Rozdział 5


 Ekspres Londyn-Hogwart. 


Hermiona i Draco wrócili do swoich przedziałów. Żadne z nich nie było zadowolone z ustaleń dyrektorki, oboje wiedzieli, że wspólne obowiązki jedynie zaostrzą ich konflikt. Gryfonka była zła na McGonagall, dziewczyna nie rozumiała dlaczego rada pedagogiczna uparła się na wspólne dormitorium w ich przypadku. Nie od dziś było wiadomo, że Granger miała personalny konflikt z Malfoyem. Hermiona wiedziała, że nadchodzący rok będzie dla niej ciężki, same przygotowania do OWUTemów z pewnością pochłoną większość jej czasu, w dodatku mnóstwo nowych obowiązków, związanych z odznaką prefekta, a teraz jeszcze Malfoy... Gryfonka czuła się przytłoczona. 

– Już jestem – powiedziała, wchodząc do przedziału. Jej przyjaciele siedzieli na kanapach i rozmawiali o czymś zawzięcie, nawet nie zauważyli, gdy Gryfonka weszła do środka i usiadła obok Ginny. Jedynie Ron posłał w jej stronę ciepły uśmiech. 

– Na pewno możesz coś zrobić, spróbuj chociaż porozmawiać z McGonagall. Przecież my tam nie wytrzymamy, sam wiesz, że to się źle skończy – Ginny mówiła z takim przejęciem, że aż dostała czerwonych wypieków na policzkach. Posłała Harry'emu błagalne spojrzenie. Brunet czuł się nieswojo, jego dziewczyna ostatnio wywierała na nim sporą presję. 

– O czym mowa? – zapytała Hermiona. Odpowiedział jej Harry, wyraźnie zdenerwowany:

– Ginny chce żebym pogadał z McGonagall w sprawie waszego dormitorium. Tak, jakbym miał jakiś wpływ na tą decyzję. – Hermiona uniosła wysoko brwi. Wieści szybko się rozchodzą...  Pomyślała. Nie zdążyła nawet podzielić się z przyjaciółmi złymi wiadomościami, a owa trójka już dyskutowała nad rozwiązaniem problemu. Rozumiała, dlaczego Ginny wpadła w panikę. 

– Ja już próbowałam przekonać McGonagall, obawiam się, że nic z tego. – Hermiona bezradnie wzruszyła ramionami. Ginny wyraźnie się zmieszała. 

– Widzisz?  Nic nie mogę zrobić! – Harry podniósł głos. On również czuł się niekomfortowo z całą sytuacją, na prawdę chciałby pomóc dziewczynom, ale miał związane ręce. 

– Dobra, nie krzycz – fuknęła Ginny. Stresowała się tym wszystkim, nie tylko sprawą dormitorium, ale przede wszystkim jej zamiarami wobec Harry'ego. Z każdym dniem panna Weasley coraz bardziej czuła, że jej związek z Potterem nie ma żadnej przyszłości. 

– Ej – Ron uniósł ręce nad głowę – Uspokójcie się, decyzji McGonagall nie zmienimy, ale to nie znaczy, że wszystko stracone. Myślę, że po prostu na stałe zagościcie w pokoju wspólnym Gryfonów – powiedział, przeżuwając czekoladową żabę. – A ty Hermiono i tak spędzisz dziesięć miesięcy w bibliotece – dodał półżartem, co wywołało uśmiechy na twarzach pozostałych. 

– Nie martw się Ginny. Jeśli chcesz powiem McGonagall, że będę mieszkać sama – zaproponowała Hermiona, jednak wolałaby, żeby Weasley z nią została. Ginny była wspaniałą przyjaciółką, mimo że dziewczyny diametralnie się różniły. 

– Żartujesz? Nie zostawię cię tam, ktoś musi pokazać tym frajerom, gdzie ich miejsce  – odpowiedziała dumnie Ginny i wszyscy zgodnym chórem wybuchli śmiechem.

Atmosfera znów zrobiła się przyjemna. Hermiona wyjęła książkę i zajęła się lekturą, nikt już nawet nie miał siły tego skomentować. Ron miał właśnie jej przypomnieć, że rok szkolny się jeszcze nie zaczął, ale dał sobie spokój. Pozostała trójka zajęła się Quidditchem, wszyscy byli podekscytowani ich ostatnim rokiem w szkolnej drużynie. Harry i Ginny przystąpili do omawiania nowej taktyki, podczas gdy Ron tworzył na szybko listę potencjalnych kandydatów do nowej drużyny. Rudzielec wiedział, że Gryffindor będzie miał braki w nadchodzącym sezonie. W atmosferze podekscytowania upłynęła reszta podróży.

Pociąg dojechał do Hogsmeade i wszyscy zaczęli powoli wysiadać. Hermiona razem z przyjaciółmi wyszła z przedziału, uprzednio chowając książkę do kufra. Cudem udało im się wydostać na peron. Ginny targała za sobą wielki kufer, aż w końcu Harry go od niej zabrał. Na peronie wpadli też na Neville'a i ruszyli w stronę powozów. Do grupy przyjaciół podeszła McGonagall, widać było, że jest zdenerwowana i przejęta. Harry'emu od razu zapaliła się czerwona lampka, coś mu tutaj nie grało, poza tym na peronie kręciło się wielu starszych czarodziei spoza kadry nauczycielskiej. Wyglądali jakby przysłało ich Ministerstwo Magii. Ron i Hermiona wymienili porozumiewawcze spojrzenia. 

– Panno Granger, ja muszę szybko dostać się do Hogwartu. Wynikły pewne komplikacje – McGonagall zerknęła na Harry'ego, po czym szybko dodała – Nic, czym warto zawracać sobie głowę, panie Potter. Jednak wciąż, muszę się tym zająć. Z tego powodu, panno Granger, w ramach obowiązków prefekt naczelnej, czy mogłaby pani sprawdzić wszystkie wagony i upewnić się, że żaden zagubiony pierwszoroczny nie zapodział się w drodze do łodzi? Hagrid już tam na nich czeka. 

Hermiona skinęła głową i zanim udało jej się odezwać, McGonagall jej podziękowała i żwawym krokiem udała się w stronę powozów. Wszyscy byli bardzo ciekawi co się stało. Harry najchętniej poszedłby za dyrektorką, aby się czegoś dowiedzieć, ale trwał przy przyjaciołach.

– Czy to nie dziwne, że McGonagall jechała z nami pociągiem? – zapytała przytomnie Ginny. Reszta mogła tylko przytaknąć.

– Coś tu śmierdzi... – dodał od razu Ron. 

– A zapowiadał się taki spokojny rok – westchnął Harry, próbując obrócić sytuację w żart. 

– A zupełnie poważnie... Myślicie, że to ma związek z tą garstką Śmierciożerców, która wciąż się ukrywa? – zapytał Neville. Hermiona wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z Potterem i Ronem. Całe wakacje wspólnie śledzili poczynania Ministerstwa w tym kierunku. Niemal codziennie wypytywali Artura Weasleya o nowe informacje. Ojciec Rona nie wiedział zbyt wiele, ale wciąż dostarczał ciekawskiej trójce więcej szczegółów niż jakakolwiek gazeta. 

– Nie wiem czy ta garstka fatygowałaby się, żeby zaatakować Hogwart, i to pierwszego dnia szkoły – odezwała się Hermiona, choć niczego nie była pewna. 

– Dajcie spokój, nie potrzebnie się nakręcamy. To pewnie nic takiego, McGonagall da sobie radę – powiedział w końcu Harry, żeby uspokoić przyjaciół, ale przeczucie mówiło mu zupełnie coś innego. Ron wyczuł, że słowa przyjaciela nie były szczere, ale nic nie powiedział. 

– Współczuje, że musisz tu zostać i dopilnować wszystkiego, ale  spotkamy się w Wielkiej Sali – powiedział w końcu Ron, zwracając się do swojej dziewczyny. Pozostała trójka spojrzała na niego zdziwiona.

– No co? Podejrzewam, że Hermiona sobie poradzi. – Wzruszył ramionami. Dziewczyna nie chciała zatrzymywać przyjaciół na siłę, chociaż wolałaby, żeby zostali.

– Tak, możecie iść. – Zdobyła się na ciepły uśmiech.

– Na pewno? – Chciał się upewnić Harry, ale panna Granger zbyła go machnięciem ręki.  Ron ucałował swoją dziewczynę w policzek i razem z Harrym i Nevillem odeszli w stronę powozów.

– A ja z tobą zostanę – zadeklarowała się Ginny, nie ruszając się z miejsca. Ona również miała złe przeczucie. 

– Naprawdę nie musisz, to moje obowiązki, dam sobie radę. Za pół godziny spotkamy się w Wielkiej Sali. 

– Nie ma o czym mówić, zostaję. 

Gryfonki czekały, aż wszyscy opuszczą peron. I kiedy wydawało się, że to już wszyscy - kolejna fala uczniów wychodziła przez rozsuwane drzwi. Dziewczyny stały oparte o pociąg, czekając. Zdążyły przebrać się w hogwarckie szaty i trochę zaczynały marznąć.  Minęło około pół godziny zanim pociąg opustoszał całkowicie. Większość uczniów zniknęła z peronu. Wydawałoby się, że zostały same.

– Idę sprawdzić pociąg, a ty tu zaczekaj, zaraz wrócę - powiedziała Hermiona i weszła do pierwszego z wagonów. Ginny nie chciała się kłócić, więc posłusznie zaczekała na peronie. 

***

Blaise i Draco wyszli z expresu Londyn- Hogwart i zmierzali w kierunku powozów. Pansy powiedziała im, że czegoś zapomniała i wróciła do pociągu. Nie przejęli się za bardzo i stwierdzili, że zobaczą się z nią w Wielkiej Sali na uczcie. Parkinson leniwie powlokła się z powrotem do pociągu, przeklinając w myślach swoje zapominalstwo. 

– Nie rozumiem cię stary, to chyba będzie najlepszy rok w Hogwarcie, a ty się przejmujesz, że będziemy mieszkać z Gryfonkami. 

Zabini próbował przekonać przyjaciela, że to wcale nie będzie katastrofa. Jednak blondyn był zupełnie innego zdania.

– Nie przypominaj mi – warknął jedynie. 

– Dobra, ja tylko próbuje dostrzec jakieś plusy... – mruknął Blaise, wkładając ręce do kieszeni spodni. Naprawdę nie rozumiał dlaczego wszyscy uważają wspólne dormitorium za katastrofę. On widział to zupełnie inaczej. Podejrzewał, że większość czasu i tak spędzi w pokoju wspólnym Ślizgonów, ewentualnie odwiedzając siódmoklasistki w ich sypialniach. A dormitorium? Traktował je jako idealne miejsce na piątkowe imprezy w gronie nie tylko Ślizgonów, ale uczniów wszystkich domów. Zabini podejrzewał, że nie o takiej integracji mówiła McGonagall, ale z jego perspektywy dormitorium na czwarta piętrze, z dala od pokoi kadry i woźnego, było naprawdę idealnie ulokowanym lokalem imprezowym. Miał nadzieję, że wrótce jego współlokatorzy również to dostrzegą. 

– Nie ma żadnych plusów tej sytuacji.  Próbuję ci to uświadomić od dwóch tygodni – warknął Draco, entuzjazm przyjaciela go męczył. Chłopak doskonale zdawał sobie sprawę na jakich warunkach wrócił do Hogwartu. Musiał się teraz pilnować na każdym kroku, tym bardziej, że Snape'a już nie było, żeby wyciągnąć go z kłopotów. Obecna dyrektorka nigdy za nim nie przepadała i Malfoy doskonale o tym wiedział. Wiedział również, że wystarczy  jedno drobne potknięcie i wyleci ze szkoły, a na to nie mógł sobie pozwolić. Obiecał to Narcyzie.  Bał się, że to właśnie Granger będzie tym potknięciem.

*

Hermiona spokojnie weszła do pierwszego wagonu. Koniec jej różdżki iskrzył się różowym światłem, chociaż w każdym wagonie było dość jasno, Gryfonka wolała mieć różdżkę w pogotowiu. W pociągu było cicho i spokojnie. Powtarzała w głowie najpowszechniejsze zaklęcia obronne, żeby się czymś zająć. Sprawdzała wszystkie przedziały bardzo konsekwentnie, ale nigdzie niczego, a co ważniejsze nikogo, nie znalazła. Niektórzy uczniowie zostawili po sobie jedynie bałagan.

Otworzyła przesuwane drzwi do ostatniego wagonu i wtedy usłyszała zduszony krzyk. Serce zaczęło jej walić, wprawdzie mogła się tylko przesłyszeć, dźwięk był krótki i ledwo słyszalny, ale przerwał te straszną ciszę. Być może jej umysł płatał jej figle i tak na prawdę niczego nie słyszała. Jej różdżka zamigotała niczym naelektryzowaną magią. Hermiona sprawdziła pierwszy przedział, jednak tak, jak podejrzewała nikogo tam nie było. Wzięła głębszy wdech. Nie raz była w dużo bardziej przerażających sytuacjach, jednak teraz była zdana tylko na siebie. Wiedziała, że nie mogła się przesłyszeć. Od początku miała złe przeczucie. Zajrzała do kolejnego przedziału i następnego. Odetchnęła z niemałą ulgą, gdy one również okazały się puste. Zostały Teraz już dużo pewniej podeszła do czwartego i ostatniego przedziału. Kiedy zbliżyła się jeszcze odrobinę znów usłyszała ten sam, zduszony dźwięk. Najwidoczniej dochodził za zasuniętych drzwim Hermiona wstrzymała oddech. Uniosła wyżej różdżkę i przygotowała sobie wiadomość w postaci patronusa do Ginny, na wszelki wypadek. Rolety w ostatnim przedziale były zaciągnięte, a kiedy już miała otworzyć przesuwane drzwi, światła w korytarzu zaczęły wariować. Na zmianę gasły i zapalały się, wydając przy tym dźwięki przepalonych świetlówek. Panna Granger odsunęła drzwi, ale to, co tam zobaczyła przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Na posadzce leżała Pansy Parkinson, Ślizgonka kończyny miała dziwnie powykrzywiane. Jej czoło szpeciła otwarta rana, a z ust płynęła stróżka krwi. Podłoga również ubrudzoną była świeżą krwią. Widok był przerażający. Wtedy dostrzegła i drugą postać, mężczyznę w średnim wieku, o czarnych włosach. Wysłała patronusa do Ginny, a później upadła na podłogę raniona zaklęciem.

Ginny stała spokojnie, opierając się o wagon. Trochę marzła, ale nie miała siły, żeby przejść się po peronie. Podróż wystarczajaco ją zmęczyła.Właściwie to marzyła, aż w końcu znajdzie się w zamku, rozpakuje kufer i położy się spać. Zniecierpliwiona zerknęła na zegarek. 

– I gdzie ta Hermiona? miała to szybko załatwić – mówiła do siebie, bez konkretnego celu, po prostu, żeby coś robić. Nagle z wagonu obok niej wyleciała niebiesko-srebrna wydra. Przemówiła cicho głosem Hermiony:

– Coś jest nie tak, sprowadź pomoc, ale pod żadnym pozorem nie wchodź tu sama! 

Patronus rozpłynął się w powietrzu, a Ginny oprzytomniała. Wiadomość podziałała jak kubeł zimnej wody.  Gryfonka odruchowo chwyciła różdżkę, ale zawahała się chwilę. Hermiona wyraźnie poleciła jej sprowadzić pomoc, dlatego zamiast wejść do pociągu, dziewczyna puściła się biegiem w stronę odjeżdżających powozów.  Miała nadzieję, że jeszcze nie wszyscy zdążyli odjechać. W świetle lampionów dojrzała dwie sylwetki, czekające przy ostatnim z powozów. Cała reszt już odjechała. Draco Malfoy w asyście Zabiniego mieli dopilnować, że wszyscy uczniowie dotrą do zamku. Mieli też, z polecenia McGonagall, zaczekać na pannę Granger i wrócić z nią ostatnim powozem, gdy już upewnią się, że pozostali uczniowie ruszyli bezpiecznie w stronę zamku. Ginny podeszła bliżej i dopiero wtedy rozpoznała dwójkę Ślizgonów. Rozejrzała się szybko, ale nikogo innego w pobliżu nie było. Jęknęła. Dlaczego zawsze mam takiego pecha?! Ślizgoni mylnie wzięli ją za Hermionę i zaczęli wsiadać do powozu. 

– Złaźcie stamtąd, musicie mi pomóc, szybko! – krzyknęła Weasley. Draco i Blaise odwrócili się w jej stronę, Draco przykleił do ust kpiący uśmieszek, ale Blaise miał nieodgadniony wyraz twarzy, jakby się zastanawiał czy potraktować Ginny poważnie. 

– Niby dlaczego mam gdzieś z tobą iść? – zapytał Malfoy, ale faktycznie zszedł z powozu. 

– Hermiona ma chyba kłopoty, bo to McGonagall powiedziała, że ma iść sprawdzić pociąg... i później wysłała mi patronusa z wiadomością i powiedział, że... to znaczy Hermiona powiedziała przez patronusa, że mam iść po pomoc i nie wracać sama, i nikogo nie ma, i musimy jej pomóc! – Ginny wyrzucała z siebie słowa jak armata. Ślizgoni pytająco popatrzyli po sobie.

– Ja się w bohatera nie bawię, to pewnie jakiś głupi żart, zgłoś się z tym do Pottera to on tu robi za wybawcę na pełen etat – powiedział Draco lekceważąco. Dla Ginny brzmiał, jakby był zazdrosny o Harry'ego, ale nie skomentowała nijak jego słów. 

– Chodź Blaise! – dodał Draco, ale brunet nie ruszył się z miejsca. Przyglądał się Ginny, która z każdą minutą zwłoki coraz bardziej się martwiła. W końcu postanowił pomóc, trochę go zaciekawiło, co skłoniło pannę Weasley do tak desperackiego czynu, jakim było proszenie Ślizgonów o pomoc.

– Wiesz – zwrócił się do przyjaciela – może lepiej chodźmy to sprawdzić...

– To pewnie jakaś głupi żart – powiedział blondyn, bagatelizując całą sprawę.

– No nie wiem, na jej miejscu nie zadawałbym sobie tyle trudu. W każdym razie ja idę to sprawdzić, poza tym nie widziałem nigdzie Pansy. Chyba też nie wróciła. – Zabini podszedł do Gryfoki, stając u jej boku. Wyczekująco spojrzał na Malfoya. 

– To chodź, nie ma czasu! 

Gryfonka złapała Blaise'a za nadgarstek i pociągnęła za sobą. Biegła do pociągu jak szalona. Serce tłukło jej się w piersi, bo wiedziała, że każda minuta jest na wagę złota. Blaise bez problemu dorównał jej kroku. Gdy oddalili się znacznie od powozu, Malfoy zmienił zdanie. Był zaciekawiony co tak wystraszyło Weasleyówne, poza tym Blaise słusznie zauważył, że Parkinson chyba nie wróciła do powozów. Cała trójka dotarła do pociągu trochę zdyszana, ale dla rudowłosej dziewczyny liczyła się tylko pomoc Hermionie. Wyjęli różdżki i weszli do ostatniego z wagonów. 

– Nic tu nie ma – powiedział Malfoy już na wstępie – Okłamałaś nas. 

– Wcale nie, jeśli gdzieś tu jest Hermiona to na pewno w którymś z ostatnich przedziałów. Trochę jej nie było zanim dostałam Patronusa. 

– Dobra, chodźcie, nie mamy na co czekać – rzucił Blaise i poszedł przodem zaraz na nim Ginny i na końcu wlekł się Draco z niezadowoloną miną. Czuł, że marnuje swój czas na jakieś podchody. 

***

– Crucio! 

Mężczyzna z czarną brodą uniósł ponownie różdżkę, aby użyć zakazanego zaklęcia. Przyglądał się bezradnym uczennicom, nie mogąc uwierzyć, że znalezienie młodej Parkinson było tak proste. Uśmiechnął się pod nosem widząc ile cierpienia im zadaje. Tą drugą też dobrze znał, a jak - szlama Granger, która ośmieliła się podnieść różdżkę na Czarnego Pana. 

– Gadaj, kto jeszcze za tobą przylazł, ilu ich jest? – wysyczał przez zęby do skulonej Gryfonki, miał francuski akcent, co Hermiona od razu wyłapała. Łzy lały jej się po policzkach, głowę zaraz miało jej rozsadzić. Wnętrzności paliły ją żywym ogniem. Podobne tortury przeżyła w Malfoy Manor i całą sobą chciała uwierzyć, że to już się nie powtórzy. Gdyby tylko miała swoją różdżkę... Ale zaraz po wysłaniu Patronusa różdżka została jej brutalnie odebrana. Mężczyzna trzymał ją w kieszeni długiego płaszcza. Panna Granger starała się zrozumieć kim jest ów mężczyzna i dlaczego zaatakował właśnie Pasny, ale przez kolejne fale bólu, wstrząsające jej ciałem nie mogła trzeźwo myśleć. 

– Crucio. Zacznij gadać szlamo, bo wyrżnę was wszystkich. 

– Nie wiem o co chodzi, nikogo oprócz mnie tu nie m ja,... – urwała, bo zalała ją kolejna fala bólu, powróciły wspomnienia Bellatriks, która jeszcze nie tak dawno, używała tego samego zaklęcia. Dziewczyna czuła, że dłużej nie wytrzyma, traciła przytomność. Gryfonka spojrzała na Pansy, leżącą bliżej okna. Dziewczyna miała zamknięte oczy, ale panna Granger chciała wierzyć, że Ślizgonka wciąż żyje. 

– Kłamiesz! – wrzasnął mężczyzna, a potem nadepnął ja jej nadgarstek. To właśnie tam LeStrange zaczarowanym sztyletem wyryła niepochlebny napis. Gryfonka wrzasnęła z bólu, widziała, że mężczyzna czerpał z tego chorą satysfakcję. Uwielbiał patrzeć w zapłakane twarze swoich ofiar. Znów podniósł różdżkę.

– Crucio – szepnął, patrząc w oczy dziewczyny. Hermiona zemdlała. Jej organizm chciał odciąć się od bólu,  nie wytrzymałaby ani minuty dłużej. Zanim kompletnie straciła przytomność przez jej głowię znów przelało się milion pytań o Pansy Parkinson, leżącą w kałuży krwi.










Komentarze

  1. O! nareszcie jakaś akcja! Świetny rozdział, lecę czytać dalej!
    Ressa ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Suuuperrr rozdział!!! Akcja się rozkręca♥
    Sama Wiesz Kto

    OdpowiedzUsuń
  3. O mój Boże !!!!! Zajebiste !!!!!!!!!! Nie mogę się doczekać , ciekawe kim jest ten dziad :D weny !!!!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! Dawno mnie tu nie było, ale przecież skoro obiecałam trzymać się jak rzep to nie odpuszczę :)
    Co do rozdziału to zauważyłam następujące błędy:
    1. Nie stawiasz spacji przed (lub po) myślnikach.
    2. Stawiasz zbędne kropki np. mamy prosty dialog
    - Cześć.
    - Hej - odpowiedziała Kasia.
    Kropka po "hej" jest zbędna, a Ty zazwyczaj ją tam na siłę wciskasz.
    3. Kolejnym błędem interpunkcyjnym jest brak przecinków, które czasem ułatwiłyby czytanie.
    Ogólnie treść jest coraz bardziej rozbudowana, zaczynają się pojawiać nowe wątki i za to masz u mnie wielkiego + (plusa).

    Pozdrawiam,
    Sabio :)

    OdpowiedzUsuń
  5. wow! naprawde zaskakujacy rozdział! :* kim jest ten mezczyzna?! no i wgl co się dzieje!!!!!! :D do 6!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dalej ;) -->
    hermioneaan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. wow cóż za zwrot akcji no tego to sie nie spodziewałam :D świetne

    Pani Smok

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawe kto to taki... Pewnie nie prędko sie dowiem xdd Ron zaczyna sie robić chamski, czy mi sie wydaje? Ładnie to rozkrecilas.
    Pozdrawiam
    Pure

    OdpowiedzUsuń
  9. No zaczyna się akcja. Jestem ciekawa kim jest ten nieciekawy typ z wagonu, który zaatakował dziewczyny. Polubiłam Zabiniego! Jeden mądry, który nie patrzy przez pryzmat domu i pochodzenia. Malfoy masz z kogo brać przykład. Zaintrygowałaś mnie i w sumie cieszę się teraz, że mam do nadrobienia rozdziały, bo chyba bym umarła z ciekawości!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty