Rozdział 9




 Zamek, w którym łatwo się zgubić.

Hermiona i Ginny zeszły na śniadanie do Wielkiej Sali. Granger opowiedziała młodszej dziewczynie o dziwnej rozmowie, którą odbyła w środku nocy z Parkinson. Hermiona wciąż miała mętlik w głowie i nie wiedziała, co myśleć o rzekomej zmianie Ślizgonów. 

– To dziwne, ale myślę, że Parkinson bredziła, albo to jakiś głupi ślizgoński żart. – Ginny wzruszyła ramionami. 

– No nie wiem, wyglądała bardzo przytomnie. Poza tym – Granger zawahała się chwilę. – Poza tym Pomfrey mówiła, że to nie był pierwszy atak na Parkinson. 

– Nie zapominaj, że Ślizgoni są mistrzami w kłamaniu...

– Może masz rację, ale ty jej wtedy nie widziałaś. I jeszcze budziła się z krzykiem raz za razem. Na samą myśl mam ciarki. 

– Tylko nie mów, że zaczęłaś współczuć tej Parkinson. Niespełna pół roku temu była w stanie wydać Harry'ego Voldemortowi i to wszystko dla chorej ideologii. Jeśli się zmieniła to świetnie, ale nie zamierzam nagle się z nią zaprzyjaźnić. Przeprosiła cię chociaż za siedem lat wyzwisk?

– Nie, ale... 

– To nie ma o czym gadać. Nie zamierzam wchodzić jej w drogę, niech przeżywa swoją wielką przemianę, ale powiem ci coś całkowicie szczerze... Mam gdzieś Ślizgonów i to, czy żałują tego, co zrobili. Mogli myśleć bardziej przytomnie, gdy ochoczo pchali się w szeregi Voldemorta. 

– Nie mamy pojęcia co nimi kierowało. Może ktoś ich do tego zmuszał? Albo po prostu przez tę wojnę coś zrozumieli? Mogli widzieli ogrom zniszczeń i... 

– Z pewnością – rzuciła z kpiną w głosie Wealsey. 

– A co ty byś zrobiła na ich miejscu? 

– Po pierwsze, nie pchałabym się w szeregi Śmierciożwrców, mając tylko szesnaście lat i gówno w głowie. Poza tym, usprawiedliwiaj ich jak chcesz, ale nie chce mi się wierzyć, że tak szybko zapomniałaś o piekle, które nam zgotowali. 

– Oczywiście, że nie zapomniałam, po prostu wierzę w drugie szansy. Nie wspominając już o tym, że akurat ty powinnaś wiedzieć jak przekonywujący potrafił być Voldemort. 

– Nie wierzę, że to wyciągłaś – Ginny pokręciła głową. Oczywiście nigdy nie zapomni Toma i dziennika, nigdy nie zapomni tego koszmaru, kiedy została opętana i zmuszana do robienia rzeczy, których wcale nie chciała. Nigdy też, mimo że nikomu tego nie przyznała, nie myślała o Tomie jak o Voldemorcie. 

– Przepraszam, faktycznie, to było za daleko – przyznała Hermiona. Poczuła się nieswoje, atakując przyjaciółkę w ten sposób. 

– Nie kłóćmy się o Ślizgonów – dodała pojednawczo Weasley, wyciągając rękę na zgodę. Hermiona przytaknęła, choć Parkinson wciąż chodziła jej po głowie. 

Dziewczyny dotarły w końcu do stołu Gryffindoru i usiadły obok Rona, Hermiona po prawej, a Ginny po lewej stronie. Zaraz nadszedł Harry i usiadł na przeciwko przyjaciół.

– Byłem u McGonagall i powiedziała, że w tym roku też zostałem kapitanem drużyny Quidditcha. Mam nadzieję, że zgodzisz się zostać obrońcą – zwrócił się do Rona – A ty Ginny, masz już załatwioną pozycję ścigającej – powiedział z uśmiechem, nakładając sobie wędlinę na kanapki.

– Z takim składem rozwalimy Ślizgonów – wtrącił Ron, przybijając Potterowi piątkę ponad stołem. Nagle dobiegł ich rozbawiony głos Parkinson. 

– Nie byłabym taka pewna.

Czwórka Gryfonów spojrzała na Pansy, stojącą za Potterem. Harry odwrócił się do niej i parsknął na widok jej pewnej siebie postawy. Uśmiechała się w ten ślizgoński sposób z dozą wyższości. 

– Czego się szczerzysz? – rzucił Ron, licząc, że, tak jak to miało miejsce dotychczas, zostaną zaraz zaatakowani. 

– Ron! – Skarciła go z oburzeniem Hermiona. – Nie chcieliśmy... – Przerwała jej Ślizgonka:

– Spoko, nie będziemy przecież nagle udawać najlepszych przyjaciół. Chciałam tylko zamienić słówko z Granger i spadam. 

– Jasne. O co chodzi? – zwróciła się do niej Hermiona, Parkinson powiodła wzrokiem po stole Gryffindoru. Uczniowie w czerwonych krawatach mierzyli ją spojrzeniem, czekając, jakby zaraz miała się rzucić z różdżką na Pottera. 

– Wolałabym na osobności. 

Gryfonka wstała od stołu i razem z Pansy wyszły z Wielkiej Sali, zostawiając zszokowanych uczniów za drzwiami. 

**

Harry siedział przy stole Gryffindoru, jednak myślami był w skrzydle szpitalnym z ciemnowłosą Ślizgonką. Cały czas myślał o tym, co wtedy powiedziała. Miał nadzieję, że uda mu się porozmawiać z Hermioną, ale jeszcze nie nadarzyła się taka okazja. Cały czas zastanawiał się, czy to co mówiła Parkinson to prawda. Jeśli tak... Wolał o tym nie myśleć. Powrót Voldemorta był jego największym koszmarem i nic nie przerażało go tak bardzo. 

– Harry, słyszysz? Harry! – Głos Rona wyrwał go z zadumy.

– Nie, przepraszam nie słuchałem, co mówiłeś?

– Zastanawiałem się, co się stało Parkinson, że jest taka miła i Hermionie, że zaczęła kumplować się ze Ślizgonami. Mam nadzieje, że od tego wypadku nie uderzyły się za mocno w głowę. 

– Nie mam pojęcia, ale to faktycznie dziwne. Z drugiej strony, Hermiona zawsze wie, co robi – zgodził się z przyjacielem Potter. 

– Coś mi mówiła, że Parkinson się zmieniła po tym wypadku – wtrąciła Ginny znad swojej miski płatków.

– Myślę że ona coś knuje. A co jeśli zrobi coś Hermionie? Może powinienem iść to sprawdzić? – Ron zaczął podnosić się z krzesła, ale Ginny posłała mu spojrzenie pełne politowania. 

– Nie wygłupiaj się, nic jej nie będzie, Parkinson niedawno wyszła ze szpitala, nie zdążyłaby niczego wymyślić, a Hermiona zaraz wróci.

– Ginny ma rację. Nie ma sensu jej szukać, nic jej nie będzie. – Zgodził się Harry ze swoją byłą dziewczyną. 

Potter po chwili wstał od stołu, rzucił coś wymijająco o Quidditchu i postanowił znaleźć profesor McGonagall. Musiał wiedzieć czy to, o czym majaczyła Parkinson miało jakąkolwiek szansę się spełnić. Poza tym wciąż szukał informacji o Śmierciożercy z pociągu. 

– Szukasz kogoś, Potter? – Minerva wyrosła przed nim jak z podziemi. 

– Tak, właściwie... Szukałem pani, pani profesor. Chciałem zapytać o tego mężczyznę z pociągu. – Dyrektorka spoważniała jeszcze bardziej i poprawiła okulary na haczykowatym nosie. 

– Potter, doceniam twoją troskę, ale nie mogę udzielić ci żadnych informacji i lepiej nie wtrącaj się w tę sprawę, bo winowajca już siedzi w Azkabanie. Rozumiem, że to wydarzenie było niepokojące, ale pewnie doskonale wiesz, że nie wszyscy Śmierciożercy zostali schwytani. Ministerstwo prowadzi wiele spraw jednocześnie i wciąż jeszcze nie są w stanie zapobiegać takim atakom. A teraz przepraszam, muszę porozmawiać z nowym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią.

– Pani profesor! – zatrzymał ją Harry. – Jeszcze jedno... Parę dni temu, gdy siedziałem z Hermioną w Skrzydle Szpitalnym, Parkinson no cóż, obudziła się z krzykiem i zaczęła mówić o powrocie Voldemorta. Nie wiem... Nie wiem, co o tym myśleć, ale jeśli jest chociaż cień szansy, że... – McGonagall wysiliła się na coś w rodzaju uśmiechu. 

– Zapewniam cię Potter, że nie ma absolutnie żadnych podstaw, aby sądzić, że On powróci. Panna Parkinson, no cóż, każdy z nas ma do przepracowania jakieś traumy. Czasem trudno zapomnieć o pewnych wydarzeniach. Jednak jeśli wiem coś na pewno to to, że pokonałeś go, Potter. Na zawsze. 

Harry poczuł się uspokojony, ale zanim zdążył coś odpowiedzieć, profesor McGonagall ruszyła żwawo korytarzem i po chwili zniknęła za rogiem. Wybraniec zastanawiał się, dlaczego nikt nie chce mu udzielić żadnych informacji o mężczyźnie z pociągu. Rozumiał, że to sprawy Ministerstwa, ale wcześniej w ogóle go to nie powstrzymywało. Wiedział, że będzie go to męczyć dopóki sam nie rozwiąże tej sprawy. Szedł właśnie do Wieży Gryffindoru, gdy nagle wpadł na Rona.

– Jesteś jakiś nerwowy. Tak szybko zniknąłeś na śniadaniu, nawet nie dałeś mi szansy cię dogonić.

– Przepraszam, cały czas myślę o tym facecie z pociągu.

– Nie przejmuj się nim, tata mówi że już siedzi w Azkabanie. To Śmierciożerca.

– No właśnie, Śmierciożerca. Po co miałby atakować Ślizgonkę?

– Nie mam pojęcia stary, ale za bardzo się przejmujesz. Chodź zagramy z Ginny i Nevillem w partyjkę Eksplodującego Durnia.

Harry nie miał ochoty grać, a tym bardziej przebywać z Ginny częściej, niż to było konieczne. Cały czas bolało go ich rozstanie. Nie wymyślił jednak żadnej wymówki i poszedł z Ronem w stronę pokoju wspólnego.

**

Pansy i Hermiona właśnie opuściły Wielką Salę. Panna Granger zastanawiała się dokąd prowadzi ją Ślizgonka, miała wrażenie, że idą w stronę lochów, ale Pansy wybrała najbardziej pokręconą drogę. 

– Dokąd właściwie idziemy? – zapytała w końcu Granger. Zawsze musiała wszystko wiedzieć, nie lubiła niespodzianek. 

– Zaraz będziemy na miejscu, chciałam z tobą porozmawiać. Odkąd wróciliśmy do zamku obserwuję całą tą nienawiść Ślizgonów do Gryfonów... I vice versa. – Zerknęła znacząco na Hermionę. Granger nie odpowiedziała, bo nie od dziś zdawała sobie sprawę z problemu, o którym mówiła Pansy. 

– Planujesz rewolucję? – zapytała trochę prześmiewczo. – Tego konfliktu nie uda się tak po prostu zażegnać. To są całe pokolenia czarodziei i czarownic, a my tylko pielęgnowaliśmy tę nienawiść przez lata, z resztą nie będę mówić dzięki komu Slytherin prześladował mugolaków w ostatnich latach... – Panna Granger spojrzała na Parkinson wymownie i skrzyżowała ręce na piersiach. Parkinson przystanęła. 

– Myślisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy? Nie jestem głupia, przynajmniej nie tak bardzo, jak wszyscy myślą.

– Nie powiedziałam, że jesteś głupia. – Pansy wywróciła oczami. 

– Nie musiałaś, poza tym... Doskonale wiem, co o mnie mówią. Na szczęście nauczyłam się mieć to totalnie w dupie. – Hermiona parsknęła, ale nie odpowiedziała. Ślizgonka miała rację. Większość szkoły nic o niej nie wiedziała, Parkinson wydawała się pusta i bezrozumnie zapatrzona w Malfoya. Hermiona milczała.

– No właśnie, mówią o mnie dużo niewybrednych rzeczy, ale wcale nie chodzi o mnie – powiedziała po chwili ciemnowłosa siódmoklasistka. – Jesteśmy na miejscu. – Dziewczyny były w lochach, a Hermiona szybko skojarzyła fakty.

– O nie, ja tam nie wejdę. Nie ma mowy.

– Wyluzuj, tylko nie mów, że się boisz... – Pansy uśmiechnęła się tak, jak to tylko Ślizgonki potrafią.

– Nie boję się, ja po prostu nie chcę tam wejść... – Hermiona czuła się nieswojo, ale nie zamierzała się do tego przyznać. Pokój wspólny Ślizgonów napawał ją pewnym lękiem. Klimatem przywodził na myśl Malfoy Manor, a to miejsce kojarzyło się Hermionie jedynie z bólem i bezradnością. Czasem widywała Bellatrix w koszmarach. Stały jeszcze chwilę pod drzwiami, gdy naglę Pansy westchnęła i powiedziała:

– Okej, skoro nie chcesz tam wejść spotkajmy się o wpół do dziesiątej pod Pokojem Życzeń.

– Dobra, na pewno przyjdę. Ale biorę Ginny ze sobą, okej?

– Tak, myślę, że tak. Aha i jeszcze jedno... Czy mogłabyś mi opowiedzieć co pamiętasz z tej nocy w pociągu? Nie chcę cię zmuszać do przypomnienia sobie tych okropieństw, ale jednak zależałoby mi...

– Nie ma sprawy, ale może nie tutaj... Opowiem ci wszystko wieczorem. 

– Okej. To, do zobaczenia? – Obie dziewczyny czuły się niezręcznie prowadząc ze sobą taką konwersację. Ślizgonka w końcu weszła do pokoju wspólnego i zniknęła Hermionie z oczu. Gryfonka odwróciła się na pięcie i pomaszerowała odnaleźć Ginny. Podejrzewała, że jest w wieży Gryffindoru. Nie zdążyła nawet opuścić lochów, gdy natknęła się na kogoś, kogo bez wątpienia chciała uniknąć.

*

Draco Malfoy opuścił łazienkę w swoim dormitorium i planował opowiedzieć Blaise'owi o rozmowie Gryfonek, którą podsłuchał. Niestety nie zastał przyjaciela w ich sypialni. Pomyślał, że Zabini zszedł na śniadanie bez niego, więc szybko ruszył w stronę Wielkiej Sali. Gdy chłopak dotarł na miejsce dokładnie prześledził cały stół Ślizgonów, ale nie dostrzegł przyjaciela. Westchnął podirytowany. Zjadł śniadanie w towarzystwie Astorii, co jeszcze bardziej zepsuło mu humor.

– Cześć Draco – zagadnęła wesoło blondynka. 

– Cześć – uciął blondyn.

– Tak sobie myślę, że może odwiedziłbyś mnie wieczorem w moim dormitorium...?

– Wiesz co Astoria, ty chyba za dużo myślisz. Nie przemęczaj się tak. – Zakpił Malfoy. Jednak na uciążliwej Ślizgonce nie zrobiło to większego wrażenia i kontynuowała:

– Uwielbiam jak się ze mną droczysz, Draco... Nie przeszkadzam, będę czekać o północy. 

Dziewczyna próbowała jeszcze cmoknąć Malfoya w policzek, ale chłopak tak długo się odsuwał, aż w końcu dała sobie spokój. Draco stwierdził, że jest jeszcze jedno miejsce, gdzie jego przyjaciel może się podziewać. Dokończył śniadanie i powoli zmierzał w stronę lochów. Stanął na początku korytarza i zobaczył kogoś, kogo nigdy by nie podejrzewał o takie spacery.

– Cześć, Granger – zaczął rozmowę i uśmiechnął się kpiąco.

– Malfoy. – Kiwnęła mu głową dziewczyna. Jednak to nie zniechęciło Draco i zaczął dalszą rozmowę.

– Co cię sprowadza w „skromne" progi Pokoju Wspólnego Ślizgonów? – Chłopak dalej zaczepiał Gryfonkę, a ona chciała zetrzeć mu ten głupi uśmieszek z twarzy.

– Nie twoja sprawa – warknęła.

– Wiesz, jestem prefektem i chciałbym wiedzieć co tutaj knujesz?

– Ja? Knuję? Dobre sobie, jesteś po prostu śmieszny.

– Cudownie, większość dziewczyn lubi, kiedy facet ma poczucie humoru. 

– Obrzydliwy tekst na podryw – skomentowała Hermiona i wydała z siebie coś co brzmiało jakby zwracała śniadanie. Dało się też słyszeć epitety w stylu: głupi, nadęty, bezczelny i tym podobne. Gryfonka wyminęła Draco i postanowiła odszukać Ginny. Natomiast chłopak poszedł w stronę Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Sam nie wiedział, dlaczego poprowadził rozmowę z Granger w ten sposób, chyba był ciekawy jej reakcji. Kiedy w końcu wszedł do pokoju, zastał tam jedynie Pansy siedzącą na kanapie i (co dla chłopaka było nowością) czytającą.

– A ty co? Od Granger się zaraziłaś? Jeszcze nic nie zadali...

– Wiem, że nic nie zadali – warknęła dziewczyna, była poirytowana, bo tego, czego tak zawzięcie szukała, nie mogła znaleźć w żadnej z dotychczasowo przeglądniętych książek. Pansy nie miała do tego cierpliwości.

– Dobra, mniejsza z tym. Widziałaś może Zabiniego? 

– Tak, widziałam.

– Świetnie, to gdzie jest?

– Skąd mam wiedzieć? Ja go tylko widziałam, ale dużo osób go już dziś „widziało"...

– Parkinson, skończ te swoje... a zresztą. Zapytam inaczej, czy mówił gdzie idzie? 

– Nie – ucięła krótko i odłożyła książkę, aby sięgną po kolejną ze stosu na stoliku przed nią. Draco machnął ręką i zły na Ślizgonkę opuścił lochy. Wrócił na czwarte piętro, licząc, że Blaise, prędzej lub później, się tam pojawi. 

**

Harry i Ron rozsiedli się w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Dosiadł się do nich Neville, pod pachą trzymał szachy czarodziejów. 

– Może zagramy partyjkę, co Harry? 

– A co ze mną? – udał oburzenie Ron, choć dobrze wiedział, że może pokonać i Neville'a i Harry'ego w kilka ruchów. Longbottom machnął ręką. 

– Dobrze wiesz dlaczego z tobą nie gramy – odparł Harry, szczerząc się do przyjaciela. Ronald tylko pokiwał głową, a Neville zaczął rozkładać figury na planszy. 

– Swoją drogą, gdzie Ginny? Była tu, jak wychodziłem szukać Harry' ego – zapytał Ron, Zwracając się do Longbottom'a.

– Była, ale po chwili powiedziała, ze musi coś załatwić i wyszła. Wspomniała, żebym ci powiedział, że masz się nie martwić.

– Ale gdzie poszła? Wychodziła z kimś?

– Nie, dostała jakiś list, pierwszoklasista przyniósł, ona to przeczytała, wrzuciła do kominka i wyszła... – Harry i Ron popatrzeli po sobie zmieszani. 

– To nie brzmi za dobrze – zaczął ostrożnie Ron. 

– Mówiła, że wszystko w porządku, że będzie niedługo. 

Harry'ego nawet cieszyło zniknięcie Ginevry, wciąż miał mieszane uczucia po ich nagłym zerwaniu. Nie wiedział co o tym myśleć, ale nie chciał jeszcze rozmawiać z Ronem. Był natomiast pewny, że Hermiona już o wszystkim wiedziała. 

– Nie podoba mi się to, ostatnio kiedy Hermiona miała wrócić „niedługo" to została zaatakowana... – Ronowi włączyło się zamartwianie, ale Neville'owi szybko udało się go uspokoić. Chłopcy rozegrali kolejne dwie partię szachów, a Ginny wciąż nie wracała. W końcu uznali, że pewnie jest z Hermioną, wkrótce mieli się przekonać jak bardzo się mylili. 








Komentarze

  1. Super! Widzę, że skorzystałaś z mojej rady i znalazłaś kogoś do pomocy :)
    Od razu widać, że tekst nabrał trochę więcej lekkości ;)
    Czekam na nn z niecierpliwością
    Ściskam
    Szczurzynka

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie piszesz :)
    Trzymaj tak dalej, mi się podoba!

    ***
    http://miedzy-nami-czarodziejami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuu, Zabini i Ginny zniknęli, ciekawa jestem, co z nimi... Tak więc idę czytać next!
    Ressa ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Powodzenia w pisaniu kolejnych świetnych rozdziałów :-*
    Sama Wiesz Kto

    OdpowiedzUsuń
  5. kropka,to kropka.
    ~Nothing <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Mmm. To ciekawe :D tu takie zniknięcia, tam jakieś plany Gryfonek ze Ślizgonką! :D GENIALNIE! :* strasznie wciąga xd to do 10!

    OdpowiedzUsuń
  7. cóż za emocje czytam dalej :D

    Pani Smok

    OdpowiedzUsuń
  8. Czyżby Blaise i Ginny zaczęli już ze sobą kręcić? Super! Jeszcze tylko koniec tru lov pomiędzy Ronem a Hermioną, Draco wkroczy do akcji i będę prze szczęśliwa <3
    Pure

    OdpowiedzUsuń
  9. Chyba nie mam co się rozpisywać w tym komentarzu. Zauważyłam tylko pojedyncze niedociągnięcia takie jak kropki, spacje, powtórzenia czy literówki. Poza tym jest coraz ciekawiej. Blinny - kolejna para - uwielbiam ich. Myślę, że będzie wielka rewolucja w relacjach pomiędzy Ślizgonami i Gryfonami.

    Pozdrawiam,
    Maravillosa Sabio :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Nwm, czemu lubię połączenie tej Szlamy i Draco, ale do sedna. Piszesz-najlepiej-na-świecie!

    ~Me

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty