Rozdział 41
Długa ta przerwa, co nie? Ale szczerze wam powiem, że mnie
tego pisania również brakowało, cieszę się, że wszystko wróciło do normy. Nie
będę przedłużać i zapraszam na rozdział!
PS. Spóźnione życzenia urodzinowe dla Marcelki – Najlepszego
:*
~Pani M.
Rozdział 41
– Pokój życzeń.
– Słucham?!
– Wyrwało się zaskoczonej dziewczynie. Nie mogła uwierzyć, że Narcyza Malfoy,
ta sama Narcyza, która jeszcze dwa lata temu tak bezwstydnie obrażała ją na
Pokątnej, prosi Hermionę o pomoc. To było jak złudzenie, sen. Kobieta
uśmiechnęła się pod nosem, widząc zaszokowaną minę Gryfonki.
– Panno
Grenger... – próbowała coś wtrącić McGonagall, ale na próżno. Pani Malfoy
uciszyła ją gestem dłoni.
– Minerwo,
daj spokój, ja na jej miejscu też byłabym w szoku, w końcu nie codziennie
dostaje się propozycję pomocy rodzinie śmierciożerców…
– Harry
opowiedział mi, co pani dla niego zrobiła – odezwała się niemal szeptem
Hermiona, cały czas biła się z myślami. Narcyza na te słowa zacisnęła usta w
wąską kreskę. Zapadła cisza, którą po chwili przerwano:
– Wszystko
co zrobiłam, robiłam dla Dracona. – Brązowooka Gryfonka skinęła głową, nie
spuszczając wzroku z twarzy rodzicielki swojego, byłego współlokatora.
– Ja... Ja
nadal nie rozumiem, jak mam mu pomóc – wydusiła wreszcie dziewczyna. McGonagall
cały czas stała za biurkiem i przyglądała się wymianie zdań. Narcyza gestem
dłoni zaprosiła Hermionę, aby usiadła na jedno z krzeseł przy biurku.
Dziewczyna pomimo wątpliwość, pewnym krokiem podeszła do Narcyzy, minęła ją i
zajęła wskazane miejsce. Jasnowłosa kobieta podeszła do biurka i również
usiadła.
– Może od razu
przejdziemy do rzeczy... – powiedziała, wygładzając swoją ciemnozieloną suknie.
Hermiona kiwnęła głową, ciekawość zżerała ją od środka. Zawsze lubiła
dowiadywać się nowych rzeczy z książek, ale jeszcze bardziej lubiła zgłębiać
wiedzę na temat ludzi, ich przyzwyczajeń, zachowań.
– Panno
Granger – podjęła wątek dyrektorka. – Zarówno ja, jak i Narcyza... pani Malfoy,
byłybyśmy bardzo wdzięczne, gdyby zechciała nam pani pomóc.
– Ale co ja
mogę? – zapytała bezradnie dziewczyna, była pewna, że chodzi o Draco. Wydawało
jej się, że chłopak powinien chcieć raczej pomocy przyjaciół, a nie jej. Drugą
kluczową sprawą było, czy Gryfonka chce mu pomóc.
– Draco
opowiadał mi o tym, co pani zrobiła podczas jego ataku – zaczęła Narcyza.
– Po prostu
go uderzyłam – wtrąciła zmieszana dziewczyna.
– Ale
zadziałało – upierała się matka Dracona. – Posłuchaj, myślę, że mogłabyś mu
pomóc.
– Niby jak?
– Przekonaj
go, żeby wrócił do Hogwartu, on musi wrócić! – Gorączkowała się jasnowłosa
kobieta. McGonagall w końcu zabrała głos, zwróciła się bezpośrednio do
Hermiony:
– On ma
wielki potencjał, z resztą, sama wiesz, że wiele potrafi, a nam zależy na
wszystkich uczniach.
– Przekonaj
go. – Gryfonka znów wychwyciła te błagalne nutki w głosie Narcyzy.
–Ale...
Ja... – Hermiona próbowała uporządkować myśli, z jednej strony czuła, że
powinna pomóc. Taka była jej natura, lubiła pomagać, ale coś nie dawało jej
spokoju. Dlaczego Malfoyowie chcą jej pomocy? W końcu jest szlamą... Mówiła dalej:
– Myślę, że
Blaise albo Pansy będą w stanie lepiej mu pomóc, poza tym to jego przyjaciele.
Na pewno będzie wolał z nimi spędzać czas niż ze mną. – Gdy to mówiła, spuściła
wzrok na swoje buty, rozmawiając o Malfoyu nie czuła się pewnie, nigdy nie
wiedziała kiedy na jej policzki wstąpią niechciane rumieńce. Jak na złość
przywołała wspomnienie sceny z biblioteki. Dopiero po chwili dotarło do niej,
że dyrektorka już kilka razy powtórzyła jej imię.
– Panno
Granger? – McGonagall spojrzała na podopieczną z zatroskaną miną. Hermiona
otrząsnęła się z letargu, zamrugała kilka razy, a potem skupiła się na sensie
słów wypowiadanych przez Narcyzę:
– Jeśli nie
chcesz nam pomóc, zrozumiem. Nawet nie będę zaskoczona po tym jak mój syn cię
traktował. Zresztą ja nie zachowałam się lepiej wtedy u Madame Malkin, na
Pokątnej. – Gryfonka zmarszczyła brwi, przypominając sobie tamtą scenę. Przez
chwilę miała ochotę wstać i zapomnieć o rodzinie Malfoya, ale nie mogła. Gdyby
tak uczyniła nie byłaby sobą. Chciała pomóc, taka była jej natura. Westchnęła
cicho, a potem powiedziała, unikając wzroku pani Malfoy:
– Zrobię co
w mojej mocy, aby wrócił do Hogwartu, ale nie mogę nic obiecać. – McGonagall z uznaniem kiwnęła głową. Natomiast
Narcyza zrobiła coś czego żadna z obecnych pani się nie spodziewała, ścisnęła
dziewczynę mocno za rękę i powiedziała, jeszcze chwile powstrzymując łzy,
zbierające się w kącikach oczu:
– Dziękuję
Hermiono, naprawdę jesteś wielką czarodziejką, być może większą niż cały ród
Malfoyów razem wzięty. – Dziewczyna nie wierzyła własnym uszom, jedynie zdołała
wykrztusić "dziękuję". Narcyza puściła jej rękę i wstała z krzesła.
