Rodział 19
Przyjęcie Mistrza Eliksirów.
Sobota do południa niemiłosiernie się ciągnęła, Hermiona nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Krzątała się po własnej sypialni, układając i tak już idealnie ułożone książki i przerzucając nienagannie strzepane poduszki na łóżku. Ginny zniknęła na boisku do Quidditcha, nie miała ochoty na towarzystwo ani Granger, ani nikogo innego. Chciała odpocząć i przemyśleć wszystko, czego się wczoraj dowiedziała. Wciąż miała luki w pamięci, a jednak pewne wspomnienia dotyczące Zabiniego, wgryzły się w jej głowę i nie potrafiła ich z niej wyrzucić. Panna Granger w końcu postanowiła odszukać Rona i spędzić z nim trochę czasu. Czuła, że ostatnio zaniedbują ich relację, toteż w końcu wyszła z sypialni, kierując się do wieży Gryffindoru. W salonie siedział Malfoy, studiujący jakiś opasły tom. Hermiona po okładce rozpoznała encyklopedię eliksirów. Dziewczyna chciała przejść przez salon bez słowa, ale gdy tylko stanęła w drzwiach, Draco podniósł głowę znad książki. – Poszło nawet lepiej, niż zakładaliśmy – odezwał się, przerzucając strony. Hermiona usiadła w fotelu, a Ślizgon porzucił encyklopedię na dobre. – Lepiej? To była katastrofa – odparła nastolatka, unikają jego spojrzenia. Draco zmarszczył brwi. – Katastrofa? Dowiedzieliśmy się wszystkiego, a nawet więcej. Uważam, że poszło świetnie, poza tym, chyba mi nie powiesz, że źle się bawiłaś? – dopytał z cwanym uśmieszkiem. – Ginny wcale ze mną nie rozmawia, a ja też czuję, że… – Dziewczyna urwała w połowie zdania, wcale nie chciała mówić Malfoyowi o swoich odczuciach. Pluła sobie w brodę, że w ogóle zaczęła temat. – Wyrzuty sumienia? Daj spokój, Granger. Nie powiedziałaś niczego nieodpowiedniego. – Chłopak wzruszył ramionami. – Łatwo ci mówić, żadne z was nie wystawiło swojej drugiej połówki, żeby grać w ślizgońską grę wątpliwej moralności. – A więc chodzi o Weasleya? – Poniekąd – mruknęła Hermiona, wciąż unikając jego spojrzenia. – Nie przejmuj się, przecież nie jesteś do niego przyklejona, masz prawo, że się rozerwać. – Zabini mnie pocałował, Harry i Ginny słyszeli, że nie myślę o tym związku na poważnie, a ty… – zawiesiła głos – A ty biegałeś ze mną na rękach po całym pokoju. – Malfoy roześmiał się tylko. – I to nie daje ci spokoju? – zapytał w końcu, choć domyślał się, co Granger naprawdę myśli. Nastolatka milczała dłuższą chwilę, jakby ważyła każde słowo. – Nie – podjęła w końcu – Chodzi o to, że świetnie się bawiłam. – Masz do tego prawo. – Świetnie się bawiłam bez niego, przez cały wieczór nawet nie pomyślałam, że wolałabym ten czas spędzić z nim, niż z Harrym, Ginny, tobą… – Hermiona poczuła się jeszcze gorzej, wypowiadając te słowa na głos. Wstała gwałtownie z fotela. – Idę go znaleźć – rzuciła tylko, zanim Draco zdążył cokolwiek powiedzieć. W mgnieniu oka znalazła się przy portrecie i wyszła na korytarz. Czuła się nieswojo po tej rozmowie z Malfoyem. Zupełnie jakby zdradziła z nim Rona, zdradziła mu jej prywatne sekrety. W końcu ruszyła do wieży Gryffindoru. Ron właśnie rozgrywał partię szachów, kiedy Hermiona pojawiła się w pokoju wspólnym. Widząc ją od razu się rozpromienił, nieuważnie przestawiając hetmana i podkładając się Seamusowi. Mulat nie wierzył we własne szczęście, matując króla przeciwnika. Jeszcze nigdy nie wygrał z Weasleyem w szachy, ale rudzielec już prawie zapomniał o rozgrywanej partii, tuląc do siebie Granger. Dziewczyna poczuła się zawstydzona tym powitaniem. Coś ściskało ją w dołku, kiedy patrzała w niebieskie ufne oczy Rona, a przez głowę przelatywały jej wspomnienia minionego wieczoru. – Coś się stało? Wydajesz się być przemęczona – zagaił Ron, bacznie obserwując swoją dziewczynę. Granger zbyła go machnięciem ręki. – Dużo obowiązków i dużo pracy domowej – odparła, wymijająco. Para zajęła jeden z foteli, a Ron usadził dziewczynę na swoich kolanach. – Dobrze, więc dziś odpoczywamy – zakomunikował, masując ją po plecach. Panna Granger odprężyła się, rozluźniając napięte mięśnie. – Miałam zabrać się za wypracowanie z… – Nie chcę tego słuchać, jest sobota na litość Merlina. Żadnych… obowiązków, cholera – mruknął pod nosem rudzielec, przypominając sobie, że przecież czeka go przyjęcie u profesora Slughorna. Harry’emu udało się wymigać, zasłonił się treningiem Quidditcha. Jednak Ron w tym roku nie dołączył do drużyny, toteż Mistrz Eliksirów oczekiwał, że się pojawi. Myśl o przyjęciu sprawiła, że przypomniał sobie o jeszcze jednej niewygodnej sprawie. O Astorii Greengrass. – Coś nie tak? – spytała Hermiona, odgarniając mu rude włosy z czoła. – Dziś spotkanie Klubu Ślimaka – powiedział markotnie Ron, ale gdy tylko zauważył, że pannie Granger zrzedła mina, od razu zmienił ton: – Oczywiście będziemy się świetnie bawić, przyda ci się odrobina rozrywki. – Granger milczała przed dłuższą chwilę, podczas gdy Ron nadal delikatnie masował ją po plecach. – Ja nie idę – powiedziała w końcu dziewczyna. – Ale Slughorn… – Powiedziałam, że mam patron z Malfoyem. Swoją drogą to po części prawda. – Skończysz patrol o siódmej, przyjęcie będzie trwało dopiero od godziny. – Nie mam ochoty iść – powiedziała wprost, wstając z jego kolan. Ron nie rozumiał dlaczego Hermiona nagle stała się dla niego oschła. – Ja początkowo też, ale wiesz, moglibyśmy w końcu spędzić razem trochę czasu. – Dziewczyna pokręciła głową, unikając jego spojrzenia. Czuła się paskudnie, traktując Rona w ten sposób, a jednocześnie na samą myśl o wieczorze w jego towarzystwie coś ją skręcało. Już wolała patrol z Malfoyem. Miała ochotę dać sobie w twarz za samą tą myśl. – Nie dam rady dzisiaj, muszę odpocząć. Ale ty powinieneś iść! – Jaki jest sens, jeśli ty nie idziesz? W takim razie spędzimy razem wieczór, poproszę skrzaty o coś dobrego do jedzenia i spotkamy się po twoim patrolu. – Nie, Ron. Chyba muszę pobyć sama. Potrzebuję… – Ostatnio cały czas jesteś sama, czy coś się dzieje, Hermiono? – Dziewczyna westchnęła, siadając w fotelu. Ron kucnął przy niej, zaglądając jej w twarz, którą próbowała ukryć za kaskadą loków. – Co się dzieje? – ponowił pytanie. Wyglądał na zatroskanego, ale podskórnie był tym wszystkim zmęczony. Czuł, że Hermiona nie jest z nim szczera, poza tym wkładał w ten związek całego siebie, podczas gdy pani Prefekt, rzadko kiedy potrafiła znaleźć dla niego więcej czasu niż dwadzieścia minut przerwy obiadowej. – Mam teraz dużo na głowie – odparła w końcu nastolatka, podnosząc na niego wzrok. – Więc dlaczego nie mogę ci pomóc? Albo przynajmniej być przy tobie, dlaczego mnie odpychasz? – Proszę cię Ron, to nie jest dobry czas ani miejsce na taką rozmowę, nie odpycham cię, po prostu próbuje sobie to wszystko poukładać. – Chłopak westchnął, prostując się. – Okej, w takim razie do zobaczenia jutro? – powiedział z sarkazmem, co trochę ją zabolało. Hermiona nie chciała już dłużej siedzieć w Wieży Gryffindoru. – Chyba tak, do jutra – powiedziała, wstając z fotela. Zanim Ron zdążył cokolwiek odpowiedzieć, dziewczyna zniknęła w dziurze za portretem. Ron usiadł w fotelu, wcześniej zajmowanym przez Hermionę. Nie chciała dłużej analizować jej zachowania, jej oziębłości, ale mimowolnie i tak to robił. Zbył Seamusa i Longbottoma, którzy z resztą nie mówili o niczym innym oprócz przyjęcia Slughorna. To też go męczyło, bo wszystko wskazywało na to, że jego towarzystwem na wieczór okaże się Astoria. * Daphne Greengrass właśnie wróciła z poobiedniego spaceru. Oczywiście wyszła na błonia tylko po to, aby spotkać się z Nevillem. Między nimi układało się fantastycznie, mimo drobnych sprzeczek. Dziewczyna czuła przysłowiowe motylki, gdy tylko widziała jego twarz, wszystko układało się cudownie i Ślizgonka czuła, że prędzej czy później to wszystko straci. Dreszcz przebiegł jej po plecach, gdy przekroczyła próg pokoju wspólnego Ślizgonów. Choć nic nie wskazywało na to, że jej romansowi coś zagraża, Daphne wiedziała, że wydarzy się coś złego. Już niedługo. Odpędziła od siebie ponure myśli, chcąc jeszcze przez moment żyć cudownym popołudniem w objęciach Longbottoma i kiedy z uśmiechem na ustach przekroczyła próg sypialni, naskoczyła na nią Astoria. Daphne, gdy tylko zobaczyła ją w dresowych spodniach i nieułożonych włosach, bez choćby grama makijażu czy zaklęcia na bladej twarzy, wiedziała, że z jej siostrą dzieje się coś niedobrego. – Gdzie się podziewałaś? – zapytała Astoria, a jej ton nie wróżył niczego dobrego. Daphne aż przebiegły ciarki, marzyła o powrocie Parkinson, bo tylko z nią mogłaby okiełznać tajfun, który nadciągał. Młodsza dziewczyna zamknęła za sobą drzwi, pozbyła się płaszcza i usiadła obok siostry na łóżku. – Byłam na spacerze, świeże powietrze dobrze robi po całym tygodniu zamknięcia w tych zapleśniałych klasach. – Co ty znowu kombinujesz? Przysięgam, że jeśli ciebie też zaraz Gryfoni będą wyciągać z kłopotów to zamienię cię w żabę. – O czym ty mówisz? Jakich kłopotów? Byłam się tylko przewietrzyć! – Zapadła krótka cisza, a Daphne biła się z myślami. Widziała, że z jej siostrą dzieje się coś niedobrego i obwiniała o to Malfoya. Choć blondynka nigdy by się do tego nie przyznała, Daphne wiedziała, że Draco złamał jej siostrze serce. W końcu, mając z tyłu głowy cudowne popołudnie z Nevillem, zapytała: – Czy jacyś Gryfoni przysporzyli ci kłopotów? – Astoria wywróciła oczami. – To JA przysparzam kłopotów, nie bądź niemądra – powiedziała, odwracając wzrok. – Co się wczoraj stało? Mam dość odwracania wzroku, gdy wracasz całkowicie pijana. A ostatnio często ci się zdarza, nadal jesteś w szkole. Co ty w ogóle wyprawiasz? – Dzięki za wsparcie – mruknęła blondynka, odsuwając się od siostry. – To, co robię i z kim, to nie jest niczyja sprawa. Poza tym, jeśli jestem tak wielkim problemem to poproś Slughorna o zmianę współlokatorki! – Mówisz od rzeczy. Mogłabyś mieszkać w wieży Gryffindoru i niczego by to nie zmieniło, jesteś moją siostrą! Na Salazara… Starszą siostrą! Powinnaś być tą mądrzejszą… – mruknęła szatynka, nie patrząc Astorii w oczy. – Jak dobrze, że ty zawsze wiesz co robić i nie pakujesz się w kłopoty. Oh, Daphne, twoje życie jest w prost idealne – ironizowała blondynka. – Nie rozmawiamy wcale o mnie, dlaczego spotykasz się z tymi wszystkimi facetami? Oni na ciebie nie zasługują. Dlaczego robisz z siebie kogoś, kim nie jesteś? Chodzi o Malfoya? Próbujesz mu coś udowodnić? – kiedy w końcu Daphne wybuchła, wypluwając z siebie kolejne pytania, do sypialni weszła niczego nieświadoma Pansy Parkinson. Stanęła w progu, od razu wyczuła, że wpadła w sam środek kłótni. Usłyszała też nazwisko swojego przyjaciela. Pansy wiedziała, że ta rozmowa także musiała nadejść. Cieszyła się, że siostry Greengrass zaczęły bez niej, choć Parkinson wolałaby ominąć całą rozmowę. – Nie będziemy o tym rozmawiać, Daphne – powiedziała w końcu Astoria. Przyglądając się jak Parkinson odkłada swoje rzeczy na łóżko. – A właśnie, że tak! Co się wczoraj wydarzyło?! – Daphne podniosła głos i wstała z łóżka. Nie chciała się wycofywać, teraz musiała doprowadzić sprawę do końca. Nie zniosłaby, gdyby musiała zaczynać kłótnie z Astorią jeszcze raz. – Nic się nie wydarzyło! Miałam… średnio udaną randkę, zdarza się. – Astoria wyglądała jakby faktycznie nic ją nie obchodziło, ale obie jej współlokatorki wiedziały, że dzieje się z nią coś złego. – Randkę z Ronem Weasleyem? – zapytała w końcu Pansy, unosząc jedną brew. Obie siostry świdrowały ją teraz spojrzeniem. Astoria miała żądzę mordu w oczach. – To dlatego mówiłaś coś o Gryfonach? I o ratowaniu z kłopotów? – Daphne zaczęła łączyć wszystkie wątki, Astoria znalazła się w beznadziejnej sytuacji. Zarówno młodsza siostra jak i Parkinson nie zamierzały jej odpuścić. Blondynka machnięciem różdżki uchyliła okno, a potem wstała i zaczęła zdejmować luźne ubrania. Potrzebowała wyjść i znaleźć kogoś, kto sprawiłby, że przez chwilę poczułaby się lepiej. Natrętne myśli o Malfoyu nie dawały jej spokoju, a kiedy Daphne zaczęła rozdrapywać ten temat… Astoria zwyczajnie chciała na chwilę zapomnieć kim jest. Zaczęła wciągać pończochy na zgrabne nogi. – Powiesz o co chodzi z Weasleyem? Czy będziemy oglądać jak zmieniasz stanik? – zapytała w końcu Pansy, siadając po turecku na łóżku. Blondynka posłała jej mordercze spojrzenie, ale chwilę potem faktycznie przebrała sportowy stanik na coś bardziej eleganckiego. – Skąd ty w ogóle wiesz o Wealseyu? Szpiegujesz mnie? – Nie schlebiaj sobie, ten zamek wcale nie jest taki ogromny, ludzie plotkują. – Świetnie – skwitowała jedynie Astoria, wciągając przez głowę ciemnobrązową, dobrze dopasowaną sukienkę. Daphne była w szoku i wcale nie dlatego, że Astoria na oczach wszystkich zmieniła bieliznę. Dziewczyn nie krępowała nagość, już dawno przywykły do swoich nagich sylwetek, toteż Greengrass nie czuła zażenowania, przebierając się przy współlokatorkach. Tym bardziej, że jedna z nich była jej rodzoną siostrą. Mimo to, Daphne aż usiadła na łóżku, nie mogąc sobie wyobrazić siostry na randce z Gryfonem. Na chwilę zapomniała o problemach z Astorią, jedyne o czym była w stanie myśleć to jej związek z Nevilllem. Jeśli jej starsza siostra mogła pokazywać się z Gryfonami, to co stało Daphne na przeszkodzie?? Starała się nie pokazać, że jest przeszczęśliwa. Nie musiałaby się dłużej ukrywać! Jednak następne słowa siostry, sprawiły, że jej euforia zniknęła równie szybko, jak się pojawiła: – To nie Weasley był moją randką. Na samą myśl o nim, chce mi się rzygać – zrobiła teatralną minę – Umówiłam się z Paulem, Krukonem z ostatniej klasy, jednak… No cóż, kiepska randka. Weasley odprowadził mnie do lochów, nic więcej. – Wróciłaś kompletnie pijana – stwierdziła Pansy, doszukując się w całej historii drugiego dna. – Dlatego Weasley mnie odprowadził – rzuciła beznamiętnie blondynka, nie przerywając rozczesywania złotych włosów. – Zawsze, gdy wychodzisz na randkę to wracasz zupełnie pijana – zaczęła ostrożnie Daphne, gdy już pogodziła się, że ujawnienie jej związku nie wchodziło w grę. – Po prostu nie mogę ich znieść na trzeźwo, okej? – Powiedziała w końcu Astoria, wydała się być zażenowana tym, do czego właśnie się przyznała. Pansy biła się z myślami, próbując ustalić, czy powinna jeszcze bardziej rozdrapywać ten temat. – Posłuchaj As, nikt do końca nie wie jak to było z tobą i Draco, ale… – Zapewniam was, że to nie ma z nim nic wspólnego. – Nie? – Daphne uniosła jedną brew, przyglądając się siostrze sceptycznie. – Nie. Nie dogadaliśmy się z Malfoyem, ale to już zamknięty rozdział. Teraz po prostu cieszę się atencją. – Której nie możesz znieść na trzeźwo? – Pansy jak zwykle trafiła w sedno. Blondynka na chwilę się zawahała, przysiadła z powrotem na łóżku, choć była już gotowa do wyjścia. – Próbuje to rozgryźć, okej? – Facetów? – dopytała Daphne zdziwiona takim obrotem spraw. Do tej pory była przekonana, że jej siostra próbuje wzbudzić zazdrość Malfoya, jednak teraz nie była już taka pewna. – Siebie. Próbuje zrozumieć czego chce, co mi odpowiada, co lubię, a czego nie. Nie możecie się złość. – Nie złościmy się, tylko trochę martwimy – powiedziała cicho Pansy, niezdolna do spojrzenia blondynce w oczy. Różnie między nimi bywało i choć nigdy na głos nie zadeklarowały sobie przyjaźni, to Parkinson czuła, że jest między nimi nić porozumienia. – Więc się nie martwicie, poradzę sobie. – Czy naprawdę do odnalezienia siebie potrzebujesz tych wszystkich dupków? – zapytała znów Daphne. – To tylko miły dodatek. – Miły? – Młodsza z sióstr uniosła jedną brew. – Nie zawsze jest kolorowo, ale zazwyczaj jest znośnie. – Zasługujesz na dużo więcej niż „znośnie” – skwitowała Parkinson. – Pracuje nad tym – rzuciła przez ramię Astoria, zanim otworzyła drzwi. – Nie martwcie się o mnie, dziś będę w dobrych rękach – oświadczyła, wychodząc. Ani Parkinson, ani Daphne nie miały pojęcia, co to właściwie znaczy. * Ginny Weasley szła korytarzem w stronę swojego dormitorium. Jej szata ociekała błotem, pod koniec września na dworze było mokro, zimno i nieprzyjemnie. Jednak Gryfonka była szczęśliwa. To był naprawdę udany trening i strzeliła kilka naprawdę ładnych bramek. Żółtodziób z czwartej klasy nie miał z nią szans. Wydawało jej się, że usłyszała jakiś szelest za sobą. Zobaczyła wyliniałą kotkę Filcha i przyspieszyła kroku. Wcale nie miała ochoty na szlaban za zabłocenie korytarza. Chwyciła pewniej miotłę i puściła się biegiem. Zatrzymała się przed obrazem, strzegącym wejścia do dormitorium na czwartym piętrze. – Współpraca – mruknęła z przekąsem. Panna Weasley szczerze wątpiła w jakąkolwiek współpracę mieszkańców czwartego piętra. Portret odskoczył od ściany, ukazując wejście do salonu. Pomieszczanie było ciemne i puste. Ginevra liczyła, że spotka tu uczącą się Hermionę, która jednym machnięciem różdżki sprzątnie to całe błoto. Niestety Granger nigdzie nie było i Ginny wiedziała, że będzie męczyć się z bałaganem sama. Z drugiej strony dziewczyny trochę się unikały, bo przy piątkowej grze na wierzch wypłynęło kilka sekretów i chyba żadna nie była jeszcze gotowa o nich porozmawiać. Dziewczyna odstawiła miotłę, opierając ją o ścianę. Zdjęła brudne i mokre, wysokie buty. Zawahała się przez chwilę i rozejrzała po salonie. Była pewna, że jest sama. – Malfoy! – krzyknęła, ale nie doczekała się odpowiedzi. – Zabini!! – Żadnej reakcji. Zerknęła na obraz za sobą, ale nie zapowiadało się, żeby ktoś miał nagle wpaść do dormitorium. Czarownica zwyczajnie nie chciała roznosić błota po całym pokoju, toteż postanowiła pozbyć się szat w progu salonu. Odpięła szkarłatną pelerynę, a przemoczony płaszcz upadł na podłogę, brudząc wszystko wokół. Kolejno pozbyła się ochraniaczy na łydki i jasnych spodni. Chwyciła krańce szaty i zaczęła ją ściągać przez głowę. W dodatku Ginny chcąc jak najszybciej pozbyć się przemoczonych ubrań, nie rozpięła jednego guzika i nie potrafiła przełożyć szaty ani w jedną, ani w drugą stronę. Szamotała się parę chwil, gdy usłyszała to, czego tak bardzo nie chciała usłyszeć. Obraz za nią się przesuwał. Ktoś wszedł do środka. Wtedy w rozpaczy mocno szarpnęła za materiał, rozdzierając go trochę. Udało jej się pozbyć szaty i w samej bieliźnie stanęła przed Zabinim. Ślizgon zlustrował ją spojrzeniem, choć dziewczyna próbowała zasłonić się podartą szatą. – Nie wiem, co robisz Weasley. Ale proszę, nie przestawaj. – Bardzo zabawne – mruknęła dziewczyna, ironizując. Stali w niezręcznej ciszy przez krótki moment. – Długo będziesz się tak gapił? – zapytała w końcu Gryfonka, unosząc dumnie głowę. Blaise przytaknął, rzucając jej wyzwanie. Weasley tylko prychnęła. Upuściła brudną szatę, którą do tej pory zasłaniała się niczym ręcznikiem. Odwróciła się na pięcie i udała w stronę łazienki. Zabini bezceremonialnie gapił się na jej tyłek. Znowu. Odprowadził ją wzrokiem, a gdy zniknęła za drzwiami, zrobił krok do przodu, wchodząc w zostawione przez dziewczynę błoto. Przeklnął pod nosem i sięgnął po różdżkę. Podrapał się po głowie, bo żadne przydatne zaklęcie nie przychodziło mu do głowy. W rodzinnej rezydencji przecież nie zawracał sobie głowy sprzątaniem. Koniec końców użył popularnej formułki, zostawiając w salonie porządek. Ginny po gorącym prysznicu doszła do siebie. Miała nadzieje, że sobotni trening nie przysporzy jej przeziębienia, była skupiona na Quidditchu bardziej niż kiedykolwiek i osiągała spektakularne efekty. Harry chwalił ją dziś bez końca, co mile łechtało ego panny Weasley. Dziewczyna wyszła z łazienki, z ulgą przyjmując do wiadomości, że ktoś posprzątał za nią. Martwiło ją tylko, że zniknął jej sprzęt do Quidditcha. Nadal w puchatym szlafroku przeszła przez salon i zapukała do sypialni Ślizgonów. Jednak nikt jej nie otworzył. Zawołała Zabiniego, ale na próżno. Znów była sama w dormitorium. Postanowiła zaczekać na Blaise’a, bo zniknięcie ukochanej miotły niezwykle ją zirytowało. Ginny miała przeczucie, że Ślizgon przyłożył do tego różdżkę. * Draco siedział na czerwonej kanapie i studiował wyjątkowo opasły tom „Przeglądu eliksirów”. Ostatnio przedmiot profesora Slughorna spędzał mu sen z powiek, jednak nie miało to nic wspólnego z pracą domową. Draco wiedział, że ma coraz mniej czasu, a zapas eliksiru, który uważył dla niego Snape za życia, skończył się podczas wakacji. Tylko Severusowi ufał na tyle, aby przyznać się do tego, co zrobił. Draco wiedział, że i tak nikt oprócz Snape’a nie był w stanie mu pomóc. Gdy Czarny Pan zamordował jego chrzestnego Malfoy stracił jakiekolwiek wsparcie. Został sam i doskonale wiedział, że nie miał pojęcia co robić. Dlatego w każdej wolnej chwili zaczytywał się w książkach, licząc, że znajdzie tam odpowiedź na swój palący problem. Czuł się żałośnie. Wtedy usłyszał, że ktoś wykłóca się z portretem rycerza, strzegącym wejścia do dormitorium. Westchnął, dopiero co przeżył przesłuchanie Ginny Weasley, która najpierw wypytywała o Zabiniego, a potem oskarżyła dom Salazara o kradzież jej miotły do Quidditcha. Malfoy nie miał ochoty na kolejne dramaty. Podirytowany tym, że musiał przerwać swoje poszukiwania, podszedł do portretu i wypowiedział hasło. Obraz natychmiast odskoczył od ściany, a w przejściu Draco zobaczył Astorię Greengrass. Przeklnął ten dzień w myślach i bez słowa wpuścił ją do środka. –Czego chcesz? – zapytał bez ogródek, wodząc wzrokim za blondynką, która ciekawie rozglądała się po dormitorium prefektów. Słysząc ton jego głosu, odwróciła się prędko i podeszła bliżej Malfoya. – Wpadłam z niezapowiedzianą wizytą… – Chyba nieproszoną – mruknął pod nosem Ślizgon, ale Astorii wcale to nie zraziło. Wydawało jej się, że dobrze to rozgrywa. – Myślałam trochę o nas, o tym, co nas łączyło… – zrobiła znaczącą minę. – Myślę, że moglibyśmy do tego wrócić. – Blondyn już kręcił głową. – Nie ma takiej opcji, to byłoby nie w porządku. – Bo? – Astoria powoli traciła swoją pewność i opanowanie. Po wielu nieudanych randkach, które kończyły się w łóżku, wiedziała, że chce tylko Malfoya. I jeśli nie mogła go mieć całego, postanowiła zadowolić się chociaż namiastką relacji, postanowiła zaproponować mu seks bez zobowiązań. Wydało jej się to i tak lepsze niż ci wszyscy faceci, których widywała w przeciągu ostatnich miesięcy. – To byłoby nie w porządku, bo wiem, że coś do mnie czujesz. – To już chyba mój problem, prawda? – powiedziała, bawiąc się włosami. Zarzuciła mu ręce na szyję, zbliżając się znacznie. Draco wiedział, że ma przed sobą perfekcyjną dziewczynę. Wiedział również, że mógłby ją mieć w swoim łóżku w ciagu pięciu minut, ale nie chciał bardziej jej krzywdzić. Mimo wszystko myślał o czymś więcej niż czubek własnego nosa. Niechętnie zdjął jej ręce ze swoich barków, ale nie puścił jej dłoni. – Posłuchaj, to, co nas kiedyś łączyło… – westchnął – Seks był cudowny, ale za bardzo się w to wszystko zaangażowałaś. Dla mnie to tylko… – Łatwe pieprzenie, wiem. Poukładałam sobie to wszystko, Draco. Możemy wrócić do tego co było, pasuje mi to. – Teraz tak mówisz, ale to nieprawda. Wiem, że coś do mnie czujesz. Możesz w to nie uwierzyć, ale nie zamierzam cię wykorzystać z tego powodu. – Tak jak mówiłam, to już mój problem. – Nie. – Puścił w końcu jej zimne dłonie i odszedł kawałek. Sam nie wiedział, co go podkusiło, aby odmówić Greengrass, ale czuł, że zachowałyby się jak ostatni dupek, godząc się na jej propozycję. – Draco! – podniosła głos, bo jej frustracja sięgała zenitu. Astoria już dawno nie spotkała się z odmową. Zaproponowała Malfoyowi najlepszy możliwy układ, a mimo to jej odmówił. – Od kiedy jesteś takim gentlemanem, co? – zakpiła. Draco wiedział, że blondynka nie odpuści, już trochę ją znał. Uciekł się do najprostszego rozwiązania, postanowił ją okłamać. – Spotykam się z kimś – powiedział bez zająknięcia, patrząc jej w oczy. Widział, że Ślizgonka mu nie dowierzała. Musiał skłamać lepiej. – To nic poważnego, ale nie chcę tego zepsuć, okej? – Parkinson? – Astoria skrzyżowała ręce na piersiach. Blondyn jedynie pokręcił głową. – Ktoś, kogo nikt by się nie spodziewał. Zresztą, jestem z nią umówiony, powinnaś iść – dodał zaraz, chcąc pozbyć się Greengrass z dormitorium. Zaczynała go męczyć, a im dłużej na nią patrzał, tym bardziej skłonny był do przystania na jej propozycję. Nie chciał tego, bo nie potrzebował dodatkowych kłopotów. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. – Kim ona jest? – ponowiła pytanie dziewczyna. Musiała się dowiedzieć, czego jej brakuje. Czuła się niewystarczająco dobra. – Nie potrzebuje plotek – warknął Malfoy zniecierpliwiony. – Zaraz tu będzie, powinnaś już iść – dodał zaraz. Astoria prychnęła. – Poczekam – powiedziała hardo, siadając. Założyła nogę na nogę na znak, że nigdzie się nie wybiera. Malfoy był spalony. Potrzebowałby cudu, aby pozbyć się Astorii, a jeśli jego kłamstwo wyjdzie na jaw, blondynka nie da mu spokoju. Wymownie zerknął na zegarek, dochodziła szósta. Zaklnął pod nosem. Doskonale wiedział, co zaraz nastąpi. W życiu nie obmyślił gorszego planu. Wtedy, jak na zawołanie, portret odsłonił wejście i do dormitorium weszła Hermiona Granger. Astoria uchyliła usta ze zdziwienia, a potem zerwała się z fotela, obserwując Malfoya. Draco nie drgnął żaden mięsień, wiedział, że Granger pojawi się przed szóstą. Mieli zaplanowany patrol. Zerknął na Astorię, ale blondynka zdawała się nadal nie kupować jego wersji wydarzeń, chłopak wiedział, że nie ma już odwrotu. Musiał grać dalej. Spojrzał Granger w oczy i chciał rzucić proszące spojrzenie, ale szybko porzucił ten idiotyczny pomysł i starał się oczami jej powiedzieć: „ Do czasu gdy ona wyjdzie, udawaj moją dziewczynę". Hermiona chyba nie zrozumiała tej wiadomości, wodziła pytającym wzrokiem od Draco do Astorii. Czuła, że wpadła w jakąś pułapkę. – No w końcu jesteś, kochanie. Czekam od kwadransa – powiedział Malfoy i uśmiechnął się, a raczej wykrzywił twarz w jakimś grymasie. Hermiona wybauszyła na niego oczy, ale zanim Astoria dostrzegła jej zdziwienie i zmieszanie, Draco rzucił się na Gryfonkę, niezgrabnie ją obejmując. Był wyższy, toteż zasłonił całym sobą zdziwioną minę Granger. Hermiona nie wiedziała co się dzieje, czuła się, jakby trafiła do równoległej rzeczywistości. Już miała zasypać Ślizgonów gradem pytań, kiedy usłyszała szept Draco tuż nad uchem: – Zamknij się, dopóki ona nie wyjdzie. – Hermiona stała jak spetryfikowana, czując ramiona Ślizgona oplecione wokół jej pleców i talii. – Skiń głową, jeśli zrozumiałaś – warknął gdzieś nad jej uchem, chowając nos w jej gęste loki. Granger posłusznie skinęła i wtedy ją puścił. – Jak widzisz, mam plany na dzisiaj i najbliższe miesiące. Nie bierz tego do siebie, po prostu… – Oh, zamknij się – skwitowała tylko Astoria, mierząc Granger spojrzeniem. Nie mogła uwierzyć, że to dla miss mokrego swetra Draco ją odrzucił. Ich relacja wydawała się tak nierealna, że Astoria nie uwierzyła w to przedstawienie ani na moment, jednak jeśli Malfoy był na tyle zdesperowany, że postanowił wykorzystać Granger do spławienia jej, Astoria wiedziała, że nie ma czego szukać na czwartym piętrze. – Doprawdy, żałosne – powiedziała jeszcze blondynka, lustrując Hermionę od stóp do głów, a potem zniknęła w dziurze pod portretem. Gdy tylko Ślizgonka wyszła z dormitorium, Draco odwrócił się w stronę wkurzonej Granger. Hermiona wsparła się pod boki, posyłając mu oburzone i wściekłe spojrzenie. – CO TO MIAŁO BYĆ?! – wydarła się, zanim Malfoy zdążył chociażby się zająknąć. – Musiałem trochę nakłamać, a ty byłaś tak jakby pod ręką… – Dziewczyna sięgnęła po różdżkę. – Nie, nie, nie! Granger, to nie będzie koniecznie! – Draco uniósł ręce w poddańczym geście. – Gadaj co to wszystko miało znaczyć albo pożałujesz, że w ogóle potrafisz mówić! – Draco poczekał, aż Granger opuści różdżkę, poluzował sobie krawat, bo zrobiło mu się dziwnie gorąco. – Musiałem trochę okłamać Astorię, ona… Ona myśli, że tak jakby się spotykamy. – Słucham?! – Hermiona miała taką minę, że w normalnych okolicznościach Draco by się roześmiał. Wyglądała niedorzecznie. Nastolatek zerknął na zegarek. – Za dwie minuty zaczynamy patrol… – A więc masz dwie minuty, aby to wszystko nabrało sensu – odparła spokojnie Granger, próbując doszukać się choćby odrobiny logiki w tym, co mówił do niej Ślizgon. Blondyn westchnął przeciągle i zaczął od samego początku. * Ron czekał od kwadransa pod portretem Julii. Jednak w zachodnim skrzydle zamku nie było żywego ducha, wszyscy bawili się na przyjęciu Mistrza Eliksirów lub spędzali sobotni wieczór w pokojach wspólnych. Gryfon powoi tracił nadzieje, że znajdzie towarzystwo na dzisiejsze przyjęcie. Wiedział, że to mało prawdopodobne, żeby Astoria jednak się pojawiła, ale jakaś niewielka część jego świadomości miała nadzieję, że jednak zobaczy się ze Ślizgonką. Ronald sam nie wiedział dlaczego jej to wszystko zaproponował. Nadal niechętnie wspominał wydarzenia spod wieży Krukonów, a Paul nadal omijał go szerokim łukiem na korytarzach. Weasley westchnął, zerkając na zegarek. Nic nie wskazywało na to, że blondynka się pojawi. Po kolejnych dziesięciu minutach chłopak ruszył leniwym krokiem w stronę kwater Slughorna. Koniec końców musiał pojawić się na przyjęciu. Gryfon już niemal dotarł pod kwatery Mistrza Eliksirów, kiedy z głębi korytarza wyłoniły się trzy znajome sylwetki. Ron przystanął, uśmiechając się od ucha do ucha. – Namówiłem ich na imprezę, nieźle co? – od razu zagadnął Neville, przybijając z rudzielcem piątkę. Ron nie wierzył we własne szczęście. – Myślałem, że Qudditich… – zaczął podekscytowany Weasley, ale Harry tylko machnął ręką. – Nie chciałem tego przegapić, chodzą plotki, że zaprosiłeś starszą Greengrass – rzucił Potter, nadal się uśmiechając. Już dawno nie wierzył w plotki ani na swój temat, ani na temat swoich przyjaciół. – Dobrze wyglądasz – zagadnęła Ginny, przyglądając się bratu. Nastolatek poczuł się nieswojo, myślał, że wygłupił się ubierając wyjściową szatę. Jednak Ginevra nie mogła się napatrzeć, jej brat wyglądał rewelacyjnie, zupełnie go nie poznała w pierwszej chwili, swoją drogą wydało jej się dziwnie, że Ron aż tak dobrze się ubrał. Przeszło jej przez myśl, że plotka o Astorii mogła być prawdziwa. – Nie wiecie jak się cieszę, że idziecie ze mną, Neville, jak nic wiszę ci piwo – rozgadał się rudzielec, kiedy razem schodzili do lochów. Czuł się swobodnie wśród przyjaciół i pomyślał, że ten wieczór nie będzie taki zły. Prywatne kwatery Slughorna prezentowały się nienagannie. Ciemnozielone ciężkie zasłony w oknach pasowały do obicia kanap i foteli, a całe pomieszczenie rozświetlał wspaniały kryształowy żyrandol. Pod jedną ze ścian ustawiono stół bufetowy, Mistrz Eliksirów postarał się nawet o czekoladową fontannę, która wzbudzała niemałe zainteresowanie. Z ozdobnego magnetofonu grała muzyka, a w przestronnym salonie dało się słyszeć przyjemny szum rozmów. Gospodarz nie mógł przegapić przybycia słynnego Harry’ego Pottera i jego przyjaciół, toteż powitał ich wspaniałym toastem. Cała czwórka poczuła się nieswojo, kiedy wszyscy pozostali obecni przyglądali im się ciekawie. Szczególnie Harry miał ochotę zniknąć za którąś z zasłon. Jednak po kolejnym kwadransie i pogawędce z Horacym, czwórce przyjaciół udało wmieszać się w tłum. – Doprawiłam trochę poncz – powiedziała Ginny, podając Neville’owi kryształowy pękaty kielich. Chłopak pokręcił z niedowierzaniem głową, ale napił się bez wahania. W jego ślady poszli Harry i Ron. – Dobrze Ginny, że dbasz o nasze nawodnienie, mama byłaby dumna – rzucił pół-żartem Ron. Dziewczyna naprawdę się postarała, bo poncz aż palił w gardle. Gryfonka dźgnęła brata końcem różki pod żebra, ale nic nie odpowiedziała na tę zaczepkę. Neville niedługo potem ich zostawił, wymawiając się toaletą. – Co on tak ciągle znika? – Głośno myślał Harry, sącząc swój poncz. Ginny przygryzła wargę i rozejrzała się nerwowo. – Ty coś wiesz! – Ron oskarżycielsko wymierzył w nią palec. Dziewczyna westchnęła, przestępując z nogi na nogę. Okropnie chciała komuś powiedzieć. – No nie mów, że teraz będziemy mieli jakieś sekrety – namawiał ją Ronald, robiąc niewinną minę. Wyglądał tak komicznie, że Gryfonka się roześmiała, nieomal rozlała poncz. – Nie daj się prosić – dołożył swoje dwa kunty Harry. Ginny wywróciła oczami, ale potem nachyliła się w stronę chłopaków. – Neville ma dziewczynę – powiedziała z pełną powagą. Harry i Ron wymienili zdziwione spojrzenia. Mieszkali z Longbottom’em od blisko trzech tygodni i ani razu nic nie słyszeli o żadnej „dziewczynie”. – Powiedział ci? – zapytał Ronald, miał wrażenie, że Ginny próbuje ich wkręcić. – Nie w prost, ale gdy rozmawiałam z nim po naszym szlabanie, wiecie, tym z Zabinim… Coś zdecydowanie było na rzeczy. – Na rzeczy? No nie wiem, Giny, po co miałby to ukrywać? – przytomnie zapytał Harry. Ginny