Rozdział 17

Coś nowego, coś starego, coś pożyczonego i niebieskiego.



    Szlaban powoli dobiegał końca, czwórka nastolatków dość sprawnie uwinęła się ze sprzątaniem Sali Pamięci i choć mieli serdecznie dość ścierania kurzu, bawili się całkiem nieźle. Gryfoni i Ślizgoni dogadywali sobie wzajemnie, ot tak, w ramach codziennej rutyny. Ginny cieszyła się, że Zabini nie poświęca jej więcej uwagi niż Neville’owi lub Daphne Greengrass. Weasley wygłupiała się z Longbottomem jak to miała w zwyczaju, raz po raz atakując go mokrą szmatką. Chłopak nie pozostawał jej dłużny i już wkrótce szarpali się ze sobą niczym małe dzieci. Ginny miała doskonały humor, zupełnie nie wiedziała dlaczego wcześniej tak panikowała. W końcu osunęła się po ścianie, żeby usiąść po turecku na podłodze, Neville chętnie poszedł w jej ślady. 
– Zarządzam przerwę!  – oznajmiła głośno, związując na nowo włosy. W trakcie gonitwy z Nevillem zdążyła się rozczochrać. Blaise westchnął, nie komentując dziecinnego zachowania. Natomiast Daphne spochmurniała. Widok roześmianej Gryfonki w towarzystwie Neville’a działał jej na nerwy. Wrzuciła szmatę do wiadra z takim impetem, że ochlapała siedzących najbliżej Gryfonów. 
– Ups – powiedziała, udając zdziwioną, ale posłała Weasley nienawistne spojrzenie. 
– O co ci chodzi Greengrass? Planujesz zastąpić Parkinson w walce o tytuł największej kretynki w lochach, czy co? – powiedziała Ginny, stając na równe nogi. Neville też się podniósł, liczył, że załagodzi konflikt. 
– Daphne na pewno nie zrobiła tego specjalnie – mruknął chłopak, posyłając Ślizgonce ostrzegawcze spojrzenie. Daphne poczuła się zdradzona, jej własny chłopak brał stronę tej kokietki Wealsey. Musiała ich oglądać cały wieczór, a dwójka Gryfonów świetnie się bawiła w swoim towarzystwie. Greengrass była zwyczajnie zazdrosna. 
– A właśnie, że chciałam – warknęła, patrząc Neville’owi prosto w oczy. Chciała, żeby wiedział, że była zła. Chłopak wyczuł, że coś jest nie tak, jednak zupełnie nie potrafił połączyć wątków. Ginny zmrużyła gniewnie oczy. 
– Poczekaj tylko aż odzyskam różdżkę…
– Przestańcie, zachowujecie się jak dzieci – wtrącił znudzony Zabini, oglądając stare trofea. Nawet nie odwrócił głowy w stronę kłócących się czarownic. 
– Nie wtrącaj się! – wrzasnęły chórem Ginny i Daphne, a potem popatrzyły po sobie zmieszane. Wtedy nagle drzwi się otworzyły, a w progu stanął profesor Slughorn. Rozejrzał się po pomieszczeniu i pokiwał z uznaniem głową. 
– Dobra robota, z pewnością chętnie odzyskacie różdżki. 
Wyjął z kieszeni obszernej szaty w śliwkowym kolorze, cztery różdżki i rozdał ich właścicielom. Poczekał aż czwórka nastolatków opuści komnatę, a potem zamknął Salę Pamięci prostym zaklęciem. 
– Nie pakować się więcej w kłopoty! – krzyknął za oddalającymi się w pośpiechu uczniami, a potem spokojnym krokiem wrócił do swojej sypialni. 
Cała czwórka dotarła do ruchomych schodów. Daphne nie zamierzała nie mieć ostatniego słowa i gdy, Ginny wraz z Nevillem zaczęli wdrapywać się po stopniach, odezwała się z wyższością:
– I co teraz Weasley? Odzyskałaś różdżkę. – Na twarzy Greengrass błąkał się triumfujący uśmieszek. Ginny odwróciła się na pięcie, gotowa potraktować Ślizgonkę Upiorgackiem. Jednak zanim zdążyła choćby się odezwać, Neville chwycił ją za nadgarstek i pociągnął w górę schodów. To tylko bardziej rozjuszyło Daphne, dziewczyna niemal dygotała ze złości, obserwując dwójkę Gryfonów na schodach. Blaise przyglądał się temu oniemiały. 
– Co z tobą? Po co zaczepiasz tą Weasley? – zapytał młodszej koleżanki. Daphne prychnęła. 
– Nie zaczepiam jej, działa mi na nerwy. Myśli, że jest taka świetna, a tak na prawdę… 
– Daj spokój, wszyscy Gryfoni mają nierówno pod sufitem. Zawsze myślą, że są najlepsi we wszystko. 
– Nie wszyscy – warknęła Daphne, a potem odeszła w stronę lochów. Zabini chcąc nie chcąc, powlókł się za nią. Nie chciał jeszcze wracać na czwarte piętro. 
Neville puścił rękę Ginny dopiero po wejściem na wieżę Gryffindoru. Po drodze nie zamienili słowa, a chłopak podskórnie czuł, że nie rozegrał tego zbyt dobrze. 
– O co chodzi z tą młodszą Greengrass? Od kiedy jest taka wyszczekana? – zapytała w końcu Ginny, zanim weszli do pokoju wspólnego. Longbottom wzruszył ramionami, podając Grubej Damie hasło. 
– Nie wiem, może miała zły dzień. – Weasley pokręciła głową, coś jej w tym wszystkim nie pasowało. 
– Nie sądzę, myślałam, że mnie zabije spojrzeniem. A za każdym razem, gdy… – Gryfonkę nagle olśniło, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. 
– Była o ciebie zazdrosna! – dokończyła triumfalnie, mierząc przyjaciela spojrzeniem. Neville nerwowo przełknął ślinę. Wcale nie był gotowy, aby przyznać się Ginny do związku ze Ślizgonką. 
– O mnie? Daj spokój, przecież… 
– Oh Neville, nigdy nie potrafiłeś kłamać – powiedziała ze śmiechem Weasley, odzyskując dobry humor. Postanowiła dowiedzieć się, czy coś faktycznie jest na rzeczy. Longbottom zaczął nerwowo bawić się swoją różdżką. 
– No więc? Opowiadaj, czy coś się między wami wydarzyło, czy po prostu Greengrass wzdycha do ciebie z ukrycia? – Ginny rozsiadła się na kanapie, gratulując sobie w myślach przenikliwości. Neville posłał jej zdziwione spojrzenie. 
– Skąd mam wiedzieć? Nie gadałem z nią wcześniej – skłamał, starając się brzmieć wiarygodnie. Ginny zmrużyła oczy. 
– Coś kręcisz, nie posądzałabym cię o bliższe kontakty ze Ślizgonką, a jednak… 
– Coś ci się ubzdurało, po co miałbym spotykać się z kimś takim jak Daphne Greengrass? 
– Jest naprawdę śliczna – powiedziała Ginny szczerze, wzruszając ramionami. Liczyła, że jej swobodny ton zamaskuje ekscytację, którą odczuwała. Neville się zaczerwienił, co tylko utwierdziło Ginny w przekonaniu, że coś jest na rzeczy. 
– Może i jest, nie przyglądałem się – mruknął niechętnie, uciekając przez świdrującym spojrzeniem przyjaciółki. 
– No powiedz mi w końcu! – nalegała wciąż rozbawiona Ginevra. Longbottom tylko pokręcił głową. 
– Nie ma o czym gadać, to Ślizgonka, a nawet jeśli by nią nie była, to zwyczajnie nie jest dziewczyna dla mnie.  
Ginny pokręciła z niedowierzaniem głową. 
– Od kiedy mamy przed sobą jakieś sekrety, co? – zapytała, poważniejąc. Liczyła, że mimo wszystko wyciągnie z Neville’a jakieś informacje, ale chłopak uparcie milczał. W końcu dosiadła się do nich Parvati i zmienili temat. Jednak Ginny cały czas po głowie chodził zakazany ślizgońsko-gryfoński romans. To było dla niej zupełnie coś nowego. 
***

