Rozdział 18 część:1
Zaginiony wygaszacz Dumbledore'a.
– Wiem, że tam jesteś Granger!
Usłyszała głos Malfoya i przeklnęła w duchu. Miała pozostać niezauważona, jednocześnie się chciała prosić Harry'ego o pożyczenie peleryny niewidki. Nienawidziła się tłumaczyć. Wychyliła się zza regału, przecież nie będzie tchórzyć. Konfrontacja z Malfoyem nie była dla niej niczym obcym, choć wolałaby uniknąć tego przykrego doświadczenia. Wszystko poszło nie po jej myśli, ale było już za późno, żeby się wycofać. Owszem, postanowiła go śledzić, zaginiona receptura eliksiru, którego rzekomo szukał Malfoy nie dawała jej spokoju. W dodatku stanął w jej obronie przy konfrontacji z Barkleyem. Hermiona zwyczajnie była ciekawska, z natury. Z dumnie podniesioną głową stanęła przed Ślizgonem. Draco prychnął, przekonawszy się, że miał rację. W istocie to Granger postanowiła go śledzić.
– Czego chcesz? Śpieszę się. – Usłyszała jego lodowaty ton, być może innym uczniom przebiegłby po plecach ciarki, ale Hermiona była do niego przyzwyczajona. Zmrużyła gniewnie oczy, mierzyli się nieprzychylnymi spojrzeniami jeszcze przez chwilę.
– Chciałam zapytać skąd wiedziałeś o tych smokach – powiedziała rzeczowo, nie zamierzała zdradzać mu prawdziwych powodów, dla których postanowiła go obserwować. Malfoy prychnął, nie uwierzył jej ani przez sekundę, ale postanowił zagrać w jej grę.
– Och, zapomniałem... – powiedział, ironizując. Nastolatce wcale nie podobał się jego sarkastyczny ton.
– O czym...? – zapytała ostrożnie.
– Że tylko ty w tej szkole możesz mieć jakąś wiedzę wykraczającą poza program. Święta szla.. mugolaczka, która potrzebuje udowodnić całemu światu, że jest od niego lepsza... – Chciał jeszcze coś dodać, ale przerwała mu:
– Dlaczego zawsze musisz to robić?! Zawsze mnie obrażasz, poniżasz, nawet jeśli nie ma ku temu powodów! Poza tym, gdybym nie musiała każdego dnia udowadniać ludziom twojego pokroju, że mam takie samo prawo do studiowania magii, moje życie byłoby prawdziwą sielanką! Ale nie jest! Nie jest, bo...
– Ale proszę nie krzyczeć... – powiedział, naśladując jej głos podczas uciszania pierwszorocznych na korytarzach. Wściekła się jeszcze bardziej. Draco obserwował wszystkie emocje wymalowane na jej twarzy. Zastanawiał się, dlaczego tak niewiele osób potrafiło panować nad wyrazem twarz. Mógł teraz czytać z Granger jak z otwartej księgi, znał jej słabości. Wiedział, w którą strunę uderzyć, żeby zabolało, ale powstrzymał się. Tak naprawdę nie zależało mu na sprawieniu jej bólu.
– Dla twojego dobra nie zbliżaj się do mnie, nie odzywaj i omijaj szerokim łukiem, jeśli nie stać cię nawet na najprostszą rozmowę. Jeśli wszystko musisz przekręcać w żart albo obelgę. Nie zamierzam tego znosić ani dnia dłużej.
– Przepraszam jeśli uraziłem twoje gryfońskie ego, Granger... – mruknął, śmiejąc się pod nosem. Nie mógł uwierzyć, że te kilka nieznaczących dla niego słów, potrafiło poruszyć Hermionę do żywego. Nagle oberwał zaklęciem. Spoliczkowała go widmowa ręka, która rozpłynęła się, zadając cios. Spojrzał na Granger z wyrzutem, nie sądził, że dziewczyna posłuży się magią. Nadal miała różdżkę w pogotowiu, w razie, gdyby on również chciał zaatakować, ale nawet nie przeszło mu to przez myśl. Prychnął, trochę rozzłoszczony.
– Nie wygłupiaj się, nie zamierzam z tobą walczyć Granger.
– Nie zbliżaj się do mnie Malfoy, nigdy... – powiedziała jeszcze, wolno chowając różdżkę. Odwróciła się na pięcie, a potem szybko wyszła z biblioteki. Chłopak rozmasował piekący policzek. Zaklęcie było bardzo przemyślane i bardzo subtelne. Chłopak był nim poniekąd zaskoczony. Wrócił do poszukiwań receptury, która, jak mniemał, mogłaby uratować mu życie.
*
Neville i Daphne po lekcjach wybrali się na spacer skrajem zakazanego lasu. Na pewno woleliby chodzić po ciepłych korytarzach Hogwartu, czy posiedzieć w bibliotece. Jednak nie mogli sobie na to pozwolić. Neville był pewny, że ich związek wywoła skandal, znajdą się na celowniku nie tylko Ślizgonów, ale również Gryfonów. Nie chciał narażać Daphne na jakiekolwiek przykrości, toteż wolał utrzymać wszystko w tajemnicy. Choć czasem rozmyślał jakby to było, gdyby mógł złapać ją za rękę na korytarzu. Gdyby mogli razem odrabiać lekcje w bibliotece, gdyby mógł skraść jej kilka pocałunków w Wielkiej Sali. Rozmarzył się.
– Nie wierzę, że to już pełne dwa miesiące, szybko to wszystko zleciało – trajkotała wesoło Daphne, ciągnąć go w stronę Bijącej Wierzby. Raczej nikt z młodzieży nie zapuszczał się w tamtą okolicę, toteż zakochani mogli czuć się bezpiecznie i uniknąć ciekawskich spojrzeń.
– Nigdy bym nie przypuszczała, że będę z kimś tak...
– Beznadziejnym? – podpowiedział Neville pół żartem pół serio. Daphne skrzywiła się i przystanęła, zmuszając chłopaka, żeby też się zatrzymał. Osłaniały ich dziko rosnące krzewy.
– Z kimś tak wspaniałym. Z kimś, kto mnie rozumie i dba o mnie, a jednocześnie nosi ten brzydki czerwony krawat – powiedziała, stając na palcach, aby go pocałować. Neville nie miał szans odpowiedzieć, toteż tylko pochylił się na niższą od niego o głowę Ślizgonką i przyciągnął ją do siebie.
– Ładnie ci nawet w czerwonym – mruknął jej do ucha, a potem zdjął swój gryfiński szalik i owinął nim Daphne tak szczelnie, że żaden lodowaty podmuch wiatru nie był jej już straszny. Dziewczyna skrzywiła się, oglądając burgunowo-złoty materiał.
– Co tu się, na Salazara, wyprawia! – Usłyszeli zaskoczony głos, na kilka sekund ich zmroziło. Nie wiedzieli, co robić, ale już po chwili Daphne się odwróciła, jednak widok zasłaniał jej pień potężnego drzewa i krzewy. Neville puścił jej rękę, wciąż nieruchomy, zupełnie jakby dostał confundusem. Ślizgonka pociągnęła go za sobą, aż w końcu dostrzegli Theodore'a Notta. Nastolatek nie mógł uwierzyć własnym oczom. Daphne uspokoiła się, widząc kolegę z domu, Neville wręcz przeciwnie. Spiął wszystkie mięśnie i sięgnął po różdżkę. Pojawienie się Notta nie wróżyło niczego dobrego, wiedział, że będą kłopoty.
– Co ty tu robisz? – zapytała groźnie Daphne. Wiedziała, że mimo wszystko powinni się mieć na baczności. Nie wiedzieli ile Theodore widział, ani ile wiedział o przyłapanej parze. Ślizgon stał z wyrazem osłupienia na twarzy, ale po chwili odzyskał swój naturalny, opanowany ton. A jego twarz znów była pozbawiona wyrazu.
– Wiesz Greengrass, mogę zapytać o to samo i dodać jeszcze: co ty tu robisz „z nim"? – zaakcentował ostatni wyraz. Para popatrzyła po sobie zmieszana, nie wiedząc, co robić. Daphne skłaniała się, aby wyznać Theodore'owi prawdę, z kolei Neville układał w głowie jakieś marne kłamstwo, licząc, że Ślizgon da się nabrać. Stali tak chwilę, mierząc się podejrzliwymi spojrzeniami, ale zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, ich uszu dobiegł czyjś głos.
– Theo! Już jestem! McGonagall przeciągnęła lekcję! – z zarośli, wypadła zgrzana Parvati Patil. Nott przymknął powieki i westchnął ciężko. Liczył, że Gryfonka spóźni się, jak to miała w zwyczaju i uda mu się uniknąć pytających spojrzeń Neville'a i Daphne. Młodsza z sióstr Greengrass uśmiechnęła się triumfująco, posyłając Nottowi znaczące spojrzenie. Natomiast Neville wciąż stał osłupiały, przenosząc wzrok od Parvati do Theodore'a i z powrotem. Gryfonka wpadła pomiędzy zebranych, dopiero teraz zauważyła, że Nott nie był sam. Posłała Theo przerażone spojrzenie, a potem utkwiła wzrok w uśmiechającej się z wyższością Daphne. Nie rozumiała, co to wszystko miało znaczyć.
– Cześć Parvati – powiedział Neville, siląc się na spokój i przerywając gęstą ciszę.
– Ymm... Cześć – odpowiedziała Patil, podchodząc bliżej grupki uczniów Hogwartu. Teraz dostrzegła, że Daphne Greengrass była owinięta gryfońskim szalem.
– Więc byliście umówieni? – zapytała prosto z mostu Daphne, wlepiając wzrok w Theodore'a. Ślizgon nieznacznie skinął głową. Wiedział, że nie było sensu tego ukrywać, skoro przed chwilą był świadkiem gryfońsko-ślizgońskich czułości. Parvati stanęła u jego boku, uśmiechając się niepewnie.
– Tak, byliśmy umówieni – odpowiedziała Patil ostrożnie, szybko dodała: – A wy co tu robicie? Przyszliście razem?
Neville pokiwał powoli głową, próbując przetrawić to, czego się właśnie dowiedział. Natomiast Daphne w chwilowym przypływie odwagi, co Ślizgonom nie zdarzało się znowu tak często, chwyciła Neville'a za rękę.
– Jesteśmy razem – powiedziała Daphne dobitnie, mierząc Parvati wyzywającym spojrzeniem. Nott gwizdnął cicho. Brwi Parvati podjechały do góry, ale nikt nic nie powiedział. Stali jeszcze chwilę w milczeniu, mierząc się oceniającymi spojrzeniami.
– Więc się spotykacie? –zapytał w końcu Theo, jakby nie dotarło do niego za pierwszym razem.
– Tak – odpowiedział pewnie Neville, mocniej ściskając rękę Ślizgonki i uśmiechając się do niej. Mimo to, wciąż zaciskał palce na różdżce, ukrytej w kieszeni płaszcza. Parvati rzuciła pytające spojrzenie Theodore'owi. Wpatrywali się w siebie, milcząc, zupełnie jakby komunikowali się telepatycznie. Nott w końcu westchnął i skinął jej głową. Parvati zrobiła krok w jego stronę, a Ślizgon od razu złapał ją za rękę. Daphne pokręciła z niedowierzaniem głową.
– Świetnie – mruknął jedynie Longbottom, rozluźniając się odrobinę. Nott wzruszył ramionami.
– Jak mniemam to, co się właśnie wydarzyło, zostawiamy wyłącznie dla siebie? – dodał zaraz, posyłając Daphne i Neville'owi wyczekujące spojrzenie.
– Chyba nie ma potrzeby, aby Hogwart obiegły nowe plotki – zgodził się Longbottom.
– Świetnie, że przynajmniej w tym się zgadzamy – odparł Theodore. Gryfon skinął głową, a potem zwrócił się do Parvati:
– Mam nadzieję, że wiesz, co robisz. – To samo zdanie Nott wypowiedział do zaskoczonej Daphne. Dziewczyny zmierzyły ich oskarżycielskimi spojrzeniami.
– Jesteście kompletnymi... – zaczęła Greengrass – pajacami – dokończyła Patil. Nastolatki uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo. W końcu Daphne chwyciła pewniej Neville'a i pociągnęła w stronę zamku, pożegnali drugą parę zdawkowym „do potem", znikając w cieniu bijącej wierzby. Daphne przeszło przez myśl, że mogłaby polubić tą Patil. Może w innych okolicznościach by się nawet zaprzyjaźniły. Westchnęła, puszczając rękę swojego chłopaka przed wejściem do zamku.
***
Harry od razu zauważył, że coś jest nie tak. Pansy szła wolnym krokiem przez korytarz, ale chwiała się niebezpiecznie, szukając wolną ręką ściany, w drugiej miała różdżkę. Chłopak nie skomentował jej niechlujnego ubioru, poza tym dziewczyna mamrotała pod nosem.
– Tym razem to ty się spóźniłaś – rzucił na powitanie Harry, lustrując ją ciekawskim spojrzeniem. Ślizgonka wcale siebie nie przypominała. Pansy podniosła na niego wzrok i wtedy wszystko stało się jasne. Potter od razu dostrzegł zaczerwienione oczy i nos. Ślizgonka nie tak dawno płakała, ale Potter wcale nie miał ochoty o to pytać.
Wyszli na błonia. Powoli się ściemniało, ale mimo to, można było podziwiać jesień w pełni. Wrzesień powoli dobiegał końca, pogoda na dworze nie zachęcała do spędzania czasu na błoniach, a drzewa straciły sporą część liści. Jedynie Zakazany Las, jak zaklęty, uwodził zielenią. Mimo tego, hogwardzka młodzież trzymała się od lasu z daleka, pozostając w ciepłych komnatach zamku. Liście spadały z drzew, wirując lub wolno opadając na ziemię, trawa też poszarzała i zaczął wiać chłodny, ostry wiatr. Ślizgonka cieszyła się, że wzięła szalik i kurtkę, choć nie była pewna czy sama na to wpadła, czy to Astoria, zapobiegawczo, ubrała ją przed wyjściem. Ostanie co dziewczyna pamiętała to goździkowa nalewka, którą pochłonęła samotnie w sypialni. Ostatnio Mirabell nie dawała jej spokoju.
Ich patrol zaczął się jak zawsze o szóstej i trwał dwie godziny. Potter nie mógł się nadziwić, że spędzenia czasu z Pansy przychodziło mu tak naturalnie. Już od miesiąca patrolowali tereny wokół jeziora i choć oboje narzekali na bezsensowność ich szlabanu, to, gdzieś w środku, odczuwali radość na myśli o kolejnym spotkaniu. Jednak dziś było inaczej. Parkinson była nieobecna, mamrotała do siebie, ignorując Harry'ego i niebezpiecznie pociągała nosem, gotowa rozpłakać się w każdej chwili. Harry czuł się bardzo niezręcznie, i modlił się o koniec szlabanu. W końcu, ciekawość wzięła w nim górę.
– Stało się coś? – Pansy tylko popatrzała na niego z politowanim, ale przestała mamrotać. Harry wzruszył ramionami, kontynuując przerwany marsz.
– Chyba pora z tym skończyć – powiedziała głośniej Pansy. Dziewczyna została w tyle, toteż Harry odwrócił się do niej, unosząc pytająco brew.
– Skończyć co? – dopytał ostrożnie. Pansy chciała odpowiedzieć, ale zamiast tego czknęła i znów się zatoczyła. Chłopak w końcu zorientował się, że była kompletnie pijana. Podszedł do niej i bez słowa chwycił pod ramię, prowadzą w stronę zamku. Miał dość na dzisiaj. – Zdecydowanie pora z tym skończyć – mruknęła znów dziewczyna, kręcąc głową.
– O czym ty znów mówisz? Otrząśnij się Parkinson, bo mamy spory kawałek do przejścia – rzucił oschle Gryfon, podirytowany aurą zagadkowości. Ślizgonka wyrwała się z jego silnego uścisku, chwiejąc się niebezpiecznie.
– To zostaw mnie tutaj! Zostawcie mnie wszyscy, możesz iść do diabła Potter! Nie potrzebuję twojej pomocy, nikogo nie potrzebuję! Słyszysz? Chcę z tym skończyć, mam już dość, nie chcę tu być. – Okularnik pokręcił głową, zrezygnowany. Nic z tego ie rozumiał.
– Co ty znów pleciesz, Parkinson? Nie chcesz naszego szlabanu, nie chcesz wracać do szkoły?
– Nie chcę żyć – powiedziała, błądząc spojrzeniem. Harry nie był pewny, czy powinien brać ją na poważnie. Ślizgonka była zupełnie pijana, myślał, że wygaduje bzdury. Mimo wszystko, obiecał sobie, że powie o wszystkim Zabiniemu albo chociaż Malfoyowi. Wydawało mu się, że tylko z nimi Pansy miała przyzwoity kontakt.
– Koniec tego, odstawiam cię do zamku.
– Zostaw mnie lepiej w lesie – mruknęła pod nosem Pansy, rzucając mu wyzywające spojrzenie. Harry nie zamierzał się z nią kłócić. Chwycił ją znów pod ramię i doprowadził do zamku, mimo że Parkinson plątały się nogi.
– Idziemy znaleźć Malfoya – poinformował, schodząc z nią do lochów. Nie dbał o szlaban, mieli pozostać na dworze przez następną godzinę, ale Harry stwierdził, że zaryzykuje złość McGonagall. Wydawało mu się, że stan Pansy i tak nie pozwoliłby mu dokończyć obchodu wokół jeziora. Tylko kilka metrów dzieliło ich od pokoju wspólnego Ślizgonów. Harry uśmiechnął się triumfalnie, ale wtedy zgasło światło. W lochach i bez tego panował półmrok, ale teraz nastolatek nie był w stanie dostrzec nawet czubka własnego nosa. Poczuł, że Pansy wyrywa mu się z uścisku. Nie zdążył jej złapać, żagla ciemność zupełnie go rozproszyła.
– Żegnaj Potter. – Usłyszał jeszcze i zrobił kilka kroków w stronę miejsca, z którego dobiegał jej przepity głos. Wyjął różdżkę, żeby oświetlić drogę. Korytarz był pusty. Gryfon przeklnął pod nosem. Teraz nie miał szans dostać się do pokoju Ślizgonów, ale zaraz pomyślał, że Malfoy albo Zabini na pewno będą na czwartym piętrze. W tym momencie światło znów się zapaliło, a Potter usłyszał rechot Irytka.
*
Draco Malfoy szedł spokojnie korytarzem, wysłuchując wykładu pewnej irytującej Gryfonki, modlił się, żeby ten patrol jak najszybciej się skończył. Hermiona miała wyjątkowo dobry humor i wcale nie przeszkadzało jej, że to właśnie z Malfoyem spędzała wieczór.
– I w ogóle to uważam, że ten nowy nauczyciel to nie ma doświadczenia. Może ukończył szkołę z wybitnymi wynikami, ale to, co wygadywał o smokach? Nie mogłam w to uwierzyć, wystarczy choć trochę zaznajomić się z pracami Dumbledore'a, żeby wiedzieć, że...
– Po prostu się zamknij, Granger. Błagam.
Dziewczyna zamarła, co spowodowało, że Malfoy również przystanął. Westchnął, podirytowany i odwrócił się do niej. Spojrzał na osłupiałą Hermionę. Patrzała na niego tak, jak kiedyś. Z odrazą, złością i nienawiścią. Jednak nie dało mu to takiej satysfakcji jak wcześniej. Zdziwił się, dochodząc do wniosku, że wcale nie chciał jej zranić w ten sposób. JEdnak było już za późno, musiał ciągnąć tę farsę do końca.
– Dotarło, Granger? – zapytał, uśmiechając się ironicznie. Dziewczyna kiwnęła głową, zaciskając usta w wąską linię. Czuła się, jakby oberwała paskudnym zaklęciem. Gdy analizowała całą tą sytuację, doszła do wniosku, że była wyjątkowo głupia. Wyrzucała sobie, że próbowała traktować Draco jak kolegę z roku, że na chwilę się zapomniała. Przecież miała przed sobą Śmierciożercę, kogoś, kto nienawidził jej do szpiku kości. Nie mogła się nadziwić jak to się stało, że na chwilę zapomniała z kim ma doczynienia. Obiecała sobie, że to się nie powtórzy. Już nigdy. Poprawne stosunki z Malfoyem były poza jej zasięgiem. Z resztą Hermionie wcale na tym nie zależało. To dobry humor przysłonił jej zdrowy rozsądek. Milczała. Malfoya trochę zbiło to z tropu, liczył na kolejną kłótnie, może nawet jakąś szczeniacką wymianę zaklęć.
– Nareszcie nie masz nic do powiedzenia, miła odmiana – powiedział, brnąc w to dalej. Dziewczyna uparcie milczała, więc Ślizgon machnął na nią ręką i ruszył w głąb korytarza. Patrol i tak miał się za chwilę skończyć.
W milczeniu wracali na czwarte piętro, ale wtedy złapał ich zdyszany Harry. Chłopak wyczuł napiętą atmosferę, ale wcale nie zamierzał się tym przejmować. Z Hermioną i Malfoyem już tak było, Potter byłby bardziej zmieszany, gdyby przyłapał ich na pogawędce. Właściwie cieszył się, że trafił również na Draco, bo, jak przypuszczał, blondyn mógł łatwo odgadnąć co dzieje się z Parkinson.
– Słuchajcie, musimy pogadać – zaczął okularnik, patrząc znacząco na Malfoya.
– Ja też? – zdziwił się Ślizgon, czuł, że to wszystko nie skończy się dobrze. – Błagam Potter, nie chcę być częścią jakiś twoich gryfińskich gierek, masz od tego ludzi. Mądralę znalazłeś, namierzcie Rudzielca i dajcie mi spokój.
– Do czego on nam potrzebny? – dodała od razu Hermiona, zupełnie ignorując obecność Draco.
– Chodzi o Parkinson – wyjaśnił od razu Wybraniec, przenosząc wzrok na Draco. Ślizgon westchnął ciężko, przeklinając samego Salazara w myślach.
– Co znowu? – zapytał zrezygnowany.
– Przyszła pijana na patrol...
– To jeszcze nie powód, żeby rozpoczynać misję ratunkową. To się czasem zdarza, pewnie zaczęła pić zanim ktoś nie przypomniał jej o waszym przykrym sam na sam nad jeziorem – ironizował Draco, chcąc jak najszybciej zostawić tę sprawę. Wiedział, że Pansy miała ostatnio ciężki okres, a to, co zobaczył w Myślodsiewni zrobiło na nim niemałe wrażenie. Mimo to, nie martwił się o przyjaciółkę. Wszyscy mieli swoje problemy, a jeśli |Parkinson postanowiła poszukać odpowiedzi w butelce Whiskey, kim był, aby ją powstrzymywać. Nie raz i nie dwa, wraz z Zabinim, radzili sobie z rzeczywistością w ten sam sposób.
– To jeszcze nie wszystko, miała jakąś dziwną aurę wokół siebie, mówiła, że pora coś skończyć, że łatwiej będzie, gdy jest pijana, dużo bełkotała, ale jeśli coś mogłem z tego zrozumieć to to, że chce ze sobą skończyć.
Zapadła cisza. Draco mierzył Pottera oceniającym spojrzeniem. Nie był pewien czy w ogóle może mu uwierzyć. Z drugiej strony widział przez co przechodzi jego przyjaciółka. Nie rozumiał tylko dlaczego to właśnie Potter miałby zostać powiernikiem jej sekretów. Szybko podjął decyzję.
– Załóżmy, że mówisz prawdę, Potter. Pójdę po Zabiniego i jej poszukamy, ale na pewno upija się w lochach. Nic wielkiego.
– Nic wielkiego? – powtórzyła jak echo Granger. Miała nie odzywać się do Ślizgona, ale to, co wygadywał blondyn było, w jej mniemaniu, niedorzeczne. Ślizgon tylko wzruszył ramionami, chowając ręce do kieszeni.
– Znajdziemy ją za chwilę i odstawimy do sypialni. Astoria się nią zajmie. – Harry'emu wcale nie podobało się lekceważenie w głosie Malfoya. Nie chciał się do tego przyznać na głos, ale bał się o Parkinson. Myśl, że mogłaby sobie coś zrobić napawała go nieproszonym lękiem.
– Pójdę z wami – powiedział pewnie Harry, posyłając Draco wyzywające spojrzenie.
– Nie, nie pójdziesz. Nie wtrącaj się w to Potter. To nie jest kolejna sprawa dla bohatera. Poradzę sobie.
– Jakoś ci nie wierzę – warknął okularnik. Draco uśmiechnął się lekceważąco.
– Idę znaleźć Blaise'a – ruszył w stronę dormitorium, ale w ostatniej chwili odwrócił się, żeby rzucić przez ramię:
– Idziesz, Granger?
*
W ten czwartkowy wieczór, gdy Hermiona i Draco udali się na obowiązkowy patrol, w dormitorium na czwartym piętrze gromadziło się dziwne napięcie. Ginny siedziała na łóżku w swojej sypialni, odrabiając pracę domową z eliksirów. Za żadne skarby nie chciała wyjść z pokoju. Wiedziała, że tam, na kanapie przy kominku siedział Zabini i tylko czekał na Gryfonkę. Obiecała sobie, że nie wyjdzie, nie będzie z nim rozmawiać. Ślizgon od kilku tygodni chodził za nią jak cień, a gdy tylko zostawali sami, inicjował rozmowę. Ginny zupełnie nie rozumiała jego zachowania, ale miała się na baczności. Właśnie dlatego postanowiła go unikać, miała wystarczająco wiele kłopotów i bez Zabiniego. Martwiły ją listy George'a, coraz bardziej ponure. Martwiła się o Rona i Hermione, którym zupełnie się nie układało. I tęskniła za Harry'm. Tęskniła za ich rozmowami, przekomarzaniem, graniem w Quidditcha. W dodatku Luna nie dawała znaku życia od jakiegoś czasu, a Neville chodził nieobecny. Nastolatka czuła, że oddala się od wszystkich. Zastanawiała się czasem, czy nie popełniła błędu, wracając do Hogwartu. Jeszcze na początku lata planowała, że wyjedzie z Longbottem i odszuka zaginioną przyjaciółkę. To Hermiona i Harry powstrzymali ich, a Ginny miała ich za głos rozsądku. Teraz pluła sobie w brodę, spędzając kolejny samotny wieczór. Mimo to nie chciała towarzystwa Blaise'a Zabiniego. Był ostatnią osobą, której teraz potrzebowała. Westchnęła, odkładając niechętnie pracę domową. Musiała do toalety. Już od kwadransa, powstrzymywała się przed opuszczeniem pokoju. Deszcz, który padał za oknem, wcale jej nie pomagał. Zmusiła się do napisania jeszcze paru zdań, aż w końcu nie wytrzymała, zerwała się z łóżka i wybiegła do salonu, a potem szybkim krokiem ruszyła do toalety. Chłopak nawet nie zwrócił na nią uwagi. Nawet nie podniósł wzroku znad książki, którą studiował. Ginny wyszła z toalety dużo spokojniej, a nawet ociągała się z dotarciem pod drzwi sypialni. Niepotrzebnie panikowała, bo Zabini, który wcześniej nie przepuściłby okazji, aby ją zaczepić, wydawał się być obojętny na jej obecność. Zmarszczyła brwi, ale nic nie powiedziała, znikając za drzwiami. Ginny pomyślała, że ma obsesję. Może Blaise wcale nie zaczepiał jej tak często, może po prostu był miły. – Miły? Też mi coś – mruknęła pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Od dwóch tygodni wykręcała się zręcznie, gdy tylko zostawali sam na sam.
– Może mu przeszło – kontynuowała pod nosem. Jednocześnie nie dało jej to spokoju, była ciekawa jaka książka zajęła go tak bardzo, że przepuścił okazję. Odrzuciła od siebie pergamin i samopiszące pióro, a one spadając z łóżka, potoczyły się po podłodze. Dziewczyna położyła się na plecach, wlepiając zamglony wzrok w sufit. Przymknęła oczy, a w jej głowi pojawił się obraz przyjaciół. Ujrzała roześmianą twarz Hermiony, potem Harry'ego. Jednak ten obraz szybko zastąpił kolejny, prędko otworzyła oczy, chcąc wyrzucić z głowy twarz Blaise'a. Skrzywiła się teatralnie. Nie miała pojęcia co to wszystko mogło oznaczać, wcale nie chciała nawet o nim myśleć, a jej podświadomość wciąż wracała do Ślizgona. Weasley nakryła twarz poduszką.
– Chyba zwariowałam – powiedziała pod nosem, wstając. Zamierzała z nim porozmawiać, tak po prostu, aby zając czymś myśli. Aby przekonać się, że był dokładnie taką szumowiną, za jaką go miała. Próbowała uspokoić gonitwę myśli w głowie. Chwyciła klamkę i szybo cofnęła rękę.
– Co mu powiem? – zastanawiała się na głos. Ginny była pewna, że wariuje, mrucząc do siebie od kwadransa, ale nic nie mogła poradzić. Zastanawiała się, czy nie poprosić Ślizgona o pomoc przy wypracowaniu, ale nie chciała, żeby pomyślał, że faktycznie potrzebuje jego pomocy. To trochę za bardzo krzywdziło jej gryfońską dumę. Nie chciała się przed nim odsłonić. W tym momencie zgasło światło, dziewczyna zamarła z ręką na klamce. Panująca w pokoju ciemność była wystarczająco dobrym powodem, aby podjąć rozmowę, nawet ze Ślizgonem. Tym bardziej, że nastolatka nie mogła namierzyć swojej różdżki. Przez wąskie, ale wysokie okno wpadało do pomieszczenie zbyt mało światła. Gdy weszła do salonu zobaczyła Zabiniego z różdżką w ręku. Ta właśnie różdżka była jedynym źródłem światła w całym pomieszczeniu.
– Co się dzieje? – palnęła Ginny, rozglądając się podejrzliwie. Żałowała, że wciąż nie ma różdżki, czułaby się dużo pewniej.
– Skąd mam wiedzieć? – odpowiedział chłopak lekceważąco. Gryfonka wzruszyła ramionami, ale było tak ciemno, że nie wiedziała, czy Blaise to w ogóle dostrzegł.
– Gdzie podziałaś różdżkę? – zapytał, trafiając w sedno.
– Nie umiem jej znaleźć, pewnie gdzieś leży w sypialni – powiedziała speszona dziewczyna, nie patrząc na Ślizgona i obejmując się ramieniem.
– Więc to była dziwna interpretacja prośby w twoim wykonaniu? – chciał upewnić się Blaise, zanim podjął jakiekolwiek kroki. Nic nie odpowiedziała, co Zabini wziął za odpowiedź twierdzącą.
– Dobra – mruknął, ruszając do sypialni dziewczyn. Światło różdżki padło na kawałek czerwonej ściany, niezaścielone łóżko Ginny i jej książkę, a także wypracowanie leżące na podłodze. Chłopak schylił się i podniósł pergamin. Przeczytał wstęp po czym pokręcił głową. Ginny nie wiedziała czy w geście aprobaty czy dezaprobaty. Podał jej wypracowanie i powiedział lekceważącym tonem:
– W trzeciej linijce masz błąd.
– Ktoś pytał? – mruknęła, zabierając pergamin. Odwrócił się do niej plecami.
– Accio różdżka Ginny Weasley.
Z pod łóżka, jak z procy, wystrzelił ciemnobrązowy patyk i wpadł w ręce Ślizgona. Gryfonka przypomniała sobie, jak zrzucając wszystko z łóżka wśród rzeczy była różdżka. Musiała się wturlać pod mebel. Chłopak oddał jej zgubę. Ginny była lekko zdziwiona, spodziewała się warunków, przysiąg, dziwnych zadań. Wszystkiego, tylko nie tego, że tak po prostu odda jej własność. Bez słowa wyszedł z sypialni, aby znów zasiąść przy kominku. Po chwili wahania dziewczyna postąpiła tak samo. Po drodze mruknęła „Lumos", a na końcu jej różdżki rozbłysło bladoniebieskie światło. Usiadła na fotelu, przyciągając kolana pod brodę.
– Myślisz, że wywaliło korki? Jak w mogolskich domach? – zapytała niby od niechcenia. Blaise rzucił jej spojrzenie pełne politowania.
– Z pewnością, Hogwart ma tyle wspólnego z mogolskimi domami, że na pewno, jak to określiłaś, wywaliło korki.
– Daruj sobie – mruknęła, odwracając wzrok. Blaise tylko wzruszył ramionami, sięgając po książkę, którą wcześniej czytał.
– Co to takiego? – znów zapytała Ginny, próbując dostrzec okładkę. Ślizgon westchnął podirytowany.
– Od kiedy jesteś taka rozmowna, co? – Nastolatka wzruszyła ramionami. – Od jakiegoś czasu próbowałem z tobą porozmawiać, ale zawsze mnie chamsko zbywałaś. Coś się zmieniło, Weasley? Boisz się ciemności? – zadrwił.
– Oczywiście, że się nie boję! Niczego się nie boję – odparła trochę urażona. Blaise parsknął śmiechem.
– Jakie to... gryfońskie – powiedział z rozbawieniem, a potem zapadła cisza.
– Znów nic nie mówisz – zauważył, przyglądając się jej twarzy w bladym świetle różdżki.
– Nie wiem co powiedzieć, okej?
– Wcale nie jest „okej", dlaczego mnie unikasz? Albo przynajmniej unikałaś, aż do teraz.
– Bo myślałam, że to kolejny ślizgoński żart, że w jakiś sposób posłużysz się mną i stanę się tylko obiektem drwin. – Chłopak cały się spiął, w istocie zamierzał wykorzystać Weasley, w istocie zamierzał wyśmiać ją na koniec całej maskarady, ale gdy wypowiedziała te słowa na głos; zmroziło go. Próbował przeanalizować swoje zachowanie i dostrzec błędy, które przybliżyły Weasley do rozwiązania zagadki. Jednak wydawało mu się, że działał bardzo roztropnie i subtelnie. Teraz wiedział, że będzie musiał się bardziej postarać, bo Ginny była bystrzejsza niż początkowo sądził.
– Więc sugerujesz, że mam obsesję na twoim punkcie? Że chcę z ciebie zażartować? – zapytał ostrożnie, unosząc brew. Wiedział, że musi obrócić wszystko w żart.
– Nic nie mówiłam o obsesji. Po postu ci nie ufam, nie ufam żadnemu z was. Przez siedem lat nie zamieniliśmy słowa, a teraz chodzisz za mną jak pies, to wspólne dormitorium... I jeszcze ten pocałunek! – Ginny zatkała sobie usta ręką, wcale nie chciała poruszać tego tematu, już nigdy nie chciała do tego wracać. Była zła na siebie, że w ogóle się odezwała.
– A więc o to chodzi. Teraz rozumiem – powiedział Blaise i rozchmurzył się trochę. Myślał, że to dobry znak, jeśli Weasley wciąż rozpamiętywała coś, co wydarzyło się dobre dwa tygodnie temu.
– Właśnie nic nie rozumiesz – pokręciła głową, wstając. Miała ochotę schować się w wieży Gryffindoru. Miała dość czwartego piętra, Zabiniego i tej przeklętej ciemności. Nie chciała kontynuować rozmowy, czuła, że powiedziała za dużo. Jednak, gdy przechodziła obok kanapy, Zabini chwycił jej nadgarstek. Również wstał, sprawiając, że dziewczyna się zatrzymała.
– Puść mnie – warknęła, wyrywając rękę.
– Nie, dopóki tego sobie nie wyjaśnimy –powiedział stanowczo, patrząc jej prosto w oczy. Światło różdżki odbijało się w jej tęczówkach. Ginny odwróciła wzrok.
– Porozmawiaj ze mną – poprosił Blaise, widząc, że Gryfonka zamierza schować się z powrotem w sypialni. Ginny wahała się chwilę, ale koniec końców znów usiadła w fotelu. Machnęła różdżką, sprawiając, że w kominku zapłonął ogień, od razu zrobiło się jaśniej.
– Słucham, co chcesz mi powiedzieć? – zapytała, odwracając od niego wzrok. Zabini wziął to za dobrą monetę. W końcu przestała go unikać, dając szansę, aby działać.
– Wyjaśnij mi proszę, o co chodzi z tym pocałunkiem? Skrzywdziłem cię? Jeśli tak, to wiedz, że nie taki był mój cel.
Dziewczyna skinęła głową, ale milczała. Próbowała poukładać sobie to w głowie. Sam pocałunek nie był dla niej niczym specjalnym, oczywiście wtedy była wściekła. Chłopak nie miał żadnego prawa, aby zrobić to, co zrobił. Miała tylko nadzieję, że nie wrócą do tego tematu. Nie potrzebowała tego roztrząsać.
– Znowu nic nie mówisz – mruknął Blaise, dziewczyna przeniosła na niego bystre spojrzenie.
– A co ci mam powiedzieć? Co byś chciał usłyszeć?
– Nie wiem. Powiedz mi co myślisz, czego ode mnie oczekujesz.
– Nie chcę od ciebie absolutnie niczego, nie rozumiem, w którym momencie dałam ci do zrozumienia, że jest inaczej – powiedziała dość spokojnie. Pokiwał głową na znak, że rozumie. Chociaż tak naprawdę nic z tego nie rozumiał. Zachodził głowę, jakby mógł wyjść z tej beznadziejnej sytuacji. Zabini musiał działać, a Ginny była niewzruszona niczym skała. Płaszczył się przed nią od dziesięciu minut i nie robiło to na niej żadnego wrażenia. Na szczęście nie musiał nic mówić bo Ginny po chwili kontynuowała:
– Mam w głowie ten pocałunek, to fakt. Nie mogę uciec przed tym wspomnieniem, ale ty nie masz z tym nic wspólnego.
– Nie mam? – teraz Ślizgon zupełnie nic nie rozumiał.
– Wcale nie chodzi o ciebie, chodzi o Harry'ego...
– Myślałem, że zerwaliście!
– Nie przerywaj mi – powiedziała Ginny, karcąc go spojrzeniem.
– Nadal coś do niego czujesz? – znów wpadł jej w słowo. Dziewczyna westchnęła podirytowana.
– Zawsze będę miała go gdzieś z tyłu głowy, zawsze będę go kochać. A ten pocałunek... Po prostu pierwszy raz od bardzo dawna pocałowały mnie obce usta, nie jego usta. I uświadomiłam sobie, że tak już będzie zawsze, że nie ma powrotu, że straciłam coś na zawsze. – Zamilkli oboje. Blaise próbował zrozumieć, co tak na prawdę dziewczyna chce mu przekazać, a Ginny była w głębokim szoku, że powiedziała to na głos. Zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, co tak na prawdę myślała, aż do teraz. Gdy powiedziała to wszystko na głos... Wszystko ułożyło się w całość.
– Więc nie jesteś na mnie zła? – dopytywał ostrożnie Zabini. Nastolatka parsknęła śmiechem i pokręciła głową.
– Nie; w tym wszystkim nie chodzi o ciebie. Po postu muszę sobie to wszystko poukładać. Muszę przyzwyczaić się do pustki, która mi została.
– A gdybym znów cię pocałował? – Dziewczyna wytrzeszczyła na niego oczy, ale Blaise tylko się roześmiał.
– Nie miej złudzeń, dostałbyś w twarz – mruknęła, uciekając od niego spojrzeniem. Chłopak wstał z kanapy, robiąc kilka kroków w stronę okupowanego przez Ginny fotela.
– Zabini ostrzegam cię! – Wymierzyła w niego różdżkę, również wstając. Chłopak uśmiechnął się pod nosem, nadal zmniejszając dystans. Otaczająca ich ciemność sprawiała, że po plecach nastolatki przebiegł dreszcz. Wcale nie czuła się komfortowo, zostawiona z Zabinim sam na sam. Ślizgon stanął tak blisko, że czubek jej różdżki wbijał mu się w klatkę piersiową.
– Więc co teraz? Jakim zaklęciem mnie potraktujesz? – powiedział cicho, nachylając się nad dziewczyną. Jednak Ginny nie ustąpiła pola, nadal trzymając go w odległości wyciągniętej różdżki od siebie.
– Wolałabym nie musieć używać czarów – powiedziała powoli.
– Wcale nie musisz – mruknął, wciąż rozbawiony. Weasley pokręciła głową.
– Nie wierzę cię, nie wierzę w żadne twoje słowo. Ostrzegam cię, jeszcze jeden krok i...
– I? – droczył się dalej. Ginny znów pokręciła głową, nie wiedziała co powiedzieć. Czuła, że obecność chłopaka odrobinę ją paraliżowała. Nie rozumiała z czego to wynikało. Będąc z nim sam na sam, zupełnie się nie poznawała. Spuściła wzrok, nie mogąc dłużej znieść jego spojrzenia. Wyciągnął, rękę, chcąc unieść jej podbródek, a kiedy to zrobił, Ginny zaskoczona opuściła różdżkę. Zabini natychmiast to wykorzystał, stając bliżej niej. Pochylił głowę, przykładając czoło do jej czoła. Ginny wstrzymała oddech, zamknęła oczy, a serce tłukło jej się w piersi. Wiedziała, że ma dokąd uciec, ale coś nakazywał jej nie ruszać się z miejsca. Oddech Ślizgona owiał jej policzek.
– Nie zrobię niczego, dopóki o to nie poprosisz Weasley. Umawialiśmy się. – Ginny chciała się odsunąć, ale przytrzymał ją blisko siebie. Czuła jak jego dużo dłonie zaciskają się na jej ramionach.
– Więc czego chcesz? – szepnął prosto w jej usta. Dziewczyna nie odważyła się otworzyć oczu, ale doskonale wiedziała, że chce uciec jak najdalej. Wtedy kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie; do dormitorium wpadła rozgadana para prefektów, w tym samym czasie zapaliło się światło. Hermionę zupełnie zamurowało, Draco jedynie dziwił się, że jego przyjaciel jest taki szybki. Gdy zapaliło się światło, Ginny w końcu odzyskała rozum i odskoczyła od Zabiniego, wyplątując się z uścisku. Ledwie łapała oddech. Widziała przerażenie na twarzy Granger i przeklinała się w myślach. Posłała Blaise'owi oskarżycielskie spojrzenie, ale nic nie powiedziała. Myślała, że zaraz się rozpłacze. Zupełnie nie wiedziała jak do tego wszystkiego doszło, bez słowa pobiegła do sypialni, zatrzaskując drzwi. Hermiona ruszyła zaraz za nią, błądząc pytającym wzrokiem po całym pomieszczeniu. Kiedy dziewczyny zniknęły, Draco rozsiadł się na kanapie.
– Co się właściwie stało? Całowałeś tą Weasley? – zapytał, niby od niechcenia.
– Nie, nie całowałem. Mógłbym, ale macie z Granger wyczucie czasu pięciolatka.
– A więc to moja wina? – zapytał ze śmiechem Malfoy, obserwując złość przyjaciela. Ale Zabini pokazał mu po postu środkowy palec. Draco westchnął i opowiedział przyjacielowi, czego dowiedział się od Pottera. Blaise nadal wyglądał obojętnie, ale w środku bał się o Parkinson. To, czego dowiedzieli się z jej wspomnień, rzucało długi cień za ich przyjaciółką. Wyszedł z dormitorium z nadzieją odnalezienia jej w lochach. Musiał przemyśleć również kilka aspektów swojego planu. Jakoś przestał mu się tak bardzo podobać.
***
– Oddawaj to! – Ron od popołudnia gonił Irytka po korytarzach Hogwartu. Poltergeist ukradł tak cenny dar, jak wygaszacz Dumbledore’a. Ronald był zrozpaczony, poza tym nie miał szans z przenikającym przez ściany duchem. Od obiadu w całym zamku niespodziewanie gasły światła, ale nikt nie łączył tego z wybrykami Irytka.
– Nie oddam, nie oddam! – nucił duch, a potem znów przeleciał przez jakaś ścianę i zniknął. Ron przeklnął pod nosem i walnął pięścią w mur, przez który z taką łatwością przeniknął Irytek. Sytuacja była beznadziejna, chłopak wiedział, że i tak go nie dogoni. Zbliżała się godzina nocna, a Ron nie chciał ryzykować szlabanu. Niechętnie postanowił odłożyć sprawę na jutro. Trochę wstyd mu było przyznać się przed znajomymi do utraty pamiątki po Dumbledorze, ale stwierdził, że jeśli do jutrzejszego obiadu nie odzyska zguby, poprosi o pomoc Harry’ego.
– Jeden skradziony wygaszacz, chyba nie namiesza za wiele, jeśli pozostanie z Irytkiem jeszcze jeden dzień – myślał po drodze do wieży. A w zamku wciąż gasły światła.
*
Hermiona wparowała do komnaty zaraz za przyjaciółką. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Scena była tak dwuznaczna, że panna Granger nie miała nawet szans na inną interpretację. Hermiona wciąż wmawiała sobie, że to nie mogła być Ginny. Stanęła przed rudowłosą z lekko uchylonymi ustami. Weasley widziała rozczarowanie w oczach przyjaciółki, sama nie wiedziała co powiedzieć. Hermiona musiała podjąć trzy próby zanim sformowała jakiekolwiek pytanie:
– Ginny?! Co to było? – powiedziała dużo głośniej niż zamierzała. Ginevra pokręciła głową, zrezygnowana. Nie miała pojęcia co dokładnie wydarzyło się w salonie. Czuła się, jakby obudziła się ze snu. Usiadła na łóżku, odgarniając włosy z twarzy.
– Wstyd mi, okej? – przyznała w końcu Ginny, przenosząc spojrzenie z podłogi na twarz Hermiony. Granger znów zabrakło słów, więc po postu usiadła przy przyjaciółce i objęła ją ramieniem.
– Czy ty go… lubisz? – zapytała w końcu Hermiona, nie do końca wierząc, że naprawdę zadaje to pytanie. Na Godryka, przecież rozmawiały o Blaisie Zabinim. Chłopaku, na którego Ginevra narzekała od początku roku, Hermiona nie potrafiła wyobrazić sobie ich w jednym pomieszczeniu bez mierzenia w siebie różdżkami, mimo to scena sprzed chwili wyglądała tak realnie.
– Oczywiście, że nie! Jak mogłabym.. jak ty w ogóle mogłaś tak pomyśleć.
– Więc, dlaczego się całowaliście? Albo prawie całowaliście… – Ginny spojrzała na Hrmionę kompletnie zagubiona.
– Nie całowaliśmy się, nie mogłabym. Nie po Harry’m.. – ukryła twarz w dłoniach. Hermiona znów niezdarnie poklepała ją po ramieniu.
– Czy wy… Co to było po prostu? Ginny, nie wiem co myśleć – przyznała zrezygnowana Hermiona.
– Czy my co? Czy przespałam się z jebanym Śmierciożercą, bo przechodzę żałobę? – rzuciła rozgoryczona Ginny. W oczach stanęły jej łzy. Nie wierzyła, że Hermiona wmieszała w to Freda. Panna Granger gorączkowo pokręciła głową.
– Nie, Ginny, nie to miałam na myśli. Jednak po jego śmierci, wiesz jak było, martwię się o ciebie. Te wszystkie wyskoki podczas wakacji… Myślałam po prostu…
– Myślałaś?! – Ginevra znów pokręciła z niedowierzaniem głową.
– Nie chcę z tobą o tym rozmawiać. Koniec, ani słowa o Blaisie Zabinim. – Hermiona westchnęła. Ponuro przyglądała się jak Ginny zażyła eliksir i niemal zasnęła zanim przykryła się kołdrą. Granger naciągnęła na przyjaciółkę swój koc. Zaczęła zastanawiać się jakie ma opcje. Oczywiście mogłaby powiedzieć o wszystkim Hary’emu i Ronowi, ale wiedziała, że byłby to najgorszy z możliwych wyborów. Jednocześnie zrozumiała, że od Ginevry niczego się nie dowie. Bała się po prostu, że jej przyjaciółka pakuje się w coś naprawdę okropnego. Sama myśl o Zabinim budziła w niej uczucie niepokoju i niechęć. Hermiona machinalnie zerknęła w stronę Ginny. Rude włosy były rozrzucone po całej poduszce. Martwiła się. Siostra Rona naprawdę nie radziła sobie ze śmiercią Freda. Panna Granger całe lato odwracała wzrok, gdy jej przyjaciółka znikała wieczorami na strychu wraz z kolejnymi butelkami domowych nalewek. Przyjazd do Hogwartu zdawał się ją otrzeźwić, ale Granger martwiła się, że Ginny wymienia jedno niebezpieczeństwo na kolejne. W dodatku właściwie nie rozmawiały o Harrym. Od felernego zerwania, dziewczyny nie poruszały specjalnie tego tematu. Hermionę przebiegł dreszcz, kiedy na chwilę pomyślała jaka mogła być przyczyna ich zerwania. Myśląc nad tym dokładniej, Hermiona zaczęła zauważać coraz więcej szczegółów. Nie dało się ukryć, że od miesiąc Ginny o nikim nie mówiła tak często jak właśnie o Blaisie. To wspólne dormitorium, wspólna ławka na przedmiocie Barkleya, te wszystkie zaczepki… Hermiona bała się wyciągać wnioski.
Wtedy przyszedł jej na myśl Draco Malfoy. Rozwiązanie było na wyciągnięcie ręki. Dziewczyna wstała, zostawiając śpiącą Ginny samą. W salonie spotkała blondyna, jakby już na nią czekał. Malfoy przyglądał jej się ciekawie, próbował odczytać o czym myśli Prefekt Naczelna. Hermiona była rozdarta, mimo że już kiedyś zgodziła się na plan Ślizgona, wciąż odkładali go w czasie. Jednak tym razem wydawało się być idealnie.
– Co zamierzamy? – zapytała, próbując udać obojętność. Nie patrzała mu w oczy, błądząc wzrokiem za wzorami na dywanie. Ślizgon uśmiechnął się pod nosem.
– Ciekawość w końcu zwyciężyła?
– Oszczędź sobie – mruknęła posępnie dziewczyna, podnosząc w końcu wzrok.
– Musimy to zrobić jutro, to ostatni piątek września. Powiemy, że to z okazji przetrwania pierwszego miesiąca w ostatniej klasie, wszystko jedno. Chyba widzieliśmy już dość, jutro albo się przyznają, albo…
– Powinniśmy zaprosić Harry’ego.
– A to niby dlaczego? – zaperzył się Draco.
– Po pierwsze, już raz się zgodziłeś. Po drugie, to jej były, jeśli to coś poważnego, Ginny będzie musiała się przyznać też przed nim.
– Jak chcesz, powinniśmy też zaprosić Pansy.
– Pansy! – niemal krzyknęła Hermiona, zrywając się z fotela. Draco rzucił jej pytające spojrzenie.
– Co z Pansy?
– Mieliśmy ją znaleźć, obiecałeś Harry’emu.
– Nic mu nie obiecywałem – powiedział pewnie Draco. Westchnął, kiedy zobaczył minę dziewczyny. Hermiona była zdeterminowana, a także trochę oburzona jego brakiem reakcji.
– Wyluzuj, Blaise ją znajdzie.
– Myślałam, że się przyjaźnicie.
– To nie twoja sprawa. Zabini zaraz będzie. – Granger niepewnie spojrzała na zegarek.
– Już po ciszy nocnej, długo go nie ma.
– Przysięgam, że cię zabiję – warknął chłopak, zbierając się z fotela. Czuł, że faktycznie powinien bardziej dbać o przyjaciół, ale ani myślał przyznać się przed Gryfonką. Powlókł się za Granger do przejścia, przeklinając pod nosem. Razem zeszli do lochów.
Znaleźli Pansy i Zabiniego w pokoju wspólnym, dziewczyna leżała na kanapie, głowę miała opartą o kolana przyjaciela. Wyglądała, jakby śniła jakiś koszmar, ale Blaise czule głaskał ją po plecach. Po pomieszczeniu kręciło się kilku Ślizgonów, ale żaden nie zwrócił większej uwagi na pannę Granger. Jedynie przyglądano się jej ciekawie.
– Mówiłem, że Blaise się tym zajmie – powiedział Malfoy, krzyżując ręce na piersi. Hermiona pokręciła z niedowierzaniem głową.
– Wszystko z nią w porządku? – dopytała Gryfonka, zwracając się do Zabiniego. Chłopak wzruszył ramionami.
– Udało mi się podać jej eliksir, ale to tylko ten ze sklepu Weasleyów, nie prawdziwy na sen.
– Powinniście z nią być, na wypadek gdyby miała się obudzić – zasugerowała dziewczyna z obawą patrząc na Parkinson.
– Od kiedy to cię w ogóle obchodzi, Granger? – zapytał uszczypliwie Draco, mierząc ją nieprzychylnym spojrzeniem. Hermiona prychnęła.
– Mam na uwadze dobro wszystkich uczniów, nie tylko jakiegoś wąskiego grona. – Już mieli zacząć się kłócić, ale przerwał im Zabini.
– Zostanę z nią aż się przebudzi, może do tego czasu wróci Astoria i będzie mogła mieć oko na Pansy.
– Greengrass nie ma w dormitorium? – zapytał zaciekawiony Malfoy. Hermiona wymownie zerknęła na zegarek. Zabini tylko uśmiechnął się dwuznacznie.
– Podobno randka, przynajmniej tak mówiła Daphne.
– Więc raczej nie wróci do rana – rzucił niby od niechcenia Draco. Choć gdzieś w środku zabolało go, że blondynka tak szybko o nim zapomniała. Niespełna tydzień temu gotowa była rzucić dla niego świat na kolana.
– Randka – prychnął cicho pod nosem. Nie dopytywał z kim, nie chcąc zdradzić, że to wszystko w jakikolwiek sposób go obeszło.
– Powinniśmy wracać – zasugerowała Pani Prefekt, a Draco natychmiast się zgodził. Opuścili lochy, zostawiając Pansy w objęciach Zabiniego. Hermionę nawet wzruszył ten obrazek, pierwszy raz widziała, że Ślizgani potrafią troszczyć się o siebie na wzajem. To nie było coś, z czym dom Salazara obnosił się na co dzień.
***
Nadszedł w końcu piątek. Długo wyczekiwany początek weekendu, który poprzedzał sobotnie przyjęcie u Slughorna. Poranek zaczął się bardzo niewinnie. Blaise obudził się w własnej komnacie, choć początkowo sądził, że wciąż przebywa w lochach. Wstał, gdy Malfoy był już na nogach, blondyn szykował się do wyjścia. Zabini zebrał się sprawnie i razem zeszli na śniadanie. Jak zawsze zaczekali na Pansy koło zejścia do lochów. Mimo dziwnych wydarzeń z wczoraj Ślizgonka wyglądała całkowicie normalnie. No może z małym wyjątkiem. Zabini lekko uchylił usta.
– Coś ty zrobiła?! Astoria miała cię pilnować! – wykrzyknął zaskoczony Blaise. Dziewczyna uśmiechnęła się niezręcznie i odruchowo przygładziła krótkie włosy. Draco pokiwał z uznaniem głową.
– Ładnie ci – rzucił tylko, a Pansy obdarowała go ślicznym uśmiechem. Blaise obszedł ją dookoła, licząc, że wyłapie inne zmiany, ale oprócz krótkiej fryzury, stała przed nim ta sama Parkinson.
– Chciałam coś zmienić, to głupie, ale Astoria namówiła mnie, że z nową fryzurą poczuję się lepiej. O dziwo zadziałało.
– A więc to jej dzieło? – zapytał Draco. Musiał przyznać, że włosy Parkinson były przystrzyżone bez zarzutu. Znów miała tak krótką fryzurę jak na trzecim roku, proste włosy kończyły się za linią żuchwy, a grzywka wchodziła na oczy. Blaise zdążył pogodzić się z nową fryzurą przyjaciółki, po dłużej chwili przyznał nawet, że wygląda dużo korzystniej. Zasiedli do śniadania, a gdy Blaise myślał, że nic go już nie zaskoczy, odezwał się Malfoy:
– Słuchaj Pansy, dziś wieczorem organizujemy z Blaisem małą imprezę z okazji przetrwania w tym cyrku całego miesiąca, jesteś zaproszona.
– Organizujemy? – zapytał zdziwiony ciemnowłosy Ślizgon, wcześniej nigdy nie słyszał o żadnej imprezie. Oczywiście nie miał nic przeciwko, każdy pretekst do wypicia alkoholu w gronie przyjaciół był dobry. Draco pokiwał tylko głową.
– Nic specjalnego, trochę alkoholu, mało ludzi, psująca zabawę Granger i…
– Granger?! – wykrzyknął Zabini, głupiejąc. Nie mógł uwierzyć, że Malfoy zorganizował imprezę i zamierzał zaprosić Hermionę. Coś mu śmierdziało i to zdecydowanie nie były kwiatowe perfumy Astorii.
– Tak, Weasley też będzie, masz coś przeciwko? – zapytał ironicznie Draco, posyłając Zabiniemu znaczące spojrzenie. Blaise wyprostował się i odchrząknął. Oto miała nadarzyć się idealna okazja, żeby dokończyć to, co zaczął poprzedniego wieczoru.
– Co na to powiesz Pansy? – dopytał Draco, ignorując całkowicie Blaise’a. Ślizgonka wyglądała na zmieszaną.
– Będzie fajnie, obiecuję – dodał zaraz, widząc, że nastolatka nie jest przekonana. W końcu Parkinson przyjęła zaproszenie.
– Jednak muszę cię poprosić o jedną rzecz – kontynuował blondyn, unikając pytającego spojrzenia przyjaciół.
– Musiał być haczyk – mruknęła Pansy pod nosem.
– Nie wielkiego, po prostu nie przyprowadzaj Astorii, nie chcę, żeby tam była – powiedział pewnie Draco, udając nonszalancję. Parkinson parsknęła śmiechem.
– Nie ma sprawy, byłym dziewczynom wstęp wzbroniony.
– Nie była moją dziewczyną! – warknął Malfoy, ale Pansy posłała mu tylko rozbawione spojrzenie. Dokończyli śniadanie, dogryzając sobie na wzajem.
*
Piątkowy poranek zaczął się bardzo niewinnie. Ginny obudziła się we własnej komnacie, choć początkowo myślała, że przebywa w wieży Gryffindoru. Wstała, gdy Granger była już na nogach, szatynka szykowała się do wyjścia. Weasley zebrała się szybko i razem zeszły na śniadanie. Jak zawsze zaczekały na Harry'ego i Rona koło schodów na wieżę. Wszystko wyglądało całkowicie normalnie, no może z małym wyjątkiem. Ginny uniosła pytająco brew.
– A gdzie Ron? Nie jesteście, jakby to powiedzieć, nierozłączni? – powiedziała sarkastycznie Weasley. Harry uśmiechnął się niezręcznie i odruchowo przygładził włosy. Hermiona posłała mu pytające spojrzenie.
– Ron czegoś szuka, powiedział, że złapiemy się później. Nie chciał powiedzieć o co chodzi – wyjaśnił Potter.
– Ale co zgubił? – zapytała szatynka. Musiała przyznać, że ostatnim razem, gdy Ron na trzecim roku zgubił szczura, wplątali się w naprawdę niezłe tarapaty. Ginny zdążyła pogodzić się z nieobecnością brata, jakoś specjalnie jej go nie brakowało. Zasiedli do śniadania, a gdy myślała, że już nic jej nie zaskoczy, odezwała się Hermiona:
, a gdy pojawił się tylko Harry, była to pierwsza oznaka, że stało się coś co zburzyło harmonogram Gryfonki.
– Słuchaj Harry dziś wieczorem organizujemy razem z Ginny małą imprezę z okazji przetrwania pierwszego miesiąca szkoły, jesteś zaproszony.
– Organizujemy? – zapytała zdziwiona Weasley, wcześniej nigdy nie słyszała o żadnej imprezie. Oczywiście nie miała nic przeciwko, każdy pretekst do wypicia alkoholu w gronie przyjaciół był dobry. Hermiona pokiwała tylko głową.
– Nic specjalnego, trochę alkoholu, mało ludzi, psujący zabawę Malfoy i…
– Malfoy?! – wykrzyknęła Ginny, głupiejąc. Nie mogła uwierzyć, że Granger zorganizowała imprezę i zamierzała zaprosić Draco. Coś jej tu śmierdziało i to zdecydowanie nie były kwiatowe perfumy Romildy Vane.
– Tak, Blaise też będzie, masz coś przeciwko? – zapytała Hermiona, posyłając przyjaciółce znaczące spojrzenie. Ginny wyprostowała się i odchrząknęła. Oto miała nadarzyć się idealna okazja, żeby wyjaśnić to, co zaszło zeszłego wieczoru.
– Co na to powiesz Harry? – dopytała Hermiona, ignorując trochę przyjaciółkę. Gryfon wyglądał na zmieszanego.
– Będzie fajnie, obiecuję – dodała zaraz, widząc, że nastolatek nie jest przekonany. W końcu Potter przyjął zaproszenie.
– Jednak muszę cię poprosić o jedną rzecz – kontynuowała szatynka, unikając pytającego spojrzenia przyjaciół.
– Musiał być haczyk – mruknął Harry pod nosem.
– Nie wielkiego, po prostu nie przyprowadzaj Rona, nie chcę, żeby pokłócił się od razu z Malfoyem i Zabinim – powiedziała pewnie Hermiona, choć było jej wstyd. Wcale nie chciała wykluczać Rona. Ginny parsknęła śmiechem.
– Nie ma sprawy, drugim połówkom wstęp wzbroniony.
– To wcale nie tak! – gorączkowo zaprzeczyła Hermiona. Wyjaśniała im wszystko dokładnie. Dokończyli śniadanie, dogryzając sobie na wzajem.
*
W końcu nadszedł ten długo wyczekiwany moment. Za kwadrans ósma Hermiona i Ginny zastanawiały się jak się ubrać. Hermiona chciała iść po prostu w dżinsach i swoim ulubionym sweterku, ale Ginny kategorycznie jej tego zabroniła i powiedziała, że jeśli tak wyjdzie to spali jej wszystkie "sweterki" w kominku. Hermiona stwierdziła, że rudowłosa siódmoklasistka przesadza. Wyszły z sypialni i pierwsze co rzuciło im się toczy to stół zastawiony przeróżnymi trunkami. Hermiona patrzyła na to z niezadowoloną miną. Nie była fanką alkoholu. Malfoy stał przy barku i powitał je szyderczym uśmiechem. W rękach trzymał bezalkoholowe piwo kremowe.
– Dla ciebie Granger. – Pomachał jej butelką, a dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. Portret się przesunął i do salonu weszła uśmiechnięta Pansy. Przyniosła ze sobą butelkę mogolskiego koniaku, za którym nawet czarodzieje przepadali. Postawiła alkohol na stole i przywitała się ze wszystkimi. Chwilę potem przyszedł Harry i już wszyscy zaproszeni goście dotarli. Draco był sceptycznie nastawiony do wieczoru w towarzystwie Potter, ale nic nie mógł z tym zrobić. Hermiona wyciągnęła z barku trochę cukierków z miodowego królestwa i czekoladowe żaby, w końcu nie mogli siedzieć przy samym alkoholu. Zabini próbował przetransmutować drewniane krzesło w jeszcze jeden fotel, ale coś poszło nie tak. W końcu dał spokój i usiadł w fotelu z drewnianym oparciem. Hermiona skorygowała ten błąd jednym skinieniem nadgarstka. Chłopcy zajęli fotele, a dziewczyny wygodnie usadowiły się na kanapie. Zapadła cisza, którą przerwał nie kto inny jak Hermiona Granger:
– No, więc... Jesteśmy tutaj, żeby uczcić rozpoczęcie roku.
– Raczej nie ma czego czcić po tym, jak zobaczyłam książkę do transmutacji... – mruknęła Ginny, sięgając po butelkę Ognistej Whisky. Gryfonka zrezygnowała ze szklanki. Granger posłała jej oburzone spojrzenie, ale nic więcej nie powiedziała. Sama sięgnęła po bezalkoholowe piwo, które przygotował dla niej Draco. Wszyscy poszli w jej ślady tylko Hermiona zabrała jedną z butelek piwa kremowego.
– Gratuluje Draco – powiedział Blaise, przygotowując dla wszystkich drinki.
– Czego znowu? – warknął Malfoy, spodziewał się jakiegoś głupiego przytyku i nie pomylił się.
– Zorganizowałeś najgorszą imprezę tego stulecia.
– To chyba nie byłeś na imprezie u sir Nicolasa... To dopiero była stypa, wy przynajmniej dajecie ognistą – odezwał się Harry, Pansy uśmiechnęła się pod nosem, sama nie wiedziała dlaczego.
– Dobra to toast! Za rozpoczęcie roku, najgorsze imprezy i za to, że prędzej Hermiona polubi ognistą, niż zdam transmutację! – Rudowłosa Gryfonka wstała z kanapy i podniosła wysoko butelkę, wszyscy do niej dołączyli i po toaście znów nikt nie wiedział co robić. Panna Granger z tych nudów sięgnęła po drinka.
– Wow, Granger zaszalałaś... – skomentował to Malfoy. Posłała mu spojrzenie spode łba.
– Dobra, nie wiem jak Gryfoni rozumieją pojęcie impreza, ale to spotkanie nie jest podobne do niczego... – rzuciła Pansy.
– Ja nic nie mówię, ale ona ma rację – dodał Harry. Draco machnął różdżką, włączając muzykę. Skończyło się na plotkowaniu o nauczycielach. W końcu wszyscy trochę się rozluźnili, w czym pomógł im spożyty alkohol. Draco posłał Granger znaczące spojrzenie, kiedy Zabini zaczął zagadywać Weasley.
– Zróbmy to – powiedziała bezgłośnie Granger w stronę blondyna. Chłopak bezbłędnie odczytał wiadomość z ruchu jej warg.
– Moglibyśmy zagrać... – zaczął powoli Malfoy, ale gdy spojrzał na Pansy zamilkł.
– Zwariowałeś? Z nimi? – ironicznie zapytała Parkinson.
– Co? W co grać? I jakie „z nimi”? Pokonamy was od razu – ożywiła się Hermiona, grając swoją rolę. Harry posłał jej pytające spojrzenie, ale dziewczyna go zignorowała.
–No to dobra, ja idę po sprzęt! – zawołał uradowany Blaise. Musiał przyznać, że pomysł był szalony, ale nie mógł nic poradzić. Uwielbiał tę grę.
– To się źle skończy... – mruknęła Parkinson i dopiła swojego drinka. Draco już przygotowywał dla niej drugiego.
– Ładnie wyglądasz, Pansy – skomplementował ją, podając pełną szklankę. Dziewczyna skrzywiła się, wygładzając granatową sukienkę. Potter natychmiast spojrzał na Ślizgonkę, już wcześniej zauważył, że ścięła włosy. Wyglądała bardzo dobrze w nowej fryzurze, a poza tym wydekoltowana sukienka eksponowała jej wystające obojczyki.
– Nie rozpraszaj mnie, ja tylko ostrzegam, że ta gra źle się skończy – powiedziała Ślizgonka, wzruszając ramionami.
Zabini wrócił, niosąc tacę z trzema słoikami. Wszystkie były przeźroczyste i wypełnione jakimiś kartkami. Pierwsze o czym pomyślała Hermiona, mimo złych wróżb Malfoya i Pansy, był konkurs wiedzy. Jak bardzo się myliła! Ciemnowłosy Ślizgon uroczyście postawił tacę na stole. Nikt nic nie mówił.
– Wasze różdżki – zwrócił się do wszystkich.
– Różdżki nie oddam – powiedział Harry, zaciskając na niej palce. Zabini posłał mu spojrzenie pełne politowania.
Malfoy i Parkinson od razu oddali swoje różdżki, ale trójka Gryfonów miała pewne wątpliwości.
– Yym... Nie podoba mi się to, że mam oddać różdżkę – powiedziała Ginny, ale złożyła swój magiczny patyk w ręce Zabiniego.
– Gramy czy nie? – ponagliła pozostałych Parkinson. Harry wywrócił oczami, ale w końcu też oddał różdżkę. Jedynie Hermiona wciąż była niezdecydowana, choć tak na prawdę tylko grała swoją rolę. Malfoy zdążył jej co nieco powiedzieć o tajemniczej ślizgońskiej grze.
– Jak wyjaśnicie mi zasady, to pogadamy o mojej różdżce – oświadczyła.
– Nie utrudniaj wszystkiego Granger – wtrącił podirytowany czekaniem Malfoy.
– Nie utrudniam!
– Odpuść i zabaw się trochę! – Ginny dała jej kuksańca w bok. Starsza Gryfona przewróciła oczami, ale koniec końcu oddała różdżkę. Ciemnowłosy Ślizgon kazał wszystko ściągnąć ze stołu. Następnie Blaise ułożył różdżki tak aby na środku stołu stykały się czubkami.
– Dobra, teraz dajcie ręce nad różdżki – poinstruował Draco.
– To przecież głupie – powiedziała Ginny, ale posłusznie dała rękę do środka. Zraza za nią Pansy, Draco, Blaise. Harry zaraz potem i znów została Hermiona.
– Granger, czy ty zawsze masz jakiś problem? – zapytał Malfoy.
– Nie mam żadnych problemów. – Wstała z kanapy i również dała rękę nad złączone różdżki.
– Dobra, więc teraz po prostu każdy mówi „gram" – tłumaczył Blaise, ale przerwała mu rozbawiona Granger:
– „Gram" serio? To ma być to super hasło wprowadzające do gry?
– Spróbuj wymówić coś dłuższego pijany jak bela – warknął w jej stronę Draco.
– Kiedy poznamy zasady, tego czegoś? –zapytała Ginny, ignorując przytyk w stronę jej przyjaciółki.
– Teraz. Więc skupcie się, to dość proste. Jest nas sześciu, więc będzie pięć kolejek. Każdy każdemu zadaje jakieś pytanie, w dowolnej formie, na dowolny temat. Jeśli ktoś odmawia udzielenia odpowiedzi, sięga do słoika z napisem na pokrywce „zadania". Jest osobny dla chłopców i osobny dla dziewczyn.
– A ten trzeci? – zapytała Ginny i niepewnie powiodą wzrokiem po słoikach.
–Czekałem aż zapytasz. – Zabini uśmiechnął się. Panna Weasley miała dziwne wrażenie, że to był wredny uśmiech.
– Ten trzeci jest dla prawdziwych maniaków, bo zadajesz aż dwa pytania w jednej kolejce, ale jednocześnie wyciągasz jakieś dla siebie ze słoika, czasami trafiają się spoko pytania typu: „twój ulubiony kolor", ale czasami... – zakończył tajemniczo Ślizgon.
– Ja w to nie gram! – powiedziała Hermiona, zabierając rękę.
– Za późno... – powiedziała smutno Pansy.
– Co? Jak to?
– Pamiętasz ten moment, gdy śmiałaś się ze słowa „gram"? Wtedy się zgodziłaś i nikt nie wyjdzie z tego pokoju dopóki gra nie zostanie dokończona – wyjaśnił Malfoy ze ślizgońskim uśmiechem.
– Gram – powiedziała Pansy i uśmiechnęła się przepraszająco do Hermiony.
– Gram – powtórzyła Ginny i puściła oczko do drugiej Gryfonki. – Będzie fajnie – dodała, ale panna Granger nie mogła się z tym pogodzić.
– Nie wierzę wam! – oświadczyła, wstając. Szybkim krokiem podeszła do drzwi sypialni, dały się otworzyć.
– I co? Można wyjść w każdej chwili – prychnęła i przeszła przez drzwi. Ku jej zdziwieniu pojawiła się dokładnie w tym miejscu, w którym przed chwilą stała, obok stołu do gry.
– Gram – powiedział Harry. Nie było już odwrotu.
– Co to za rodzaj magii? – zapytała zrezygnowana panna Granger.
– Oh, Ślizgoni nie zdradzają swoich sekretów, ale wraz z Nottem nieźle się napracowaliśmy, żeby wszystko działało jak należy. Zajęło to cały rok prób i błędów – wyjaśnił Blaise z dumą w głosie. Wszyscy usiedli przy stole, Hermiona nadal była sceptycznie nastawiona.
– Teraz dobra wiadomość – poinformował wszystkich Zabini.
– Jaka? – zapytała podejrzliwie rudowłosa dziewczyna, zmrużyła oczy.
– Jeśli ktoś zadaje pytanie, na które odpowiedź dotyczy jego samego to jutro nie będzie pamiętał odpowiedzi.
–Nie rozumiem – przyznała Ginny.
– Na przykład ja zadam tobie jakieś pytanie i twoja odpowiedź będzie mnie dotyczyć, jutro nie będę pamiętać tego, co powiedziałaś. Będę pamiętać to, co mówiliśmy o Draco i Blaisie, ale nie będę pamiętać odpowiedzi dotyczących mnie. Wprowadzili tę zasadę, żeby odpowiadający się nie stresował odpowiedzią i mówił prawdę. Z resztą, tu nawet nie da się kłamać, bo inaczej różdżki świecą na czerwono – wytłumaczyła Pansy, Ginny pokiwała głową na znak, że rozumie. Harry spojrzał na kupkę różdżek leżących na stole, każda wytwarzała niebieskie światło i razem dawały niezły efekt. W tym momencie, gdy już mieli zacząć grę, znów zgasło światło.
– Co jest? – zapytał Harry. W pomieszczeniu i tak było jasno bo różdżki oświetlały znaczną część pokoju.
– Nie wiem, ale tak się czasami dzieje, to mało istotne... Gramy? – zapytał Blaise, szczęśliwy na samą myśl.
– Kto pierwszy zadaje pytanie? – burknęła Hermiona.
– Dajmy paniom pierwszeństwo – dodał ironicznie Draco.
– Pansy, czyń swoją powinność – powiedział Blaise takim tonem, ze nawet Malfoy uśmiechnął się pod nosem. Ślizgonka westchnęła.
– Dobra, to Draco – uśmiechnęła się wrednie, a wybrany chłopak wzniósł oczy ku niebu.
– No dawaj – mruknął.
– Czy nadal jesteś zazdrosny o Astorię? W końcu to ty dałeś jej kosza… – Zabini gwizdnął cicho, sam był ciekawy. Trójka Gryfonów popatrzyła po sobie, nawet nie wiedzieli, że ową dwójkę coś łączyło, choć bezsprzecznie dobrzeby razem wyglądali.
– Zapamiętam to sobie Parkinson. – Draco Pogroził jej trochę, pomarudził, ale w końcu odpowiedział:
– Tak, nie wiem, czy to zazdrość, ale zdecydowanie czułem się dziwnie, gdy usłyszałem, że jest na randce. – Hermiona podniosła na niego wzrok, przyglądała mu się ciekawie.
– Nie gap się tak Granger, to takie dziwne?
– Zadawaj pytanie! – ponaglił go Blaise, zanim Hermiona zdążyła odpowiedzieć.
– Dobra, niech ci będzie, wolałbyś iść pod prysznic z Astorią czy Ginny? – posłał przyjacielowi znaczące spojrzenie. Jednocześnie pościł oczko do Granger, powoli mogli zbiera informację o Zabinim i Weasley. W końcu tak na prawdę, z tego powodu wszystkich namówili na wspólny wieczór. Hermiona wiedziała, że pytanie było dobre. Obok Astorii żaden chłopak nie potrafił przejść obojętnie, jeśli Zabini wybrałby jej przyjaciółkę, to oznaczało, że coś jest na rzeczy. Ginny prychnęła, założyła nogę na nogę i udawała, że odpowiedź ją w ogólne nie obchodzi. Blaise próbował coś powiedzieć, ale Malfoy ubiegł go:
– Nie, nie możesz iść z obiema, ani na raz, ani osobno. – Blaise westchnął ciężko, a Ginny posłała mu mordercze spojrzenie. Potter parsknął śmiechem, słysząc Malfoya.
– Uspokój się Wealsey, i tak bym cię wybrał – powiedział Ślizgon, posyłając jej dwuznaczny uśmieszek. Ginny poczerwieniała.
– Ja wcale…! Nie chciałam, żebyś mnie wybrał! – Hermiona i Draco wymienili spojrzenia.
– Dobra gołąbeczki, grajmy, potem poflirtujecie – powiedziała Pansy z żartobliwym uśmieszkiem.
– To wcale nie był flirt! – wykrzyczała Ginny coraz bardziej czerwona, Ślizgonka tylko wzruszyła ramionami.
– Dobra, Hermiona pytanie do ciebie. – Zabini uśmiechnął się tajemniczo.
– I tak nie odpowiem, nie gram w tę głupią grę – stwierdziła i skrzyżowała ręce na piersiach, wcale jej się nie podobało. Zupełnie zapomniała, że przecież sama też znajdzie się pod ostrzałem pytań.
– Daj spokój, nawet nie znasz pytania... – próbowała ją przekonać Ginny.
– I tak jutro połowy nie będziemy pamiętać – dodała Pansy, co przekonało Gryfonkę na tyle, że zgodziła się żeby Blaise zadał pytanie.
–Czy będąc z Weasleyem, miałaś ochotę być z kimś innym? Może nie w związku, ale, czy ja wiem, całować kogoś innego? – Pytanie było dość proste i trudne jednocześnie, mogłaby powiedzieć, że nie, tylko sama nie wiedziała czy to prawda.
– Nie – rzuciła krótko, uciekając przed ciekawskim spojrzeniem Draco. Zabini pokiwał głową i Hermiona już miała zadać pytanie Harry’emu, gdy nagle różdżki zaświeciły na czerwono. Światło w dormitorium nagle się zapaliło. Jak za magicznym pstryknięciem.
– Ktoś tu kłamie – wtrąciła Ginny ze swojego miejsca, była rozbawiona. Nie uważała, że to coś nieodpowiedniego. Może i Hermiona miała ochotę obściskiwać się z kimś oprócz Rona, ale przecież nie zrobiła tego.
– Wcale nie kłamię – dodała Hermiona, patrząc przyjaciółce w oczy. Różdżki zaczęły migotać na czerwono.
– Czy to był jakiś inny Pan Prefekt? – zgrywała się dalej Ginny, a Hermionie i Draco jednocześnie wyrwało się „Nie!”. Pansy pokręciła z niedowierzaniem głową. Harry od odpowiedzi Zabiniego siedział trochę osowiały. Nawet on nie mógł przeoczyć tych wszystkich drobnych gestów i napięcia pomiędzy jego byłą dziewczyną a Zabinim.
– Dobra, Granger dawaj to pytanie – ponaglił Draco, unikając jej spojrzenia. W pośpiechu dopił swojego drinka. W trakcie gry, wszyscy przyśpieszyli z tępem picia. Granger doszła do wniosku, że to właściwie jest jej na rękę.
– Okej, Harry, pytanie do ciebie – zaczęła ostrożnie Hermiona, stwierdziła, że mogłaby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i przy okazji dowiedzieć się jak Potter i Ginny radzą sobie po rozstaniu. – Czy w tym pomieszczeniu jest dziewczyna, która obecnie ci się podoba? – zaryzykowała, ignorując świdrujące spojrzenie rudowłosej. Ginevra poczuła się niekomfortowo, ale Harry wcale o niej nie pomyślał. Przed oczami stanęły mu sceny znad jeziora.
– Tak – odpowiedział pewnie Harry. W tym momencie dwie pary oczu wbiły się w jego twarz. Czuł na sobie spojrzenia Ginny i Pansy. Przełknął ślinę. Musiał zadać pytanie Parkinson. Nie chciał zmarnować okazji.
– Czy wtedy nad jeziorem rozebrałaś się specjalnie? Przecież wiedziałaś, że patrzę.
W pomieszczeniu światło zamigotało i zgasło. Zapanowała cisza, Draco i Blaise wymienili zdziwione spojrzenia. Hermiona próbowała odszukać w zakamarkach pamięci, czy kiedykolwiek słyszała o sytuacji, którą wspomniał jej przyjaciel. Ginny nie wiedziała co to wszystko miało znaczyć. Pansy westchnęła, zrezygnowana, ale wciąż się uśmiechała. Była nieco zażenowana, ale wiedziała, że kłamstwo na nic się zda.
– Poniekąd tak, to znaczy… Nie wiem co to miało na celu. Po postu wtedy wpatrywałeś się we mnie z takim… Nawet nie wiem jak to nazwać, byłam ciekawa co zrobisz, okej?
– Okej – Harry skinął głową, patrząc jej w oczy. Ślizgonka wpatrywała się w niego, jakby chciała coś przekazać. Zupełnie jakby byli sami. Hermiona pomyślała, że może z Malfoyem skupili się na nie tej parze. Draco posłał jej triumfujący uśmiech. Wymienili spojrzenia, rozumieli się bez słów.
*
Tym pytaniem zakończyła się pierwsza runda zwariowanej, ślizgońskiej gry. Irytek jeszcze nigdy nie starał się być tak cicho i choć od czasu do czasu, pstryknął wygaszaczem, przysłuchiwał się wszystkiemu uważnie. Poltergeist uwielbiał plotki! Cieszył się na myśl o jeszcze czterech rundach, pełnych tak dziwnych pytań i jeszcze dziwniejszych odpowiedzi.
Myślę, że to najbardziej iconic rozdział i jak wspominacie Dom Salazara to najczęściej piszecie o tej grze, na dniach pojawi się druga część z kontynuacją Ślizgońskiego Prawda czy Wyzwanie. Jutro mija osiem lat od powstania bloga! Myślę, że najbardziej ikonicznym rozdziałem możemy uczcić tę rocznicę.
xoxo
Pani M. (30.10.2021)
PS. Guys to jest 10k słów, specjalnie dla was, może zostawilibyście komentarz?
"Okej więc oto magiczna 18! ;) Podczas pisania tak gdzieś w środku miałam depresję bo parę osób z mojej klasy też założyło blogi (nie fanfiction) i moja pewność siebie spadła na poziom -100 000… Ale jednak Alicja mi pomogła, Dzięki :* Jest to ostatni rozdział przed miniaturką, którą wstawię 01. 11. więc 19 dopiero po miniaturce. Mam nadzieję, że wyświetlenia przełożą się na komentarze!
Ten rozdział jest tak genialny, że aż!!! AAA! Cudowny, idealny. Draco coś ty zrobił ehh. A i Ginny i Blaise haha! :DD Akcja boska po prostu i to przyłapanie na końcu hahaha! Trochę za mało Harry'ego i Pansy ale i tak świetnie. Ta scena w lesie z Terrym itd. Jeny, super. :D A i to troche przed końcem to z Harrym na korytarzu
OdpowiedzUsuń.. Dziwne.. Czekam na ciąg dalszy!!
Tak przeczytałam twoje opowiadanie do 18 rozdział i bardzo mi sie podoba. Nie zdziw się jak jutro bd pytać o kolejny rozdział ;) A wracając do tego rozdziału to cuuuuuuuudowny. Haha końcówka najlepsza albo Blaise i Ginny i reakcja Dramonie oni muszą być razem (Hermiona i Draco ale także Harry i Pansy)
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział! Jest! No to idę czytać :3
OdpowiedzUsuńM.S
już nie moge sie doczekać następnego rozdziału z Drako i Hermioną jak i z Ginny i Blaise!!! czekam niecierpliwie
OdpowiedzUsuńAaa aaa ten rozdział jest genialny wkład wszystkie rozdziały są genialne normalnie uwielbiam was czekam na kolejne kocham was !! <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńProszę nie dodawaj miniaturki tylko rozdział! Jesteś naprawdę super w tym co robisz i nie pozwól żeby jacyś odgapiacze cie zdolowali. .. inaczej ja Tm się przejdę ;)
OdpowiedzUsuńM.S
Rozdział po prostu cudnyyyyyyyyy!!!
OdpowiedzUsuńBardzo zdziwiło mnie to jak Draco potraktował Hermi. A ta akcja z Blase'm i Ginny po prostu boska!
Czekam na tą imprezę.
I coś mi się zdaje że to Pansy pocałowała Harry'ego. Mam rację?
Sama Wiesz Kto ♥♥♥♥♥♥♥♥
haha genialne :D czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńmogłabyś mnie powiadamiać o rozdziałach?
UsuńOdpowiesz mi na moim blogu? z góry dziękuję :)
http://szycie-i-zycie.blogspot.com/
Ja z chęcią cię będę powiadamiać :)
Usuńa poza tym, to zachęcam do subskrybowania :)
Usuńjezu już nie moge sie doczekać następnego rozdziału <3 *-*
OdpowiedzUsuńpiszesz świetnie !!! nie mogę się doczekać następnego rozdziału <3
OdpowiedzUsuńa ja.pozdro,zawsze podziwiałam,skąd ty na to bierzesz wene,ale mniejsza o to,to jest Ślizgon,tego nie ogarniesz...wbijaj do mnie :D
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba twoje Dramione :) Piszesz bardzo ciekawie i się nie mogę doczekać kolejnego ;) (oczywiście Dramione)
OdpowiedzUsuńSuper blog. Czytałam już kilka, ale ten jest najlepszy. Podoba mi się sposób w jaki opisujesz Pansy.
OdpowiedzUsuńParvati i Terry! <3
OdpowiedzUsuńAhahahaahahha końcówka rozwaliła! <3333 :D
Pierwszy raz polubiłam Irytka! :D
Czy te usta na policzku Harry'ego to Pansy? ;>
Rozdział genialny! :D uśmiałam się niesamowicie. Hahahahahha :* najpierw ta sytuacja z Terrym i Parvati, potem wygłupy Ginny i Blaisa no i ogółem wszystko fajnie :D do zobaczonka w drugiej części! :P
OdpowiedzUsuńGenialne!!!!!
OdpowiedzUsuńhermioneaan.blogspot.com
boże czy tylko ja nienawidzę Rona ??
OdpowiedzUsuńPani Smok
Leżę I nie mam zamiaru wstać xD
OdpowiedzUsuńUwielbiam, kocham, cudowne ❤ Dramione coraz mocniej i Irytek. Świetny pomysł, żeby to on za tym wszystkim stał/Wiki
OdpowiedzUsuńPodoba mi się relacja Draco i Hermiony. Uwielbiam ich. Do tego dwie pary Gryffindor-Slytherin! Cudownie.
OdpowiedzUsuńMar :*