgońska gra to jakieś przegięcie – dodała zaraz dziewczyna, przypominając sobie szaloną noc, pełną pytań i odpowiedzi. Malfoy wywrócił oczami. – Przyznaj, że dobrze się bawiłaś! – Absolutnie nie! – Udała oburzoną, ale uśmiechała się mimowolnie na samą myśl szalonego wieczoru. – Nie potrafisz kłamać, Granger. – Nastolatka jedynie wywróciła oczami, znów sięgając po kremowe piwo. – Granger, a propos twojego kłamania... To wtedy, gdy graliśmy też kłamałaś, prawda? Nie jestem pewny, jak oszukałaś grę, bez swojej różdżki, ale… – Po co miałabym kłamać? Poza tym, sam mówiłeś, że nie da się oszukiwać. – Parsknął śmiechem. – Po pierwsze, nadal nie umiesz kłamać. Po drugie, Blaise po dwunastu kolejkach raczej nie wpadnie na to, że można użyć całkiem prostego zaklęcia, żeby oszukać cały system, ale ty... Ty mogłaś oszukiwać. Nawet bez różdżki. – Uznam to za komplement – rzuciła z uśmiechem. – Niby co miało być komplementem? – Powiedziałeś, że jestem na tyle mądra by oszukać grę. – Wcale nie. – Przeanalizował to co powiedział i przyszło mu do głowy, że to mogło tak zabrzmieć. – To znaczy, nie miałem tego na myśli. – Jasne, że nie – mruknęła z przekąsem. – Okej, więc zakładam, że na prawdę oszukiwałaś. – Po co drążyć temat? – Bo coś przed nami ukrywasz, jeszcze rozumiem mnie, czy Blaise’a, bo co nas to może obchodzić, ale okłamałaś też swoich przyjaciół. Jestem ciekawy dlaczego. – Chyba wolno mi mieć własne sekrety. – Daj spokój, to było proste pytanie! Weasley nie spodziewała się, że tak zareagujesz. – To nie było proste pytanie – warknęła w jego stronę. Czuła się atakowana, poruszanie tego tematu po pijaku, było dla Hermiony wystarczająco traumatyczne, nie potrzebowała roztrząsać kwestii swojego pierwszego razu na trzeźwo. W dodatku z Malfoyem! – Okej, jak chcesz. Po prostu nie wiem, dlaczego się tak tym przejmujesz. To żaden wstyd. – Co nie jestem wstydem? – zapytała, unikając jego spojrzenia. Hermiona czuła, że się czerwieni, toteż spuściła głowę, żeby schować się za włosami. Draco nie wierzył, że przeprowadza taką rozmowę z Hermioną Granger. – Bycie dziewicą nie jest wstydem, czy żadna twoja przyjaciółeczka cię nie oświeciła w tej kwestii? – Ale ja nie jestem… – A ja jestem – powiedział z ironią, posyłając jej popisowy uśmieszek. Hermiona zerknęła na niego przelotnie, ale wciąż piekły ją policzki.– Co racja to racja, powinnaś to obgadać ze swoim chłopakiem. – A to niby co miało znaczyć? – oburzyła się, co pomogło zwalczyć zażenowanie i teraz panna Granger bez problemu mogła posłać Draco wyzywające spojrzenie. – Ekspertem od związków nie jestem, ale… – Rady od kogoś, kto próbuje spławić najładniejszą dziewczynę historią o kujonce Granger, nie są mi potrzebne. – Teraz zaczynam myśleć, że jakikolwiek rada ci się przyda – skomentował jedynie Malfoy, a na jego ustach wciąż błąkał się ten uśmieszek. Ze zdumieniem odkrył, że Hermiona na prawdę miała zaniżoną samoocenę. Oczywiście rozumiał, że jej pewność siebie brała się z jej inteligencji i wiedzy, ale jednak… Po prostu nigdy nie pomyślał, że Hermiona mogłaby mieć jakieś kompleksy. Koniec końców uchodziła za idealną panią Prefekt. – Czy musimy drążyć ten temat? – zapytała niemal błagalnie. Cała to rozmowa była daleko poza strefą jej komfortu. – Nie musimy – przyznał Draco, wstając z kanapy. Dopił swoje piwo i odstawił pustą butelkę. – Zmieniłem zdanie, wpadnę na imprezę Ślizgonów w lochach – powiedział, jakby się tłumaczył. Obojgu wydało się to dziwne. – W porządku – odparła Hermiona, kończąc swoje piwo. Blondyn już miał wychodzić, ale zatrzymał się w przejściu. Niedopowiedzenia nie dawały mu spokoju. Już w trakcie gry powinien był to przyznać. – Granger? – zagadnął. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę. Przyglądała się Malfoyowi zaciekawiona. – Wiem, że nie chcesz moich rad, ale… jesteś ładna, spróbuj nie zmarnować tej wiedzy. *** Salon wspólny Slytherinu przypominał prawdziwą spelunę, nawet eleganckie meble nie ratowały sytuacji, bo wszędzie walały się papierowe kubki, cały dywan był pokryty chrupkami, a pijana młodzież obściskiwała się po kątach. Niedojedzoną pizzę Ślizgoni zostawiali gdzie popadnie, toteż większość mebli kleiła się od tłustego sera. Pansy mimo wszystko bawiła się przednio, czuła się jak ryba w wodzie, polewając kolejkę siódmemu rocznikowi. Cieszyła się, że Nott i Zabini zorganizowali konkurencyjną imprezę dla przyjęcia Slughorna i dziewczyna była pewna, że Ślizgoni bawią się dużo lepiej niż prymusi z pozostałych domów. Jedyne co zastanawiało Pansy to nieobecność sióstr Greengrass, dziewczyna nie dowierzała, że Astoria przepuściła tak dobrą okazję do zabawy. W końcu Zabini porzucił dziewczyny z piątego rocznika i przysiadł się do Parkinson. Wręczył jej nowego drinka. Od wczorajszego wieczoru głowę zaprzątała mu Weasley. Był coraz bardziej przekonany, że jego misterny plan naprawdę miał szansę powodzenia, wiedział, że musi być po prostu ostrożny i uważny. Oczywiście wybranie jakiejkolwiek innej dziewczyny przysporzyłoby mu mniej kłopotów, ale Zabini czuł, że to musiała być Ginny. Jego matka przymknęłaby oko na wiele wad kandydatek, gdyby oświadczył, że to Pansy została jego narzeczoną, z pewnością braliby ślub z początkiem lipca. Jednak chłopak był pewien, że Zofia Zabini nie zgodzi się na Weasleyównę. Właśnie dlatego Ginny była idealną kandydatką. – A ty co taki przybity? – zagadnęła Parkinson, z niepokojem obserwując przyjaciela. Blaise naturalnie był duszą towarzystwa, toteż Ślizgonka nie rozumiała, dlaczego nie zabawia tłumów. – Próbuję obmyślić plan podbicia serca Weasley – mruknął z przekąsem, ale Pansy wytrzeszczyła na niego oczy. – A więc to prawda? Naprawdę ją lubisz? – Lubię, nie lubię. Po prostu jest mi potrzebna. – Potrzebna?! – Ślizgonka niemal nie rozlała swojego drinka, słysząc te rewelację. Jednak Zabini westchnął przeciągle i postanowił zwierzyć się Parkinson ze swojego palącego problemu. Opowiedział jej o listach od matki, o tym, że ma się niedługo ożenić, a potem o swoich zamiarach względem Ginny Weasley. – Więc chcesz mi powiedzieć, że zamierzasz ją perfidnie wykorzystać i porzucić? – zapytała z niedowierzaniem Parkinson. Takie zachowanie wydało jej się podłe, nawet jak na Ślizgona. To wszystko nie było w stylu Zabiniego. – Jak tak to ujmujesz, to wychodzę na totalnego palanta. – Blaise sposępniał, dopijając drinka. Ślizgonka wzruszyła ramionami. – Nie rozumiem dlaczego to musi być Weasley. – Bo każdą inną kandydatkę matka zaakceptuje, a ja nie mam zamiaru się żenić. – To wszystko brzmi po prostu jak fatalny pomysł, jakbyś to wyciągnął z taniego romansu. – Jeśli masz lepszy pomysł to słucham… – Porozmawiaj z matką, może zrozumie, że jej pomysł ssie. – Z pewnością, bo jak doskonale wiemy, Zofia wcale nie jest uparta jak Gryfon – rzucił z ironią Blaise. Pansy zamyśliła się na moment. – Nie podoba mi się, że zamierzasz ją wykorzystać. Nawet jeśli to Weasley. – Nie przesadzaj, zanim nie zaczęła spotykać się z Potterem to zmieniała chłopaków jak rękawiczki. – Ale teraz ma za sobą poważny związek i pewnie złamane serce, czy naprawdę musiałeś wybrać akurat ją? – A co ty jej tak bronisz? – warknął nagle Zabini. Wcale nie był zachwycony swoim planem, ale nic lepszego nie przychodziło mu do głowy. Nawet nie chciał myśleć o tym, że mógłby polubić Weasley. Paplanina Pansy nie poprawiała mu nastroju. – Nie bronię jej, nawet jej nie lubię, ale uważam, że zachowujesz się podle. – Słuchaj, tak jak mówiłaś, ona dopiero co zakończyła poważny związek, nie będzie teraz szukać wielkiej miłości. Dobrze wiesz, że będzie miała ze mną dobrze, wyjedziemy razem na ferie, a po przerwie świątecznej z nią zerwę. Bez bólu, bez łez. Po prostu… – Po prostu nie mogę tego słuchać! Mam nadzieję, że to ona złamie serce tobie. – Blaise wybuchnął śmiechem. – Niemożliwe – wykrztusił, łapiąc oddech. Pansy spojrzała na niego z pode łba. – Jeszcze zobaczymy, będę trzymać za nią kciuki. *** Wrzesień dobiegł końca, a październikowe lekcje dawały wszystkim uczniom w kość. Piętrzące się sterty zadań domowych przyciągały tłumy do królestwa pani Pince. Bibliotekarka miała pełne ręce roboty, toteż McGonagall zgodziła się, aby biblioteka wydłużyła godziny otwarcia. Daphne Greengrass spędzała czwartkowy wieczór pochylona nad podręcznikiem do Obrony przed Czarną Magią. Mimo młodego wieku, profesor Barkley wcale nie był bardziej pobłażliwy niż pozostali nauczyciele. Wypracowanie, które zadał piątemu rocznikowi, spędzało sen z powiek nie tylko Daphne, ale również jej rówieśnikom. Ślizgonka w końcu przez nieuwagę rozlała atrament, brudząc granatowym tuszem swoje jasne spodnie. – Cholera – wyrwało jej się mimowolnie. Kilku Puchonów przy sąsiednim stoliku odwróciło się w jej stronę, ale nikt nic nie powiedział. Zażenowana wstała od stołu, pozbierała swoje rzeczy i planowała odnieść opasły tom do działu o przeciwzaklęciach. Mijając kolejne alejki, dostrzegła Rona i Hermionę, trzymali się za ręce, pochyleni nad jakąś książką. Daphne zrobiło się smutno. Pomyślała, że Neville nigdy by się nie zgodził, żeby ktoś ich widział jako beztrosko trzymającą się za ręce parę. Miała zdecydowanie dość ukrywania swojego związku. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę następnej alejki. Ktoś ją potrącił. Poniosła głowę i spojrzała na nowego nauczyciela Obrony przed Czarną Magią. – Przepraszam panie profesorze – powiedziała, unikając jego spojrzenia. – To ja przepraszam, zamyśliłem się. – Usłyszała jego ciepły głos. Nauczyciel wciąż mówił z akcentem. Zapadła niezręczna cisza i Ślizgonka wprost marzyła, aby zniknąć nauczycielowi z oczu. Chciała go wyminąć, ale zagrodził jej drogę. – Masz plamę na spodniach – powiedział Barkley, wskazując jej nogę. Faktycznie, plama z atramentu wciąż szpeciła spodnie dziewczyny. – Mam nadzieję, że się spierze – wydukała oniemiała nastolatka. Było coraz bardziej niezręcznie. Barkely przykucnął i wyjął różdżkę. Czubek jego prostego nosa niema dotykał plamy na udzie. Daphne cofnęła się dwa kroki, zaciskając ręce na podręczniku. Nie miała pojęcia co się dzieje. Nauczyciel podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się zachęcająco. – Proste zaklęcie i plama zniknie – wyjaśnił i uniósł różdżkę. – Podejdź tu –polecił rzeczowo. Daphne nie wiedziała co robić, ale nie znalazła żadnej wymówki, która pozwoliłaby jej uciec z biblioteki. Postąpiła krok do przodu i wtedy Barkley błyskawicznie chwycił wolną ręką tył jej nogi. Przyciągnął ją do siebie, zaciskając palce na tylnej części uda Ślizgonki. Greengrass miała ochotę mu się wyrwać, ale wciąż coś ją powstrzymywało. Profesor uśmiechnął się do niej, ale to wcale jej nie uspokoiło. Wręcz przeciwnie, jego uśmiech był obleśny. Nauczyciel wzmocnił uścisk na jej nodze, a potem przytknął koniec różdżki do plamy na spodniach. Mruknął coś pod nosem i atrament zaczął znikać. Przesunął różdżką w górę jej uda, aż w końcu cała plama zniknęła. Daphne była jak sparaliżowana, ale wtedy z ulgą usłyszała czyjeś kroki. Ktoś miał się pojawić w pustej alejce i ją uratować. Nauczyciel przejechał ręką po jej udzie w miejscu, gdzie wcześniej widniała plama, a potem wstał jakby nic się nie wydarzyło. Ślizgonka cofnęła się szybko. – Dziękuję – mruknęła, a potem pognała w przeciwną stronę. Czuła się okropnie, wciąż czuła dotyk nauczyciela na swojej nodze, aż przeszły ją ciarki. Robin Barkley odprowadził uczennice lenimy spojrzeniem, a kiedy sylwetka Daphne zniknęła mu z oczy, odwrócił się w stronę wyjścia z alejki. Jednak ktoś stał na jego drodze. Astoria Greengrass skrzyżowała ręce na piersiach, posyłając nauczycielowi wyzywające spojrzenie. – Dzień dobry – odezwał się do niej Barkley, siląc się na jeszcze jeden popisowy uśmiech. – Proszę sobie darować, McGonagall dowie się o tym, co wyprawiasz. – Blondynka była wściekła. – Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty panno Greengrass. – A ja nie przypominam sobie, żeby nauczyciel mógł obmacywać piętnastolatki! – Słucham? – Proszę sobie darować, wiem, co widziałam. Jest pan absolutnie obleśny. – Czyżby? – Barkley nachylił się nad blondynką, bo choć Astoria przewyższała Daphne prawie o głowę, to nauczyciel wciąż górował nad obiema siostrami. Astoria wyciągła rękę, aby go od siebie odepchnąć. – Zaraz się zrzygam – mruknęła dziewczyna, wywracając oczami. Dokładnie widziała, co nauczyciel próbował zrobić. Barkley natomiast widział, że nie uda mu się omotać Astorii, przynajmniej nie tym razem. Odchrząknął, a filmowy uśmiech zszedł mu z twarzy. – Myślę, że możemy się dogadać – powiedział rzeczowo, lustrując Ślizgonkę spojrzeniem. Jej wyniosłość doprowadzała go do szału, miał ochotę wymierzyć jej kilka klapsów w ramach kary. Jednak nie chciał wybiegać myślami zanadto w przyszłość. Nie mógł dopuścić, żeby do uszu dyrektorki doszło to, czego dopuszczał się względem uczennic. Robin miał słabość do nieletnich. – Dogadać? Bardzo w to wątpię – powiedziała Astoria, sprowadzając go na ziemię swoim jadowitym tonem. – Właśnie dostałaś Wybitny z twojego eseju zadanego na przyszły tydzień – powiedział profesor, posyłając jej znaczące spojrzenie. Liczył, że dobrymi stopniami przekupi Astorię. Dziewczyna prychnęła, odgarniając włosy z twarzy. – Z ostatniego eseju? Chyba miał pan na myśli wszystkie prace domowe w tym semestrze. – Nie mogę się na to zgodzić panno Greengrass. – W takim razie ja nie mogę utrzymać języka za zębami, straszna ze mnie gaduła – odparła słodko dziewczyna, robiąc niewinną minę. Barkley zaklął pod nosem. Teraz na prawdę miał ochotę ją ukarać. – Dobrze, wszystkie wypracowania w tym semestrze. – I będzie się pan trzymał z daleka od Daphne. Jak tylko się dowiem, że chociaż spojrzałeś w jej kierunku tym maślanym wzrokiem to zgotuje ci u McGonagall piekło. – Grozisz mi, Greengrass? – Dokładnie tak, dobrze, że się rozumiemy, profesorze. Ślizgonka wyminęła Barkleya, chciała odszukać siostrę i upewnić się, że z Daphne wszystko w porządku. Nie mogła uwierzyć w to, czego dopuścił się nauczyciel. W Hogwarcie uczyło już wielu dziwaków, ale Barkley zdecydowanie był najgorszy z nich wszystkich. Greengrass miała wątpliwości, czy postąpiła właściwie. Może od razu powinna iść do McGonagall? Albo chociaż do Slughorna, jako opiekuna jej domu. Z drugiej strony nie musiała martwić się o zadania domowe z Obrony. Zanim skręciła w stronę wyjścia, odwróciła się przez ramię, aby pokazać Barkleyowi środkowy palec. Miała przeczucie, że gapił się na jej tyłek. *** Padało. Jednak mimo ulewnego deszczu, Adrian Pucey, kapitan ślizgońskiej drożyny Quidditcha, nie odpuścił treningu. Zabini był przemęczony i przemoczony, z utęsknieniem wyczekiwał gwizdka i końca tortur, które zafundował im Pucey. Quidditch zawsze był tylko dla niego odrobiną rozrywki, nie traktował tego na poważenie, ale kiedy Adrian zaproponował mu pozycję ścigającego, Zabini zgodził się bez wahania. Żałował tylko, że Malfoy w tym roku nie dołączył do drużyny. W końcu chłopak miękko wylądował na mokrej trawie. W ślad za nim poszła pozostała część drożyny. Adrian zaczął wytykać im błędy i przepowiedział sromotną porażkę w nadchodzącym meczu z Krukonami. – Ej, wy tam!! – Cała drożyna odwróciła się jak jeden mąż w stronę trybun. W ich stronę zmierzała wściekła Ginny Weasley. Blaise zaklął pod nosem, przymykając oczy. Doskonale wiedział, czego chce Gryfonka. Od tygodnia próbowała odzyskać swój sprzęt do Quidditcha, który zabrał jej Zabini przy okazji sprzątania wspólnego dormitorium. – Czego tu chcesz, Weasley? – krzyknął w jej stronę Pucey, mierząc nastolatkę nienawistnym spojrzeniem. – Oj, wy już dobrze wiedzie! Banda złodziei, nie potraficie wygrać w uczciwym meczu! – wrzeszczała nadal Ginevra, zbliżając się do grupki uczniów. – Ja to załatwię – powiedział Blaise, oczekując od kapitana pozwolenia na oddalenie się. Jednak Adrian ani myślał zostawiać tego w rękach Zabiniego. Blaise machnął tylko ręką i wyszedł na przeciw Weasley. Zamierzał trochę się z nią podroczyć, ale koniec końców oddać miotłę. – Zabini, co ty wyprawiasz?! Jeszcze nie skończyliśmy! – wydarł się na niego kapitan, ale Blaise już porzucił swoją miotłę, zmierzając w stronę trybun. Ginny wyjęła swoją różdżkę i wycelowała w Ślizgona, gdy tylko podszedł bliżej. – Oddawaj co ukradłeś, albo obiecuję, że już w życiu nie zagrasz w Quidditcha! – Chłopak uniósł ręce w poddańczym geście, ale to ani trochę nie zmieniło bojowej postawy Gryfonki. – Przyznaję się, to ja zabrałem twoje rzeczy, ale… – Nie mógł dokończyć, bo dopadł go popisowy Upiorgacek. Zaklęcie świsnęło, a Ślizgon zawył chwytając swoją twarz. Z jego nosa wyleciał nietoperz. – Nieładnie, Weasley – warknął, spluwając na trawę. – Jeśli nie chcesz oberwać czymś gorszym to oddawaj moją miotłę. – Koło ucha Ginny świsnęło zaklęcie. Blaise odwrócił się w stronę Pucey’a, który stał w wyciągniętą różdżka. – Nie! – wrzasnął Blaise do kolegów z drużyny, widząc, że kolejni sięgają po różdżki. – Ja to załatwię – powiedział Ginny, a potem ruszył z powrotem w stronę Ślizgonów. – Słuchajcie, mam coś, co należy do Weasley. Zabiorę ją teraz, zanim nas wszystkich pozabija, ale, na Merlina, nie pogarszajcie wszystkiego, rzucając w nią zaklęciami. – Od kiedy ty się tak martwisz o jakąś zawszoną Gryfonkę? – warknął Adrian, mrużąc podejrzliwie oczy. – Odpuść, Pucey – odparował Blaise. – Dokończcie trening, czy co tam było w planach. Zabierają ją stąd – oświadczył chłopak, odchodząc. – Uważaj, bo niedługo może się zwolić pozycja ścigającego w naszej drużynie – rzucił kapitan Ślizgonów, ale Blaise ani myślał odpowiadać na tę zaczepkę. Miał teraz na głowie większy problem. Jeśli chodziło o Weasley, nigdy nic nie szło po jego myśli. Chwycił dziewczynę za ramię i niemal wywlókł poza boisko. Blaise dobrze wiedział, że jego drużyna była gotowa zaatakować Ginny w każdej chwili. – Puszczaj mnie! – W końcu wyrwała się z uścisku. – Gdzie jest mój sprzęt do Quidditcha? – zapytała bez ogródek. Nic innego jej nie interesowało, szukała swoich rzeczy od tygodnia i absolutnie wszyscy zarzekali się, że nikt nic nie widział. Nastolatka wiedziała, że pozna prawdę dopiero, gdy urządzi scenę. Nie pomyliła się, coraz łatwiej jej było rozgryźć Zabiniego. – Ukryłem wszystko we wnętrzu zbroi, tej na siódmym piętrze. – Wściekła dziewczyna ruszyła do zamku. Przemokła do suchej nitki, ale jeśli miała odzyskać miotłę to było warto. Przeżyła jeden trening na pożyczonej od brata Komecie 880 i wiedziała, że już nigdy więcej nie wsiądzie na cudzą miotłę. Zabini szybko ją dogonił. – Po co za mną leziesz? Już wiem wszystko, co chciałam. – Wszystko? – Może oprócz, dlaczego na Godryka, ukradłeś mi miotłę, ale tłumacze to ujemnym ilorazem inteligencji. – Daj spokój, to był tylko żart. – Chłopak wzruszył ramionami. – Przez ten żart twoja drużyna wygląda, jakby się bała meczu z Gryfonami. W sumie nic nowego. – Błagam cię Weasley, pokonamy was. – Słyszę to już któryś rok z rzędu i jakoś nic z tego. – Chcesz się założyć? – podpuszczał ją dalej Blaise. W końcu dotarli do zamku, a Ginny wciąż kierowała się w stronę siódmego piętra. Weszli na schody. – Założyć o co? – zapytała podejrzliwie. – Jeśli Slytherin wygra z wami mecz, zgodzisz się ze mną przespać. – Nastolatka zatrzymała się w pół kroku. Szok wymalowany na jej twarzy szybko przekształcił się grymas, a już wkrótce po całym korytarzu rozniósł się jej śmiech. – Spadłeś z miotły w trakcie treningu? – zapytała, trzymając się pod boki. To, co wygadywał Zabini było niepoważne. – Mówię serio, jeśli przegracie zafunduję ci najlepszy seks w życiu. – Nie ma szans żebyśmy przegrali – powiedziała pewnie Ginny. Nie mieściło jej się w głowie, że ktoś może być tak zadufany w sobie jak Zabini. – Więc co ci zależy? – A co ja będę z tego miała? – zapytała rzeczowo. Ginevra wiedziała, że pokonają Slytherin tak, jak do tej pory wygrywali co roku. – Proste, najlepszy seks w życiu. – Blaise się uśmiechnął, ale Ginny tylko wywróciła oczami. – Nie, matole. Co jeśli Gryffindor wygra? – Do końca roku będę odrabiał za ciebie Transmutację. – O Godryku, stoi! – wykrzyknęła uradowana dziewczyna. Szybko się zreflektowała i odchrząknęła. Blaise wyciągnął do niej rękę. – No to zakład – powiedział, posyłając jej uśmieszek. Ginny podała mu rękę. Dobili targu. Blaise przez tydzień gratulował sobie, schowania tej przeklętej miotły. * Pansy i Harry kończyli swoje rutynowe okrążenie wokół jeziora. Oboje czekali na pierwsze mrozy, a każdego dnia z nadzieją wyglądali na błonia, licząc, że woda w końcu zamarznie i ich bezsensowny szlaban dobiegnie końca. Jednak był dopiero październik, a temperatura pozostawała dodatnia. Potter łapał się na tym, że sprawdzenie temperatury od jakiegoś czasu, było pierwszą rzeczą, jaką robił po przebudzeniu. Parkinson również śledziła wszelkie prognozy, licząc, że w końcu usłyszy o pierwszym śniegu. Choć oboje stwarzali pozory, że wprost marzą o zaprzestaniu odbywania wspólnej kary, to w środku oboje cieszyli się na te spotkania. Wiedzieli, że gdy szlaban się skończy, nie będą mieli pretekstu do spędzania razem czasu. A z jakiś dziwnych powodów polubili swoje towarzystwo. Oboje nudzili się trochę, pogrążeni w niezobowiązującej rozmowie, kiedy nagle usłyszeli jakiś hałas. Odwrócili się jednocześnie, Harry próbował dojrzeć coś zza linią drzew. Pansy pociągnęła rękaw jego płaszcza i wskazała na wzbijającą się w noc sowę. Ptak zwyczajnie schwytał polną mysz. – Dostaję paranoi – mruknęła Parkinson, biorąc głęboki wdech. Odkąd wuj zaatakował ją w pociągu, nigdzie nie czuła się bezpiecznie. – Nie musisz mówić, Neville zacznie głośniej chrapać, a ja budzę się z różdżką w ręce… – Ciekawe czy kiedyś się tego pozbędziemy. – Marne szansę – mruknął Potter, myśląc o swojej przyszłości w biurze Aurorów. Zastanawiał się, co Pansy zamierzała po ukończeniu szkoły. Zdziwił się, że jeszcze jej o to nie pytał. Harry zbierał się, żeby coś powiedzieć, ale zanim sformułował całe zdanie, minęła ich zapłakana dziewczyna. Gryfon był pod wrażeniem tego, jak szybko biegła. Pansy od razu poznała współlokatorkę. – ASTORIA! – wrzasnęła Parkinson, ale na nic się to zdało. Blondynka już prawie zniknęła im z oczu, biegła prosto do lasu. – Co ona wyprawia?! – zdołał wykrztusić Harry. – Nie ma pojęcia, ale Astoria może być niepoczytalna, musimy ją zatrzymać. – Widzieli jak Greengrass znika w Zakazanym Lesie, wkrótce potem usłyszeli wycie. Pansy już chciała pobiec za nią, ale poczuła rękę Harry'ego zaciskającą się na jej ramieniu. – Ja za nią pobiegnę, ty sprowadź pomoc. – Dziewczyna wahała się chwilę, ale w końcu przytaknęła. Rozdzielili się. Potter wyjął różdżkę, biegnąc w stronę lini drzew, a Parkinson puściła się biegiem w stronę zamku. Nie potrafiła podjąć żadnej racjonalnej decyzji, nie wiedziała do kogo się zwrócić. Pomyślała o profesorze Slughornie, bądź co bądź był opiekunem jej domu. Pobiegła na pamięć do lochów. Wpadła na Malfoya i pewnie by się przewróciła, ale chłopak przytrzymał ją za ramiona. – O co chodzi Pansy? – zapytał trochę zdziwiony. Dziewczyna łapała oddech. Zajęło jej to chwilę. – Astoria wbiegła przed chwilą do Zakazanego Lasu, Potter pobiegł za nią, nie wiem, co znów jej strzeliło, musimy sprowadzić pomoc – wydyszała. Blondyn zaklął pod nosem, miał wrażenie, że to jego ostatnie rozmowy z Greengrass miały z tym wszystkim coś wspólnego. Niemal dopadło go poczucie winy, ale zdusił je w sobie. – Dobra, sprowadź pomoc, a ja idę szukać tej wariatki, z Potterem nie wiadomo, może przy okazji wyzwoli cały las czy coś. – Nie czas na żarty – odparła Pansy, ale mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. – Przyprowadź Slughorna i McGonagall – polecił jej Draco, a potem się rozdzielili. Pansy pognała do kwater Mistrza Eliksirów. Malfoy opuścił zamek, umykając kotce Filcha. Czuł, że będą z tego kłopoty. Puścił się biegiem przez błonia, kiedy usłyszał wrzask. Nawet nie chciał myśleć o stworach, które można było spotkać w lesie. Zaczynał żałować, że zgłosił się do tej roboty, ale gdy chodziło o Astorię, nie mógł stać obojętnie. Wyjął różdżkę, a jej koniec zapłonął niebieskim światłem. Malfoy powtarzał w głowie obronne zaklęcia. Wbiegł do Zakazanego Lasu, a kolejny wrzask rozdarł cichą noc.
Nie no nie wierze jestem pierwsza!!!!!!
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny.
Czekam na następny. :-)
Super rozdzial ! :D czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńFajny rozdział :)
OdpowiedzUsuń"-Puść mnie! Umiem chodzić! -Krzyknęła zaskoczona Hermiona.
-Ale ja wcale nie kwestionuje twoich umiejętności chodzenia, Granger. "
Rozwaliło mnie to :D
Czekam na ciąg dalszy, życzę weny <3
Kercia
w-chmurach-milosci.blogspot.com
Rozdział genialny ! <3
OdpowiedzUsuńUśmiałam się ;)
~~LL
Rozdział cudny *---* Szkoda tylko, że Malfoy nie odpowiedział na pytanie :( Czekam na następny :*
OdpowiedzUsuńSel.
Jej! Dodałaś ruchome zdjęcia!
OdpowiedzUsuńRozdział jest jak zawsze świetny.
Czekam na kolejny♥
Sama Wiesz Kto
Weż tą rękę
OdpowiedzUsuńZnowu :D
Nowy rozdział *O* już nie mogłam się doczekać ;D Jest po prostu cudowny! Wreszcie Draco zaczął się przełamywać (przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie)
OdpowiedzUsuńChyba to już pisałam, ale uwielbiam Twojego bloga! Jest jednym z nielicznych, które czytam <3 Wątek Dramione rozkręca się powoli- nie za szybko, ani też nie za wolno, co bardzo mi się podoba ;3 Fajny pomysł ze wstawianiem zdjęć na koniec rozdziału ;D
Pozdrawiam ciepło w ten mroźny dzień i życzę duuużo weny oraz czasu <3
/AM
Ta gra była super; d ciekawa jestem co wymyślisz dalej ♥uwielbiam fragmenty z Pansy i Harrym ♥
OdpowiedzUsuńPisz częściej :D już się nie moge doczekać kolejnych akcji :D
OdpowiedzUsuńCudo <3
OdpowiedzUsuńBosze to takie genialne :3 nie mg doczekać się następnego. A tak btw. daj jakąś słodką sytuację z Draco i Hermioną plisssss o,o
OdpowiedzUsuńPs.
W wolnej chwili zapraszam do siebie
Cd.: kiyoko-penguin-draw.blogspot.com
UsuńHm ... Myślę że z tb nie ma problemu w sensie pisarskim , uważam po prostu że są rzadko rozdziały i zapominamy i wchodzimy raz na 2 tygodnie jak przypomnimy sobie o blogu i przez to jest mniej komentarzy. Może trafnym pomysłem byłoby dawaniem dat kiedy pojawi się następny wtedy będziemy mogli mieć spokojny sen ;) Rozdział super , trochę szkoda że Hermiona z Draco tak szybko się pogodzili ale w sumie też dobrze że nie zrobiłaś od razu z nich pary. Blog super , czekam z utęsknieniem na następny
OdpowiedzUsuńM.S
Gdzie natępny rozdział?
OdpowiedzUsuńHahaha! Świetne! :D Chciałabym tylko więcej takich akcji jak nad jeziorem Harry&Pansy. Pisz dalej, weny!
OdpowiedzUsuńKiedy kolejna notka bo nie moge sie doczkać (●´∀`●) plis odpisz
OdpowiedzUsuńA nie wiem, nie wiem :) Ale napewno w przyszłym tygodniu się pojawi :)
UsuńChyba... XD
no pisz!!! ja zaraz oszalejeeee....
OdpowiedzUsuńZwariuje , wchodze i wchodze i nie ma i nie ma :O ... Będzie wersja pdf? I czy zamierzasz robić jakieś sceny +18 ? Mam nadzieje że skończysz to opowiadanie bo teraz coraz częściej pojawiają się nie skończone ;c
OdpowiedzUsuńUwieeeelbiam jak pisze czeeeeekam na kolejny rozdział
Wersji pdf nie będzie ale za to sceny 18+... jakieś fragmenty napewno się pojawią :D I oczywiście opowiadanie skończymy, ale wszystko w swoim czasie... :D
UsuńDzięki za odp :D
UsuńM.S
No i kolejny, przecudowny rozdział :D Hahahahaha. znowu się uśmiałam niesamowicie. Skąd ty bierzesz tyle zaje*** pomysłów? :*:**:*:* normalnie już kocham tego bloga. <3
OdpowiedzUsuńZarąbiste... I tyle
OdpowiedzUsuńhermioneaan.blogspot.com
hahah Malfoy i jego poczucie humoru :D
OdpowiedzUsuńPani Smok
Wspólne sniadanko mmmmm/Wiki
OdpowiedzUsuńMega podobał mi się ten rozdział. Był cudowny! Jutro będę czytała dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Mar :*