    Pansy Parkinson wstała wcześniej, a właściwie została brutalnie obudzona krzykami Astorii. Blondynka nienawidziła bałaganu, w ich sypialni wszystko miało wyznaczone miejsce, a nieporządek doprowadzał starszą z sióstr Greengrass do szewskiej pasji. Tym razem to peleryna Pottera spowodowała całe zamieszanie. Długi, ciemny płaszcz od dwóch dni zalegał na krześle przy wspólnej toaletce i choć Astoria kilkukrotnie prosiła Parkinson o posprzątanie zarówno mokrych ubrań, które suszyły się przy oknie, jak i nieszczęsnego płaszcza,  Pansy wciąż nie znalazła dobrego momentu na spotkanie z Potterem.

    Daphne nałożyła poduszkę na głowę i odwróciła się do ściany. Natomiast Pansy wstała, potykając się o sweter leżący na podłodze, wzięła kurtkę Harry'ego z oparcia krzesła i rzuciła na swoje łóżko. Wiedziała, że już nie zaśnie. Przeklęła współlokatorkę i zabierając bieliznę, białą bluzkę oraz czarną spódniczkę, weszła do łazienki. Po jakiś dziesięciu minutach opuściła toaletę i zajęła się pakowaniem książek na czwartkowe lekcje. Astoria, jak codziennie rano, przez jakieś dwadzieścia minut rozczesywała włosy. Blondynka mnóstwo czasu poświęcała dbaniu o siebie, jednak nie było w tym niczego złego, dopóki nie zaniedbywała lekcji i pozostałych obowiązków. Daphne w końcu zwlekła się z łóżka i od razu zajęła łazienkę. W między czasie Astoria bardzo starannie nałożyła makijaż, a Pansy próbowała prosto zawiązać krawat. Jednak nic nie szło po jej myśli. Blondynka, widząc zmagania koleżanki, bez słowa wstała i jednym machnięciem różdżki zawiązała nieszczęsny krawat. Parkinson zanotowała w pamięci, aby zapytać o przydatne zaklęcie. W końcu cała trójka była gotowa, aby zejść na śniadanie. W ostaniej chwili Pansy chwyciła płaszcz Pottera. Zamierzała w końcu zwrócić pożyczoną pelerynę. 
*

    Harry Potter wstał wcześniej, właściwie został brutalnie obudzony krzykami Rona. Rudzielec nienawidził insektów, każdy kąt w ich sypialni został dokładnie odkurzony, ale mimo to, przez uchylone okno, od czasu do czasu, do pomieszczenia przedostawały się włochate pająki. Tym razem to zwykły kątnik domowy spowodował całe zamieszanie. Niewielki, ale tłusty pająk wdrapywał się właśnie po ramię łóżka Ronalda. 

    Neville też się obudził, ale tylko odwrócił się na drugi bok, by po chwili Harry i Ron mogli wsłuchać się w jego chrapanie. Harry przeklnął pająki w duchu i zwlekł się z łóżka. Złapał pająka w pustą miskę po chipsach, a potem przelewitował go za okno. Wiedział, że już nie zaśnie, toteż zajął łazienkę, aby wziąć prysznic. Kwadrans później, gdy trójka Gryfonów ubrała się w pośpiechu, ruszyli na śniadanie. Zostawiając bałagan w pokoju, zeszli do pokoju wspólnego, a potem prosto schodami w stronę Wielkiej Sali. Szli korytarzem, rozmawiając o Quidditchu i nowym Nimbusie, a także doniesieniach o nieuchwytnych Śmierciożercach. Nawet nie zauważyli, gdy z na przeciwka wyłoniły się trzy postacie. Ta w środku wyszła przed szereg i mówiąc coś przez ramię do pozostałych, podeszła do trójki Gryfonów. 
– To twoje – powiedziała cierpko Pansy Parkinson, unosząc wyżej ciemną pelerynę. Harry oprzytomniał, urywając zdanie w połowie i zrobił kilka kroków jej stronę. Pansy teatralnie wyciągnęła rękę, w której trzymała pelerynę. Harry szybko chwycił okrycie. Ślizgonki już miały wyminąć Pottera i jego współlokatorów, gdy nagle odezwał się Ron, mierząc dziewczyny podejrzliwym spojrzeniem:
– Zaczekaj! Chwileczkę, dlaczego, na wielkiego Godryka, ONA ma twoją pelerynę? – Pansy i Harry wymienili nerwowe spojrzenia. To, co stało się nad jeziorem, chcieli zatrzymać dla siebie. Potter nerwowo przełknął ślinę i kombinując na poczekaniu, zaczął dukać:
– Bo... ten, zgubiłem ją wczoraj... Na tym… No… patrolu i Pansy ją… , no znalazła! – dokończył pewniej, a Ślizgonka tylko uniosła brwi, niedowierzając, że Weasley uwierzy w to bezsensowne kłamstwo. Gryfoni naprawdę nie potrafili kłamać. Spojrzała na Rona, który wyglądał jakby dokładnie musiał przemyśleć każde słowo. W końcu tylko zmarszczył brwi i znów się odezwał, zwracając się bezpośrednio do Harry’ego, jakby Ślizgonek wcale tam nie było:
– Będziesz musiał to uprać... Wiesz, ten ślizgoński odór... 
 Neville przejechał sobie ręką od czoła do brody w geście całkowitego załamania, wyczuł, że czeka go kolejne starcie z Daphne. Naprawdę nie chciał znów stawać po którejś stronie, ale zachowanie ich relacji w sekrecie, właśnie tego wymagało. Posłał Ronowi karcące spojrzenie,  nawet on nie palnąłby takiej gafy. Harry głośno westchnął i spojrzał na Pansy, licząc na jakąś kąśliwą odpowiedź. Jednak dziewczyna tylko przymknęła oczy i wydawałoby się, że liczy, ale przy mniej więcej pięciu usłyszeli melodyjny głos zza pleców dziewczyny:
– Chodź Pansy, nie trać czasu na tych skretyniałych frajerów, gryfońska aura podobno obniża wyniki na OWUTemach.  – Astoria dramatycznie odwróciła głowę, zupełnie jakby oddychanie tym samym powietrzem, co Gryfoni powodowało uszczerbek na inteligencji. Ron poczerwieniał, mierząc blondynkę nienawistnym spojrzeniem. Po krótkiej, aczkolwiek treściwej wymianie zdań między Ronem a Astorią, po komentarzu o „arystokratce za kunta”, dziewczynie puściły nerwy i rzuciła się na Rona. Chłopak zupełnie się tego nie spodziewał, toteż zasłonił się tylko, a Astoria upadła jak długa, odbijając się od wyrośniętego chłopaka. Ron nie zamierzał kontynuować ani wymiany zdań, ani, pożal się Merlinie, bójki z Astorią. Odwrócił się plecami, jakby uważał walkę za zakończoną i ruszył długim korytarzem. Zaskoczony Harry machinalnie podał Ślizgonce rękę i pomógł wstać z podłogi.  Astoria przyjęła jego pomoc, a gdy tylko stanęła na nogi, puściła się biegiem za Ronem i wskoczyła mu na plecy, okładając go drobnymi pięściami po głowie. Wealsey wraz z dziewczyną upadli na podłogę. Pozostali uczniowie byli w takim szoku, że nie potrafili racjonalnie zareagować. 
– Puszczaj mnie wariatko! – wrzeszczał Ronald, próbując zrzucić z siebie dziewczynę. Przetoczyli się przez szerokość korytarza, odbijając się od ściany. W tej szamotaninie nie było wiadomo czyje kończyny należą do kogo, poza tym długie włosy Astorii sprawiały, że Weasley niewiele widział. Astoria w końcu usiadła na nim okrakiem, odgarniając włosy z twarzy, aby cokolwiek zobaczyć.  Ron próbował to wykorzystać i chwytając ją w biodrach, próbował zrzucić z siebie, niestety na próżno. Ślizgonka uderzyła go  pięścią w szczękę, ale Ron w tym szale ledwo to poczuł. Astoria nie potrafiła się bić i nic dziwnego. Zazwyczaj nie posuwała się do takich zagrywek, ale w tamtym momencie puściły jej wszystkie hamulce. Po ostatniej rozmowie z Draco była odrobinę rozchwiana emocjonalnie. Jednak po jej widowiskowym ciosie, pozostała grupa nastolatków nareszcie się ocknęła. Harry i Neville popatrzeli po sobie, nie zdolni do podjęcia jakiejkolwiek decyzji.
– Zróbcie coś! – krzyknęła Daphne, z trwogą obserwując jak Ronald próbuje zrzucić z siebie jej starszą siostrę. 
– Niby co?! – odkrzyknął Neville, rozglądając się bezradnie dookoła. Pansy przewróciła oczami i podbiegła do dwójki leżącej na podłodze. Dziękowała Salazarowi, że korytarz o tak wczesnej porze świecił pustkami, poza tym ani Ron ani Astoria nie sięgnęli po różdżki, inaczej mogłoby się zrobić jeszcze bardziej nieprzyjemnie. Próbowała ściągnąć Astorię z rudowłosego chłopaka, ale nie było to proste zadanie. Harry również podszedł do dwójki tarzającej się po podłodze, z pewnością zamiatali korytarz lepiej niż nowa miotła Fitcha. Razem z Pansy odciągnęli Astorię od Rona. Nadbiegła Daphne, aby pomóc Pansy przytrzymać Astorię. Neville w tym czasie rzucił się na Rona, który sięgał po różdżkę. Razem z Harrym przytrzymywali go za barki, aby nie ruszył na Astorię, która obrzucała Weasleya coraz to zmyślniejszymi epitetami. Pansy i Daphne ciągły trzecią Ślizgonkę poza zasiąg wzroku wpienionego chłopaka. Harry z trudem przytrzymywał przyjaciela, bo trzeba było przyznać, że Ronald miał dużo siły. Potter przez chwilę zastanowił się dlaczego jego przyjaciel w takim razie nie potrafił zrzucić z siebie Astorii, ale to nie był dobry moment na rozważania.
– Dzięki za płaszcz! – krzyknął jeszcze Harry, gdy dziewczyny znikały za zakrętem, ciągnąć Astorię za sobą. Pansy parsknęła śmiechem. Wiele ją kosztowało oddanie pożyczonej peleryny, ale mimo to odkrzyknęła:
– Nie ma sprawy!  
*

– Niebieska? Też mi coś, panno Granger – rozległ się głos profesora Barkley’a. Hermiona zawzięcie kłóciła się z nauczycielem o dwanaście zastosowań smoczej krwi, które opracował Dumbledore. Profesor Barkley był zdania, że magia rozwinęła się do tego stopnia, iż niedługo zostanie wyodrębnione trzynaste zastosowanie. Panna Granger jednak miała odmienne zdanie. To, o czym mówił mauczyciel, kłóciło się z pracami Albusa Dumbledora. Hermiona szczerze wątpiła, że smocza krew ma jeszcze przed czarodziejami jakaś tajemnicę.
– Otóż, panie profesorze, nie jest możliwe, aby smocza krew miała jakieś zastosowanie, którego nie odkrył profesor Dumbledore. To niemożliwe chociażby ze względu na zasadę przystosowania smoków do środowiska. – Nikt nie miał pojęcia o czym właściwie rozmawiają, ale nikt nie narzekał, bo Barkley zamiast zając się lekcją, zajmował się przemądrzałą Granger. Każda wyrwa w lekcji była cudowną odmianą po całym tygodniu wysłuchiwania teoretycznych wykładów. Nauczyciel znów zabrał głos:
– Środowisko życia smoków ciągle zmienia i dlatego projekt o trzynastym zastosowaniu smoczej krwi, jest jak najbardziej prawdopodobny... 

     Malfoy był znużony, w ogóle nie wiedział, dlaczego nagle Obrona przed Czarną Magią znalazła się na liście obowiązkowych przedmiotów każdego siódmoklasisty. Zupełnie go nie interesował przedmiot Barkleya, wcale nie skupiali się na żadnej obronie przed urokami. Właściwie to blondyn nie pamiętał, czy ktoś oprócz udawanego Alastora Moddy’iego kiedykolwiek omówił z nim jakieś paskudne zaklęcia. Oczywiście, że nie. Nauczyciele tylko tracili czas na bezpieczne zagadnienia, jak przeklęte smoki. Draco dość się o nich nasłuchał na Opiece nad magicznymi stworzeniami. W końcu Hagrid był fanatykiem smoków. Nie mógł już znieść ani mylnych tez profesora, ani wymądrzania się Granger. Podniósł rękę, wywracając oczami, widząc zdziwioną minę Pansy. 
– Tak? Panie… – Nauczyciel chciał udzielić mu głosu. 
– Malfoy – odpowiedział spokojnie chłopak.
– Słuchamy, panie Malfoy. – W tonie nauczyciela Draco wyczuł nutę lekceważenia. 
– Granger ma rację – powiedział dość wyraźnie. Nagle cała klasa, jak jeden mąż, odwróciła się w stronę Ślizgona siedzącego w ostatniej ławce z Pansy. Hermiona również się odwróciła i posłała mu pytające spojrzenie. Nauczyciel, nie zwracając uwagi na klasę, odpowiedział z wymuszonym uśmiechem:
– Nie rozumiem panie Malfoy, właśnie tłumaczę pannie Granger, że jej teza jest zupełnie bezsensowna... – Wpół znudzony, a wpół zirytowany Draco, przerwał niegrzecznie Barkley’owi: 
– Sam pan powiedział, że środowiska życia smoków się ciągle zmienia, a jak wiemy smoki o innym przystosowaniu niż ich przodkowie mają inną krew, tak zwaną „pół-krew smoków”, która, jak słusznie zauważyła Granger, nie jest niebieska. Ma zupełnie inne zastosowanie niż prawdziwa smocza krew...
– Dokładnie! – wtrąciła Hermiona z pierwszej ławki. Nauczyciel na chwilę stracił swoją pewność siebie, nie mógł walczyć na dwa fronty. Zamyślił się na chwilę, chodząc po klasie. 
– Muszę dokładnie przemyśleć waszą teorię, bardzo proszę, abyście spisali wszystko to, co przychodzi wam do głowy jeśli chodzi o smoczą krew, i złożyli pergamin w moim gabinecie do końca tygodnia – powiedział w końcu Barkley, zwracając się bezpośrednio do Hermiony i Draco. Malfoy był wściekły, abolutnie nie zamierzał oddawać dodatkowej pracy domowej. Natomiast Hermiona wyraźnie się ucieszyła. Uważała to za swoją szansę, aby wejść w polemikę z uznanym profesorem. To z pewnością dobrze jej zrobi. 
– A teraz wracamy do lekcji! – Barkley klasnął w dłonie, chcąc ożywić znudzoną audiencję. Ron podskoczył na swoim krześle. Reszta wykładu była znośna, jednak humor się wszystkim poprawił, gdy profesor zapowiedział ćwiczenia praktyczne na następnych zajęciach. Wszyscy z uśmiechami na ustach opuścili duszną klasę, jedynie Malfoy wlókł się z tyłu przeklinając Granger i dodatkową pracę domową.
*

  Blaise Zabini rozsiadł się wygodnie w fotelu, wyciągając długie nogi przed siebie. Nareszcie skończył lekcje i mógł trochę odpocząć. Chłopak doszedł do wniosku, że nauczyciele zupełnie zwariowali, zając niebotyczne ilości pracy domowej. W dodatku z przedmiotów, które chciał zdawać na OWUTemach musiał oddać pracę semestralną. Podobno był to nowy wymógł Ministerstwa, jednak Ślizgon dałyby sobie różdżkę złamać, że za wszystkim stała McGonagall, trzęsąca się nad wynikami Hogwartu w końcowym zestawieniu szkół. 
W pokoju wspólnym Slytherinu pojawił się Malfoy, rzucając torbę z książkami na kanapę. Zaraz dosiadł się do przyjaciela przy kominku. 
– Szukałem cię. Ominąłeś obiad. 
– Po Transmutacji straciłem apetyt – mruknął Blaise, posyłała Draco znaczące spojrzenie. Blondyn ze zrozumieniem pokiwał głową. Nagle Malfoy chwycił swoją torbę i zaczął ją przetrząsać, szukając czegoś gorączkowo. Blaise zmarszczył brwi. 
– Przyszedł do ciebie list – rzucił Draco pośpiesznie, wyjaśniając przyjacielowi poszukiwania. Zabini spochmurniał, prostując się w fotelu. Doskonale wiedział kto był nadawcą, bo jedyną osobą, z którą korespondował, była Zofia Zabini. Malfoy w końcu pod mu kopertę, ale szatyn ani myślał otwierać listu. 
– No dalej, czytaj – ponaglił Draco, nie rozumiejąc rozterek przyjaciela. Blaise’a męczyła pewna nieprzyjemna kwestia, jednak nie zdążył podzielić się z Malfoyem przykrymi nowinami. Wiedział, że może na niego liczyć, ostatniej nocy, gdy blondyn zdecydował się jednak przyjść na spotkanie Maruderów, Blaise poczuł, że naprawdę ma w nim przyjaciela. Jednak żądania Zofii nie być czymś, czym chciał się z kimkolwiek dzielić. Od wyjazdu do Hogwartu skutecznie próbował o nich zapomnieć, ale listy przychodziły co tydzień, a jego matka się niecierpliwiła.  
– To list od matki, nic pilnego – powiedział Blaise, siląc się na spokojny ton. Draco pokręcił głową. 
– Ostatnio często do ciebie pisze, przez ostatnie sześć lat nie dostałeś tylu listu co w ostatnim tygodniu. Co znów wymyśliła? 
Blaise posłał mu urażone spojrzenie. Nie było tajemnicą, że Zofia potrafiła wpaść na absurdalne pomysły, jednak to, co usłyszał szatyn tuż przed wyjazdem do szkoły, wstrząsnęło nim dogłębnie. 
– Nie patrz tak, tylko mów – ponaglił Draco. Cierpliwość nigdy nie była jego mocną stroną, zawsze dostawał wszystko, czego zapragnął od razu, w dodatku podane na złotej tacy. Mimo zmian, które zachodziły wśród mieszkańców lochów, był to niesamowicie powolny proces, toteż Draco wciąż zaliczył gafy, jeśli chodziło o takt i empatię. 
– Przeczytaj sobie – skapitulował w końcu Zabini, oddając przyjacielowi kopertę. Draco posłał mu zdziwione spojrzenie, ale nic więcej nie powiedział. Pobieżnie przejrzał treść listu. 
– Co znaczy,  że masz czas do przerwy świątecznej? – Zabini aż poderwał się z fotela, żeby wyrwać list z rąk przyjaciela. Malfoy nawet nie próbował się opierać, z resztą niewiele rozumiał z treści korespondencji, toteż liczył na wyjaśnienia. Blaise nawet w najgorszych koszmarach nie przypuszczał, że matka wyznaczy tak nieodległy termin. W poprzednim liście wyraźnie zaznaczyła, że poczeka, aż syn skończy szkołę. Zabini pośpiesznie przejrzał list i odrobinę mu ulżyło. Zofia jedynie chciała poznać jego kandydatkę w trakcie przerwy świątecznej, mimo wszystko nie zostało mu dużo czasu. 
– Powiesz coś w końcu, czy czekasz na Veritaserum w filiżance? – odezwał się zniecierpliwiony Draco. Blaise westchnął, na powrót siadając w fotelu. 
– No więc dobrze. Matka boi się o swoją fortunę – zaczął ostrożnie Blaise, Malfoy milczał, zachęcając przyjaciela gestem dłoni by mówił dalej. Dla Blaise’a był to drażliwy temat. 
– Uważa, że nierozważnie wydaję pieniądze. Powiedziała, że zostaniemy bankrutami przed moją trzydziestką…
– Bardzo możliwe, ale nadal nie rozumiem… 
– Chcesz wiedzieć czy nie? To się zamknij – przerwał mu Zabini, próbując jakoś przekazać nieprzyjemną dla siebie nowinę. Ten temat sprawiał, że robił się nerwowy.
– Sprawdziła stan skrytki u Gringotta po moim powrocie z wakacji i wpadła w szał. Mówiła, że pozbawiam ją fortuny, że jestem nieodpowiedzialny, że nie potrafię zarządzać pieniędzmi. Powiedziała też, że nie będzie utrzymywać wiecznego chłopca, który chce się tylko bawić. Pora dorosnąć. 
– Ckliwe, ale nadal nie rozumiem – odparł rzeczowo Draco. Wiedział, że jego przyjaciel lubił się zabawić, ale Zabinim pieniędzy nigdy nie brakowało. Poza tym oboje mieli zaledwie po osiemnaście lat, to nie był jeszcze czas, żeby być odpowiedzialnym dorosłym. Choć doświadczenia wojny sprawiły, że cały ostatni rocznik był zmuszony dorosnąć zbyt szybko. 
– Matka chcę, żebym się ustatkował. Mam się ożenić, gdy tylko skończę szkołę. To podobno zakończy moją fazę kawalera trwoniącego rodzinny majątek. 
– ŻE CO? – Draco wykrzyknął, zupełnie oniemiały. Kilka ciekawskich spojrzeń odwróciło się w ich stronę. Blaise pokiwał głową zrezygnowany. Malfoy był w szoku, nie tego się spodziewał. Małżeństwo brzmiało jak wyrok, jak zamach na wolność i na młodość. Blondyn wiedział że jego rodzice mieli niespełna po osiemnaście lat, gdy brali ślub, ale wydawało mu się, że to była zupełnie inna epoka. Nie mógł nawet sobie wyobrazić, co przeżywał jego przyjaciel. Gdyby to Draco postawiono takie warunki… Chłopak był pewien, że zwyczajnie zrzekłby się majątku i zamieszkał z dala od rodziny. Jednak łatwo mu było myśleć w ten sposób, nie znalazł się na miejscu Blaise’a. 
– Ale jak ona to sobie w ogóle wyobraża?! – zapytał po chwili blondyn, gdy pierwszy szok minął. Zabini pokręcił głową. 
– Oczywiście podjąłem negocjacje, matka musi zaakceptować mój wybór, jeśli moja wybranka się nie spodoba to ślubu nie będzie. Oczywiście ona też miała warunek, przede wszystkim czysta krew. – Nagle Malfoya olśniło, wszystko zaczęło układać się w całość. 
– Dlatego biegasz za tą Weasley? – Zabini przytaknął. 
– Nigdy się nie zgodzi na ślub z tą rudą zdrajczynią krwi, nienawidzi Weasleyów do szpiku kości. Artur Weasley nieźle jej uprzykrzył życie w Hogwarcie, przynajmniej tak opowiadała. Weasley to moja szansa, spełnia jej warunek co do czystej krwi, a jednocześnie nie ma szans, żeby moja matka zaakceptowała ten związek. 
– Sprytnie rozegrane – pochwalił Draco, zamyślając się na chwilę – Ale naprawdę myślisz, że jeśli już pozna Weasley to później odpuści? 
– Odpuści na jakiś czas, to powinno wystarczyć, żebym znów mógł coś wymyślić. W trakcie przerwy świątecznej matka chce ją poznać, nie mogę do tego dopuścić. To za mało czasu, żeby urobić Weasley, ona jest szurnięta. 
– Nawet gdybyś miał dziesięć lat to szczerze wątpię, że uda ci się ją owinąć wokół palca…
– Znamy kogoś, komu się udało – Blaise sugestywnie poruszył brwiami. 
– I myślisz, że Potter jakoś ci pomoże? Nie bądź śmieszny, ona za nim latała odkąd skończyła dziesięć lat. To co innego. – Blaise wywrócił oczami. 
– Nie mówiłem o Potterze. 
– To o kim? – zapytał ze zdziwieniem Malfoy, rozumiał coraz mniej, a plan Zabiniego wydawał się nie mieć końca. 
– Ty jej w tym pomogłeś, pożyczyłeś jej coś – Blaise obserwował jak trybiki w głowie Draco obracają się z zawrotną prędkością. Jednak blondyn za nic nie mógł zrozumieć do czego zmierzał Zabini. Brunet postanowił dać Malfoyowi jeszcze jedną wskazówkę: – Pamiętasz kogoś imieniem Tom Riddle? – Draco aż się wzdrygnął, ale Zabini zaśmiał się tylko gardłowo.  – O tak, mała Weasley już raz straciła głowę dla Ślizgona, niedługo straci ją drugi raz. Już ja się o to postaram. 
*

Malfoy poluzował krawat, idąc w stronę biblioteki. Jego poszukiwania były dalekie od zakończenia, a po rozmowie z Zabinim miał mętlik w głowie. Współczuł przyjacielowi. Zupełnie nie rozumiał Zofii Zabini i jej poronionego pomysłu, jednak nie przychodziło mu do głowy żadne rozwiązanie. Draco wiedział, że jego przyjaciel był w kropce. Mimo tego miał mieszane uczucia, co do Ginny Weasley i związanych nią planów przyjaciela. Zastanawiał się, czy Pansy nie mógłby im jakoś pomóc, jednak to wszystko wydawało mu się tak abstrakcyjne… W dodatku towarzyszyło mu niemiłe wrażenie, że ktoś go śledził.  Nerwowo obejrzał się przez ramię, ale korytarz był pusty. Przyśpieszył kroku, chcąc znaleźć się już w bibliotece. Powitał panią Prince zdawkowym „dzień dobry”, a potem przepadł w dziale dotyczącym eliksirów. Znów nic. Żadna z pozycji nie sugerowała, że znajdzie tam odpowiedź na swój palący problem. Choć Draco całe wakacje spędził, przeszukując rodzinną bibliotekę, wciąż nie wiedział jak sobie poradzić. Czuł się coraz gorzej, czasem żałował, że nie może zapytać Snape’a o pomoc. Malfoy nie miał pewności, czy zamordowany Mistrz Eliksirów mógłby mu pomóc, ale wciąż… Czułby się lepiej, gdyby mógł się komuś zwierzyć. Zabini i Parkinson nie wchodzili w grę, blondyn wiedział, że nie będą w stanie mu pomóc. Nie chciał ich martwić, poza tym było mu wstyd. Każdego dnia żałował tego, co zrobił. Bez entuzjazmu kartkował kolejne tomy, a wrażenie, że ktoś go obserwuje, wcale nie zniknęło. Odwrócił się przez ramię i dostrzegł, jak ktoś chowa się za regał. Cicho ruszył w tamtą stronę. 

– Czemu mnie śledzisz? – zapytał głośno, licząc, że ciekawski uczeń się ujawni. Jednak nic nie odpowiedział, udał, że znów pochyla się nad otwartą książką, którą trzymał w rękach. Kątem oka zarejestrował skrawek szaty, znikający w sąsiednim dziale. Ruszył w tamtą stronę, jednak gdy wychyli się zza rogu, przejście między regałami było puste. Poczuł, że ktoś przemyka za jego plecami. Już wiedział. Odwrócił się powoli, warcząc każde wypowiedziane słowo:
– Wiem, że tam jesteś... Granger!





 

Komentarze

  1. Ta bijatyka, haha! xD I ta teza o smokach, nieźle. Czekam bardzoo na kolejny rozdział!! Więcej szlabanów, proszę! :DD A i jakie, o kim będą nowe miniaturki? Ah, doczekać się nie mogę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miniaturki to niespodzianka ;) Mogę tylko powiedzieć że w mojej pierwszej miniaturce występuje para, której nie na w blogu :D

      Usuń
    2. Uhuhu! :D Zapowiedziałaś fantastyczny (i mam nadzieję długi!!) 18 rozdział i jeszcze miniaturkę! Czekam z niecierpliwością! ;D

      Usuń
  2. Bardzo fajny pomysł z tymi smokami.
    Nie spodziewałam się tej bijatyki, ale była spoko XD
    Sama Wiesz Kto♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna była ta walka Ron vs Astoria.
    Podobała mi sie też wymiana zdań między Hermi a nauczycielem ale jedna rzecz mnie zastanawia po co Granger śledzuła Draco ??
    Czekam na następną notke która zapowiada sie bardzo obiecująco♥
    Pozdrawiam PANNA ANNA

    OdpowiedzUsuń
  4. twoje opowiadanie bardzo mi sie podoba, Uwielbiam paring Ginny- Zabini <3 co do Rona i Astorii mega do siebie pasuja z charakteru haha! a co do zachowania Draco to jak dla mnie jest.on troche mimo wszystko za mily :/ ale opowiadanie swietne czekam na nowy rozdzial!:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy next?
    ;-) :-) ;-) :-D

    OdpowiedzUsuń
  6. Wybacz ale ostatnio dopiero zaczęłam nadrabiać wszystkie notki na blogach i przed chwilą przeczytałam rozdział który mówiąc krótko jest fajny choć widać że po części przejściowy ale ogólnie blog naprawde bardzo mi sie spodobał�� Pozostaje tylko jedno pytanie- Ludzie czemu tego nie komentujecie??? Przecież autorkom zależy na tym aby poznać opinie czytelników a poza tym rozdział będzie wtedy szybciej więc wszyscy zaczerpniemy z tego obopólną radość!
    DiWa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja komentuję bloga cały czas i popieram twój pomysł. Niech każdy kto przeczyta rozdział od razu go komentuje. Ja tak robię i trwa to zaledwie minutę.
      Wspierajmy Panią M.♥♡♥
      Sama Wiesz Kto

      Usuń
    2. Dziękuje DiWie i Sama wiesz, że o ciebie chodzi ;) Macie racje z tymi komentarzami, może to się wydaje śmieszne ale gdy widzę, że "ooo.. ktoś dodał komentarz" to zawsze wtedy dopisuje coś do rozdziału. Dzięki za wsparcie :*
      ~Pani M. (szykujcie się na rozdział 18)

      Usuń
  7. Dzięki , ale mam nadzieje ze szybko pojawi się nowy rozdział i będzie w nim trochę więcej dramione .... kocham twój styl pisania ... blog niesamowity choć jak dla mnie to trochę za dużo par ;) Może Astoria i Ron tez się zejdą ? Czekam z niecierpliwością twój najgorętszy i spragniony rozdziałów fan.

    M.S

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne! Fajnie się czyta po męczącym dniu w szkole :)

    OdpowiedzUsuń
  9. "Doceń mnie" powiedziane przez Draco... piękne, kochane...! <3
    Ta bijatyka... Czy oni będą razem? O.o Ron i Astoria? ;o
    A pożegnalne podziękowanie za kurtkę świetne i urocze! :3
    Draco poparł Hermionę! <3 Aaa cudne! :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie no.. genialny! :D wszystko napisane z pomysłem i w ogóle takie MEGA jest xd zaczyna mi sie bardzo, ale to bardzo podobac ta historia :D do zobaczenia przy kolejnym ;) :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Zarąbiste - nic dodać nic ująć ;)
    hermioneaan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. po co ona za nim ..??? ej :D

    Pani Smok

    OdpowiedzUsuń
  13. Granger?! Co ona tam? /Wiki

    OdpowiedzUsuń
  14. Zostawiam tylko symboliczny komentarz i lecę czytać dalej.

    Mar :*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty