Miniaturka #4


Miniaturka urodzinowa dla Jednorożca 13! Szerzej znana jako: Madzia ;)  (tak ujawniam twoje dane personalne) Więc sto lat, sto lat!!  To obiecane Blaise&Ginny. Historia mroczna, momentami okrutna, ze scenami "+18" jeśli nie lubicie czytać takich rzeczy po prostu ją sobie odpuście. Mam nadzieje, że tobie Madziu się jednak spodoba... ( if you know, what i'm mean xd) Kończy się tak jak wszystkie bajki Disneya, więc ten...

~Pani M.

Pani M. włożyła w tą miniaturkę naprawdę dużo pracy, więc liczymy na dużo miłych komentarzy ;) Niestety, rozdział nie pojawi się w tym tygodniu, a jest to spowodowane szkołą. Mam nadzieję, że nam wybaczycie. :) /Alishia



Z dziennika Ginny:  Wolność to pojęcie względne.

Wojna skończona, ale nic nie poszło po myśli Zakonu. Po śmierci Dumbledore’a, próbowano utrzymać Hogwart, jednak bezskutecznie. Ogień był wszędzie, gdy uciekała deptała trupy swoich przyjaciół i znajomych. Ubranie miała porwane i zakrwawione, to nie była jej krew. Czy płakała? Nie. Pomimo wszystkich tych okropności nie płakała, była dzielna. Ginevra Molly Weasley po prostu chciała żyć.
*
Musieli uciec z zamku. Harry, Ron, Hermiona i Ginny, która nigdy nie pasowała do złotej trójcy. Jednak poszła z nimi. Harry wiedział, że przegrał, a jeśli ich ktoś znajdzie – zabije. Pod osłoną nocy opuścili zamek. Hermiona proponowała ucieczkę do Zakazanego Lasu, jednak Ron miał pewne obiekcję. Nagle usłyszeli, za sobą głosy. Ktoś ich ścigał. Żadne nie obejrzało się za siebie. Wbiegli pomiędzy drzewa i uciekali aż do świtu. Gdy pierwsze promienie słońca zaczęły prześwitywać przez korony drzew Hermiona pierwsza upadła z wyczerpania. Rudowłosa dziewczyna poszła w ślad za nią.
– Już nie mogę – wyszeptała, zachrypniętym głosem Hermiona, po jej policzkach popłynęły słone łzy. Ron od razu wziął ją w ramiona. Harry siedział obok Ginny bez słowa. Patrzał w ziemię, dziewczynie to nie przeszkadzało, jedyne o czym teraz marzyła to sen. Słodki sen... Oczy zaczęły jej się zamykać, głowa zrobiła ciężka.
– Ginny? – Usłyszała szept Harry'ego. Z wielkim wysiłkiem podniosła na niego wzrok niebieskich oczu.
– Tak… – odparła.
– Przepraszam, przepraszam, że cię zawiodłem, że zawaliłem, że… – Głos mu się załamał. Dziewczyna przytuliła go do siebie. Oboje potrzebowali tego ciepła.
– Nic nie mów, zrobiłeś co w twojej mocy... będzie dobrze… –To kłamstwo w ostatnich dniach wyjątkowo łatwo przechodziło jej przez usta. Spojrzała na brata tulącego Hermionę do piersi. Nie tak wyobrażała sobie wojnę, a tym bardziej nie tak widziała jej koniec.To Harry miał wygrać! Coś krzyczało w jej głowie. Myślała, że to dobry moment na łzy. Pierwsza z nich nie zdążyła spłynąć po policzku Gryfonki, gdy ich otoczono.
*
– Co z nami będzie? – zapytał Ron wściekle. Ręce i nogi miał skrępowane. Siedział przywiązany do drzewa. Ginny siedziała zaraz obok. Nic nie mówiła, w głowie miała pustkę. Spojrzała na Harry'ego przywiązanego do pnia na przeciwko. Rzucał się wściekle próbując uwolnić, ale wszystkie te działania przynosiły zerowe rezultaty.
– Nie wierć się – warknął w jego stronę jeden ze szmalcowników.  Harry nie usłuchał, więc wymierzono mu potężnego kopniaka w brzuch. Z ust Ginny wyrwał się krzyk. Harry skulił się jeszcze bardziej. Przestał się wiercić. Przywódca grupy zwrócił się do Hermiony.
– No, no, no  taka ładna buźka – uniósł jej podbródek do swojej twarzy – dostaniemy za ciebie ze 20 galeonów... – Dziewczyna nie odpowiedziała.
– Na co czekamy? – zapytała Ginny niegrzecznie. Przywódca grupy szmalcowników, Marcus, wyprostował się na te słowa jak na smagnięcie batem. Podszedł do rudowłosej dziewczyny, kucnął przed nią i nachylił swoją twarz do jej twarzy, gdy mówił czuła nieprzyjemny zapach.
– Czekamy na Czarnego Pana, on zdecyduje co z wami zrobić. – Rozległy się szydercze śmiechy. Marcus nachylił się jeszcze bliżej, mówił dalej szeptem:
– Ale zdradzę ci sekret... Pajac z blizną nie doczeka zmierzchu... – Kopnęła go w ugiętą nogę, co spowodowało, że przewrócił się w tył. Marcus zaklął szpetnie.
– Odwiążcie ją! – wydał rozkaz. Ginny zaczęła się bać, jeden z osiłków podszedł do niej i odwiązał od drzewa.  Jednak ręce i nogi nadal miała skrępowane. Marcus chwycił ją za włosy i powlókł za sobą w las, pomimo głośnych krzyków i protestów Rona i Harry'ego, a także Hermiony. Ginny potknęła się parę razy, aż w końcu szmalcownik ją puścił, dziewczyna upadła na ziemię. Marcus kopnął ją w brzuch. Przewróciła się na plecy, a od ciosu zabrakło jej tchu. Jednak nie krzyknęła, a to właśnie chciał usłyszeć jej oprawca.
– Słuchaj smarkulo, obiecuję, że jeśli  Czarny Pan odda mi cię jako łup to obetnę ci nogę, zrozumiałaś?! – W jej oczach zatańczyły wściekłe iskierki.
- Może zrób to od razu... Ludzie twojego pokroju są mocni tylko w gębie. – Ostatnie zdanie wręcz wypluła.  Marcus był dużo bardziej opanowany niż jego towarzysze, gdyby młoda Weasleyówna trafiła na któregoś z tamtych mogła już nie mieć ani języka ani nogi.
– Przysięgam, że oddam cię Renlyemu, żeby mógł się tobą pobawić, szmato. Albo – kontynuował z leniwym uśmiechem – sprzedam jakiemuś śmierciożercy, a taki już na pewno zajmie się twoją cnotą, o ile takową posiadasz... – Uniósł pytająco brew , a potem roześmiał się na widok jej rumieńców. Rzuciła mu wściekłe spojrzenie. Owszem Ginny Weasley była dziewicą, a takie komentarze wpędzały ją w co najmniej zakłopotanie. Jednak nie był to czas na przejmowanie się tego typu odzywkami.  Być może dziewczyna nie dożyje świtu. Miała ochotę się rozpłakać, jednak nie dała swojemu oprawcy tej przyjemności. Zacisnęła powieki nie pozwalając łzą się wydostać.
 – Wracamy – warknął Marcus. Pociągnął Ginny za włosy i dziewczyna podniosła się z ziemi. Brutalnie rzucił nią o drzewo, gdy dotarli na polanę.
– Przywiążcie ją z powrotem – polecił krótko.  Została przywiązana do drzewa obok brata. Czekali.
Chyba właśnie czekanie było najgorsze. Tamte wydarzenia dziewczyna pamięta jak przez mgłę. Mgłę pełną bólu i upokorzenia. W końcu zjawił się On.  Lord Voldemort w całej swojej krasie. Wraz z nim na polanę zawitali dementorzy.  Wszystkie szczęśliwe wspomnienia przelatywały Ginny przez głowę, jak piasek przez palce. Chciała umrzeć. W głowie usłyszała śmiech Toma Riddla. Tego, którego znała. Tego, któremu zwierzała się na pierwszym roku w Hogwarcie.
– Słynny Harry Potter, który miał moc – Voldemort zaśmiał się – jaki świat jest ironiczny, nieprawdaż? – Powiódł wzrokiem po pozostałych, jakby szukał potwierdzenia.  
– Panie – Marcus skłonił się nisko – nie zapominajmy, kto go złapał.
– Oh tak… Widzę, że to nie jedyna twoja zdobycz… - Voldemort spojrzał w przerażone oczy Hermiony, a później niebieskie tęczówki Ginevry, które nie wyrażały niczego. Różnica była piorunująca. Młoda dziewczyna go zaciekawiła, jednak nie miał czasu na takie przemyślenia. W końcu dopadł wielkiego Harry’ego Pottera i nie zamierzał okazać litości.
– Szlamę zabić na miejscu, Potter aportuje się ze mną, a zdrajcy krwi są twoi. – Tu zwrócił się do Markusa. Dwóch z czworga sługusów Marcusa odwiązało Harry’ego od drzewa. Chłopak wiedział, że koniec jest blisko, że nic go nie uratuje. Zawlekli go przed obliczę Czarnego Pana.  Lord Voldemort  zacisnął swoją nienaturalnie białą dłoń na ramieniu chłopaka, a potem aportował się, zostawiając po sobie rozpacz i przenikliwe zimno. Jeden ze szmalcowników wycelował różdżką w Hermionę. Z gardła Rona wydobył się przeraźliwy krzyk. „Nie” niosło się po lesie jeszcze długo.
– ZOSTAWCIE JĄ! – Miotał się i szarpał, krzycząc. Po stracie Harry’ego wszyscy byli w szoku, nikt nie mógł uwierzyć, że to już koniec. Ginny porzuciła wszelką nadzieję. W tym momencie coś w niej pękło. Sytuacja była tak beznadziejna, że naprawdę wolałaby umrzeć. Harry został zabrany na pewną śmierć. Hermiona miała zginąć na jej oczach, wolała nie myśleć co z nią zrobią. Jednak nie płakała, nadal była na to zbyt dumna.
– Avada Kadavra! – Zielony promień niby strzała dosięgnął Hermiony. Już się nie wierciła, oczy miała szeroko otwarte, była martwa.  
– NIEEEE!  – wrzasnął Ron. Nawet on się złamał, po policzkach rudowłosego chłopaka leciały łzy. Stracił wszystko, wtedy przypomniał sobie o siostrze. Spojrzał na Ginny,  jego oczy zazwyczaj pełne nadziei były puste.
– Musisz przeżyć – szepnął ochryple. – Dla nas, dla Harry’ego. Obiecaj, że przeżyjesz. – Nie wiedziała co odpowiedzieć. Żaden dźwięk nie przechodził  jej przez gardło.
– Obiecaj – wychrypiał Ron. Twarz miał ubrudzoną, jedynie łzy zostawiały przetarte ślady na jego policzkach. Patrzył na nią wyczekująco, jakby ta obietnica mogła wszystkich uratować. Spojrzała na martwe ciało Hermiony i wiedziała, że na pewno nie chce tak skończyć.
– Obiecaj – powtórzył znowu. Później widziała tylko brata, jak obrzucał najgorszymi obelgami szmalcowników, jak się szarpał, gdy go odwiązywali, jak zdążył zadać jeden cios Marcusowi. O jeden za dużo. Kolejny rozbłysk zielonego światła zakończył wszystko. Gdy Ron upadł na ziemie z ust dziewczyny wydostał się w końcu cichy szept:
– Obiecuje.
***
– 10 galeonów! Kto podbije?! No kto? Taka ładna, w dodatku czystokrwista! To okazja! – Głos Marcusa niósł się po karczmie. Ginny ubrana w jakąś szarą szmatę, przypominającą worek, stała na prowizorycznej scenie zbitej z kilku desek. Chciała zniknąć. Zasłaniała twarz długimi, czerwonymi włosami.  Przez ostatnie dwa dni cały czas płakała.  Miała to szczęście, że Marcus zabronił swoim podwładnym jej dotykać, bo wszystko mogła skończyć się o wiele gorzej. Przez głowę Gryfonki przebiegły wszystkie wspomnienia. Opuścili polanę w Zakazanym Lesie, zostawiając martwe ciała Hermiony i Rona. Następne dwa dni spędziła w Hogsmeade bita i poniżana. Spała na ziemi przywiązana do nogi łóżka Marcusa.  Zaledwie dziś rano wepchnięto ją do drewnianej bali w ubraniu, misa była wypełniona letnią wodą. Jeden z podwładnych Marcusa – Drake, kazał jej się rozebrać. Ginny na samo wspomnienie tego drżała. Zdjęła mokre ubrania, a Drake rzucił jej mydło z lubieżnym uśmiechem. Na szczęście mężczyzna słuchał się Marcusa i nie tknął dziewczyny. Ginny próbowała się osłonić przed jego natarczywym spojrzeniem.  Umyła się szybko i wtedy usłyszała głos Marcusa.
– Wstań. – Stał w drzwiach, Ginny siedziała tyłem do niego, posłała mu przerażone spojrzenie. Wstała, przygarbiona. Jej długie włosy zdołały zasłonić piersi.  
– Drake. nie będziesz nam już dłużej potrzebny. – Dziewczyna spodziewała się najgorszego. Jednak los okazał się bardziej przewrotny.
– Ubierz to. – Usłyszała i nie zdążyła się odwrócić, gdy Marcus rzucił w nią jakąś szmatą. Drżącymi rękami założyła ją przez głowę.
Teraz stała w karczmie i czekała. Czekała na swojego wybawiciela lub kata. Marcus powiedział jej, że jeśli nikt jej nie kupi zostanie z nim. Powiedział również, że nie tknął jej tylko ze względu na cenę. Podobno za dziewicę można dostać dwa razy więcej.
– Czysta jak łza! – Po tym komentarzu pojawił się pierwszy kupiec.
– 12 galeonów! – ryknął starszy mężczyzna z końca Sali. Ginny zamarła, jednak po chwili ciekawość wygrała i podniosła wzrok. Mężczyzna był niski i gruby, prawie łysy. W tym momencie prosiła Merlina, aby ktoś przebił jego ofertę. Powidła wzrokiem po Sali, jednak wszyscy obecni, przypominali jej pierwszego kupca. Jedynie nie mogła zidentyfikować postaci, otulonej szczelnie granatową peleryną. Wytężyła wzrok i ze zdziwieniem stwierdziła, że to kobieta. Zdradził ją ciemny kosmyk włosów wystający spod kaptura. Kobieta wstała ze swojego miejsca i spojrzała na Ginevrę. Młoda dziewczyna dostrzegła swoją szansę i posłała kobiecie błagalne spojrzenie. Nie wiedziała w co się pakuje.
– 15 galeonów! – krzyknął jeden z pijanych mężczyzn pod sceną. Marcus uśmiechał się i podbijał stawkę. Zachwalał dziewczynę. Już po chwili ktoś krzyknął 20 galeonów. Jednak żaden z targujących nie był kobietą, w której Ginny pokładała nadzieję. Przy 30 galeonach z dyskusji wyłączyli się wszyscy oprócz pierwszego kupca. Marcus ryknął:
– Po raz pierwszy! – Po Sali przeoczyła się fala szeptów.
– Po raz drugi! – Ginny widziała dzikość i pożądanie w oczach swojego przyszłego pana, który podszedł bliżej sceny. Lecz zanim Marcus zdążył ryknąć „po raz trzeci”, rozległ się cichy i stanowczy głos:
– 50 galeonów – Zarówno Marcus jak i rudowłosa dziewczyna starali się zlokalizować kupca. Ginny dostrzegła Ją, przed jej sprzedawcą. Kobieta odrzuciła kaptur i stanęła przy scenie.
– Sprzedane! – krzyknął Marcus, kończąc licytację.
***
Dziewczyna siedziała na łóżku wpatrując się w pustą ścianę naprzeciwko.  Od jakiś dwóch tygodni nie wychodziła z tego pokoju, czasami do toalety obok. Praktycznie nic nie jadła.  Nie mogła pogodzić się z takim końcem. Harry nie żył, pisały o tym wszystkie gazety, mówili wszyscy. A wielkie afisze porozwieszane były w całym Hogsmade. Przed oczami nadal miała martwe ciało brata. Wolała nie myśleć co stało się z resztą jej rodziny. Rachel odwiedziła ją raz w ciągu tego czasu, zapytała kiedy Ginny będzie gotowa do pracy, wtedy dziewczyna pokręciła jedynie głową, a z jej popękanych ust wyszło ciche:
– Nigdy. – Rachel pokiwała głową i wyszła bez słowa. Od tamtego czasu, dziewczyna nie miała kontaktu z żywym człowiekiem. Siedziała całymi dniami na wielkim łóżku, rozmyślając. Wolałaby umrzeć, znów zobaczyć Harry’ego, Rona, czy nawet Hermionę, z którą nie miała tak dobrego kontaktu, wolałaby wszystko niż to. Tego dnia Rachel odwiedziła ją po raz drugi. Miała na sobie długą, czarną suknię. Włosy jak zwykle nienagannie spięte. Była starszą kobietą, jednak potrafiła zrobić wrażenie.
– Kiedy zamierzasz wrócić do świata żywych? – zapytała, zajmując krzesło przy toaletce. Ginny nawet nie doceniała takich szczegółów jak zdobiona toaletka z wygodnym taboretem, wielkie wygodne łoże. Okna pokoju wychodziły na ciemną uliczkę na obrzeżach Hogsmeade, jednak w każdej chwili dziewczyna mogła zasunąć krwiście czerwone kotary. Małe, białe drzwi prowadziły do łazienki. Ginevra miała wszystko, jednak, czy „wszystko”  wystarczy, gdy traci się  tych, którzy są najważniejsi?  Dziewczyna już znała odpowiedź – nie. Było to wręcz niemożliwe. Nie odpowiedziała Rachel.
– Posłuchaj mnie uważnie, rozumiem, że to wszystko może być trudne, ale nie mogę cię utrzymywać, nie mając z tego zysków! Musisz zacząć pracować – wytłumaczyła podirytowana kobieta. Ginny przeniosła na nią wzrok.
– Nie chcę.
– Więc będę musiała cię sprzedać.
– Nie chcę – powtórzyła znów Ginevra.
– W takim razie jutro dostaniesz pierwszego klienta – poinformowała ją Rachel. – Jeszcze dziś jedna z dziewczyn przyjdzie tutaj i cię przygotuje.  – Kobieta wyszła zamykając za sobą drzwi.
– Nie chcę. – Po raz trzeci powtórzyła Ginny. 
Nigdy nie przypuszczała, że skończy w burdelu.
*
Wieczorem odwiedziła ją Mia. Była radosną blondynką, która co chwile się śmiała i trzepotała zalotnie rzęsami. Ginny nie pojmowała jak Mia może być tak szczęśliwa w takim miejscu.
– Masz jakieś pytania? – zapytała uprzejmie na początku, jednak nie pozwoliła rudowłosej dziewczynie dość do słowa, mówiła dalej – Ja na początku też byłam zdezorientowana, ale da się to przeżyć. Znaczy… wiesz Reachel  jest bardzo miła i o nas dba. Mogłaś trafić gorzej.
– Wiem – odezwała się cicho, po raz pierwszy od wizyty Reachel.
– Nie jest tak źle, naprawdę.
– Ja… ja… Nie chcę – wydukała Ginevra, była przerażona tym wszystkim,  a sam fakt, że jakiś obleśny, stary dziad ma ją dotykać, wywoływało u niej odruch wymiotny.
– Myślisz, że którakolwiek z nas tego chciała? Takiego życia? – zapytała Mia, całkiem poważnie. Ginny pokręciła przecząco głową.
– Sama widzisz, ale przywykniesz. Chodź musimy cię przygotować – Mia wyciągnęła rękę w stronę Ginevry. Gryfonka niepewnie chwyciła Mię za rękę. Blondynka skierowała się do toalety. Wszytko w środku było białe i błyszczące. Ginny mogła przejrzeć się w kafelkach.
– Skrzaty odwalają kawał dobrej roboty – powiedziała Mia, widząc zdziwione spojrzenie koleżanki. Ginevra myślała, że to Rechel z różdżką w dłoni czyści wszystko w domu publicznym, szybko porzuciła te wizję. Ginny przypomniała sobie o swojej różdżce, wcześniej świat czarów wydawał jej się nierealny po utracie Harry’ego, ale przecież nadal była czarownicą. Jednak cała jej nadzieja szybko się ulotniła, jak przez mgłę widziała Marcusa ze swoją różdżką w dłoni.
– Weź kąpiel, od razu poczujesz się lepiej, przyjdę za chwilę, przyniosę ci jakieś ubranie. – Mia opuściła łazienkę.  Ginevra Weasley zaczęła wracać do świata żywych, Mia i Rechel wyrwały ją z tego przedziwnego letargu, w którym trwała bite dwa tygodnie. Nalała gorącej wody do wanny i zdjęła  brudne, śmierdzące ubranie. Mia wróciła wyjątkowo szybko.
– Przyniosłam kilka strojów, są na łóżku – z uśmiechem weszła do łazienki, zupełnie nie przejmując się nagą koleżanką. Podniosła stare ubranie Ginny i skrzywiła się.
– Idę je wyrzucić, szampon masz w szafce nad umywalką – rzuciła jeszcze i znów wyszła. Ginny rozejrzała się i szybko wstała. Podeszła do szafki i zabrała z niej szampon i brzoskwiniowy żel.  Z powrotem rozsiadła się w wannie.
*
Pół godziny później, szczelnie owinięta ręcznikiem z mokrymi włosami siedziała na łóżku w swojej sypialni. Mia kręciła się na taborecie przy toaletce.
– Nie założę nic tego – Powtarzała Ginny, przeglądając stroje przyniesione przez koleżankę.
– Żartujesz? Te są i tak najbardziej zakryte, jeśli o to ci chodzi… – Mia mogła być niewiele starsza od Ginny i chodź wcześniej Gryfonka nie zwracała na to uwagi, dokładnie przyjrzała się dziewczynie. Blondynka miała krótkie włosy, ledwo sięgające ramion, była też wyższa i smuklejsza od Ginny, która nie mogła pochwalić się wzrostem. Nosiła niewysokie szpilki i krótką, fioletową spódniczkę z połyskującego materiału. Do tego czarny gorset przyozdobiony koronką. Wyglądała bardzo wyzywająco. Ginevra znów przerzuciła kilka z ubrań przyniesionych przez Mię. W końcu zdecydowała się na jeansowe spodenki, wydały się jej najbardziej sensowne. Nie przywiązywała większej uwagi do stroju, ale jak typowa kurwa, też nie chciała wyglądać. Jesteś nią! Nic nie wartą dziwką! Tak o sobie myślała, znów była bliska płaczu. Mia przyniosła również bieliznę, jednak Ginny stwierdziła, że nie widzi różnicy bez względu na to czy ma ją ubraną czy nie.
– Masz jakąś normalną bieliznę? – zapytała, odrzucając czerwone stringi na kupkę ubrań, których wolałaby nie zakładać. Mia uniosła jedną brew.
– Jeśli pytasz mnie o babcine gacie…
– Nie, ale…
– Dobra, czekaj. – Mia rzuciła w nią niebieskim topem.  Wróciła po chwili z kompletem białej bielizny. Zwykłe majtki, być może trochę wykrojone i stanik.
– Dziękuje – rzuciła Ginny i szybko się ubrała. Wybrała też sobie, białą koszulkę na ramiączkach. Była jej wszystko jedno.  Mia wzięła  pozostałe ubrania i wepchnęła do pojedynczej szafy w kącie pomieszczenia.
– Wiesz, jutro masz mieć pierwszego klienta, Rachel prosiła mnie, żebym…
– Wiem jak to się robi – warknęła Ginny. Naprawdę wolała o tym nie rozmawiać.  Nie chciała nawet o tym myśleć.
– Z pewnością – rzuciła Mia z lekceważącym uśmieszkiem – ale mamy kilka zasad, których musisz przestrzegać – Rudowłosa nic nie powiedziała. Mia porwała z toaletki grzebień i usiadła obok Ginevry. Zaczęła rozczesywać jej długie włosy i cicho mówiła.
– Po pierwsze nie całujemy się w usta – Ginny pytająco uniosła brew, na co Mia wzruszyła tylko ramionami. 
– Rachel ma na tym punkcie obsesję, lepiej nie pytaj.  Pamiętaj zawsze o zabezpieczeniu – Ginny już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale Mia ją uprzedziła:
– Eliksir masz w tej szafce koło łóżka, jedna fiolka przed każdym klientem. Posłuchaj, Ginny, tak? – Rudowłosa gryfonka kiwnęła głową, to wszystko ją przerażało. Nie chciała tak żyć, wiedziała, że po czymś takim nie będzie w stanie spojrzeć w lustro. Znów się rozkleiła. Blondynka przyciągnęła ją do siebie i przytuliła.
– To nic osobistego, to tylko praca – mówiła Mia.
– Już czuję się jak kur... – ale Mia nie dała jej dokończyć:
– Nie możesz myśleć o sobie w tych kategoriach, tym bardziej, że nie jesteś tu z własnej woli.  Sytuacja tego wymaga, tyle.
– Łatwo ci mówić jesteś pewnie przyzwyczajona – Mia przestała gładzić młodszą dziewczynę po włosach. Ginny za późno ugryzła się w język. 
– Ja… ja nie chciałam – wydusiła w końcu, patrząc w szare tęczówki blondynki.
– Nie, spoko. Przecież jestem tylko dziwką, my nie mamy uczuć i owszem przywykłam, że ktoś mnie pieprzy dzień i noc, jasne… – Mia wstała z wygodnego łóżka.
– Mia przepraszam, nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało… – Ginny posłała koleżance błagalne spojrzenie. Zdążyła już polubić Mię.
– Muszę iść – rzuciła tamta i opuściła pokój.
***
Ginevra obudziła się w południe. Przez ciężkie, czerwone kotary, żaden promień słońca, nie miał szans wedrzeć się do środka. Dziewczynę obudził dźwięk otwieranych drzwi. Usiadła szybko na łóżku, wstrzymując oddech, ale kiedy ujrzała Rachel wypuściła powietrze przez usta.
– Spokojnie, klienci przychodzą zwykle trochę później. – Cichy śmiech kobiety niósł się po pomieszczeniu.
– Mia chyba mówiła ci o zabezpieczeniach? – Rachel podeszła do okna i odsunęła kotary, wpuszczając do sypialni trochę świata. Potem uchyliła okno i zerknęła na Ginevrę.
– Tak, mówiła. – Odezwała się w końcu dziewczyna, ostrożnie wstała odsuwając kołdrę.
– Wiesz, chciałam tylko wiedzieć, czy się czegoś obawiasz. Wiesz, że nie mogą ci zrobić nic… – tutaj kobieta chwilę się zawahała – nic niebezpiecznego. – Znów zerknęła na Ginny. Dziewczyna na te słowa wyprostowała się.
 – Nie boję się – powiedziała i uświadomiła sobie, że to prawda. W tym momencie odczuwała wiele różnych, często sprzecznych emocji, ale nie bała się. Była zniesmaczona, a wręcz obrzydzona faktem, że będzie musiała to zrobić z losowym mężczyzną. Odczuwała również niepokój, ale zarazem dziwną ekscytację. Mimo wszystko nie bała się.
– To nic złego się bać – oznajmiła spokojnie Rachel i podeszłą uporządkować kosmetyki stojące na toaletce.
– Nie boję się, jestem zła, owszem, obrzydzona, tak, ale nie boję się – Ginny wypluwała wręcz te słowa. Starsza kobieta, jak zwykle nienagannie ubrana, uśmiechnęła się pod nosem.
– Oby wystarczyło ci odwagi. – Po tych słowach wyszła.
                                                                           *
Pod wieczór Ginny miała kolejną wizytę. W drzwiach stała Mia. Miała na sobie jedynie komplet wyzywającej bielizny i szpilki. W rękach trzymała jakieś pudełko. Z kamienną miną weszła do sypialni Ginevry.
– Tu masz ubranie, Rachel wybierała, przygotuj się i pamiętaj o eliksirze. – Ginny bez słowa odebrała paczkę i odprowadziła Mię do drzwi. Mogła wychodzić z pokoju, jednak jeszcze ani razu tego nie zrobiła.  Drzwi wychodziły na korytarz. Długi i trochę ciemny. Co jakiś czas na ścianie wisiała lampa. Po obu stronach korytarza ciągnęły się rzędy takich samych drzwi. Na swoich Ginny dostrzegła numerek dziewięć. Zobaczyła jak Mia znika w drzwiach naprzeciwko. Powoli podeszła do łóżka i odłożyła paczkę. Jeszcze raz upewniła się, że drzwi są zamknięte. Zdjęła białą koszulkę i jeansowe spodenki, zostając w samej bieliźnie. Drżącymi rękami otworzyła pudełko. Zamarła. W środku nie było nic oprócz przeźroczystej halki do połowy uda i zwykłych czarnych butów. Wyjęła halkę z paczki i przyjrzała się jej dokładnie.
– Nie – szepnęła do siebie. Wsunęła paczkę z butami pod łóżko, a przed sobą położyła przeźroczystą tkaninę. Przełknęła głośno ślinę i rozejrzała się po pokoju, miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Oczywiście była sama. Sięgnęła ręką do zapięcia białego stanika, który wczoraj Mia dla niej przemyciła razem z figami. Już miała się rozebrać, gdy przypomniała sobie o eliksirze. Bojąc się, że później może o nim zapomnieć Ginny otworzyła szafkę przy łóżku. Wyjęła ostrożnie jeden flakonik i wypiła zawartość. Smak był neutralny, jakby piła wodę. Wzięła głęboki wdech i znów spojrzała w stronę przeźroczystej halki. Nie ubiorę tego. Powiedziała sobie w myślach. W końcu narzuciła na swoją bieliznę halkę i usiadła na łóżku. Czekała.  W pokoju nie było zegara, więc nie wiedziała ile czasu minęło odkąd stanął w drzwiach. Może parę minut, może trzy godziny. Jednak to nie liczyło się zupełnie, ważne było, że to był ON. Zdała sobie sprawę, że zaczyna się bać. Na twarzy młodego mężczyzny widniało nie mniejsze zaskoczenie niż na twarzy dziewczyny. Już po chwili zaśmiał się ochryple. Ginny skuliła się na łóżku i objęła ramionami.
– No proszę, proszę. Młoda Weasley, zdrajczyni krwi w takim miejscu! – Znów śmiech. Jednak chłopak nie poprzestał na tym, szydził dalej:
– Burdel to jedyne miejsce dla takich jak ty! – wypluł praktycznie te słowa. Już po chwili zamknął za sobą drzwi i podszedł do dziewczyny. Ginny dotąd wpatrująca się we własne, bose stopy podniosła wzrok. 
– To teraz się zabawimy, kiedyś powiedziałem, że nie tknąłbym zdrajcy krwi, ale skoro już tu jestem… – uśmiechnął się wrednie. Miał dziś dość wszystkiego, chciał się wyżyć, chciał zapomnieć o wojnie, Voldemorcie, matce. Chciał poczuć, że znów ma kontrolę.
– Rozbieraj się – rzucił krótko i zaczął ściągać spodnie, buty i skarpetki. Ginny drżącymi rękami chwyciła za skraj przeźroczystej halki.  Przysięgła sobie, że zniesie wszystko, bez słowa. Jednak czasami trudno dotrzymać obietnic.  Zdjęła halkę przez głowę i odłożyła na łóżko. Młody mężczyzna podszedł bliżej i usiadł na materacu. Co chwilę posyłał dziewczynie wredny śmieszek. Zaczął rozpinać guziki swojej, nienagannie białej koszuli. Ginevra siedziała jak sparaliżowana obejmując rękoma kolana. Spojrzał na jej zaczerwienioną twarz.
– Rozbieraj się – rzucił, widząc, że dziewczyna siedzi bez ruchu. Pokręciła przecząco głową. To zdenerwowało go jeszcze bardziej.
- No rusz się, za to ci płacę. Zapomniałaś? Jesteś dziwką! – Znów się roześmiał, a potem odrzucił swoją koszulę i halkę dziewczyny na podłogę.  Do oczu dziewczyny napłynęły łzy. Miał rację, jesteś tylko dziwką. Tak o sobie myślała. Nadal nie zamierzała się ruszyć.
– No nie, Weasley tylko nie rycz,  nie lubię tego robić, gdy moja partnerka ryczy – warknął z niesmakiem. Był coraz bardziej zdenerwowany, chciał się wyżyć.
– Odwróć się na plecy – polecił cicho, nie chciał patrzeć jej w twarz.  Znów pokręciła przecząco głową, wymierzył jej policzek. Głowa gryfonki odskoczyła w bok.
– No już! Nie każ mi się powtarzać! – wydarł się. Ginny w końcu uklęknęła tyłem do niego.  Szybko i zwinnie odpiął jej stanik. Płakała cicho. Popchnął ją na łóżko, tak, że musiała podeprzeć się rękami.  Klęczała, podparta na łokciach, tyłem do niego.
- Proszę – wyszeptała w końcu. Chłopak właśnie zdjął swoje bokserki, ukazując przyrodzenie.
– O co mnie prosisz? – zapytał ze śmiechem.
– Zostaw mnie w spokoju… Proszę.
– Zaraz po zabawie – rzucił niby od niechcenia, a potem przejechał ręką po całej linii jej kręgosłupa. Dziewczynę przeszedł dreszcz, nie podniecenia, ale strachu.
 – Blaise, proszę… – wyszeptała znów, uświadamiając sobie, że po raz pierwszy nazwała go po imieniu.
– Daj mi pięć minut i będzie po wszystkim, taka zdzira jak ty nawet nie poczuje. – Po tych słowach, ręką rozdzielił jej, dotychczas złączone uda. Zdarł białe majtki. Ogarnęła go wściekłość na cały ten świat, przez głowę chłopaka przemknęły wszystkie nieszczęścia, których był światkiem. W dodatku nienawiść do samego siebie za to co zrobił wielu niewinnym czarodziejom wzięła górę. Zupełnie nie panując nad sobą wbił się w ciało dziewczyny. Ból był nie do zniesienia. Z ust Ginevry wyszedł najpotworniejszy krzyk, jaki kiedykolwiek dane mu było słyszeć. Dziewczyna czuła palący ból w okolicach podbrzusza. Myślała, że zaraz zemdleje. Jeszcze nigdy nic nie bolało tak bardzo, czuła się upokorzona i bezsilna.Cierpiała niemiłosierne katusze za każdym razem, gdy wściekły mężczyzna wbijał się w nią. Czuła jak krew spływa jej po udach. Łzy lały się strugami, chciała stracić przytomność.  Twarz wciskała w poduszkę, aby tłumiła krzyk. Blaise zazwyczaj dbający o dobro partnerki, przestał się w ogóle kontrolować. Puściły mu wszystkie hamulce,  energicznie i mocno wchodził w delikatne ciało dziewczyny. Nie zwracał uwagi na ból jaki jej sprawia.  Nie zwracał uwagi na nic, wiedział, że wystarczy jeszcze kilka ruchów. Serią kolejnych ostrych pchnięć doszedł w dziewczynie. Mimo całego zła, które jej wyrządził nie poczuł się lepiej. Przeciwnie, było mu jeszcze gorzej. Przeklął głośno i  odsunął się od Gryfonki. Nie zwracał uwagi na zakrwawioną pościel, na krew sączącą się po jej udach. Pozbierał swoje rzeczy i udał się w stronę łazienki.  Chciał wziąć prysznic.  Gdy dziewczyna usłyszała zamykające się drzwi, osunęła się na łóżku.  Nie miała siły się nawet podnieść. Bolały ją wnętrzności, uda paliły żywym ogniem.  Po policzkach strugami lały się łzy bólu i upokorzenia. Nie zwracała uwagi na krew na pościeli  i udach. Była prawie pewna, że Ślizgon jej coś uszkodził. Nienawidziła go, to jedno, ale teraz przede wszystkim bała się. W końcu straciła przytomność.
***
Blaise siedział w wygodnym, czarnym fotelu i popijał ognistą whisky.  Miejsce naprzeciwko niego zajmował blondyn, o nieprzeciętnie jasnej karnacji. Również ze szklanką w dłoni. Nie byli przyjaciółmi, a co najwyżej znajomymi. Oboje służyli Czarnemu Panu, a ze względu na ten sam wiek, spędzali razem wolny czas. Nic więcej nie łączyło owej dwójki albo przynajmniej tak im się wydawało. W końcu Blaise przerwał ciszę:
–  Nie zgadniesz kogo ostatnio widziałem... – rzucił, upijając trochę bursztynowego płynu.
–  No dawaj, pewnie nie zgadnę. – Draco wzruszył ramionami, nie zbyt go to interesowało.
–  Byłem w Spadających Gwiazdach i…  – Jednak brunet nie mógł dokończyć, bo Draco pokręcił głową, a jego usta wykrzywiły się w grymasie.
 – Burdel? Nie wierze, że tak nisko upadłeś – rzucił, chociaż sam nieraz odwiedzał podobne przytułki. Upił trochę whisky. Blaise wywrócił oczami i kontynuował swoją opowieść.
 – Spotkałem tam Weasley! – Draco uniósł brwi do góry, nie spodziewał się, że ta smarkula, latająca za Potterem tak skończy.
–  I jaka była? – zapytał po chwili, gdy przetrawił te informacje. Blaise uśmiechnął się wrednie.
 – Szczerze to nie pamiętam.
 – Nie stary, to dziewczyna Pottera była, a ty nie pamiętasz? – Draco osobiście nie lubił nie pamiętać. Wolał mieć wszystko pod kontrolą.  
 – Chyba się tam wybiorę jeszcze raz – mruknął Zabini z lubieżnym uśmiechem. – O ile mnie wpuszczą… – dodał po chwili, przypominając sobie krew na pościeli.
 – Aż tak? Co zrobiłeś? – wypytywał Draco, lubił takie anegdoty.
 – Chyba coś jej uszkodziłem, wiesz było dużo krwi…
 –  Ej, stary… –  zamyślił się Draco.
 – No co? – ponaglił Blaise, opróżniając do końca swoją szklankę. Dolał sobie alkoholu z butelki stojącej na stoliku.
 –  A jak była dziewicą? – zapytał rozbawiony blondyn. Nie wierzył, że to właśnie jego kumpel, w dodatku Ślizgon, miał zabrać Gryfonce taki skarb. 
 – Niemożliwe, dziewica w burdelu? To trochę jakbyśmy mieli szlamę w szeregach – zaśmiali się oboje.  Opróżnili butelkę do końca, a potem każdy wrócił do swojej sypialni.
***
Ginevra Weasley otworzyła oczy. Leżała w łóżku w swoim pokoju z numerem dziewięć na drzwiach. Była najwyraźniej wykąpana i ubrana. Prawie nie odczuwała bólu. Prawie. Pościel również była czysta i pachnąca.  Po czerwonych plamach krwi nie został ślad. Dziewczyna próbowała usiąść na łóżku, ale to było ponad jej siły. Nie wiedziała ile czasu minęło od momentu kiedy ją odwiedził. Nawet w myślach bała się użyć jego imienia.  Przypomniała sobie tamten wieczór. Zamknęła oczy, a pod powiekami czuła łzy. Bała się, że to może się powtórzyć. Znów zaczęła się zastanawiać, czy śmierć nie byłaby lepszą opcją. Nagle drzwi otworzyły się. Gryfonka znów zamarła.
 – ­­­­­To tylko ja – usłyszała głos Mii. Ginny odetchnęła z ulgą.
­­– Dobrze, że się obudziłaś, Rachel chciała Cię oddać do Munga, ale przekonałam ją, żeby dać ci jeszcze jeden dzień.
– Jeszcze jeden? – powtórzyła jak echo Ginevra. – Ile dni byłam nieprzytomna?
– Trzy, prawie cztery bo dochodzi północ. – Mia usiadła na taborecie, przyglądając się dziewczynie. Sama nie wiedziała, czy jej współczuła, czy nadal była zła, za to co rudowłosa jej powiedziała. Ginny spojrzała w stronę zasłoniętych kotar. Mimo późnej pory w pokoju było jasno, światło cały czas się świeciło. Mia po chwili znów się odezwała:
– Na szafce nocnej masz coś co powinno złagodzić ból. – Ginny odwróciła głowę i dostrzegła mały flakonik z pomarańczowym płynem. Sięgnęła ręką po niego i odkorkowała butelkę. Powąchała eliksir, ale zapach wcale nie zachęcał.
– No pij, nie jest taki zły – ponagliła ją Mia i rudowłosa dziewczyna odważyła się wypić trochę napoju, smak był gorzki i nieprzyjemny. Już po chwili przyjemne ciepło zaczęło rozchodzić się po jej ciele, uśmierzając ból w dolnych partiach ciała. Resztę flakonika opróżniła na raz. Mia uśmiechnęła się pod nosem widzą to.
– Przykro mi, że twój pierwszy raz był taki – mruknęła po chwili blondynka, naprawdę współczuła koleżance.
– Nie chce o tym gadać – padło z ust Ginny i temat się uciął. Mia wstała z taboretu i stanęła przy drzwiach.
– Muszę iść, udało mi się wyrwać tylko na chwilę, a ty odpoczywaj. Jutro powinna odwiedzić cię Rachel. – Po tych słowach wyszła, zamykając za sobą drzwi. Ginny poczuła, że ogarnia ją senność. Zamknęła oczy i zapadła w niespokojny sen.
*
Mia nie pomyliła się. Następnego dnia rano, Rachel złożyła wizytę dziewczynie.
– Jak się czujesz? – zapytała na wstępie, odsłaniając kotary i tym samym wpuszczając trochę światła do sypialni.
– Lepiej – rzuciła Ginny i usiadła na łóżku. Nadal trochę ją bolało, ale potrafiła to wytrzymać.
– To dobrze, kiedy będziesz gotowa? – padło kolejne pytanie z ust kobiety.
– Gotowa, na co?
– Do pracy, wiem, że twój ostatni klient nie był przyjemny, ale nie wszyscy są tacy. Poza tym zapłacił przyzwoitą sumkę – Rachel dotąd wydawała się Ginny wspaniałą kobietą, która uratowała ją przed strasznym losem. Jednak teraz, gdy chciała ponownie oddać ja w ręce jakiegoś sadysty, straciła w oczach Gryfonki.
– Mam… – przełknęła ślinę. – Mam znów to zrobić? – dokończyła szeptem. Rachel rozłożyła bezradnie ręce.
– Przykro mi, ale tak. – Kobieta dumnie zniosła przerażone spojrzenie niebieskich oczu swojej niewolnicy. Właśnie tym była Ginevra i choć Rachel nie dala jej tego odczuć, mogła zrobić z dziewczyną co tylko chciała. Kobieta westchnęła cicho i przysiadła na skraju łóżka.
 – Dam ci jeszcze tydzień odpoczynku, a potem wrócisz do pracy. Zgoda?
– A mam jakiś wybór?
– Dobrze wiesz, że nie. – Z tymi słowami zostawiła Gryfonkę.
***

– Co się z tobą dzieje, Blaise? – warknął młody Malfoy. Zabini doprowadzał go do szału tym chodzeniem w te i z powrotem.
– Męczy mnie ta sprawa.
– Tylko nie mów, że chodzi o te pieprzoną zdrajczynie krwi… - zapanowała cisza, Draco westchnął.
– Pieprzoną, czaisz? – Gdy Blaise nie odpowiedział, młody Malfoy wzruszył ramionami. – Może to nie najlepszy żart, ale się staram…
– Muszę wiedzieć co tam się stało.
– A co się miało stać? Pieprzyłeś Weasley, nic wielkiego…
– Ale dlaczego do cholery tam było tyle krwi?! – Było tyle spraw, które męczyły bruneta, ale od jakiegoś czasu sprawa Weasley była na samej górze.
– Czy ty się przejmujesz…
– Nie przejmuje się, po prostu jestem ciekawy. – Udał obojętność.
– To może zamiast sterczeć tu jak kretyn pójdziesz tam jeszcze raz? – zaproponował Draco. Zabini zerwał się z kanapy.
 – Świetny plan! – Opuścił salon Malfoy Manor, kierując się do holu. Zdiął swoją czarną szatę z wieszaka.
– Czekaj… Chcesz iść tak teraz?
– A czemu by nie?
– Bo dochodzi trzecia w nocy.
– Mnie wystarczy. – Ciemnowłosy mężczyzna zatrzymał się w drzwiach.
– Kryj mnie przed matką – dodał i wyszedł. W otwartych drzwiach stał podirytowany Malfoy.
– Czekaj! Co mam powiedzieć?!
– Wymyśl coś! – odkrzyknął Blaise spod furtki. Po chwili zniknął Draconowi z oczu. Blondyn pokiwał tylko z niedowierzaniem głową.
– Powinien się leczyć – mruknął do siebie, zamykając drzwi za przyjacielem.
*

Ginny siedziała jak zwykle na łóżku w swoim pokoju. Bała się tego wieczoru, to dziś miała dostać kolejnego klienta. Rachel zaopatrzyła jej pokój w mały zegar, dzięki czemu kontrolowała upływ czasu. Był kwadrans po trzeciej, a nikt jeszcze nie przyszedł. Cieszyła się. Gdzieś tam z tyłu głowy miała nadzieję, że tej nocy zostanie sama do świtu. Oczywiście nadzieja ta szybko została porzucona. Drzwi otwarły się powoli, Ginny bała się osoby, którą tam zobaczy, jednak kiedy jego ciemne oczy zlustrowały ją wzrokiem myślała, że śmierć byłaby lepsza.
– Nie – szepnęła cicho, nawet nie wiedziała kiedy łzy napłynęły jej do oczu.
– Cześć, Weasley. Tęskniłaś? – zapytał, wchodząc do pokoju i zamykając za sobą drzwi. Ginevra wcisnęła się w najdalszy kąt łóżka, nogi podciągnęła pod brodę i siedziała tak, czekając na jego ruch.  Blaise z początku nie dostrzegł dziwnego zachowania Gryfonki. Podszedł do łóżka, na którym siedziała.
– Nie zbliżaj się! – krzyknęła przerażona. Strach, uczucie, które dopiero poznawała, teraz zawładnęło nią całą. Nigdy nie była tak przerażona jak teraz, opętana przez samego Voldemorta bała się mniej niż  w tej chwili. Zabini był jej katem, jej oprawcą, jej koszmarem. Widząc jej reakcję uniósł jedynie pytająco brew, ale nie podszedł bliżej tylko usiadł na toaletce. Milczeli. Ginny uciekała od niego wzrokiem.
– Zawsze masz tyle do powiedzenia, Weasley – zagadnął, ale dziewczyna zignorowała tą zaczepkę. Kiedyś odpyskowałaby, ale nie po tym wszystkim.  Ostatnie wydarzenia ją złamały, nie była już tą samą osobą.
– Po co przyszedłeś? – zapytała cicho, sama nie wiedziała na jaką odpowiedź liczyła. Zaśmiał się cicho.
-–Aż tak ci zależy na tym? – sugestywnie uniósł brew. Oczy dziewczyny urosły do rozmiarów spodków.  Żarliwie zaczęła kręcić głową.
– Nie!
- Nie podobało ci się ostatnim razem? – zakpił, jednak Ginny wcale nie było do śmiechu. Siedziała jak struta.  Blaise zauważył, że coś jest nie tak. Wstał i zrobił parę kroków w stronę Gryfonki. Spowodowało to jedynie wciśnięcie się dziewczyny w oparcie łóżka. Chciała być jak najdalej od niego.  Widział jej przerażony wzrok i zrobiło mu się nieswojo. Był ciekawy co spowodowało, że waleczna Gryfonka kuli się przed nim. Usiadł na łóżku, Ginny tęsknie spojrzała w stronę drzwi, łzy znów napłynęły jej do niebieskich oczu. Zabini przesunął się w stronę dolnej części łóżka, tym samym zwiększając dystans między nimi.
– Jak tu trafiłaś? – zapytał. Chyba ta kwestia interesowała go najbardziej. Ginevra pokręciła jedynie przecząco głową, nie mogła wydobyć z siebie ani jednego dźwięku.
– Nie chcesz mówić? – zapytał podirytowany. Nie wiedział dlaczego Gryfoni zawsze tak utrudniają. – Możemy wykorzystać ten czas na coś innego niż mówienie… – Była to cicha groźba, którą Ginny natychmiast zrozumiała. Pospiesznie zaczęła tłumaczyć jak Marcus ją sprzedał. Blaise z każdym słowem, które wyrzuciła z siebie dziewczyna rozumiał mniej i mniej.
– Stop! – krzyknął, żeby powstrzymać jej słowotok. Ginny natychmiast zamilkła.
– Powoli od początku. – Ginevra wzięła głęboki wdech. Opowiedziała mu wszystko od początku, od ucieczki z zamku. Pominęła kilka szczegółów związanych z Harry’m. Blaise słuchał w spokoju z zaciekawieniem.
– Tak trafiłam tutaj – powiedziała spokojnie na zakończenie.
– To stosunkowo niedawno – podsumował Ślizgon.
– Czy… czy mogę o coś spytać? – powiedziała, podnosząc na niego wzrok. Mężczyzna wstał z łóżka dziewczyny.
– Właśnie to zrobiłaś. – Z tymi słowami wyszedł, zostawiając Ginevrę. Zegar wskazywał wpół do piątej. Ginny stwierdziła, że to dobry moment na sen.
*
Blaise opuścił pokój numer dziewięć. Szedł przez korytarz, nie zwracając uwagi na skromnie odziane panny wyglądające ze swoich pokoi. Nie jedna chciałaby, żeby to on dziś ją odwiedził. Jednak Ślizgon szedł pewnie w stronę recepcji. Starsza kobieta siedziała za biurkiem.
– Czym możemy panu służyć?
– Chcę się widzieć z szefem tego przytułku.
– Przykro mi, ale… - nie dał kobiecie dokończyć. Walnął pięścią w dębowe biurko.
– Zaprowadź mnie do swojego szefa! – wydarł się. Przerażona kobieta wstała w pośpiechu. Szła przez jeden z korytarzy, prowadząc za sobą Zabiniego. W końcu przystanęła przy drzwiach bez numerka.  Zapukała delikatnie i uchyliła drzwi.
– Przepraszam, że panią niepokoje, ale…  – Rachel nie dała jej dokończyć.
– Nie mam czasu Marto, przyjdź po jedenastej. – Blaise pchnął drzwi, tak, że otworzyły się na całą szerokość.
– Myślę, że pani znajdzie chwilkę – powiedział z grobową miną. Na jego widok Reachel zrobiła wielkie oczy.
– Oczywiście, Marto zostaw nas. – Kobieta posłusznie się wycofała, wracając na recepcję. Blaise wszedł do środka zamykając za sobą drzwi.
– Czy nie jest pan zadowolony? Na pewno znajdziemy kogoś, kto… – Przerwał jej:
– Nie widzę takie potrzeby. – Z kieszeni szaty wyciągnął sakiewkę pełną brzęczących galeonów. Rzucił ją na stolik. Rachel podejrzliwie spojrzała na chłopaka.
– Płaci pan za cały miesiąc? – zapytała niepewnie. Pierwszy raz ktoś przyniósł tak dużą sumę do jej przytułku.  Zabini uśmiechnął się pod nosem i pokręcił przecząco głową.
– Chce mieć pewność, że nikt oprócz mnie nie będzie mógł jej odwiedzać.
– O kim konkretnie mówimy? – zapytała Rachel marszcząc brwi.
– Pokój z numerem dziewięć. – Kobieta wzięła ostrożnie sakiewkę i powoli kiwnęła głową. Doskonale pamiętała, która z jej podopiecznych zamieszkuje pokój numer dziewięć. Blaise wyszedł bez pożegnania.
***
– Byłeś u Weasley? – zapytał Draco przyjaciela, kilka dni później.
– Tak. – Nic więcej nie dodał, Zabini nie był zbyt rozmowny.
– I co? Dostałeś ją?
– Tak. – Znów bez żadnych szczegółów. Draco westchnął podirytowany.
– Jaka była?
– Nie tknąłem jej. – Draco gwizdnął cicho.
– Co się stało? Nadal pachnie jak zdrajczyni krwi?
– Gadaliśmy.
– Stary? – Blaise spojrzał na Malfoya. – Znajdź jakiegoś specjalistę.
– Od gadania? – warknął Blaise.
– Od chorych na głowę. – Z tymi słowami Draco zostawił przyjaciela.
***

Dwa tygodnie później…

Ginny siedziała przy toaletce i rozczesywała świeżo umyte włosy, dochodziła ósma wieczorem. Od wizyty Blaise’a nie miała innych gości. Jadła w sypialni, a nie z innymi dziewczynami. Mia chyba jej już wybaczyła i czasami wpadała pogadać, ale Ginny zbywała ją krótkimi odpowiedziami. Nadal nie wiedziała, dlaczego nikt już jej nie odwiedza. Oczywiście bardzo ją to cieszyło, ale z drugie strony napawało lękiem. Nie była już tą samą optymistyczną osóbką i myślała, że to cisza przed burzą. Odłożyła szczotkę na toaletkę i spojrzała w lustro. Nie poznała się. Wyglądała tak samo, a jednak inaczej. Nie potrafiła tego wytłumaczyć. Czuła się brudna. Czasem budziła się w środku nocy i nadal czuła na sobie jego dotyk. Spojrzała na przygotowany wcześniej komplet granatowej bielizny. Miała go dziś założyć, ostatnio przestało jej to przeszkadzać bo miała pewność, że nikt nie przyjdzie. Zdjęła biały szlafrok i podeszła do łóżka. Ubrała granatowe, koronkowe figi i stanik do kompletu. Włosy jej już trochę wyschły i były tylko lekko wilgotne. Gryfonka usiadła na łóżku w siadzie skrzyżnym i czekała. Sama nie wiedziała na co, ale robiła to każdego wieczoru.  Zegar pokazywał w pół do dziewiątej. Dziewczyna poczuła lekki niepokój kiedy  drzwi powoli się uchyliły. Zmarszczyła brwi i wstała z miękkiego materaca. Zatrzymała się w pół kroku, kiedy do środka jej sypialni wszedł Zabini. Przyglądali się sobie bez słowa. Blaise zlustrował dziewczynę wzrokiem. Ginny wystarczyło jedno spojrzenie, żeby szybko wycofać się w najdalszy kąt pokoju. Stanęła obok stoliczka nocnego przy łóżku, za plecami miała zimną ścianę.
– Boisz się czegoś? – zapytał, kpiąc z Ginny. Nie odpowiedziała. Ślizgon nadal ją przerażał.
– Daj spokój, Weasley. Gdzie duch walki? – zapytał, znudzony jej strachem. Kiedyś oddałby wiele, żeby zobaczyć strach na twarzy pyskatej Gryfonki. Rozumiał, że strata brata i chłopaka może wstrząsnąć człowiekiem, ale bez przesady. Zabini nie wiedział tylko, że to on był jej koszmarem.  Podszedł do Ginny pewnym krokiem. Przeszyły ją ciarki i dostała gęsiej skórki. Starała się opanować drżenie rąk.
– Zimno ci? – stanął tuż przed nią i powoli nachylił się w stronę Ginevry – możemy to zmienić – wyszeptał. Rudowłosa dziewczyna szukała jakiejś drogi ucieczki, ale zapędził ją w kozi róg. Nie spuszczając z niego wzroku próbowała wymacać łóżko, niestety zamiast tego strąciła lampę ze stolika nocnego. Szkło boleśnie wbiło się w jej przegub. Syknęła z bólu, a Blaise odsunął się. Szkło z klosza lampy było wszędzie, na podłodze, łóżku. Kilka odłamków utkwiło w ręce dziewczyny.
– Zobaczę to – rzucił Ślizgon i wyciągnął swoją dłoń, aby chwycić rękę dziewczyny. Szybko ją zabrała.
– Nie dotykaj mnie – wyjąkała. Ręka piekła niemiłosiernie, pomimo że były to tylko drobne skaleczenia. Zabini westchnął podirytowany.
– Pokaż to. – Stanowczo chwycił dziewczynę za łokieć, pokaleczonej ręki. Próbowała się wyrwać, zaczęła szlochać. Nie mogła znieść jego dotyku na swojej skórze.
– Uspokój się! – wrzasnął. Blaise zupełnie nie rozumiał zachowania Ginny. Dziewczyna przestała się szarpać i spojrzała na niego zaczerwienionymi oczami.  Widział w nich tylko przerażenie. Puścił ją, a Ginny z siłą rozpędu prawie upadła na potłuczoną lampę. Mężczyzna szybko zareagował. Chwycił ją za zdrową rękę i przyciągnął do siebie. Serce Ginny zaczęło bić szybciej, ale nie była pewna czy spowodował to strach. Kiedy Blaise upewnił się, że Gryfonka stoi o własnych siłach, puścił ją i odsunął się trochę. 
– Obiecuję, że nie zrobię ci krzywdy – powiedział. Chciał, żeby Ginevra w końcu przestała się trząść. Irytowało go to.  Dziewczyna przestała szlochać i stała spokojnie.
 – Pokaż mi tę rękę. – Ginny wyciągnęła drżącą dłoń w jego stronę. Skrzywiła się kiedy chwycił ją poniżej łokcia. Ślizgon wyciągnął różdżkę z kieszeni szaty.  Usiłował znaleźć jakieś zaklęcie na usuwanie szkła, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Doskonale wiedział co ma zrobić, kiedy już wyciągnie odłamki, ale nie wiedział jak je wyciągnąć. W końcu zdecydował się zrobić to bez użycia magii.
– Usiądź – polecił krótko. Zrobiła to bez zająknięcia. Kucnął przed nią i ze skupieniem, powoli chwycił jeden z większych kawałków szkła.  Krzyknęła z bólu.  Przepraszam. Cisnęło mu się na usta, ale nic nie powiedział. Spokojnie usunął kawałki szkła, nie przejmując się syknięciami bólu. Mrucząc kolejne kilka zaklęć, zasklepił rany i opatrzył je.  Spojrzała na niego, nie dostrzegła tej agresji, którą zapamiętała.  Nic nie mówili długi czas, w końcu Gryfonka złożyła na kolanach obie ręce i powiedziała:
– Dziękuje. – Zabini kiwnął głową i wstał. Schował różdżkę i przyglądał się dziewczynie – drżała. Nie rozumiał dlaczego. W pokoju nie było ani zimno ani Gryfonka nie wyglądała na chorą. Chociaż?  Zastanowił się. Pobladła, kiedy wszedłem. Chwila… Zmarszczył brwi.
– Weasley? – Spojrzała na niego, było to spojrzenie spłoszonego zwierzęcia, które nie ma dokąd uciec. Nie mógł znieść tych niebieskich oczu pełnych lęku.
– Czy ty się mnie boisz? – To pytanie zmieniło wszystko, chociaż Blaise nigdy nie uzyskał odpowiedzi. Ginevra spuściła głowę i po prostu się rozpłakała. Złamał ją. Już nigdy nie będzie dawną Ginny, już nigdy nie spojrzy na siebie tak jak kiedyś. Już nigdy. Targały nią emocje ostatnich miesięcy – strach, ból i przerażenie. Było też coś pomiędzy tym wszystkim, coś co zostało z dawnej Gryfonki, coś co nie pozwalało jej odejść. Śmierć byłaby za prosta, Ginny nadal chciała żyć. Wola walki pozostała. Wiedziała, że nie może się bać, nie Zabiniego. Przypomniała sobie noc kiedy pierwszy raz ją odwiedził. Zamknęła oczy i przełknęła słone łzy. Ślizgon stał nad nią bezradnie, nie wiedział co dzieje się z Ginny, ale wiedział, że nie jest mu to obojętne. Chciał jakoś jej pomóc, ale przez skąpy strój dziewczyny nie mógł się skupić. Zdjął swoją szatę wyjściową i zarzucił Gryfonce na ramiona. Usiadł obok niej i pochylił się od przodu. Złączył dłonie.
– O co chodzi? – zapytał. Ginny pokręciła tylko głową i starała się opanować. Odsunęła się od Ślizgona. Milczał dłuższą chwilę wsłuchując się w cichy szloch Gryfonki. Nie mógł wytrzymać tego dłużej.
– O co chodzi, Weasley?! – Wrzaski podirytowanego mężczyzny, trochę ją otrzeźwiły. Załzawionymi oczami spojrzała na Blaise’a. Czarny, aksamitny materiał zsunął się z jej ramion, odsłaniając na nowo jej zaróżowioną skórę.  Zabini poderwał się z łóżka.
– Czego ryczysz, Weasley? Wiesz co robią z innymi zdrajcami krwi, mogłabyś już dawno nie żyć!
– Czasami bym chciała – szepnęła cicho. Zabini zmarszczył brwi, nic z tego nie rozumiał. Powinna być szczęśliwa, ma spokój, nikt oprócz mnie jej nie może odwiedzić.
– Dlaczego? – zapytał spokojnie, kiedy już zdążył ochłonąć.
– Jestem kurwą – powiedziała, wzruszając ramionami. Słone łzy znów polały się po jej policzkach.
 – I co z tego? – zapytał w końcu. Nie widział w tym większego problemu, dziewczyna przynajmniej była wolna. Wolna od rozkazów. Przynajmniej tak mu się wydawało. Nie chciał być śmierciożercą, ale mroczny znak na przedramieniu nie dawał wyboru.  Kiedy tu przychodził czuł się wolny. Wolność to pojęcie względne. Pomyślał gorzko. W „Spadających gwiazdach” nikt go nie kontrolował, nikt mu nie rozkazywał, to on był panem i władcą. Z rozmyślań wyrwał go głos dziewczyny:
– Nie rozumiesz, jestem dziwką. Jestem nikim, jestem, ale tak naprawdę mnie nie ma. Nie ma Ginny Weasley, jest dziewczyna na skinienie z pokoju numer dziewięć.
– Może tak miało być? Może miałaś stać się kimś innym? Może Ginny Weasley nie była ci pisana. – Nie rozumiała o czym mówi, ale zaciekawił ją. Sama nie wiedziała, kiedy pozwoliła mu otrzeć swoje łzy, białą chusteczką. Zabini siedział skupiony i przyglądał się zaczerwienionej twarzy dziewczyny. Przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie w tym miejscu. Nienawidził za to siebie, jak za wiele innych rzeczy. Już nie był tym roześmianym przyjacielem Dracona Malfoya. Był poważnym, ponurym… No właśnie? Kim jesteś Blaise? Kim się stałeś?  Nadal szukał odpowiedzi. Ginny czuła się, jakby widziała go pierwszy raz. Kiedy ze skupieniem wycierał jej łzy, delikatnie marszczył brwi, ciemne oczy studiowały każdy kawałek jej twarzy. Miała przed sobą innego człowieka. Nagle poczuła, że dłużej nie wytrzyma w bezruchu. Musiała wiedzieć, tu i teraz. Pchnięta do przodu resztkami Gryfońskiej odwagi, szybko na ułamek sekundy dotknęła wargami jego ust. Blaise nie zdążył nawet mrugnąć, kiedy Ginny z przerażeniem odsunęła się od Ślizgona. Zorientowała się co zrobiła, a zaraz później dotarło do niej, że złamała jedną z zasad, o których mówiła jej Mia. Poczuła się z tego powodu głupio i nieswojo, ale te wszystkie uczucia minęły, gdy tylko z pełną świadomością zorientowała się co zrobiła. Jednak tym razem dotyk jego skóry nie był bolesnym zabiegiem, a właśnie tak to zapamiętała. Każde choćby najdrobniejsze muśnięcie było torturą. Ten przelotny pocałunek sprawił, że nie wiedziała co myśleć. Blaise znów dostrzegł strach w je oczach, nie zdążył nawet dobrze poznać smaku jej ust. Zdecydowanie chciał ją mieć na dłużej, intrygowała go.  Powoli wyciągnął rękę w stronę jej policzka, odsunęła się ostrożnie, tak aby nie mógł jej dotknąć. Westchnął podirytowany i znów ostrożnie zbliżył dłoń do jej twarzy. Tym razem pozwoliła się dotknąć. Blaise powoli położył rękę na jej policzku. Przymknęła oczy, drżała. Bała się, tak cholernie się bała. Nie chciała, aby tamten koszmar się powtórzył.
– Ciiiśśś… - szepnął w jej stronę. Siedzieli ramię w ramię, ale nie stykali się barkami. Dziewczyna miała zamknięte oczy i głowę zwróconą w stronę Zabiniego. Mężczyzna miał ochotę wbić się w jej wargi i zachłannie scałować każdy centymetr jej ciała, ale powstrzymał się. Podobało mu się, że jest inna, że musi ją oswoić, że nie jest chętna, że w tym momencie jest tylko jego. Chciał, żeby zawsze już tak było. Delikatnie dołożył drugą rękę, tak, że przytrzymywał jej twarz przy swojej, w każdej chwili mogła się wyrwać, ale nie zrobiła tego. Ostrożnie zbliżał swoją twarz do jej. Ginny czuła jego ciepły oddech, delikatnie otworzyła usta, aby dać mu ciche przyzwolenie. Powoli złączył ich wargi. Delikatnie muskał ustami jej wargi, już nie trzymał dziewczyny i Ginevra w każdej chwili mogła się odsunąć, ale nie chciała. Pocałunek sprawił, że adrenalina zaczęła krążyć w jej żyłach. Bała się, ale nie odpuszczała. W pewnym momencie nawet oddała jeden z pocałunków. Blaise delikatnie położył swoją rękę na jej tali – zadrżała i odsunęła się. Nie spojrzała mu w oczy, nie była w stanie.
– A jednak się boisz – powiedział cicho, a potem odsunął się od Gryfonki i odchrząknął. Chciała coś powiedzieć, zaprzeczyć, ale miał rację. Bała się. Znów tchórzysz? Zapytała samą siebie.
– Chcesz wrócić do tego co było? – zapytał, wstając z łóżka. Nie rozumiała, zamarszczyła tylko brwi i posłała mu przerażone spojrzenie. Westchnął ponownie, nie miał siły jej wszystkiego tłumaczyć.
– Chcesz, żeby znów odwiedzali cię inni? Nie tylko ja? – Wytrzeszczyła na niego oczy. Czekał na odpowiedź, aż w końcu dziewczyna odzyskała mowę.
– Nie – wykrztusiła. – Nikt mnie nie…
– To czego chcesz? – przerwał jej. Ginny jedyne co mogła zrobić to wpatrywać się w niego niebieskimi oczami. Zrozumiała, że był jej wybawcą i katem jednocześnie. Znów miała ochotę się rozpłakać.  Milczała dłuższą chwilę, aż w końcu Zabini nie wytrzymał i zabierając swoją szatę, wyszedł, trzaskając drzwiami.
***
Dwa dni później…

Przyszedł wieczorem. Jak zwykle nienagannie ubrany w wypastowanych butach. Włosy miał świeżo umyte, szatę niemal nową. Jedynie zmęczona twarz zdradziła Ginny prawdziwy stan mężczyzny. Był po prostu wykończony. Mimo całej idealnej otoczki Blaise Zabini był wrakiem człowieka. Kiedy ją zobaczył, taką mimo wszystko niewinną, słodką i hipnotyzującą, cień uśmiechu pojawił się na jego ustach. Ginny długie włosy splotła w warkocz , który spływał po jej ramieniu w dół. Miała na sobie białą bieliznę i satynowy szlafroczek, krótki do połowy uda w kolorze ciemnej wiśni.  Niepewna spojrzała w jego oczy. Wyrażały taką bezsilność, że dziewczyna wstrzymała oddech. Czekała na to co jej powie, ale uparcie milczał. Podeszła do niego i rozłożyła ramiona, przytulił ją, nadal bez słowa. Ginevra wolała na pytać co się stało. Wiedziała, że każdy czasem potrzebuje ciepła drugiego człowieka i pomimo swojego strachu do mężczyzny chciała mu pomóc. Blaise trzymał w ramionach drobne ciało Ginny. Czuł jej delikatne palce na plecach, jak gładzą go powolnym ruchem.  Miał ochotę płakać. Zabił. Znów musiał zabić. Patrzył w oczy tamtej kobiety i bez zająknięcia użył śmiertelnego zaklęcia. Wcześniej obserwował jej tortury. Wrzask kobiety męczył go przez całą drogę tutaj. Całe to zło było wyrządzone dla zabawy. Czarny Pan po prostu się nudził. Blaise nie mógł zrozumieć takiego zachowania.  Sprawiłeś, że ONA też tak krzyczała, płakała i prosiła. Jesteś tak samo bestialski jak Voldemort! Rozbrzmiało w jego głowie. Nienawidził się za to i za wiele innych rzeczy. Ginny otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia kiedy łzy zaczęły moczyć jej szlafroczek. Na ramieniu miała mokrą plamę. Mężczyzna płakał. Nie mogła w to uwierzyć, ktoś kto potrafił tak ją skrzywdzić również miał uczucia. Powinna cieszyć się, że ktoś skrzywdził jej oprawce, ale nie mogła. Stała tak jeszcze chwile i gładziła go po plecach, wtuliła głowę w jego ramię. Słyszała jego cichy szloch. W końcu odważyła się zapytać:
– Co się stało? – Na początku nie odpowiedział, a nawet odsunął się od Ginny. Spojrzała w jego umartwioną twarz.
 Proszę  bardzo, tak właśnie wygląda Blaise Zabini. Dumny Ślizgon, śmierciożerca. Słaby, płaczliwy sadysta. – Zaśmiał się gorzko. – To moment, w którym się śmiejesz, Weasley – dodał, widząc jej zaszokowaną twarz.
– Nie myślę tak. – Pokręciła głową, marszcząc brwi. To dziwne, ale nie miała go za słabego. Strach i nienawiść jakie żywiła wobec mężczyzny stały się czymś jeszcze.
– Łzy nie są oznaką słabość. One… one nam pomagają, są częścią człowieczeństwa. I są każdemu potrzebne – powiedziała z taką pewnością, że prawie jej uwierzył. Prawie. – Co się stało? – zapytała jeszcze raz, ale tym razem spojrzała mu w twarz. Wzruszył ramionami.
– A czy to ważne? – Uniosła pytająco brew.
– Chyba sam powinieneś odpowiedzieć sobie na to pytanie. – Westchnął i potarł zmęczoną twarz, miała rację. Ujął jej rękę i poprowadził do łóżka, Ginny miała przed tym opory, ale zmusiła się do podążenia za Ślizgonem. Nakazał jej usiąść na łóżku i tak też zrobiła. Ostrożnie wdrapała się na materac i usiadł na jednej z poduszek. Mężczyzna przysiadł na skraju białej pościeli w nogach łóżka. Cicho zaczął opowiadać o tym co kazano mu dziś zrobić. Ginevra nie czułą się zaskoczona. Domyślała się w jaki sposób Voldemort obchodzi się z mugolami i mugolakami.
– Miała rodzinę, umierała z imieniem swojej córki na ustach. Czarny Pan kazał Draco znaleźć córkę, ma zginąć jutro. – Schował twarz w dłoniach. – Nie tak miało być.
– A jak sobie to wyobrażałeś? – zapytała zdenerwowana. Nie mogła uwierzyć, że mężczyzna łudził się, że kiedy Voldemort wygra będzie lepiej. Wzruszył tylko ramionami. Zobaczyła w nim bezradnego chłopca, prawie tak bezradnego jak ona w czasie jego pierwszej wizyty. Przełknęła nerwowo ślinę na tamto wspomnienie.
– Ja… – zaczął łamiącym się głosem. – Ja nic nie myślałem. - Nic nie powiedziała. Blaise nie patrzył jej w oczy, jego wzrok błądził po odkrytych nogach dziewczyny. Chciał jej dotknąć, poczuć dotyk jej dłoni na sobie, jej usta na swojej szyi. Potrzebował tej bliskości. Szczególnie teraz.
– Ginny – zwrócił się do niej po imieniu, co zaskoczyło rudowłosą osóbkę, z zainteresowaniem przyglądała się mężczyźnie.  – Czy… czy możesz mi zaufać? – W pomieszczeniu zapanowała cisza, była ogłuszająca.
– Nie – szepnęła i znów zapanowała cisza. Pokiwał powoli głową.
– Tak myślałem.  Ja… ja cię potrzebuję.
– Mnie? – zapytała szczerze zdziwiona. Z tyłu głowy Ginevry błąkało się pytanie Potrzebna do czego? Ale nie chciała pytać na głos, bała się odpowiedzi.
-–Zostań ze mną.
– Nie mogę opuścić tego pokoju – odparła machinalnie, zgodnie z prawdą.
– Zostań ze mną na zawsze – szepnął i przyciągnął ją do siebie. Zesztywniała. Zabini wyczuł jak mięśnie dziewczyny się napinają, jak wstrzymuje oddech. Przyłożył jej głowę go swojej klatki piersiowej.
– Nie zrobię ci krzywdy.
- Nie wierzę, Blaise. Ktoś kto raz skrzywdził, robi to już zawsze. – Zamknęła oczy, czekając na cios, ale on nie nadszedł. Wsłuchiwała się w bicie jego serca.
– To Voldemort mi kazał, nie chciałem jej zabić, nie chciałem…. – przerwała mu, słysząc łamiący się głos.
– Nie mówię o tej mugolaczce, to mnie skrzywdziłeś. – Pozwolił jej się odsunąć.  – To mnie skrzywdziłeś i nigdy tego nie zapomnę. Jesteś moim koszmarem, Blaise. – Nawet nie wiedziała kiedy po jej policzkach zaczęły cieknąć łzy. Przypomniał sobie tę pierwszą noc tutaj. Słyszał jej wrzaski i błagania. Kiedy pomyślał, że to właśnie tutaj z jakimś obleśnym typem straciła swój skarb i pewnie ów mężczyzna nie był lepszy do niego…  Potem musiała znosić to każdej nocy, a potem przyszedł on. Podejrzewał, że był najgorszy ze wszystkich. Wielki niby pan. Kpił sam z siebie. Nagle zapragnął pokazać jej, że może być inaczej. Przysunął się znów do dziewczyny i wierzchem dłoń starł jej łzy.
– Zdecydowanie za często płaczemy – stwierdził i ujął jej twarz w dłonie. Przymknęła oczy, to dodawało jej odwagi. Delikatnie ją pocałował i szybko się odsunął sprawdzając jej reakcję.
– Za często – powtórzyła jak echo. Powoli otworzyła oczy i zbliżyła się do mężczyzny. Stykali się czołami.
– Zostań ze mną – wyszeptał, zanim złożył pocałunek na jej wargach. Odsunęła się powoli, a on puścił jej twarz. Chciał sprawić, żeby prosiła o więcej pocałunków. Żeby błagała, aby jej dotknął i przestała się go bać. Chciał też wiedzieć, czy kiedyś miała mężczyznę, który był dla niej dobry.
– Mam pytanie.
– To pytaj –powiedziała, wzruszając ramionami. Odrzuciła długi warkocz na plecy i wyzywająco patrzała mu w oczy. Wracała jej dawna odwaga, którą zgubiła parę miesięcy temu. W końcu zapytał:
– Czy było ci kiedyś dobrze z mężczyzną? – Znów cisza. To pytanie zupełnie zbiło ją z tropu, zapomniała jak się oddycha. Czy on myśli, że był ktoś jeszcze? Zapytała samą siebie z niedowierzaniem, ale zaraz przyszła odpowiedź. Przecież jesteś w burdelu! Myśli, że był pięćdziesiąty, kretynko! Zamknęła dotąd lekko otwarte usta i zdecydowała się na prawdę. Pokręciła przecząco głową i ze wszystkich sił starała się nie odwrócić wzroku. Wytrzymała jego spojrzenie.
– A – zawahał się, oceniając swoje szanse na otrzymanie odpowiedzi . – A Potter? – zapytał niepewnie.
– Nie robiliśmy tego, jeśli o to mnie pytasz. Skończ to przesłuchanie, dobra? – burknęła. Wracała dawna Ginny, odważna, zadziorna i pewna swego. W jakimś stopniu przestała się bać.
– Rozbierz się – polecił krótko, ale nie był to ten sam ton co pierwszej nocy. Wybałuszyła na niego oczy.
– Cc...oo? – zająknęła się. – Ja... ja przepraszam, nie chciałam, już nie będę… ja… zrobię wszystko… powiem ci wszystko co chcesz… - widząc jej panikę był trochę rozbawiony, ale to uczucie szybko minęło kiedy zorientował się, że dziewczyna znów zaczyna się bać.
– Nic ci nie zrobię, jeśli mnie o to nie poprosisz – zapewnił i sam zdjął szatę przez głowę. Ginny drżała, bała się, że jej koszmar się powtórzy, tak cholernie się bała! Wstała z łóżka i na miękkich nogach stanęła przed mężczyzną. Drżącymi rękami zaczęła rozplątywać pasek szlafroka. W końcu się jej udało i zrzuciła ciemno wiśniową tkaninę na podłogę. Nie patrzała na niego, stała w samej bieliźnie i objęła się ramionami. Zaraz jej ręka powędrowała do zapięcia od śnieżnobiałego stanika.
– Wystarczy – powiedział stanowczo. Odważyła się zerknąć w jego stronę. Nie wyglądał na zdenerwowanego, ale ciemne brwi miał ściągnięte bliżej siebie, nos zmarszczony. Ewidentnie nad czymś myślał. Wstał z łóżka i zlustrował Ginny wzrokiem. Stanął przed nią i chwycił za ręce. Delikatnie poprowadził jej zgrabne palce do guzika przy kołnierzu białej koszuli, którą miał na sobie. Gryfonka szybko odpięła drobny guzik, a Blaise przesunął jej rękę do kolejnego. W końcu jego biała koszula opadła na podłogę. Powoli położył swoją rękę na jej plecach, poniżej łopatek. Spięła się automatycznie, kiedy jego palce dotknęły jej skóry. Wyczuł to i nieśpiesznie zjechał ręką w dół. Zatrzymał się na tali dziewczyny.
– Pocałuj mnie. – Była to niemal prośba ze strony mężczyzny. Ginny zupełnie zapomniała o umowie z Rachel, podeszła bliżej i stając na palcach złożyła szybki pocałunek na jego ustach. Zrobiłaby wszystko byleby tylko był zadowolony i zostawił ją w spokoju. Blaise od razu zauważył, że pocałunek był niechętny. Uśmiechnął się i kładąc drugą rękę w tali Ginevry, złożył na jej ustach pocałunek. Delikatny, ale bardzo chętny. Muskał wargami jej wargi, a nawet obrysował kształt jej ust językiem. Mimo wszystkich tych zabiegów Ginny nadal stała jak sparaliżowana. Nie potrafiła cieszyć się pieszczotami wiedząc jak okrutnie może zostać potraktowana. Blaise niechętnie puścił rudowłosą dziewczynę.
– Naprawdę nie zrobię nic wbrew twojej woli.
– Nie wierzę ci. – Odważyła się powiedzieć. Westchnął cicho.
– Co mam zrobić żebyś uwierzyła? – zapytał bezradnie.
– Zostaw mnie. Zostaw mnie samą.  – Zrobił krok w jej stronę, a ona się cofnęła. Schylił się po koszulę i ubrał w pośpiechu. Chwycił szatę i zakładając ją opuścił pokój numer dziewięć. Obiecał sobie, że już nie wróci.
***
Miesiąc później…

Ginny zauważyła, że poczyniono zmiany względem jej pokoju oraz zajęć. Zaczęło się od posiłków, które jadła z Rachel i jej znajomymi. Reszta kobiet pracujących w Spadających gwiazdach nadal spożywała posiłki w niewielkiej jadalni na dole, Ginny natomiast prawie codziennie udawała się na obiad do przeróżnych restauracji. Rachel nigdy jej nie powiedziała co spowodowało tą zmianę, chociaż rudowłosa dziewczyny pytała nie raz. Kolejną zmianą była zawartość jej garderoby, dostała zwykłe ubrania i kilka sukni ze sklepu Madame Malkin. To właśnie w tych kreacjach najczęściej pojawiała się na wytwornych obiadach u boku Rachel. Nigdy się nie odzywała. Zazwyczaj jadły w tym samym towarzystwie, wszyscy byli w wieku Rachel lub starsi więc Ginevra nie miała do kogo ust otworzyć. Właściwie się nie skarżyła na taki stan rzeczy. Inne dziewczyny ze Spadających gwiazd w ogóle przestały się do niej odzywać, ale nigdy nie zależało jej na dobrych kontaktach ze współpracownicami. Do pokoju Ginny wniesiono regał na książki i dość szybko zapełniono wieloma ciekawymi tytułami. Rudowłosa Gryfonka z braku innych zajęć chętnie sięgała po książki, czasem było jej trudno bo każda przeczytana strona kojarzyła jej się z Hermioną, a ta z Harrym i Ronem. Strata nadal bolała. Inną osobą, która nie chciała opuścić jej głowy był Blaise Zabini. Cały czas analizowała wszystkie jego wizyty. Przypominała sobie, każdy ruch. Próbowała zrozumieć jego zachowanie, ale nie ważne jakby się nie starała to było ponad jej siły. Nie potrafiła go rozgryźć. Nieraz zastanawiała się czy się jeszcze zobaczą, tylko nie była pewna czy chce tej wizyty. Jedyną rzeczą, która się nie zmieniła był jej wieczorny rytuał. Codziennie o siódmej brała kąpiel, rozczesywała włosy, a potem ubierała wcześniej wybraną przez Rachel bieliznę. Siadała na łóżku i czekała. No co? Na kogo? Nie wiedziała. Był to kolejny taki wieczór, z góry założyła, że nikt jej nie odwiedzi więc wpakowała się na miękki materac z książką w dłoni. Dziś miała czarne pończoszki i komplet bielizny w tym samym kolorze. Dostała gorset zamiast stanika, kończył się tuż nad pępkiem. W taki stroju zdecydowanie nie było jej wygodnie, ale ubieranie takich czy innych majtek było częścią jej niewielu obowiązków. Otworzyła książkę na stronie czterdziestej szóstej, to właśnie tu zakończyła wczoraj. Czytała powieść o czarodzieju, który próbuje odszukać swoją zaginioną żonę. Kobieta została wyrzucana przez świstoklik w innym wszechświecie.  Kiedyś Ginny nie sięgnęłaby po taką lekturę, ale wiele się zmieniło. Położyła się wygodnie na brzuchu, głową w stronę drzwi i zaczęła czytać. W pokoju było dość jasno, ale w każdej chwili dziewczyna mogła przyciemnić lampę w pomieszczeniu. Drzwi otwarły się gwałtownie, a jej serce zabiło szybciej. W końcu doczekała tej chwili, w końcu dostała kolejną szansę. Zamknął za sobą drzwi i od razu zdjął szary sweter przez głowę, rzucił nim w stronę fotela. Podszedł do łóżka, na którym nadal leżała zaskoczona dziewczyna.
- Już dłużej nie mogę! – Tym jednym zdaniem chciał wyrazić wszystko co czuł podczas ich rozłąki. Musiał ją zobaczyć, bo chyba by zwariował. Draco dostawał z nim na głowę, nie mówił o nikim innym, nie potrafił się skupić. Chciał po prostu zobaczyć jej twarz. Życie mnie rozpieszcza. Pomyślał przelotnie wodząc wzrokiem po pośladkach Ginny, przesunął wzrok dalej na pończochy.  Uśmiechnął się. Ginny zamknęła dotąd otwarte lekko usta i zamknęła książkę. Pośpiesznie usiadła na łóżku i zamrugała kilka razy.
– Co… Co tu robisz? – zapytała bez sensu.
– Stoję, Weasley, stoję – zakpił, a jego uśmiech objął całą twarz, widząc jej oburzenie.
– Wiesz, że nie o to pytam. – Wzruszył ramionami. 
– Nie muszę ci się tłumaczyć…
– Wiem, ale…
– Wcześniej nie byłaś taka gadatliwa – mruknął ponuro. Usiadł na łóżku obok niej i położył swoją dłoń na kolanie dziewczyny. Powoli przejechał ręką wyżej. Ginny syknęła, kiedy palce chłopaka zatrzymały się wraz z materiałem pończoszki. Nie chciała jego dotyku. Przecież chciałaś, żeby przyszedł. Odezwało się jej wewnętrzne ja. Zabrał rękę z westchnieniem, Blaise sądził, że będzie łatwiej. Nadal nie rozumiał dlaczego dziewczyna jest wobec niego taka niechętna. Widząc jego zmęczoną twarz i zawiedzione oczy, wbrew sobie chwyciła jego rękę i z powrotem położyła na swoim udzie. Blaise przez chwilę rozkoszował się miękkością jej skóry. Ginny wstrzymała oddech, czekając na to co się stanie. Bo czy właśnie nie dała mu cichego przyzwolenia na zrobienie z nią tego co… Nie dokończyła tej myśli. Zabini powoli przesunął ręką wzdłuż jej nogi, aż do zgięcia przy żebrach. Opuszkami palców muskał jej skórę na brzuchu, w okolicach pępka. Ginny siedziała sztywna i spięta, nadal nie czuła się bezpiecznie z Zabinim w jednym pomieszczeniu.
 – Wysyłasz sprzeczne sygnały – mruknął i zabrał rękę. Ginny powoli wypuściła powietrze i spojrzała mężczyźnie w oczy.
– Ja… – Chciała się jakoś wytłumaczyć, ale sama nie wiedziała co chce powiedzieć. Spuściła wzrok na podłogę.
– Chcę, żebyś wiedziała, że to co się stało, kiedy pierwszy raz…
–Nie mówmy o tym – przerwała mu cicho.  Wolała nie rozdrapywać świeżych ran, a ta wyjątkowo bolała. Blaise nic nie mówił dłuższy czas, było mu wstyd, że tak ją potraktował. Ginny okazała się kimś więcej niż głupią, młodszą siostrą kumpla Pottera. Zabini przekonał się, że można z nią normalnie porozmawiać, zwierzyć się. Żałował, że nie poznał się na niej wcześniej. Ta przeklęta noc będzie cię męczyć do końca życia!  Nie do końca rozumiał dlaczego Ginny tak to przeżywa, pewnie nie raz została potraktowana w ten sposób w tym miejscu. Niestety mężczyzna nie znał prawdy. Ginny przed nim nikogo nie miała i choć została upokorzona przez Marcusa, było to tylko upokorzenie. Ból jaki zadał jej  Blaise miał podłoże zarówno psychiczne jak i fizyczne. Myślała, że każdy kontakt fizyczny tak boli.
– Musiałem cię znów zobaczyć – przyznał Blaise i chwycił jej rękę. Ginevra nic nie odpowiedziała, chociaż jakaś cząstka niej również cieszyła się, że widzi mężczyznę.
– Czemu nic nie mówisz? – zapytał, marszcząc brwi.
– Czasami lepiej milczeć, szczególnie kiedy nie masz nic do powiedzenia – stwierdziła uprzejmie i zabrała dłoń. Nagle poczuła jak Blaise gwałtownie łapie ją za kark i obraca jej głowę w swoją stronę. Nie zdążył nawet pisnąć, kiedy Zabini złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Przytrzymywał jej twarz blisko swojej i pieścił językiem każdy kawałek jej chłodnych warg. Nie próbowała się wyrwać. Po chwili jego pocałunki przeniosły się na policzek, żuchwę i w końcu, szyję. Dyszała cichutko, kiedy jego język zostawiał mokry ślad na jej skórze, Blaise w końcu dotarł do jej ramienia, dziewczyna odepchnęła go delikatnie i sama się odsunęła. Przerwał te pieszczoty, niezadowolony.
– Nie mogę – wykrztusiła Ginny i posłała mu przepraszające spojrzenie.
– Dlaczego? Dlaczego, nie?!
– Ja… – pokręciła głową. – Nie mogę, Blaise.
– Dlaczego? – powtórzył nieugięty. Rudowłosa dziewczyna otworzyła usta, jakby miała coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła. Pokręciła znów głową. Chwycił jej drobne ramiona i potrząsnął młodą kobietą.
- Dlaczego, kurwa, nie?! Czego się do cholery boisz?! – Ogarnęła go furia. Przez chwilę znów stał się bestialskim sadystą. Ginny była przerażona. Widząc jej spłoszony wzrok, Blaise opamiętał się. Puścił ją i zamrugał kilka razy. Ginevra miała ochotę się popłakać.
– Boję się ciebie – wyznała cichutko, szybko odwracając wzrok. Poczuła jego rękę na plecach. Spięła wszystkie mięśnie. Zabini delikatnie przysunął się do niej i przytulił jej drobne ciało do siebie.
– Przepraszam – wyszeptał. To było wszystko na co mógł się zdobyć w tej chwili. Gładził ją chwilę po plecach.
– Dlaczego dziś przyszedłeś? – odważyła się zapytać. Westchnął cicho i wolną ręką odgarnął jej warkocz na plecy.
– Chciałem cię zobaczyć. – Skłamał. Wcale nie o zobaczenie dziewczyny mu chodziło, potrzebował kobiecego ciepła. Chciał móc jej dogodzić, a przy okazji sobie. Szybko się przekonał, że tu tego nie znajdzie.
– Dlaczego kłamiesz? – zapytała, marszcząc brwi. Odsunął się od niej.
– Nie kłamię – powiedział z taką lekkością, że Gryfonka prawie mu uwierzyła. – Chyba powinienem już iść – dodał po chwili. Wstał z łóżka i zostawił Ginevrę. Musiał poszukać kogoś innego na tę noc. Zatrzymał go przy drzwiach jej głos.
– Kiedy mnie znów odwiedzisz?
– Wkrótce – odparł z nikłym uśmiechem na ustach. Odwrócił się przez ramię, żeby zobaczyć jej minę. Nie patrzała na niego. Odwrócił się z powrotem w stronę drzwi.
– Tylko nie każ na siebie czekać kolejny miesiąc. – Ucieszył się, słysząc to. Doskonale wiedział, że miesiąca nie wytrzyma. Jednak zachował tę informację dla siebie, wolał zostawić dziewczynę w niepewności jeszcze jeden dzień.
***

Ginny obudziła się kiedy słońce już dawno wisiało na niebie. Wczorajsza wizyta Zabiniego dostarczyła jej tyle wrażeń, że musiała odespać. Podrapała się po splecionych włosach, zauważyła, że wczorajszy warkocz nadal tkwił nienaruszony. Jedynie pojedyncze strąki rudych włosów sterczały niechlujnie tu i tam. Odrzuciła kołdrę i powędrowała wprost do toalety. Załatwiając się poczuła burczenie w brzuchu. Ziewnęła przeciągle i podeszła do umywalki, myjąc ręce przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze. Czarny tusz miała rozmazany pod oczami. Westchnęła i zmyła go do reszty, wycierając twarz ręcznikiem. W takich chwilach żałowała, że nie ma różdżki. Rozplotła warkocz kilkoma sprawnymi ruchami. Włosy poskręcał się w lekkie fale, ale olała to całkowicie. Potarła zmęczoną twarz i wymaszerowała z łazienki. Otworzyła szafę i wyciągnęła z niej długie, jeansowe spodnie, oraz białą koszulkę z okrągłym dekoltem. Odkąd miała dostęp do zwykłych ubrań czuła się bardziej komfortowo. Na nogi ubrała czarne tenisówki. Wyszła z pokoju zmierzając w stronę kuchni, po drodze związała włosy gumką aby nie opadały jej na twarz. Kiedy stanęła w progu jadalni kucyk był już gotowy. Pora śniadania  już dawno minęła i pomieszczenie było opustoszałe. Ginny wolała jeść w samotności. Jadalnie była połączona z kuchnią i to właśnie drugie pomieszczenie było celem wędrówki rudowłosej dziewczyny. W kuchni kilka kobiet przygotowywało obiad.
– Dzień dobry – przywitała się Ginny i skierowała w stronę szafki z naczyniami. Odpowiedziało jej kila pomruków, ale nie przejęła się tym. Chwyciła żółtą miskę, a z szuflady zabrała łyżkę. Niosąc jedną ręką naczynia, a drugą płatki i mleko udała się do jadalni. Wsypała sporą część płatków do miski i zalała mlekiem. Przemieszała wszystko łyżką i zabrała się za jedzenie. Do jadalni wmaszerowała nagle Mia i jakaś dziewczyna z długimi do pasa, ciemnymi włosami, której Ginny nie rozpoznała. Blondynka opowiadała o czymś drugiej zawzięcie. Weszły do kuchni i opuściły ją z talerzem kanapek. W ogóle nie przejęły się obecnością rudowłosej. Mia zachowywała się jakby Ginevry w ogóle nie było w pomieszczeniu.
– Mówię ci, wyprawiał takie rzeczy… Niebo! – Krótko obcięta dziewczyna mówiła o tym wszystkim zawzięcie. Na początku Ginny nie słuchała jej wcale, ale kiedy Mia zaczęła opowiadać o wyglądzie mężczyzny, który dostarczył jej wczoraj takich  uniesień Ginevra zainteresowała się tematem.
– Miał ciemną karnację i włosy. Oczy – blondynka zastanowiła się chwilę – nie przyglądała się w sumie, bardziej interesowało mnie to, co miał w spodniach. – Obie dziewczyny zachichotały. Ginny skrzywiła się jedynie z niesmakiem.
– Jak się nazywał? – zapytała ciemnowłosa, młoda kobieta. Słuchała z zapałem, przeżuwając kanapę z szynką.
– Nie przedstawił się, ale właściwie nie musiał. Widać było, że arystokrata. Buty wypastowane, a jego koszula nie należała do najtańszych. Spodnie elegancko zaprasowane w kant. Perfumy… - Tu Mia rozmarzyła się. – Coś jak morska woda z odrobiną czegoś… - blondynka szukała słowa. Z ust Ginny wydobył się cichy szept:
– Jaśminu.
– Dokładnie! – wypaliła uradowana Mia i zerknęła na Ginny rozpromieniona. Jednak rudowłosa w ogóle nie zwracała na dziewczyny uwagi. Wstała w pośpiechu, zostawiając niedojedzone płatki. Kiedy opuściła jadalnie niemal biegła do swojego pokoju. Nie mogła uwierzyć, że zostawił ją wczoraj dla Mii. Nie mogłaś mu dać tego czego chciał, nie dziw się!  Rozsądek próbował wziąć górę nad emocjami. Nie miałaś do niego żadnych praw. Mógł robić co chciał i z kim chciał. Ginny zamknęła za sobą drzwi i rzuciła się na łóżko. Sama nie wiedziała dlaczego jest taka wściekła, w końcu Blaise niczego jej nie obiecywał. Mimo wszystko to, że spędził noc z Mią zabolało ją. Wpatrywała się w sufi sypialni.
– Jeśli dziś przyjdzie będę gotowa – szepnęła do siebie. Właściwie sama nie wiedziała na co gotowa,  ale podjęła już decyzję. Zerwała się z miękkiego materaca i udała w stronę łazienki. Nalała ciepłej wody do wanny i zaczęła ściągać z siebie ubrania. Rozpuściła włosy i zanurzyła się w gorącej wodzie. Westchnęła cicho z rozkoszy. Dawno już nie brała tak długie kąpieli. Umyła dokładnie włosy kwiatowym szamponem, a całe ciało pokryła miodowym żelem. Siedziała w wannie dobrą godzinę i zdecydowała się wyjść kiedy już woda zdążyła wystygnąć. Owinęła się dokładnie białym ręcznikiem, drugi zużyła na włosy. Podeszła do zaparowanego lustra i przetarła je dłonią. Wklepała w twarz trochę nawilżającego kremu. Wzięła ubrania do ręki i opuściła toaletę. Zdjęła z głowy ręcznik, a długie, mokre włosy opadły jej na plecy i ramiona. Mokry ręcznik położyła na zimnym grzejniku przy oknie i przy okazji włączyła ogrzewanie. Ubrania rzuciła na łóżko i podeszła do otwartej szafy. Miała nadzieję, że dziś Zabini ją odwiedzi. Chciała mu coś udowodnić, a może sobie? Stała przed szafą długo i szukała czegoś odpowiedniego.
– Na pewno, gdzieś tu coś jest – mruczała do siebie, przekopując sterty ubrań. Obawiała się, że mogła wyrzucić wszystko co koronkowe, skąpe i seksowne. Wiedziała, że dostanie strój od Rachel, ale chciała wybrać cos własnego. Chciała, żeby Zabini popamiętał.
– Bez jaj – żachnęła się dziewczyna kiedy wyciągnęła z dna szafy czerwone, koronkowe stringi. Odrzuciła je natychmiast, nie o to jej chodziło. Przekopała się przez wszystkie półki i wieszaki nie znajdując nic odpowiedniego. Nagle rzucił jej się w oczy ostatni wieszak. Wisiał na nim, zwykły, krótki szlafrok w kolorze dojrzałej śliwki. Uśmiechnęła się pod nosem. Zdjęła ubranie z wieszaka i rzuciła na łóżko. Resztę ubrań wcisnęła na powrót do szafy i zamknęła drewniane drzwiczki. Włosy zdążyły jej przeschnąć. Odwinęła biały ręcznik, spadł na ziemię. Wzięła śliwkowy szlafroczek do ręki i z przyjemnością zauważyła, że jest zrobiony z satyny. Włożyła dłoń w rękaw i zorientowała się, że ubranie trochę prześwituje. Ubrała szlafrok i przewiązała w pasie paskiem do kompletu. Podeszła do lustra w toaletce i przyjrzała się swojemu odbiciu. Zarumieniła się mimowolnie, kiedy kształtne piersi odznaczały się pod cienkim materiałem, przeźroczystego szlafroczka. Ktoś otworzył drzwi. Ginny zrobiła wielkie oczy i spojrzała na zegar. Wskazywał kwadrans po czwartej i niemożliwe było, aby to był Blaise. Do pokoju weszła Rachel z mała paczką. Zlustrowała Ginny wzrokiem i pokiwała z aprobatą. Dziewczyna zarumieniła się jeszcze bardziej.
– Przyniosłam ci strój na dziś, ale widzę, że sama zdążyłaś coś wybrać…
– Nie, ja tylko… – Ginerva nie wiedziała co powiedzieć. Rachel zaśmiała się cicho.
– Wyglądasz tak zdecydowanie lepiej niż w jakiejś tam bieliźnie.
– Eeem, dziękuje, chyba – odpowiedziała młodsza kobieta i uśmiechnęła się niepewnie.
– To zostawiam – powiedziała Rachel, stawiając paczkę na toaletce. – Może akurat ci się spodoba? – Kobieta mrugnęła porozumiewawczo do podopiecznej i opuściła jej pokój. Miała jak zwykle mnóstwo spraw do załatwienia. Zamknęła za sobą drzwi i zostawiła Ginny samą. Dziewczyna podeszła do toaletki i otworzyła pudełko. Skrywało prostą, bieliznę w kolorze butelkowej zieleni. Stanik pomiędzy miseczkami miał srebrne klejnociki. Ginevra doszła do wniosku, że to najmniej wyzywająca bielizna jaką miała okazję tutaj widzieć. Chciała ją przymierzyć dla samej satysfakcji. Rozwiązała poły szlafroka i przebrała się. Bielizna leżała znakomicie, a w dodatku podkreślała kolor jej włosów. Przyjrzała się dokładnie swojemu odbiciu w lustrze. Usiadła przed toaletką i bez namysłu chwyciła szczotę. Zaczęła rozczesywać splątane, rude włosy. Sięgały jej niemal pasa. Kiedy w końcu skończyła, wstała sprzed lustra i udała się w stronę półki na książki. Szlafrok w kolorze śliwki nadal leżał przewieszony przez oparcie łóżka. Ginny szukała wśród tytułów powieści, którą niedawno zaczęła, ale nigdzie nie mogła jej znaleźć. Zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć co wczoraj z nią zrobiła. Rozejrzała się po pokoju i dostrzegła zgubę na stoliczku przy łóżku. Pogrążyła się w lekturze, a po pewnym czasie zasnęła, zawiedziona, że nie przyszedł jej odwiedzić.
***
Była gotowa, czuła, że to właśnie dziś. Próbowała uspokoić oddech, ale nie mogła. Siedziała przy toaletce w śliwkowym szlafroku. Długie włosy splotła w warkocz i odrzuciła na plecy, kończył się tuż poniżej jej łopatek. Po raz kolejny zerknęła w lustro. Miała nałożony czarny tusz i szminkę w malinowym kolorze. Chciała podkreślić delikatnie usta. Nerwowo zerknęła na zegar. Wskazywał w pół do dziewiątej. Za oknem poszarzało, a światło w pomieszczeniu zostało trochę przyciemnione. A co jeśli znów nie przyjdzie? To będziesz czekać do jutra. Chciała zobaczyć jego minę, a potem kiedy zacznie znów ją całować, wściekle zapytać o noc z Mią. Ginny sama nie wiedziała, dlaczego tak ją to dotknęło. Z Blaise’m nic je nie łączyło, niczego jej nie obiecywał, a jednak zabolało… A może to było niewypowiedziane obietnice? Podsunął jakiś cichy głosik w jej głowie. Odpędziła się od tych myśli. Zegar wskazywał za kwadrans dziewiątą, a Ginevra coraz bardziej się denerwowała. Myślała, że Zabini jej potrzebował, a nawet polubił, jednak nie mogła mu dać tego, czego chciał. Dziwisz się, że poszedł do innej? Nie dziwiła się. Jednak była gotowa przełamać swoje największe lęki aby udowodnić mu, że popełnił błąd. Dumnie uniosła podbródek i spojrzała w stronę drzwi. Miała nadzieję, że zaraz ktoś je otworzy, ale tak się nie stało. Do dziewiątej posiedziała przy lustrze, a potem wściekła rzuciła się na łóżko. Nigdy nie należała do cierpliwych. Minęło kolejne pół godziny, a dziewczyna nadal nie miała szansy go zobaczyć. Wstała z materaca i podeszła do okna. Odsłoniła zasłonę i wyjrzała na ulicę. Był to zaułek, pełen przepełnionych koszy na śmieci. Ginny przeniosła taboret pod okno i usiadła na nim opierając się łokciami na parapecie. Zauważyła, że na dole coś się rusza. Jej pokój znajdował się na pierwszym piętrze, a w tym mroku jaki panował na dworze nic nie widziała. Nagle dojrzała czerwone ślepia i z niesmakiem, stwierdziła, że na dole są szczury. Coś błysnęło za oknem i dziewczyna na powrót przycisnęła czoło do szyby. Jej serce omal nie wyrwało się z piersi kiedy zauważyła smukłą sylwetkę idącą żwawym krokiem w stronę latarni przy końcu zaułka. Wiedziała, że to on. Aportował się. Wstała z taboretu i odstawiła go na miejsce. Zasłoniła czerwoną zasłonę i zerkając w lustro przylizała odstające włosy. Przełożyła warkocz na prawe ramię. Czekała. Kiedy ktoś chwycił za klamkę wstrzymała oddech. Blaise powoli otworzył drzwi i wszedł do środka. Dopiero kiedy drzwi zamknęły się za nim z cichym trzaskiem, podniósł wzrok na dziewczynę. Stała po środku pokoju, bosa, odziana jedynie w śliwkowy szlafrok. Zachłysnął się powietrzem, a potem dokładnie lustrował wzrokiem każdy kawałek jej ciała. Niemal jęknął kiedy zauważył wyraźnie rysujące się piersi, okryte jedynie półprzeźroczystym materiałem. Ginny zawstydzona odwróciła po chwili wzrok.
– Jednak przyszedłeś – powiedziała cicho, wpatrując się w swoje bose stopy.
– Przecież mówiłem, że przyjdę. – Tylko tyle zdołał wykrztusić. Był porażony wyglądem dziewczyny, choć wolał kiedy miała rozpuszczone włosy.
– Nie byłam pewna, czy odwiedzisz mnie, czy inną – rzuciła niby od niechcenia i poprawiła pasek szlafroka. Była trochę zażenowana swoimi działaniami, ale poskutkowało. Zabini w ogólnie nie mógł się skupić.
– Ja…– zaczął rozdrażniony – Możesz przestać się tym bawić – warknął. Ginny podniosła na niego wzrok, przegryzając leciutko dolną wargę.
– Jeśli mój strój cię rozprasza, to mogę go zdjąć – powiedziała niewinnie i chwyciła poły szlafroka.
– Nie prowokuj – znów warknął, mocniej zaciskając szczękę. Tak bardzo chciał, żeby się rozebrała, a najlepiej żeby sam mógł zsunąć ubranie z jej ramion. Wolał nie myśleć co byłoby potem. Ginny puściła materiał i przeszła kawałek, żeby usiąść na łóżku. Posłała mu wyczekujące spojrzenie. Zabini na sztywnych nogach podszedł do dziewczyny, ale nie usiadł obok. Przesunęła się odrobinę robiąc mu miejsce obok siebie. Jeszcze mocniej zacisnął szczękę i usiadł na skraju materaca. Gryfonka tylko na to czekała. Przysunęła się bliżej mężczyzny i nachyliła w jego stronę. Serce waliło jej jak młotem. Bała się do czego może doprowadzić. Pocałowała go, zachłannie wpijając się w jego usta. Ssała jego dolną wargę, rozmazując szminkę na jego ustach. W końcu odważyła się nawet przejechać językiem po górnej wardze Ślizgona. Powoli wsunęła język do ust mężczyzny. Zabini był tak zaskoczony tym co wyprawia rudowłosa kobieta, że w ogóle nie wiedział co ma robić. Kiedy pierwszy szok minął dopowiedział na czułości z niemniejszym zapałem. Gładził ją po plecach, a ich języki niemal tańczyły ze sobą. Ginevra poszła o krok dalej. Rękami błądziła po torsie Blaise’a, odpięła kilka guzików, jego błękitnej koszuli. Jej ręce schodziły coraz niżej i niżej, ale kiedy zaczepiły o zapięcie jego spodni Zabini odsunął się jak oparzony.
– Co ty wyprawiasz?! – wrzasnął. Widział dokąd to wszystko zmierza, a naprawdę nie chciał zrobić krzywdy Ginny. Wiedział, że jeszcze trochę i puszczą mu wszystkie hamulce. Spojrzała na niego niewinnie.
– Nie chcesz mnie? – zapytała i znów przygryzła dolną wargę.
– Ja… Ja… - mężczyzna zaniemówił, a Ginevra skryła uśmiech pełen satysfakcji.
– Nie podobam ci się? – kokietowała dalej.
– Wolę jak masz rozpuszczone włosy – wydukał jedynie. Kobieta zaśmiała się uroczo i odwróciła do niego plecami.
 – Rozplącz go – szepnęła. Zabini chwycił delikatnie warkocz i zaczął go rozplatać. Po chwili włosy Ginny, lekko pofalowane, opadły na ramiona. Odwróciła się do niego z nieśmiałym uśmiechem na ustach.
– Teraz lepiej – mruknął. A pewność siebie zaczęła mu wracać. Zbliżył swoją twarz do dziewczyny i pocałował ją. Ginny oddała pocałunek z nie mniejszym zapałem niż wcześniej. Zauważyła, że ręce chłopaka coraz śmielej błądzą po jej plecach. Ujęła go za szyję, a wtedy Zabini podniósł ją, chwytając w talii i posadził sobie na kolanach. Ginny siedziała okrakiem na udach mężczyzny, a kiedy w końcu Blaise złapał  ją za tyłek, oderwała się od niego.
– Coś nie tak? – wychrypiał. Dziewczyna wstała i odeszła kawałek z miną pełną pogardy.
– Chyba twój czas się skończył, idź bo Mia będzie czekać – powiedziała, krzyżując ręce na piesiach.
– O co ci do cholery chodzi?! – wrzasnął wstając, nie lubił takich gierek.
– Mia, taka blondyna, z którą ostatnio spałeś – powiedziała Ginevra znudzonym tonem. Mężczyzna wszystko sobie przypomniał.
– A ty skąd o tym wiesz? – zapytał podejrzliwie, nadal nie wiedział w co młoda Weasley pogrywa.
– Och, Mia nie zapomniała się pochwalić. – Ginny podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież, trzymając klamkę. – Możesz iść, nie chcemy przecież, żeby musiała czekać – dodała dziewczyna sarkastycznie. Blaise nie dowierzał w to czego właśnie był świadkiem.
– Czy ty jesteś zazdrosna? – zapytał ze śmiechem. Ginny na moment zamarła.
– Niby o co? Nie mam do ciebie, żadnych praw.
– Jesteś zazdrosna – stwierdził.
– Idź już.
– Dlaczego się tak zachowujesz?
– Idź już – powtórzyła, coraz bardziej niepewna. Jeszcze godzinę temu ten plan wydawał jej się genialny, ale teraz…
– Nigdzie się nie wybieram – oświadczył Blaise i podszedł do Gryfonki. Jej dłoń nadal kurczowo trzymała klamkę. Zabini położył rękę na jej dłoni i zamknął drzwi. Stali twarzą twarz, a Ginny czuła jego oddech na policzku.
– Nigdzie się nie wybieram – powtórzył szeptem. Dziewczyna próbowała się cofnąć, ale za plecami miała tylko drzwi.
– Już mi nie uciekniesz – powiedział i pocałował ją delikatnie.
– Nie zamierzam – odpowiedziała i również złożyła na jego wargach delikatny pocałunek. Jednak otrząsnęła się szybko. Jesteś zła na tego palanta! Spał z Mią zaraz po wizycie u ciebie! Halo, ziemia do Weasley! Ten mały alarm w głowie ją otrzeźwił. Wyrwała się z objęć Ślizgona.
– Nie mogę dać ci tego, czego tak bardzo chcesz. Dziś też radzę poszukać kogoś innego na wieczór. – Blaise puścił klamkę od drzwi. Teraz dziewczyna naprawdę go wkurzyła. Najpierw bezczelnie dobiera się do niego, a teraz kiedy i on chciałby czegoś więcej urządza sceny. Chyba zapomniałeś, że ona jest dziwką i możesz z nią robić co chcesz. Rozbrzmiał w jego głowie głos Dracona. Młody Malfoy nie raz mu przypominał, że obchodzi się z Gryfonką jak z jajkiem, a tak naprawdę mógłby zażądać od niej wszystkiego.
– Przeginasz Weasley! To, że byłem miły nie oznacza, że może odwalać takie rzeczy! Jesteśmy w burdelu do cholery! A ty jesteś dziwką, spałaś z połową Hogsmeade! To, że cię zacząłem szanować nie oznacza, że możesz stroić teraz fochy, bo spałem z inną! Ty nie miałaś na to ochoty i to uszanowałem! – Patrzyła na niego przerażona. Jego słowa zabolały ją prawie tak samo, jak wymierzony policzek w noc, kiedy spotkali się tutaj po raz pierwszy. Myślała, że się rozpłacze, ale jedyne co zrobiła to spojrzała mu w oczy, tym przerażonym spojrzeniem. To zdenerwowało go jeszcze bardziej.
– Czego się do cholery tak boisz?! Tysiąc kolesi przede mną cię tak pewnie potraktowało! – Teraz nie wytrzymała i słone łzy polały się po jej zaróżowionych policzkach. Dziękowała sobie w duchu za wodoodporny tusz. W końcu wykrztusiła:
– Byłeś pierwszy – zapanowała cisza, przerywana jedynie cichym płaczem Ginny. – Byłeś jedyny. – Blaise zaniemówił, a cała złość gdzieś się ulotniła. Spojrzał w jej zapłakaną twarz i wszystko zrozumiał. Jej strach, złość. Westchnął ciężko, miał ochotę coś rozwalić. Chciał wrzeszczeć, tłuc i kopać. Odszedł kawałek od rudowłosej kobiety i przeczesał włosy ręką. Próbował się uspokoić, był wściekły. Na Rachel za to, że mu nie powiedziała, na Ginny, że mu nie powiedziała, ale przede wszystkim na siebie. Jak mogłem ją tak potraktować? Dlaczego nic nie zauważyłem? Krzyk pełen bólu wyszedł z jego gardła. Wszystko stało się jasne, Gryfonka po prostu się go bała. Dlatego tak reagowała na każdy dotyk. Odwrócił się twarzą do dziewczyny, a serce prawie pękło mu z bólu, kiedy zobaczył jej twarz. Wyglądała tak niewinnie, ale piętno tego miejsca odcisnęło się w jej oczach. Pełnych bólu i zmęczenia. Tak bardzo chciał jej pokazać, że to wcale nie musi tak wyglądać. Nie chciał jej skrzywdzić, już nigdy. Podszedł do niej szybkim krokiem, a ta odruchowo chciała się cofnąć. Jednak chwycił jej nadgarstek zanim zrobiła krok w tył.
– Przepraszam, tak strasznie…– zaczął, nie patrząc jej w oczy. Nie potrafił.
– Trochę późno na przeprosiny. – Jej ton był lodowaty, wyszarpnęła rękę z jego uchwytu. Dopiero wtedy Zabini odważył się spojrzeć jej w twarz. Ginny starała się nie okazywać żadnych emocji, udało jej się to bezbłędnie. Jedynie chłodną obojętnością zaszczyciła Ślizgona.
– Słyszałem kiedyś, że na przeprosiny nigdy nie jest za późno – rzucił z nadzieją w głosie.
– Masz rację. – Zgodziła się, a głos zniżyła do szeptu. – Ale czasem wybaczenie przychodzi za późno, a niekiedy nie da się wybaczyć. – Westchnął skołowany. Ze spuszczoną głową odwrócił się w stronę drzwi i chwycił klamkę. Ginny spojrzała na mężczyznę i uświadomiła sobie jedną ważną rzecz. Kiedy nacisnął klamkę, szybko zaczęła mówić dalej.
– Ty masz to szczęście, że zdążyłam ci wybaczyć. – Odwrócił się, jak na smagnięcie bicza. Wziął głęboki wdech, a jego dłoń puściła klamkę.
– Nie zasłużyłem na to.
– Los jest okrutny, czasami okrada najbiedniejszych i obdarowuje bogatych. Nie oznacza to jeszcze, że powinniśmy odrzucić podarki. Merlin z nas drwi, Blaise.
– Jeśli to jeden z jego żartów to chyba nie chcę, żeby się kończył. Ginny – zawahał się, przed zadaniem tego pytania – Czy… czy naprawdę byłem pierwszy? Czy…
– Nie chcę do tego wracać. – Odwróciła wzrok, ale mężczyzna był uparty, ujął jej drobne dłonie.
– Chcę, żebyś wiedziała, że żałuję. – Skinęła głową i oparła się czołem o jego czoło. Zabini czuł jej ciepły oddech na swoim policzku.
– Dlaczego zakazałeś Rachel przysyłać mi innych klientów? Byłeś  zazdrosny? – zakpiła, używając tego samego tonu w którym on zadał jej to samo pytanie.
– Byłem, jestem. – Wzruszył ramionami i odsunął się trochę do dziewczyny. – Jakie to ma znaczenie?
– Czy Mia była jedyna?
– Odkąd cię odwiedziłem, to tak. – Zdziwił się,słysząc swoją odpowiedź. Nie skłamał i to właśnie prawda go tak zaszokowała. Odkąd odwiedził Ginevrę, wtedy po raz pierwszy nie spał z żadną inną. Mia była odskocznią, wyjątkiem. Właściwie gdyby nie Ginny nie wiedziałby jak blondynka się nazywa. Uświadomił sobie, że zależy mu na Gryfonce, cholernie zależy.
– Ginny? – zapytał niepewny tego co chce powiedzieć.
– Tak?
– Wiesz, że to nie musi tak wyglądać…
– Wiesz, że już w to nie wierzę – powiedziała łamiącym się głosem. Nie potrafiła nawet myśleć o seksie. Nie czuła pożądania, ani podniecenia. Nie czuła nic, kiedy jego palce błądziły po jej plecach, kiedy ją całował.
– Przepraszam, że przeze mnie tak myślisz. – Pokręciła głową, zamknęła oczy, a świeże łzy czuła pod powiekami. Tym razem nie pozwoliła im się wydostać. Chciała mu powiedzieć, żeby przestał o tym mówić, ale nie potrafiła otworzyć ust. Nie tak wyobrażała sobie ten wieczór. Była zmęczona tym murem między nimi. Nie bała się go już, nie tak jak na początku. Ekscytował ją, ale nie chciała się przekonać o czym mówi. Chciała, żeby dał jej spokój. Tak się nie stało. 
– Udowodnię ci.
– Nie chcę – powiedziała w końcu. Blaise podszedł do rudowłosej kobiety i ujął jej twarz w swoje dłonie. Uciekła spojrzeniem w bok.
– Posłuchaj Ginny, jeśli tylko nie będziesz czegoś chciała to powiedź. Przestanę, odsunę się i zostawię cię w spokoju, ale daj mi szanse… – Nie pozwoliła mu dokończyć.
– Szanse, na co? – zapytała i spojrzała proso w jego ciemne oczy.
– Na udowodnienie ci, że to wcale nie musi być złe.
– Nie chcę. – Pokręciła znów głową.
– Daj mi tylko drugą szanse. – Niemal ją błagał. Ginny po raz kolejny miała odmówić, ale zanim zdążyła otworzyć usta, pocałował ją. Poprowadził jej ręce do swojej szyi i tam zostawił. Sam chwycił drobną Gryfonkę w tali. Muskał jej różowe usta bardzo delikatnie, niemal niezauważalnie. Rękami gładził jej plecy poruszając się w górę i w dół po cienkim materiale szlafroka. Pocałunkiem obdarzył kącik ust kobiety, potem policzek. Ginny wyczuła jak jego usta przesuwają się po linii jej żuchwy, aż do szyi. Jedną ręką delikatnie odgarnął jej włosy na plecy i zaraz tą samą ręką, odsunął materiał z ramienia Ginevry. Dziewczyna trzymała ręce na jego barkach i przez chwilę rokoszowała się tymi pieszczotami. Przymknęła oczy, ale zaraz szybko je otworzyła, przypominając sobie kto ją tak całuje.
– Blaise?
– Mhym? – mruknął pomiędzy jednym pocałunkiem, a drugim.
– Przestań. – Podirytowany oderwał się na chwilę od odkrytego ramienia dziewczyny.
– Coś nie tak? – Pokręciła głową i otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nie potrafiła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. – Wiem, że się boisz, ale…
– Wcale nie – powiedziała automatycznie. Gryfońska duma dała o sobie znać. Gryfoni się nie boją! Potrząsnęła lekko głową, aby uwolnić się od nadmiaru myśli. Zabini uśmiechnął się z politowaniem.
– Czyżby?
– Nie boję się! – Powtórzyła wojowniczym tonem. Ślizgon westchnął i podniósł kobietę ponad ziemię.
– A teraz?
– Postaw mnie! – Ginny zaczęła panikować.
– Teraz się boisz? – Znów pokręciła przecząco głową. Blaise uśmiechnął się chytrze i chwytając dziewczynę pod kolana, sprawił, że niósł ją na rękach. Zmierzał w stronę zaścielonego łoża.
– Zostaw mnie!
– Jednak się boisz. – Droczył się z nią.  
– Nie – odburknęła dumnie. Położył ją delikatnie na łóżku, jakby była z porcelany. Ginny leżała na białej pościeli, a Ślizgon nachylał się nad nią. Ręce oparł z obu stron głowy dziewczyny, kolanami podpierał się na materacu. Serce tłukło się Gryfonce w piesi i sama nie wiedziała czy ze strachu, czy było to spowodowane innymi czynnikami. Nachylił się nad nią i wyszeptał wprost do jej rozchylonych delikatnie ust:
– Boisz się już? – Dziewczyna pokręci głową. Zabini powoli sięgnął jedną ręką do paska jej szlafroka. Pisnęła kiedy pociągnął za końcówkę sznurka i poły szlafroka opadły, ukazując ciało kobiety w całej okazałości. Na policzkach Ginny zakwitnęły czerwone rumieńce. Była zażenowana tym wszystkim, wiedziała, że mężczyzna widział ją już nago, ale teraz był inaczej. Blaise lustrował wzrokiem, każdy skrawek jej ciała. Odwróciła wzrok od jego zafascynowanej twarzy. Blaise pochylił się i przygryzł odsłonięty płatek jej ucha. Schodził coraz niżej po szyi Ginny, zostawiając językiem mokry ślad. Ginevra oddychała głęboko i starała się opanować. To co wyprawiał napawało ją strachem. Powoli przesunął język na dekolt i tam zaczął obdarzać ją czułymi pocałunkami. Jedną ręką delikatnie przejechał po jej nagiej piersi. Zadrżała, kiedy kciukiem musnął sutek. Ginny cały czas kurczowo zaciskała ręce na pościeli. Oczy miała zamknięte, takie zabiegi dodawały jej odwagi. Powoli wrócił do jej szyi. Blaise doskonale wiedział, że musi być cierpliwy. Zaczął ssać skórę dziewczyny. W tamtym miejscu zostawił po sobie czerwoną malinkę. Ginny dotknęła dwoma palcami miejsca na szyi. Blaise odszukał jej usta i złożył na nich delikatny pocałunek. Całował ją raz za razem, a kciukiem zataczał koła wokół jej lewego sutka. Przerwał te pieszczoty, tak nagle, że Ginevra otworzyła oczy. Zabini zaczął rozpinać swoją koszulę. Przyjrzała mu się niepewnie. Klęczał nad nią męcząc się w skupieniu guzikiem przy kołnierzu. Dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej i położyła swoje drobne ręce na jego dłoniach.
– Ja to zrobię – powiedziała cicho, lecz stanowczo. Ślizgon był trochę zdziwiony, ale zabrał ręce i obserwował, jak sprawnie odpina guziki jego koszuli. Kiedy w końcu pozbył się ubrania, pocałował kobietę w obojczyk, co poskutkowało tym, że znów położyła się na plecach. Przymknęła oczy, kiedy Zabini na powrót zaczął drażnić jej sutki kciukiem. Nachyli się nad Ginevrą tak, że czuła jego ciepły oddech na skórze, zaraz po tym przejechał językiem po zgłębieniu między jej piersiami. Ze świstem wypuściła powietrze przez usta. Ręce znów kurczowa zaciskała na materacu. Przejechał ręką po jej brzuchu i zatrzymał się w okolicy żeber.
– Nie było tak źle, prawda? – Uśmiechnął się do kobiety. Ginny spojrzała na niego niepewnie.
– To już koniec? – Palnęła zanim zdążyła pomyśleć. Zaśmiał się cicho, a potem pocałował ją w czoło.
– Tylko od ciebie to zależy. Nic na siłę. – Ten wieczór dostarczył Ginny tylko wrażeń i emocji, że czuła się wykończona. Czuła, że coś się zmieniło. Zmieniło na lepsze.
– Nie śpieszmy się – powiedziała cicho, bojąc się jego reakcji. Zabini jedynie kiwnął głową i powoli zszedł z łóżka.
– Blaise?
– Mhym? – Mężczyzna właśnie podniósł swoją koszulę i zamierzał się ubrać.
– Możesz… - przygryzła wargę, niepewna tego co chce powiedzieć – zostaniesz ze mną? – Oderwał wzrok od guzików i pytająco uniósł brew.
– Jeśli się ubierzesz… - Ginny spłonęła rumieńcem i szybko owinęła się szlafrokiem. Wstała z łóżka i szybko otworzyła szafę. Jęknęła, kiedy zorientowała się, że nie ma nic nadającego się do spania. Zazwyczaj spała w bieliźnie, a z pewnością nie to Zabini miał na myśli mówiąc żeby się ubrała. Parsknął śmiechem widząc jej poczynania. Na powrót zdjął koszulę i podszedł do Gryfonki.
– To może być – stwierdził podając ubranie Ginny. Ta szybko chwyciła błękitny materiał. Odwróciła się plecami do Blaise’a i zsunęła z siebie szlafrok,  ten z cichym pyknięciem upadł na podłogę. Mężczyznę bawiły poczynania dziewczyny, nie mógł uwierzyć, że nadal się go wstydzi. Ginny szybko ubrała jego koszulę i zapięła wszystkie guziki, aż po sam kołnierzyk. Odwróciła się i niepewnie spojrzała mu w oczy.
– To był długi wieczór – stwierdził i założył jej kosmyk włosów za ucho, pogładził jej policzek. – Idź spać Ginny.
– A ty?
– Na razie nigdzie się nie wybieram. – Musnął jej czoło ustami, a potem odsunął się znacznie. Ginevra niepewnie podeszła do łóżku i położyła się. Zabini zdjął czarne, dopasowane spodnie, zostając w bieliźnie. Podszedł do łóżka i położył się obok Gryfonki. Długo nie mógł zasnąć i wpatrywał się w sufit, ,leżąc na plecach. Ginny pogrążona w pół śnie wtuliła głowę w jego tors. Objął ją jedną ręką. W końcu oboje zasnęli.
***

Obudziła się rano, światło wdzierało się do pokoju przez nie do końca zasłonięte kotary. Dziewczyna niepewnie usiadła na łóżku i rozejrzała się dookoła. Była sama. Jedynie niebieska koszula świadczyła o wczorajszej wizycie mężczyzny. Zadrżała i to bynajmniej nie z zimna. Przeczesała ręką zmatowiałe włosy i postanowią wziąć prysznic. Odsunęła kołdrę i wyszła z łóżka. Skierowała swoje kroki prosto do łazienki. Odruchowo zamknęła drzwi na zamek. Stojąc przed lustrem zaczęła odpinać guziki koszuli, delikatny uśmiech wkradł się na jej usta. Przypomniała sobie, jak ściągała koszulę z pewnego Ślizgona. Zostawiła górną część garderoby na szafce z ręcznikami. Weszła pod prysznic, odkręcając lodowatą wodę. To rozbudziło ją do reszty, pozwoliła, żeby zimny strumień otulił jej ciało. Wzięła szampon i z lubością wtarła w mokre włosy. Resztę ciała pokryła mydłem o kwiatowym zapachu. Na koniec spłukała z siebie te wszystkie chemikalia i zakręciła wodę. Owinęła się ręcznikiem i wyszła z łazienki. Ginny nie miała pojęcia co o tym wszystkim myśleć. Zabini był dla niej zagadką. Do niedawna miała wyrobione zdanie na jego temat, bała się go i nienawidziła. A teraz? Teraz nie wiedziała nic. Znów była zagubiona. Potarła zmęczoną twarz. Z końcówek jej włosów kapała woda i moczyła podłogę. Ginevra szybko odwiązała ręcznik i nałożyła go na głowę zawiązując w turban. Nagość od jakiegoś czasu, już jej nie peszyła. Ubrała prosty komplet białej bielizny. Wyjęła z szafy białą koszulkę na krótki rękaw i spódniczkę niemal do kolan, co było prawdopodobnie najdłuższą spódnicą w historii tego miejsca. Pościeliła łóżko, a potem usiadła przed toaletką. Odwiązała ręcznik z głowy i zaczęła rozczesywać włosy. Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Ginny niemal podskoczyła na swoim miejscu, nikt nigdy jeszcze nie pukał do jej drzwi. Każdy wchodził jak do siebie.
– Proszę? – Zabrzmiało to bardziej jak pytanie. Drzwi otwarły się, a do środka weszła Rachel.
– Dlaczego zapukałaś? – Wyrwało się rudowłosej dziewczynie. Starsza kobieta rozbawiona uniosła jedną brew.
– Myślałam, że nadal masz gościa.
– Klienci nie mogą zostawać na noc. – Wyrecytowała jedną z zasad Ginevra. Rachel uśmiechnęła się zawadiacko.
– Powiedzmy, że pan Zabini ma specjalne przywileje. – Ginny kiwnęła głową niepewnie.
– A właśnie… Jestem tutaj, żeby powiadomić cię o dzisiejszym obiedzie. Bądź gotowa na piątą. – Kobieta już miała opuści pokój podopiecznej, ale zatrzymał ją głos Ginny:
– Rachel?
– Mhm?
– Muszę iść? – Zapanowała cisza, podczas której Rachel starała się opanować. Nie wierzyła własnym uszom, tak niewdzięczna smarkula nie chciała skorzystać z takiego przywileju? Już, ona jej pokaże. Starsza kobieta odwróciła się na pięcie ze sztucznym uśmiechem przytwierdzonym do wąskich ust.
– Oczywiście, że nie. Czeka cię za to niespodzianka.
– Niespodzianka? – Ginny zmarszczyła brwi.
– Przekonasz się wkrótce. – Kobieta zniknęła za drzwiami, a uśmiech spełzł jej z twarzy.
–Pora przygotować niespodziankę – mruknęła do siebie, wchodząc do biura.
*

*
Zegar pokazywał za kwadrans szóstą. Ginny cieszyła się, że nie musi spędzać popołudnia wśród znajomych Rachel, nic do nich nie miała, ale byli nudni. Leżała na łóżku przeglądając Proroka Codziennego. Jak zwykle pisali tylko o sukcesach Voldemorta i jego popleczników. Wsunęła gazetę pod łóżku i zaczęła się zastanawiać, czy Zabini złoży jej dziś wizytę. Jak na zawołanie otworzyły się drzwi. Stała w nich Mia. Ginevra wstała z materaca i  podeszła do koleżanki.
– Coś się stało? – Mia była wyraźnie zasmucona, nie… nie była smutna. Ona współczuła młodszej koleżance. Rudowłosa dziewczyna nie wiedziała jeszcze co to oznacza. Blondynka bez słowa wyjaśnienia podała Ginevrze paczkę.
– Weź eliksir, szybko. – Potem wyszła jeszcze bardziej tajemnicza niż na początku. Ginny nie zastanawiała się długo i podbiegła do szafki. Otworzyła i chwyciła pierwszy flakonik z brzegu. Szybko odkorkowała buteleczkę i ją opróżniła. Potem nerwowo podeszła do paczki pozostawionej przez Mię. Coś jej się tutaj nie podobało. Otworzyła pudełko drżącymi rękami. W środku jak zwykle była bielizna, odetchnęła z ulgą. Wyjęła ją i zaczęła się przebierać. Czerwony gorsecik ściskał jej talię i Ginny wydawała się jeszcze chudsza niż była w rzeczywistości. Z niesmakiem spojrzała w stronę stringów. Wiedziała, że nadzieje dzień kiedy będzie musiała je założyć, ale wolała, żeby to nie było dziś. Z westchnieniem zdjęła swoje zwykłe białe majtki i nałożyła czerwone stringi. Nie czuła się zbyt komfortowo. Dochodziła piąta i Gryfonka nie miała bladego pojęcia dlaczego tak wcześnie przyniesiono jej ubranie. W dodatku Mia, zawsze rozgadana Mia, zostawiła ją z pakunkiem bez słowa wyjaśnienia. Zaczynało jej się to nie podobać, poza tym Rachel była dziwnie tajemnicza, kiedy mówiła o niespodziance. Rudowłosa kobieta wepchnęła ubrania do szafy i zatrzasnęła drzwi. Czekała.
 W końcu drzwi otworzyły się z hukiem, ale to nie Blaise przyszedł ją odwiedzić. Ginny otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. To Marcus stał w drzwiach jej sypialni. Zaskoczenie mieszało się ze strachem. Po chwili mężczyzna zataczając się podszedł do łóżka Ginevry.
– Drzwi – wychrypiał i łypnął na nią przekrwionymi oczami. Gryfonka zamrugała gwałtownie kilka razy, a potem posłusznie podbiegła zamknąć drzwi. Plecami oparła się o ścianę i lustrowała Marcusa wzrokiem. Pijany mężczyzna odwrócił się do niej i przywołał Ginny gestem dłoni. Nie zareagowała od razu. Marcus patrzał na nią wyczekująco, w końcu dziewczyna zrobiła kilka niepewnych kroków w jego stronę. Dał jej znak, żeby podeszła jeszcze bliżej. Złapał ją za ramię i przyciągnął bliżej siebie. Serce Gryfonki tłukło się w piersi jak oszalałe. Strach. Znów strach zawładnął jej ciałem. Marcus  zmarszczył brwi, jakby próbował sobie przypomnieć, gdzie właściwie jest. W końcu skupił wzrok na twarzy Ginevry i mocniej zacisnął palce na jej ramieniu.
– Uciekaj – powiedział. Ginny była co najmniej zdezorientowana. W ogóle nic z tego nie rozumiała. Wzięła wdech i zapytała:
– Dokąd uciekać? Skąd?
– Uciekaj – powtórzył Marcus i puścił jej ramię.
– Dlaczego? – Cisza. – Dlaczego?! – podniosła głos, jednak  to nic nie dało. Pijany mężczyzna ledwo trzymał się na nogach. Mętnym wzrokiem wodził po pomieszczeniu. Uśmiechnął się pod nosem.
– Ładna klatka, ptaszyno. – Ginny po raz kolejny wzięła głęboki wdech, a potem powoli wypuściła powietrze przez usta.
– Czego to chcesz, Marcus? – Słysząc swoje imię mężczyzna spojrzał na rudowłosą Gryfonkę.
– Złota klatka – powiedział bez ładu i składu. Ginny podeszła do niego i chwyciła za ramiona. Potrząsnęła mężczyzną, znów skupił na niej wzrok.
– Uciekaj… zła pani, zła pani trzyma klatkę.
– O czym ty mówisz?! – Dziewczyna coraz bardziej się obawiała, już nie samego Marcusa, ale tego co mówił. 
– Klatka zostanie, ale bez ptaszyny. Tak, tak.
– Zwariowałeś, Marcus – powiedziała ozięble. Już w ogóle nie  rozumiała co mężczyzna ma na myśli. Dopiero po chwili się zorientowała, że to nie tylko alkohol powodował dziwne zachowanie jej gościa. Marcus miał szaleństwo w oczach, jakby nie był sobą.
– Coś się stało? – zapytała niepewnie Ginny, była zażenowana swoim strojem. Dopiero teraz zorientowała się jak jest ubrana.
– Uciekaj – powtórzył mężczyzna, a potem chwiejąc się na boki podszedł do drzwi. Ginny zeszła mu z drogi i stanęła, opierając się o toaletkę. Ciemnowłosy jegomość opuścił pokój z numerkiem dziewięć na drzwiach. Ginny próbowała wywnioskować coś z jego wizyty, jednak bezskutecznie. Kazał uciekać, ale kim on jest, aby go słuchać? Gryfonka nie opuściła swojego pokoju i czekała. Miała wrażenie, że czeka na coś całe życie. A może czekam na kogoś?  Przez ostatnie miesiące nie robiła nic innego, czekała. I chodź Rachel starała się jej zapewnić jak najlepsze warunki i swobodę, Ginny cały czas czuła się jak w klatce. Przez głowę przemknęły jej słowa Marcusa: Uciekaj… zła pani, zła pani trzyma klatkę. Czy miał na myśli Rachel? Jednak jej dalsze rozmyślania przerwał kolejny gość. Młoda kobieta widziała go pierwszy raz w życiu. Był prawie łysy, jedynie kępka jasnych włosów pośrodku głowy, niczym ptasie gniazdo, zasłaniały świecącą się skórę głowy. Uśmiechnął się do Ginny, ukazując trzy zęby. Dziewczyna skrzywiła się z niesmakiem.
– Zabłądził pan? – zapytała. Jednak coś jej mówiło, że mężczyzna doskonale wiedział gdzie się znajduje.
– Nie ślicznotko. – Znów obrzydliwy uśmiech.
– Rachel cię przysłała? – zapytała bez gródek Gryfonka. Już wiedziała co Marcus chciał jej powiedzieć. Uciekaj! Było to jasne polecenie, którego Ginny nie wykonała. Teraz pluła sobie w brodę. Chcesz, żeby odwiedzali cię inni? Głos Blaise’a rozbrzmiał w jej głowie. Prosiła Merlina, żeby ciemnowłosy mężczyzna wpadł frontowymi drzwiami i pomógł jej. Dziwny łysawy jegomość podszedł do niej i chwycił jej ramię. Odruchowo chciała się wyrwać, ale trzymał Ginny mocno.
– Mówiła, że będziesz się stawiać, ale to nie szkodzi. Twoja buźka wynagrodzi mi wszystko…
– Rachel? Rachel cię przysłała? – Ginny nie otrzymała odpowiedzi. Mężczyzna poprowadził dziewczynę do łóżka i chodź panna Weasley stawiała się ze wszystkich sił, została rzucona na miękką pościel.
– Niegrzeczna – mruknął pod nosem. Przygwoździł ją swoim ciałem i przytrzymał nadgarstki dziewczyny jedną ręką nad jej głową. Ginny wiła się i rzucała, sprzeciwiając się działaniom Johna.
– Nie będzie bolało – powiedział, ale w tym momencie Ginevrze udało się wymierzyć mężczyźnie cios kolanem w brzuch. To zbiło go na chwilę z tropu, ale kiedy się otrząsnął był jeszcze bardziej zaciekły niż wcześniej.
– Jednak będzie – syknął i wolną ręką sięgnął do majtek dziewczyny. Ginnny wrzasnęła kiedy jego szorstkie palce dotknęły cienkiego materiału.
– Zamknij się – uderzył ją w twarz, a potem zerwał czerwone stringi, szybkim szarpnięciem. Łzy płynęły po twarzy rudowłosej Gryfonki, nie wierzyła, że cały ten koszmar miał się powtórzyć. John nadal przytrzymywał ręce dziewczyny nad jej głową, a wolną ręką starał się odpiąć pasek spodni. Ginny wierciła się i próbowała wyrwać mężczyźnie, jednak po tym, jak wymierzył jej  drugi policzek, przestała. Nie miała siły przeżywać tego drugi raz. Kiedy John zsunął spodnie zacisnęła kurczowo nogi, odwróciła głowę. Czuła jego rękę starającą się rozdzielić jej złączone uda.
– Kurwa mać! – zaklął i uderzył Ginny w brzuch. Zbrakło jej powietrza i przez chwilę zelżyła uścisk. John wykorzystał to natychmiast i rozłączył jej nogi. Ginny modliła się, aby nie trwało to długo. Chciała stracić przytomność już teraz, chciała aby jej dusza odłączyła się od ciała. Chciała umrzeć. W tedy drzwi otworzyły się z hukiem. Usłyszała dwa, zakazane słowa, błysnęło i koszmar się skończył. Jakby nic się nie wydarzyło. John był martwy, jego bezwładne ciało, śmierdzące tytoniem zwaliło się na Ginny i przygniotło ją. Z trudem zepchnęła martwe ciało z łóżka na podłogę. Kiedy tylko ciężar Jona nie ciążył jej odetchnęła.
– Ginny… – Usłyszała łamiący się głos. Wiedziała, kto ją uratował, chciała, żeby to był on i tak się stało. Podniosła się do pozycji siedzącej i zaraz okryła się kołdrą. Rumieńce mimo wszystko wstąpił na jej policzki. Blaise nie zwracał na to wszystko uwagi, uklęknął przy jej łóżku, a jej drobną twarz objął rękoma.
– Nic ci nie jest – szepnął, jakby chciał to wmówić sam sobie. Łzy strachu, bólu i smutku, zmieniły się w łzy radości. Ginny płakała wtulona w tors Ślizgona.
– Już nigdy cię nie zostawię, już nigdy – powtarzał, tuląc ją do siebie. Jednak oboje szybko się otrząsnęli.
 – Zabiłeś człowieka, Blaise – uświadomiła sobie Ginevra i oderwała się od swojego wybawcy.
– To nie jest nasz największy problem, Rachel nie da ci spokoju, musisz uciekać.
– Zabiłeś go – powtórzyła Ginny, nie zwracając uwagi na słowa Blaise’a.
– To nic, Ginny. Musisz uciekać.
– Dokąd? Mogę trafić tylko gorzej.
– Ucieknij ze mną Ginny. Zostań ze mną na zawsze – wyszeptał ostatnie słowa patrząc w jej oczy.
– To się nie uda, nie możesz ukrywać zdrajczyni krwi, Blaise. Zabiją nas oboje. – Pocałował ją gwałtownie, jakby miała zaraz uciec.
– Nigdy tak nie mów , zrozumiałaś? Masz rację, nie mogę ukrywać Ginny Weasley, zdrajczyni krwi o płomiennych włosach. – Iskierki nadziei w jej oczach zgasły tak szybko jak się pojawiły. Jednak Zabini kontynuował:
– Ale mogę zamieszkać z Ginny McGeals, brunetką o czystej krwi.
– Blaise… - wyszeptała załamana, nie chciała do końca życia udawać. Głos odmówił jej posłuszeństwa.
– Wszystko będzie dobrze. – Przytulił ją do piersi. W takiej pozycji przesiedzieli dobre pół godziny. W końcu Ślizgon wstał i podniósł swoją różdżkę, którą upuścił zaraz po rzuceniu morderczego zaklęcia. Poturlała się pod toaletkę. Brunet rozejrzał się po pokoju. Trup leżący koło łóżka, jednak rzucał się w oczy.
– Ginny? – powiedział, chcąc skupić na sobie jej uwagę. Dziewczyna podniosła na niego wzrok niebieskich oczu.
– Ubierz się, dobrze? – Gryfonka pośpiesznie wstała z łóżka, starannie omijając ciało Johna. Podeszła do szafy, nadaj owinięta pierzyną i pośpiesznie ubrała bieliznę i długie, sztruksowe spodnie. Narzuciła również niebieski sweter. Kiedy tylko odeszła od szafy zostawiając kołdrę na podłodze, Blaise machnął różdżką i ciało Johna poderwało się z ziemi. Przelewitował je przez pokój i zamknął w szafie. Ginny ubrała szybko buty na bose stopy.
– Ginny? – powtórzył jej imię, kiedy za pomocą zaklęcia uprzątnął pokój. Spojrzała na niego niepewnie, jednak Blaise dostrzegł na twarzy rudowłosej coś więcej niż niepewność. Nadzieję? Być może.
– Tak? – powiedziała ochryple, bo nagle głos odmówił jej posłuszeństwa. Jakaś gula utknęła dziewczynie w gardle. Zabini uśmiechnął się przelotnie, pokręcił głową, ale nic nie powiedział. Ginny rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłaby wziąć ze sobą, jednak nic nie znalazła. Uświadomiła sobie, że pokój z numerem dziewięć, który jeszcze niedawno nazwałaby jej miejscem na ziemi, (może nawet domem?) nigdy nie był niczym więcej niż klatką. Znów naszły ją wątpliwość. Skąd Marcus o wszystkim wiedział? Czy to jakiś test? Jak mam zaufać Blaisowi? Nie znała odpowiedzi.
– Jeszcze jedno – przypomniał sobie Zabini. Spojrzała na niego załzawionymi oczami, nawet nie wiedziała, kiedy jej policzki stały się wilgotne od łez.
– Włosy… - bąknął niby od niechcenia. Ginny nie zrozumiała o czym mówi. Ślizgon podszedł do toaletki z okrągłym lustrem w zdobionej ramię. Ginny niepewnie usiadła na taborecie, mężczyzna położył ręce na jej ramionach. Odetchnęła i przymknęła na chwilę oczy. Zaraz Zabini wyciągnął niewielki nóż z zaostrzonym ostrzem. Chwycił pukiel rudych włosów dziewczyny lewą ręką. Uważał, że są one jej chlubą, jej ozdobą. Były częścią, tej małej kobietki. Nie wierzył i nie chciał jej tego odebrać. Nie zastanawiał się długo, jednym sprawnym ruchem ręki sprawił, że pukiel czerwonych włosów spadł na podłogę. Ginny wolała nie patrzeć na to wszystko. Czuła jakby ktoś odebrał jej część ciała. To tylko włosy, odrosną. Powtarzała sobie, ale mimo wszystko uroniła kilka łez. Blaise za pomocą noża dość szybko sprawił, że włosy które parę minut temu sięgały dziewczynie połowy pleców, teraz ledwie dotykały ramion. Ginny spojrzała w lustro i ich spojrzenia spotkały się.
– Nadal jesteś piękna – szepnął Zabini i podał jej rękę, pomagając wstać. Schował nóż do kieszeni spodni.
– Co teraz? – zapytała dziewczyna.
– Teraz, pójdziemy dalej – odpowiedział nieco filozoficznie – razem – dodał, chwytając jej dłoń. Machnął różdżką i sprawił, że włosy Ginny przybrały ciemnobrązową barwę. Kiedy opuszczali budynek, Ginny czuła się dziwnie. Myślała, że w końcu odetchnie. Poczuje ulgę, ale to się nie stało. Wolność, której tak zawsze pragnęła okazała się być tylko ulotnym marzeniem. Myślała, że to Marcus pozbawił ją wolności, a Rachel z czasem jej ją oddała. Teraz, uciekała od Rachel z Zabinim, ale mimo to nie czuła się jak wolny człowiek. Wolność to pojęcie względne. Pomyślała opuszczając budynek z wyblakłym szyldem. „Spadające gwiazdy” głosił napis.

***

2 lata później…

Ciemnowłosa kobieta szybkim krokiem minęła sklep z miotłami. Nie miała czasu na podziwianie wystaw sklepowych, już dziś miała go zobaczyć. Mimowolnie uśmiech wkradł się na jej usta. Zwiewny materiał omiatał jej kostki, a buty na niewielkim obcasie cicho stukały, kiedy szła.
– Dzień dobry, pani Zabini. – Nie odpowiedziała od razu, cały dzień była rozkojarzona.
– Tak, dzień dobry. – Obdarzyła mężczyznę przyjaznym uśmiechem.
– Dziś wraca, prawda? – zapytał Felman, choć doskonale znał odpowiedź. Kobieta kiwnęła głową.  – Nie zatrzymuję pani dłużej. – Mężczyzna ukłonił się nisko i na powrót zajął się zmiataniem ganku swojego pubu.
Tego ranka kobieta mijała wiele znajomych twarzy, ale nie zatrzymywała się. Chciała jak najszybciej dotrzeć do stacji. Mogłaby się aportować, ale nie chciała używać czarów, jeśli to nie była absolutna konieczność. Po co zwracać uwagę? Jej serce zabiło szybciej, kiedy wielki zegar znajdujący się nad numerem peronu wskazał jedenastą. Wiedziała, że za chwilę się pojawi.  Jak zawsze się stresowała, ale niepokój był nieodłącznym elementem jej życia. Nie raz i nie dwa myślała o tym, że może nie wrócić. Służba u Czarnego Pana zobowiązuje do pewnego ryzyka. Podjęła je, podjęli je, oboje.
 Nagle tuż za sobą usłyszała charakterystyczny trzask, towarzyszył on aportacji. Odwróciła się natychmiast, a Blaise chwycił ją w tali i tuląc do siebie, podniósł ponad ziemię. Zrobił pełny obrót, zanim stopy kobiety dotknęły podłogi. Jak zwykle miała łzy szczęścia w oczach. Sykali się czołami.
– Cieszę się, że żyjesz – wyszeptała wprost do jego ust, a potem mężczyzna przylgnął ustami do jej warg. Kiedy w końcu zabrakło im tchu, kobieta przerwała pocałunek. Objął dłońmi jej twarz.  Być może byli za młodzi na małżeństwo, być może zbyt nieodpowiedzialni na mieszkanie z dala od domu.  Być może mroczny znak wypalony na przedramieniu mężczyzny kiedyś ich zniszczy. Być może nadejdzie dzień kiedy,  kobieta będzie czekała, a on nie wróci. Być może, ale to nie obchodziło ich zupełnie.
– Kocham cię, Ginny. – Wiedział to już od dawna, jednak za każdym razem powtarzał z większym przekonaniem i wiarą. 












Komentarze

  1. Bardzooo.. Dziękuję ! Miniaturka taka jak lubię (If you know what i mean) Wychodzi na to,że ten no rozdziału nie ma przeze mnie, ale MACIE MINIATURKĘ, POWIADAM IDZCIE I CZYTAJCIE :p Naprawdę warto przeczytać :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla takiej miniaturki warto poświęcić rozdział!

      Usuń
  2. Wspaniała miniaturka. Długość idealna! Zawarłaś w niej wszystko, czego od dawna szukałam. Pomimo strasznej otoczki, bohaterowie znaleźli szczęście... w sobie. Stali się swoją ostoją. Wspaniałe! Na końcu chciało mi się płakać... Cieszę się, że wszystko ułożyło się dobrze!

    Życzę dużo weny i zapraszam do mnie,
    http://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne :)
    Lubię Blinny. Początek okropny, ale nie chodzi mi o styl pisania :)
    Po prostu reszta zginęła, Ginny sprzedana, potem w Burdelu…
    Zmiana charakteru Blaise'a.
    Właściwie dużo nie napiszę, ale bardzo mi się podobało ;)
    Pozdrawiam, The Grey Lady (dawniej Szara Dama)
    http://zyj-szczesliwie-nowe-pokolenie.blogspot.com/ – nowy blog

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. jeej :D jaka długa miniaturka!!!!! <3 <3 ale w dodatku taka cudowna, że miód malina :* niektóre sceny były dość drastyczne no i wgl cała ta miniaturka była dość poważna, ale ma swój urok :P czekam na kolejny rozdział!! Już nie mogę się doczekać co tam się dalej wydarzy u naszych bohaterów :D pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zrobisz miniaturkę Drapple?

    OdpowiedzUsuń
  7. Miniaturka super tylko kiedy będzie rozdział ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy rozdział 50?

    OdpowiedzUsuń
  9. Gdzie nowy rozdział? :(

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam mieszane uczucia czytając to . nie wiem czy mi się podobało:( Chociaż z drugiej strony przynajmniej ona przeżyła nie napisałaś co się stało z ganger

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty