Rozdział 7
Pokój Życzeń.
Draco siedział na kanapie w swoim dormitorium. Nie jest twoje. Jak zwykle musiał sobie o tym przypomnieć. Blaise jako współlokator zajmował połowę sypialni i salonu, nie mówiąc o łazience. Jak tylko Granger wyjdzie ze Skrzydła Szpitalnego to na czwarte piętro sprowadzą się również dwie Gryfonki. Draco nie był przyzwyczajony do dzielenia się, tym bardziej jego przestrzenią osobistą.
Dormitorium było urządzone bardzo przytulnie, oczywiście Ślizgon tego nie doceniał, miał gdzieś wystrój, tym bardziej, że nie był to jego prywaty pokój. Przejścia strzegł portret średniowiecznego rycerza, kiedy tylko podało się hasło, portret przesuwał się, ukazując duży salon. Naprzeciwko wejścia stała czerwona kanapa, spokojnie mogła pomieści nawet cztery osoby, już pierwszego dnia Zabini doszedł do wniosku, że mebel jest bardzo wygodny. Sofa stała tyłem do drzwi. Na ścianie przeciwległej do wejścia umieszczony był kominek, teraz zgaszony. Zaraz obok leżał stosik drewnianych pni, pociętych w ćwiartki. Do kanapy dostawione były również dwa fotele i masywny dębowy stolik. Podłoga była wyłożona panelami z ciemnego drewna, jedynie kremowy dywan stanowił jasną plamę na tle drewnianego odcienia gorzkiej czekolady. Po lewej stronie od drzwi mieściła się sypialnia Draco i Blaise'a. Zaraz obok były drugie drzwi, prowadziły do łazienki. Co prawda łazienka nie była duża, ale wystarczała Malfoyowi i Zabini'emu. Zawsze mogli skorzystać z ogromnej łazienki dla prefektów, która również znajdowała się na czwartym piętrze w końcu korytarza. Na wschodniej ścianie stał potężny regał na książki. Sięgał samego sufitu i w połowie zapełniony był opasłymi tomami. Na tej samej ścianie znajdowały się dwie pary drzwi. Jedne prowadziły do sypialni Gryfonek, a drugie do łazienki. Draco stwierdził, że połowę z biblioteczką odda Granger, a tą z barkiem zatrzyma dla siebie i Blaise'a. Oczywiście barek nie był wyposażony, ale w tym momencie to była najmniej istotna sprawa. Młody Malfoy nie mógł się uwolnić od widoku Pansy i Granger na podłodze w tym cholernym przedziale. Od trzech dni próbował sobie przypomnieć kim był mężczyzna z pociągu, ale w głowie miał tylko strzępki informacji. Oczywiście odbył już bardzo nieprzyjemną rozmowę z Aurorami prowadzącymi śledztwo w tej sprawie. Na samą myśl o pracownikach Ministerstwa, przypomniał mu się posmak Veritaserum. Zupełnie potrafił sobie uzasadnić atak na Granger, ale Pansy? Malfoy zachodził w głowę, co ona ma z tym wspólnego.
***
Ginny i Blaise dyskutowali w Skrzydle Szpitalnym. Wszyscy byli ciekawi tożsamości mężczyzny z pociągu i Ginny nie mogła uwierzyć, że Ślizgoni niczego o nim nie wiedzą. McGonagall powiedziała im tylko, że Ministerstwo bada sprawę, a podejrzany został złapany. Zabini podejrzewał, że jeden z popleczników Voldemorta.
– Mówię ci, to musiał być jakiś Śmierciożerca.
– Ale to nie ma sensu, po co atakowałby Parkinson, przecież ona jest czystej krwi i chyba jej rodzina miała jakieś powiązania z...
– Pansy jest pół-krwi – poprawił Gryfonkę Blaise i zaraz dodał: – Może Pansy próbowała mu przeszkodzić?
– Niby w czym? Jak na moje oko, to Hermiona znalazła Parkinson, a nie odwrotnie.
– Oczywiście, przecież Gryfoni zawsze są bohaterami – prychnął Ślizgon.
– Nie o to mi chodziło – spojrzała na niego spode łba. –Po prostu stan tej waszej księżniczki Slytherinu jest gorszy niż stan Hermiony, więc musiała dłużej być pod działaniem Cruciatusa.
– Nie mów o Pansy „księżniczka" – warknął Blaise, Gryfonka uśmiechnęła się lekceważąco.
– A co? To twoja dziewczyna?
– A co – przedrzeźniał ją – Zazdrosna?
– Nie bądź śmieszny, niby o co? – Dziewczyna udała, że nic sobie nie robi z jego komentarzy. Nawet nie zorientowała się, kiedy ich rozmowa popłynęła w zupełnie innym kierunku.
– O mnie, skarbie, o mnie. – Puścił jej oczko, Ginny momentalnie poczerwieniała. Jak on śmie! Zmrużyła gniewnie oczy. Blaise nigdy nie przepuszczał okazji do flirtu. Zupełnie nie chodziło o Weasley, po prostu się nudził.
–Chciałbyś... – wysyczała przez zęby. Zabini uśmiechnął się zarozumiale. Wtedy do Skrzydła Szpitalnego weszli Harry i Ron. Potter podszedł do Ginny i pocałował ją w czoło.
– Cześć kochanie. Pewnie już zgłodniałaś, przyszliśmy cię zmienić – wyjaśnił, zupełnie ignorując Zabiniego.
– Dzięki, powiedzcie mi jakby Hermiona się obudziła.
Ginny wstała i szybkim krokiem udała się do Wielkiej Sali. Myślała o tej sprawie z Harrym, kochała go, ale jak starszego brata. To co kiedyś do niego czuła, było prawdziwe, ale chwilowe. Gryfonka nie mogła stwierdzić, że to tylko dziecięce zauroczenie, kochała go naprawdę, tylko ich uczucie było nietrwałe. Nie chciała zepsuć sobie relacji z Harrym, uwielbiała, gdy mówił do niej „cześć", bo nikt tak się z nią nie witał i uwielbiała sposób w jaki mówi „Ginny" i uwielbiała te jego nieśmiałe pocałunki, tak jakby zaraz miał się pojawić Ron i prawić im morały. Uśmiechnęła się na to wspomnienie, gdy faktycznie Ron wyskoczył zza rogu. Uwielbiała to wszystko i nie chciała tego tracić, ale też nie chciała dalej ciągnąć tego mało szczęśliwego związku. Postanowiła jutro z samego rana porozmawiać ze swoim chłopakiem. Tak trzeba, przestań tchórzyć! Nakazała sobie. Nawet się nie zorientowała, że od paru minut stoi w drzwiach Wielkiej Sali. Podeszła do stołu Gryfindoru i nałożyła sobie dużą porcję gulaszu i tłuczonych ziemniaków. Brakowało jej przyjaciół, Luna nie wróciła na siódmy rok i nikt właściwie nie wiedział, gdzie się znajduje. Neville, który często spędzał z nią czas ostatnio chodzi cały czas zajęty. Kiedy w końcu poprawiły się jej relacje z Hermioną, ta leży w szpitalu. Ja to mam szczęście. Pomyślała, wpychając sobie do ust widelec pełen gulaszu.
***
– Chodź, Daphne, jesteśmy niedaleko. Tutaj nikt nas nie znajdzie – powiedział chłopak i pociągnął drobną Ślizgonkę w stronę Pokoju Życzeń. Tak, jak stwierdziła kiedyś Hermiona, ten pokój naprawdę go rozumiał. Stanęli przed drzwiami, które pojawiły się jakby znikąd i weszli do środka. Dopiero teraz odważył się chwycić ją za rękę. Odtrąciła go.
– Nie możemy się cały czas ukrywać, to jest bez sensu – powiedziała młodsza z sióstr Greengrass, zadzierając głowę, aby spojrzeć w oczy chłopaka.
– Wiem Daphne – westchnął i zaraz przeszedł do wyjaśnień: – Ale wiem też, że jeśli ludzie dowiedzą się, że jesteś z kimś takim jak ja, nie dadzą ci żyć. – Tłumaczy to nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Wiedział, że najzwyczajniej w świecie tchórzy. Nie był pewny swoich uczuć wobec młodszej dziewczyny, czasem czuł się, jakby Ślizgonka była nie z tego świata. Była dla niego czystą perfekcją, za każdym razem gdy ją widział zakochiwał się bardziej i nigdy by nie przypuszczał, że to właśnie dla Daphne Greengrass straci głowę i zapomni o Lovegood.
– Nic mnie to nie obchodzi! Mogą myśleć co chcą. Poradzę sobie. – Daphne zbliżyła się do Gryfona i zakończyła całą rozmowę pocałunkiem. Delikatnie musnęła jego usta, ale chłopak natychmiast przyciągnął ją bliżej siebie.
– Kiedy to robisz – zaczął, odrywając się od dziewczyny – nie wiem jak się nazywam, a co dopiero, jakich argumentów użyć, aby cię przekonać.
– I właśnie o to chodzi. – Ślizgonka uśmiechnęła się triumfalnie. Znów go pocałowała, splatając ręce na jego karku. Była naprawdę szczęśliwa, nigdy nie przypuszczała, że to właśnie Neville Longbottom tak dobrze będzie ją rozumiał. Zauroczyła się i przepadła. Chciała powiedzieć o nim całemu światu, a jednocześnie nie wystarczyło jej odwagi, żeby powiedzieć choćby Astorii. Neville usiadł w dużym fotelu, który pojawił się w Pokoju Życzeń, a Daphne natychmiast usiadła mu na kolanach, obejmując Gryfona za szyję. Znów go pocałowała. Myślami wróciła do ich pierwszych wspólnych konfrontacji, kiedy to McGonagall przydzieliła im to samo zadanie podczas odbudowy zamku. Oboje trafili do zachodniego skrzydła, aby uratować to, co zostało z cieplarni Pani Sprout. Neville był w swoim żywiole, troskliwie zajmując się roślinami przez całe lato. Nieprzypadkowo nauczycielka właśnie jemu przydzieliła to zadanie, poza, oczywiście, samą Sprout, tylko Longbottom miał wystarczającą wiedzę, aby odbudować zielarnie. Daphne ze względu na swój wiek nie mogła uczestniczyć w bardziej wymagających i magicznie zaawansowanych przedsięwzięciach toteż McGonagall przydzieliła ją Neville'owi do pomocy. Właśnie tak rozpoczął się ten skandaliczny związek pomiędzy Gryfonem a Ślizgonką. Całe lato spędzili wspólnie, później spotykali się też poza zamkiem.
– A pamiętasz jak Romilda Vane prawie nas nakryła? – zaczęła wspominki Daphne. Longpottom przywołał cała scenę, kiedy to siedział z Daphne na dziurawym dachu szklarni. Wtedy też pierwszy raz go pocałowała i dokładnie wtedy panna Vane wpadła do szklarni, szukając Longbottoma.
– Pamiętam! Musieliśmy być tak cicho, a twoje serce waliło jak oszalałe, myślałem, że cały Hogwart je usłyszy.
– A dziwisz cię? Dopiero co cię pocałowałam i nawet nie dałeś mi czasu wyjaśnić, tylko zatkałeś mi usta ręką! Myślałam, że umrę ze wstydu.
– Vane by nas nakryła! – Daphne pokręciła z niedowierzaniem głową i zaśmiała się uroczo.
– Może powinna od razu nas zdemaskować – mruknęła, ale zanim zdążyła rozwinąć tę myśl, Neville znów ją pocałował.
– Żałuję, że to jest takie skomplikowane Daphne, naprawdę żałuję – wyszeptał jej w ucha, muskając jej szyję ustami. Ślizgonka nie była w stanie dalej się z nim kłócić.
Cały wieczór upłynął im w bardzo przyjemnej atmosferze i ani się spostrzegli wybiła północ.
– Cholera – mruknął Neville, gdy usłyszał jak zegar wybija dwunastą. Było już po ciszy nocnej, więc nie pozostało im nic innego, jak zakraść się z powrotem do swoich sypialni.
– Mam nadzieję, że nikt nas nie złapie, bo ostatnio było blisko – dodał Longbottom, zbierając swoje rzeczy.
– Nie musisz mnie dziś odprowadzać do lochów, sama trafię, nie będziemy dodatkowo ryzykować. – Daphne przelotnie cmoknęła go w usta.
– Żartujesz? A jak porwie cię jakiś okropny, przemądrzały Gryfon? – Znów się zaśmiała, a chłopak zbliżył swoją twarz do jej twarzy. Ich czoła się stykały, a Neville ujął jej twarz w swoje dłonie.
– Zależy mi na tobie, wiesz? – powiedział niemal szeptem. Daphne nerwowo przełknęła ślinę, nie była gotowa na takie wyznania.
– Jestem pewna, że sama trafię do lochów – powiedziała drżącym głosem.
– Dobrze wiesz, że cię samej nie puszczę. – Neville odsunął się do swojej dziewczyny, ale złapał jej rękę.
– Wiem – szepnęła mu do ucha, stając na palcach i pocałowała jego nieogolony policzek. Razem wyszli z Pokoju Życzeń.
***
Harry już dawno opuścił Skrzydło Szpitalne, Ron chwilę jeszcze posiedział przy Hermionie, ale w końcu i jego pani Pomfrey wyprosiła. Było dobrze po dwunastej, ale Harry nie mógł zasnąć. Leżał w swoim łóżku i przewracał się z boku na bok. Słyszał chrapanie Rona. Teraz w ich dormitorium mieszkały tylko trzy osoby, on, Neville i właśnie Ron. Dean i Seamus nie wrócili na ostatni rok do Hogwartu. Harry'emu trochę brakowało ich towarzystwa. Przynajmniej kolejki pod prysznic są mniejsze. Starał się dojrzeć jakieś plusy. Ciemnowłosy Gryfon zastanawiał się, gdzie się podziewa Neville, ale jeszcze bardziej zastanawiała go, dziwna rozmowa która odbyła się w skrzydle szpitalnym gdy Ron poszedł na kolację, a pani Pomfrey siedziała w swoim gabinecie i niczego nie zauważyła. Po raz odtworzył wydarzenia w swojej głowie.
Gryfon siedział przy łóżku śpiącej Hermiony, gdy nagle zauważył ruch ręki Ślizgonki leżącej na sąsiednim łóżku. Pansy jęknęła. Harry wstał, rozejrzał się, ale nikogo nie było wokół. Wydało mu się to dziwne, bo zazwyczaj albo Zabini albo siostry Greengrass czuwały przy Parkinson. Podszedł do łóżka, na którym leżała Pansy. Pani Pomfrey dalej nigdzie nie było.
– On wrócił... – powiedziała zachrypniętym głosem Ślizgonka, workiem błądziła po przestronnym pomieszczeniu. Harry automatycznie chciał znać odpowiedź „kto", ale bał się tego, co mógł zaraz usłyszeć.
– Kto wrócił? – zapytał po chwili, siadając na skraju łóżka Ślizgonki.
– On żyje, on przyjdzie mnie wykończyć, on go przysłał... – Harry niewiele z tego zrozumiał, więc zapytał ponownie teraz już trochę zdenerwowany:
– Kto? Powiedz kto.
– Ja nie... on usłyszy, wie, że go zdradziłam...
– Jesteśmy tu sami Parkinson, powiedz kto.
– Voldemort – szepnęła na wpół przytomna Pansy, unikając wzroku Pottera. Harry doskonale ją rozumiał, on również wciąż jeszcze miewał koszmary, w którym Czary Pan powracał. Nie były to przyjemne wizję, a wakżdym takim koszmarze ginęli jego najbliżsi. Wiedział, że właśnie to imię wymieni dziewczyna. Tom Riddle nadal był koszmarem wielu ludzi, jednak Harry był pewien, że czarnoksiężnik nie może powrócić.
– Spokojnie – w przypływie współczucia chwycił jej dłoń – Jego już nie ma. Jesteś tutaj bezpieczna.
Zapomniał, że Pansy jest Ślizgonką, zapomniał na chwilę, że sama chciała wydać go Voldemortowi. Wiedział co czuła, wiedział, że czasami jest trudno zapomnieć. Szczególnie o Voldemorcie.
– On mówił, że Czarny Pan go przysłał, że to moja kara... – wyszeptała Parkinson i zamknęła oczy, pogrążając się w bardzo niespokojnym śnie.
Harry był w szoku po tej rozmowie. Kiedy tylko Ron wrócił z kolacji, udał, że jest bardzo zmęczony i zaszył się do sypialni. Dręczyło go parę pytań. Po pierwsze „kara" za co? Po drugie, Parkinson zawsze popierała Voldemorta i chłopak nie widział powodu, dla którego miałaby ponieść karę. Po trzecie i chyba najgorsze: co jeśli, ten facet który zaatakował Pansy i Hermionę mówił prawdę? Co jeśli Voldemort nie umarł? Jeśli ten koszmar miałby się powtórzyć, Harry nie miałby pojęcia co robić. Te trzy pytania nie pozwoliły mu przespać spokojnie nocy, chciał komuś o tym powiedzieć, Hermiona byłaby idealna, tylko ona znalazłaby logiczne rozwiązanie i zapewniłaby go, że to nie możliwe, zasypując Harry'ego tysiącem argumentów. Chłopak bardzo chciał, żeby to zrobiła, ale niestety była nieprzytomna. Ron zacząłby panikować, a Dumbledore... no tak, nie żył. Profesor McGonagall to byłaby jedyna osoba nadająca się, aby ją powiadomić, ale Harry miał przed tym opory. W końcu zasnął, dręczony pytaniami.
Wstał, kiedy jeszcze było ciemno na dworze. Jego zegarek pokazywał wpół do czwartej. Harry wiedział, że już nie zaśnie. Mimo wszystko poczekał, aż na dworze zrobi się widno i dopiero wtedy zwlókł się z łóżka i ubrał strój do Quidditcha. Wyciągnął swoją miotłę i udał się na boisko, przemyśleć to wszystko jeszcze raz. Latanie zawsze go uspokajało. Gdy otworzył drzwi, omal nie wpadł na Ginny, która sięgała po klamkę.
– Cześć, Harry – powiedziała. Zdziwił się trochę, widząc ją na nogach tak wcześnie.
– Cześć. Ron jeszcze śpi, więc..
–Ja... Harry, musimy porozmawiać. – W końcu wydusiła to z siebie.
– Dobrze, akurat idę na boisko, możemy porozmawiać po drodze. – Najmłodsza z siedmiorga rodzeństwa Weasleyów przytaknęła. Przeszli przez dziurę pod portretem Grubej Damy. Korytarze były całkowicie puste. Niewielu uczniów wałęsało się po szkole tak wcześnie rano.
– Co takiego nie pozwolił ci spać i nie mogło poczekać do śniadania? – zapytał w końcu Potter, mając z tyłu głowy jego rozmowę z Parkinson. Bał się, że Ginny będzie chciała rozmawiać o Riddle'u.
–Harry... – zarumieniła się odrobinę, zawsze tak było, gdy się denerwowała. – Myślę, że powinniśmy być przyjaciółmi.
– Ginny – zaczął z uśmiechem, nie za bardzo rozumiał, co dziewczyna miała mu do powiedzenia. – My jesteśmy przyjaciółmi, jesteś moją najlepszą przyjaciółką i dziewczyną jednocześnie.
– Powinniśmy być tylko przyjaciółmi... – powiedziała bardzo cicho, ale zdecydowanie. Harry zatrzymał się w pół kroku.
– Czy ty właśnie ze mną... zerwałaś? – zapytał z niedowierzaniem, Gryfonka kiwnęła głową. Harry zamknął na chwilę oczy, myśląc, że to po prostu zły sen, niestety chłopak się mylił.
– Harry, na zawsze będziesz miał miejsce w moim sercu. Jesteś dla mnie ważny, jesteś... jesteś moją rodziną.
– Ale co? Masz kogoś innego, tak? – zapytał z goryczą. Nie mógł uwierzyć w to, co się działo.
– Nie! Oczywiście, że nie! Harry kocham cię i nigdy nie przestanę, ale kocham cię jak brata, jak starszego brata, który się mną opiekuje i przy okazji nie jest tak denerwujący jak Ron. – Próbowała zażartować i uśmiechnęła się przez łzy, które nieoczekiwanie pociekły jej po policzkach.
– Nie rozumiem cię, przecież zawsze tego chciałaś. Zawsze mówiłaś Hermionie, że tego właśnie chcesz, być ze mną... Wszyscy to wiedzieli.
– Oczywiście, że tak, ten czas, kiedy byliśmy razem był cudowny, naprawdę, ale chyba sam też dostrzegłeś, że to już nie jest to, co kiedyś. Mimo wszystko nie chcę cię stracić.
– Czyli co? Wracamy do początku? Naprawdę tego chcesz? – Dziewczyna kiwnęła głową i otarła mokre policzki. Ostatnio często płakała, wyrzucając sobie, że zrobiła się słaba. Łzy nie były oznaką słabości, ale Ginny tego nie rozumiała. Cieszyła się, że w końcu zebrała się na odwagę i porozmawia z Potterem. Dusiła się w tym związku.
– Jeśli będziesz szczęśliwsza beze mnie, Ginny, nigdy nie chciałem cię ograniczać. – Było mu ciężko, ale chciał po prostu jej szczęścia.
– Dziękuje Harry, jesteś najlepszy. Zawsze byłeś dla mnie dobry, zawsze będziesz moją pierwszą miłością i zawsze, ale to zawsze będę cię kochać. – Rzuciła mu się na szyję. Dla Ginny było to jak powitanie dawno niewidzianego przyjaciela. Harry przytulił ją do siebie, kochał Ginevrę, oczywiście, że ją kochał, ale jeśli będąc z kimś innym ma być szczęśliwsza to dlaczego nie? Przypomniał sobie mugolskie przysłowie: „Jeśli kogoś kochasz, daj mu wolność" i właśnie tak postanowił zrobić.Miałam dodać tę notkę później, ale po co czekać?
Następny rozdział, mało Draco i Hermiony właściwie wcale, ale za to pojawił się Neville i Daphne, napiszcie co myślicie o tym paringu. Mieliśmy też duuużo Harry'ego. Rozdział dla Alicji, bo jako pierwsza uwierzyła w tą historię.
~Pani M.
PS. Komentarzy nigdy za wiele :)
Witam !
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana przeze mnie do LIEBSTER BLOG AWARD.
Więcej info u mnie:
http://dramione-razemlubwogole.blogspot.com
Bardzo interesujący blog! Ciekawe postacie i fabuła c; Pisz dalej, bo masz talent dziewczyno, który trzeba kształtować c;
OdpowiedzUsuńŻyczę weny
Sheireen ♥
Dziękuje, wszystkie komentarze są dla mnie bardzo ważne to dzięki nim chce mi się pisać dalej :)
OdpowiedzUsuń:D Jak miło pomyśleć, że u ciebie zawsze notki są fajne i interesujące :) A co do Neville'a i Daphne to myślę, że to nietypowa para, ale chyba się do nich przekonam ;)
OdpowiedzUsuńRessa ♥
Super, że połączyłaś Neville'a i Daphne to był świetny pomysł.
OdpowiedzUsuńSama Wiesz Kto
Wiedziałam !!!!!! Neville i Daf wiedziałam , że będą razem :D Ciesze się , że Gin wreszcie z tym skończyła :D. Zaczynam się serio niepokoić jeżeli chodzi o tą wzmiankę o Lordziu Voldziu i Śmierciojadkach :0 To nie może się zacząć od początku ... po prostu nie może , ale to będzie z drugiej strony ciekawe ;) weny !!!!!!!!!!!! <3
OdpowiedzUsuńKachana! Pamiętaj, że Sabio zawsze zaczyna od błędów aby potem przejść do pochwał. Teraz nie może być inaczej.
OdpowiedzUsuń1. INTERPUNKCJA! INTERPUNKCJA! Czyli przecinki w nadmiernej ilości lub ich brak (tam gdzie trzeba, oczywiście).
2. Pisownia "nie" z różnymi częściami mowy (np. nietrwałe piszemy łącznie).
3. Powtórzenia - tym razem delikatne, ale i tak rzucające się w oczy.
Miała się doczepić jeszcze do czegoś, ale niestety zapomniałam co to miało być.
Uwaga! Teraz czas na pozytywy :)
Neville i Dafne :* Coś tak czułam, że będą razem. Podoba mi się ta para, chociaż widzę to połączenie po raz pierwszy. Emanuje od nich troska, zaufanie i taka niewinność.
Mam nadzieję, że "Śmierciojadacze" (jeżeli się pojawią) nie zepsują mi Dramione :P
Sabio :)
PS Jeszcze coś o czym chciałam Ci powiedzieć od początku i ciągle zapominałam: Wstawiasz cudowne zdjęcia pod rozdziałami.
Łiiii :* jak słodko!!!
OdpowiedzUsuńale i mrocznie ;3 mam nadzieję, że Voldzio nie ożył i nie popsuje mi frajdy sielankowej xd :D pozdrawiam ;)
Słodko! <3
OdpowiedzUsuńLecę czytać ostatni rozdział i idę spać!
hermioneaan.blogspot.com
wow jak szłodko ojej :3
OdpowiedzUsuńPani Smok
Neville i Daphne <3 jak suodkoo :') Coś mi sie wydaje, ze Śmierciożercy nieźle namirszają... Weny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Pure
Wiedziałam! Neville i Daphne! Tak :D Jednak to ta kobieca intuicja... haha! Trochę mnie zaniepokoiłaś powrotem Czarnego Pana. Jestem również ciekawa jak odkręcisz jego śmierć. Co do końcówki, muszę przyznać, że się cieszę, że to zerwanie było utrzymane w klimacie pokojowym. Niepotrzebne kłótnie, tylko utrudniłby im zerwanie.
OdpowiedzUsuń