Hermiona też wstała. Głos zabrała dyrektorka:
– W takim
razie – zwróciła się do swojej podopiecznej – w niedzielę odwiedzisz Malfoy
Manor.
– Będziemy
zaszczyceni – dodała Narcyza, podchodząc do kominka w gabinecie dyrektorki.
Brązowooka dziewczyna niepewnie kiwnęła głową. Narcyza uśmiechnęła się do niej,
a potem zabrała ze specjalnego naczynia garść proszku fiuu, stanęła w kominku,
wypowiedziała starannie adres i już jej nie było. Znikła wśród zielonych
płomieni. McGonagall położyła Hermionie rękę na ramieniu.
– Nawet nie
wiesz, ile to dla niej znaczy... Cieszę się, że podjęłaś taką decyzję. – Gryfonka
nie wiedziała co odpowiedzieć, trochę ją to wszystko, nie tyle przerażało, co
fascynowała. Nie mogła pojąć ile Narcyza jest w stanie poświęcić dla syna.
Przed chwilą schowała całą swoja dumę do kieszeni i przyznała, że szlama jest
lepszą czarodziejką niż cały, czystokrwisty ród.
Hermiona w
końcu pożegnała McGonagall i po północy opuściła gabinet dyrektorki. W głowie
nadal miała słowa Narcyzy i scenę z biblioteki. Z tym mętlikiem w głowie
położyła się spać.
Wrzesień
dobiegł końca....
Dokładnie 1 października 1998 roku w całym
Hogwarcie zawrzało i to już w porze śniadania.
Pani prefekt naczelna wkroczyła do Wielkiej Sali, a właściwie do komnaty
tak brudnej, że ledwo dało się rozpoznać
pomieszczenie jadalne. Zatrzymała się w
pół kroku i wytrzeszczyła oczy. Wielka
Sala tonęła w rozbabranym jedzeniu. Stół Gryffindoru przewrócono na bok i
pełnił on funkcję prowizorycznego bunkru. Hermiona dostrzegła kawałek rudej
czupryny, która wychyliła się na moment ponad stół.
– Ron!!! – wrzasnęła,
a chłopak wychylił czubek piegowatego nosa ponad stół. W momencie, z drugiego
końca sali w jego stronę poleciał grad pocisków. Jajecznica, tosty, a nawet
dżem w słoiku.
–
Przestańcie! Ale już!!! – wydarła się pani prefekt jeszcze głośniej. Jedna z Krukonek,
z młodszego rocznika, spojrzała na nią z politowaniem i rzuciła miską owsianki
w jej stronę.
– Ravenclaw
traci 20 punktów! – powiedziała Hermiona, była w szoku. Nigdy, ale to NIGDY,
żaden Krukon nie odważyłby się na takie coś. Jej słowa powitały wiwaty tłumu
jak i krzyki oburzenia. Gryfoni i Puchoni zaczęli nawet klaskać, ale już po
chwili w stronę dziewczyny poleciały kolejne porcje jedzenia. Ślizgoni i Krukoni
nie próżnowali.
– Hermiona,
tutaj! – krzyknął Ron, wychylając się ponad stół. Gryfonka już nie miała wyjścia,
schowała się za drewnianym meblem.
– Co tu się
dzieje? – syknęła do swojego chłopaka. Ron chwycił tosta, wychylił się nad stół
i rzucił. Zaraz szybko przykucnął obok wkurzonej dziewczyny. Za stołem kryła
się spora ilość Gryfonów i Puchonów. Przemknęły też pojedyncze krawaty
Ravenclawu.
– CO TU SIĘ
DZIEJE?! – wrzasnęła do Rona, chłopka
zdawał się ją ignorować. Hałas, który panował w Wielkiej Sali, był okropny.
Hermiona zadała sobie jedno kluczowe pytanie: "Gdzie są nauczyciele?"
Zapytała Neville’a, który siedział, opierając plecy o wewnętrzną stronę stołu. Najwyraźniej nie zamierzał brać
udziału w tej "bitwie".
– Żaden
nauczyciel nie pojawił się na śniadaniu, był tylko Barkley, a teraz siedzi
pewnie pod stołem nauczycielskim, o ile nie uciekł. Najpierw jeszcze próbował
nad nimi zapanować, ale sama widzisz...
– Kto
zaczął? – zapytała przytomnie, chciała wiedzieć jak najwięcej póki ktoś jeszcze
odpowiada na jej pytania.
– Goyle. – Padła
krótka odpowiedź. Hermiona powoli kiwnęła głową i wyciągnęła różdżkę. Neville
pokręcił smutno głową.
– Nie
zadziała.
– Co? – wyrwało
się Hermionie. Chłopka westchnął i przekrzykując Rona, który wydał rozkaz ataku,
opowiedział:
– Profesor
Barkley próbował nad nami zapanować, myślał, że chłopaki się pobiją, już
wyciągali różdżki, ale on zaczął mruczeć dziwne zaklęcia pod nosem.
– Jakie
zaklęcia? – Hermiona zmrużyła podejrzliwie oczy.
– Nie
słyszałem dokładnie. Stał zza stołem nauczycielskim, potem Goyle spróbował
rzucić Avadę...
– Co?! –
Oczy miała jak spodki, nie wierzyła w to co się dzieje. Wzięła głęboki oddech,
aby się uspokoić ale to nie pomogło, Neville mówił dalej:
– Ale nie
zadziałało, nic się nie wydarzyło, Harry spróbował Experiallmus, ale też nic i
wtedy jakaś Ślizgonka rzuciła w jego stronę jedzeniem.
– A co z Barkleyem?
– zapytała dziewczyna. Neville wzruszył ramionami.
– Chyba zemdlał
ze strachu albo coś... – Dziewczyna pacnęła się ręką w czoło. Znała to
zaklęcie, to którego użył nauczyciel. Czytał o nim i to zupełnie niedawno,
wtedy gdy szukała czegoś, aby pomóc Draco. Zaklęcie chwilowo odbierało magię,
ale czytała o przypadkach gdzie udało się to zrobić jednej osobie, natomiast
Barkley zabrał moc wszystkim w Wielkiej Sali.
– On zemdlał
z wyczerpania – mruknęła niby do siebie.
– Kto? – zapytał
Harry, który pojawił się jakby znikąd.
– Barkley –
rzuciła krótko Hermiona w odpowiedzi.
Złość na Rona była automatycznie powiązana ze złością na Harry'ego. Wiedziała,
że ciemnowłosy Gryfon jest jedyną osobą, która mogła powstrzymać Ronalda przed
zrobieniem czegoś głupiego. Było już na to za późno.
– Neville,
dałbyś radę wydostać stąd Barkleya? – Gryfonka zwróciła się do chłopaka. Miała
plan. Neville kiwnął głową i trzymając się nisko, podbiegł do stołu
nauczycieli. Niestety i tak oberwał owsianką w bok. Hermiona chwyciła pierwszego
Puchona, który się nawinął. Dziewczynka miała może 12 lat i ciemne włosy.
– Idź do
profesor McGonagall i sprowadź ją do Wielkiej Sali, jeśli chcesz weź kogoś ze sobą.
– Puchonka patrzyła na Hermionę, jakby ta zwariowała.
– No idź już
– dodała starsza dziewczyna. Puchonka wahała się jeszcze chwilę, ale w końcu
wybiegła z Wielkiej Sali.
Hermiona
westchnęła ciężko. Musiała zapanować nad tymi idiotami, rzucającymi jedzeniem.
Gdzieś z tyłu głowy pomyślała o skrzatach w kuchni, które musiały to wszystko
przygotować. A potem spojrzała na Rona, który robił za jakiegoś dowódcę całego
tego absurdu. Wyciągnęła różdżkę i wypróbowała proste zaklęcie. Rozlany sok z
dyni szybko zamienił się w wodę. Podejrzewała, że magia wróciła już dawno. Nie
można było zatrzymać czyjejś magii zbyt długo. Wyprostowała się. Od razu w jej
stronę pofrunął tost z dżemem, ale bez trudu rzuciła zaklęcie tarczy. Hermiona
przytknęła sobie różdżkę do gardła, aby jej głos stał się donośniejszy.
– Przestańcie
robić z siebie idiotów! – To było pierwsze co wyszło z jej ust. Na chwilę
zrobiło się cicho, a potem zewsząd
dobiegły ją okrzyki oburzenia.
– McGonagall
zaraz tu będzie i co zobaczy? Bandę dzieci rzucających się jedzeniem! – Przez
Wielką Salę przeszedł szmer. Jakaś Krukonka wychyliła się za stołu. Ron już
miał cisnąć w nią pszenną bułką, ale widząc spojrzenie Hermiony powstrzymał się.
Kazał wszystkim opuścić pociski. Krukonka była może rok młodsza niż Hermiona,
przemówiła:
– Walka
ustanie jak tylko oni nas przeproszą! – Wskazała Rona.
– Niby za
co?! – odkrzyknął wzburzony Puchon, który stał obok rudowłosego sprawcy całego
zamieszania.
–
Obrażaliście nas! – wydarł się ktoś zza stołu Ślizgonów. Hermiona uniosła ręce
do góry, aby ich uspokoić.
– Dobra,
koniec! – wrzasnęła, a pozostałe krzyki ustały.
– Musicie
się pogodzić! – dodała, oglądając się na Rona i Harry'ego, którzy stali ze
spuszczonymi głowami kawałek za nią.
– Nie będzie
mi rozkazywać byle szlama! – Gregory Goyle wychylił się zza stołu. Hermiona
zniosła obelgę ze stoickim spokojem, ale policzki Rona pociemniały. Wyjął
różdżkę i już miał cisnąć w Ślizgona jakimś nieprzyjemnym zaklęciem, gdy do sali
wbiegła dyrektorka.
*
Godzinę
później wszyscy, wspólnie czyścili Wielką Salę. Bez użycia czarów rzecz jasna.
Ron Weasley i Gregory Goyle od godziny siedzieli u dyrektorki w gabinecie. Jako
sprawcy całego zamieszania dostali specjalną karę. Profesor Barkley dochodził
do siebie w Skrzydle Szpitalnym pod opieką pani Pomfrey. Pielęgniarka
stwierdziła, że nic mu nie będzie i podała eliksir wzmacniający. Hermiona z
mokrą gąbką w ręce próbowała zetrzeć sok z porzeczki z kremowożółtych ścian.
Była wściekła, przede wszystkim na Rona, ale również na Harry'ego, Ginny,
Neville’a. Wszystkich. Nikt nie próbował tego powstrzymać, wtedy przypomniała
sobie o osobie, która Ślizgonów zazwyczaj trzymała w ryzach.
– Malfoy – mruknęła
pod nosem, akurat, gdy zawstydzona swoim zachowaniem Ginny podeszła do
przyjaciółki.
– Nadal się
wściekasz? – zapytała cicho rudowłosa Gryfonka. Hermiona bez słowa kiwnęła
głową, Ginny też nic nie powiedziała. Westchnęła i chwyciła miotłę, a potem
odeszła kawałek dalej, aby pozamiatać resztki tostów. Podłoga była czymś
upaćkana co po wojnie na jedzenie nikogo nie zdziwiło. Wszyscy mieli tak samo
podłe nastroje i nawet Seamus Finnygan po tym jak poślizgnął się na mokrej
posadce i wyrżnął prosto na kupkę owsianki, porzucił resztki dobrego humoru.
Nikt nawet się nie roześmiał po tym incydencie. Żaden Ślizgon nie rzucił
ambitnego komentarza, a nawet jedna dziewczyna z domu Salazara, pomogła mu wstać.
Hermiona nie kojarzyła tej uczennicy, miała ciemne włosy i była dość niska.
Seamus uśmiechnął się przelotnie do niej, gdy wytarł twarz z owsianki.
Dziewczyna szybko się oddaliła i znów wszyscy wrócili do wykonywania swoich
ponurych obowiązków.
Harry miał równie podły humor co Hermiona,
teraz gdy wszystko spokojnie przemyślał doszedł do wniosku, że całego tego
zamieszania dało się uniknąć. Wycierał podłogę mopem, tuż obok niego przemknęła
z miotłą Pansy Parkinson.
– Ej! – krzyknął
za nią, zanim jeszcze pomyślał co robi. Było już za późno. Ślizgonka odwróciła
się na pięcie, przez chwilę Harry miał wrażenie, że się uśmiechała, jednak gdy
podeszła bliżej jak zwykle rzucała mu tylko nieprzyjemne spojrzenia.
–
Czego? – warknęła półgębkiem, dziś rano
wyszła ze szpitala i pierwsze co sobie uświadomiła, to fakt, że jutro z samego
rana wyjeżdża do tej przeklętej szkoły, Beauxbatons. Potem było tylko gorzej,
Zabini powiedział jej, że Draco opuścił szkołę. Po części z jej powodu. Krótko
mówić nie miała najlepszego humoru, aż do momentu w którym nie usłyszała głosu
Harry'ego. Ale za nic się do tego nie przyznała...
– Chciałem zapytać
o to całe tańczenie... – W końcu zebrał w sobie całą gryfońską odwagę i zapytał.
Dziewczyna nie spodziewała się tego, złagodniała. Jedynie lekko zmarszczyła
brwi. Po chwili odpowiedziała kompletnie zbita z tropu:
–Eeee… Tak.
Znaczy, w końcu obiecałam... To w sensie... Znaczy, mamy mało czasu.
– Tak – podjął
szybko Harry. – Pomyślałem, że może dzisiaj... Znaczy jeśli nie chcesz to…
– Świetnie,
to jesteśmy umówieni – odpowiedziała dziewczyna, nie mogła powstrzymać
uśmiechu.
– To może po
kolacji? – zaproponował Harry, prosząc Merlina, żeby się teraz nie zarumienił.
Chyba został wysłuchany. Pansy kiwnęła głową z uśmiechem.
– Bądź pod
Pokojem Życzeń. – Harry otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Pansy posłała mu
figlarny uśmieszek.
– O nic nie
pytaj, po prostu przyjdź. – Gryfon
kiwnął głową, a potem każde wróciło do swojej pracy.
W południe pojawiła się McGonagall i
przyjrzała się ich pracy. Jeszcze dużo było do zrobienia. Pokręciła głową
zdegustowana i wyciągnęła swoją różdżkę. Użyła tylko jednego, prostego zaklęcia
i wszytko wróciło do normy. Dyrektorka doszła do wniosku, że taka kara im
wystarczy.
– Swoje
różdżki odbierzecie u opiekunów domów, a teraz zmykajcie. – Tłum szczęśliwych
pierwszorocznych rzucił się do wyjścia. Za nimi reszta. Hermiona, Harry i Ginny
opuścili Wielką Salę ostatni.
– Ciekawe co
z Ronem... – odezwał się po chwili Harry. Hermiona zmroziła go wzrokiem, samo
imię jej ukochanego, teraz doprowadzało ją do białej gorączki. Wdrapali się po
schodach na wieżę Gryffindoru. Dyrektora odwołała poranne lekcję z powodu kary,
którą musiał odbyć cały Hogwart.
– Fajnie, że
nie ma lekcji, przynajmniej minie mi transmutacja. – Ginny wygodnie ułożyła się
w fotelu przy kominku, zgrabne nogi przewiesiła przez oparcie czerwonego
fotela. Harry i Hermiona zajęli kanapę. W Pokoju Wspólnym było strasznie
głośnie, zresztą jak zawsze. Ktoś grał w eksplodującego durnia, inni na szybko
odpisywali zadania domowe. Wtedy portret odskoczył, ukazując kawałek
rudoczerwonej czupryny Rona, większość nie zwróciła na niego uwagi. Co chwilę
ktoś wchodził lub wychodził, ale teraz to był Ronald Weasley. Hermiona zauważyła
go od razu, zerwała się z kanapy w celu zbesztania swojego chłopaka za poranne
zachowanie. Jednak nie zrobiła jeszcze kroku, gdy usłyszała podirytowany głos
Rona:
– No rusz
się, nie mamy całe dnia! – Gryfonka spojrzała na Harry'ego i Ginny, którzy
powoli wstali ze swoich miejsc. Cała trójka podeszła bliżej, akurat wtedy Ron
przekroczył próg Pokoju Wspólnego. Miał zielony krawat Ślizgonów. Za nim stał
Gregory Goyle. W szacie Gryffindoru.
*
Po
całym dniu w końcu mogła odpocząć. Hermiona usadowiła się wygodnie w fotelu
obok kominka. Jednym machnięciem różdżki rozpaliła ogień, a potem z kubkiem
parującej herbaty w jednej ręce i książką w drugiej mogła odpocząć. Współczuła
Ronowi z powodu jego kary. Gdy dowiedziała się, jak został ukarany cała złość z
niej wyparowała. Chłopak przez bite dwa miesiące będzie mieszkał w lochach. W
dodatku będzie chodził na zajęcia, które wybrał Gregory Goyle. Z kolei Ślizgon
zastąpi Rona. Hermiona zastanawiała się dlaczego McGonagall wybrała tak dotkliwą karę, w
dodatku często stosowaną wśród mugoli. To fakt, takie zamiany często dziewczyna
widywała na filmach. Potem główni bohaterowi się godzili i zostawali
przyjaciółmi. Szczerze wątpiła, że to tak zadziała w tym przypadku.
Michael Corner wprowadził się do dormitorium
wczoraj. Jak się z nim mieszkało? Gryfonka stwierdziłaby pewnie, że normalnie,
ale wszyscy inny powiedzieliby, że Michael jest po prostu nudny. Zawsze
nienaganne maniery, równo zapięte guziki koszuli. Zupełnie inny niż jego poprzednicy.
Czasami, ale tylko czasami, Hermiona chciała, żeby Draco i Blaise wrócili.
Pokręciła z niedowierzaniem głową.
– Przyzwyczaiłam
się zaledwie po miesiącu... – szepnęła do siebie, a potem upiła łyk herbaty. Odstawiła
kubek na stolik i przewróciła kartkę w książce. Nie skupiała się na tym co
czyta. Ginny cicho weszła do dormitorium. Hermiona nie widziała jej od czasu
ich ostatniej wspólnej lekcji. Po tym jak Ron przyniósł wiadomości o karze.
– Gdzie
byłaś? – zagadnęła starsza Gryfonka. Odłożyła książkę na stolik. Rudowłosa
mieszkanka dormitorium na czwartym piętrze położyła się na kanapie i gapiąc się
na sufit, odpowiedziała:
– Byłam u
Rona, w lochach.
– I jak
sobie radzi? – dopytywała dalej brązowooka.
– Trudno
stwierdzić, obecnie kłóci się z Zabinim o ciszę nocną.
– Ciszę
nocną? – powtórzyła Hermiona z dziwnym
wyrazem twarzy. Jakby nie dowierzała i jednocześnie próbowała się nie
roześmiać.
– Bo Ślizgoni
nie uznają ciszy nocnej... – wyjaśniła Ginevra. – A jak Corner? – zapytała po
chwili.
– Normalnie.
– Hermiona wzruszyła ramionami. Wiedziała, że Ginny unika Michaela, tylko nie
rozumiała "dlaczego”. W jej mniemaniu chłopak był całkiem sympatyczny.
– No nic. –
Ginny wstała z kanapy. – Idę pod prysznic.
Rudowłosa
zniknęła za drzwiami sypialni. Hermiona natomiast wzięła na powrót
książkę i wróciła do lektury. Zastanawiała się jak przekona Malfoya, aby wrócił
do szkoły. Poza tym obiecała porozmawiać z Daphne. Przerzuciła kolejne strony
książki. Portret odskoczył i do dormitorium wrócił Michael.
– Hej –
powitał Hermionę. – Kiepsko wyszło z tą Wielką Salą.
–Mnie to
mówisz? – westchnęła Gryfonka. Michael usiadł na kanapie.
– Nie
chciałeś mieć współlokatora? – zagadnęła panna Granger.
– Właściwie
to tak, ale on nie chciał... Tak też jest spoko. – Krukon wzruszył ramionami,
chyba faktycznie się nie przejmował brakiem współlokatora.
– Byłeś
Wielkiej Sali od początku? – Michael pokręcił głową.
– Nie,
przyszedłem po fakcie, tak jak ty, ale i tak musiałem sprzątać...
– Nie było
tak najgorzej – powiedziała Hermiona to, co obojgu cisnęło się na usta. Michael
wstał z kanapy.
– Ja się
zbieram, do jutra.
– Czekaj,
dziś wtorek. – Uświadomiła sobie dziewczyna.
–I co? – zpytał
podejrzliwie Krukon.
– Mamy
patrol! – Hermiona zerwała się z fotela. Chłopak roześmiał się.
– Byłem u
McGonagall, nie musimy nigdzie iść. – Hermiona opadła z powrotem na siedzenie.
– Mogłeś mi
powiedzieć – stwierdziła z wyrzutem. Michael uśmiechnął się przepraszająco.
– Myślałem,
że wiesz.
– Dobra, nic
się w sumie nie stało, chyba też pójdę się położyć. – Gryfonka zostawiła
książkę i pusty kubek na stole, a potem weszła do sypialni, żegnając się z
Cornerem. Zasypiała, myśląc o Ronie.
*
Harry nie za bardzo wiedział jak się ubrać.
Zazwyczaj nie przejmował się takimi drobiazgami, ale teraz był w kropce.
Siedział na swoim łóżku, znosząc towarzystwo Goyle’a. Neville nie wytrzymał
pierwszej godziny i oświadczył, że nocuje w Pokoju Wspólnym. Harry nie
protestował. Na kolację nie poszedł,
teraz, gdy jego współlokator już wrócił, Harry uświadomił sobie, że powinien
spotkać się z Pansy. Wiedział, że te ich lekcje tańca to nic szczególnego, ale
z doborem stroju miał poważny problem. W końcu spóźniony dobre pięć minut, w
białej koszuli i spodniach od mundurku opuścił wieżę Gryffindoru.
Gdy dotarł na siódme piętro, Pansy już na
niego czekała. Uniosła tylko jedną brew, jakby pytała dlaczego znów się
spóźnił. Harry odetchnął z ulgą, widząc, że dziewczyna dobrała strój podobnie
jak on. Miała czarną spódniczkę rozkloszowaną u dołu i białą bluzkę. Zrezygnowała
z krawatu, Harry stwierdził, że spódniczka ma długość przyjemną dla oka. Sięgała
Ślizgonce do połowy uda i dziewczyna była tego świadoma. Gdy ją zakładała w
ogóle nie pomyślała o Harrym. No może trochę. Teraz stała tam, z rękami
skrzyżowanymi na piesi i cieszyła się, że go widzi. W końcu się do tego
przyznała.
– Idziemy? –
zapytał Harry, niepewnie spoglądając w stronę Pokoju Życzeń. Pansy kiwnęła
powoli głową, jakby nie była pewna tego co chce zrobić. Dziewczyna trzy razy przeszła obok ściany i ukazało
się wejście. Najwyraźniej zadowolona z siebie Ślizgonka pchnęła wielkie drzwi.
Harry wszedł do środka tuż za nią, a to co zobaczył przewyższyło jego
najśmielsze oczekiwania. Stał w sali balowej. Wysokie sklepienie, kamienne
mury, marmurowa posadzka i żyrandol. Był naprawdę wspaniały, kryształowy z
tysiącem maleńkich brylantów. Stał z lekko rozwartymi ustami, ale po chwili je
zamknął. Pansy uśmiechnęła się z wyższością, widząc jego minę.
– To co,
chyba zaczynamy – powiedziała po chwili, podchodząc do szafy grającej. Chłopak
wcześniej nie zauważył odtwarzacza. Pansy machnęła różdżką i muzyka rozbrzmiała,
wypełniając salę. Była to prosta melodia walca. Dziewczyna zawodowym tancerzem
nie była, ale przynajmniej miała jakieś podstawy. Odgarnęła włosy zza ucho i
podeszła do Harry'ego.
– Dobra, na początek
coś łatwego. – Gryfona miał niepewną minę. Z balu w czwartej klasie nie
pamiętał praktycznie nic jeśli chodzi o taniec. Ślizgonka stała kilka kroków od
niego, czekając na jakiś ruch, ale po chwili przestała się łudzić.
– Na
początek ręka tutaj. – Chwyciła jego dłoń i położyła ją sobie na biodro. Harry
był trochę zmieszany, ale nie dał tego po siebie poznać. Pansy zrobiła kolejny
krok w jego stronę. Chłopak pewnie chwycił jej drugą dłoń.
– I co
teraz...? – zapytał, a policzki mu pociemniały. Mógłby właśnie walczyć z bandą
śmierciożerców i z całą pewnością nie stresował się tak bardzo, jak teraz.
– Krok do
przodu. – Harry wysunął prawą nogę w przód, Pansy automatycznie zrobiła krok w
tył. Jej miną nie zdradzała niczego oprócz skupienia. Miała lekko zmarszczone
brwi i przymrożone oczy. Pilnowała, aby ich ciała się nie zetknęły, bo Pansy
nie była pewna swojego zachowania. Nie to żeby się bała Harry'ego czy tańca z
nim, nie mówiąc o kontakcie fizycznym, bała się jedynie swoich uczuć. Była
niepewna. Harry modlił się do Merlina żeby ręce przestały mu się tak bardzo
pocić. Dziewczyna w końcu wzięła głębszy oddech i zaczęła objaśniać Harry'emu
dalsze kroki:
– Jeśli
chodzi o walca to najprościej poruszać się po kwadracie. – Przerwał jej:
– Że co?
Jakim kwadracie? – Puścił rękę. – Odpuśćmy, ja się do tego nie nadaję. – Odszedł jeszcze kawałek, kierując się w stronę
wyjścia.
– Wracaj tu!
– Pansy podniosła głos, krzyżując ręce na piersiach. Chłopak puścił mimo uszu
jej wrzask.
– Słyszysz!
Nie będę patrolować jeziora w grudniu!
– Nie umiem
tańczyć! – wrzasnął zdenerwowany. Policzki mu pociemniały. Pansy uniosła
pytająco brew mu górze.
– To już
wiemy, jeśli to jedyny...
– Nic nie
rozumiesz! – krzyknął, robiąc krok w jej stronę. Dzieliła ich połowa długość
sali.
– To mi
wyjaśnij – oznajmiła spokojnie. Dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę, że
od tego tańca zależą jej wolne wieczory do końca listopada, a może nawet
grudnia. Harry zrobił głęboki wdech.
– Nie lubię
tańczyć, nie umiem i nie chcę. Nie będę też marnował twojego czasu na próbę
nauczenia mnie tańczyć, to się po prostu nie uda.
– Skończyłeś?
– zapytała jedynie po chwili. – To wzruszające Potter, a teraz chodź tu, chwyć
moją rękę i do cholery, zacznij współpracować!
– Już jutro
wyjeżdżamy... – rzucił, jakby dziewczyna w ogóle nie zdawała sobie z tego
sprawy, zrobił kolejne kilka kroków w jej stronę.
– Mamy cały
dzisiejszy wieczór żeby cię czegoś nauczyć, poza tym w Beauxbatons jesteśmy od
środy do niedzieli, a bal jest w sobotę, to dość czasu.
– Wątpię...
– mruknął niechętnie, ale nie kłócił się dłużej. Harry'emu również zależało,
żeby się nie zbłaźnić. Stanął w pewnej odległości od dziewczyny i wyciągnął do
niej rękę. Z uśmiechem, który Pansy tak nieudolnie próbowała zatuszować,
chwyciła jego dłoń. Ostrożnie chwycił ją w tali. Pansy cicho instruowała go co
ma robić, a po pewnym czasie całe to "tańczenie" zaczęło im nawet
wychodzić. Harry nie deptał jej tak często. Dochodziła północ, gdy zmęczeni
usiedli pod ścianą. Siedzieli tak chwilę, nic nie mówiąc.
– Dobra
robota powiedziała dziewczyna, gdy już
złapała oddech, Harry nic nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko na te słowa. –
Powinniśmy się zbierać – dodała Ślizgonka, chłopak kiwnął głową i wstał z
podłogi, zaoferował jej pomoc przy wstawaniu. Chwyciła jego ręką, a Harry
pociągnął ją lekko. Pansy wyłączyła gramofon machnięciem różdżki. Razem
opuścili Pokój Życzeń.
– Spakowana?
– zapytał Harry po chwili, cisza między nimi zaczęła mu ciążyć.
– Tak,
zaklęcia zmniejszające czynią cuda. – Parsknął śmiechem.
– Ale wiesz,
że to niecałe pięć dni?
– Wy, faceci
nigdy tego nie zrozumiecie – powiedziała zadziornie, Harry z niedowierzaniem
pokręcił głową.
– Chyba masz
rację. – Doszli do schodów, prowadzących do lochów. Pansy kiwnęła mu głową na
pożegnanie.
– Dzięki – mruknął
Harry, co spowodowało, że Ślizgonka się zatrzymała.
– Podziękujesz
jak już zatańczymy – powiedziała jedynie i każde odeszło w swoją stronę.
***
Hermiona wstała jak zwykle dość wcześnie, na
tyle wcześnie, żeby zdążyć ze wszystkimi porannymi czynności przed czasem i
zejść na śniadanie, godzinę wcześniej. W holu zastała Harry'ego z kufrem w ręce
i Rona. Rudowłosy chłopak był w podłym humorze, w dodatku co chwilę ziewał.
– To już
dziś? Na śmierć zapomniałam! – powiedziała trochę przerażona, wiedziała, że
przez najbliższe dwa dni będzie sobie wyrzucać, że zapomniała o wyjeździe
Harry'ego. Ciemnowłosy Gryfon uśmiechnął się jedynie i odstawił kufer z
powrotem na podłogę. Ron już miał coś powiedzieć, gdy zza zakrętu korytarza
wyszła Pansy, a za nią Zabini. Ślizgon, nadal w piżamie, taszczył wielki kufer.
Brązowooka Gryfonka uśmiechnęła się na ten widok. Chociaż Blaise w piżamie nie
był dla niej niczym nowym.
– Jak się
spało w lochach? – zagadnął Rona Ślizgon. Rudowłosy chłopak rzucił mu jedynie
spojrzenie spode łba.
– Głośno tam
u was... – warknął trochę niegrzecznie. Ron nienawidził wstawać wcześnie,
pomijają fakt, że Ślizgoni zrobili mu chrzest bojowy i nie pozwolili zasnąć
prawie całą noc. Blaise parsknął śmiechem, ale Pansy dała mu kuksańca w bok i
chłopak szybko się uspokoił.
– Nie chce
wiedzieć co tam spakowałaś... – stęknął Zabini, podnosząc kufer i przestawiając
go bliżej ściany.
– To tylko
kufer z butami – powiedziała tak poważnie, że Harry i Ron niemal uwierzyli.
– Tak powiedziałaby
Pansy dwa lata temu – wtrącił Blaise, widząc minę Gryfonów. Hermiona
uśmiechnęła się na te słowa.
– Kiedy
wracasz? – zapytał Blaise, powstrzymując potężne ziewnięcie. Pansy odwróciła
się do niego i z szerokim uśmiechem odpowiedziała:
– W
niedzielę rano, więc masz prawie pięć dni sprawowania władzy w lochach... O ile Draco nie wróci wcześniej... – Tu Pansy
spojrzała prosto w oczy Hermionie. Brązowooka dziewczyna zachłysnęła się własną
śliną. Ona coś wie! W jej głowie
jakiś głos bił na alarm. Serce zaczął jej walić jak młotem. Rzuciła Pansy
przestraszne spojrzenie, ale Ślizgonka bezgłośnie powiedziała "tylko
ja". Przynajmniej tyle Hermiona wyczytała z ruchu jej warg. Była
spokojniejsza i miała nadzieję, że o całej tej sprawie wie tylko Pansy. Ron
ziewnął potężnie, akurat gdy McGonagall weszła do Sali Wejściowej.
– Widzę, że
już gotowi do drogi. – Uśmiechnęła się na ten widok. Potem spojrzała na Blaise
w piżamie i zmarszczyła lekko brwi, a nic nie powiedziała. Widząc Rona, kącik
jej ust uniósł się ku górze. Kara poskutkowała.
– Myślę, że
powóz już czeka.
– Nie
jedziemy pociągiem? – zapytała Pansy, przerywając dyrektorce.
– Nie.
Beauxbatons wysłało powóz, myślą, że tak będzie szybciej. No cóż... Dam wam
chwilę, żeby się pożegnać. – McGonagall wyszła na dziedziniec, zostawiając
Ślizgonów i Gryfonów samych sobie.
– Trzymaj
się stary – powiedział Ron i uściskał Harry'ego. Jego zły nastrój gdzieś się
ulotnił.
– Ty też –
odpowiedział ciemnowłosy Gryfon. Następnie Hermiona rzuciła mu się na szyję.
– Uważaj na
siebie. – Jak zwykle pouczyła go dziewczyna. Puściła jego szyję. –Wracaj szybko
– dodała z uśmiechem. Blaise w tym czasie ściskał Pansy i klepał ją po plecach.
– Nie daj
się tym wszystkim wywłoką... ładnym, ale dalej... – Przerwała mu ze śmiechem:
– Jasne,
przywiozę zdjęcia. – Puściła go i mrugnęła porozumiewawczo. Ślizgonka bez
oporów podeszła do Hermiony i uściskała ją. Hermiona musiała przyznać, że
trochę ją to zaskoczyło.
– Pilnuj
wszystkiego, Pani Prefekt. Jeśli chodzi o Draco to wiem tylko ja. – Ostatnie
zdanie szepnęła jej do ucha. Puściła Gryfonkę i pomachała Ronowi.
– Wcale nie
jest tak źle, przyzwyczaisz się – mówiąc to, miała na myśli mieszkanie w
lochach. Dziewczyna zastanawiała się jak rudowłosy Gryfon przetrwa tam cały
tydzień. Ron mruknął "dzięki" w odpowiedzi. Potem Harry zagadnął
Pansy:
–To co,
idziemy? – Pansy kiwnęła głową. Blaise chwycił jej kufer, razem z Ronem i
Hermioną odprowadzili Ślizgonkę, i Harry'ego do powozu. Była to ogromna karoca
zaprzężona w cztery wielkie pegazy. Ich ogony i grzywy lśniły w porannym
słońcu.
– Piękne – wyrwało
się Pansy, zza białej karocy wyszedł Hagrid.
– Pikne, ale
lepiej nie podchodzić zza blisko. – Pansy posłusznie się odsunęła. Gajowy
pożegnał Harry'ego wylewnie i kiwnął w stronę Ślizgonki. McGonagall popędzała
wszystkich i w końcu ciemnowłosy Gryfon i Pansy rozsiedli się w środku powozu.
Dyrektorka dawała im ostatnie wskazówki, a Zabini marznął w piżamie. Mimo
początku października nie było za ciepło, szczególnie rano. W końcu McGonagall
odeszła od powozu i dała znak Hagridowi, że mogą ruszać. Gajowy klepnął jednego
z pegazów w srebrzysty zadek i karoca wzbiła się do góry. Hermiona, Ron,
Blaise, Hagrid i McGonagall jeszcze długo stali na dziedzińcu, pomimo, że powóz
już dawno zniknął im z oczu.
Nareszcie! Jeju, jak się cieszę. Rozdział jest cudowny. Brak mi słów. Tak się cieszę, że Hermiona zgodziła się pomóc Draco <3 Awww *.* Jak zwykle nie wiem co napisać... Aż mi głupio, że nie umiem sklecić nic porządnego, ale to dlatego, że rozdziały mnie po prostu hipnotyzują :-P
OdpowiedzUsuń"Ślizgoni nie uznają ciszy nocnej" - Uwielbiam ten blog <3 Z ogromną i nieopanowaną niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!
Pozdrawiam serdecznie
Badzo dziękuję za życzenia, a ten rozdział zresztą jak każdy inny jest genialny! Doczekałam się wymiany! :D Jestem ciekawa jak sprawa potoczy z przekonywaniem Malfoy'a. A i co z Zabinim i Ginny. Lekcja tańca była super. :) AAA tak bardzo chcę wiedzieć co będzie dalej. xD Weny!
OdpowiedzUsuńZnalazłam tego bloga dwa dni temu i teraz już czekam na kolejny wpis. Uwielbiam postać Pansy, Zabini jest świetny, Ginny mnie jedynie odrobinę drażni. No i Astoria. Fajnie, że mogę czytać tu o wszystkich, a nie tylko o Draco i Hermionie. Harry też nie wychodzi tu na kochanego przygłupa, jak to w wielu opowiadaniach bywa ;)
OdpowiedzUsuńZwiązek Hermiony i Rona... cóż, dość często zapominałam, że Oni nadal są razem, co bardzo mi pasowało.
To, że Hermiona zgodziła się pomóc Draconowi... Super. Pękało mi serce, gdy pomyślałam, że On już nie wróci.
Mam nadzieję, że Blaise się ogarnie, że się tak wyrażę, i potraktuje Rudą na serio, a nie tylko jako wymówki. Chociaż wydaje mi się, że już przestał myśleć o niej jako o "trofeum". Oby. No i sama Ginny mogłaby dojrzeć, czy coś.
Mam nadzieję, że niedługo będę mogła przeczytać, jak udaje się pobyt Pansy i Harrego w Beauxbaton, pokochałam Parkinson z tego Dramione ;)
Zapraszam również do mnie, jeśli tylko najdzie ochota:
www.w-rekach-losu.blogspot.com
Pozdrawiam i życzę weny! :)
Jej! Komentarz dłuższy niż moje pierwsze rozdziały :D Miło słyszeć (czytać) że nowe osoby czytują moje opowiadanie, ciesze się że polubiłaś Pansy, osobiście uważam że zbyt często przedstawia się ją jako bezmózgą wywłokę, ta postać często się marnowała. Jeśli znajdę chwilę to wpadnę na twojego bloga i pozostawię po sobie jakiś ślad. Pozdrawiam również:
Usuń-Pani M.
Polubiłam Pansy właśnie za to, że nie jest ową wywłoką ;)
UsuńSama na początku celowo ją opisałam jako bezmózga, żeby pokazać, jak się zmienia, bo u mnie w opowiadaniu też pełni dość ważną rolę.
No, tak czy siak, czekam (baaardzo niecierpliwie) na nowy rozdział! :D
Świetny rozdział! Nie wierzę Ron między Ślizgonami HA HA! Genialne. Bardzo mnie ciekawi jak pójdzie Hermonie w Malfoy Manor.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i życzę weny♥
Sama Wiesz Kto
Rozdzial super, ciekawosc zzera mnie od srodka naprawdeee, bez Malfoya to nie Hogwart serio jakos tesknie za nim , ogolnie , kilka bledow ale rozumiem ze piszesz pewnie na szybko, a i chcialam proscic zeby rozdziały pojawialy sie szybciej , zalezy mi bardzo mogę wiedziec kiedy następny? ;))))))
OdpowiedzUsuńNastępny rozdział już napisany, teraz wszystko zależy od was- czytelników ;)
UsuńPiszesz naprawdę tworzczo, kurczeee ja nie wiem skad masz tyle pomysłów seruo ja bym w życiu na takie rzeczy nie wpadla, skad ty masz takie pomysly? Serio super piszez, rodzial extra czekam na cos pomiędzy Hermi i Draco, tylko on musi wrocic! Wierze w Hermione xD Kiedy następny?
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje opowiadanie! Rodzdział był po prostu genialny (nawet nie wiem jak inaczej to opisać). Czekam na kolejny i życzę dużo weny
OdpowiedzUsuńCo to będzie?
OdpowiedzUsuńChciałam tylko dodać, że obie zarąbiście piszecie.
Jeju genialnie dziewczyny tak sie ciesze ze w koncy, znaczny przeczytalam rodzial wcześniej ale zapomnial skomentować z tego wrazenia , przypomnialyscie mi, serio bede starala sie komentowac kazdy, nie mozesz przestac dodawac, poprostu nie!
OdpowiedzUsuńUmre
Rodzial tak jak mowilam swietny, czekam na cos pomiedzy Draco i Hermi
A Ginny i Bliase djdjcjdjvjksdvakf
Jeju genialnie dziewczyny tak sie ciesze ze w koncy, znaczny przeczytalam rodzial wcześniej ale zapomnial skomentować z tego wrazenia , przypomnialyscie mi, serio bede starala sie komentowac kazdy, nie mozesz przestac dodawac, poprostu nie!
OdpowiedzUsuńUmre
Rodzial tak jak mowilam swietny, czekam na cos pomiedzy Draco i Hermi
A Ginny i Bliase djdjcjdjvjksdvakf
Super rozdział!
OdpowiedzUsuńZapraszam do poczytania mojego bloga
liljam.blog.pl
Nowa historia Lily i Jamesa!
Dopiero się rozkręcam ;)
Buziaczki :*
Yennefer
Brak mi słów... Rozdział no... cud, miód i malina. Oby tak dalej. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział Jestem ciekawa jak to wszystko się potoczy. Dodaj post szybko bo tu umrę.
OdpowiedzUsuńCzekam, czekam i czekam.. Życzę weny
PoZdRo
P.S. Sorki że nie komentowałam postów. Wybacz. Postaram się to nadrobić w kolejnych :D
Wiem, wiem. Dawno mnie tu nie było :D ale nadrabiam! <3
OdpowiedzUsuńCieszę się, bo to naprawdę długi rozdział! :DD normalnie czytało sie, czytało i końca nie było widać! :* ale to super! Tak mnie wciągnęło, że szok!
Nawet sobie nie wyobrażasz jak ja kocham tą historię.. zaciekawiłaś mnie tak bardzo z tą Narcyzą i Draconem xd OMG. :* aż się boję co to będzie!
No i Harry i Pansy <3 hahahahahahhahahahahhha ja z daleka wyczuwam co tam się może wydarzyć na tym wyjeździe ;p i ten Blaise w pidżamie D:
Ogólnie to najzabawniejsza była akcja w Wielkiej Sali. ;3 nie mogłam ze śmiechu :D czekam na więcej! :* pozdrawiam!
Cudny rozdział :D juz nie mogę się spotkania Draco i Hermiony, ogólnie więcej Dramione ;) Pansy i Harry... normalnie uwielbiam ich :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Olix
Swietne poprostu *-* kocham i czekam na to spotkanie zreszta pewnie jak. wszyscy tutaj , kocham Pansy najlepszaaaa kocham ja xjjdjs *-*
OdpowiedzUsuńCzy ta moja cudowna Hermionka mogła by się w końcu ogarnąć i zamiast rozmyślać o Daf i Draco po prostu wziąć się za te sprawy?! /Wiki
OdpowiedzUsuń