posłała mu tryumfujący uśmiech, a potem zniżyła głos do szeptu: – Bo tą dziewczyną prawdopodobnie jest Daphne Greengrass. e strzepane poduszki na łóżku. Ginny zniknęła na boisku do Quidditcha, nie miała ochoty na towarzystwo ani Granger, ani nikogo innego. Chciała odpocząć i przemyśleć wszystko, czego się wczoraj dowiedziała. Wciąż miała luki w pamięci, a jednak pewne wspomnienia dotyczące Zabiniego, wgryzły się w jej głowę i nie potrafiła ich z niej wyrzucić. Panna Granger w końcu postanowiła odszukać Rona i spędzić z nim trochę czasu. Czuła, że ostatnio zaniedbują ich relację, toteż w końcu wyszła z sypialni, kierując się do wieży Gryffindoru. W salonie siedział Malfoy, studiujący jakiś opasły tom. Hermiona po okładce rozpoznała encyklopedię eliksirów. Dziewczyna chciała przejść przez salon bez słowa, ale gdy tylko stanęła w drzwiach, Draco podniósł głowę znad książki. – Poszło nawet lepiej, niż zakładaliśmy – odezwał się, przerzucając strony. Hermiona usiadła w fotelu, a Ślizgon porzucił encyklopedię na dobre. – Lepiej? To była katastrofa – odparła nastolatka, unikają jego spojrzenia. Draco zmarszczył brwi. – Katastrofa? Dowiedzieliśmy się wszystkiego, a nawet więcej. Uważam, że poszło świetnie, poza tym, chyba mi nie powiesz, że źle się bawiłaś? – dopytał z cwanym uśmieszkiem. – Ginny wcale ze mną nie rozmawia, a ja też czuję, że… – Dziewczyna urwała w połowie zdania, wcale nie chciała mówić Malfoyowi o swoich odczuciach. Pluła sobie w brodę, że w ogóle zaczęła temat. – Wyrzuty sumienia? Daj spokój, Granger. Nie powiedziałaś niczego nieodpowiedniego. – Chłopak wzruszył ramionami. – Łatwo ci mówić, żadne z was nie wystawiło swojej drugiej połówki, żeby grać w ślizgońską grę wątpliwej moralności. – A więc chodzi o Weasleya? – Poniekąd – mruknęła Hermiona, wciąż unikając jego spojrzenia. – Nie przejmuj się, przecież nie jesteś do niego przyklejona, masz prawo, że się rozerwać. – Zabini mnie pocałował, Harry i Ginny słyszeli, że nie myślę o tym związku na poważnie, a ty… – zawiesiła głos – A ty biegałeś ze mną na rękach po całym pokoju. – Malfoy roześmiał się tylko. – I to nie daje ci spokoju? – zapytał w końcu, choć domyślał się, co Granger naprawdę myśli. Nastolatka milczała dłuższą chwilę, jakby ważyła każde słowo. – Nie – podjęła w końcu – Chodzi o to, że świetnie się bawiłam. – Masz do tego prawo. – Świetnie się bawiłam bez niego, przez cały wieczór nawet nie pomyślałam, że wolałabym ten czas spędzić z nim, niż z Harrym, Ginny, tobą… – Hermiona poczuła się jeszcze gorzej, wypowiadając te słowa na głos. Wstała gwałtownie z fotela. – Idę go znaleźć – rzuciła tylko, zanim Draco zdążył cokolwiek powiedzieć. W mgnieniu oka znalazła się przy portrecie i wyszła na korytarz. Czuła się nieswojo po tej rozmowie z Malfoyem. Zupełnie jakby zdradziła z nim Rona, zdradziła mu jej prywatne sekrety. W końcu ruszyła do wieży Gryffindoru. Ron właśnie rozgrywał partię szachów, kiedy Hermiona pojawiła się w pokoju wspólnym. Widząc ją od razu się rozpromienił, nieuważnie przestawiając hetmana i podkładając się Seamusowi. Mulat nie wierzył we własne szczęście, matując króla przeciwnika. Jeszcze nigdy nie wygrał z Weasleyem w szachy, ale rudzielec już prawie zapomniał o rozgrywanej partii, tuląc do siebie Granger. Dziewczyna poczuła się zawstydzona tym powitaniem. Coś ściskało ją w dołku, kiedy patrzała w niebieskie ufne oczy Rona, a przez głowę przelatywały jej wspomnienia minionego wieczoru. – Coś się stało? Wydajesz się być przemęczona – zagaił Ron, bacznie obserwując swoją dziewczynę. Granger zbyła go machnięciem ręki. – Dużo obowiązków i dużo pracy domowej – odparła, wymijająco. Para zajęła jeden z foteli, a Ron usadził dziewczynę na swoich kolanach. – Dobrze, więc dziś odpoczywamy – zakomunikował, masując ją po plecach. Panna Granger odprężyła się, rozluźniając napięte mięśnie. – Miałam zabrać się za wypracowanie z… – Nie chcę tego słuchać, jest sobota na litość Merlina. Żadnych… obowiązków, cholera – mruknął pod nosem rudzielec, przypominając sobie, że przecież czeka go przyjęcie u profesora Slughorna. Harry’emu udało się wymigać, zasłonił się treningiem Quidditcha. Jednak Ron w tym roku nie dołączył do drużyny, toteż Mistrz Eliksirów oczekiwał, że się pojawi. Myśl o przyjęciu sprawiła, że przypomniał sobie o jeszcze jednej niewygodnej sprawie. O Astorii Greengrass. – Coś nie tak? – spytała Hermiona, odgarniając mu rude włosy z czoła. – Dziś spotkanie Klubu Ślimaka – powiedział markotnie Ron, ale gdy tylko zauważył, że pannie Granger zrzedła mina, od razu zmienił ton: – Oczywiście będziemy się świetnie bawić, przyda ci się odrobina rozrywki. – Granger milczała przed dłuższą chwilę, podczas gdy Ron nadal delikatnie masował ją po plecach. – Ja nie idę – powiedziała w końcu dziewczyna. – Ale Slughorn… – Powiedziałam, że mam patron z Malfoyem. Swoją drogą to po części prawda. – Skończysz patrol o siódmej, przyjęcie będzie trwało dopiero od godziny. – Nie mam ochoty iść – powiedziała wprost, wstając z jego kolan. Ron nie rozumiał dlaczego Hermiona nagle stała się dla niego oschła. – Ja początkowo też, ale wiesz, moglibyśmy w końcu spędzić razem trochę czasu. – Dziewczyna pokręciła głową, unikając jego spojrzenia. Czuła się paskudnie, traktując Rona w ten sposób, a jednocześnie na samą myśl o wieczorze w jego towarzystwie coś ją skręcało. Już wolała patrol z Malfoyem. Miała ochotę dać sobie w twarz za samą tą myśl. – Nie dam rady dzisiaj, muszę odpocząć. Ale ty powinieneś iść! – Jaki jest sens, jeśli ty nie idziesz? W takim razie spędzimy razem wieczór, poproszę skrzaty o coś dobrego do jedzenia i spotkamy się po twoim patrolu. – Nie, Ron. Chyba muszę pobyć sama. Potrzebuję… – Ostatnio cały czas jesteś sama, czy coś się dzieje, Hermiono? – Dziewczyna westchnęła, siadając w fotelu. Ron kucnął przy niej, zaglądając jej w twarz, którą próbowała ukryć za kaskadą loków. – Co się dzieje? – ponowił pytanie. Wyglądał na zatroskanego, ale podskórnie był tym wszystkim zmęczony. Czuł, że Hermiona nie jest z nim szczera, poza tym wkładał w ten związek całego siebie, podczas gdy pani Prefekt, rzadko kiedy potrafiła znaleźć dla niego więcej czasu niż dwadzieścia minut przerwy obiadowej. – Mam teraz dużo na głowie – odparła w końcu nastolatka, podnosząc na niego wzrok. – Więc dlaczego nie mogę ci pomóc? Albo przynajmniej być przy tobie, dlaczego mnie odpychasz? – Proszę cię Ron, to nie jest dobry czas ani miejsce na taką rozmowę, nie odpycham cię, po prostu próbuje sobie to wszystko poukładać. – Chłopak westchnął, prostując się. – Okej, w takim razie do zobaczenia jutro? – powiedział z sarkazmem, co trochę ją zabolało. Hermiona nie chciała już dłużej siedzieć w Wieży Gryffindoru. – Chyba tak, do jutra – powiedziała, wstając z fotela. Zanim Ron zdążył cokolwiek odpowiedzieć, dziewczyna zniknęła w dziurze za portretem. Ron usiadł w fotelu, wcześniej zajmowanym przez Hermionę. Nie chciała dłużej analizować jej zachowania, jej oziębłości, ale mimowolnie i tak to robił. Zbył Seamusa i Longbottoma, którzy z resztą nie mówili o niczym innym oprócz przyjęcia Slughorna. To też go męczyło, bo wszystko wskazywało na to, że jego towarzystwem na wieczór okaże się Astoria. * Daphne Greengrass właśnie wróciła z poobiedniego spaceru. Oczywiście wyszła na błonia tylko po to, aby spotkać się z Nevillem. Między nimi układało się fantastycznie, mimo drobnych sprzeczek. Dziewczyna czuła przysłowiowe motylki, gdy tylko widziała jego twarz, wszystko układało się cudownie i Ślizgonka czuła, że prędzej czy później to wszystko straci. Dreszcz przebiegł jej po plecach, gdy przekroczyła próg pokoju wspólnego Ślizgonów. Choć nic nie wskazywało na to, że jej romansowi coś zagraża, Daphne wiedziała, że wydarzy się coś złego. Już niedługo. Odpędziła od siebie ponure myśli, chcąc jeszcze przez moment żyć cudownym popołudniem w objęciach Longbottoma i kiedy z uśmiechem na ustach przekroczyła próg sypialni, naskoczyła na nią Astoria. Daphne, gdy tylko zobaczyła ją w dresowych spodniach i nieułożonych włosach, bez choćby grama makijażu czy zaklęcia na bladej twarzy, wiedziała, że z jej siostrą dzieje się coś niedobrego. – Gdzie się podziewałaś? – zapytała Astoria, a jej ton nie wróżył niczego dobrego. Daphne aż przebiegły ciarki, marzyła o powrocie Parkinson, bo tylko z nią mogłaby okiełznać tajfun, który nadciągał. Młodsza dziewczyna zamknęła za sobą drzwi, pozbyła się płaszcza i usiadła obok siostry na łóżku. – Byłam na spacerze, świeże powietrze dobrze robi po całym tygodniu zamknięcia w tych zapleśniałych klasach. – Co ty znowu kombinujesz? Przysięgam, że jeśli ciebie też zaraz Gryfoni będą wyciągać z kłopotów to zamienię cię w żabę. – O czym ty mówisz? Jakich kłopotów? Byłam się tylko przewietrzyć! – Zapadła krótka cisza, a Daphne biła się z myślami. Widziała, że z jej siostrą dzieje się coś niedobrego i obwiniała o to Malfoya. Choć blondynka nigdy by się do tego nie przyznała, Daphne wiedziała, że Draco złamał jej siostrze serce. W końcu, mając z tyłu głowy cudowne popołudnie z Nevillem, zapytała: – Czy jacyś Gryfoni przysporzyli ci kłopotów? – Astoria wywróciła oczami. – To JA przysparzam kłopotów, nie bądź niemądra – powiedziała, odwracając wzrok. – Co się wczoraj stało? Mam dość odwracania wzroku, gdy wracasz całkowicie pijana. A ostatnio często ci się zdarza, nadal jesteś w szkole. Co ty w ogóle wyprawiasz? – Dzięki za wsparcie – mruknęła blondynka, odsuwając się od siostry. – To, co robię i z kim, to nie jest niczyja sprawa. Poza tym, jeśli jestem tak wielkim problemem to poproś Slughorna o zmianę współlokatorki! – Mówisz od rzeczy. Mogłabyś mieszkać w wieży Gryffindoru i niczego by to nie zmieniło, jesteś moją siostrą! Na Salazara… Starszą siostrą! Powinnaś być tą mądrzejszą… – mruknęła szatynka, nie patrząc Astorii w oczy. – Jak dobrze, że ty zawsze wiesz co robić i nie pakujesz się w kłopoty. Oh, Daphne, twoje życie jest w prost idealne – ironizowała blondynka. – Nie rozmawiamy wcale o mnie, dlaczego spotykasz się z tymi wszystkimi facetami? Oni na ciebie nie zasługują. Dlaczego robisz z siebie kogoś, kim nie jesteś? Chodzi o Malfoya? Próbujesz mu coś udowodnić? – kiedy w końcu Daphne wybuchła, wypluwając z siebie kolejne pytania, do sypialni weszła niczego nieświadoma Pansy Parkinson. Stanęła w progu, od razu wyczuła, że wpadła w sam środek kłótni. Usłyszała też nazwisko swojego przyjaciela. Pansy wiedziała, że ta rozmowa także musiała nadejść. Cieszyła się, że siostry Greengrass zaczęły bez niej, choć Parkinson wolałaby ominąć całą rozmowę. – Nie będziemy o tym rozmawiać, Daphne – powiedziała w końcu Astoria. Przyglądając się jak Parkinson odkłada swoje rzeczy na łóżko. – A właśnie, że tak! Co się wczoraj wydarzyło?! – Daphne podniosła głos i wstała z łóżka. Nie chciała się wycofywać, teraz musiała doprowadzić sprawę do końca. Nie zniosłaby, gdyby musiała zaczynać kłótnie z Astorią jeszcze raz. – Nic się nie wydarzyło! Miałam… średnio udaną randkę, zdarza się. – Astoria wyglądała jakby faktycznie nic ją nie obchodziło, ale obie jej współlokatorki wiedziały, że dzieje się z nią coś złego. – Randkę z Ronem Weasleyem? – zapytała w końcu Pansy, unosząc jedną brew. Obie siostry świdrowały ją teraz spojrzeniem. Astoria miała żądzę mordu w oczach. – To dlatego mówiłaś coś o Gryfonach? I o ratowaniu z kłopotów? – Daphne zaczęła łączyć wszystkie wątki, Astoria znalazła się w beznadziejnej sytuacji. Zarówno młodsza siostra jak i Parkinson nie zamierzały jej odpuścić. Blondynka machnięciem różdżki uchyliła okno, a potem wstała i zaczęła zdejmować luźne ubrania. Potrzebowała wyjść i znaleźć kogoś, kto sprawiłby, że przez chwilę poczułaby się lepiej. Natrętne myśli o Malfoyu nie dawały jej spokoju, a kiedy Daphne zaczęła rozdrapywać ten temat… Astoria zwyczajnie chciała na chwilę zapomnieć kim jest. Zaczęła wciągać pończochy na zgrabne nogi. – Powiesz o co chodzi z Weasleyem? Czy będziemy oglądać jak zmieniasz stanik? – zapytała w końcu Pansy, siadając po turecku na łóżku. Blondynka posłała jej mordercze spojrzenie, ale chwilę potem faktycznie przebrała sportowy stanik na coś bardziej eleganckiego. – Skąd ty w ogóle wiesz o Wealseyu? Szpiegujesz mnie? – Nie schlebiaj sobie, ten zamek wcale nie jest taki ogromny, ludzie plotkują. – Świetnie – skwitowała jedynie Astoria, wciągając przez głowę ciemnobrązową, dobrze dopasowaną sukienkę. Daphne była w szoku i wcale nie dlatego, że Astoria na oczach wszystkich zmieniła bieliznę. Dziewczyn nie krępowała nagość, już dawno przywykły do swoich nagich sylwetek, toteż Greengrass nie czuła zażenowania, przebierając się przy współlokatorkach. Tym bardziej, że jedna z nich była jej rodzoną siostrą. Mimo to, Daphne aż usiadła na łóżku, nie mogąc sobie wyobrazić siostry na randce z Gryfonem. Na chwilę zapomniała o problemach z Astorią, jedyne o czym była w stanie myśleć to jej związek z Nevilllem. Jeśli jej starsza siostra mogła pokazywać się z Gryfonami, to co stało Daphne na przeszkodzie?? Starała się nie pokazać, że jest przeszczęśliwa. Nie musiałaby się dłużej ukrywać! Jednak następne słowa siostry, sprawiły, że jej euforia zniknęła równie szybko, jak się pojawiła: – To nie Weasley był moją randką. Na samą myśl o nim, chce mi się rzygać – zrobiła teatralną minę – Umówiłam się z Paulem, Krukonem z ostatniej klasy, jednak… No cóż, kiepska randka. Weasley odprowadził mnie do lochów, nic więcej. – Wróciłaś kompletnie pijana – stwierdziła Pansy, doszukując się w całej historii drugiego dna. – Dlatego Weasley mnie odprowadził – rzuciła beznamiętnie blondynka, nie przerywając rozczesywania złotych włosów. – Zawsze, gdy wychodzisz na randkę to wracasz zupełnie pijana – zaczęła ostrożnie Daphne, gdy już pogodziła się, że ujawnienie jej związku nie wchodziło w grę. – Po prostu nie mogę ich znieść na trzeźwo, okej? – Powiedziała w końcu Astoria, wydała się być zażenowana tym, do czego właśnie się przyznała. Pansy biła się z myślami, próbując ustalić, czy powinna jeszcze bardziej rozdrapywać ten temat. – Posłuchaj As, nikt do końca nie wie jak to było z tobą i Draco, ale… – Zapewniam was, że to nie ma z nim nic wspólnego. – Nie? – Daphne uniosła jedną brew, przyglądając się siostrze sceptycznie. – Nie. Nie dogadaliśmy się z Malfoyem, ale to już zamknięty rozdział. Teraz po prostu cieszę się atencją. – Której nie możesz znieść na trzeźwo? – Pansy jak zwykle trafiła w sedno. Blondynka na chwilę się zawahała, przysiadła z powrotem na łóżku, choć była już gotowa do wyjścia. – Próbuje to rozgryźć, okej? – Facetów? – dopytała Daphne zdziwiona takim obrotem spraw. Do tej pory była przekonana, że jej siostra próbuje wzbudzić zazdrość Malfoya, jednak teraz nie była już taka pewna. – Siebie. Próbuje zrozumieć czego chce, co mi odpowiada, co lubię, a czego nie. Nie możecie się złość. – Nie złościmy się, tylko trochę martwimy – powiedziała cicho Pansy, niezdolna do spojrzenia blondynce w oczy. Różnie między nimi bywało i choć nigdy na głos nie zadeklarowały sobie przyjaźni, to Parkinson czuła, że jest między nimi nić porozumienia. – Więc się nie martwicie, poradzę sobie. – Czy naprawdę do odnalezienia siebie potrzebujesz tych wszystkich dupków? – zapytała znów Daphne. – To tylko miły dodatek. – Miły? – Młodsza z sióstr uniosła jedną brew. – Nie zawsze jest kolorowo, ale zazwyczaj jest znośnie. – Zasługujesz na dużo więcej niż „znośnie” – skwitowała Parkinson. – Pracuje nad tym – rzuciła przez ramię Astoria, zanim otworzyła drzwi. – Nie martwcie się o mnie, dziś będę w dobrych rękach – oświadczyła, wychodząc. Ani Parkinson, ani Daphne nie miały pojęcia, co to właściwie znaczy. * Ginny Weasley szła korytarzem w stronę swojego dormitorium. Jej szata ociekała błotem, pod koniec września na dworze było mokro, zimno i nieprzyjemnie. Jednak Gryfonka była szczęśliwa. To był naprawdę udany trening i strzeliła kilka naprawdę ładnych bramek. Żółtodziób z czwartej klasy nie miał z nią szans. Wydawało jej się, że usłyszała jakiś szelest za sobą. Zobaczyła wyliniałą kotkę Filcha i przyspieszyła kroku. Wcale nie miała ochoty na szlaban za zabłocenie korytarza. Chwyciła pewniej miotłę i puściła się biegiem. Zatrzymała się przed obrazem, strzegącym wejścia do dormitorium na czwartym piętrze. – Współpraca – mruknęła z przekąsem. Panna Weasley szczerze wątpiła w jakąkolwiek współpracę mieszkańców czwartego piętra. Portret odskoczył od ściany, ukazując wejście do salonu. Pomieszczanie było ciemne i puste. Ginevra liczyła, że spotka tu uczącą się Hermionę, która jednym machnięciem różdżki sprzątnie to całe błoto. Niestety Granger nigdzie nie było i Ginny wiedziała, że będzie męczyć się z bałaganem sama. Z drugiej strony dziewczyny trochę się unikały, bo przy piątkowej grze na wierzch wypłynęło kilka sekretów i chyba żadna nie była jeszcze gotowa o nich porozmawiać. Dziewczyna odstawiła miotłę, opierając ją o ścianę. Zdjęła brudne i mokre, wysokie buty. Zawahała się przez chwilę i rozejrzała po salonie. Była pewna, że jest sama. – Malfoy! – krzyknęła, ale nie doczekała się odpowiedzi. – Zabini!! – Żadnej reakcji. Zerknęła na obraz za sobą, ale nie zapowiadało się, żeby ktoś miał nagle wpaść do dormitorium. Czarownica zwyczajnie nie chciała roznosić błota po całym pokoju, toteż postanowiła pozbyć się szat w progu salonu. Odpięła szkarłatną pelerynę, a przemoczony płaszcz upadł na podłogę, brudząc wszystko wokół. Kolejno pozbyła się ochraniaczy na łydki i jasnych spodni. Chwyciła krańce szaty i zaczęła ją ściągać przez głowę. W dodatku Ginny chcąc jak najszybciej pozbyć się przemoczonych ubrań, nie rozpięła jednego guzika i nie potrafiła przełożyć szaty ani w jedną, ani w drugą stronę. Szamotała się parę chwil, gdy usłyszała to, czego tak bardzo nie chciała usłyszeć. Obraz za nią się przesuwał. Ktoś wszedł do środka. Wtedy w rozpaczy mocno szarpnęła za materiał, rozdzierając go trochę. Udało jej się pozbyć szaty i w samej bieliźnie stanęła przed Zabinim. Ślizgon zlustrował ją spojrzeniem, choć dziewczyna próbowała zasłonić się podartą szatą. – Nie wiem, co robisz Weasley. Ale proszę, nie przestawaj. – Bardzo zabawne – mruknęła dziewczyna, ironizując. Stali w niezręcznej ciszy przez krótki moment. – Długo będziesz się tak gapił? – zapytała w końcu Gryfonka, unosząc dumnie głowę. Blaise przytaknął, rzucając jej wyzwanie. Weasley tylko prychnęła. Upuściła brudną szatę, którą do tej pory zasłaniała się niczym ręcznikiem. Odwróciła się na pięcie i udała w stronę łazienki. Zabini bezceremonialnie gapił się na jej tyłek. Znowu. Odprowadził ją wzrokiem, a gdy zniknęła za drzwiami, zrobił krok do przodu, wchodząc w zostawione przez dziewczynę błoto. Przeklnął pod nosem i sięgnął po różdżkę. Podrapał się po głowie, bo żadne przydatne zaklęcie nie przychodziło mu do głowy. W rodzinnej rezydencji przecież nie zawracał sobie głowy sprzątaniem. Koniec końców użył popularnej formułki, zostawiając w salonie porządek. Ginny po gorącym prysznicu doszła do siebie. Miała nadzieje, że sobotni trening nie przysporzy jej przeziębienia, była skupiona na Quidditchu bardziej niż kiedykolwiek i osiągała spektakularne efekty. Harry chwalił ją dziś bez końca, co mile łechtało ego panny Weasley. Dziewczyna wyszła z łazienki, z ulgą przyjmując do wiadomości, że ktoś posprzątał za nią. Martwiło ją tylko, że zniknął jej sprzęt do Quidditcha. Nadal w puchatym szlafroku przeszła przez salon i zapukała do sypialni Ślizgonów. Jednak nikt jej nie otworzył. Zawołała Zabiniego, ale na próżno. Znów była sama w dormitorium. Postanowiła zaczekać na Blaise’a, bo zniknięcie ukochanej miotły niezwykle ją zirytowało. Ginny miała przeczucie, że Ślizgon przyłożył do tego różdżkę. * Draco siedział na czerwonej kanapie i studiował wyjątkowo opasły tom „Przeglądu eliksirów”. Ostatnio przedmiot profesora Slughorna spędzał mu sen z powiek, jednak nie miało to nic wspólnego z pracą domową. Draco wiedział, że ma coraz mniej czasu, a zapas eliksiru, który uważył dla niego Snape za życia, skończył się podczas wakacji. Tylko Severusowi ufał na tyle, aby przyznać się do tego, co zrobił. Draco wiedział, że i tak nikt oprócz Snape’a nie był w stanie mu pomóc. Gdy Czarny Pan zamordował jego chrzestnego Malfoy stracił jakiekolwiek wsparcie. Został sam i doskonale wiedział, że nie miał pojęcia co robić. Dlatego w każdej wolnej chwili zaczytywał się w książkach, licząc, że znajdzie tam odpowiedź na swój palący problem. Czuł się żałośnie. Wtedy usłyszał, że ktoś wykłóca się z portretem rycerza, strzegącym wejścia do dormitorium. Westchnął, dopiero co przeżył przesłuchanie Ginny Weasley, która najpierw wypytywała o Zabiniego, a potem oskarżyła dom Salazara o kradzież jej miotły do Quidditcha. Malfoy nie miał ochoty na kolejne dramaty. Podirytowany tym, że musiał przerwać swoje poszukiwania, podszedł do portretu i wypowiedział hasło. Obraz natychmiast odskoczył od ściany, a w przejściu Draco zobaczył Astorię Greengrass. Przeklnął ten dzień w myślach i bez słowa wpuścił ją do środka. –Czego chcesz? – zapytał bez ogródek, wodząc wzrokim za blondynką, która ciekawie rozglądała się po dormitorium prefektów. Słysząc ton jego głosu, odwróciła się prędko i podeszła bliżej Malfoya. – Wpadłam z niezapowiedzianą wizytą… – Chyba nieproszoną – mruknął pod nosem Ślizgon, ale Astorii wcale to nie zraziło. Wydawało jej się, że dobrze to rozgrywa. – Myślałam trochę o nas, o tym, co nas łączyło… – zrobiła znaczącą minę. – Myślę, że moglibyśmy do tego wrócić. – Blondyn już kręcił głową. – Nie ma takiej opcji, to byłoby nie w porządku. – Bo? – Astoria powoli traciła swoją pewność i opanowanie. Po wielu nieudanych randkach, które kończyły się w łóżku, wiedziała, że chce tylko Malfoya. I jeśli nie mogła go mieć całego, postanowiła zadowolić się chociaż namiastką relacji, postanowiła zaproponować mu seks bez zobowiązań. Wydało jej się to i tak lepsze niż ci wszyscy faceci, których widywała w przeciągu ostatnich miesięcy. – To byłoby nie w porządku, bo wiem, że coś do mnie czujesz. – To już chyba mój problem, prawda? – powiedziała, bawiąc się włosami. Zarzuciła mu ręce na szyję, zbliżając się znacznie. Draco wiedział, że ma przed sobą perfekcyjną dziewczynę. Wiedział również, że mógłby ją mieć w swoim łóżku w ciagu pięciu minut, ale nie chciał bardziej jej krzywdzić. Mimo wszystko myślał o czymś więcej niż czubek własnego nosa. Niechętnie zdjął jej ręce ze swoich barków, ale nie puścił jej dłoni. – Posłuchaj, to, co nas kiedyś łączyło… – westchnął – Seks był cudowny, ale za bardzo się w to wszystko zaangażowałaś. Dla mnie to tylko… – Łatwe pieprzenie, wiem. Poukładałam sobie to wszystko, Draco. Możemy wrócić do tego co było, pasuje mi to. – Teraz tak mówisz, ale to nieprawda. Wiem, że coś do mnie czujesz. Możesz w to nie uwierzyć, ale nie zamierzam cię wykorzystać z tego powodu. – Tak jak mówiłam, to już mój problem. – Nie. – Puścił w końcu jej zimne dłonie i odszedł kawałek. Sam nie wiedział, co go podkusiło, aby odmówić Greengrass, ale czuł, że zachowałyby się jak ostatni dupek, godząc się na jej propozycję. – Draco! – podniosła głos, bo jej frustracja sięgała zenitu. Astoria już dawno nie spotkała się z odmową. Zaproponowała Malfoyowi najlepszy możliwy układ, a mimo to jej odmówił. – Od kiedy jesteś takim gentlemanem, co? – zakpiła. Draco wiedział, że blondynka nie odpuści, już trochę ją znał. Uciekł się do najprostszego rozwiązania, postanowił ją okłamać. – Spotykam się z kimś – powiedział bez zająknięcia, patrząc jej w oczy. Widział, że Ślizgonka mu nie dowierzała. Musiał skłamać lepiej. – To nic poważnego, ale nie chcę tego zepsuć, okej? – Parkinson? – Astoria skrzyżowała ręce na piersiach. Blondyn jedynie pokręcił głową. – Ktoś, kogo nikt by się nie spodziewał. Zresztą, jestem z nią umówiony, powinnaś iść – dodał zaraz, chcąc pozbyć się Greengrass z dormitorium. Zaczynała go męczyć, a im dłużej na nią patrzał, tym bardziej skłonny był do przystania na jej propozycję. Nie chciał tego, bo nie potrzebował dodatkowych kłopotów. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. – Kim ona jest? – ponowiła pytanie dziewczyna. Musiała się dowiedzieć, czego jej brakuje. Czuła się niewystarczająco dobra. – Nie potrzebuje plotek – warknął Malfoy zniecierpliwiony. – Zaraz tu będzie, powinnaś już iść – dodał zaraz. Astoria prychnęła. – Poczekam – powiedziała hardo, siadając. Założyła nogę na nogę na znak, że nigdzie się nie wybiera. Malfoy był spalony. Potrzebowałby cudu, aby pozbyć się Astorii, a jeśli jego kłamstwo wyjdzie na jaw, blondynka nie da mu spokoju. Wymownie zerknął na zegarek, dochodziła szósta. Zaklnął pod nosem. Doskonale wiedział, co zaraz nastąpi. W życiu nie obmyślił gorszego planu. Wtedy, jak na zawołanie, portret odsłonił wejście i do dormitorium weszła Hermiona Granger. Astoria uchyliła usta ze zdziwienia, a potem zerwała się z fotela, obserwując Malfoya. Draco nie drgnął żaden mięsień, wiedział, że Granger pojawi się przed szóstą. Mieli zaplanowany patrol. Zerknął na Astorię, ale blondynka zdawała się nadal nie kupować jego wersji wydarzeń, chłopak wiedział, że nie ma już odwrotu. Musiał grać dalej. Spojrzał Granger w oczy i chciał rzucić proszące spojrzenie, ale szybko porzucił ten idiotyczny pomysł i starał się oczami jej powiedzieć: „ Do czasu gdy ona wyjdzie, udawaj moją dziewczynę". Hermiona chyba nie zrozumiała tej wiadomości, wodziła pytającym wzrokiem od Draco do Astorii. Czuła, że wpadła w jakąś pułapkę. – No w końcu jesteś, kochanie. Czekam od kwadransa – powiedział Malfoy i uśmiechnął się, a raczej wykrzywił twarz w jakimś grymasie. Hermiona wybauszyła na niego oczy, ale zanim Astoria dostrzegła jej zdziwienie i zmieszanie, Draco rzucił się na Gryfonkę, niezgrabnie ją obejmując. Był wyższy, toteż zasłonił całym sobą zdziwioną minę Granger. Hermiona nie wiedziała co się dzieje, czuła się, jakby trafiła do równoległej rzeczywistości. Już miała zasypać Ślizgonów gradem pytań, kiedy usłyszała szept Draco tuż nad uchem: – Zamknij się, dopóki ona nie wyjdzie. – Hermiona stała jak spetryfikowana, czując ramiona Ślizgona oplecione wokół jej pleców i talii. – Skiń głową, jeśli zrozumiałaś – warknął gdzieś nad jej uchem, chowając nos w jej gęste loki. Granger posłusznie skinęła i wtedy ją puścił. – Jak widzisz, mam plany na dzisiaj i najbliższe miesiące. Nie bierz tego do siebie, po prostu… – Oh, zamknij się – skwitowała tylko Astoria, mierząc Granger spojrzeniem. Nie mogła uwierzyć, że to dla miss mokrego swetra Draco ją odrzucił. Ich relacja wydawała się tak nierealna, że Astoria nie uwierzyła w to przedstawienie ani na moment, jednak jeśli Malfoy był na tyle zdesperowany, że postanowił wykorzystać Granger do spławienia jej, Astoria wiedziała, że nie ma czego szukać na czwartym piętrze. – Doprawdy, żałosne – powiedziała jeszcze blondynka, lustrując Hermionę od stóp do głów, a potem zniknęła w dziurze pod portretem. Gdy tylko Ślizgonka wyszła z dormitorium, Draco odwrócił się w stronę wkurzonej Granger. Hermiona wsparła się pod boki, posyłając mu oburzone i wściekłe spojrzenie. – CO TO MIAŁO BYĆ?! – wydarła się, zanim Malfoy zdążył chociażby się zająknąć. – Musiałem trochę nakłamać, a ty byłaś tak jakby pod ręką… – Dziewczyna sięgnęła po różdżkę. – Nie, nie, nie! Granger, to nie będzie koniecznie! – Draco uniósł ręce w poddańczym geście. – Gadaj co to wszystko miało znaczyć albo pożałujesz, że w ogóle potrafisz mówić! – Draco poczekał, aż Granger opuści różdżkę, poluzował sobie krawat, bo zrobiło mu się dziwnie gorąco. – Musiałem trochę okłamać Astorię, ona… Ona myśli, że tak jakby się spotykamy. – Słucham?! – Hermiona miała taką minę, że w normalnych okolicznościach Draco by się roześmiał. Wyglądała niedorzecznie. Nastolatek zerknął na zegarek. – Za dwie minuty zaczynamy patrol… – A więc masz dwie minuty, aby to wszystko nabrało sensu – odparła spokojnie Granger, próbując doszukać się choćby odrobiny logiki w tym, co mówił do niej Ślizgon. Blondyn westchnął przeciągle i zaczął od samego początku. * Ron czekał od kwadransa pod portretem Julii. Jednak w zachodnim skrzydle zamku nie było żywego ducha, wszyscy bawili się na przyjęciu Mistrza Eliksirów lub spędzali sobotni wieczór w pokojach wspólnych. Gryfon powoi tracił nadzieje, że znajdzie towarzystwo na dzisiejsze przyjęcie. Wiedział, że to mało prawdopodobne, żeby Astoria jednak się pojawiła, ale jakaś niewielka część jego świadomości miała nadzieję, że jednak zobaczy się ze Ślizgonką. Ronald sam nie wiedział dlaczego jej to wszystko zaproponował. Nadal niechętnie wspominał wydarzenia spod wieży Krukonów, a Paul nadal omijał go szerokim łukiem na korytarzach. Weasley westchnął, zerkając na zegarek. Nic nie wskazywało na to, że blondynka się pojawi. Po kolejnych dziesięciu minutach chłopak ruszył leniwym krokiem w stronę kwater Slughorna. Koniec końców musiał pojawić się na przyjęciu. Gryfon już niemal dotarł pod kwatery Mistrza Eliksirów, kiedy z głębi korytarza wyłoniły się trzy znajome sylwetki. Ron przystanął, uśmiechając się od ucha do ucha. – Namówiłem ich na imprezę, nieźle co? – od razu zagadnął Neville, przybijając z rudzielcem piątkę. Ron nie wierzył we własne szczęście. – Myślałem, że Qudditich… – zaczął podekscytowany Weasley, ale Harry tylko machnął ręką. – Nie chciałem tego przegapić, chodzą plotki, że zaprosiłeś starszą Greengrass – rzucił Potter, nadal się uśmiechając. Już dawno nie wierzył w plotki ani na swój temat, ani na temat swoich przyjaciół. – Dobrze wyglądasz – zagadnęła Ginny, przyglądając się bratu. Nastolatek poczuł się nieswojo, myślał, że wygłupił się ubierając wyjściową szatę. Jednak Ginevra nie mogła się napatrzeć, jej brat wyglądał rewelacyjnie, zupełnie go nie poznała w pierwszej chwili, swoją drogą wydało jej się dziwnie, że Ron aż tak dobrze się ubrał. Przeszło jej przez myśl, że plotka o Astorii mogła być prawdziwa. – Nie wiecie jak się cieszę, że idziecie ze mną, Neville, jak nic wiszę ci piwo – rozgadał się rudzielec, kiedy razem schodzili do lochów. Czuł się swobodnie wśród przyjaciół i pomyślał, że ten wieczór nie będzie taki zły. Prywatne kwatery Slughorna prezentowały się nienagannie. Ciemnozielone ciężkie zasłony w oknach pasowały do obicia kanap i foteli, a całe pomieszczenie rozświetlał wspaniały kryształowy żyrandol. Pod jedną ze ścian ustawiono stół bufetowy, Mistrz Eliksirów postarał się nawet o czekoladową fontannę, która wzbudzała niemałe zainteresowanie. Z ozdobnego magnetofonu grała muzyka, a w przestronnym salonie dało się słyszeć przyjemny szum rozmów. Gospodarz nie mógł przegapić przybycia słynnego Harry’ego Pottera i jego przyjaciół, toteż powitał ich wspaniałym toastem. Cała czwórka poczuła się nieswojo, kiedy wszyscy pozostali obecni przyglądali im się ciekawie. Szczególnie Harry miał ochotę zniknąć za którąś z zasłon. Jednak po kolejnym kwadransie i pogawędce z Horacym, czwórce przyjaciół udało wmieszać się w tłum. – Doprawiłam trochę poncz – powiedziała Ginny, podając Neville’owi kryształowy pękaty kielich. Chłopak pokręcił z niedowierzaniem głową, ale napił się bez wahania. W jego ślady poszli Harry i Ron. – Dobrze Ginny, że dbasz o nasze nawodnienie, mama byłaby dumna – rzucił pół-żartem Ron. Dziewczyna naprawdę się postarała, bo poncz aż palił w gardle. Gryfonka dźgnęła brata końcem różki pod żebra, ale nic nie odpowiedziała na tę zaczepkę. Neville niedługo potem ich zostawił, wymawiając się toaletą. – Co on tak ciągle znika? – Głośno myślał Harry, sącząc swój poncz. Ginny przygryzła wargę i rozejrzała się nerwowo. – Ty coś wiesz! – Ron oskarżycielsko wymierzył w nią palec. Dziewczyna westchnęła, przestępując z nogi na nogę. Okropnie chciała komuś powiedzieć. – No nie mów, że teraz będziemy mieli jakieś sekrety – namawiał ją Ronald, robiąc niewinną minę. Wyglądał tak komicznie, że Gryfonka się roześmiała, nieomal rozlała poncz. – Nie daj się prosić – dołożył swoje dwa kunty Harry. Ginny wywróciła oczami, ale potem nachyliła się w stronę chłopaków. – Neville ma dziewczynę – powiedziała z pełną powagą. Harry i Ron wymienili zdziwione spojrzenia. Mieszkali z Longbottom’em od blisko trzech tygodni i ani razu nic nie słyszeli o żadnej „dziewczynie”. – Powiedział ci? – zapytał Ronald, miał wrażenie, że Ginny próbuje ich wkręcić. – Nie w prost, ale gdy rozmawiałam z nim po naszym szlabanie, wiecie, tym z Zabinim… Coś zdecydowanie było na rzeczy. – Na rzeczy? No nie wiem, Giny, po co miałby to ukrywać? – przytomnie zapytał Harry. Ginny posłała mu tryumfujący uśmiech, a potem zniżyła głos do szeptu: – Bo tą dziewczyną prawdopodobnie jest Daphne Greengrass.
Sobota do południa niemiłosiernie się ciągnęła, Hermiona nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Krzątała się po własnej sypialni, układając i tak już idealnie ułożone książki i przerzucając nienagannie strzepane poduszki na łóżku. Ginny zniknęła na boisku do Quidditcha, nie miała ochoty na towarzystwo ani Granger, ani nikogo innego. Chciała odpocząć i przemyśleć wszystko, czego się wczoraj dowiedziała. Wciąż miała luki w pamięci, a jednak pewne wspomnienia dotyczące Zabiniego, wgryzły się w jej głowę i nie potrafiła ich z niej wyrzucić. Panna Granger w końcu postanowiła odszukać Rona i spędzić z nim trochę czasu. Czuła, że ostatnio zaniedbują ich relację, toteż w końcu wyszła z sypialni, kierując się do wieży Gryffindoru. W salonie siedział Malfoy, studiujący jakiś opasły tom. Hermiona po okładce rozpoznała encyklopedię eliksirów. Dziewczyna chciała przejść przez salon bez słowa, ale gdy tylko stanęła w drzwiach, Draco podniósł głowę znad książki. – Poszło nawet lepiej, niż zakładaliśmy – odezwał się, przerzucając strony. Hermiona usiadła w fotelu, a Ślizgon porzucił encyklopedię na dobre. – Lepiej? To była katastrofa – odparła nastolatka, unikają jego spojrzenia. Draco zmarszczył brwi. – Katastrofa? Dowiedzieliśmy się wszystkiego, a nawet więcej. Uważam, że poszło świetnie, poza tym, chyba mi nie powiesz, że źle się bawiłaś? – dopytał z cwanym uśmieszkiem. – Ginny wcale ze mną nie rozmawia, a ja też czuję, że… – Dziewczyna urwała w połowie zdania, wcale nie chciała mówić Malfoyowi o swoich odczuciach. Pluła sobie w brodę, że w ogóle zaczęła temat. – Wyrzuty sumienia? Daj spokój, Granger. Nie powiedziałaś niczego nieodpowiedniego. – Chłopak wzruszył ramionami. – Łatwo ci mówić, żadne z was nie wystawiło swojej drugiej połówki, żeby grać w ślizgońską grę wątpliwej moralności. – A więc chodzi o Weasleya? – Poniekąd – mruknęła Hermiona, wciąż unikając jego spojrzenia. – Nie przejmuj się, przecież nie jesteś do niego przyklejona, masz prawo, że się rozerwać. – Zabini mnie pocałował, Harry i Ginny słyszeli, że nie myślę o tym związku na poważnie, a ty… – zawiesiła głos – A ty biegałeś ze mną na rękach po całym pokoju. – Malfoy roześmiał się tylko. – I to nie daje ci spokoju? – zapytał w końcu, choć domyślał się, co Granger naprawdę myśli. Nastolatka milczała dłuższą chwilę, jakby ważyła każde słowo. – Nie – podjęła w końcu – Chodzi o to, że świetnie się bawiłam. – Masz do tego prawo. – Świetnie się bawiłam bez niego, przez cały wieczór nawet nie pomyślałam, że wolałabym ten czas spędzić z nim, niż z Harrym, Ginny, tobą… – Hermiona poczuła się jeszcze gorzej, wypowiadając te słowa na głos. Wstała gwałtownie z fotela. – Idę go znaleźć – rzuciła tylko, zanim Draco zdążył cokolwiek powiedzieć. W mgnieniu oka znalazła się przy portrecie i wyszła na korytarz. Czuła się nieswojo po tej rozmowie z Malfoyem. Zupełnie jakby zdradziła z nim Rona, zdradziła mu jej prywatne sekrety. W końcu ruszyła do wieży Gryffindoru. Ron właśnie rozgrywał partię szachów, kiedy Hermiona pojawiła się w pokoju wspólnym. Widząc ją od razu się rozpromienił, nieuważnie przestawiając hetmana i podkładając się Seamusowi. Mulat nie wierzył we własne szczęście, matując króla przeciwnika. Jeszcze nigdy nie wygrał z Weasleyem w szachy, ale rudzielec już prawie zapomniał o rozgrywanej partii, tuląc do siebie Granger. Dziewczyna poczuła się zawstydzona tym powitaniem. Coś ściskało ją w dołku, kiedy patrzała w niebieskie ufne oczy Rona, a przez głowę przelatywały jej wspomnienia minionego wieczoru. – Coś się stało? Wydajesz się być przemęczona – zagaił Ron, bacznie obserwując swoją dziewczynę. Granger zbyła go machnięciem ręki. – Dużo obowiązków i dużo pracy domowej – odparła, wymijająco. Para zajęła jeden z foteli, a Ron usadził dziewczynę na swoich kolanach. – Dobrze, więc dziś odpoczywamy – zakomunikował, masując ją po plecach. Panna Granger odprężyła się, rozluźniając napięte mięśnie. – Miałam zabrać się za wypracowanie z… – Nie chcę tego słuchać, jest sobota na litość Merlina. Żadnych… obowiązków, cholera – mruknął pod nosem rudzielec, przypominając sobie, że przecież czeka go przyjęcie u profesora Slughorna. Harry’emu udało się wymigać, zasłonił się treningiem Quidditcha. Jednak Ron w tym roku nie dołączył do drużyny, toteż Mistrz Eliksirów oczekiwał, że się pojawi. Myśl o przyjęciu sprawiła, że przypomniał sobie o jeszcze jednej niewygodnej sprawie. O Astorii Greengrass. – Coś nie tak? – spytała Hermiona, odgarniając mu rude włosy z czoła. – Dziś spotkanie Klubu Ślimaka – powiedział markotnie Ron, ale gdy tylko zauważył, że pannie Granger zrzedła mina, od razu zmienił ton: – Oczywiście będziemy się świetnie bawić, przyda ci się odrobina rozrywki. – Granger milczała przed dłuższą chwilę, podczas gdy Ron nadal delikatnie masował ją po plecach. – Ja nie idę – powiedziała w końcu dziewczyna. – Ale Slughorn… – Powiedziałam, że mam patron z Malfoyem. Swoją drogą to po części prawda. – Skończysz patrol o siódmej, przyjęcie będzie trwało dopiero od godziny. – Nie mam ochoty iść – powiedziała wprost, wstając z jego kolan. Ron nie rozumiał dlaczego Hermiona nagle stała się dla niego oschła. – Ja początkowo też, ale wiesz, moglibyśmy w końcu spędzić razem trochę czasu. – Dziewczyna pokręciła głową, unikając jego spojrzenia. Czuła się paskudnie, traktując Rona w ten sposób, a jednocześnie na samą myśl o wieczorze w jego towarzystwie coś ją skręcało. Już wolała patrol z Malfoyem. Miała ochotę dać sobie w twarz za samą tą myśl. – Nie dam rady dzisiaj, muszę odpocząć. Ale ty powinieneś iść! – Jaki jest sens, jeśli ty nie idziesz? W takim razie spędzimy razem wieczór, poproszę skrzaty o coś dobrego do jedzenia i spotkamy się po twoim patrolu. – Nie, Ron. Chyba muszę pobyć sama. Potrzebuję… – Ostatnio cały czas jesteś sama, czy coś się dzieje, Hermiono? – Dziewczyna westchnęła, siadając w fotelu. Ron kucnął przy niej, zaglądając jej w twarz, którą próbowała ukryć za kaskadą loków. – Co się dzieje? – ponowił pytanie. Wyglądał na zatroskanego, ale podskórnie był tym wszystkim zmęczony. Czuł, że Hermiona nie jest z nim szczera, poza tym wkładał w ten związek całego siebie, podczas gdy pani Prefekt, rzadko kiedy potrafiła znaleźć dla niego więcej czasu niż dwadzieścia minut przerwy obiadowej. – Mam teraz dużo na głowie – odparła w końcu nastolatka, podnosząc na niego wzrok. – Więc dlaczego nie mogę ci pomóc? Albo przynajmniej być przy tobie, dlaczego mnie odpychasz? – Proszę cię Ron, to nie jest dobry czas ani miejsce na taką rozmowę, nie odpycham cię, po prostu próbuje sobie to wszystko poukładać. – Chłopak westchnął, prostując się. – Okej, w takim razie do zobaczenia jutro? – powiedział z sarkazmem, co trochę ją zabolało. Hermiona nie chciała już dłużej siedzieć w Wieży Gryffindoru. – Chyba tak, do jutra – powiedziała, wstając z fotela. Zanim Ron zdążył cokolwiek odpowiedzieć, dziewczyna zniknęła w dziurze za portretem. Ron usiadł w fotelu, wcześniej zajmowanym przez Hermionę. Nie chciała dłużej analizować jej zachowania, jej oziębłości, ale mimowolnie i tak to robił. Zbył Seamusa i Longbottoma, którzy z resztą nie mówili o niczym innym oprócz przyjęcia Slughorna. To też go męczyło, bo wszystko wskazywało na to, że jego towarzystwem na wieczór okaże się Astoria. * Daphne Greengrass właśnie wróciła z poobiedniego spaceru. Oczywiście wyszła na błonia tylko po to, aby spotkać się z Nevillem. Między nimi układało się fantastycznie, mimo drobnych sprzeczek. Dziewczyna czuła przysłowiowe motylki, gdy tylko widziała jego twarz, wszystko układało się cudownie i Ślizgonka czuła, że prędzej czy później to wszystko straci. Dreszcz przebiegł jej po plecach, gdy przekroczyła próg pokoju wspólnego Ślizgonów. Choć nic nie wskazywało na to, że jej romansowi coś zagraża, Daphne wiedziała, że wydarzy się coś złego. Już niedługo. Odpędziła od siebie ponure myśli, chcąc jeszcze przez moment żyć cudownym popołudniem w objęciach Longbottoma i kiedy z uśmiechem na ustach przekroczyła próg sypialni, naskoczyła na nią Astoria. Daphne, gdy tylko zobaczyła ją w dresowych spodniach i nieułożonych włosach, bez choćby grama makijażu czy zaklęcia na bladej twarzy, wiedziała, że z jej siostrą dzieje się coś niedobrego. – Gdzie się podziewałaś? – zapytała Astoria, a jej ton nie wróżył niczego dobrego. Daphne aż przebiegły ciarki, marzyła o powrocie Parkinson, bo tylko z nią mogłaby okiełznać tajfun, który nadciągał. Młodsza dziewczyna zamknęła za sobą drzwi, pozbyła się płaszcza i usiadła obok siostry na łóżku. – Byłam na spacerze, świeże powietrze dobrze robi po całym tygodniu zamknięcia w tych zapleśniałych klasach. – Co ty znowu kombinujesz? Przysięgam, że jeśli ciebie też zaraz Gryfoni będą wyciągać z kłopotów to zamienię cię w żabę. – O czym ty mówisz? Jakich kłopotów? Byłam się tylko przewietrzyć! – Zapadła krótka cisza, a Daphne biła się z myślami. Widziała, że z jej siostrą dzieje się coś niedobrego i obwiniała o to Malfoya. Choć blondynka nigdy by się do tego nie przyznała, Daphne wiedziała, że Draco złamał jej siostrze serce. W końcu, mając z tyłu głowy cudowne popołudnie z Nevillem, zapytała: – Czy jacyś Gryfoni przysporzyli ci kłopotów? – Astoria wywróciła oczami. – To JA przysparzam kłopotów, nie bądź niemądra – powiedziała, odwracając wzrok. – Co się wczoraj stało? Mam dość odwracania wzroku, gdy wracasz całkowicie pijana. A ostatnio często ci się zdarza, nadal jesteś w szkole. Co ty w ogóle wyprawiasz? – Dzięki za wsparcie – mruknęła blondynka, odsuwając się od siostry. – To, co robię i z kim, to nie jest niczyja sprawa. Poza tym, jeśli jestem tak wielkim problemem to poproś Slughorna o zmianę współlokatorki! – Mówisz od rzeczy. Mogłabyś mieszkać w wieży Gryffindoru i niczego by to nie zmieniło, jesteś moją siostrą! Na Salazara… Starszą siostrą! Powinnaś być tą mądrzejszą… – mruknęła szatynka, nie patrząc Astorii w oczy. – Jak dobrze, że ty zawsze wiesz co robić i nie pakujesz się w kłopoty. Oh, Daphne, twoje życie jest w prost idealne – ironizowała blondynka. – Nie rozmawiamy wcale o mnie, dlaczego spotykasz się z tymi wszystkimi facetami? Oni na ciebie nie zasługują. Dlaczego robisz z siebie kogoś, kim nie jesteś? Chodzi o Malfoya? Próbujesz mu coś udowodnić? – kiedy w końcu Daphne wybuchła, wypluwając z siebie kolejne pytania, do sypialni weszła niczego nieświadoma Pansy Parkinson. Stanęła w progu, od razu wyczuła, że wpadła w sam środek kłótni. Usłyszała też nazwisko swojego przyjaciela. Pansy wiedziała, że ta rozmowa także musiała nadejść. Cieszyła się, że siostry Greengrass zaczęły bez niej, choć Parkinson wolałaby ominąć całą rozmowę. – Nie będziemy o tym rozmawiać, Daphne – powiedziała w końcu Astoria. Przyglądając się jak Parkinson odkłada swoje rzeczy na łóżko. – A właśnie, że tak! Co się wczoraj wydarzyło?! – Daphne podniosła głos i wstała z łóżka. Nie chciała się wycofywać, teraz musiała doprowadzić sprawę do końca. Nie zniosłaby, gdyby musiała zaczynać kłótnie z Astorią jeszcze raz. – Nic się nie wydarzyło! Miałam… średnio udaną randkę, zdarza się. – Astoria wyglądała jakby faktycznie nic ją nie obchodziło, ale obie jej współlokatorki wiedziały, że dzieje się z nią coś złego. – Randkę z Ronem Weasleyem? – zapytała w końcu Pansy, unosząc jedną brew. Obie siostry świdrowały ją teraz spojrzeniem. Astoria miała żądzę mordu w oczach. – To dlatego mówiłaś coś o Gryfonach? I o ratowaniu z kłopotów? – Daphne zaczęła łączyć wszystkie wątki, Astoria znalazła się w beznadziejnej sytuacji. Zarówno młodsza siostra jak i Parkinson nie zamierzały jej odpuścić. Blondynka machnięciem różdżki uchyliła okno, a potem wstała i zaczęła zdejmować luźne ubrania. Potrzebowała wyjść i znaleźć kogoś, kto sprawiłby, że przez chwilę poczułaby się lepiej. Natrętne myśli o Malfoyu nie dawały jej spokoju, a kiedy Daphne zaczęła rozdrapywać ten temat… Astoria zwyczajnie chciała na chwilę zapomnieć kim jest. Zaczęła wciągać pończochy na zgrabne nogi. – Powiesz o co chodzi z Weasleyem? Czy będziemy oglądać jak zmieniasz stanik? – zapytała w końcu Pansy, siadając po turecku na łóżku. Blondynka posłała jej mordercze spojrzenie, ale chwilę potem faktycznie przebrała sportowy stanik na coś bardziej eleganckiego. – Skąd ty w ogóle wiesz o Wealseyu? Szpiegujesz mnie? – Nie schlebiaj sobie, ten zamek wcale nie jest taki ogromny, ludzie plotkują. – Świetnie – skwitowała jedynie Astoria, wciągając przez głowę ciemnobrązową, dobrze dopasowaną sukienkę. Daphne była w szoku i wcale nie dlatego, że Astoria na oczach wszystkich zmieniła bieliznę. Dziewczyn nie krępowała nagość, już dawno przywykły do swoich nagich sylwetek, toteż Greengrass nie czuła zażenowania, przebierając się przy współlokatorkach. Tym bardziej, że jedna z nich była jej rodzoną siostrą. Mimo to, Daphne aż usiadła na łóżku, nie mogąc sobie wyobrazić siostry na randce z Gryfonem. Na chwilę zapomniała o problemach z Astorią, jedyne o czym była w stanie myśleć to jej związek z Nevilllem. Jeśli jej starsza siostra mogła pokazywać się z Gryfonami, to co stało Daphne na przeszkodzie?? Starała się nie pokazać, że jest przeszczęśliwa. Nie musiałaby się dłużej ukrywać! Jednak następne słowa siostry, sprawiły, że jej euforia zniknęła równie szybko, jak się pojawiła: – To nie Weasley był moją randką. Na samą myśl o nim, chce mi się rzygać – zrobiła teatralną minę – Umówiłam się z Paulem, Krukonem z ostatniej klasy, jednak… No cóż, kiepska randka. Weasley odprowadził mnie do lochów, nic więcej. – Wróciłaś kompletnie pijana – stwierdziła Pansy, doszukując się w całej historii drugiego dna. – Dlatego Weasley mnie odprowadził – rzuciła beznamiętnie blondynka, nie przerywając rozczesywania złotych włosów. – Zawsze, gdy wychodzisz na randkę to wracasz zupełnie pijana – zaczęła ostrożnie Daphne, gdy już pogodziła się, że ujawnienie jej związku nie wchodziło w grę. – Po prostu nie mogę ich znieść na trzeźwo, okej? – Powiedziała w końcu Astoria, wydała się być zażenowana tym, do czego właśnie się przyznała. Pansy biła się z myślami, próbując ustalić, czy powinna jeszcze bardziej rozdrapywać ten temat. – Posłuchaj As, nikt do końca nie wie jak to było z tobą i Draco, ale… – Zapewniam was, że to nie ma z nim nic wspólnego. – Nie? – Daphne uniosła jedną brew, przyglądając się siostrze sceptycznie. – Nie. Nie dogadaliśmy się z Malfoyem, ale to już zamknięty rozdział. Teraz po prostu cieszę się atencją. – Której nie możesz znieść na trzeźwo? – Pansy jak zwykle trafiła w sedno. Blondynka na chwilę się zawahała, przysiadła z powrotem na łóżku, choć była już gotowa do wyjścia. – Próbuje to rozgryźć, okej? – Facetów? – dopytała Daphne zdziwiona takim obrotem spraw. Do tej pory była przekonana, że jej siostra próbuje wzbudzić zazdrość Malfoya, jednak teraz nie była już taka pewna. – Siebie. Próbuje zrozumieć czego chce, co mi odpowiada, co lubię, a czego nie. Nie możecie się złość. – Nie złościmy się, tylko trochę martwimy – powiedziała cicho Pansy, niezdolna do spojrzenia blondynce w oczy. Różnie między nimi bywało i choć nigdy na głos nie zadeklarowały sobie przyjaźni, to Parkinson czuła, że jest między nimi nić porozumienia. – Więc się nie martwicie, poradzę sobie. – Czy naprawdę do odnalezienia siebie potrzebujesz tych wszystkich dupków? – zapytała znów Daphne. – To tylko miły dodatek. – Miły? – Młodsza z sióstr uniosła jedną brew. – Nie zawsze jest kolorowo, ale zazwyczaj jest znośnie. – Zasługujesz na dużo więcej niż „znośnie” – skwitowała Parkinson. – Pracuje nad tym – rzuciła przez ramię Astoria, zanim otworzyła drzwi. – Nie martwcie się o mnie, dziś będę w dobrych rękach – oświadczyła, wychodząc. Ani Parkinson, ani Daphne nie miały pojęcia, co to właściwie znaczy. * Ginny Weasley szła korytarzem w stronę swojego dormitorium. Jej szata ociekała błotem, pod koniec września na dworze było mokro, zimno i nieprzyjemnie. Jednak Gryfonka była szczęśliwa. To był naprawdę udany trening i strzeliła kilka naprawdę ładnych bramek. Żółtodziób z czwartej klasy nie miał z nią szans. Wydawało jej się, że usłyszała jakiś szelest za sobą. Zobaczyła wyliniałą kotkę Filcha i przyspieszyła kroku. Wcale nie miała ochoty na szlaban za zabłocenie korytarza. Chwyciła pewniej miotłę i puściła się biegiem. Zatrzymała się przed obrazem, strzegącym wejścia do dormitorium na czwartym piętrze. – Współpraca – mruknęła z przekąsem. Panna Weasley szczerze wątpiła w jakąkolwiek współpracę mieszkańców czwartego piętra. Portret odskoczył od ściany, ukazując wejście do salonu. Pomieszczanie było ciemne i puste. Ginevra liczyła, że spotka tu uczącą się Hermionę, która jednym machnięciem różdżki sprzątnie to całe błoto. Niestety Granger nigdzie nie było i Ginny wiedziała, że będzie męczyć się z bałaganem sama. Z drugiej strony dziewczyny trochę się unikały, bo przy piątkowej grze na wierzch wypłynęło kilka sekretów i chyba żadna nie była jeszcze gotowa o nich porozmawiać. Dziewczyna odstawiła miotłę, opierając ją o ścianę. Zdjęła brudne i mokre, wysokie buty. Zawahała się przez chwilę i rozejrzała po salonie. Była pewna, że jest sama. – Malfoy! – krzyknęła, ale nie doczekała się odpowiedzi. – Zabini!! – Żadnej reakcji. Zerknęła na obraz za sobą, ale nie zapowiadało się, żeby ktoś miał nagle wpaść do dormitorium. Czarownica zwyczajnie nie chciała roznosić błota po całym pokoju, toteż postanowiła pozbyć się szat w progu salonu. Odpięła szkarłatną pelerynę, a przemoczony płaszcz upadł na podłogę, brudząc wszystko wokół. Kolejno pozbyła się ochraniaczy na łydki i jasnych spodni. Chwyciła krańce szaty i zaczęła ją ściągać przez głowę. W dodatku Ginny chcąc jak najszybciej pozbyć się przemoczonych ubrań, nie rozpięła jednego guzika i nie potrafiła przełożyć szaty ani w jedną, ani w drugą stronę. Szamotała się parę chwil, gdy usłyszała to, czego tak bardzo nie chciała usłyszeć. Obraz za nią się przesuwał. Ktoś wszedł do środka. Wtedy w rozpaczy mocno szarpnęła za materiał, rozdzierając go trochę. Udało jej się pozbyć szaty i w samej bieliźnie stanęła przed Zabinim. Ślizgon zlustrował ją spojrzeniem, choć dziewczyna próbowała zasłonić się podartą szatą. – Nie wiem, co robisz Weasley. Ale proszę, nie przestawaj. – Bardzo zabawne – mruknęła dziewczyna, ironizując. Stali w niezręcznej ciszy przez krótki moment. – Długo będziesz się tak gapił? – zapytała w końcu Gryfonka, unosząc dumnie głowę. Blaise przytaknął, rzucając jej wyzwanie. Weasley tylko prychnęła. Upuściła brudną szatę, którą do tej pory zasłaniała się niczym ręcznikiem. Odwróciła się na pięcie i udała w stronę łazienki. Zabini bezceremonialnie gapił się na jej tyłek. Znowu. Odprowadził ją wzrokiem, a gdy zniknęła za drzwiami, zrobił krok do przodu, wchodząc w zostawione przez dziewczynę błoto. Przeklnął pod nosem i sięgnął po różdżkę. Podrapał się po głowie, bo żadne przydatne zaklęcie nie przychodziło mu do głowy. W rodzinnej rezydencji przecież nie zawracał sobie głowy sprzątaniem. Koniec końców użył popularnej formułki, zostawiając w salonie porządek. Ginny po gorącym prysznicu doszła do siebie. Miała nadzieje, że sobotni trening nie przysporzy jej przeziębienia, była skupiona na Quidditchu bardziej niż kiedykolwiek i osiągała spektakularne efekty. Harry chwalił ją dziś bez końca, co mile łechtało ego panny Weasley. Dziewczyna wyszła z łazienki, z ulgą przyjmując do wiadomości, że ktoś posprzątał za nią. Martwiło ją tylko, że zniknął jej sprzęt do Quidditcha. Nadal w puchatym szlafroku przeszła przez salon i zapukała do sypialni Ślizgonów. Jednak nikt jej nie otworzył. Zawołała Zabiniego, ale na próżno. Znów była sama w dormitorium. Postanowiła zaczekać na Blaise’a, bo zniknięcie ukochanej miotły niezwykle ją zirytowało. Ginny miała przeczucie, że Ślizgon przyłożył do tego różdżkę. * Draco siedział na czerwonej kanapie i studiował wyjątkowo opasły tom „Przeglądu eliksirów”. Ostatnio przedmiot profesora Slughorna spędzał mu sen z powiek, jednak nie miało to nic wspólnego z pracą domową. Draco wiedział, że ma coraz mniej czasu, a zapas eliksiru, który uważył dla niego Snape za życia, skończył się podczas wakacji. Tylko Severusowi ufał na tyle, aby przyznać się do tego, co zrobił. Draco wiedział, że i tak nikt oprócz Snape’a nie był w stanie mu pomóc. Gdy Czarny Pan zamordował jego chrzestnego Malfoy stracił jakiekolwiek wsparcie. Został sam i doskonale wiedział, że nie miał pojęcia co robić. Dlatego w każdej wolnej chwili zaczytywał się w książkach, licząc, że znajdzie tam odpowiedź na swój palący problem. Czuł się żałośnie. Wtedy usłyszał, że ktoś wykłóca się z portretem rycerza, strzegącym wejścia do dormitorium. Westchnął, dopiero co przeżył przesłuchanie Ginny Weasley, która najpierw wypytywała o Zabiniego, a potem oskarżyła dom Salazara o kradzież jej miotły do Quidditcha. Malfoy nie miał ochoty na kolejne dramaty. Podirytowany tym, że musiał przerwać swoje poszukiwania, podszedł do portretu i wypowiedział hasło. Obraz natychmiast odskoczył od ściany, a w przejściu Draco zobaczył Astorię Greengrass. Przeklnął ten dzień w myślach i bez słowa wpuścił ją do środka. –Czego chcesz? – zapytał bez ogródek, wodząc wzrokim za blondynką, która ciekawie rozglądała się po dormitorium prefektów. Słysząc ton jego głosu, odwróciła się prędko i podeszła bliżej Malfoya. – Wpadłam z niezapowiedzianą wizytą… – Chyba nieproszoną – mruknął pod nosem Ślizgon, ale Astorii wcale to nie zraziło. Wydawało jej się, że dobrze to rozgrywa. – Myślałam trochę o nas, o tym, co nas łączyło… – zrobiła znaczącą minę. – Myślę, że moglibyśmy do tego wrócić. – Blondyn już kręcił głową. – Nie ma takiej opcji, to byłoby nie w porządku. – Bo? – Astoria powoli traciła swoją pewność i opanowanie. Po wielu nieudanych randkach, które kończyły się w łóżku, wiedziała, że chce tylko Malfoya. I jeśli nie mogła go mieć całego, postanowiła zadowolić się chociaż namiastką relacji, postanowiła zaproponować mu seks bez zobowiązań. Wydało jej się to i tak lepsze niż ci wszyscy faceci, których widywała w przeciągu ostatnich miesięcy. – To byłoby nie w porządku, bo wiem, że coś do mnie czujesz. – To już chyba mój problem, prawda? – powiedziała, bawiąc się włosami. Zarzuciła mu ręce na szyję, zbliżając się znacznie. Draco wiedział, że ma przed sobą perfekcyjną dziewczynę. Wiedział również, że mógłby ją mieć w swoim łóżku w ciagu pięciu minut, ale nie chciał bardziej jej krzywdzić. Mimo wszystko myślał o czymś więcej niż czubek własnego nosa. Niechętnie zdjął jej ręce ze swoich barków, ale nie puścił jej dłoni. – Posłuchaj, to, co nas kiedyś łączyło… – westchnął – Seks był cudowny, ale za bardzo się w to wszystko zaangażowałaś. Dla mnie to tylko… – Łatwe pieprzenie, wiem. Poukładałam sobie to wszystko, Draco. Możemy wrócić do tego co było, pasuje mi to. – Teraz tak mówisz, ale to nieprawda. Wiem, że coś do mnie czujesz. Możesz w to nie uwierzyć, ale nie zamierzam cię wykorzystać z tego powodu. – Tak jak mówiłam, to już mój problem. – Nie. – Puścił w końcu jej zimne dłonie i odszedł kawałek. Sam nie wiedział, co go podkusiło, aby odmówić Greengrass, ale czuł, że zachowałyby się jak ostatni dupek, godząc się na jej propozycję. – Draco! – podniosła głos, bo jej frustracja sięgała zenitu. Astoria już dawno nie spotkała się z odmową. Zaproponowała Malfoyowi najlepszy możliwy układ, a mimo to jej odmówił. – Od kiedy jesteś takim gentlemanem, co? – zakpiła. Draco wiedział, że blondynka nie odpuści, już trochę ją znał. Uciekł się do najprostszego rozwiązania, postanowił ją okłamać. – Spotykam się z kimś – powiedział bez zająknięcia, patrząc jej w oczy. Widział, że Ślizgonka mu nie dowierzała. Musiał skłamać lepiej. – To nic poważnego, ale nie chcę tego zepsuć, okej? – Parkinson? – Astoria skrzyżowała ręce na piersiach. Blondyn jedynie pokręcił głową. – Ktoś, kogo nikt by się nie spodziewał. Zresztą, jestem z nią umówiony, powinnaś iść – dodał zaraz, chcąc pozbyć się Greengrass z dormitorium. Zaczynała go męczyć, a im dłużej na nią patrzał, tym bardziej skłonny był do przystania na jej propozycję. Nie chciał tego, bo nie potrzebował dodatkowych kłopotów. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. – Kim ona jest? – ponowiła pytanie dziewczyna. Musiała się dowiedzieć, czego jej brakuje. Czuła się niewystarczająco dobra. – Nie potrzebuje plotek – warknął Malfoy zniecierpliwiony. – Zaraz tu będzie, powinnaś już iść – dodał zaraz. Astoria prychnęła. – Poczekam – powiedziała hardo, siadając. Założyła nogę na nogę na znak, że nigdzie się nie wybiera. Malfoy był spalony. Potrzebowałby cudu, aby pozbyć się Astorii, a jeśli jego kłamstwo wyjdzie na jaw, blondynka nie da mu spokoju. Wymownie zerknął na zegarek, dochodziła szósta. Zaklnął pod nosem. Doskonale wiedział, co zaraz nastąpi. W życiu nie obmyślił gorszego planu. Wtedy, jak na zawołanie, portret odsłonił wejście i do dormitorium weszła Hermiona Granger. Astoria uchyliła usta ze zdziwienia, a potem zerwała się z fotela, obserwując Malfoya. Draco nie drgnął żaden mięsień, wiedział, że Granger pojawi się przed szóstą. Mieli zaplanowany patrol. Zerknął na Astorię, ale blondynka zdawała się nadal nie kupować jego wersji wydarzeń, chłopak wiedział, że nie ma już odwrotu. Musiał grać dalej. Spojrzał Granger w oczy i chciał rzucić proszące spojrzenie, ale szybko porzucił ten idiotyczny pomysł i starał się oczami jej powiedzieć: „ Do czasu gdy ona wyjdzie, udawaj moją dziewczynę". Hermiona chyba nie zrozumiała tej wiadomości, wodziła pytającym wzrokiem od Draco do Astorii. Czuła, że wpadła w jakąś pułapkę. – No w końcu jesteś, kochanie. Czekam od kwadransa – powiedział Malfoy i uśmiechnął się, a raczej wykrzywił twarz w jakimś grymasie. Hermiona wybauszyła na niego oczy, ale zanim Astoria dostrzegła jej zdziwienie i zmieszanie, Draco rzucił się na Gryfonkę, niezgrabnie ją obejmując. Był wyższy, toteż zasłonił całym sobą zdziwioną minę Granger. Hermiona nie wiedziała co się dzieje, czuła się, jakby trafiła do równoległej rzeczywistości. Już miała zasypać Ślizgonów gradem pytań, kiedy usłyszała szept Draco tuż nad uchem: – Zamknij się, dopóki ona nie wyjdzie. – Hermiona stała jak spetryfikowana, czując ramiona Ślizgona oplecione wokół jej pleców i talii. – Skiń głową, jeśli zrozumiałaś – warknął gdzieś nad jej uchem, chowając nos w jej gęste loki. Granger posłusznie skinęła i wtedy ją puścił. – Jak widzisz, mam plany na dzisiaj i najbliższe miesiące. Nie bierz tego do siebie, po prostu… – Oh, zamknij się – skwitowała tylko Astoria, mierząc Granger spojrzeniem. Nie mogła uwierzyć, że to dla miss mokrego swetra Draco ją odrzucił. Ich relacja wydawała się tak nierealna, że Astoria nie uwierzyła w to przedstawienie ani na moment, jednak jeśli Malfoy był na tyle zdesperowany, że postanowił wykorzystać Granger do spławienia jej, Astoria wiedziała, że nie ma czego szukać na czwartym piętrze. – Doprawdy, żałosne – powiedziała jeszcze blondynka, lustrując Hermionę od stóp do głów, a potem zniknęła w dziurze pod portretem. Gdy tylko Ślizgonka wyszła z dormitorium, Draco odwrócił się w stronę wkurzonej Granger. Hermiona wsparła się pod boki, posyłając mu oburzone i wściekłe spojrzenie. – CO TO MIAŁO BYĆ?! – wydarła się, zanim Malfoy zdążył chociażby się zająknąć. – Musiałem trochę nakłamać, a ty byłaś tak jakby pod ręką… – Dziewczyna sięgnęła po różdżkę. – Nie, nie, nie! Granger, to nie będzie koniecznie! – Draco uniósł ręce w poddańczym geście. – Gadaj co to wszystko miało znaczyć albo pożałujesz, że w ogóle potrafisz mówić! – Draco poczekał, aż Granger opuści różdżkę, poluzował sobie krawat, bo zrobiło mu się dziwnie gorąco. – Musiałem trochę okłamać Astorię, ona… Ona myśli, że tak jakby się spotykamy. – Słucham?! – Hermiona miała taką minę, że w normalnych okolicznościach Draco by się roześmiał. Wyglądała niedorzecznie. Nastolatek zerknął na zegarek. – Za dwie minuty zaczynamy patrol… – A więc masz dwie minuty, aby to wszystko nabrało sensu – odparła spokojnie Granger, próbując doszukać się choćby odrobiny logiki w tym, co mówił do niej Ślizgon. Blondyn westchnął przeciągle i zaczął od samego początku. * Ron czekał od kwadransa pod portretem Julii. Jednak w zachodnim skrzydle zamku nie było żywego ducha, wszyscy bawili się na przyjęciu Mistrza Eliksirów lub spędzali sobotni wieczór w pokojach wspólnych. Gryfon powoi tracił nadzieje, że znajdzie towarzystwo na dzisiejsze przyjęcie. Wiedział, że to mało prawdopodobne, żeby Astoria jednak się pojawiła, ale jakaś niewielka część jego świadomości miała nadzieję, że jednak zobaczy się ze Ślizgonką. Ronald sam nie wiedział dlaczego jej to wszystko zaproponował. Nadal niechętnie wspominał wydarzenia spod wieży Krukonów, a Paul nadal omijał go szerokim łukiem na korytarzach. Weasley westchnął, zerkając na zegarek. Nic nie wskazywało na to, że blondynka się pojawi. Po kolejnych dziesięciu minutach chłopak ruszył leniwym krokiem w stronę kwater Slughorna. Koniec końców musiał pojawić się na przyjęciu. Gryfon już niemal dotarł pod kwatery Mistrza Eliksirów, kiedy z głębi korytarza wyłoniły się trzy znajome sylwetki. Ron przystanął, uśmiechając się od ucha do ucha. – Namówiłem ich na imprezę, nieźle co? – od razu zagadnął Neville, przybijając z rudzielcem piątkę. Ron nie wierzył we własne szczęście. – Myślałem, że Qudditich… – zaczął podekscytowany Weasley, ale Harry tylko machnął ręką. – Nie chciałem tego przegapić, chodzą plotki, że zaprosiłeś starszą Greengrass – rzucił Potter, nadal się uśmiechając. Już dawno nie wierzył w plotki ani na swój temat, ani na temat swoich przyjaciół. – Dobrze wyglądasz – zagadnęła Ginny, przyglądając się bratu. Nastolatek poczuł się nieswojo, myślał, że wygłupił się ubierając wyjściową szatę. Jednak Ginevra nie mogła się napatrzeć, jej brat wyglądał rewelacyjnie, zupełnie go nie poznała w pierwszej chwili, swoją drogą wydało jej się dziwnie, że Ron aż tak dobrze się ubrał. Przeszło jej przez myśl, że plotka o Astorii mogła być prawdziwa. – Nie wiecie jak się cieszę, że idziecie ze mną, Neville, jak nic wiszę ci piwo – rozgadał się rudzielec, kiedy razem schodzili do lochów. Czuł się swobodnie wśród przyjaciół i pomyślał, że ten wieczór nie będzie taki zły. Prywatne kwatery Slughorna prezentowały się nienagannie. Ciemnozielone ciężkie zasłony w oknach pasowały do obicia kanap i foteli, a całe pomieszczenie rozświetlał wspaniały kryształowy żyrandol. Pod jedną ze ścian ustawiono stół bufetowy, Mistrz Eliksirów postarał się nawet o czekoladową fontannę, która wzbudzała niemałe zainteresowanie. Z ozdobnego magnetofonu grała muzyka, a w przestronnym salonie dało się słyszeć przyjemny szum rozmów. Gospodarz nie mógł przegapić przybycia słynnego Harry’ego Pottera i jego przyjaciół, toteż powitał ich wspaniałym toastem. Cała czwórka poczuła się nieswojo, kiedy wszyscy pozostali obecni przyglądali im się ciekawie. Szczególnie Harry miał ochotę zniknąć za którąś z zasłon. Jednak po kolejnym kwadransie i pogawędce z Horacym, czwórce przyjaciół udało wmieszać się w tłum. – Doprawiłam trochę poncz – powiedziała Ginny, podając Neville’owi kryształowy pękaty kielich. Chłopak pokręcił z niedowierzaniem głową, ale napił się bez wahania. W jego ślady poszli Harry i Ron. – Dobrze Ginny, że dbasz o nasze nawodnienie, mama byłaby dumna – rzucił pół-żartem Ron. Dziewczyna naprawdę się postarała, bo poncz aż palił w gardle. Gryfonka dźgnęła brata końcem różki pod żebra, ale nic nie odpowiedziała na tę zaczepkę. Neville niedługo potem ich zostawił, wymawiając się toaletą. – Co on tak ciągle znika? – Głośno myślał Harry, sącząc swój poncz. Ginny przygryzła wargę i rozejrzała się nerwowo. – Ty coś wiesz! – Ron oskarżycielsko wymierzył w nią palec. Dziewczyna westchnęła, przestępując z nogi na nogę. Okropnie chciała komuś powiedzieć. – No nie mów, że teraz będziemy mieli jakieś sekrety – namawiał ją Ronald, robiąc niewinną minę. Wyglądał tak komicznie, że Gryfonka się roześmiała, nieomal rozlała poncz. – Nie daj się prosić – dołożył swoje dwa kunty Harry. Ginny wywróciła oczami, ale potem nachyliła się w stronę chłopaków. – Neville ma dziewczynę – powiedziała z pełną powagą. Harry i Ron wymienili zdziwione spojrzenia. Mieszkali z Longbottom’em od blisko trzech tygodni i ani razu nic nie słyszeli o żadnej „dziewczynie”. – Powiedział ci? – zapytał Ronald, miał wrażenie, że Ginny próbuje ich wkręcić. – Nie w prost, ale gdy rozmawiałam z nim po naszym szlabanie, wiecie, tym z Zabinim… Coś zdecydowanie było na rzeczy. – Na rzeczy? No nie wiem, Giny, po co miałby to ukrywać? – przytomnie zapytał Harry. Ginny posłała mu tryumfujący uśmiech, a potem zniżyła głos do szeptu: – Bo tą dziewczyną prawdopodobnie jest Daphne Greengrass. e strzepane poduszki na łóżku. Ginny zniknęła na boisku do Quidditcha, nie miała ochoty na towarzystwo ani Granger, ani nikogo innego. Chciała odpocząć i przemyśleć wszystko, czego się wczoraj dowiedziała. Wciąż miała luki w pamięci, a jednak pewne wspomnienia dotyczące Zabiniego, wgryzły się w jej głowę i nie potrafiła ich z niej wyrzucić. Panna Granger w końcu postanowiła odszukać Rona i spędzić z nim trochę czasu. Czuła, że ostatnio zaniedbują ich relację, toteż w końcu wyszła z sypialni, kierując się do wieży Gryffindoru. W salonie siedział Malfoy, studiujący jakiś opasły tom. Hermiona po okładce rozpoznała encyklopedię eliksirów. Dziewczyna chciała przejść przez salon bez słowa, ale gdy tylko stanęła w drzwiach, Draco podniósł głowę znad książki. – Poszło nawet lepiej, niż zakładaliśmy – odezwał się, przerzucając strony. Hermiona usiadła w fotelu, a Ślizgon porzucił encyklopedię na dobre. – Lepiej? To była katastrofa – odparła nastolatka, unikają jego spojrzenia. Draco zmarszczył brwi. – Katastrofa? Dowiedzieliśmy się wszystkiego, a nawet więcej. Uważam, że poszło świetnie, poza tym, chyba mi nie powiesz, że źle się bawiłaś? – dopytał z cwanym uśmieszkiem. – Ginny wcale ze mną nie rozmawia, a ja też czuję, że… – Dziewczyna urwała w połowie zdania, wcale nie chciała mówić Malfoyowi o swoich odczuciach. Pluła sobie w brodę, że w ogóle zaczęła temat. – Wyrzuty sumienia? Daj spokój, Granger. Nie powiedziałaś niczego nieodpowiedniego. – Chłopak wzruszył ramionami. – Łatwo ci mówić, żadne z was nie wystawiło swojej drugiej połówki, żeby grać w ślizgońską grę wątpliwej moralności. – A więc chodzi o Weasleya? – Poniekąd – mruknęła Hermiona, wciąż unikając jego spojrzenia. – Nie przejmuj się, przecież nie jesteś do niego przyklejona, masz prawo, że się rozerwać. – Zabini mnie pocałował, Harry i Ginny słyszeli, że nie myślę o tym związku na poważnie, a ty… – zawiesiła głos – A ty biegałeś ze mną na rękach po całym pokoju. – Malfoy roześmiał się tylko. – I to nie daje ci spokoju? – zapytał w końcu, choć domyślał się, co Granger naprawdę myśli. Nastolatka milczała dłuższą chwilę, jakby ważyła każde słowo. – Nie – podjęła w końcu – Chodzi o to, że świetnie się bawiłam. – Masz do tego prawo. – Świetnie się bawiłam bez niego, przez cały wieczór nawet nie pomyślałam, że wolałabym ten czas spędzić z nim, niż z Harrym, Ginny, tobą… – Hermiona poczuła się jeszcze gorzej, wypowiadając te słowa na głos. Wstała gwałtownie z fotela. – Idę go znaleźć – rzuciła tylko, zanim Draco zdążył cokolwiek powiedzieć. W mgnieniu oka znalazła się przy portrecie i wyszła na korytarz. Czuła się nieswojo po tej rozmowie z Malfoyem. Zupełnie jakby zdradziła z nim Rona, zdradziła mu jej prywatne sekrety. W końcu ruszyła do wieży Gryffindoru. Ron właśnie rozgrywał partię szachów, kiedy Hermiona pojawiła się w pokoju wspólnym. Widząc ją od razu się rozpromienił, nieuważnie przestawiając hetmana i podkładając się Seamusowi. Mulat nie wierzył we własne szczęście, matując króla przeciwnika. Jeszcze nigdy nie wygrał z Weasleyem w szachy, ale rudzielec już prawie zapomniał o rozgrywanej partii, tuląc do siebie Granger. Dziewczyna poczuła się zawstydzona tym powitaniem. Coś ściskało ją w dołku, kiedy patrzała w niebieskie ufne oczy Rona, a przez głowę przelatywały jej wspomnienia minionego wieczoru. – Coś się stało? Wydajesz się być przemęczona – zagaił Ron, bacznie obserwując swoją dziewczynę. Granger zbyła go machnięciem ręki. – Dużo obowiązków i dużo pracy domowej – odparła, wymijająco. Para zajęła jeden z foteli, a Ron usadził dziewczynę na swoich kolanach. – Dobrze, więc dziś odpoczywamy – zakomunikował, masując ją po plecach. Panna Granger odprężyła się, rozluźniając napięte mięśnie. – Miałam zabrać się za wypracowanie z… – Nie chcę tego słuchać, jest sobota na litość Merlina. Żadnych… obowiązków, cholera – mruknął pod nosem rudzielec, przypominając sobie, że przecież czeka go przyjęcie u profesora Slughorna. Harry’emu udało się wymigać, zasłonił się treningiem Quidditcha. Jednak Ron w tym roku nie dołączył do drużyny, toteż Mistrz Eliksirów oczekiwał, że się pojawi. Myśl o przyjęciu sprawiła, że przypomniał sobie o jeszcze jednej niewygodnej sprawie. O Astorii Greengrass. – Coś nie tak? – spytała Hermiona, odgarniając mu rude włosy z czoła. – Dziś spotkanie Klubu Ślimaka – powiedział markotnie Ron, ale gdy tylko zauważył, że pannie Granger zrzedła mina, od razu zmienił ton: – Oczywiście będziemy się świetnie bawić, przyda ci się odrobina rozrywki. – Granger milczała przed dłuższą chwilę, podczas gdy Ron nadal delikatnie masował ją po plecach. – Ja nie idę – powiedziała w końcu dziewczyna. – Ale Slughorn… – Powiedziałam, że mam patron z Malfoyem. Swoją drogą to po części prawda. – Skończysz patrol o siódmej, przyjęcie będzie trwało dopiero od godziny. – Nie mam ochoty iść – powiedziała wprost, wstając z jego kolan. Ron nie rozumiał dlaczego Hermiona nagle stała się dla niego oschła. – Ja początkowo też, ale wiesz, moglibyśmy w końcu spędzić razem trochę czasu. – Dziewczyna pokręciła głową, unikając jego spojrzenia. Czuła się paskudnie, traktując Rona w ten sposób, a jednocześnie na samą myśl o wieczorze w jego towarzystwie coś ją skręcało. Już wolała patrol z Malfoyem. Miała ochotę dać sobie w twarz za samą tą myśl. – Nie dam rady dzisiaj, muszę odpocząć. Ale ty powinieneś iść! – Jaki jest sens, jeśli ty nie idziesz? W takim razie spędzimy razem wieczór, poproszę skrzaty o coś dobrego do jedzenia i spotkamy się po twoim patrolu. – Nie, Ron. Chyba muszę pobyć sama. Potrzebuję… – Ostatnio cały czas jesteś sama, czy coś się dzieje, Hermiono? – Dziewczyna westchnęła, siadając w fotelu. Ron kucnął przy niej, zaglądając jej w twarz, którą próbowała ukryć za kaskadą loków. – Co się dzieje? – ponowił pytanie. Wyglądał na zatroskanego, ale podskórnie był tym wszystkim zmęczony. Czuł, że Hermiona nie jest z nim szczera, poza tym wkładał w ten związek całego siebie, podczas gdy pani Prefekt, rzadko kiedy potrafiła znaleźć dla niego więcej czasu niż dwadzieścia minut przerwy obiadowej. – Mam teraz dużo na głowie – odparła w końcu nastolatka, podnosząc na niego wzrok. – Więc dlaczego nie mogę ci pomóc? Albo przynajmniej być przy tobie, dlaczego mnie odpychasz? – Proszę cię Ron, to nie jest dobry czas ani miejsce na taką rozmowę, nie odpycham cię, po prostu próbuje sobie to wszystko poukładać. – Chłopak westchnął, prostując się. – Okej, w takim razie do zobaczenia jutro? – powiedział z sarkazmem, co trochę ją zabolało. Hermiona nie chciała już dłużej siedzieć w Wieży Gryffindoru. – Chyba tak, do jutra – powiedziała, wstając z fotela. Zanim Ron zdążył cokolwiek odpowiedzieć, dziewczyna zniknęła w dziurze za portretem. Ron usiadł w fotelu, wcześniej zajmowanym przez Hermionę. Nie chciała dłużej analizować jej zachowania, jej oziębłości, ale mimowolnie i tak to robił. Zbył Seamusa i Longbottoma, którzy z resztą nie mówili o niczym innym oprócz przyjęcia Slughorna. To też go męczyło, bo wszystko wskazywało na to, że jego towarzystwem na wieczór okaże się Astoria. * Daphne Greengrass właśnie wróciła z poobiedniego spaceru. Oczywiście wyszła na błonia tylko po to, aby spotkać się z Nevillem. Między nimi układało się fantastycznie, mimo drobnych sprzeczek. Dziewczyna czuła przysłowiowe motylki, gdy tylko widziała jego twarz, wszystko układało się cudownie i Ślizgonka czuła, że prędzej czy później to wszystko straci. Dreszcz przebiegł jej po plecach, gdy przekroczyła próg pokoju wspólnego Ślizgonów. Choć nic nie wskazywało na to, że jej romansowi coś zagraża, Daphne wiedziała, że wydarzy się coś złego. Już niedługo. Odpędziła od siebie ponure myśli, chcąc jeszcze przez moment żyć cudownym popołudniem w objęciach Longbottoma i kiedy z uśmiechem na ustach przekroczyła próg sypialni, naskoczyła na nią Astoria. Daphne, gdy tylko zobaczyła ją w dresowych spodniach i nieułożonych włosach, bez choćby grama makijażu czy zaklęcia na bladej twarzy, wiedziała, że z jej siostrą dzieje się coś niedobrego. – Gdzie się podziewałaś? – zapytała Astoria, a jej ton nie wróżył niczego dobrego. Daphne aż przebiegły ciarki, marzyła o powrocie Parkinson, bo tylko z nią mogłaby okiełznać tajfun, który nadciągał. Młodsza dziewczyna zamknęła za sobą drzwi, pozbyła się płaszcza i usiadła obok siostry na łóżku. – Byłam na spacerze, świeże powietrze dobrze robi po całym tygodniu zamknięcia w tych zapleśniałych klasach. – Co ty znowu kombinujesz? Przysięgam, że jeśli ciebie też zaraz Gryfoni będą wyciągać z kłopotów to zamienię cię w żabę. – O czym ty mówisz? Jakich kłopotów? Byłam się tylko przewietrzyć! – Zapadła krótka cisza, a Daphne biła się z myślami. Widziała, że z jej siostrą dzieje się coś niedobrego i obwiniała o to Malfoya. Choć blondynka nigdy by się do tego nie przyznała, Daphne wiedziała, że Draco złamał jej siostrze serce. W końcu, mając z tyłu głowy cudowne popołudnie z Nevillem, zapytała: – Czy jacyś Gryfoni przysporzyli ci kłopotów? – Astoria wywróciła oczami. – To JA przysparzam kłopotów, nie bądź niemądra – powiedziała, odwracając wzrok. – Co się wczoraj stało? Mam dość odwracania wzroku, gdy wracasz całkowicie pijana. A ostatnio często ci się zdarza, nadal jesteś w szkole. Co ty w ogóle wyprawiasz? – Dzięki za wsparcie – mruknęła blondynka, odsuwając się od siostry. – To, co robię i z kim, to nie jest niczyja sprawa. Poza tym, jeśli jestem tak wielkim problemem to poproś Slughorna o zmianę współlokatorki! – Mówisz od rzeczy. Mogłabyś mieszkać w wieży Gryffindoru i niczego by to nie zmieniło, jesteś moją siostrą! Na Salazara… Starszą siostrą! Powinnaś być tą mądrzejszą… – mruknęła szatynka, nie patrząc Astorii w oczy. – Jak dobrze, że ty zawsze wiesz co robić i nie pakujesz się w kłopoty. Oh, Daphne, twoje życie jest w prost idealne – ironizowała blondynka. – Nie rozmawiamy wcale o mnie, dlaczego spotykasz się z tymi wszystkimi facetami? Oni na ciebie nie zasługują. Dlaczego robisz z siebie kogoś, kim nie jesteś? Chodzi o Malfoya? Próbujesz mu coś udowodnić? – kiedy w końcu Daphne wybuchła, wypluwając z siebie kolejne pytania, do sypialni weszła niczego nieświadoma Pansy Parkinson. Stanęła w progu, od razu wyczuła, że wpadła w sam środek kłótni. Usłyszała też nazwisko swojego przyjaciela. Pansy wiedziała, że ta rozmowa także musiała nadejść. Cieszyła się, że siostry Greengrass zaczęły bez niej, choć Parkinson wolałaby ominąć całą rozmowę. – Nie będziemy o tym rozmawiać, Daphne – powiedziała w końcu Astoria. Przyglądając się jak Parkinson odkłada swoje rzeczy na łóżko. – A właśnie, że tak! Co się wczoraj wydarzyło?! – Daphne podniosła głos i wstała z łóżka. Nie chciała się wycofywać, teraz musiała doprowadzić sprawę do końca. Nie zniosłaby, gdyby musiała zaczynać kłótnie z Astorią jeszcze raz. – Nic się nie wydarzyło! Miałam… średnio udaną randkę, zdarza się. – Astoria wyglądała jakby faktycznie nic ją nie obchodziło, ale obie jej współlokatorki wiedziały, że dzieje się z nią coś złego. – Randkę z Ronem Weasleyem? – zapytała w końcu Pansy, unosząc jedną brew. Obie siostry świdrowały ją teraz spojrzeniem. Astoria miała żądzę mordu w oczach. – To dlatego mówiłaś coś o Gryfonach? I o ratowaniu z kłopotów? – Daphne zaczęła łączyć wszystkie wątki, Astoria znalazła się w beznadziejnej sytuacji. Zarówno młodsza siostra jak i Parkinson nie zamierzały jej odpuścić. Blondynka machnięciem różdżki uchyliła okno, a potem wstała i zaczęła zdejmować luźne ubrania. Potrzebowała wyjść i znaleźć kogoś, kto sprawiłby, że przez chwilę poczułaby się lepiej. Natrętne myśli o Malfoyu nie dawały jej spokoju, a kiedy Daphne zaczęła rozdrapywać ten temat… Astoria zwyczajnie chciała na chwilę zapomnieć kim jest. Zaczęła wciągać pończochy na zgrabne nogi. – Powiesz o co chodzi z Weasleyem? Czy będziemy oglądać jak zmieniasz stanik? – zapytała w końcu Pansy, siadając po turecku na łóżku. Blondynka posłała jej mordercze spojrzenie, ale chwilę potem faktycznie przebrała sportowy stanik na coś bardziej eleganckiego. – Skąd ty w ogóle wiesz o Wealseyu? Szpiegujesz mnie? – Nie schlebiaj sobie, ten zamek wcale nie jest taki ogromny, ludzie plotkują. – Świetnie – skwitowała jedynie Astoria, wciągając przez głowę ciemnobrązową, dobrze dopasowaną sukienkę. Daphne była w szoku i wcale nie dlatego, że Astoria na oczach wszystkich zmieniła bieliznę. Dziewczyn nie krępowała nagość, już dawno przywykły do swoich nagich sylwetek, toteż Greengrass nie czuła zażenowania, przebierając się przy współlokatorkach. Tym bardziej, że jedna z nich była jej rodzoną siostrą. Mimo to, Daphne aż usiadła na łóżku, nie mogąc sobie wyobrazić siostry na randce z Gryfonem. Na chwilę zapomniała o problemach z Astorią, jedyne o czym była w stanie myśleć to jej związek z Nevilllem. Jeśli jej starsza siostra mogła pokazywać się z Gryfonami, to co stało Daphne na przeszkodzie?? Starała się nie pokazać, że jest przeszczęśliwa. Nie musiałaby się dłużej ukrywać! Jednak następne słowa siostry, sprawiły, że jej euforia zniknęła równie szybko, jak się pojawiła: – To nie Weasley był moją randką. Na samą myśl o nim, chce mi się rzygać – zrobiła teatralną minę – Umówiłam się z Paulem, Krukonem z ostatniej klasy, jednak… No cóż, kiepska randka. Weasley odprowadził mnie do lochów, nic więcej. – Wróciłaś kompletnie pijana – stwierdziła Pansy, doszukując się w całej historii drugiego dna. – Dlatego Weasley mnie odprowadził – rzuciła beznamiętnie blondynka, nie przerywając rozczesywania złotych włosów. – Zawsze, gdy wychodzisz na randkę to wracasz zupełnie pijana – zaczęła ostrożnie Daphne, gdy już pogodziła się, że ujawnienie jej związku nie wchodziło w grę. – Po prostu nie mogę ich znieść na trzeźwo, okej? – Powiedziała w końcu Astoria, wydała się być zażenowana tym, do czego właśnie się przyznała. Pansy biła się z myślami, próbując ustalić, czy powinna jeszcze bardziej rozdrapywać ten temat. – Posłuchaj As, nikt do końca nie wie jak to było z tobą i Draco, ale… – Zapewniam was, że to nie ma z nim nic wspólnego. – Nie? – Daphne uniosła jedną brew, przyglądając się siostrze sceptycznie. – Nie. Nie dogadaliśmy się z Malfoyem, ale to już zamknięty rozdział. Teraz po prostu cieszę się atencją. – Której nie możesz znieść na trzeźwo? – Pansy jak zwykle trafiła w sedno. Blondynka na chwilę się zawahała, przysiadła z powrotem na łóżku, choć była już gotowa do wyjścia. – Próbuje to rozgryźć, okej? – Facetów? – dopytała Daphne zdziwiona takim obrotem spraw. Do tej pory była przekonana, że jej siostra próbuje wzbudzić zazdrość Malfoya, jednak teraz nie była już taka pewna. – Siebie. Próbuje zrozumieć czego chce, co mi odpowiada, co lubię, a czego nie. Nie możecie się złość. – Nie złościmy się, tylko trochę martwimy – powiedziała cicho Pansy, niezdolna do spojrzenia blondynce w oczy. Różnie między nimi bywało i choć nigdy na głos nie zadeklarowały sobie przyjaźni, to Parkinson czuła, że jest między nimi nić porozumienia. – Więc się nie martwicie, poradzę sobie. – Czy naprawdę do odnalezienia siebie potrzebujesz tych wszystkich dupków? – zapytała znów Daphne. – To tylko miły dodatek. – Miły? – Młodsza z sióstr uniosła jedną brew. – Nie zawsze jest kolorowo, ale zazwyczaj jest znośnie. – Zasługujesz na dużo więcej niż „znośnie” – skwitowała Parkinson. – Pracuje nad tym – rzuciła przez ramię Astoria, zanim otworzyła drzwi. – Nie martwcie się o mnie, dziś będę w dobrych rękach – oświadczyła, wychodząc. Ani Parkinson, ani Daphne nie miały pojęcia, co to właściwie znaczy. * Ginny Weasley szła korytarzem w stronę swojego dormitorium. Jej szata ociekała błotem, pod koniec września na dworze było mokro, zimno i nieprzyjemnie. Jednak Gryfonka była szczęśliwa. To był naprawdę udany trening i strzeliła kilka naprawdę ładnych bramek. Żółtodziób z czwartej klasy nie miał z nią szans. Wydawało jej się, że usłyszała jakiś szelest za sobą. Zobaczyła wyliniałą kotkę Filcha i przyspieszyła kroku. Wcale nie miała ochoty na szlaban za zabłocenie korytarza. Chwyciła pewniej miotłę i puściła się biegiem. Zatrzymała się przed obrazem, strzegącym wejścia do dormitorium na czwartym piętrze. – Współpraca – mruknęła z przekąsem. Panna Weasley szczerze wątpiła w jakąkolwiek współpracę mieszkańców czwartego piętra. Portret odskoczył od ściany, ukazując wejście do salonu. Pomieszczanie było ciemne i puste. Ginevra liczyła, że spotka tu uczącą się Hermionę, która jednym machnięciem różdżki sprzątnie to całe błoto. Niestety Granger nigdzie nie było i Ginny wiedziała, że będzie męczyć się z bałaganem sama. Z drugiej strony dziewczyny trochę się unikały, bo przy piątkowej grze na wierzch wypłynęło kilka sekretów i chyba żadna nie była jeszcze gotowa o nich porozmawiać. Dziewczyna odstawiła miotłę, opierając ją o ścianę. Zdjęła brudne i mokre, wysokie buty. Zawahała się przez chwilę i rozejrzała po salonie. Była pewna, że jest sama. – Malfoy! – krzyknęła, ale nie doczekała się odpowiedzi. – Zabini!! – Żadnej reakcji. Zerknęła na obraz za sobą, ale nie zapowiadało się, żeby ktoś miał nagle wpaść do dormitorium. Czarownica zwyczajnie nie chciała roznosić błota po całym pokoju, toteż postanowiła pozbyć się szat w progu salonu. Odpięła szkarłatną pelerynę, a przemoczony płaszcz upadł na podłogę, brudząc wszystko wokół. Kolejno pozbyła się ochraniaczy na łydki i jasnych spodni. Chwyciła krańce szaty i zaczęła ją ściągać przez głowę. W dodatku Ginny chcąc jak najszybciej pozbyć się przemoczonych ubrań, nie rozpięła jednego guzika i nie potrafiła przełożyć szaty ani w jedną, ani w drugą stronę. Szamotała się parę chwil, gdy usłyszała to, czego tak bardzo nie chciała usłyszeć. Obraz za nią się przesuwał. Ktoś wszedł do środka. Wtedy w rozpaczy mocno szarpnęła za materiał, rozdzierając go trochę. Udało jej się pozbyć szaty i w samej bieliźnie stanęła przed Zabinim. Ślizgon zlustrował ją spojrzeniem, choć dziewczyna próbowała zasłonić się podartą szatą. – Nie wiem, co robisz Weasley. Ale proszę, nie przestawaj. – Bardzo zabawne – mruknęła dziewczyna, ironizując. Stali w niezręcznej ciszy przez krótki moment. – Długo będziesz się tak gapił? – zapytała w końcu Gryfonka, unosząc dumnie głowę. Blaise przytaknął, rzucając jej wyzwanie. Weasley tylko prychnęła. Upuściła brudną szatę, którą do tej pory zasłaniała się niczym ręcznikiem. Odwróciła się na pięcie i udała w stronę łazienki. Zabini bezceremonialnie gapił się na jej tyłek. Znowu. Odprowadził ją wzrokiem, a gdy zniknęła za drzwiami, zrobił krok do przodu, wchodząc w zostawione przez dziewczynę błoto. Przeklnął pod nosem i sięgnął po różdżkę. Podrapał się po głowie, bo żadne przydatne zaklęcie nie przychodziło mu do głowy. W rodzinnej rezydencji przecież nie zawracał sobie głowy sprzątaniem. Koniec końców użył popularnej formułki, zostawiając w salonie porządek. Ginny po gorącym prysznicu doszła do siebie. Miała nadzieje, że sobotni trening nie przysporzy jej przeziębienia, była skupiona na Quidditchu bardziej niż kiedykolwiek i osiągała spektakularne efekty. Harry chwalił ją dziś bez końca, co mile łechtało ego panny Weasley. Dziewczyna wyszła z łazienki, z ulgą przyjmując do wiadomości, że ktoś posprzątał za nią. Martwiło ją tylko, że zniknął jej sprzęt do Quidditcha. Nadal w puchatym szlafroku przeszła przez salon i zapukała do sypialni Ślizgonów. Jednak nikt jej nie otworzył. Zawołała Zabiniego, ale na próżno. Znów była sama w dormitorium. Postanowiła zaczekać na Blaise’a, bo zniknięcie ukochanej miotły niezwykle ją zirytowało. Ginny miała przeczucie, że Ślizgon przyłożył do tego różdżkę. * Draco siedział na czerwonej kanapie i studiował wyjątkowo opasły tom „Przeglądu eliksirów”. Ostatnio przedmiot profesora Slughorna spędzał mu sen z powiek, jednak nie miało to nic wspólnego z pracą domową. Draco wiedział, że ma coraz mniej czasu, a zapas eliksiru, który uważył dla niego Snape za życia, skończył się podczas wakacji. Tylko Severusowi ufał na tyle, aby przyznać się do tego, co zrobił. Draco wiedział, że i tak nikt oprócz Snape’a nie był w stanie mu pomóc. Gdy Czarny Pan zamordował jego chrzestnego Malfoy stracił jakiekolwiek wsparcie. Został sam i doskonale wiedział, że nie miał pojęcia co robić. Dlatego w każdej wolnej chwili zaczytywał się w książkach, licząc, że znajdzie tam odpowiedź na swój palący problem. Czuł się żałośnie. Wtedy usłyszał, że ktoś wykłóca się z portretem rycerza, strzegącym wejścia do dormitorium. Westchnął, dopiero co przeżył przesłuchanie Ginny Weasley, która najpierw wypytywała o Zabiniego, a potem oskarżyła dom Salazara o kradzież jej miotły do Quidditcha. Malfoy nie miał ochoty na kolejne dramaty. Podirytowany tym, że musiał przerwać swoje poszukiwania, podszedł do portretu i wypowiedział hasło. Obraz natychmiast odskoczył od ściany, a w przejściu Draco zobaczył Astorię Greengrass. Przeklnął ten dzień w myślach i bez słowa wpuścił ją do środka. –Czego chcesz? – zapytał bez ogródek, wodząc wzrokim za blondynką, która ciekawie rozglądała się po dormitorium prefektów. Słysząc ton jego głosu, odwróciła się prędko i podeszła bliżej Malfoya. – Wpadłam z niezapowiedzianą wizytą… – Chyba nieproszoną – mruknął pod nosem Ślizgon, ale Astorii wcale to nie zraziło. Wydawało jej się, że dobrze to rozgrywa. – Myślałam trochę o nas, o tym, co nas łączyło… – zrobiła znaczącą minę. – Myślę, że moglibyśmy do tego wrócić. – Blondyn już kręcił głową. – Nie ma takiej opcji, to byłoby nie w porządku. – Bo? – Astoria powoli traciła swoją pewność i opanowanie. Po wielu nieudanych randkach, które kończyły się w łóżku, wiedziała, że chce tylko Malfoya. I jeśli nie mogła go mieć całego, postanowiła zadowolić się chociaż namiastką relacji, postanowiła zaproponować mu seks bez zobowiązań. Wydało jej się to i tak lepsze niż ci wszyscy faceci, których widywała w przeciągu ostatnich miesięcy. – To byłoby nie w porządku, bo wiem, że coś do mnie czujesz. – To już chyba mój problem, prawda? – powiedziała, bawiąc się włosami. Zarzuciła mu ręce na szyję, zbliżając się znacznie. Draco wiedział, że ma przed sobą perfekcyjną dziewczynę. Wiedział również, że mógłby ją mieć w swoim łóżku w ciagu pięciu minut, ale nie chciał bardziej jej krzywdzić. Mimo wszystko myślał o czymś więcej niż czubek własnego nosa. Niechętnie zdjął jej ręce ze swoich barków, ale nie puścił jej dłoni. – Posłuchaj, to, co nas kiedyś łączyło… – westchnął – Seks był cudowny, ale za bardzo się w to wszystko zaangażowałaś. Dla mnie to tylko… – Łatwe pieprzenie, wiem. Poukładałam sobie to wszystko, Draco. Możemy wrócić do tego co było, pasuje mi to. – Teraz tak mówisz, ale to nieprawda. Wiem, że coś do mnie czujesz. Możesz w to nie uwierzyć, ale nie zamierzam cię wykorzystać z tego powodu. – Tak jak mówiłam, to już mój problem. – Nie. – Puścił w końcu jej zimne dłonie i odszedł kawałek. Sam nie wiedział, co go podkusiło, aby odmówić Greengrass, ale czuł, że zachowałyby się jak ostatni dupek, godząc się na jej propozycję. – Draco! – podniosła głos, bo jej frustracja sięgała zenitu. Astoria już dawno nie spotkała się z odmową. Zaproponowała Malfoyowi najlepszy możliwy układ, a mimo to jej odmówił. – Od kiedy jesteś takim gentlemanem, co? – zakpiła. Draco wiedział, że blondynka nie odpuści, już trochę ją znał. Uciekł się do najprostszego rozwiązania, postanowił ją okłamać. – Spotykam się z kimś – powiedział bez zająknięcia, patrząc jej w oczy. Widział, że Ślizgonka mu nie dowierzała. Musiał skłamać lepiej. – To nic poważnego, ale nie chcę tego zepsuć, okej? – Parkinson? – Astoria skrzyżowała ręce na piersiach. Blondyn jedynie pokręcił głową. – Ktoś, kogo nikt by się nie spodziewał. Zresztą, jestem z nią umówiony, powinnaś iść – dodał zaraz, chcąc pozbyć się Greengrass z dormitorium. Zaczynała go męczyć, a im dłużej na nią patrzał, tym bardziej skłonny był do przystania na jej propozycję. Nie chciał tego, bo nie potrzebował dodatkowych kłopotów. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. – Kim ona jest? – ponowiła pytanie dziewczyna. Musiała się dowiedzieć, czego jej brakuje. Czuła się niewystarczająco dobra. – Nie potrzebuje plotek – warknął Malfoy zniecierpliwiony. – Zaraz tu będzie, powinnaś już iść – dodał zaraz. Astoria prychnęła. – Poczekam – powiedziała hardo, siadając. Założyła nogę na nogę na znak, że nigdzie się nie wybiera. Malfoy był spalony. Potrzebowałby cudu, aby pozbyć się Astorii, a jeśli jego kłamstwo wyjdzie na jaw, blondynka nie da mu spokoju. Wymownie zerknął na zegarek, dochodziła szósta. Zaklnął pod nosem. Doskonale wiedział, co zaraz nastąpi. W życiu nie obmyślił gorszego planu. Wtedy, jak na zawołanie, portret odsłonił wejście i do dormitorium weszła Hermiona Granger. Astoria uchyliła usta ze zdziwienia, a potem zerwała się z fotela, obserwując Malfoya. Draco nie drgnął żaden mięsień, wiedział, że Granger pojawi się przed szóstą. Mieli zaplanowany patrol. Zerknął na Astorię, ale blondynka zdawała się nadal nie kupować jego wersji wydarzeń, chłopak wiedział, że nie ma już odwrotu. Musiał grać dalej. Spojrzał Granger w oczy i chciał rzucić proszące spojrzenie, ale szybko porzucił ten idiotyczny pomysł i starał się oczami jej powiedzieć: „ Do czasu gdy ona wyjdzie, udawaj moją dziewczynę". Hermiona chyba nie zrozumiała tej wiadomości, wodziła pytającym wzrokiem od Draco do Astorii. Czuła, że wpadła w jakąś pułapkę. – No w końcu jesteś, kochanie. Czekam od kwadransa – powiedział Malfoy i uśmiechnął się, a raczej wykrzywił twarz w jakimś grymasie. Hermiona wybauszyła na niego oczy, ale zanim Astoria dostrzegła jej zdziwienie i zmieszanie, Draco rzucił się na Gryfonkę, niezgrabnie ją obejmując. Był wyższy, toteż zasłonił całym sobą zdziwioną minę Granger. Hermiona nie wiedziała co się dzieje, czuła się, jakby trafiła do równoległej rzeczywistości. Już miała zasypać Ślizgonów gradem pytań, kiedy usłyszała szept Draco tuż nad uchem: – Zamknij się, dopóki ona nie wyjdzie. – Hermiona stała jak spetryfikowana, czując ramiona Ślizgona oplecione wokół jej pleców i talii. – Skiń głową, jeśli zrozumiałaś – warknął gdzieś nad jej uchem, chowając nos w jej gęste loki. Granger posłusznie skinęła i wtedy ją puścił. – Jak widzisz, mam plany na dzisiaj i najbliższe miesiące. Nie bierz tego do siebie, po prostu… – Oh, zamknij się – skwitowała tylko Astoria, mierząc Granger spojrzeniem. Nie mogła uwierzyć, że to dla miss mokrego swetra Draco ją odrzucił. Ich relacja wydawała się tak nierealna, że Astoria nie uwierzyła w to przedstawienie ani na moment, jednak jeśli Malfoy był na tyle zdesperowany, że postanowił wykorzystać Granger do spławienia jej, Astoria wiedziała, że nie ma czego szukać na czwartym piętrze. – Doprawdy, żałosne – powiedziała jeszcze blondynka, lustrując Hermionę od stóp do głów, a potem zniknęła w dziurze pod portretem. Gdy tylko Ślizgonka wyszła z dormitorium, Draco odwrócił się w stronę wkurzonej Granger. Hermiona wsparła się pod boki, posyłając mu oburzone i wściekłe spojrzenie. – CO TO MIAŁO BYĆ?! – wydarła się, zanim Malfoy zdążył chociażby się zająknąć. – Musiałem trochę nakłamać, a ty byłaś tak jakby pod ręką… – Dziewczyna sięgnęła po różdżkę. – Nie, nie, nie! Granger, to nie będzie koniecznie! – Draco uniósł ręce w poddańczym geście. – Gadaj co to wszystko miało znaczyć albo pożałujesz, że w ogóle potrafisz mówić! – Draco poczekał, aż Granger opuści różdżkę, poluzował sobie krawat, bo zrobiło mu się dziwnie gorąco. – Musiałem trochę okłamać Astorię, ona… Ona myśli, że tak jakby się spotykamy. – Słucham?! – Hermiona miała taką minę, że w normalnych okolicznościach Draco by się roześmiał. Wyglądała niedorzecznie. Nastolatek zerknął na zegarek. – Za dwie minuty zaczynamy patrol… – A więc masz dwie minuty, aby to wszystko nabrało sensu – odparła spokojnie Granger, próbując doszukać się choćby odrobiny logiki w tym, co mówił do niej Ślizgon. Blondyn westchnął przeciągle i zaczął od samego początku. * Ron czekał od kwadransa pod portretem Julii. Jednak w zachodnim skrzydle zamku nie było żywego ducha, wszyscy bawili się na przyjęciu Mistrza Eliksirów lub spędzali sobotni wieczór w pokojach wspólnych. Gryfon powoi tracił nadzieje, że znajdzie towarzystwo na dzisiejsze przyjęcie. Wiedział, że to mało prawdopodobne, żeby Astoria jednak się pojawiła, ale jakaś niewielka część jego świadomości miała nadzieję, że jednak zobaczy się ze Ślizgonką. Ronald sam nie wiedział dlaczego jej to wszystko zaproponował. Nadal niechętnie wspominał wydarzenia spod wieży Krukonów, a Paul nadal omijał go szerokim łukiem na korytarzach. Weasley westchnął, zerkając na zegarek. Nic nie wskazywało na to, że blondynka się pojawi. Po kolejnych dziesięciu minutach chłopak ruszył leniwym krokiem w stronę kwater Slughorna. Koniec końców musiał pojawić się na przyjęciu. Gryfon już niemal dotarł pod kwatery Mistrza Eliksirów, kiedy z głębi korytarza wyłoniły się trzy znajome sylwetki. Ron przystanął, uśmiechając się od ucha do ucha. – Namówiłem ich na imprezę, nieźle co? – od razu zagadnął Neville, przybijając z rudzielcem piątkę. Ron nie wierzył we własne szczęście. – Myślałem, że Qudditich… – zaczął podekscytowany Weasley, ale Harry tylko machnął ręką. – Nie chciałem tego przegapić, chodzą plotki, że zaprosiłeś starszą Greengrass – rzucił Potter, nadal się uśmiechając. Już dawno nie wierzył w plotki ani na swój temat, ani na temat swoich przyjaciół. – Dobrze wyglądasz – zagadnęła Ginny, przyglądając się bratu. Nastolatek poczuł się nieswojo, myślał, że wygłupił się ubierając wyjściową szatę. Jednak Ginevra nie mogła się napatrzeć, jej brat wyglądał rewelacyjnie, zupełnie go nie poznała w pierwszej chwili, swoją drogą wydało jej się dziwnie, że Ron aż tak dobrze się ubrał. Przeszło jej przez myśl, że plotka o Astorii mogła być prawdziwa. – Nie wiecie jak się cieszę, że idziecie ze mną, Neville, jak nic wiszę ci piwo – rozgadał się rudzielec, kiedy razem schodzili do lochów. Czuł się swobodnie wśród przyjaciół i pomyślał, że ten wieczór nie będzie taki zły. Prywatne kwatery Slughorna prezentowały się nienagannie. Ciemnozielone ciężkie zasłony w oknach pasowały do obicia kanap i foteli, a całe pomieszczenie rozświetlał wspaniały kryształowy żyrandol. Pod jedną ze ścian ustawiono stół bufetowy, Mistrz Eliksirów postarał się nawet o czekoladową fontannę, która wzbudzała niemałe zainteresowanie. Z ozdobnego magnetofonu grała muzyka, a w przestronnym salonie dało się słyszeć przyjemny szum rozmów. Gospodarz nie mógł przegapić przybycia słynnego Harry’ego Pottera i jego przyjaciół, toteż powitał ich wspaniałym toastem. Cała czwórka poczuła się nieswojo, kiedy wszyscy pozostali obecni przyglądali im się ciekawie. Szczególnie Harry miał ochotę zniknąć za którąś z zasłon. Jednak po kolejnym kwadransie i pogawędce z Horacym, czwórce przyjaciół udało wmieszać się w tłum. – Doprawiłam trochę poncz – powiedziała Ginny, podając Neville’owi kryształowy pękaty kielich. Chłopak pokręcił z niedowierzaniem głową, ale napił się bez wahania. W jego ślady poszli Harry i Ron. – Dobrze Ginny, że dbasz o nasze nawodnienie, mama byłaby dumna – rzucił pół-żartem Ron. Dziewczyna naprawdę się postarała, bo poncz aż palił w gardle. Gryfonka dźgnęła brata końcem różki pod żebra, ale nic nie odpowiedziała na tę zaczepkę. Neville niedługo potem ich zostawił, wymawiając się toaletą. – Co on tak ciągle znika? – Głośno myślał Harry, sącząc swój poncz. Ginny przygryzła wargę i rozejrzała się nerwowo. – Ty coś wiesz! – Ron oskarżycielsko wymierzył w nią palec. Dziewczyna westchnęła, przestępując z nogi na nogę. Okropnie chciała komuś powiedzieć. – No nie mów, że teraz będziemy mieli jakieś sekrety – namawiał ją Ronald, robiąc niewinną minę. Wyglądał tak komicznie, że Gryfonka się roześmiała, nieomal rozlała poncz. – Nie daj się prosić – dołożył swoje dwa kunty Harry. Ginny wywróciła oczami, ale potem nachyliła się w stronę chłopaków. – Neville ma dziewczynę – powiedziała z pełną powagą. Harry i Ron wymienili zdziwione spojrzenia. Mieszkali z Longbottom’em od blisko trzech tygodni i ani razu nic nie słyszeli o żadnej „dziewczynie”. – Powiedział ci? – zapytał Ronald, miał wrażenie, że Ginny próbuje ich wkręcić. – Nie w prost, ale gdy rozmawiałam z nim po naszym szlabanie, wiecie, tym z Zabinim… Coś zdecydowanie było na rzeczy. – Na rzeczy? No nie wiem, Giny, po co miałby to ukrywać? – przytomnie zapytał Harry. Ginny posłała mu tryumfujący uśmiech, a potem zniżyła głos do szeptu: – Bo tą dziewczyną prawdopodobnie jest Daphne Greengrass.
Świetny rozdzial ! Z niecierpliwoscia czekam na kolejny rozdzial :D
OdpowiedzUsuńRozdział super. Myślałam że Harry na serio będzie musiał się rozebrać do naga XD Czekam na kolejne rundy tej pojebanej gry ;-)
OdpowiedzUsuńSama Wesz Kto
Ps.: Weź tą rękę! XD
ZAJEBISTE!
OdpowiedzUsuńTak po prostu.
WEŹ TĄ RĘKĘ!
Hej, widzę, że to twój pierwszy komentarz więc zakładam, że jesteś nowym czytelnikiem, mam nadzieje, że zostaniesz z nam na dłużej :D
Usuń~Pani M.
Czytam już od dłuższego czasu, ale nie komentowałam :D
UsuńWłaśnie znalazłam twojego bloga i jest on po prostu S.U.P.E.R. Uwielbiam te pytania <3 Hermiona z Krumem? SRSLY?! Nie pasuje mi... Harry taki słodki... Blais nie mam słów... "WEŻ TĄ RĘKĘ!!!" Cudo <3
OdpowiedzUsuńHermiona i Krum to nie do końca tak ;) wszystko się wyjaśni...
UsuńŚwietny rozdział. Nie mogę się doczekać następnego. Kiedy go opublikujesz?
OdpowiedzUsuńSporo się uśmiałam, ale i zawiodłam. Ginny kłóciła się z Zabinim w poprzednich rozdziałach i w ogóle za bardzo się nie znali, a teraz odpowiedź na pytanie czy gdyby miała okazję pójść z nim do łóżka to by chciała, a ona tak?? W ogóle te niektóre zadania i pytania to była przesada, poprzednia runda była super, serio. Chyba tutaj za odważnie. Na szczęście połowy nie będą pamiętać więc wszystko wróci do normy po tej grze. Pisz dalej, bo uwielbiam tego bloga, weny! ;]
OdpowiedzUsuńWłaśnie chciałam, żeby ta gra wprowadziła trochę komizmu, a jak słusznie zauważyłaś polowy nie będą pamiętać :) Dzięki za wskazówki i za to, że komentujesz :D
Usuń~Pani M.
Twojego bloga poleciła mi przyjaciółka, za co jestem jej niezmiernie wdzięczna! Tak mnie wciągnęło, że przeczytałam wszystkie rozdziały jednego dnia! Są po prostu wspaniałe <3
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się kolejnego rozdziału (serio- co chwilę tu zaglądam sprawdzając, czy nie pojawiło się coś nowego XD)
Pozdrawiam i życzę duuuużo weny <3
/AM
o matko ale sie porobilo :o Hermiona zerwij z tym rudym a draco wez sie za podrywanie hermiony! czekam z niecierpliwoscia ma rozdzial!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały i oprócz wielu błędów (ale wiem, że zdajesz sobie z nich sprawę) Twój blog jest świetny i bardzo mi się podoba! Uwielbiam taki klimat Dramione, zabawny a jednocześnie z nutą tajemniczości; przypomina mi La Vin De La Vie :)
OdpowiedzUsuńBędę tu zaglądać!
Pozdrawiam i życzę weny,
Kercia ♥
w-chmurach-milosci.blogspot.com
Naprawdę się ciesze, że ci się podoba :) i nie mogę uwierzyć, że porównałaś mój blog da La Vin De La Vie co jest, myślę, że możemy śmiało powiedzieć klasyką Dramione i jednym z lepszych blogów o Draco i Hermionie w Polsce. Rozdziału wypatrujcie koło soboty- niedzieli ;)
Usuń~Pani M,
Hahahahhaahhahahhah. Rozdział genialny. Uśmiałam się niesamowicie :D jaja, jak nie wiem :* hihihihihihih :* czytam dalej xd
OdpowiedzUsuńZaskok, mam nadzieję, że Miona zerwie z Ronem. Nie lubię go
OdpowiedzUsuńhermioneaan.blogspot.com
aaale sie gorąco zrobiło :D
OdpowiedzUsuńPani Smok
Łoooooo! Trochę nie ogarniam czemu różdżka Hermy nie zaświeciła, ale nie ważne xd/Wiki
OdpowiedzUsuńGra robi się coraz ciekawsza. Lecę czytać dalej.
OdpowiedzUsuńMar :*
OdpowiedzUsuńOferta de empréstimo a uma taxa de juros baixa anual Atenção: Oferecemos Empréstimos a entidades Privadas e Comerciais com uma taxa de juros anual muito baixa de 2%. A duração do empréstimo é de 1 ano a 50 anos de reembolso. Concedemos empréstimos na faixa de US$ 5.000 a US$ 500.000.000. Isso é para erradicar o histórico crescente de Crédito Ruim e também para trazer lucro estável para nossa empresa e nossos clientes. Você está perdendo o sono à noite se preocupando como obter um emprestador de empréstimo legítimo? Contato:Scott Loan Agency agora via E-mail:Scottmcallloans@gmail.com
WHATSAPP:+1 (219)2714465Oferecemos empréstimo com baixa taxa de juros de 2% e oferecemos
*Empréstimos pessoais,
* Empréstimos de consolidação da dívida,
*Capital de risco,
* Empréstimos empresariais,
* Empréstimos para educação,
*Empréstimos para habitação
* Empréstimos por qualquer motivo!"
Para obter mais informações urgentes, entre em contato conosco imediatamente. Entre em contato conosco em via:Scottmcallloans@gmail.comWHATSAPP:+1 (219)2714465